Forum Stajnia Centralna Strona Główna Stajnia Centralna
Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Deewana - Treningi

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nojec
Pracownik



Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Star Horses

PostWysłany: Sob 19:23, 21 Mar 2009    Temat postu: Deewana - Treningi

Środa 24 września
Dzisiaj pierwszy dzień z Deewaną Zaczniemy od zapoznania się na lonży

*wchodzę do stajni* *witam się z koniem, daję cukierka* *biorę sprzęt i szczotki i czyszczę Deewanę* *zakładam pas do lonżowania i kiełznam*
*wychodzę na zewnątrz*

*rozwijam lonżę*
*stęp*
*przejścia stęp-kłus*
*ćwiczenia na rozluźnienie*
*przejścia kłus-galop*
*galop na obie nogi*
*Deew oszalała i biega jak opętana i strzela barany*
*po 5 kołach uspokaja się*
*kłus*
*utawiam drągi po kole i zaczynamy pracę*
*drągi z kłusa*
*drągi z galopu*
*ustawiam cavaletti*
*cavaletti z galopu*
*cavaletti z galopu*
*kłus*
*stęp*
*trzy stacjonaty z galopu(30cm-czysto)*
*stacjonata, stacjonata, oxer(40cm,40cm, 60cm-wyłamanie na oxerze)*
*ponowny najazd*
-szyyyst-*bat*
*stacjonata, stacjonata, oxer(40cm,40cm, 60cm-czysto)
*kłus*
*stęp*

*Idę z Deew do boksu* *zdejmuję pas i ogłowie* *odnoszę sprzęt* *głaszczę* *wychodzę*

Informacja dla właścicielki:
Deewana ma bardzo dobry styl skoku, ale nie pracuje zadem... Jest bardzo żywiołowa i powinna dostawać mniej paszy, bo ją po prostu roznosi

21.09.2008 by Zojka


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nojec dnia Pią 21:01, 09 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nojec
Pracownik



Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Star Horses

PostWysłany: Sob 19:23, 21 Mar 2009    Temat postu:

Uwaga!!! W poniedziałki konie oddane w trening wyprowadzam na pastwisko. Nie biorę za to opłaty!

*Wchodzę* *witam Deewanę* *zakładam kantar i zapinam uwiąz* *wychodzimy z boksu* *idziemy na pastwisko* *puszczam ją* *galopuje do innych koni brykając radośnie* *Deew tarza się* *wychodzę*

by Zojka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 11:15, 16 Maj 2009    Temat postu:

Wpadłam dziś do Deewany. Klacz wyglądała z boksu i kuliła się, gdy ktokolwiek przechodził. Zapominając o jakimkolwiek strachu podeszłam do niej i zaczęłam głaskać. Początkowo jej reakcją było skulenie uszu, zrobienie groźnej miny i próba ugryzienia. Następnie cofnięcie się w głąb boksu i ponowne podejście do mnie. Delikatnie chwyciłam kasztankę za kantar i zaczęłam głaskać. Delikatnie masowałam uszy, okolice oczy, pysk i grzbiet szyi klaczy. Po 15 min młoda zaczęła się uspokajać, przestała kulić uszy i skończyła z próbami gryzienia. Gdy skończyłam, do kantarka dopięłam uwiąz i wyszłyśmy z Dewą na plac, gdzie ją uwiązałam i zabrałam się za czyszczenie.
Najpierw rozczesałam zaklejki, które masowo usadowiły się na jej grzbiecie.
-Fajnie było na padoku co? - Zaczęłam mówić do klaczy, która zaczynała się niepokoić i kombinować. Wzięłam miękką szczotkę i dokładnie wyczesałam nią kasztankę. Nadeszła pora na kopyta. Devi ładnie podała wszystkie nogi, za co została sowicie pochwalona. Na koniec rozczesałam i przycięłam grzywę i ogon.
Ponieważ coś nie pasowało mi w ruchu klaczy z boksu pooprowadzałam ją stępem i kłusem wokół placu. Moje obawy były słuszne. Dev można by powiedzieć kulała, a raczej miała niesamowicie usztywnioną prawą część ciała. Gdy chodziła, była cała spięta, unikała ruchu. Uwiązałam ją więc z powrotem i zaczęłam rozmasowywać napięte mięśnie. Czułam, że są mocno usztywnione i jeden zabieg masażu tego nie zlikwiduje, lecz pomoże obolałej klaczy. Dokładnie, długo i starannie masowałam każdy mięsień Deewany. Młoda zaczęła się rozluźniać, napięcie stopniowo przechodziło.
W końcu wymasowałam wszystkie mięśnie, nie mogłam więcej, bo to nie miałoby sensu. Wzięłam więc ogłowie i założyłam je młodej. Ruszyłyśmy na round-pen. Postanowiłam polonżować klacz tak, by się rozluźniła. Puściłam ją stępem po kole.
Devi szła wolno, widać było, że jest lepiej, lecz to jeszcze nie wystarcza, by zacząć jakąś pracę. Po 10 min stępa na napiętą stronę przepięłam klacz i 5 min w drugą. Następnie pogoniłam do kłusa. Widać było poprawę, Deewana szła o wiele lżej i zaczynała nawet parskać. Przeszłyśmy do stępa i zatrzymałam ją. Podeszłam i zaczęłam dotykać po całym ciele.
Dev zaakceptowała mój dotyk na szyi, głowie, łopatce, grzbiecie i części brzucha. Przy zadzie i w okolicach słabizny próbowała kopać czy też gryźć. Cały czas dotykałam dłonią tych okolic, aż w końcu Deewana zaakceptowała dotyk na zadzie i koło słabizny. Poćwiczyłyśmy to z obu stron i dałam młodej spokój. Nad dotykiem przy słabiźnie będziemy pracować niedługo. Przepięłam lonżę i puściłam klacz stępem po kole. 5 min stępa i kłus. Devi prawie całkowicie się rozluźniła i przestała kuleć. 10 min kłusa na słabszą stronę i 10 na drugą, następnie galop. Stwierdziłam, że 5 min galopu w obie strony jej nie zaszkodzi, a może nawet i pomoże. Deewana szła szybko, strzeliła nawet kilka baranków. Przejście do kłusa, do stępa i w drugą stronę. Chwilka stępa, następnie kłus i galop. Po 5 min do kłusa i kłusujemy. Dewa była zadowolona, parskała, chodziła rozluźniona i odprężona. Rozkłusowałam, następnie rozstępowałam kobyłę.
Wyszłyśmy z lonżownika i kierowałyśmy się do stajni. Tam wyczyściłam klaczy kopyta, rozczesałam grzywę i ogon, następnie wprowadziłam do boksu i dałam jabłko. Zostawiłam kasztankę w spokoju i poszłam wykonać inne zadania.

+160 hrs


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 9:11, 22 Maj 2009    Temat postu:

Po treningu z Roki wzięłam na ogień Deewanę.Klacz musi zacząć pracować, bo taka młoda to wcale nie jest. Z siodlarni przytargałam czaprak, pas, ogłowie i lonżę. Dee czekała na mnie boksie. Była czysta, co zawdzięczam sobie i temu, że wstaję niesamowicie wcześnie i od razu idę pracować.
-Cześć Dewi - Powiedziałam do klaczy nie zwracając uwagi na skulone uszy i groźny wyraz pyska. Poklepałam kasztankę po szyi i założyłam jej ogłowie. Deewana stała zdezorientowana dlaczego ja się jej nie wystraszyłam. Poklepałam ją i sięgnęłam po czaprak. Założyłam go wiercącej się kobyle a następnie zapięłam na nim pas, do którego przymocowałam wodze. Następnie wzięłam owijki i założyłam je na nogi klaczy.
Ruszyłyśmy na lonżownik. Po drodze spotkałyśmy Blacky, która stwierdziła iż jestem szalona, skoro chcę popełnić samobójstwo. Ja tylko się zaśmiałam i weszłyśmy na round-pen. Blacky stanęła przy ogrodzeniu i obserwowała, jak to męczę się z klaczuchą. Najpierw podciągnęłam rudej popręg, za co mało nie oberwałam kopytem i zębami. Nic sobie z tego nie robiąc poprawiłam umocowanie wodzy, sprawdziłam czy lonża jest dobrze i puściłam klacz po okręgu. Ta od razu skuliła uszy i bryknęła.
-Dewi! - Skarciłam kobyłę, która wyraźnie coś kombinowała. Po 5 minutach stępa pogoniłam ją do kłusa. Ruda wypruła do przodu strzelając barany w każdą stronę.
-Dee! - Krzyknęłam i szarpnęłam lonżą. Klacz uspokoiła się, lecz wciąż gryzła wędzidło. Zatrzymałam ją. Podeszłam i sprawdziłam pas-był dużo za luźny. Podciągnęłam więc go i skróciłam wodze tak, by kobyła nie miała możliwości zbytniego brykania. Puściłam ją stępem w drugą stronę. Po 5 min kłus. Devi zachowywała się już o wiele lepiej. W końcu przestała uciekać od tego wszystkiego, a zaczęła pracować. Szczególny nacisk nałożyłam na pracę jej zadu, która była słaba. Po kilku minutach lonży klacz zaczęła świetnie podstawiać zad, zaczęła nim naprawdę pracować, za to odciążyła przód. Ładnie ustawiła główkę i szła tak w dobrym tempie, żując wędzidło.
-I co? - Powiedziałam w stronę Blacky jednocześnie zatrzymując Dee by przepiąć lonżę.
-no proszę, proszę. Robicie postępy - Powiedziała i zaczęła się śmiać. Ja natomiast puściłam Deewanę stępem w drugą stronę. Chwila stępa i kłus. Ruda całkowicie zaprzestała prób buntu, szła z ślicznie podstawionym zadkiem, który mocno pracował, grzbiet miała zaokrąglony, a główka ślicznie ustawiona w idealnym miejscu. Gdy młoda się wykłusowała pogoniłam ją do galopu. Wystarczyło cmoknąć dwa razy, a ta wypruła szybko przed siebie strzelając na starcie baranka. Po chwili zwolniła i zaczęła ponownie pracować zadem, chodzić z zaokrąglonym grzbietem i ustawionym łebkiem. Wyglądała ślicznie. Początkowo żuła wędzidło, lecz po 2 kołach przestała. Galopowałyśmy tak przez 5 minut, następnie do stępa, przepięłam lonżę i kłus. Koło kłusem i galop.
Ku mojemu uradowaniu Dee przestała brykać, chodziła podstawiona i zebrana, ładnie szukała kontaktu i naprawdę świetnie pracowała. Ta kobyłka ma naprawdę duże predyspozycje i szkoda by je zmarnować. Mile zaskoczyło mnie też to, że Devi zawsze zagalopuje na dobrą nogę. Zwolniłyśmy do kłusa i do stępa. Poprosiłam Blacky, by ustawiła tu jakieś 3 drągi na kłus i 1-2 kawaletkę na galop. Chciałam sprawdzić, jak młodej wychodzą małe skoki. Gdy Blacky ustawiała przeszkody(drągi na mniejszym kole, kilka kawaletek na większym) ja stępowałam z Dee poluźniając jej wodze, które przepięłam na pasie w inne miejsce, a na kilka minut nawet odpięłam. W końcu wszystko było gotowe. Na mniejszym kole znajdowały się 2 drągi na przemian z 2 kawaletkami. Na większym zaś były 2 kawaletki 30 cm na jedno foule i 2 kawaletki na sobie ustawione razem na 50 cm.
Puściłam Dee po kole i pogoniłam do kłusa. Nakierowałam na drągi, które ta przejechała z ogromną łatwością. No to jeszcze drugi raz i galop.
Szereg z koziołków okazał się być za wąski, przez co Devi wzięła go na skok-wyskok. Następna stacjonatka poszła jak pomaśle. Czym prędzej Blacky poprawiła szereg cavaletti a stacjonatę podniosła o 10 cm. Kiedy dziewczyna to wykonywała ja przejeżdżałam z Deewaną kłusem przez drągi i cavaletti ustawione na 30 cm. Klacz radziła sobie dobrze, przejazdy nie sprawiały jej jakiś większych trudności. W końcu cmoknęłam dwa razy i galopem nakierowałam rudą na szereg. Poszedł gładko, stacjonata również. Postanowiłam nie męczyć już jej dzisiaj więc zatrzymałam ją na chwilę. Odpięłam lonżę, wodze zaś odpięłam od pasa.
-Joanne. Co ty chcesz zrobić? - Blacky wyglądała na z lekka zdenerwowaną.
-Zgadnij i choć mi tu pomóż - Odparłam na co dziewczyna podeszła do mnie i podsadziła mnie na konia.
-Ale ty wiesz, że to samobójstwo?
-Chyba żartujesz. Ja mam zamiar żyć, a Dee będzie grzeczna. - Odparłam i ruszyłam z kobyłą kłusem.
Deewana szła grzecznie, nie odpierała się, była szalenie wygodna. Jedyną wadą tego wszystkiego był pas, który po chwili ściągnęłam razem z czaprakiem. W końcu miałam jazdę na oklep na ognistej klaczy. Dałam Dee luźną wodzę i najeżdżamy na drągi. Poszło gładko, ta klacz naprawdę ma duże predyspozycje nie tylko skokowe. Rozkłusowałam ją przez 10 minut, potem występowałam, ale to już na maneżu, bo lonżownik był nieźle zapchany. Po 10 min stępowania zatrzymałam Rudą, zsiadłam z niej, wyklepałam, wychwaliłam i wracamy do boksu. Kochana Blacky zdążyła odnieść już czaprak z pasem, za co jestem jej bardzo wdzięczna. Przed boksem rozsiodłałam klacz z tego co miała, wyczyściłam ją, kopytka wysmarowałam smarem, a grzywkę po raz setny poukładałam i wyrównałam(co chwila znajdywało się włosy, które były za długie itd.) na myjce schłodziłam klaczy nogi a potem zaprowadziłam do boksu, gdzie dostała marchewkę i gdzie zostawiłam ją na resztę dzisiejszego dnia.

