Forum Stajnia Centralna Strona Główna Stajnia Centralna
Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Eskada - Treningi

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Carrot
Większy wolontariusz



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:57, 05 Mar 2010    Temat postu: Eskada - Treningi

Miejsce na trenowanie z klaczą.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Carrot dnia Pią 18:57, 05 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Carrot
Większy wolontariusz



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:57, 05 Mar 2010    Temat postu:

Join Up

Tego dnia była śliczna pogoda. Słonko świeciło, wiał lekki, przyjemny wiaterek a w powietrzu czuć było zapach wiosny. Postanowiłam wykorzystać ten dzień najlepiej jak mogłam - z Eskadą. Tym razem na pewno wyjdziemy i popracujemy nad wzajemnym zaufaniem. Tak, mam na myśli join-up Uchyliłam drzwi do stajni - nikogo nie było. Wiekszość koni spędzało ten ładny dzień na pastwiskach SC. Eska więc zapewne też tam była. Nie myliłam się. Pasła się niedaleko, obok Dueta. Zawołałam klacz po imieniu. Gdy arabka mnie tylko zobaczyła wydała z siebie wesołe parsknięcie. Uśmiechnełam się. Poznała mnie. Podeszłam do niej i ją poklepałam. Przelazłam przez ogrodzenie i włożyłam Esce kantarek z dopiętą lonżą. Arabka niechętnie dawała się prowadzić. Wyszliśmy na round-pen. Tam poklepałam kobyłkę i odpiełam lonżę. Eskada natychmiast odklusowała ode mnie i zajeła sie sobą - wytarzała się. Kiedy skończyła, zaczeła obwąchiwać jakże interesujące podłoże. Na nic moje komendy. tak więc wziełam bacik i strzeliłam w ziemię obok niej i kazałam zakłusować. Zupełnie się nie spodziewałam, że arabka ruszy pełnym galopem strzelając baranki! W takim razie od razu galop. Co jakiś czas zmieniałam jej kierunek. Kazałam przejść do kłusa. Zrobiła to i patrzyła na mnie dając pierwsze oznaki porozumienia. Odłożyłam bacik i spuściłam wzrok w dół. Eskada po chwili przestała kłusować. Opuściła nisko głowę i podeszła do mnie. Poklepałam klacz i nagrodziłam smakołykiem. Zaczełam wolno chodzić po round penie. Arabka szła grzecznie za mną. Gdy sie zatrzymywałam, cofałam czy zmieniałam kierunek - Eskada robiła to samo. Byłam z siebie zadowolona. No i z Eski, rzecz jasna. Robi postępy Zebrałam rzeczy i odprowadzilłam kobyłkę z powrotem na pastwisko.

by Hestia


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Carrot dnia Pią 18:57, 05 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Carrot
Większy wolontariusz



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:58, 05 Mar 2010    Temat postu:

Trening dresażowy

Popołudniu poszłam do SC wziąć Eskadę na trening dresażowy. Od dawna chiałam zacząć ją trenować. Wierzę, że ma duże szanse w tym sporcie. Tylko jakoś wcześniej nie miałam czasu albo weny.

Eskada jak zwykle była na pastwisku. Jednak jakoś nie mogłam jej znaleźć. Przeszłam przez ogrodzenie poszłam jej szukać. Była na samym końcu pastwiska, gdzie ciekawie wyglądała przez ogrodzenie. Gdy mnie zobaczyła od razu do mnie podeszła (jak zwykle z resztą XP). Pogłaskałam ją po chrapach i zapiełam uwiąz. Musiała się nieźle wytarzać bo była okropnie brudna Cały bok miała w błocie a o kopytach nawet nie wspomnę. Zaprowadziłam więc kobyłkę na myjkę. Tam ją dokładnie wyszorowałam szamponem i zmyłam wodą. Suszenie trwało jakieś 15 minut. Następnie zgrzeblem rozczesałam zaklejki, szotkami ogon i grzywę. Na koniec włosianą szczotką nadałam sierści arabki charakterystyczny błysk. Zostawilam ją na chwilkę i poszłam po sprzęt. Na początku Eskada nie chciała przyjąć wędzidła ale dałam sobie z tym radę.
Gdy skończyłam ją ubierać (czaprak, siodło i owijki) poszłyśmy na halę. Postanowiłam jeździć właśnie tam żeby kobyłki nic nie rozpraszało Najpierw zabezpieczyłam wodze i puściłam ją luźno. Chciałam, żeby Eskada przyzwyczaiła się znów do siodła, ponieważ nikt dawno na niej nie jeździł. Ogólnie cała dzisiejsza jazda będzie "luźna" i przypominająca. Arabka przekłusowała trochę. Brykneła przy tym kilka razy. Gdy się uspokoiła i wyszalała, sama do mnie podeszła. Poklepałam Eskę i podciągnełam wyżej popręg, po czym wsiadłam. Kobyła stała w dalszym ciągu spokojnie więc znów ją poklepałam i wyregulowałam sobie strzemiona. Po chwili dałam jej lekką łydkę. Reakcja była zerowa. Dopiero gdy dałam jej mocniejszą przeszła do stępa. Przejechałyśmy tym chodem całe 4 kółka. Następnie wolta. Eskada ładnie skręciła. Kolejny raz również. Kolejne 1 kółko stępa i zatrzymanie. Wszystko wykonane poprawnie. Znów kawałek stępa. Ruszyła za pierwszym razem. I znów zatrzymanie. Uznałam, że świetnie sobie radzi i możemy zakłusować. Ciekawe czy uda się zakłusować ze stoju. Zebrałam wodze, dałam mocniejszą łydkę i wypchnełam biodrami. Eskada płynnie przeszła w kłus. Udało się Na początek anglezowny, żeby jej zbytnio nie obciążać. Przyspieszyłam arabkę i zmienilyśmy kierunek przez ujeżdżalnię. Wyciągnełam stopy ze strzemion i klusem ćwiczebnym! Eskada była miękka, więc wyszło cudnie Po kilku kółkach włożyłam nogi w strzemiona, znów zmieniłam kierunek (tym razem przez koło). I zagalopowanie. Eskada natychmiast przeszła do dzikiego cwału wyciągając szyję i strzelając baranki. Jakimś cudem się utrzymałam i zwolniłam klacz do stępa. Za chwilkę znowu spróbuję. Tym razem byłam gotowa - zebrałam porządnie wodze, przesunełam łydkę za popręg i... galop. Na początku prawie tak samo szybki, ale zwolniłam i było noramlnie. Przejechałyśmy 3 okrążenia i przeszłyśmy do kłusa.
Po jednym kole przeszłyśmy do stępa na luźnej wodzy. Rozstępowałam Eskadę i zaprowadziłam do boksu. Tam ją rozsiodłałam i poszłam umyć wędzidło.

by Hestia


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Carrot dnia Pią 19:01, 05 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Carrot
Większy wolontariusz



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:59, 05 Mar 2010    Temat postu:

Trening pokazowy\

Tym razem postanowiłam przeprowadzić trening pokazowy z moją kochaną kobyłką. Wziełam więc szczotki, prezenterkę i poszłam do boksu Eskady. Arabka była jak zwykle grzeczna, jak zwykle mnie szturchała głową i przymilała się w trakcie czyszczenia. Poszło mi ono w miarę szybko, więc został jeszcze czas na 'zrobienie' Esce kopyt. Zabrałam kobyłkę na myjkę, gdzie umyłam jej nogi i kopyta po czym nałożyłam na nie maść. Kiedy już była gotowa zdjełam jej kantar i włożyłam nową prezenterkę. Cmoknełam cicho i poszłyśmy na halę. Gdy doszłyśmy na miejsce odetchnełam z ulgą, gdyż hala była pusta. I całe szczęście. Zrobiłyśmy 2 pełne okrążenia w stępie w ręku, następnie przeszłyśmy na środek. Zatrzymałam arabkę i próbowałam ją ustawić. Niestety, bezskutecznie. Chciałam, żeby się ładnie wyciągneła. W tym celu odchodziłam kilka kroków w tył i wyciągałam rękę ze smakołykiem. Ale arabka zamiast wykonać polecenie i wyciągnąć szyję do przodu podchodziła do mnie. Wtedy ją zatrzymywałam i znów odchodziłam. Sytuacja jeszcze kilka razy się powtórzyła ale w końcu moja cierpliwość oplaciła się a Eskada przybrała prawdziwie wystawową pozę. Pochwaliłam kobyłkę i nagrowdziłam cukierkiem. I znowu przeszłyśmy się stępem. Z tym Eskada nie miała problemów. Chciałam zrobaczyć jak sobie radzi w kłusie. Dałam jej sygnał i zaczełam biec. Arabka od razu wiedziała czego od niej oczekuję - od razu zmieniła chód. Ładnie przy tym podniosła ogon i wyciągała nogi. Na początku miała trochę nierównomierne tempo ale po chwili było już ok. Zmieniłyśmy kierunek i jeszcze pokłusowałyśmy. A teraz kolejna trudność - przejście kłus-stój. Pociągnełam klacz za uwiąz i się zatrzymałam. O dziwo, Eskada też. Byłam zaskoczona. Nie sądziłam, że uda jej się to za pierwszym razem. Zadowolona poklepałam arabkę. A teraz cofanie. Zrobiłam kilka kroków w tył. Z tym nie poszło tak łatwo ale po chwili Eska się cofaneła. Znów ją pochwaliłam i na koniec znowu ćwiczyłam z nią pozę w stój. Wyciągnełam już pustą rękę do góry a arabka elegancko się wyciągneła i przybrała właściwą pozycję. Nagrodziłam ją za to jabłkiem. Byłam z niej dumna - może i jest kilka niedociągnięć ale niedługo nad tym popracuję i będzie idealnie Wyszłyśmy z hali i zaprowadziłam Eskadę na pastwisko. Tam zdjelam jej prezenterkę i puściłam luzem.

by Hestia


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Carrot dnia Pią 19:01, 05 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Carrot
Większy wolontariusz



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:59, 05 Mar 2010    Temat postu:

Trening rajdowy

Ponieważ zapisałam Eskadę na rajd to miałam zamiar sobie z nią popracować w tym właśnie kierunku. Pogoda była wręcz idealna - ciepło, wiał lekki wiaterek. Wziełam szczotki, sprzęt i weszłam do boksu Eskady. Arabka przywitała mnie entuzjastycznym szturchnięciem łba w mój brzuch XD Kobyłka była czysta. Szybko wyczyściłam kurz włosianą szczotką i osiodłałam - włożyłam jej nowe, rajdoowe siodło. Wyprowadziłam Eskadę przed stajnię, gdzie poczyniłam ostatnie czynności przygotowawcze - włożyłam toczek i podciągnełam popręg. Wsiadłam na Eskadę i zaczełam ustawiać strzemiona. Arabka już przebierała entuzjastycznie nogami czują mój ciężar ciała na ggrzbiecie i widząc otwartą bramę. Nie ruszana była od tygodnia toteż miała nadmiar energii a ja nadzieję, że wrócę z tego terenu cała Zebrałam lekko wodze i wypchnełam klacz biodrami - Eska żwawym stępem ruszyła przed siebie. Uznałam, że najlepsze miejsce do rajdu to las. Ale ponieważ nie znałam jeszcze tych okolic postanowiłam, że znacznie bezpieczniejszy będzie objazd polnymi drogami. Tam też skierowałam Eskadę. Co chwila musiałam ostudzać jej zapał zwalniając ją. Ledwie w stępie trzymałam. Ale rozstępować trzeba arabka uważnie przyglądąła się wszystkiemu i ciągle odwracała łeb by rzucić mi zdziwione spojżenie. Zdawała się mnie pytać "gdzie my jesdziemy?!". Jak już wcześniej wspomniałam to nasz pierwszy teren od czasu przybycia do "Apluzu". Po przejechaniu kilometra ścisnełam łydki - Eska podniosła malowniczo ogon i ruszyła dumnym, arbaskim kłusem. Na razie anglezowanym, żeby nie obciążać grzbietu. Była tak podniecona, że w kółko parskała i machała głową. Mijając dość spory krzak przestraszyła swoim zachowaniem kilka wróbli, które poodltywały, ćwiergoląc. Eskada zrobiła wielkie oczy i odskoczyła w bok. "Spokojnie!" zawołałam klepiąc ją po szyi. Wróciłam na ścieżkę i wjechałyśmy do lasu. Był to las mieszany, chyba największy w okolicy. Arabka chciała podskubywać liście, ale nie pozwalałam jej na to, więc po pewnym czasie dała spokój. Skręciłam z głównej ścieżki i zaczełam kluczyć między drzewami, nie spuszczając jednak w oczu szlaku. Przed nami był mały strumyczek. Nakierowałam nań kobyłkę ale ona uznała, że w to nie wjedzie i zakręciła o 180 stopni. Ja jednak nie dałam za wygraną. Sytuacja się powtórzyła. Zatrzymałam klacz, zsiadłam i zaprowadziłam w ręku. Zatrzymalam Eskadę przed strumieniem i zamoczyłam rękę, po czym dotknełam nią końskich chrap. Arabka uspokojona schyliła głowę i się napiła. Przeprowadziłam ją przez strumyk w ręku. Ładnie przeszła. Korzystając z okazji stania na ziemi podciągnełam mocniej popręg i wsiadłam. Od razu kłus. Po chwilce wróciłyśmy na ścieżkę znów przecinając po drodze strumyczek. Tym razem wierzchem, bez żadnych komplikacji " border="0" /> Na ścieżce przeszłam do stępa. Tym chodem wyjechałam z tyłu lasu. Resztę objadę polami. Dałam sygnał do galopu. Eskada ochoczo przyspieszyła. Była naprawdę szybka, jak na araba przystało do tego tak podekscytowana, że zaczeła wesoło wierzgać. "Ej, przestań! Ja ciągle tu jestem!" upomniałam klacz i więcej już się to nie powtórzyło. Resztę pól więc galopowałyśmy. Ćwiczyłam utrzymywanie stałego tempa, co na rajdach jest nieocenione. Teraz wjechałyśmy do jakiejś wioski. Zwolniłam do kłusa - tym razem ćwiczebnego. Ludzie uważnie się nam przyglądali i czynili uwagi na nasz wygląd. Większość naszczęście pozytywnych Obawiałam się co do samochodów, ponieważ Eskada jest raczej płochliwa. Z ulgą stwiedziłam, że nie stwarzają one dla niej problemu. 2 kilometry za końcem wsi zwolniłam do stępa i resztę rajdu przebyłyśmy w tym chodzie. Gdy w końcu zsiadłam poklepałam Eskadę i nagrodzilam smakołykami. Kobyłka była zmęczona więc od razu ją rozsiodłałam i puściałam na pastwisko, żeby się popasła. "Świetnie się spisalaś, kochanie." uśmiechnełam się do Eski i zostawiłam ją na trawie w towarzystwie Celine Dion, z którą się zdażyły już zaprzyjaźnić. Obie w końcu arabki " border="0" /> Ogólnie trening poszedł dobrze, tempo niezłe, nie boi się ruchu ulicznego, tylko trzeba nad kondycją nieco popracować.

by Hestia


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Carrot dnia Pią 19:01, 05 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Carrot
Większy wolontariusz



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:00, 05 Mar 2010    Temat postu:

Trening skokowo-rajdowy

Koń: Eskada
Jeździec/Trener: Fressa
Cel: Trening rajdowy ,poprawiający kondycję Eskady.Krótszy ,ale bardziej pracowity teren.

Przyjechałam do stajni Hestii. Rozglądnełam się dookoła.
-Witaj Fress! - powiedziała Hestia.
-Cześć. - odpowiedziałam.
Hestia zaprowadziła mnie do boksu klaczki. Przygotowała mi sprzęt i opowiedziała trochę o klaczce. Wiedziałam, gdzie z nią pojadę. Nie było to nigdzie daleko ,ale teren miał być wyczerpujący dla mnie i dla niej choć podobno Eskada jest nie do zdarcia. Przywitałam się z klaczą dając jej buziaka w chrapki. Dostała miodowego smaczka. Wyciągnęłam uwiąz i pzrwyiązałam luźno klaczkę. Ja zabrałam się za jej czyszczenie ,a ona jadła sobie siano. Na początek wzięłam plastikową i miękką szczotkę. Czyściłam czyste ciałko arabki bez celu. Wzięłam szczotkę do pyszczka i przeczyściłam jej go. Na początku wyrywała się trochę ,ale później stała grzecznie. Gniadoszka była czysta więc wzięłam się za czesanie grzywy co niezbyt się jej podobało.
-Spokojnie, malutka - powiedziałam do klaczki.
Cały czas była nerwowa więc wykorzystałam metodę T-Touch .Klacz uspokoiła się i od nowa zaczęła skubać sianko. Popuściłam jej jeszcze bardziej uwiąz żeby mogła się powiercić. Chciałam poskakać coś z Eskadą ,ale podobno nie jest najlepszym skoczkiem. Postanowiłam ,że wezmę ją na lonże i ustawię kilka przeszkód. Między innymi kawaletki ,drągi i niskie krzyżaki ,których klaczka tak nie lubi. Gdy wyczesałam jej grzywę przeszłam do ogona ,z którego jeszcze wydłupałam siano. Odłożyłam szczotkę do grzywy i ogona i wzięłam kopystkę. Poprosiłam klacz o podanie mi nogi ,a ta przerzuciła ciężar ciała na drugą stronę i podała mi nogę. Wyczyściłam resztę kopytek i poszłam po pas do lonżowania ,lonżę i bata do lonżowania. Ubrałam klaczce ogłowie bez wodzy (i innych udziwnień). Zdziwiła się trochę jak założyłam jej pas do lonżoewania zamiast siodła ,ale nie robiła żadnych histerii. Pogłaskałam ją i poprawiłam wędzidło ,które jakoś krzywo leżło. Upewniłam się czy pas i ogłowie jest dobrze zapięte i założyłam ochraniacze. Wzięłam lonże i bata ,które zaniosłam na plac.Z Eskadą została Hestia ,a ja ułożyłam na większym kole przeszkody. Na placu były 3 takie koła (wydeptana ścieżka) .Na pierwszej ustawiłam jednego strasznego drąga .Na drugiej kawaletki i drągi. Na trzeciej krzyżaka i drągi. Jak coś by nam nie pasowałao to Hestia obiecała, że poprawi niedoskonałości. Ubrałam rękawiczki i poszłam po klacz. Wyszłam z nią z boksu ,a Hestia pszła na plac i usiadła na ogrodzeniu. Poszłam z klaczką na pierszw koło. Dopięłam jej lonże i wzięłam bata. Klacz sama weszła na koło .Gdy zobaczyła drąga wystraszyła się i zagalopowała. Uspokoiła się ,a ja podeszłam do niej.Przeszłam przez drąga ,a klacz niepewnie szła za mną.Oddalałam się od niej ,a ona z każdym minięciem drąga była pewniejsza.Po około 12 przejściach ignorowała drągi i tylko podnosiła wyżej nogi.Pochwaliłam ją i zmieniłam kierunek.Klacz wyrywała się do kłusa ,ale jeszcze nie była do końca rozstępowana.Cmoknęłam na Eskadę ,a ta zakłusowała bardzo szybkim tempem.
-Prrrrr, mała! - powiedziałam do niej.
Zwolniła trochę.Zeszłyśmy z koła i weszłyśmy na ścieżkę.Biegłam za klaczką pilnując jej tempa.Przeszła do stępa na sam dźwięk mojego głosu.Zaczęła machać głową i ogonem odganiając się od natrętnych owadów.Pokazałam jej krzyżaka ,który miał z 30 cm.Nie bała się og ,ale ewidentnie nie miała ochoty przez niego przełazić ,a co dopiero skakać.Pokazałam jej później kawaletki i wróciłam na pierwsze koło.Klacz weszła na koło ,ale za bardzo się oddaliłam.Przytargałam ją bliżej co niezbyt się jej podobało.Szła znudzona ,a ja cmoknęłam na klacz .Zrobiła to o co mi chodziło czyli zakłusowała.Pozwoliłam jej wyciągnąć szyję .Na drągu nie musiała zbytnio się wysilać . Rozkłuswałam ją porządnie i zeszłam z koła wchodząc na ścianę na stępa.Eskada szła za mną grzecznie.Dałam jej miodowego smaczka i poklepałam.
-Grzeczna kobyłka -powiedziałam do arabki.
Przeszłam na drugie koło.Na początku szłam koło klaczy żeby wiedziała ,że kawaletki nie jadają koni.Potem oddalałam się ,a klacz podnosiła wysoko nogi.Btłam z niej zadowolona ,bo wiedziałam,że nie lubi takich rzeczy.Na drągach prawie wogóle nie unosiła nóg tylko szła prawie normalnie.Odłorzyłam bata i pozwoliłam robić jej co chcę ( nie omijając oczywiście przeszkód).Dałam jej luźniejszą lonże ,a klacz zakłusowała.Szła bardzo energicznie ,ale nie za szybko ,gdyż jak przyśpieszała traciła równowagę na zakręcie.Kilka razy ominęła kawaletki ,ale zaraz po takim zdarzeniu znowu przyciągałam lonże ku siebie i nie pozwolilam jej uciekać.Klacz ze szczęćia kilka razy wierzgnęła i wywróciła by się w trakci etej czynności ,ale na szczęście odzyskała równowagę.Hestia przyniosła mi wytok,wodze i siodło w teren ,ale ja jeszcze musiała wygalopować trochę klacz ,bo miała w sobie za dużo energii.Szarpała mnie za lonże chcąc galpować.Klacz przeszła do stępa ,a zaraz potem stanęła i zaczęła drapać się w nóżkę.Poczekałam grzecznie jak skończy ,a ta ruszyła stępem.Cmoknęłam na nią kilka razy ,a ta zagalopowała.
-Pięknie-powiedziłam do niej.
Teraz raczej ku mojemu zdziwieniu przeskakiwała przez kawaletki.Gałki oczne wyszły mi z orbit .Klacz ani razu nie ominęła przeszkód i aniu razu żadnej nie zrzuciła.Na kawaletkach nieraz podnosiła nogi ,a nieraz przeskakiwała.Nie miała jakiejś najlepszej techniki ,ale spodobało jej się to najwidoczniej.Jak skakała to dosyć koślawo ,ale przynajmnie nie uciekała panicnzie od przeszkód.Potem klacz przeszła do stępa i podeszła do mnie.Pogłaskałam ją i dałam smaczka.Zrobiłam kilka głębokich oddechów z nadzieję ,że na trzecim kole ( z krzyżakiem !) arabka będzie tak samo spokojna i skoncentrowana.Wzięlam ze sobą bacika ,ale nie miałam zamiaru bić ją nim najwyżej walnąć nim w powietrze.Nie chciałam żeby klacz miała jakieś złe wspomnienia.Przeszkoda miała bardzo niskie stojaki więc lonża się o nie nie zaczepi.Przeszłam przez krzyżaka pozwalając klaczy stanąć obok i popatrzeć się na owe coś.Krzyżak był bardzo szeroki więc mogłyśmy go skakać obie w tym samym momencie.Biegałam za klaczą po zewnętrznej stronie żeby nie uciekała z koła.Dałam Hesti długiego bata ,a sama wzięłam krótką skokówkę.Byłam tak blisko Eskady ,że nie musiałam mieć takiego długiego bata.Klacz zatrzymała się na kole przed drągiem.Cmoknęłam na nią ,a ta ruszyła powoli.Klepnęłam ją batem w łopatkę ,a ta zakłusowała powoli.Szłam za nią .Nie miała ochoty uciekać z koła.Na razie omijałyśmy krzyżaka.Zatrzymałam klacz.Wzięłam długiego bata i weszłam na środek koła.Klacz zakłusowała .Przeskoczyła przez cavaletti.Zbliżała się do niziutkiego krzyżaka.Ku mojemu zdziwieniu przeszła go bardzo ładnie.Zdziwiło to też Hestię.
-Może ona nie boi się krzyżaka z niskimi stojakami ,a boi się krzyżaka z długimi stojakami?-zapytałam się Hestii.
-Nie mam pojęcia! o.0 -powedziała moja koeżanka.
Poprosiłam Hestię o ustawienie krzyżaka z długimi stojakami.Był to krzyżak około 20 cm ,ale klacz za nic nie chciała przez niego przejść.Zachęcałam ja ,błagałam ,ale za nic mnie nie słuchała.Stawała dęba przed przeszkodą,wierzgała ,a nawet mnie ugryzła xd Wiedziałam już czego klacz się boi.Postanowiłam nie ćwiczyć już z nią na lonży tylko występować w innym sposób.Hesia ściągnęłą drążki ze stojaków ,a ja przechodziłam między stojakami z klaczą.Była zdziwiona ,ale się nie wyrywała.Pozwoliłam jaj pooglądać stojaki .Potem ustawiłam drąga między stojakami.Klacz na początku odmawiała przejścia i była zdenerwowana,ale wykorzystałam metodę T-Touch i klacz się uspokoiła.Eskada przeszła przez drąg kilkanaście razy ,a potem rozebrałam ją i wstawiłam na chwilę do boksu.Po godzinie poszłma do Eskady .Przeczyściłam ją i założyłam sprzęt.Nie kręciła się więc poklepałam ją i dałam buzi w chrapki.Wyszłam z nią ze stajni i podeszłam do miejsca gdzie klacz się nie powinna spłoszyć.Zatrzymałam ją i spuściłam strzemiona.Po chwili podeszła do nas Hestia i trzymała mi klacz.Podciągnęłam popręg i wsiadłam powoli na grzbiet Eskady.
-Śliczny konik-powiedziałam do klaczy.
Szybko zrobiłam lewe strzemie ,a Hestia pomogła mi z prawym.Podciągnęłam jeszcze popręg o dziurkę i chwyciłam wodze jedną ręką.Wypchnęłam klacz krzyżem ,a ta poszła stępem.Chwyciłam wodze 2 rękami i zebrałam je trochę.Klacz sprawiała wrażenie trochę wystraszonej ,ale uspokoiła się.Przyglądała się wszystkiemu ,ale sprawiał wrażenie zbyt zmęczonej na płoszenie się.Poklepałam ją ,a klacz parschnęła kilka razy.Wjechaliśmy na takie jakby mokradła.Było tu pełno błota ,a Eskada poślizgnęła się chyba z 26 razy .Na szczęście wyjechaliśmy z tego ,ale teraz musiałam uważać ,bo wyjechałam na jezdnię.Była to jakaś leśna dróżka,ale po drodze spotkałam już jeden samochód.Kierowca zatrzymał się i przepuścił nas.Podziękowałam mu i wjechałam w głąb lasu.Mogłam już powoli zakłusować,ale najpierw sprawdziłam popręg.Był luźny więc dociągnęłam go o jedną dziurkę. Zakłusowałam.Nie chciałam raczej galopować ,gdyż chciałam wymęczyć klacz w kłusie.Wyciągnęłam kłus i przeszłam do półsiadu.Eskada podniosła głowę.Musiałam przejść do stępa,gdzyż wczoraj padało i w niektrych miejscach było niezłe błoto.Klacz potknęła się o korzeń,ale odzyskała równowagę.Pogłaskałam ją i zrobiłam slalom między coraz rzadziej rosnącymi drzewami.Zakłusowałam.Klacz kłusowała tak szybko,że ledwo nadążałam z anglezowaniem więc przeszłam od półsiadu.Klacz zagalopowała,ale zatrzymałam ją ,bo nie o to mi chodziło.Wjechałysmy na polanę.Eskada poczuła zew wolności i poniosła mnie.Usidłam w siodło ,odchyliłam się do tyłu i ściągałam powoli Eskadę na siebie.Po chwili przeszła do wolnego galopu ,a potem od kłusa .Przejechałam przez łąkę spokojnym już kłusem.Wjechałam do lasu i przeszłam do stępa.
-Piękny,prawie grzeczny konik -powiedziałam do Eski.
Jechałam z nią na lekkim kontakcie,a klacz szła bez zarzutów.Pogłaskałam ją i wtuliłam się do jej szyi.Nie chciałam wracać do domu ,ale na niebie pojawiły się ciemne chmury.Popatrzyłam w górę,nie padało ,ale zaczęło się chmurzyć.Skręciłam w lewo i pojechałam na skróty,żeby jak coś szybko wrócić so stajni.Przejechałam zakręt i zakłusowałam.Zebrałam trochę(!) Eskę ,bo szła rozwleczona niezbyt angarzując swój tyłek w pracę.Gdy zaczęła pracować zadem odpuściłam jej na pysku,ale dalej cisłam w łydkach.Eskada zaczęła panikować gdy zobaczyła przed sobą kałużę.Usiadłam w siodło i wysłałam ją mocniej.Zaczęła robić chody boczne potykając się przy tym.Za nic nie chciała przejśc przez kałużę.Spuściłam jej na pysku i wysyłałam do przodu.Klacz zaczęła naprawdę panikować i stawać dęba.Przestałam i wzięłam ją na większy kontakt.Robiłam wolty dookoła kałuży.Były coraz mniejsze ,a klacz czym bliże była tym bardziej stawał się podejżliwa.Nie chiałam zniechęcać jej więc nie lałam ją łydkami gdy zwalniała i spoglądała w stronę kałuży.Nareszcie udało się przejechać przez kałuże.Powtórzyłam ten 'zabieg' kilka razy żeby klacz utrwaliła sobie ,że kałuże nie jadają takich koni jak ona.Chyba się udało ,ale nie jestem do końca tego pewna.Potem przejechałam stępem najgorsze błote i zakłusowałam powoli.Jechałam kłusem pośrednim.Zrobiłam półsiad ,a klacz parcshnęła kilka razy.Poklepałam ją i 'bawiłam' się jej wędzidłem.Klacz rozluźniła się,ale nagle zaczęła spoglądać ślepo przed siebie .Wiedziałam co to może znaczyć więc usiadłam w siodło i przeszłam do stępa.Klacz zaczęła się wyrywać i cofać.Odpuściłam jej na pysku i wysłałam mocniej łydkami.Nie zaragowałą nawet na to .Wysłałam jąjeszcze mocniej ,a klacz przeszła kilka kroczków do przodu i stanęła.Nie odpuszczałam jej ,a ona mi też nie.Tylko różnica była taka ,że ona się była zmęczona ,a ja już tak.Nagle przed nami pojawił się zając.Przebiegł przez drogę ,a klacz upewniła się czy może iść i ruszyła .Nie wiedziałam co zrobić.Gdzie ona usłyszała tego zająca !?
-Dziwna klacz-powiedziałam do niej z uśmiechem.
Popatrzyłam na niebo .Było coraz ciemniej ,a chmury wyglądały jakby zaraz miały wybuchnąć.Zakłusowałam i po chwili znalazłam się na łące.Innej niż tamta wcześniej,bo mniejszej ,ale na 'ścieżce' leżał pień.Zagalopowałam.Klacz zrobiła 2 foule i przeszła do szybkiegoooo kłusa.Usiadłam tyłkiem w siodło obijając się ,bezradnie próbowałam zmusić klacz od galpu.Wkurzyłam się i i uderzyłam klacz końcówka wodzy w szyję.Zagalopowała.Poklepałam ją .Eskada zaczęła przyśpieszać przed przeszkodą.Zrobiłam półsiad i pilnowałam tylko żeby nie uciekła z przeszkody.Wyciągnęłą niezłe tempo ,ale przeskoczyła przeszkodę.Po skoku puściła 3 barany i dogalopowałyśmy do końca łąki szybszym galopem.Na leśnej ścieżce powoli hamowałam.Klacz nie ma za najlepszej techniki skoku ,ale skacze całkiem,całkiem.Przeszłam do stępa ,bo z ziemi wystawało pełno korzeni.Wiedziałam ,że za chwilę się rozpada ,ale na szczęście byłam już blisko stajni hdzie stoi Eska.Zakłusowałam po 6 minutach stępa. Usiadłam w siodło i przejechałam kilknaście metrów w kłusie ćwiczebnym zbierając trochę klacz.Nagle krople deszczu zaczęły spadać z nieba.Po 2 minutach mały deszcze przerodił się w ulewę.Cała Eska była mokra i ja też ,ale trochę mniej niż klacz.Wyjechałam nareszcie z lasu.Przeszłam do stępa .Musiałam przejechać przez jezdnię ,a ta była śliska.Klacz poślizgnęłą się kik arazy ,a mnie przechodziłą wtedy gęsia skórka.Jechałam szybszym stępem na dłuższej wodzy.Spojrzałam przed siebie i ujżałam w strugach deszczu zarys stajni.Klacz podniosła uszy.Wjechałyśmy na teren stajni i od razu pokierowałam się z nią do stajni.Zeszłam z niej ,podciągnęłam strzemiona,poluzowałam popręg i weszłam do boksu.Zrzuciłam jej szybko sprzęt ,a Hestia przejęła go odemnie.Czaprak powiesiła u siebie na surzerce ,a z resztą sprzęt nie wiem co zrobiła ,bo poszłam do boksu klaczy.Pogłaskałam ją,dałam buziaka i 3 smaczki.
Założyłam kantarek i zabrałam się za czyszczenie.'Ściągłam' z Eskady wodę specjalną szczotką ,a potem wyczyściłam jej kopyta.Było w nich błoto i kilka kamyczków.Wyczesałam klacz ogon,który był cały z liści.Pogłaskałam ją i poszłam po derkę.Weszłam do jej boksu i zarzuciłam derkę.Gdy pogłaskałam ją zaczęła trącać mnie chrapkami.Dałam jej smaczka ,17 buziaków (liczyłam !) i pogłaskałam po łopatce.Odwiązałam uwiąz i poszłam do Hesti.Siedziała w swoim pokoju i oglądała zdjęcia małej Eski i innych koni ze stajni.Dołączyłam do niej i tak zleciał mi cały dzień w stajni Hesti (no prawie cały).Potem przestało padać i poszłyśmy z koleżanką posprzątać trochę siodlarnię i paszarnię.Pożegnałam się jeszcze raz z końmi i z Hestią .Pojechałam szczęśliwa do domu.

bz Fressa


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blacky
Bywalec



Dołączył: 11 Sty 2009
Posty: 613
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Nie 9:46, 21 Mar 2010    Temat postu:

21.03.2010r.
Teren by Mućka.

Przyjechałam do Stajni Centralnej z zamiarem pojeżdżenia jakiegoś konia, który najbardziej tego potrzebuje. Dowiedziałam się, ze jest nim Eskada, ponieważ już od jakiegoś czasu nie była ruszana pod siodłem, tylko na wybiegu i na lonży, tak więc przyniosłam sprzet pod jej boks i zaczęłam czyścić. Na początku odsuwała się ode mnie, próbowała uciekać w głąb boksu, ale przekuiłam ją paroma przysmakami, wtedy poczuła się nieco pewniej. Kiedy ją wyczyściłam, założyłam siodło, czaprak, ogłowie i ochraniacze pełne to wyprowadziłam przed stajnię i wyregulowałam sobie strzemiona. Kiedy wsiadałam Eskada kreciła się nerwowo w miejscu, nie mogła ustać. W końcu prawie puściłam wodze żeby rozgrzała szyję i swobodnym stępem ruszyłam leśną ścieżką. Pogoda była idealna - nie było już śniegu, który stopniał parę dni temu, ale też nie było już błota po odwilży. Sucho, ciepło, czego można chcieć więcej? Eskada podniecona miała wysoka uniesiony ogon i głowę, rozglądała się ciekawie na boki i co pare minut rżała radośnie caplując, musiałam ją zwalniać. W lesie było cicho, żadne zwierzę nas nie rozpraszało. Po paru minutach weszłam na bardzo delikatny kontakt, szłyśmy stępem roboczym, ale żwawym. Potem lekkie zakłusowanie. Od razu kiedy poczuła trochę wolności wypruła do przodu, musiałam ją natychmiast powstrzymać, bo kierowała sie w kierunku krzaków! W końcu udało nam się jakoś dojść do porozumienia i jechałyśmy roboczym kłusikiem. Potem trochę skróconego i wyjechałyśmy z lasu na ścieżkę, która prowadziła dookoła malutkiego zagajnika. Czemu nie? Przejechałyśmy się tamtędy kłusem wydłużonym, a potem zrobiłam jej chwilę odpoczynku stępem. Potem wyjechałyśmy na polanę, czułam jak klacz się napalila, od razu step był żwawszy. Najpierw zaklusowałam, potem ruszyłam skróconym glaopem... Bez numerów, bardzo ładnie. No to roboczy. Ciepły wiatr rozwiewał mi włosy i grzywę Eskadzie... Kiedy nagle z krzaków obok wyskoczył zając. Eskada zatrzymała się na tylnych nogach, zarżała, stanęła dęba i w powietrzu zaczęła machać przednimi nogami. Ledwo ledwo się utrzymałam, było cięzko. Kiedy wreszcie odpadła na ziemię wydała z siebie jedno potęzne bryknięcie z krzyża. Poleciałam najpierw w górę, a potem bardzo boleśnie upadłam na cztery litery. Podniosłam się jęcząc z bólu i wołając za oddalającą się galopem klaczą. Dotarła ona na skraj polany po czym zawócila i zaczęła pędzić z powrotem w moją stronę. Uspokajającym tonem zachęcałam ją żeby zwolniła... Ale gdzie tam, ani jej to w głowie. Poleciała na drugi koniec i wjechała już kłusem bardzo przypominającym pasaż do lasu, na ścieżkę którą przyjechałyśmy tutaj. Już wyciągałam komórkę, żeby zadzwonić do kogoś kto jest w stajni aby wyglądał arabki. Jednak w ostatniej chwili powstrzymałam się - gniady łeb wystawał zza drzewa. Zaczełam biec mimo rwacego bólu z biodrze, klacz nie ruszała się. Stała i obserwowała mnie, nawet nie próbowała uciekać. Zdziwiłam isę i przestraszyłam zarazem - a jeśli coś jej się stało? Jeśli się przewróciła i ma coś np. z nogą? Serce przyspieszyło. Obejrzałam nieruchomą klaczkę ze wszystkich stron, dotykałam, nawet przeprowadziłam kawałek stępem i kłusem... Wszystko wydawało się w porządku. Przełamałam się i z pnia wsiadłam po raz kolejny tego dnia. Była spokojna, ale cięzko dyszała. Czyli pewnie wyszalała się, wyszalała i jej przeszło. To jest normalne zachowanie Eskady! Nie chciałam jej więcej męczyć, bo przecież te dzikie galopy na łące to nie lada wysiłek, więc tylko jechałyśmy trochę kłusem roboczym i duuużo stępa, żeby nieco wypoczeła. Kiedy dotarłyśmy do stajni już wyschła, miała dużo zaklejek, nie dyszała już cięzko. Po rozebraniu roztarłam ją jeszcze sianem, potem rozczyściłam i założyłam derkę. Na koniec marchewka. Bo przez pewien czas była grzeczna. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
karolowanka




Dołączył: 05 Kwi 2010
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 23:23, 06 Kwi 2010    Temat postu:

W rysualu jest bardzo dużo arabów, więc aby się "przebić" potrzeba "tego czegoś". Dlatego dzisiaj postanowiłam zabrac Eskadę na halę i potrenować "prezentowanie się".
Klacz zastałam na pastwisku, spokojnie żuła trawkę w cieniu drzew toteż, gdy zobaczyła kantar w moich rękach, nie była zbyt szczęśliwa. Miałam już jednak na nią sposób - wyciągnęłam z kieszeni marchewkę, którą przełamałam na pół z głośnym trzaskiem. Oczywiście klaczka, z natury nieufna, ale i ciekawska przybiegła do mnie. Pochwaliłam ją i włożyłam w nagrodę marchewkę do pyszczka, a na łebek włożyłam kantar. Eskada ciągle wahała się między powrotem na pastwisko, a treningiem ze mną, ale przypięłam jej uwiąz i raczej nie miała już wyboru Wink
Przywiązałam klaczkę przed stajnią, a sama poszłam po szczotki i sprzęt. Nie była brudna, więc jedynie przeczesałam jej sierśc, grzywę i ogon. Następnie założyłam klaczy ogłowie i przypięłam lonżę. Cmoknęłam i ruszyłyśmy w stronę hali.
Zamknąwszy drzwi, włączyłam muzykę, aby przyzwyczaić do niej klacz. I niewątpliwie był to dobry wybór, ponieważ, gdy z głośników zaczęły leciec pierwsze takty piosenki, Eskada zaczęła truchtac i nerwowo parskac. Starałam się nie zwracac na to specjalnej uwagi, po prostu zaczęłam lonżowanie. Jednak mimo upływu czasu klacz nie rozluźniała się, przeciwnie, coraz bardziej się spinała. Zaczęłam ją więc uspokajac melodyjnym głosem i dalej lonżowac. Gdy tylko zauważyłam pierwsze oznaki uspokajania się klaczy - wyłączałam muzykę i chwaliłam ją, aby po kilku sekundach znów włączyc głośniki.
Metoda ta okazała się skuteczna - po kilku takich próbach Eskada zaczęła przyzwyczajac się do muzyki, więc ściszyłam ją, aby nie dekoncentrować klaczy, bo to, co już osiągnęłyśmy uważam za duży sukces.
Na początek zaczęłyśmy lonżowanie. Kilka minut na jedną stronę, kilka na drugą i cmoknęłam na klacz mówiąc "kłus". Gniadoszka momentalnie przyspieszyła i kłusowała ładnym, powolnym tempem. Ponownie zmieniłyśmy nogę i kazałam się klaczce zatrzymac.
Odeszłam od klaczy kilka kroków. Mimo szczerych chęci Wink nie miałam u arabki prawie nic do poprawiania, jedynie uniosłam jej głowę o kilka centymetrów wyżej. Ucieszyłam się, bo gdy cofnęłam rękę, klacz nadal trzymała głowę w prawidłowej pozycji, więc pochwaliłam ją.
Cmoknęłam i zaczęłyśmy okrążac halę. Na pierwszy ogień poszedł stęp, po kilku okrążeniach zaczęłyśmy robic wolty, koła, zmiany kierunku. Początkowo Eskada miała małe problemy z moimi poleceniami, nie wiedziała o co mi chodzi, ale po kilkunastu próbach zaczęła ładnie reagować na moje polecenia, a kilka razy udało jej się wykonać woltę i skręt na sam mój gest. Obficie ją pochwaliłam i cmoknęłam mówiąc "kłus". Klacz ruszyła zbyt energicznie, ledwo za nią nadążyłam, więc zwolniłyśmy i ponowiłyśmy polecenie, jednak dopiero po kilku próbach udało mi się przekonac klacz, że ruszac należy wolno, ale płynnie.
Po nauce ruszania zaczęłam naukę poprawnego chodzenia obok mnie, gdyż ciągle starała się mnie wyprzedzic. Tutaj szło nam dosyc opornie, wiele razy musiałam stawac i zaczynac od nowa, a klacz nadal miała minę mówiącą "czego ona ode mnie chce?".
Wiedziałam, że zmierzamy donikąd, więc znów zaczęłam lonżowac Eskadę. Pmyślałam, że wybiegana nie będzie chciała przyspieszac. I miałam rację - po kilkunastu minutach kłusa klacz ruszała niemal idealnie, a wszelkie zakręty wychodziły jej bardzo fajnie.
Lubię kończyc trening czymś pozytywnym, więc postanowiłam jeszcze troszkę klacz polonżowac. Jednak tutaj też nie dawałam jej spokoju - co chwila zmienialyśmy tempo biegu, co klacz wykonywala poprawnie, ale niechętnie - wyraźnie nie podobały jej się te cwiczenia i starała się okazac swoje niezadowolenie. Sprawdziłam więc jeszcze tylko jej ustawienie i odprowadziłam do boku na karmienie.

557 słów = 250 h = 20 pkt


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
karolowanka




Dołączył: 05 Kwi 2010
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:45, 22 Kwi 2010    Temat postu:

Korzystając z wolnej chwili postanowiłam potrenowac Eskadę. Przywitawszy się z nią na pastwisku wyniosłam cały potrzebny sprzęt przed stajnię, a dopiero otem wzięłam kantar i uwiąz i udałam się po klacz. Gniadoszka od razu do mnie przykłusowała i grzecznie dała się zarowadzic do stanowiska. Czyszczenie poszło nam na prawdę szybko. Klacz była nieco brudna, ale stała bardzo grzecznie, niemal nie ruszała się, za to grzecznie odwracała się, gdy ją o to prosiłam i podawała kopyta.
Założyłam jej oglowie, założyłam siodło i udałyśmy się na parkur. Podciągnęłam jej popręg i wskoczyłam. Ruszyłyśmy wolnym stępem dookoła parkuru, nieregulaminowo zaczepiłam wodze na łęku, a sama zajęłam się regulacją strzemion. Gdy skończyłam - dałam klaczy łydkę i ruszyłysmy żwawym stępem pośrednim. Jednocześnie zakręciłyśmy woltę w narożniku, a nastęnie odjechałam kawałek od ściany i zrobiłyśmy wężyk z dwoma zakrętami. Eskada wykonała to bardzo ładnie, więc kontynuowałyśmy rozciąganie.Robiłyśmy rozmaite wolty, kółka, wężyki, kombinacje i zmieniałysmy kierunki i nogę. Po kilkunastu minutach wróciłyśmy na koło i ruszyłysmy kłusem roboczym. Po kilku okrążeniach i zmianach kierunku przyspieszyłam do kłusa pośredniego i znów powtórzyłyśmy różne cwiczenia na rozciąganie i elastycznośc. Tutaj również było niemal idealnie.
Poklepałam ją, wróciłyśmy na koło i delikatnie zaczęłam zbierac wodze, a po chwili znów je oddawac - Eskada trzymała bardzo ładny kontakt. Dodatkowo spokojnie przeżuwała sobie wędzidło, więc znów ją pochwaliłam. Następnie chciałam wydłużyc kłus. Początkowo klacz przeszła do przerywanego kłuso - galopu, więc zwolniłysmy i spróbowałyśmy jezcze raz. Jednak tym razem znów poszło nie tak, jak chciałam i powtarzałyśmy to cwiczenie na prawdę wiele razy, ale gdy klacz załapała przejechałyśmy niemal całe okrążenie pięknym, wyciągniętym klusem. Czule wytarmosiłam jej grzywkę i zmieniłam kierunek przez rzekątną ciągle wydłużając krok. Tutaj znów się nieco pogubiła, ale i tak poszło jej świetnie.
Na lewą nogę Eskada jednak chodziła o wiele lepiej, wydłuzyła krok już przy drugiej próbie i zdołałyśmy zrobic w nim nawet koło. Pochwaliłam ją i przeszłyśmy do galopu. Po kilku minutach, podczas których klacz mogła się rozbiegac zrobiłyśmy po trzy koła na nogę i zmniejszyłyśmy koło, po którym się poruszałyśmy. Powoli, galopując na lewą nogę, zaczęłam powiększac obwód koła i wreszcie skręcac w drugą stronę. Eskada od razu zmieniła nogę na "poprawną" toteż zaczęłyśmy od nowa, tym razem z udanym skutkiem. Za to z kontrgalopem na prawą nogę miałyśmy małe problemy, bo klacz za nic nie chciała utrzymac obecnej nogi i co chwilę ją zmieniała. Po którejś z kolei próbie zwolniłysmy do kłusa, zrobiłysmy żucie z ręki, długi wężyk i wróciłyśmy do galopu. Miałam nadzieję, że to odświeży klacz.
I rzeczywiście, tym razem kontrgalopowała na obie strony. Co prawda nie utrzymywała tego zbyt długo, ale szło jej całkiem ładnie.
Na koniec rozstępowałam klacz, rozsiodłałam ją, przeczesałam szczotką i poczekałam aż wyschnie. Pozostało niewiele czasu do karmienia, więc posiedziałam z nią w boksie do chwili, gdy do jej żłobu wpadła karma.

462 słowa = 400 hrs = 18 pkt


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:21, 19 Wrz 2010    Temat postu:

Dziś miałam dzień wsiadania na gniade konie i araby xD Pod wieczór przyszłam jeszcze raz, by wsiąść jeszcze na Eskadę. Arabka stała w boksie, na mój widok ożywiła się, ale raczej negatywnie, bo cofnęła się w głąb boksu. Wystawiłam dłoń w jej stronę, co spowodowało jeszcze krok wstecz. Cofnęłam rękę i położyłam na niej kawałek marchewki. Ponownie wystawiłam w stronę klaczy i czekałam, mówiąc do niej spokojnym, ciepłym głosem. Po krótkim czasie Eskada delikatnie powąchała moją dłoń, podeszła kilka kroczków (cofałam rękę) i schrupała smakołyka. Wzięłam kolejnego i ustawiłam dłoń niedaleko siebie. Gniada nieco niepewnie wychyliła się z boksu i sięgnęła po kuszące warzywo. Delikatnie wzięła krążka i z rozkoszą chrupała. Najwyraźniej wstępnie mi zaufała, bo pozwoliła się pogłaskać po łbie i założyć kantar. Na uwiązie wyprowadziłam ją z boksu i przywiązałam do kółka w ścianie. Pogładziłam po szyi dając znak, że wszystko jest dobrze i zaczęłam czyścić. Dwiema szczotkami wypucowałam jej lśniącą sierść, grzebieniem rozczesałam grzywę i ogon, a na koniec wyczyściłam kopyta. Z początku arabka była bardzo ostrożna i czuła, błyskawicznie reagowała na każdy dotyk, potem jednak się uspokoiła i rozluźniła. Korzystając z metody pozytywnego wzmocnienia dałam jej po wyczyszczeniu kolejny kawałek marchewki gładząc po szyi, następnie zabrałam się za zakładanie owijek. Poszło gładko, więc wzięłam siodło i ułożyłam na jej dość niskim grzbiecie. Eskada dobrze przyjęła jego obecność na sobie tak samo bez problemu zaakceptowała popręg opinający jej brzuch. Poklepałam ją po szczupłej szyjce i założyłam ogłowie. Gotowe na trening ruszyłyśmy przed stajnię. Tam dociągnęłam popręg, ustawiłam strzemiona i lekko wsiadłam na arabkę.
Lekko przyłożyłam łydkę i żwawym stępem jedziemy już na halę (było ciemno). Eskada była pobudzona, wszystko ją interesowało. Jazdę zaczęłyśmy od 10 minut w stępie, z sporadycznymi kołami, wężykami i zmianami kierunków na wszelakie sposoby. Kobyłka najwyraźniej miała problemy z koncentracją, non stop coś odwracało jej uwagę. Raz się wystraszyła trzaśnięcia drzwi i uskoczyła galopem w bok, w końcu jednak zaczęła skupiać się na mnie, rozluźniać i jako-tako zbierać. Opuściła głowę i żuła wędzidło. Zrobiłam z nią kilka przejść stęp-stój-stęp po czym dociągnęłam popręg i kłus. W kłusie kilka okrążeń na luzie, następnie duże koła, jazda w półsiadzie, pełnym siadzie, częste zmiany mojej pozycji, pozycji kobyłki i kierunku jazdy. Dużo wygięć i przejść w dół, by uspokoić nieco spiętą gniadoszkę i skupić na wykonywanej pracy. Wymagało to ode mnie dużego zaangażowania, gdyż Eskada (w przeciwieństwie do większości koni) miała spore problemy z koncentracją i wiele rzeczy odwracało całkowicie jej uwagę. W końcu jednak osiągnęłam cel - skupionego i pozbieranego konia pełnego swobody i elastyczności. Eskada ładnie wykonywała wszystkie przejścia i proste figury, jednak potrzebowała do tego wyraźnych pomocy i ciągłych półparad. Zadowolona poklepałam ją po szyi i chwila odpoczynku w stępie. Po kilku kołach zebrałam Eskę i kłus. Chwila kłusa i zagalopowanie z lewej nogi. Arabka zareagowała na pomoce, ale ruszyła z dobrej nogi, więc pochwaliłam i 2 koła galopem. Potem kłus, zmiana kierunku i po chwili kłusowania galop z prawej nogi. Gniada wpierw przyspieszyła kłusa, dopiero potem zagalopowała. 2 koła galopem i do kłusa. Po chwili zagalopowanie. Znów nieco opóźnione, ale z dobrej nogi. Kilka takich przejść galop-kłus-galop z coraz mniejszą ilością kroków. W końcu Eskada zaczęła ruszać od razu po przyłożeniu łydki, skupiła się i przyjemnie się ją prowadziło. Podobne ćwiczenie wykonywałyśmy w przeciwnym kierunku. Gniada zaczęła się ogarniać, iść rytmicznie i w równowadze. Pochwaliłam ją i kłus na luźnych wodzach. Kilka razy przejechałyśmy sobie przez drążki. Pokłusowałyśmy dość długo, powyciągałyśmy się i do stępa. Rozstępowanie na luźnej wodzy i wracamy pod stajnię.
Tam zsiadłam, poluźniłam arabce popręg, podpięłam strzemiona i idziemy pod boks. Zatrzymałam Eskę, rozsiodłałam i na kantarku zaprowadziłam na myjkę. Dokładnie schłodziłam jej nogi, umyłam kopytka i wracamy. Nakazałam arabce jeszcze chwilę postać i dopieściłam jej kopytka, wymasowałam dokładnie i odstawiłam do boksu wrzucając do żłobu 2 marchewki plus jabłko.
słów: 631 (+600 h)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Wto 20:22, 21 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skrzydlata
Duży wolontariusz



Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z końca świata

PostWysłany: Nie 20:59, 07 Lis 2010    Temat postu:

Koń: Eskada
Jeździec: Skrzydlata
Do czego: teren
Miejsce: teren

Postanowiłam wpaść do S.C. Ostatnio wyczytałam informacje o Eskadzie w Internecie. Nie wiedziałam, że klacz ma tak bogata i jednocześnie przykrą przeszłość. Postanowiłam pojechać z nią w wyczerpujący teren, aby poczuła wiatr w grzywie.
Weszłam do stajni klaczy, gdzie było wiele koni, dużo nowych, dwa znane mi z przeszłości – Trianna i Antarktyda, które, o dziwo, nie znalazły jeszcze domu, choć obie są wspaniałe. Boks Tri stał pusty, przypomniałam sobie, że klaczka pojechała do Maver na PP.
Podeszłam do gniadej arabki, która właśnie skubała resztki siana, a kiedy mnie usłyszała podniosła szybko łeb i wpatrywała się we mnie dużymi, czarnymi oczami. Zmobilizowałam ją do podejścia oferując cukierka o silnie truskawkowym zapachu. Podeszła niepewnie i chwyciła smakołyk. Zjadła go i zaczęła wąchać moją rękę i skubać rękaw w poszukiwaniu kolejnych.
Przyniosłam sobie jej sprzęt pod boks i otworzyłam go z uwiązem w ręku. Klacz weszła w głąb boksu i zerkała stamtąd na mnie. Zdecydowany krokiem podeszłam do niej i przypięłam karabińczyk do kantarka. Przeprowadziłam ją przez boks i uwiązałam do pierścienia.
Wyczyściłam gniadoszkę szybko i bez problemu – mała stała spokojnie, nie przeszkadzała mi, bez problemu podawała kopyta.
Gdy już ją wyczyściłam i osiodłałam, wyszłyśmy przed stajnię. Na głowę włożyłam kask, na wszelki wypadek, i wsiadłam na arabkę.
Ruszyłyśmy z początku delikatnym stępem, zaczęłam się wczuwać w drobne ciałko klaczki. Eskada bardzo ciekawsko reagowała na otoczenie w terenie, które co chwilę się zmieniało. Nie płoszyła się nawet, kiedy w krzakach przefrunął ptak czy gdzieś blisko zaszczekał pies. Po kilku chwilach klaczkę tak zaciekawiło wszystko i poczuła trochę wolności, że zaczęła przechodzić w kłus.
Po kilkunastu minutach puściłam ją w niego i Eskada ruszyła szybkim krokiem przed siebie nie patrząc na otoczenie, tylko nastawiając uszy, aby poczuć w nich wiatr.
Gdy już uznałam, że wystarczy pierwszego kłusa, mocno usiadłam w siodło i delikatnym, ale zdecydowanym ruchem zwolniłam klacz do stępa. Eskada niechętnie rzuciła łebkiem, lecz posłuchała. Poklepałam ją.
Po kilku minutach znów ruszyłyśmy kłusem wjeżdżając w las. Był on gęsty i dość ciemny, lecz Eskadzie to w ogóle nie przeszkadzało. Szła bardzo energicznym krokiem, wyrzucając kopyta daleko przed siebie.
Kiedy uznałam już, że jest rozgrzana, puściłam ją w galop, a arabka, czując moją zachętę, ruszyła wyciągając kopyta. Wiedziałam, że nie ma się tu czego spodziewać, żadnych samochodów – w końcu to droga dla koni – żadnych spłoszeń, o nie, nie w tym przypadku. Klacz mogła gnać przed siebie tak długo, jak była na drodze końskiej, będzie na niej jeszcze długo, bo droga ta miała kilka ładnych kilometrów.
Po pewnym czasie szalonego pędu, który bardzo mi się podobał, cofnęłam się w siodle i skróciłam Eskadkę do wolnego galopiku. Była z tego w sumie zadowolona, bo chyba sama nie wiedziała kiedy przestać cwałować. Poklepałam ja i zwolniłam do wyciągniętego kłusa. Rozkłusowałam ją porządnie, a potem do stępa i na długiej wodzy jakieś dwa kilometry do stajni.
Dojechałyśmy nie co zmęczone, zeszłam z arabki i wprowadziłam ją do boksu. Tam rozsiodłałam i sprawdziłam nogi. Wszystko było ok., ale na wszelki wypadek wysmarowałam jej nogi wcierką chłodzącą i dałam cukierka zabierając sprzęt do siodlarni.

Słów 504


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin