Forum Stajnia Centralna Strona Główna Stajnia Centralna
Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Treningi

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Konie zaadoptowane / Kaszmir [Skrzydlata]
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lama




Dołączył: 02 Maj 2013
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:39, 13 Lip 2014    Temat postu: Treningi

Miejsce na trenowanie z ogierem

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lama




Dołączył: 02 Maj 2013
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:39, 13 Lip 2014    Temat postu:

Skoki L / 26 kwietnia 2012 by oranżada
-Kaszmir - ucieszyłam się na widok końskiego łba wystającego z boksu. Od razu do niego podeszłam i pogłaskałam po szyi. Koń puknął mnie na powitanie chrapami w ramię. Ucałowałam go w chrapy i wyciągnęłam z kieszeni woreczek z marchewką. Podałam Kaszmirowi dwa kawałki i z głupkowatym uśmiechem ruszyłam po szczotki.
Miałam nadzieję na szybkie zabranie szczotek i pójście z Kaszmirem na trening ale moje marzenie się nie spełniło. Dziesięć minut miotałam się po stajni w poszukiwaniu szczotek, okazało się, że leżały pod białym czaprakiem oraz siodłem. Nie wiem czemu je tam położyłam i chyba się nie dowiem. Złapałam je i wesoło ruszyłam w stronę boksu Kaszmira.
Wcześniej nie zauważyłam jaki był brudny. Zamiast zastanawiać się nad poziomem jego czystości wzięłam do ręki szczotki i zabrałam do roboty. Zajęło mi to z półgodziny ale było warto.
Następnie zabrałam się za kopyta. Podał grzecznie wszystkie nogi więc załatwiłam to szybko.
Zabrałam szczotki i poszłam po sprzęt. szybko zrobiłam co trzeba i wyprowadziłam konia z boksu.
Ucieszyłam się na widok przeszkód ustawionych akurat do L.
Wsiadłam na konia, poprawiłam popręg i ruszyłam stępem. Najpierw zrobiliśmy kilka okrążeń, następnie kilka wolt, zmianę kierunku przez pół woltę i okrążenie w stępie.
Poklepałam go po szyi i przyspieszyłam do kłusa. Znowu kilka okrążeń, wolty, zmiany kierunku, trochę kłusem ćwiczebnym trochę anglezowanym. Ogier rozglądał się tak jak miał w zwyczaju ale szybko mu o sobie przypomniałam.
Na rozgrzewkę najazd na drągi. Na samym końcu Kaszmir puknął jeden z drągów. Machnęłam na to ręką i spróbowałam ponownie. Tym razem koń nie puknął ani jednego. Przejechałam przez drągi jeszcze kilka razy i poklepałam go po szyi.
Przyspieszyłam do galopu i najechałam na pierwszą przeszkodę którą była stacjonata o wysokości 90 cm. Wyszło to jak należy więc poklepałam go i ruszyłam na podbój reszty przeszkód.
Następną przeszkodą był okser - miał on 95 cm wysokości. Ogier parsknął wesoło i na moją komendę ruszył na przeszkodę galopem. Puknął jeden z drągów ale nie było zrzutki.
Następną przeszkodą był murek o wysokości 100 cm. Dałam ogierowi sygnał do galopu i ruszyłam na przeszkodę. Na początku wszystko pięknie a tuż przed przeszkodą... zatrzymał się przez co prawie spadłam.
Mruknęłam coś pod nosem i postanowiłam spróbować jeszcze raz.
Ruszyłam do galopu i spróbowałam ponownie. Tym razem Kaszmir pięknie przeskoczył murek a ja go poklepałam i zwolniłam do kłusa.
Obok przechodziła Bee. przywitałyśmy się, wymieniłyśmy parę zdań, a po chwili ja wróciłam do treningu, a ona poszła załatwiać jakieś sprawy.
Rozejrzałam się tak bez większego powodu i ruszyłam galopem w kierunku przeszkody, którą była stacjonata o wysokości 100 cm. Kaszmir znowu puknął przeszkodę ale ta na szczęście nie spadła.
Spojrzałam za siebie i zobaczyłam krzyżak, który miał jakieś 40 cm. A co tam skoczę sobie! Kaszmir przeskoczył to na luzie, a ja uśmiechnęłam się dumnie do Bee. która pojawiła się znikąd. Dziewczyna zmarszczyła brwi pytająco, a ja machnęłam ręką i wróciłam do treningu.
Kolejną przeszkodą był okser mający 100 cm wysokości.
Po udanym skoku zrobiłam ogierowi krótką przerwę. Przeszłam do stępa i w tym chodzie zrobiliśmy dwa okrążenia.
-Jestem z ciebie dumna - wyznałam Kaszmirowi i przyspieszyłam do galopu.
Następnymi przeszkodami były:
Doublebarre 95 cm
Okser 95 cm
Stacjonata 100 cm
Ogier dobrze poradził sobie skacząc przez okser oraz doublebarre ale przy stacjonacie była zrzutka.
Stwierdziłam, że pora już kończyć. Przeszłam do kłusa w którym przejechałam jedno okrążenie, a potem kilka okrążeń stępa.
Zsiadłam z Kaszmira i ładnie odprowadziłam do boksu. Ściągnęłam z niego sprzęt i zaniosłam do siodlarni.
Kiedy wychodziłam zauważyłam, że zaczęło padać. Mieliśmy szczęście, że nie rozpadało się podczas treningu.
Deszcz był naprawdę mocny więc stwierdziłam, że posiedzę trochę w stajni.
Zauważyłam, że zostało mi trochę marchewki więc dałam ją Kaszmirowi.
Deszcz szybko się uspokoił więc pożegnałam się z Kaszmirem i wyszłam ze stajni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lama




Dołączył: 02 Maj 2013
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:40, 13 Lip 2014    Temat postu:

Skoki L / 28 kwietnia 2012 by oranżada
Jako, że pogoda była dzisiaj niesamowita wstałam dzisiaj wcześnie i praktycznie od razu postanowiłam wybrać się na trening.
Najpierw poszłam sprawdzić czy przypadkiem dzisiaj też mam szczęście i może przeszkody są ustawione do L. Ucieszyłam się bo przeszkody znowu były ustawione tak jak chciałam.
Wielce szczęśliwa wpadłam do stajni i rozejrzałam się po niej z szerokim uśmiechem.
Podeszłam do boksu Kaszmira, koń zaciekawiony wyciągał szyję w moją stronę. Na powitanie pogłaskałam go po chrapach i poczęstowałam marchewką. Ogier trącił mnie chrapami w ramię domagając się marchewki ale ja tylko pogłaskałam go po głowie i poszłam po szczotki.
Ucieszyłam się widząc, że tym razem jest całkiem czysty.
Czyszczenie poszło szybko, stał spokojnie i grzecznie podał wszystkie nogi. Poszłam odnieść szczotki i po sprzęt.
Założyłam wszystko po kolei i zabrałam go na trening.
Wsiadłam na Kaszmira, sprawdziłam popręg i dałam mu sygnał do ruszenia stępem. Ogier zastrzygł uszami i żwawo ruszył. Przejechaliśmy w stępie kilka okrążeń po drodze robiąc wolty, zmiany kierunku i tego typu.
Przyspieszyliśmy do kłusa, przejechaliśmy w nim kilka kółek, zrobiliśmy parę wolt.
Najechaliśmy na drągi, za pierwszym razem Kaszmir nie puknął żadnego, drugim razem puknął jeden z drągów pod koniec.
Potem przejechaliśmy przez nie jeszcze kilka razy i poszło mu prawie tak dobrze jak za pierwszym razem ale pod koniec potknął się. Rozsadzała go dzisiaj energia, było widać, że tylko marzy o tym żeby zagalopować.
Stwierdziłam, że pora zacząć skoki.
Pierwszą przeszkodą była stacjonata mająca 90 cm.
Przyspieszyłam do galopu, ogier postawił uszy i ładnie przeskoczył stacjonatę, poklepałam go po szyi.
Rozejrzałam się i galopując ruszyliśmy na następną przeszkodę, którą był okser mający 100 cm wysokości.
Kaszmir postawił uszy i równie dobrze jak poprzednią przeszkodę przeskoczył okser.
Zadowolona poklepałam konia po szyi.
Zrobiło się strasznie gorąco, na niebie nie było najmniejszej chmury.
-Matko jaki upał - mruknęłam i skręciłam w kierunku kolejnej przeszkody czyli doublebarre o wysokości 95 cm.
Kaszmir puknął jeden drągów na szczęście nie zrzucając go, trochę go to rozproszyło.
Postanowiłam zrobić małą przerwę. Przez jakieś 5 minut jechaliśmy stępem potem znowu przyspieszyliśmy do galopu.
Kolejną przeszkodą był mur o wysokości 105 cm.
Kaszmir na początku wyglądał na nie o końca przekonanego do skoku ale ostatecznie przeskoczył mur. Poklepałam go zadowolona po szyi, ogólnie skakał dzisiaj naprawdę dobrze.
Następną przeszkodą była stacjonata mająca 100 cm.
Kaszmir na początku ładnie galopował, a przed samą przeszkodą... zatrzymał się, przez co prawie spadłam.
Poprawiłam się w siodle i spróbowałam jeszcze raz. Tym razem ogier przeskoczył przeszkodę. Poklepałam go z zadowoleniem po szyi i ruszyłam z nim na następną przeszkodę którą był okser mający 100 cm.
Ku mojemu zadowoleniu Kaszmir przeskoczył go bez jakichś grymasów i pukania kopytami w przeszkodę.
Następnymi przeszkodami były:
Doublebarre 100 cm
Stacjonata 105 cm
Okser 90 cm
Okser 100 cm
Kaszmir dobrze poradził sobie ze wszystkimi przeszkodami oprócz stacjonaty, którą strącił ale i tak byłam zadowolona.
Wsadziłam rękę do kieszeni żeby sprawdzić czy wzięłam dla niego marchewkę, zawsze pakowałam ją do kieszeni zamiast chować ją do torby.
Na koniec przeskoczyliśmy sobie kopertę mającą 50 cm i przeszliśmy do kłusa, w którym przejechaliśmy dwa okrążenia, a potem pięć minut stępa.
Zeskoczyłam z konia, poluźniłam popręg i zaprowadziłam do stajni.
Szybko poszło ze zdjęciem sprzętu. Jeszcze chwilę posiedziałam w stajni dając mu resztę marchwi.
Pogłaskałam go po głowie i wyszłam ze stajni szukać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lama




Dołączył: 02 Maj 2013
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:41, 13 Lip 2014    Temat postu:

Skoki L / 24 maja 2012 by oranżada
Wlazłam do stajni przecierając oczy. Boże jak wcześnie! Dopiero jedenasta.
Podeszłam do boksu, a tu konia nie ma. Podrapałam się po głowie, chwilę zajęło mi skojarzenie, że w takim razie jest na pastwisku.
Powlokłam się w kierunku pastwiska. Szybko dostrzegłam Kaszmira, który brykał sobie po pastwisku.
Zapięłam mu uwiąz i zaprowadziłam pod stajnie gdzie go przywiązałam. Po drodze wpadłam na genialny pomysł. Nalałam do wiadra wody i szybko wsadziłam tam głowę. Ekhem... powiedzmy, że to nie było tak genialne jak się wydawało na początku. Przynajmniej się do końca obudziłam, a włosy szybko wyschną.
Pobiegłam po szczotki i szybko wyczyściłam Kaszmira, przy czyszczeniu kopyt ogier ładnie podawał wszystkie nogi. Pobiegłam po sprzęt, założyłam go na konia i zabrałam na trening.
U je to się nazywa fart - przeszkody ponownie ustawione były tak jak chciałam.
Wsiadłam na konia i dałam mu sygnał do ruszenia stępem. Ogier od razu ruszył, poruszał się bardzo energicznie jednak nie za szybko. Przez chwilę ustawiałam sobie strzemiona i sprawdziłam popręg.
Najpierw przejechaliśmy stępem dwa okrążenia. Potem w tym samym chodzie robiliśmy wolty w narożnikach. Potem zmiana kierunku przez półwoltę i okrążenie kłusem.
Przyspieszyłam do kłusa, najpierw przejechaliśmy jedno okrążenie, potem robiliśmy wolty w narożnikach. Potem zmiana kierunku przez półwoltę i znowu wolty w narożnikach. Przejechaliśmy jeszcze okrążenie kłusem. Na rozgrzewkę przejechaliśmy kilka razy przez drągi. Za pierwszym razem trochę mu nie wyszło ale reszta poszła już dobrze, ogier ładnie podnosił nogi.
Potem parę razy skoczyliśmy kopertę mającą 40 cm. Kaszmir wyglądał na wyluzowanego, spokojnie skakał, widać było, że nie jest to dla niego wyzwaniem. Zrobiliśmy jeszcze okrążenie kłusem i przeszliśmy do galopu.
Zrobiliśmy w galopie dwa okrążenia, a po drodze kilka wolt w narożnikach. Zmiana kierunku przez środek ujeżdżalni i to samo.
Zaczęliśmy właściwy trening.
Pierwszą przeszkodą była stacjonata mająca 90 cm. Na razie dobrze mu szło, nie rozpraszał się niczym tak jak często się działo. Ładnie przeskoczył stacjonatę, poklepałam go po szyi, skoczyliśmy przez stacjonatę jeszcze raz i najechaliśmy na kolejną przeszkodę.
Był nią okser mający 95 cm wysokości. I tutaj Kaszmir sobie poradził - no duma mnie rozpiera po prostu! Zachęcona sukcesem skręciłam w prawo w kierunku doublebarre - była to następna przeszkoda. Z wielkim uśmiechem na twarzy popędziłam ogiera który przed samą przeszkodą wyłamał się, a ja prawie zleciałam.
-Ekhem... spróbujemy jeszcze raz - mruknęłam i ponownie najechałam na przeszkodę. Udało się ale Kaszmir prawie puknął przeszkodę - byłaby zrzutka. Przetarłam czoło przedramieniem i poklepałam konia po szyi. Rozejrzałam się żeby zorientować się co będzie następne.
Kolejna przeszkoda to mur mający 100 cm wysokości. Ogier od razu przyspieszył, postawił uszy i prawie idealnie skoczył. Widać było, że skoki sprawiają mu frajdę. Z ogromnym uśmiechem pochwaliłam ogiera i skręciłam w stronę kolejnej przeszkody. Była to stacjonata, miała 105 cm. Tutaj też Kaszmir był wyraźnie skupiony, nie było zrzutki, nie stuknął nawet przeszkody.
Zarządziłam krótką przerwę. Zwolniłam z ogierem do stępa, jeździliśmy nim pięć minut.
Przyspieszyliśmy do kłusa, a potem do galopu. Zrobiliśmy w nim jedno okrążenie.
Kolejną przeszkodą była znowu stacjonata – ta miała 100 cm. Tym razem odskok był… spory. Ten skok wyszedł nam średnio, najechaliśmy na przeszkodę pod kątem, Kaszmir dziwnie wylądował, a ja wyleciałam jakoś do góry.
Najechaliśmy na przeszkodę ponownie tym razem dobrze. Kaszmir ładnie wylądował, nie najechaliśmy na przeszkodę pod kątem. Po tym skoku przejechaliśmy okrążenie kłusem, a potem jedno galopem.
Pochwaliłam ogiera i stwierdziłam, że powoli kończymy. Najechaliśmy na przedostatnią przeszkodę – okser o wysokości 105 cm.
Kaszmir tym razem też wcześnie się wybił, wyszło w miarę dobrze jednak najechaliśmy jeszcze raz.
Za drugim podejściem było lepiej.
Ostatnią przeszkodą był okser, który tak jak poprzednia stacjonata miał 105 cm. Tym razem koń dobrze się wybił, ogólnie wyszło dobrze.
Na koniec przegalopowaliśmy okrążenie, potem przeszliśmy do kłusa.
Znowu przejeżdżaliśmy w kłusie przez drągi. I tym razem Kaszmir dobrze sobie poradził, ładnie podnosił nogi.
Przeszliśmy do stępa, przejechaliśmy w nim kilka okrążeń. Zsiadłam z ogiera i zaprowadziłam pod stajnię. Ściągnęłam z niego sprzęt, zobaczyłam, że pod siodłem był cały spocony. Zaniosłam sprzęt do siodlarni wzięłam jedną ze szczotek. Kiedy wróciłam przeczesałam trochę jego sierść.
Wyciągnęłam kilka marchewek z kieszeni i podałam Kaszmirowi, który od razu je zjadł.
Zaprowadziłam ogiera z powrotem na pastwisko. Po drodze trącał mnie w ramie chcąc więcej marchewek niestety pożarł już wszystko co miałam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lama




Dołączył: 02 Maj 2013
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:42, 13 Lip 2014    Temat postu:

Skoki L / 24 czerwca 2012 by Lysandra
Przyjechałam dziś do WSR Cavalcade, by potrenować z koniem Oranżady - Kaszmirem. Pogoda nie była spełnieniem marzeń. Co prawda prawie w ogóle nie wiał wiatr, ale słońce zostało niemal całkowicie zakryte przez chmury i wyglądało na to, że w jakiejś bliższej lub dalszej przyszłości spadnie deszcz. Mimo to nasz trening miał odbyć się na parkurze na zewnątrz. Mój plan zakładał skoki na przeszkodach o wysokości do 100 cm bez naciskania na ćwiczenie żadnego szczególnego elementu.

Mocno zmotywowana, by zdążyć przed deszczem, od razu po przybyciu do stadniny rozstawiłam przeszkody, a później udałam się do siodlarni po sprzęt. Zaniosłam go do stajni, gdzie czekał na mnie Kaszmir. Weszłam do jego boksu, przywitałam, wyprowadziłam na korytarz i uwiązałam. Następnie rozpoczęłam czyszczenie. Starałam uwinąć się z tym możliwe jak najszybciej, ale i tak doprowadzenie jego sierści, grzywy, ogona i kopyt do porządku zajęło mi całkiem sporo czasu. Później założyłam Kaszmirowi ogłowie, czaprak, siodło i ochraniacze. Nie utrudniał mi zadania i stał spokojnie, lecz nie zwracając na mnie uwagi.

Wyprowadziłam Kaszmira ze stajni. Gdy dotarliśmy na parkur, wsiadłam na niego, docisnęłam łydki i ruszyliśmy przed siebie spokojnym stępem na luźnej wodzy. Ogier nie był zbyt skupiony, dlatego, by go rozbudzić, w każdym narożniku parkuru robiłam woltę. Następnie przejechaliśmy slalomem między przeszkodami. Częste zmiany kierunku sprawiły, że Kaszmir zaczął się trochę koncentrować i iść bardziej energicznie. Pogoniłam go do jeszcze bardziej aktywnego stępa i zrobiłam serpentynę o dwóch łukach, a następnie jeszcze dwie duże ósemki, starając się jak najbardziej działać przy pomocy dosiadu, a jak najmniej używać wodzy. Zmieniłam kierunek przez półwoltę i w narożniku zakłusowałam. Okrążyliśmy parkur, a następnie zaczęłam zachęcać Kaszmira do naprzemiennego wydłużania i skracania chodu. Następnie zrobiliśmy kilka wolt, poczynając od dużych po coraz mniejsze. Ogier trochę się już skupił, więc uznałam, że możemy zobaczyć, jak poradzi sobie na drągach. Za pierwszym razem poszło nam niezbyt dobrze - na początku Kaszmir się potknął, a później nie podnosił nóg wystarczająco wysoko ani uważnie. Toteż najechałam na drągi ponownie. Być może to porażka przy poprzedniej próbie dała taki efekt, ale w każdym razie Kaszmir wydawał się teraz bardziej skoncentrowany, więc dokładniej unosił nogi i nie strącił ani jednego drążka. Po przejechaniu drągów zagalopowaliśmy na dość dużej wolcie. Starałam się utrzymywać Kaszmira w zebraniu. Ładnie reagował na pomoce i równo galopował. Zrobiliśmy jeszcze jedno okrążenie wokół hali, a następnie jeszcze poćwiczyliśmy wygięcie na dużej ósemce.

W tym momencie postanowiłam przejść już do właściwego treningu. Na początek przygotowałam kopertę o wysokości 40 cm. Zamierzaliśmy pokonać ją kłusem. Skierowałam Kaszmira w jej stronę. Gdy tylko zobaczył przed sobą przeszkodę, momentalnie się ożywił i żwawo ruszył w jej stronę. Przeskoczył pewnie i ze sporym zapasem, dając mi do zrozumienia, że to dla niego pestka. Zobaczymy, jak pójdzie mu dalej. Kolejną przeszkodę stanowiła 65 cm stacjonata. Zagalopowałam i nakierowałam Kaszmira na przeszkodę. Skupiony ogier dobrze wymierzył kroki, więc skoczył czysto i ładnie, do tego świetnie baskilując. Poklepałam go po szyi, a następnie skierowałam na następną przeszkodę. Tym razem przed nami była 80 cm stacjonata. Przed przeszkodą dodałam nieco łydki, Kaszmir przyspieszył i bardzo mocno się wybił. Nie zrzucił poprzeczki - wręcz przeciwnie, mieliśmy nawet całkiem spory zapas, ale wylądował bardzo twardo. Przez to trochę nawet wypchnęło mnie z siodła, ale utrzymałam się na grzbiecie Kaszmira. Z powrotem porządnie usadowiłam się w siodle i kontynuowałam trening. Teraz mieliśmy pokonać okser mierzący 90 cm, do tego dość szeroki. Kaszmir porządnie przyspieszył, widząc go przed sobą i wybił się trochę za blisko przeszkody. Usłyszałam ciche stuknięcie kopyt o drąg. Jednak poprzeczka zadrżała, ale na szczęście nie spadła. Skok może nie był mistrzowski, ale przynajmniej to. Następna przeszkoda to znowu okser, tym razem 100 cm - Kaszmir miał szansę zrehabilitować się po tym poprzednim, niezbyt udanym podejściu. Najazd spokojny, płynnym, okrągłym galopem. Przed przeszkodą Kaszmir parsknął i zarzucił łbem, następnie wybił się energicznie. Mocno wyciągnął się nad przeszkodą, dobrze pracując szyją oraz grzbietem i miękko wyglądował po drugiej stronie. Oby tylko tak dalej!

Na dzisiejszy trening zaplanowałam również inne ćwiczenie. Przy krótszych ścianach parkuru ustawiłam po stacjonacie o wysokości 100 cm. Miały one być pokonywane na trasie o kształcie ósemki. Choć to zadanie nie wyglądało na szczególnie wymyślne czy wymagające, mogłam modyfikować poziom jego trudności, zmniejszając odległość między zakrętem a przeszkodą. Najpierw zamierzałam jednak sprawdzić, jak kasztan poradzi sobie z najprostszą wersją. Naprowadziłam Kaszmira na trasę i rozpoczęłam wykonywanie tego ćwiczenia. Na początku na stacjonaty najeżdżaliśmy po raczej łagodnych łukach, co nie sprawiło ogierowi żadnych problemów. Obie przeszkody pokonał prawidłowo się wybijając i lądując, bez żadnej zrzutki. Przy kolejnych trzech podejściach zaczęłam więc stopniowo utrudniać mu zadanie. Gdy za pierwszym razem skręciłam dość blisko jednej ze stacjonat, Kaszmir zawahał się przed przeszkodą, co sprawiło, że skok nie udał się i zrzucił poprzeczkę. Poprosiłam osobę, która akurat przechodziła obok, o poprawienie drąga i kontynuowałam ćwiczenie. Przy kolejnych podejściach wychodziło nam już dużo lepiej i pewniej.

Gdy skończyliśmy pracować na ósemce, przeszłam do zakończenia treningu. Zwolniłam tempo do stępa na luźnej wodzy. Spacerowaliśmy tak sobie przez jakieś dwadzieścia minut. Później zatrzymałam Kaszmira, zsiadłam z niego i odprowadziłam do stajni. Tam zdjęłam z niego siodło, ogłowie i ochraniacze i wpuściłam do boksu. Pomimo kilku nieudanych skoków, byłam całkiem zadowolona z naszego treningu - Kaszmir ciężko pracował i robił postępy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lama




Dołączył: 02 Maj 2013
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:42, 13 Lip 2014    Temat postu:

Teren grupowy
Link do terenu


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lama




Dołączył: 02 Maj 2013
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:43, 13 Lip 2014    Temat postu:

Skoki L i P / 31 grudnia 2012 by oranżada
Miałam na dzisiaj zaplanowany trening z Kaszmirem. Najpierw poszłam na halę ustawić sobie odpowiednie przeszkody – do klasy L i P. Oprócz tego ustawiłam drągi po czym pokierowałam się do stajni.
Wlazłam do budynku rozglądając się za Kaszmirem. Kiedy w końcu go namierzyłam pokierowałam się w kierunku jego boksu. Odłożyłam gdzieś na bok marchewki które mu przyniosłam i poszłam się z nim przywitać.
- Hej Kaszmir! – powiedziałam ładując się do boksu. Zaczął obwąchiwać mnie w poszukiwaniu smakołyków. – Sorry, ale jeść będziemy PO treningu. – zaśmiałam się i wyszłam z boksu po szczotki, kantar, uwiąz i resztę sprzętu. Wróciłam ze szczotkami i sprzętem pod postacią siodła, ogłowia, derki i innych takich. Ponownie weszłam do boksu żeby założyć mu kantar i uwiąz po czym wyszłam z nim na korytarz by go doczyścić. Czyszczenie zaczęłam od pozbycia się zaklejek za pomocą zgrzebła, potem wyczyściłam go miękką szczotką, wyczyściłam kopyta, a na koniec wybrałam słomę z ogona i grzywy. Naszła mnie myśl, że gdyby Kaszmir był siwkiem to miałabym bardzo prestiżowego konia barwy żółtej. Ta, Kaszmir lubi się tarzać. Założyłam na niego sprzęt i derkę w miarę sprawnie (pomijając to, że kiedy schylałam się po siodło Kaszmir zrzucił z siebie czaprak. Za drugim razem też) oraz przerzuciłam wodze żeby zaprowadzić go na halę. Było dosyć ślisko toteż nie chciałam żeby mi się tutaj wywalił, wolałam zaprowadzić go na halę w ręku.
- Uwaga! – wrzasnęłam aby poinformować ewentualnych jeźdźców o tym, że zaraz wejdę na halę. Nikogo nie było no ale cóż, ostrożności nigdy za wiele. Wprowadziłam go do środka i zamknęłam za nami drzwi. Na miejscu