+160 hrs


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Pią 9:12, 22 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 13:54, 28 Maj 2009    Temat postu:

Postanowiłam zacząć dziś od Dee. Gdy przyszłam klacz właśnie wypasała się na padoku. Wzięłam więc siodło, ogłowie, owijki, czaprak i szczotki klaczy z siodlarni, następnie zanosząc je do słupka na placu, gdzie chciałam wyczyścić i osiodłać kobylastą. Dla siebie naszykowałam tam toczek i bata, zaś z uwiązem w ręku ruszyłam po młodą.
-Devi! - Zawołałam przechodząc przez ogrodzenie. Ruda zwróciła ku mnie uszy i podeszła, potem zaś uciekła kuląc się.
Westchnęłam. Zapomniałam, że ją trudno jest ściągnąć z padoku. Wyciągnęłam z kieszeni cukierka i lekko pochylona podeszłam do Deewany. Klacz postawiła uszy i sięgnęła po cukierka. Gdy kobyła brała go z mojej ręki szybko chwyciłam za kantar i przytrzymałam mocno, póki klacz przestała się szamotać. Następnie podpięłam uwiąz i ruszamy do bramki.
-No widzisz? Nie opłaca się uciekać prze de mną, bo prędzej czy później i tak Cię złapię - Powiedziałam do klaczy, która była wyraźnie niezadowolona. Wyszłyśmy z padoku i skierowałyśmy się na plac. Tam uwiązałam rudzielca i zabrałam się za czyszczenie. Ku mojej uciesze Dee rozpoznała, kto się nią zajmuje i zaczęła mnie przyjacielsko zaczepiać, nic nie robiąc z tego, że szoruję ją po słabiźnie w celu usunięcia zaklejek. Ogarnęła mnie radość, bo kobyła, która pałała agresją do człowieka dla mnie była po prostu przytulanką. Szybko ją wyczyściłam, wysmarowałam i zabrałam się za siodłanie. Najpierw siodło z czaprakiem, potem ogłowie i na koniec owijki. Ja założyłam toczek, cmoknęłam rudą w chrapy i ruszamy.
Naszym celem był maneż - teraz pusty, bo większość opiekunów albo była nieobecna, albo spacerowała z końmi w terenie, albo trenowała z końmi na parkurze lub jeszcze gdzieś indziej. Poszczególne osoby siedziały i odpoczywały po ciężkiej pracy, jedna dziewczyna lonżowała jakiegoś gniadosza, zaś na maneżu panowała pustka. Weszłyśmy na plac i zatrzymałyśmy się pośrodku. Podciągnęłam Dee popręg, uregulowałam strzemiona i wsiadłam. Dałam Deewanie sygnał do stępa i jedziemy.
Pracę zaczęłyśmy już po 5 minutach stępa. Najpierw wolty, skręty, zmiany kierunków i inne tego typu ćwiczenia. Potem jakieś niewielkie zebrania, podstawienia i w końcu zakłusowanie. Razem z Dee zrobiłyśmy jedno koło w kłusie na luźnej wodzy, następnie nabrałam je, zebrałam z lekka klacz i różne ćwiczenia na elastyczność poczynając od wolt, kończąc na serpentynie. W końcu, po 10 minutach pracy zebrałam klacz, podstawiłam i ćwiczymy przejścia kłus-stój-kłus. Początkowo Dee nie za bardzo chciała się zatrzymywać, lecz po dłuższym czasie ćwiczeń płynnie i spokojnie przechodziła na najlżejsze sygnały. Zatrzymałam rudą, i spróbowałam cofnąć kilka kroków. Najpierw młoda automatycznie ruszyła do przodu, ale po 3 podejściach cofnęła się ładnych 5 kroków.
-Dobra klaczka! - Poklepałam kasztankę i kłus ze stój.
Nakierowałam Rudą na cavaletti ustawione na wysokość 30 cm. Dee spokojnie przez nie przeszła, strzelając na koniec niewielkiego baranka. Poklepałam ją i najechałyśmy sobie jeszcze po 2 razy z tej i 3 razy z drugiej strony.
Wróciłyśmy na ścianę i w najbliższym narożniku zagalopowanie. Nie obyło się bez serii bryków, dość wysokich i mocnych, lecz jakoś je wytrzymałam i po chwili galopowałyśmy z Dee w żwawym tempie. Młoda świetnie reagowała na pomoce, w ogóle jej nie poznawałam. Co doprowadziło do tego, że tak ognisty koń zaczął chodzić jak marzenie? To pytanie dręczyło mnie bezlitośnie. Devi miała bardzo wygodny i płynny galop. Zaczęłyśmy robić wolty, następnie zebrałam i podstawiłam klacz. Przyszło nam to dość opornie. Deewana koniecznie uciekała ustawieniem na zewnątrz, więc zadziałałam i ustawiłam kobylastą jak trzeba. Po chwili moje rude marzenie chodziło pięknie ustawione, ślicznie podstawiając zadek i idąc żwawo, z impulsem. Galop po przekątnej i przejście do kłusa. Zmieniłyśmy kierunek i zagalopowanie w drugą stronę.
Deewana zaczęła gwałtownie brykać i rzucać się, ja zaś się spięłam i cały czas próbowałam trzymać kobyłę na ścianie, bo w środku było już kilka koni. Niestety, Dev rzuciła się nagle w bok, bryknęła i leżałam na ziemi. Cały czas trzymałam wodze, kobyła przeciągnęła mnie trochę po zmieni, ale szarpnęłam i stanęła.
-Nie wolno! - Krzyknęłam dając klaczy po łopatce. Ta tylko odskoczyła i stanęła z powrotem. - Dee. Nie wolno Ci tak robić, mogłaś zrobić krzywdę zarówno mnie jak i innym. - Zaczęłam spokojnie przemawiać do kobyły, której serce waliło dość mocno. Chyba dawno nie miała takiej sytuacji i była zszokowana.
Gdy już się uspokoiłyśmy wsiadłam i ruszyłyśmy stępem. Dziewczyny pytały się, czy ze mną wszystko okej, odpowiadałam, że tak. Po 5 min stępa zakłusowanie i w narożniku galop. Dev tym razem ruszyła ładnie, wręcz ostrożnie, w ogóle nie bryknęła ani razu.
Wykonałyśmy jedno okrążenie na luzie i zaczęła się praca. Powiem tak - Dee musi nieźle popracować z chodzeniem na lewą stronę. Najpierw praca nad zebraniem klaczy, która szła rozwleczona jak niewiadomo co. Devi ładnie zareagowała na moje pomoce i po chwili szła zebrana, podstawiona, więc wykonałyśmy woltę w narożniku. Wyszła nam ona bardzo ładnie, więc w następnych narożnikach wykonałyśmy kolejne wolty. I tak 2 okrążenia. Następnie popracowałam nad ustawieniem klaczy, która znowu zaczęła uciekać zbytnio na zewnątrz. Następne koło wykonałyśmy już w idealnym ustawieniu. Teraz ponownie wykonałyśmy kilka wolt, galop po przekątnej i do kłusa.
W kłusie dałam klaczy odpocząć, potem poprzejeżdżałyśmy przez cavaletti i rozkłusowanie. Dałam rudej luźną wodzę i po 5 min do stępa. Rozstępowałam spoconą kobylastą póki nie ochłonęła i podeschła, następnie zatrzymałam, zsiadłam, poluźniłam popręg, podpięłam strzemiona i wracamy.
-No i co? Aż tak strasznie było? - Poklepałam klacz i zatrzymałam przed boksem. Rozsiodłałam, wytarłam i zaprowadziłam na myjkę, gdzie schłodziłam jej ścięgna, a ponieważ było cieplutko i wcześnie wypuściłam na padok. Po godzinie zebrałam klaczuchę i wykąpałam dokładnie szorując. Była niemała zabawa z pianą, obydwie byłyśmy z rudą całe białe. W końcu zbierakiem do wody ściągnęłam jej największą ilość(wody oczywiście), wytarłam klacz dokładnie, rozczesałam to co się dało, a kopytka wysmarowałam smarem. Na Dee założyłam derkę, i poszłyśmy do lasu. Zachciało mi się szaleństwa, więc wsiadłam na klacz i pojeździłam na dzikusce przez ponad 15 minut, aż w końcu wróciłyśmy zadowolone. Devi była sucha, a ja miałam zaciesz, bo siedziałam na niej na oklep i na kantarku. Odstawiłam kobyłę do boksu, wypieściłam, wychwaliłam, dałam marchewkę i zostawiłam samą odnosząc wcześniej sprzęt na miejsce.

+180 hrs


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Czw 16:49, 28 Maj 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:19, 21 Wrz 2009    Temat postu:

Ze względu na zbliżające się zawody postanowiłam wziąć dziś Dee na trening. Ruda czekała na mnie uwiązana na stoisku przez kochaną NojNojkę, która nie zdążyła mi jej przygotować, bo nadgorliwa Joann się pospieszyła Smile. Szybko więc się przywitałam z dziewczyną i klaczą no i zaczęłam czyścić. Zmiany, jakie zaszły w rudej były niesamowite. Zero wiercenia, złośliwości czy agresji - zupełnie inny koń. Nie wiem, czy ktoś się nią zajmował, czy po prostu stwierdziła, że zmieni swoje zachowanie bo nie chce wciąż walczyć z człowiekiem i dotarło do niej, że nic groźnego nie chcemy jej zrobić. Szczotkowanie poszło szybko, bo Deewana jest schludnym koniem, po za tym nie było na padoku błota. Przy kopytach lekko się wierciła, ale to nic w porównaniu z tym co było. W nagrodę za dobre zachowanie przy pielęgnacji dałam kawałek marchewki i sięgnęłam po siodło. Rudi skuliła na chwilę uszy, lecz potem, gdy obwąchała podstawiony pod nos sprzęt spokojnie i na luzie przyjęła go. Zapięłam popręg na pierwszą dziurkę i złapałam owijki. Tu było trochę nerwów, bo z niewiadomych powodów Devi bała się ich i po dokładnym obejrzeniu każdej z nich i zabawą nimi w friendly game pozwoliła sobie założyć. No to na koniec ogłowie z nachrapnikiem kombinowanym, na moją głowę toczek no i rękawiczki obowiązkowo. Dodatkowo dla ułatwienia pracy ujeżdżeniówka w rękę i idziemy na halę. Tam podciąganie popręgu, regulacja strzemion i wsiadanie.
Dałam lekką łydeczkę i rozpoczęłyśmy trening. Najpierw nakłoniłam Deewanę do wejścia na lekki kontakt a potem ćwiczenia rozprężające typu duże wolty, jazda po slalomach, serpentynach, częste zmiany kierunków, jakieś drążki a z upływem czasu coraz trudniejsze ćwiczenia aż w końcu wykonywałyśmy wąskie wolty, przejścia i zmiany tempa w stępie, a gdy poczułam, że Ruda już dobrze chodzi i się rozgrzała dałam lekką łydkę i kłus. No to po 2 koła na luzie, potem jakieś duże wolty, półwolty, różnorodne zmiany kierunków, jakieś serpentyny, wężyki, przekątne wszystko różnorodnie wykonane. Klacz była zainteresowana jazdą, szła w dobrym ustawieniu i utrzymywała świetny kontakt z ręką. W końcu przeszłyśmy do kłusowania po elipsie, by Ruda miała większą dążność naprzód. Poprzejeżdżałyśmy też przez drągi aż w końcu wzięłyśmy się za pracę nad przejściami. Najpierw moje ulubione ćwiczenie czyli 10 kroków kłusa-10 stępa-stój 10" - stęp 10 kroków - kłus 10 kroków. I tak w kółko, póki nie wlezie. Rudi szybko załapała i już po 1 okrążeniu na nogę mogłyśmy przejść do przejść kłus-stój-kłus. Początkowo było trudno, klacz średnio rozumiała o co mi chodzi i spięła się, jednak po rozluźnianiu i chwili odpoczynku w genialny sposób skapała i wykonywałyśmy naprawdę ładne przejścia. No to chwila odpoczynku w stępie, przez zagalopowaniem. Oczywiście wykonywałyśmy jakieś elementy typu żucie z ręki, duże wolty etc. Kilka minut później lekka łydka i kłus. Kobyła rwała do przodu więc od razu wolty, zmiany kierunków, drągi a potem po 1 razie na nogę żucie z ręki. W końcu gdy już wszystko było poskładane i opanowane wykonałam półparadę i zagalopowanie. Poszło gładko, przejście było płynne i zrównoważone. Galopem wykonałyśmy 2 okrążenia na luzie, potem półparada i duża wolta. Porobiłyśmy jeszcze kilka takich ćwiczeń aż w końcu wolty były naprawdę wąskie. No to jeszcze kilka jakiś wężyków i serpentyn, potem przejście do kłusa i zmiana kierunku. Zagalopowanie i to samo w drugą stronę. Wolty były dość kanciaste, lecz po szeregu ćwiczeń i ten element wychodził nam odpowiednio. No to Już nie mając nic więcej do ćwiczenia w samym galopie przejście do kłusa i jakieś dłuższe odcinki pracy. No to kłusem wyjazd na środek i zatrzymanie. Chwila stania i kłus. Potem przekątna w kłusie i pośrodku długiej ściany stęp pośredni. Na krótkiej ścianie swobodny, potem pośredni i kłus. duża wolta i zmiana kierunku przez półwoltę w narożniku, potem wolta z żuciem z ręki i zatrzymanie do stój. Stęp roboczy, kłus roboczy i w narożniku galop. Jedn okrążenie w galopie i duża wolta. Powrót na ślad, pół okrążenia w galopie i wyjazd na przekątną. W X przejście do kłusa i zmiana kierunku wykonana. No to zagalopowanie i to samo w drugą stronę. 1 okrążenie, wolta, pół okrążenia i przekątna z przejściem do kłusa w X. Następnie kłus i kilka zmian kierunków na przemian z woltami, potem stęp pośredni, stęp swobodny i powrót do pośredniego, następnie kłus i wyjazd na środek. Tam zatrzymanie w X, chwila stania i stęp swobodny. Nie był to program żadnego ujeżdżenia L, tylko kombinacja elementów pod rząd. Poszło nam dobrze, czułam, że Ruda jest gotowa na te zawody. No to na koniec 5 minut luźnym kłusem po elipsie więc praca nad impulsem, potem przejście do stępa i koniec jazdy. Zatrzymałam na chwilę Dee i dałam kawałek marchewki, który cały czas trzymałam w kieszeni. Rozstępowałam ją w 10 minut i zatrzymanie, zsiadanie, poluźnianie popręgu, podpinanie strzemion a potem powrót do stajni. Na miejscu wyklepałam Devi, zdjęłam z niej owijki, ogłowie i na końcu siodło. Następnie poszłyśmy na myjkę, gdzie schłodziłam kobyle nogi i ręczniczkiem wytarłam pot, który pojawił się na jej szyi i w miejscu siodła i z zadowoleniem stwierdziłam, że klacz intensywnie przeżuwała dziś wędzidło, bo zarówno pysk, jak i wędzidło były całe w pianie. Odprowadziłam Rudi do boksu i wypieszczochałam, dałam jabłko w nagrodę za wzorowe zachowanie i zostawiłam samą, by w spokoju zajęła się swoją kolacją.

862 - 800 hrs (trening: ujeżdżenie)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Pon 19:22, 21 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:04, 17 Lis 2009    Temat postu:

Dziś chciałam w końcu poskakać coś z Deewaną. Ruda ma talent i szkoda by go zmarnować. Gdy idąc z siodlarni obciążona conajmniej kilkoma kilogramami sprzętu zobaczyłam, jak Rude złośliwe złoszczące się stworzenie skubie delikatnie swoją koleżankę Bastylię. Wyglądało to słodko, pierwszy raz widziałam, żeby coś takiego robiła, chyba ma dobry humor Smile Poukładałam sobie wszystkie rzeczy i wyciągnęłam rude kobylisko za kantar na korytarz. Devi nie stawiała oporu, więc szybko ją uwiązawszy zabrałam się za czyszczenie. Zaklejki, zaschnięte błoto etc zostały szybko wyczesane, a potem martwe już włosie, kurz i inne brudy. Delikatnie rozczesałam grzywę oraz ogon, a potem sięgnęłam po kopystkę. Deewana stała grzecznie, nie wierciła się dziś ani trochę. Przy nogach też grzecznie stała, nie wyrywała ich i nie droczyła się przy podawaniu, więc z radością dałam jej pół marchewki. Sięgnęłam po leżące obok siodło i delikatnie wsadziłam je na jej grzbiet, co spowodowało niewielkie skulenie uszu, a przy zapinaniu popręgu sięgnięcie w moją stronę łbem, jakby chciała mnie dziabnąć, jednak mądry konik pohamował się i tylko oparł chrapy na moim ramieniu. Pogłaskałam ją po pyszczku i sięgnęłam po ochraniacze. Szybko je założyłam, sprawdziłam, czy nie są za ciasno zapięte i odwróciłam się, by wziąć ogłowie. Wędzidło Dee przyjęła bez problemu, bardzo się zmieniła od ostatnich treningów. Pochwaliłam ją sowicie, sama założyłam toczek i ruszamy na halę. Tam podciągnęłam popręg, ustawiłam strzemiona i wsiadłam.
Ruszyłyśmy stępem. Rozgrzewka była standardowa - 5 minut luźnego stępa, 5 minut pracy w stępie pośrednim potem kłus. Deewana chyba po raz pierwszy zupełnie się rozluźniła i ani razu nie walczyła z kontaktem,
ładnie reagując na delikatne, subtelne pomoce. W kłusie najpierw się powyginałyśmy, potem przejazdy przez drągi, a potem cavaletti. Rude starało się, ładnie nogi podnosiło, choć momentami dekoncentracja sprawiała, że słychać było donośne puknięcia. Pokręciłyśmy się więc na różnych wygibasach, robiłam często półparady aż w końcu poczułam, że koń skupił się jak należy, więc ponownie próbujemy drągi, a potem cavaletti. Każdy następny przejazd był udany, kobyła podnosiła należycie szkity i uważnie skupiała się na każdym kroku. Pochwaliłam ją i kilka najazdów na kopertkę 40 cm, którą pokonywała z łatwością. Gdy już się porządnie rozgrzałyśmy chwilka stępa a potem kłus i w narożniku zagalopowanie. Ruda szła szybko, przy pierwszej próbie galopu strzeliła eleganckiego baranka, jednak utrzymałam się i doprowadziłam rumaka do porządku. 3 koła galopem na lewą nogę i kłus, zmiana kierunku i znów galop. Tu również 3 koła a potem najeżdżamy z galopu na ową 40-centymetrową kopertkę, którą kobyła spokojnie pokonywała, nie wysilając się jakoś szczególnie. Ponajeżdżałyśmy na nią, rozskakałyśmy się co nie co i najazd na stacjonatę 55 cm. Devi postawiła uszy i z gracją skoczyła przez barwną przeszkódkę i spokojnie galopowała dalej. Pokicałyśmy i przez tą stacjonatę kilka razy na prawa, na lewą nogę itd a później okser 70 x 70. Niepewny najazd i...wyłamanie. No cóż. Zdarza się i najlepszemu skoczkowi, a co dopiero koniu który jest jeszcze świeży w tej dziedzinie. Utrzymałam się w siodle i najeżdżamy jeszcze raz. Stopa. No to jeszcze raz i przy stopie bat. Koń z miejsca skoczył i nic a nic nie tknął ani jednego drąga. Poklepałam Rudą i jeszcze raz. Tym razem najazd przypilnowany w łydkach, lecz bez bacika i udany, krągły skok, bardzo fajny. Znów poklepałam i jeszcze jeden najazd. Tym razem Deewana bez pilnowania skoczyła sama przez oksera, bardzo ładnie baskilując. Poklepałam ją, dałam chwilkę luźnej wodzy i ponownie nabieramy, na kontakt i nakierowanie na stacjonatę 80 cm. Niby nic wysokiego, jednak czułam ekscytację kobyłki, która wyraźnie chciała przyspieszyć, a że jej na to nie pozwoliłam, to po udanym skoku strzeliła kilka mocnych baranów. Najechałyśmy jeszcze raz i jeszcze, aż w końcu po 3 razie brykanie po przeszkodzie i pędzenie na nią skończyło się na lekkim naparciu na wędzidło oraz jednym niskim baranku za stacjonatą. Zmieniłyśmy nogę prowadzącą i najeżdżamy na tą przeszkodę. Skok trochę chaotyczny, z zrzutką, więc stęp, poprawienie przeszkody i ponowny najazd. Przypilnowałam tego, jak Dee idzie i ładny skok, już bez żadnych sprzeczek co do momentu wybicia itd. Jeszcze 2 najazdy na tą stacjonatę i nakierowanie na triplebarre 60/70/80 x 80. Więc nie byle co. Deewana postawiła uszy, przyspieszyła lekko kroku i bardzo ładnie skoczyła przez przeszkodę. No to jeszcze jeden skok i jeszcze jeden, aż w końcu po 5 udanych skokach nakierowałam Rudą na najwyższą dziś przeszkodę - piramidę 80/90/80. Rude złośliwe postawiło uszy na sztorc, chciało gwałtownie przyspieszyć lecz mu nie pozwolono i wcześnie się wybiło. Niestety, za wcześnie, co w rezultacie dało zrzutkę zadem. No nic, poprawimy to. Gdy Carrot poprawiała przeszkodę ja skoczyłam z Devi jeszcze tego tripla kilka razy z drugiej nogi, po czym na jej sygnał ruszamy by skoczyć piramidę. Przypilnowałam kobyłki dzięki czemu skok nam się bardzo udał, za co sowicie pochwaliłam konia. Jeszcze z 3 razy na nogę pokonałyśmy tą przeszkodę z dobrym rezultatem (bo złe też były, ale nie liczyłam) i kilka skoków przez niższe stacjonaty itp. Tak dla rozprężenia się.
Następnie galop na luźnej wodzy w obie strony i kłus. Już też na luźniejszym kontakcie, a potem już zupełnie na luzie rozkłusowałam Rudą, poprzechodziłyśmy przez drągi i w końcu stęp. Dee oczywiście kuliła się na inne konie, jednak rozpięłam jej nachrapnik, dałam smakołyka i na luźnej wodzy stęp swobodny. Po 10 minutach kręcenia się prawie że w kółko zatrzymałam zwierza, zsiadłam, poluźniłam popręg, podpięłam strzemiona i wracamy do stajni. Na miejscu rozsiodłałam i na kantarku zaprowadziłam na myjkę, gdzie wytarłam z potu, schłodziłam nogi i wypielęgnowałam elegancko kopyta. Potem wróciłyśmy pod boks, gdzie założyłam na Devi derkę i wstawiłam do domciu, gdzie dostała marchewkę oraz buraka z ręki, oraz jeszcze dwie marchewy do żłobu. Zamknęłam drzwi na zasuwę, wzięłam sprzęcior i odniosłam do siodlarni, gdzie wyczyściłam i poukładałam na miejscu. Wróciłam na chwilę by zobaczyć jak konie i szybko potruchtałam do biura na kawkę z Blacky.

słów 959 (+900 hrs)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Czw 15:46, 21 Sty 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 10:34, 20 Sty 2010    Temat postu:

Ponieważ otarcie nie do końca się jeszcze zagoiło stwierdziłam, że wsiądę na rudą złośnicę bez siodła. Było to porównywalne z samobójstwem, wystarczyło tylko spojrzeć na ubłoconego ognisto rudego stwora groźnie wyglądającego z boksu kulącego uszy i szczerzącego się na każdego. Mimo to ja raźno poszłam do siodlarni, wzięłam z niej ogłowie, ochraniacze i derkę po czym ruszyłam do Devi. Wpierw reakcją było skulenie się i machnięcie łbem, jednak potem kobyłka się opamiętała i potulnie wtuliła się w moją kurtkę. No cóż...od kilku tygodni była bardzo poirytowana, gdyż nic ciekawego nie robiłyśmy. Miała dużo energii i czasem nawet lonża niewiele dawała. No ale cóż...dziś sobie poszalejemy x] Wyciągnęłam Rudzielca z boksu i zaczęłam mocno szorować twardą szczotką, by ją wyczyścić, uważając jednak przy miejscu otarcia. Poszło w miarę szybko, mimo iż kobyła nieco się wierciła, ale jedno upomnienie i już spokój. Miękką szczotką dokończyłam dzieła i grzebykiem rozczesujemy grzywę z ogonem, przy okazji wyciągając masę słomy. Poklepałam grzeczne konisko i wzięłam kopystkę. Deewana grzecznie choć niechętnie podawała nogi, a gdy już je miałam to albo wyrywała, albo obciążała niemiłosiernie. Mimo to, udało mi się dokładnie je wyszorować i bez chwili czekania sięgnęłam po ogłowie. Przełożyłam wodze, zdjęłam kantar i podsunęłam Rudej wędzidło pod pyszczek. Musiałam wsadzić jej tam kciuka, by go otworzyła i dopiero wsadzić metal do buzi. Z paskami poszło już gładko i po chwili zakładałam na Dee ochraniacze, a na koniec derkę. Raźnym i żwawym krokiem ruszyłyśmy na halę. Padał śnieg, więc gdy dotarłyśmy na miejsce byłyśmy już bałwankiem i jego srokatym koniem, jednak szybko się otrzepałyśmy i zaczynamy przygotowania. Zdjęłam z kobylastej derkę i ułożyłam na ławce, podeszłam z Rudą do niej, poprosiłam o miejsce i weszłam, po czym wskoczyłam na klacz. Ta zrobiła niepewny krok w bok po czym zaczęła obwąchiwać moją nogę.
-No już Devi, ruszamy na trening. - Powiedziałam i ruszyłyśmy z kobyłką stępem. Rozgrzewka była prawie taka jak zwykle. 10 minut stępa, w czym kilka pierwszych okrążeń na stronę na luzie, a potem lekka praca, wygięcia, ogólnie rozgrzewanie mięśni. Z tym, że nie męczyłam Deewany zbieraniem się i innymi takimi, bo sama się ładnie podbierała i nie widziałam większego sensu w tym, skoro nie chciałyśmy jakoś porządnie pracować ujeżdżeniowo, a raczej sobie poskakać na oklep. Po tych 10 minutach lekka łydka i kłus. Nie anglezowałam, było to zbyt niebezpieczne na koniu, który i tak już leci do przodu jeszcze próbując się rzucić na inne konie. Po kilku kołach kłusa na obie strony Devi nieco się uspokoiła i spuściła z tempa. Odetchnęłam głęboko i zaczęłam ją wyginać na różne sposoby, a nawet przejeżdżać drągi. Gdy minęło już z 15 minut kłusa przeskoczyłyśmy kilka niewielkich przeszkód (do 40 cm) z kłusa po czym chwilka stępa. Przyznam, że Dee jest bardzo wygodnym koniem na oklep i doskonale nadaje się do takiej jazdy, gdyby nie ten ognisty i wredny charakterek, jej chęć atakowania innych koni...Ale cóż. I tak jest super Smile W międzyczasie podjechała do mnie Blacky, i idąca o własnych siłach Nojka.
-Hej, a ty znów chcesz popełnić samobójstwo tak? - Powiedziała Blacky trzymając odnas odległość, bo Deewana jak zwykle już się szczurzyła.
-A czmy od razu samobójstwo? Nie mogę na koniu w siodle jeździć, a chciałam z nią skoki potrenować, to wsiadłam na oklep. Co za różnica? - Powiedziałam i zaśmiałam się.
-Taka, że łatwiej spaść - Powiedziała nadal śmiejąca się Nojka, która po chwili spytała - A co ty chcesz skakać?
-No...te przeszkody co tu są, tak do metra myślę, że starczy. - Odparłam.
-To może Ci coś ustawić? Ale muszę zobaczyć wasz galop - Odrzekła dziewczyna, po czym usiadła spokojnie na krzesełku po środku hali i czekała, aż ruszymy galopem. Jak wiadomo, Deewana ma dużo energii, której nie mogła spożytkować, a ponieważ lubi sobie czasem pobrykać, to teraz istnieje taka możliwość, która ma spore szanse realizacji. Ruszyłam więc kłusem z Rudą. Niewzruszona przestrogami w narożniku zagalopowałam. Deewana wykonała elegancką i wybuchową serię najróżniejszych bryków, po czym zaczęła elegancko, szybko galopować od czasu do czasu machając mocniej którąś z nóg lub lekko podbrykując. Jakoś udawało mi się utrzymać, lecz było to nie lada wyzwanie. Po 5 minutach szaleństwa Dee się uspokoiła i pozwoliła mi przejąć ster. Rozgrzałam ją dokładnie na lewą nogę, po czym kłus, półwolta i zagalopowanie. Tu też sporo bryknięć, raz mało nie zleciałam, jednak myśl "Nie spadnę, bo znów będę piaskowym stworem i jeszcze Deewana mi zwieje" sprawiła, że wytrzymałam i szybko ogarnęłam zdziczałego rumaka. Dokładnie ją rozgalopowałam, rozgrzałam na woltach, na drągach, w obie strony, z obu nóg. Wszystko co się dało, po czym rozgrzewamy się na skokach. Tak jak w kłusie, drągi i mniejsze przeszkody do 40 cm, chwila odpoczynku w stępie i skaczemy wyżej.
Galopem z prawej nogi nakierowałam Deewanę na stacjonatę 50 cm, którą pokonałyśmy pewnie i płynnie, więc lekko w lewo i pokonujemy doublebarre 55/65 x 50 cm. Ruda mocno się wybiła ale bardzo ładny skok oddała. Nad tym doublem wykonałyśmy zmianę nogi, po której skręciłyśmy w prawo i nakierowanie na oksera 70 x 70. Niby sporo, ale czułam, że Devi jest gotowa. Nieco chaotycznie i burzliwie, ale pokonany. Przez te trzy przeszkody skoczyłyśmy z różnych nóg i stron jeszcze 4 razy, gdy każda była w każdy sposób pokonywana pewnie i spokojnie. Potem chwila stępa i czas dla Nojki, by ustawiła mini parkur. Po chwili go skończyła, była naprawdę szybka, widać, że ma wenę. Gdy zagalopowałam z lewej nogi uważnie obserwowała każdy mój ruch na parkurze. Nakierowałam dokładnie kobyłę na doublebarre 60/70 x 55 cm, pokonane bardzo ładnie, potem skręcam z nią w prawo i najeżdzam na szereg z stacjonaty (75 cm) oksera (80 x 80) i jeszcze jednej stacjonaty (85 cm). Pierwsza stacjonata bardzo ładnie, jedno foule galopu i okser tez na spokojnie i skok-wyskok przy stacjonacie 85 cm. Devi się ładnie wysoko wybiła i pięknie pokonała przeszkodę, mimo iż ja, nieco nieprzyzwyczajona do skoków na oklep zapewne jej przeszkadzałam. Mimo to pochwaliłam ją sowicie i jadąc już z prawej nogi skręciłyśmy w lewo na triplebarre 70/80/90 x 70 cm. Deewana przyspieszyła, wybiła się wcześnie, jednak bardzo ładnie poprawiła zadem i cudem udało nam się pokonać przeszkodę na czysto. Pochwaliłam ją sowicie i wyprostowanie na kolorową stacjonatę 90 cm. Mimo wyczuwalnego lęku Deewana wybiła się po prostu wcześniej i mocniej, pokonując przeszkodę a za nią strzelając eleganckiego baranka. Jadąc z prawej nogi (po zmienia nad przeszkodą) na kierowałam Dee na pijanego oksera 95 x 90 cm. Przed nim lekkie przyspieszenie i przypilnowane w końcu, dobre wybicie. Pochwaliłam kobyłkę za oddanie ładnego, dobrego skoku i odbicie w prawo, by zaatakować bramkę 100 cm, za którą stała tej wysokości stacjonata, a za nią okser 100 x 100. Ruda pewnie natarła na przeszkodę, ładnie ją skoczyła i potem 2 foule do stacjonaty. Skok dobry, lecz nieco za niski, ale skończyło się tylko na szurnięciu. Przy okserze było jedno wyłamanie, kiedy to zleciałam w końcu z mojego ognistego rumaka. Nojka pomogła mi wsiąść i po chwili znów jechałam szereg. Pierwsze dwa człony dobrze, przy okserze przypilnowanie i skok, lecz taki bardzo "na sarenkę", ale był. Stwierdziłyśmy, że warto jeszcze raz najechać. I tym razem Dee już bardzo ładnie skoczyła, może z lekkim strachem, ale usłuchała się i poprawnie technicznie pokonała oksera. Pochwaliłam ją i jedziemy na mur 100 cm. Tu mimo przypilnowania wyłamanie i mój zwis na szyi, kiedy to wyglądałam jak leniwiec, a Devi grzecznie i delikatnie mnie przetransportowała na ziemię, obniżając głowę i znów wsiadamy. Przy drugim podejściu, lekka stopa i skok, przez co rozwalenie przeszkody, ale szybko ją naprawiłyśmy i w końcu, za trzecim podejściem skok ze stopy, ale zakończony jedynie szurnięciem. Po chwili odpoczynku ponownie zagalopowałam i skierowałam się na mur. Deewana nie przypilnowała elegancko go wyminęła. No to podjeżdżamy stępem i pozwalamy się konikowi zapoznać ze straszną przeszkodą. Gdy już Deewana się oswoiła z jaskrawymi barwami i sporą wysokością muru zagalopowałam i nakierowałam ją na niego. Bez przypilnowania sama ładnie skoczyła, bez szurnięcia ani nic, nawet nie chciało jej się próbować uników. Pochwaliłam ją sowicie i dla upewnienia jeszcze 2 razy. 2 udane razy. Klacz najwyraźniej przestała się bać przeszkody, bo za każdym razem chętnie ją pokonywała, z czego byłam bardzo zadowolona i chwaliłam ją. Ostatnią przeszkodą była piramida 90/100/90, na którą najechałyśmy z prawej nogi i już ładnie pokonałyśmy zakańczając parkur. Mimo to wyczułam u Rudej zalążek lęku przed przeszkodą, więc najechałam jeszcze 3 razy, by utwierdzić stworka w przekonaniu, iż piramida tak jak mur, jest bardzo fajna.
Chwilę postępowałam dla ochłonięcia, poprosiłam Nojca o wodę i pogadałyśmy o jej skokach po czym galop i kilka razy te najniższe przeszkody, potem sam galop na luźnej wodzy, i kłus. Hala opustoszała, chyba nam się trochę trening przedłużył, ale po zachowaniu Rudej widać było, że jest zadowolona i już w dobrym humorze. Rozkłusowałam przez 15 minut, nawet trochę popróbowałyśmy chodów bocznych, lecz jeszcze trzeba to poćwiczyć z ziemi. Gdy już trochę ochłonęłyśmy w tym kłusie zwolniłam do stępa. Gawędząc z Blacky i Nojką, pijąc wodę dokładnie, bardzo solidnie występowałam Deewanę, której wcześniej rozpięłam nachrapnik. O dziwo, nie szczurzyła się już tak, ale może dlatego, że dostała dobrego smakołyka. Po dobrych 15 minutach zatrzymałam stwora, wyklepałam sowicie po czym zsiadłam mało się nie wywracając i podeszłam z kobyliskiem do ławki. Tam założyłam jej na grzbiet derkę, dałam się też trochę napić mojej wody, bo zdążyła ochłonąć po wysiłku i wracamy do stajni. Podczas rozmowy z Noj-Nojką dowiedziałam się, że praktycznie każdą przeszkodę Devi pokonywała z zapasem, co świadczyło o jej ambicji. Przed boksem ogłowie zamieniłam na kantar, ściągnęłam ochraniacze i zaprowadziłam na myjkę, gdzie schłodziłam ścięgna i umyłam nogi, mokre od potu cielsko wytarłam ręcznikiem a otarcie, umyte wcześniej posmarowałam maścią. Przed boksem zmieniłam Rudej derkę i idziemy na padok. Podczas tej drogi złośnica dostała 2 marchewki, masę pochwał i całusów, została dokładnie wypieszczona i w końcu wypuściłam ją, by trochę pobyła na świeżym powietrzu, może znajdzie tez jeszcze odrobinkę trawy, kto wie? Ruda długo nie chciała odejść, stała przy mnie i cały czas domagała się pieszczot, jednak w końcu poszła sobie dalej, elegancko się wytarzała i lekkim kłusikiem pobiegła w głąb padoku, gdzie potem zaczęła szukać trawy w śniegu. Ja zaś westchnęłam i odeszłam do stajni, gdzie okrzyczana przez dziewczyny posprzątałam po sobie i koniu, a dodatkowo poszłam tez ogarnąć stajnię za innych. Trening uważam za udany i jestem z podopiecznej dumna.

słów 1706 (czyli + 1700 hrs Oo)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Czw 15:47, 21 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 13:36, 25 Sty 2010    Temat postu:

Gdy przyszłam do SC Ruda z nietypowym dla niej spokojem stała w boksie. No cóż - Basti wróciła i od razu zwierzak w lepszym nastroju. Gdy podeszłam wpierw się skuliła, jednak po chwili rozpoznała moją osobę i z postawionymi uszami podeszła, by trącić mnie delikatnie pyszczkiem. Pogłaskałam ją i sprawdziłam czy jest w miarę czysta. na szczęście całą noc i pół dnia stała w derce, więc szybko przyniosłam z siodlarni potrzebny mi sprzęt, czyli ochraniacze, ogłowie i szczotki. Otarcie niby już się zagoiło, jednak dopiero ze dwa dni temu i lepiej będzie jeszcze trochę pochodzić bez siodła. Mi to nie przeszkadzało, Deewana jest bardzo wygodna Smile Poukładałam wszystko pod boksem i wyprowadziłam kobyłkę na korytarz, po czym uwiązałam. Wyciągnęłam twardą szczotkę, którą tylko szybko rozczesałam pojedyncze zlepki sierści i sięgnęłam po miękką. Dokładnie rozczesałam nią sierść Dee następnie grzebykiem rozplątałam grzywę i ogon. Do wyczyszczenia zostały tylko kopyta. Devi bardzo ładnie podała mi nogi i tylko raz wierzgnęła tylną nogą, za co została skarcona ostrym "Hej!". Gdy skończyłam pogłaskałam ją po szyi i wzięłam zapięłam derkę, po czym założyłam ochraniacze (nie było większych problemów przy zakładaniu) i na koniec zostawiłam ogłowie. Przełożyłam wodze przez szyję i ściągnęłam Rudej kantar, podetknęłam wędzidło pod pyszczek i w końcu z pomocą kciuka włożyłam Rudej do pyska. Szybko założyłam resztę i pozapinałam paski, samą siebie wyszykowała i ruszamy na halę. Na dworze było zimno, więc po wejściu na halę obie poczułyśmy ulgę. Zdjęłam Deewanie derkę po czym z pomocą Carrot wsiadłam.
Ruszyłyśmy stępem. Dziś miałam zamiar pomordować się z Dee na szeregach gimnastycznych, bo kobyłka miała małą elastyczność podczas skoków. Więc tradycyjna rozgrzewka - chwila stępa na luzie, potem w stępie praca na wygięciach, różne wolty, ósemki, slalomy, zmiany kierunków itp a dodatkowo drągi. Po 10 minutach stępa zakłusowanie od lekkiej łydki poprzedzone półparadą. Pochwaliłam kobyłkę za dobre skupienie i zaczęłam powolutku zbierać, kręcąc często wolty i wykonując najróżniejsze wygibasy w obie strony. Gdy już się jako-tako rozgrzałyśmy rozpoczęły się przejazdy przez drągi a potem cavaletti w dużej ilości. Początkowo już po 3 drągu cały czas było pukanie i potykanie się, jednak stopniowo, powoli Dee się poprawiała i w końcu ślicznie przechodziła 5 koziołków bez puknięcia. Pochwaliłam ją i z kłusa na kopertkę 45 cm. Skok ładny, dobrze wymierzony, więc jeszcze 2 razy z tej strony i 3 z drugiej. Poszło gładko. Następnie po 2 skoki na stronę przez stacjonatę 50 cm, co już było jakimś wyczynem, za który Deewana dostała nagrodę, bo spisywała się świetnie. Ostatnimi czasy zauważyłam, że kobyłka o wiele lepiej pracuje podczas jazdy na oklep, bardziej się stara i wykazuje większą chęć współpracy. Kłusowałyśmy w idealnym zebraniu na leciutkim kontakcie aż w końcu do stępa, by odetchnąć przed galopem. 2 koła na stronę i kłus, w najbliższym narożniku zagalopowanie z głośnym 'ściana!" by nie stratować jadących przed nami Luxusa i Nati. Deewana strzeliła może 2 baranki i spokojnie galopowała, chętnie wykonując każdą figurę, łącznie z przejazdami przez drągi. Po zmianie kierunku szła tak samo, więc nakierowałam ją na ową kopertkę 45 cm. Sok ładny, potem 3 drągi do przegalopowania i stacjonata 50 cm. Czując, że koń jest już porządnie rozgrzany przeszłam do stępa, by Carrot w spokoju mogła ustawić szeregi maksymalnie do 100 cm.
Po chwili mogłyśmy już najeżdżać na pierwszy szereg. No to łydka do galopu i bardzo ładnie wykonane przez kobyłkę zagalopowanie ze stępa po czym nakierowanie na pierwszy człon - stacjonatę 55 cm. Spokojny skok przez nią i po jednym foule okser 60 x 60. Skok też bardzo ładny, wybicie w dobrym momencie i dobrze złożone podwozie, oraz zad. Następnie tuż po lądowaniu (skok-wyskok) wybicie na stacjonatę 65 cm. Deewana nieco zdezorientowana skoczyła, zahaczając jednak o drąga, ale nie zwalając go (ku mojej uciesze) więc jedno foule i doublebarre 40/60 x 50, skoczone na spokojnie z zapasikiem i poprawne technicznie. Następnie kolejny skok-wyskok na stacjonatę 70 cm., za którą (po udanym skoku natychmiastowe wybicie na stacjonatę 80 cm. Tu niestety odezwała się mała elastyczność kobyłki i drąg spadł za ziemię. Przeszłam na chwilę do stępa, bo ten szereg był bardzo wyczerpujący. Potem najechałyśmy jeszcze raz. Do stacjonaty 70 cm szło nam dobrze, a potem też. Devi ładnie się wybiła na pierwszą przeszkodę, a przy następnej też, skacząc z zapasem. Poklepałam kasztankę i nakierowanie na oksera 70 x 70, za którym trzeba było ostro skręcić w prawo, by wyrobić się na bramkę 75 cm. No to jedziemy! Oksera pokonałyśmy na czysto, za nim skręt za duży i wyłamanie na bramce. Mało nie spadłam, cudem się odratowałam, więc jeszcze raz jedziemy od oksera. Pierwszy skok ładny, potem mocny skręt i przypilnowanie z bacikiem za łydką i skok przez bramkę. Tym razem wygięcie było pięć razy lepsze i pochwała dla klaczki. Na luźnej wodzy rozpoczęłyśmy kolejny szereg, umyślnie zbaczający w lewo. Stacjonata 80 cm poszła gładko, jedno foule i tej samej wysokości okser, jedno foule i stacjonata 90 cm, a za nią na skok wyskok doublebarre 80/90 x 60 oraz murek 100 cm. niby nic potwornego, jednak jaskrawe barwy muru sprawiły, że Deewana już przy pierwszej stacjonacie miała ogromne oczy. Lekki bacik z łydką dodały jej sił. Po stacjonacie doublebarre ładnie, z zapasikiem, murek skoczony bardzo ładnie, więc pochwała i chwila odpoczynku w stępie. Czekały na nas jeszcze 3 przeszkody. Ruszyłyśmy więc po 5 minutach galopem i nacieramy na triplebarre'a 80/90/100 x 80, za nim ostry zakręt w lewo i szereg hyrda 100 cm, jedno foule galopu skróconego i piramida 80/90/80. Devi ładnie się wygięła i spokojnie skoczyła przez hyrdę, po czym mocno wzięła piramidę, na którą wybiła się bardzo ładnie. Poklepałam spoconą od wysiłku kobyłkę i chwila odpoczynku w stępie. Postanowiłam jeszcze raz przejechać te dwa okropne szeregi, nad którymi trzeba się było mocno wyginać. 5 minut odpoczynku i galop. Nakierowanie na pierwszy szereg. Stacjonatka pokonana na luzie, okser tez ładnie, skok-wyskok na stacjonatę 65 cm pewny, dobry po czym jedno foule i doublebarre z zapasem i wybicie na stacjonatę 70 cm, za która od razy na stacjonatę 80 cm. Tym razem Rudej poszło znakomicie. Ani jednego potrącenia, ani jednej zrzutki, cały szereg przejechany pewnie na luzie. Pochwaliłam klacz i natarcie na drugi szereg. Deewana pewnie najechała na stacjonatę, mocno wybiła się na oksera, a potem i na stacjonatę (choć trochę za późno) i potem skok-wyskok doublebarre, po czym mur. teraz technika ukazała całą prawdę o Deewanie. Cały szereg na czysto, z zapasem i dobrym wymierzaniem odległości (po za tą jedną stacjonatą).
Pochwaliłam sowicie kobyłkę, skoczyłyśmy kilka razy te najniższe pojedyncze przeszkody i rozgalopowanie. Dałam Devi luźną wodzę, by mogła wyciągnąć szyjkę, przegalopowałam w obie strony i kłus. Kilka przejść przez drągi i już na luźnej wodzy rozprężamy się. Hala robiła się coraz to tłoczniejsza, jednak najgorsze nas ominęło. Po 10 minutach kłusowania przejście do stępa i na luźnej wodzy swobodnie pozwalamy sobie ochłonąć. Wtedy właśnie na halę wkroczyła jazda rekreacyjna, ale wiele osób trenujących na razie kończyło już, więc dziewczyna nie musiała się martwić o rozjeżdżanie zastępu. Słuchałam jej uwag, patrzyłam i uśmiechałam się, myśląc, że i ja kiedyś tak jeździłam. Po 15 minutach zatrzymałam Rudą, zsiadłam z niej mało się nie wywracając i założyłam na grzbiet derkę. Rozpięłam nachrapnik i dałam kawałek marchwi po czym poszłyśmy w stronę stajni.
Tam wytarłam stwora, wyczyściłam gdzie mogłam, schłodziłam nogi i przy okazji umyłam co nie co a na koniec w derce i kantarku odstawiłam do boksu, gdzie panna miała ochłonąć, zjeść trochę i później wyjść na padok. Ja zaś posprzątałam po sobie i klaczy, po czym ruszyłam do biura napić się jeszcze raz gorącej kawy.

słów 1245 (+ 1200 hrs)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Pon 13:39, 25 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Carrot
Większy wolontariusz



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:45, 13 Lut 2010    Temat postu:

Przygotowanie do towarzyskich zawodów ujeżdżeniowych SC, program L2

Przyszłam dziś do Stajni Centralnej, do Dew. Wystartuję na niej w Towarzyskich Zawodach Ujeżdżeniowych Stajni Centralnej. Mieliśmy sobie zrobić przypomnienie z klasy L2. Podeszłam do boksu Deewany. Klacz obserwowała mnie już od dłuższego czasu.. gdy wyciągnęłam dłoń by pogłaskać kasztankę i dać jej smaczka skuliła uszy i kłapnęła zębami.
- No spokojnie.. – powiedziałam cicho do Kasztanki, która wydawała się być coraz bardziej spokojniejsza.
Cofnęła się w głąb boksu, ale potem znów do mnie podeszła. Dałam jej cukierka i pogłaskałam po chrapach. Klacz nie miała już groźnej minki i skulonych uszu. Weszłam do boksu i poklepałam Kasztankę. Znowu skuliła uszy i już się na mnie rzucała, ale ja byłam szybsza. Złapałam kantar, wypowiedziałam stanowcze ‘NIE’ i uspokoiłam klacz. Pomyślałam, że masaż T-Touch na początek będzie dobry. Deewana najpierw na mnie groźnie patrzyła gdy zaczęłam kreślić palcami małe kółka w okolicach jej uszu i szyi, lecz potem bardzo jej się to spodobało. Wyluzowała wszystkie mięśnie i nie patrzyła już na mnie jak na wroga. Znów ją poklepałam i klacz tym razem tylko się na mnie przyjacielsko spojrzała. Wyszłam z boksu i poszłam do siodlarni gdzie spotkałam Nojkę. Przywitałyśmy się i chwilę pogadałyśmy, przede wszystkim Nojec życzyła mi, żebym się nie zabiła widząc rudą złośnicę^^ Ale ja w nią wierzyłam i wiedziałam, że pójdzie nam dobrze xD Musi pójść :} Wzięłam siodło ujeżdżeniowe, ogłowie z nachrapnikiem kombinowanym, owijki żółte, worek ze szczotkami i tyle. Siodło oczywiście z czapraczkiem, żółtym od Say :} Podeszłam do boksu. Popatrzyłam na klaczuchę.. patrzyła teraz wrogo, ale gdy znowu powiedziałam do niej kilka słów, tylko skuliła uszy gdy wchodziłam, a potem już się uspokoiła. Wyjęłam szczotkę z włosia i zabrałam się do czyszczenia klaczy. Odwróciła pychol i próbowała mnie dziabnąć w rękę, ale się nie dałam. Nie dało się tej złośnicy tak czyścić. Przypięłam uwiąz do jej kantara i wyprowadziłam na stanowisko, gdzie można było konie przypinać na 2 uwiązy. Przywiązałam jeden uwiąz do słupka boksu i zaraz zrobiłam to samo z drugim. ‘Teraz już mnie nie ugryziesz’ pomyślałam.. Znów wzięłam włosiankę i zaczęłam usuwać kurz z kasztanowatej, jak na razie matowej sierści klaczy. Szybko uwinęłam się z jej szczotkowaniem i po kilku minutach sierść klaczy stała się ładniejsza i błyszcząca ^^ Zgrzebłem również przejechałam jej kilka razy, bo nie było za dużej potrzeby by takową szczotką ją czyścić. Wzięłam kopystkę i poprosiłam klacz o podanie nogi.. ee.. może nie poprosiłam tylko nakazałam jej by podała mi nogę. Ale Deewana sobie mnie olała i miała mnie gdzieś .. Podeszła Noj i zaproponowała, ze mi pomoże. Na marne. Klacz była tak uparta.. no, szkoda słów. Po kilkunastu namowach wreszcie podała nogę. Wyczyściłam jej kopytko i na szczęście wszystkie pozostałe kopyta również podała, bez takich fochów jak przedtem. Potem wzięłam siodło drenażowe z żółtym czaprakiem i zarzuciłam Deewanie na grzbiet. Stała spokojnie, co mnie zaskoczyło. Lekko podpięłam popręg i zabrałam się do zakładania ogłowia. Zsunęłam kantar na szyję by mimo wszystko Ruda nie mogła uciec i jak najszybciej włożyłam jej na siłę wędzidło. Wsunęłam dalej ogłowie za uszy i pozapinałam paski. Deewana była wkurzona, ale ją przekupiłam soczystą marchewą. Po chwili zostawiłam klaczkę przypiętą na 2 uwiązy i poszłam do siodlarni. Wzięłam bat ujeżdżeni owy, założyłam na głowę kask i włożyłam na łapska rękawiczki, bo ręce mi już zamarzały. Gdy wróciłam do Deewany klacz nudziła się i gryzła obok wiszący uwiąz. Ochrzaniłam Rudą i zdjęłam jej z szyi kantar. Złapałam jedną ręką za wodze od ogłowia i zacmokałam na klacz by wyszła ze stajni za mną. Dee spokojnie wyszła i po chwili byłyśmy już przed czworobokiem. Wodze przełożyłam przez głowę i wzięłam w jedną rękę, wsadziłam nogę w strzemiono i po chwili siedziałam już w siodle. Strzemiona było ciut przydługie więc skróciłam je o dziurkę. Ustawiłam ładnie klacz i przyłożyłam łydki do jej boków. Deewana ruszyła stępem i po chwili byliśmy już na czworoboku. Ruda szła mocno do przodu, co mi się u niej bardzo podobało. Po przejechaniu 2 kółek stępem całkiem luźnym na długiej wodzy zaczęłam zbierać klacz. Najpierw skróciłam wodze, a potem zganaszowałam Rudą. Najpierw stawiała się, ale potem ładnie się zganaszowała. Poklepałam klacz oddając trochę wodzy i przycisnęłam mocniej łydki do jej boków, by żwawiej szła. Po kilku minutach zaczęliśmy sobie kręcić ósemki, serpentyny i pół wolty. Po 15 minutach rozgrzewki w stępie na prostej oddałam lekko wodze i dałam łydkę klaczy. Ruda rzuciła głową i nie zakłusowała, a jedyne co zrobiła to oddała megaśny bryk, a ja prawie spadła z Rudej złośnicy.
- Dewana ! Uspokój się ! – krzyknęłam do klaczy wkurzona
Ruda złośnica za 2 razem spokojnie zakłusowała. Co raz próbowała podnieść głowę do góry, ale jej na to nie pozwalałam. Po 5 minutach kłusa postanowiłam, że czas zacząć jechać nasz program. Zwolniłam klacz i wypuściłam z jednej ręki wodze dając Deewanie całkowity luz. Wyjęłam kartkę z programem klasy L2. Wyjęchałyśmy z Kasztanką z czworoboku. Ustawiłam ją prosto do wjazdu na czworobok i ładnie zganaszowałam. Ruda się nie sprzeciwiała więc ją nagrodziłam dobrym słowem. Po chwili dałam jej łydkę do kłusa, a dokładniej kłusowałyśmy roboczym. Ruda reprezentacyjnie wjechała na czworobok w tabliczką z literą A. Ładnie dokłusowałyśmy do litery X, gdzie mocno usiadłam w siodło i zatrzymałam klacz. Deewanie najpierw opornie szło zatrzymanie się, ale w końcu uczyniła to o co ją prosiłam i to bardzo ładnie. Ustawiłam ją tak, by nogi miała w jednej linii i się ukłoniłam (a co tam, można uznać ten trening jako zawody xD) . Po chwili znowu dałam łydkę klaczy i ruszyłyśmy kłusem roboczym. Deewa bryknęła sobie z radości, tak że prawie wypadłam z siodła, ale na szczęście po chwili gdy na nią krzyknęłam ‘Uspokój się wredoto!’ mała się uspokoiła x] Gdy byliśmy przy literce C, pociągnęłam lekko za prawą wodze i zadziałałam łydką. Klacz skręciła w prawo.. w punkcie z literą B, znów mocniej skręciliśmy w prawo. Deewanie nie podobało się ciągłe skręcanie w tą stronę, ale no cóż, tak trzeba było xD Po chwili obok nas widniała tabliczka z literą E. Więc zrobiliśmy odwrotny kurs w stronę tym razem lewą, by nam się w głowie nie zakręciło xD (żart xP). Gdy zbliżałyśmy się do tabliczki z literą E usiadłam w siodło i nakazałam zwolnić Deewanie. Klacz jednak miała mnie gdzieś i zarzuciła głową.
- Ruda, spokojnie .. no zwolnij.. – mówiłam do kasztanowatej klaczy spokojnym głosem
Po 2 próbach mała w końcu zwolniła do stępa. Stępowałyśmy pośrednim.. Zanim nie dotarłyśmy do FXM wyjęłam kartkę z kieszeni ciągle pilnując klaczy łydkami. Obejrzałam program i przypomniałam sobie co i jak, bo jeszcze nie wykułam go na pamięć :Lol: xD W tabliczce z literami FXM poluzowałam wodze i pozwoliłam klaczy wyciągnąć szyję, ale ciągle pilnowałam ją łydkami by nie skręcała do wewnątrz, jak to ona potrafi. Gdy byliśmy już ok. 2 metry, może mniej od tabliczki z literą M zaczęłam nabierać stopniowo wodze, aż zganaszowałam ponownie klacz. Ruda szybko zebrała się i podstawiła zadek, więc dostała ode mnie nagrodę w postaci poklepania x] Gdy byliśmy już obok tejże litery klacz zaczęła iść stępem pośrednim. Szła żwawo do przodu i nie musiałam ciągle poganiać jej, jak to z innymi końmi bywa. Gdy zbliżałyśmy się do litery C zaczęłam przygotowywać klacz na to, że zaraz będziemy kłusować, a kiedy zrównałyśmy się z literą C przyłożyłam łydki mocno do boków klaczy i lekko oddałam wodze. Klacz tak widowiskowo zakłusowała, że aż przechodząca Nojka myślała, że widzi araba na wystawie O.o No cóż korzenie arabskie robią swoje xD Szybko uspokoiłam już nie młodą hanowerkę i pokłusowałyśmy dalej, już mniej energicznym i ekspresyjnym kłusem. Przy tabliczce z literą E zrobiłyśmy pół koła w lewą stronę o średnicy 20m. Klacz ładnie wykonała ćwiczenie. Przed literą B oddałam lekko wodze i przycisnęłam mocno lewą łydkę do boku klaczy, a prawą odsunęłam daleko za popręg. Klacz zagalopowała, ale strasznie się rwała i przez kilka minut niestety musiałam się z nią szarpać za wodze, bo zarzucała głową i nie chciała zwolnić. W końcu mi się to udało, ale naprawdę musiałam się bardzo namęczyć. Deewana nie była zadowolona z tego, że nie dawałam jej się wygalopowac do woli i wybrykać pode mną, no ale cóż xD takie jest życie xP . Niestety już z opóźnieniem bo byłyśmy za literą B zrobiłyśmy pełne koło o średnicy 20 m, a potem pokłusowałyśmy dalej na wprost. Deewana ciągle próbowała galopować i by tylko wyrwać mi wodze z ręki, jednak ja nie dawałam się klaczy. Pomiędzy tabliczkami z literami B i M usiadłam mocno w siodło i wywarłam opór na wędzidle klaczy. Deewana skuliła uszy i gwałtownie prychnęła, po czym zaczęła szybciej galopować zamiast zwalniać. Jeszcze do tego dowalił nam klakson samochodu, którego Ruda panicznie się przestraszyła.. no i zaczęło się. . bryki , dęby i wszystko co możliwe. Trzymałam się mocno w siodle, a to tylko dlatego, że Caruso swoich czasów też mi tak brykał, wiec nauczyłam się być ‘przyklejoną’ do siodła. Po kilku minutach wielkich bryków mała, kasztanowata Dee w końcu się uspokoiła. Wygrzebałam z kieszeni marchewę i dałam klaczy schylając się na tyle by klacz mogła się odwrócić i ją wziąć. Długo ją uspokajałam w stępie, ale w końcu się udało. Klacz ma naprawdę bardzo dobrą formę jak na już nie młody wiek. Ponownie zakłusowałyśmy, a potem zagalopowałyśmy w tym punkcie B. Deewana tym razem nie rwała tak do przodu i nie musiałam jej tak przytrzymywać. W końcu dotarłyśmy galopując do przestrzeni pomiędzy literami B i M. Usiadłam mocno w siodło i ociężale by nie było teraz takich numerów. Tym razem klacz zwolniła do kłusa, z oporami ale grunt, że zwolniła. Pokłusowałyśmy do tabliczki z literą E, gdzie ciągle w kłusie skręciłyśmy w lewo, a przy punkcie z literą B skręciłyśmy na odwrót w prawo x] Deewana teraz ładnie szła i nawet nie rwała się do przodu, co mnie bardzo ucieszyło. Przy literce E zrobiłyśmy pół koła w lewo o średnicy 20m. No, a teraz przyszła pora na podobne figury, te co przy wykonywaniu ich prawie spadłam xD No więc.. przed B zrobiłyśmy zagalopowanie roboczym na prawą nogę. Tym razem klacz już nie rwała do przodu, a raczej leniwie zagalopowała... no cóż zmęczyła się panna złośnica xD Równo z literą B zrobiłyśmy koło o średnicy 20 m na prawo. Klacz wykonała ładnie figurę, a potem żwawo pogalopowała na wprost. Pomiędzy B i F usiadłam mocno w siodło i zwolniłam Deewanę do kłusa. Za ładnie wykonane ćwiczenie poklepałam klacz.. W punkcie A skręciłyśmy z klaczą i wyprowadziłam ją na linię środkową czworoboku. Zatrzymałam ładnie klacz i ukłoniłam się.
- No mała, świetna byłaś x] – powiedziałam do klaczy całkiem luzując wodze i klepiąc ją po łopatce
Potem jeszcze dość długo stępowałyśmy, całkiem swobodnie by klacz ochłonęła. Potem postępowałyśmy z Dee pod stajnie, gdzie z niej zsiadłam. Zaprowadziłam Rudą do boksu, gdzie całą ją rozsiodłałam. Gdy zaniosłam cały ekwipunek sprzętu wróciłam do klaczy i wziełam w rękę słomę. Wytarłam Kasztanowatą, bo była cała spocona. Kiedy skończyłam tę czynność założyłam jeszcze na jej grzbiet derkę i założyłam kantarek sznurkowy. Klacz była bardzo grzeczna.. sprawdziłam jeszcze czy nogi są w normalnym stanie i tak właśnie było. Następnie pożegnałam się z Rudą i dałam jej wielką marchewkę x]

Słów 1 812.. (biorę 1800 oO)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Carrot dnia Nie 9:05, 14 Lut 2010, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skrzydlata
Duży wolontariusz



Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z końca świata

PostWysłany: Sob 17:36, 27 Lut 2010    Temat postu:

Przyszłam do SC, aby potrenować z Deewaną skoki.
Klaczka stała w swoim boksie, więc podeszłam do niej i poczęstowałam smakołykiem. Koń zjadł cukierka, lecz prośba o kolejnego była właściwie groźbą z zębami. No cóż. Za coś takiego ode mnie nigdy nie dostaniesz cukierka moja droga.
Wybyłam na chwilę do siodlarni po sprzęt Deewany do skoków oraz kaganiec J.
Zaczęłam od wyprowadzenia Diablicy. Klacz szczerzyła się do mnie oraz kopała dołki nogą, ale to mnie już tak bardzo nie przeraża. Mam przecież podobne doświadczenia z moim drugim diabłem – Kesą. Skąd się biorą takie konie i dlaczego napawam do nich sympatią? Rozmyślania zostawiłam sobie na czas pobytu w domu, a w boksie Deewany musiałam być w miarę szybka z działaniem. I tak szybko doskoczyłam do głowy konia i przypięłam karabińczyk uwiązu do kantara. Deewanie się to najwidoczniej nie spodobało bo szarpnęła silnie łbem, ale nie udało jej się uwolnić z mojego uścisku.
Wyprowadziłam klacz na korytarz i, uważając na zębiska i kopyta, przywiązałam ją do pierścienia. Bacząc na swoje bezpieczeństwo wyczyściłam wielkim cudem łażącą po całej powierzchni korytarza klaczkę. Najgorzej było z kopytami, bo gdy próbowała je wyrywać pchała się ciężarem na mnie i tym oto sposobem miałam podeptaną prawą stopę.
Już po czyszczeniu osiodłałam ją. Tu nie było dużych problemów, ale musiałam uważać na palce wkładane do jej pyska przy zakładaniu ogłowia.
Wyszłyśmy – ja podeptana i poobgryzana, ona zadowolona z wygranej w walce.
Na hali, przed przyjściem do stajni, rozstawiłam trzy niewielkie koperty – 40, 50 i 60cm. Wszystko to było ustawione na trzech różnych ścianach pomieszczenia.
Nie bez problemów udało mi się wsiąść na wstręciucha i ruszyłam aktywnie od początku pracując dosiadem. Drobnym cudem było to, że udało mi się ją zebrać i szła o wiele delikatniej niż normalnie, a tym samym nie rwała do przodu. Poklepałam ją i, dalej aktywnie pracując, wykonywałam kolejne wolty, połwolty, ósemki oraz serpentyny.
Dzisiaj Deewana widocznie się starała, na każdym zakręcie była dość giętka i reagowała na zmiany tempa. Przy każdej okazji klepałam ją za błache sprawy jak równe wykonanie wolty o danej średnicy, czy serpentyny z odpowiednimi zakolami.
Po dwudziestu minutach przeszłam do kłusa. Tu też byłam przygotowana na bryknie, lecz nie stało się nic złego. Deewana poszła ładnie, bez żadnego kombinowania. Poklepałam ją i zaczęłam robić ćwiczenia te same co w stępie. I tu klacz była giętka i odpowiednio trzymała dystans, np. od środka wolty.
Następnie, po kłusie, przeszłam do wolniejszego chodu. Deewana lekko wyciągnęła szyję, a ja jej w nagrodę na to pozwoliłam i poklepałam po łopatce.
Kiedy oddech mój oraz konia był już w normie znowu zakłusowałam tym razem od razu wymuszając na klaczy wyciąganie nóg. Nie było to na rękę Deewanie, lecz po kilku próbach poniesienia z jej strony oraz batów z mojej dała sobie spokój.
Przed samym galopem chciałam, aby się dobrze rozciągnęła, bo przecież nie chciałam jej zrobić krzywdy.
W końcu nadszedł czas zagalopowania. W tym celu zwolniłam do skróconego kłusa i gdy byłam na zakręcie zagalopowałam. Tu nie mogłam spodziewać się innej reakcji niż brykanie. Deewana odwaliła solidnego barana. Strzeliłam ją za to lekko bacikiem w zad, aby się uspokoiła. I taki to przyniosło skutek.
Przegalopowałyśmy w sumie pięć kół. Deew ładnie równo szła, ale co jakiś czas musiała sobie bryknąć – ot tak dla zasady. Gdy galop był już mniej więcej bez brykania najechałam na najniższą przeszkodę. Klacz ładnie, wysoko ją pokonała i walnęła barana po skoku. Kolejna była koperta 50cm. I tu nie był jakiś problemów oprócz brykania po skoku. Dalej 60cm. No i znów właściwie bez błędów. Poklepałam ją, gdy udało mi się ją uspokoić po brykaniu.
Przeszłam do kłusa, gdyż miałam zamiar spróbować skoczyć te nieduże przeszkody z tego właśnie chodu.
Ruszyłam na najniższą przeszkodę. Mocno użyłam łydek, aby klaczka wysoko wyskoczyła. No i to zrobiła. Szczerze mówiąc skoczyła prawie jak z galopu. Poklepałam ją i zwolniłam spowrotem do kłusa, gdyż Deewana zagalopowała po skoku. Następnie najechałam wyciągniętym kłusem na wyższą kopertę. I tu było dobrze, lecz nie wiele brakowało na zabranie przeszkody ze sobą. Poklepałam i zagalopowałam od zakrętu, gdyż teraz nie zdecydowała się zagalopować. Pokonałyśmy ostatnią kopertę. Poklepałam ją po raz kolejny i puściłam trochę wodzy w galopie, dodatkowo poganiając mocno, aby się wyciągnęła. Tym sposobem Deew wylatała się i nawet wybrykała, ponieważ w pędzie robiła krótkie przerwy właśnie na brykanie. Gdy zaczęła już zwalniać kroku, a na jej ciele wykwitły mokre plamy zwolniłam do kłusa porządnie ją wykłusowałam.
Przeszłyśmy do stępa i chodziłyśmy tak długo, aż Deew była sucha. Zajęło nam to dość długo, ale warto było. Deewana była teraz bardzo grzeczna, nie gryzła i nie próbowała kopać. Pogłaskałam ją po łbie. Mała przetarła nim po mojej ręce.
Wróciłyśmy do stajni w derce. Zdjęłam ją na zadek i szybko rozsiodłałam. Derka była zaraz z powrotem, zdjęłam ochraniacze i ogłowie. Na zakończenie tego wspaniałego treningu wyczyściłam jej kopyta. Pożegnałam klaczkę cukierkiem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Skrzydlata dnia Sob 18:15, 27 Lut 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skrzydlata
Duży wolontariusz



Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z końca świata

PostWysłany: Sob 18:34, 27 Lut 2010    Temat postu:

Przyszłam dzisiaj do SC w jednym celu – potrenować z Deewaną. Klaczka też od pewnego czasu miała nieregularne treningi, więc postanowiłam się za nią porządnie wziąć. Na początek zobaczyłam z czym mam do czynienia. Deewana chętnie wzięła cukierka, którego położyłam sobie na ręce. Po tym zaczęła interesować się mną. Ot taki jakiś nowy człowiek, warto się nim zainteresować. Takim oto sposobem udało mi się ją pogładzić po głowie.
Zwróciłam się do siodlarni po sprzęt do jazdy. Miałam zamiar trochę poskakać z klaczą.
Wróciłam i jakby nie patrzyć miałam problem z czyszczeniem. Deewana głupiała, na pewno nie była taka jak ją odwiedzałam. Świr chciał mnie na dobry początek ugryźć, a gdy ją wyprowadziłam miała ślepy zamiar mnie skopać i to porządnie. No ale dobra. Może jakoś przeżyję dzisiejszy dzień w jej otoczeniu.
Oczywiście wyczyściłam ją, lecz tym razem przypłaciłabym to kopniakiem z tyłka i ugryzieniem w głowę, lecz udało mi się chociaż wystraszyć klacz uniesioną ręką.
Osiodłałam konika i wyszłyśmy na halę, gdzie wcześniej rozstawiłam już kilka przeszkód, czyli dwie koperty po 50cm, dwie stacjonaty po 60cm i jednego double barre o wysokości najwyżej 70cm.
Z wielkim trudem udało mi się wylądować na jej grzbiecie z podciągniętym popręgiem. Delikatna łydeczka i ruszyłyśmy stępem. Deewana nie chciała za nic w świecie zniżyć łba tylko parła mocno do przodu z zadartą głową. Jakoś robiłyśmy wolty, ósemki i serpentyny, ale sztywna klaczka co pewien czas się potykała.
Po rozgrzewce, podczas której Deewana bardziej zmęczyła się napinaniem mięśni niż samym chodzeniem.
No ale nic. Zakłusowałam. Klaczka walnęła barana schylając łeb, lecz mocny bat, łącznie z silną łydką, podziałał na nią bardzo dobrze i dała spokój z brykaniem w kłusie.
Dodatkowo na ziemi położyłam drągi na Cawaletti. Wszystko to wyglądało tak:

W kłusie najechałam na drągi. Deewana, bez większych zachęt przeszła równym krokiem przez nie. Przejechałam takim samym stylem jeszcze trzy razy drągi – raz z jednej strony, raz z drugiej. Deewana na razie była dość grzeczna, oprócz tego, że zadzierała ten swój łeb do góry, gdy tylko nie przechodziła przez drągi.
Następnie przeszłam do stępa. Deewana powoli zaczynała obniżać łeb, lecz to jeszcze nie to. Niestety praca dosiadem oraz zabawa wędzidłem w pysku niewiele dawała.
W momencie, gdy obu nas oddech doszedł do normy (klaczylla była bardzo niewygodna, gdy zadzierała łeb) ruszyłam znów kłusem. Tym razem mocno ją wyciągałam, co zresztą przypłaciłam brykaniem i to nie raz. Jakimś cudem się utrzymałam.
Kolejną czynnością było zagalopowanie. Wredota zaczęła skakać, brykać i podkwikiwać. Zdzieliłam ją za do trzy razy szybko w zadek. To dało jej do myślenia i dała sobie spokój z jakimikolwiek wybrykami.
Zrobiłam dwa koła galopu w jedną stronę i tyle samo w drugą. Deewana już nie kombinowała.
Po tym zadaniu najechałam na koperty, które jak widać były w szeregu. Klaczka bardzo ładnie podnosiła nogi, ale po każdym skoku musiała sobie walnąć barana. No ale cóż zrobić, taka już jest.
Pokonałyśmy cały parkur dwa razy, aby dopracować drobne nie zadowalające mnie szczególiki.
Na zakończenie chciałam przejść do kłusa, ale...
Czuję że koń mi ucieka spod tyłka i lecę prosto na ziemię.
Ojej...
To tylko biedna Deewana się spłoszyła.
Nawet nie wiem czym no ale dobra. Podniosłam się z ziemi nie zbyt zła, ale zdziwiona. Klaczka obiegła kilka kroków i z zadowolonym wzrokiem uniosła łeb, aby na mnie popatrzyć. Jej mina mówiła sama za siebie. Deewana wysadziła mnie dla własnej przyjemności. Klacz odbiegła, ale dała mi się bez problemu złapać. Oczywiście wsiadłam na nią i tym razem tylko ją wykłusowałam porządnie, a później występowałam. Nie dałam jej kary za to co zrobiła. Byłam po prostu zimna dla niej do końca treningu. Czuła to, gdyż szła ze spuszczonym łbie, grzecznie, zupełnie jak nie ona.
Zeszłam z niej po dwudziestu minutach i zaprowadziłam przykrytą derką do boksu. Tam oschle ją rozsiodłałam i wyczyściłam kopyta w ogóle się nie odzywając. Zła na siebie Deewana podawała mi nogi bardzo dobrze i nie sprawiała wcześniejszych problemów. Zostawiłam ją samą. Pożegnała mnie długim, przeciągłym rżeniem brzmiącym jak błaganie o litość. Trochę po cierpisz dobrze ci to zrobi i może przestaniesz kopać i gryźć – pomyślalam sobie, lecz w głębi serca było mi przykro, że musiałam tak postąpić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin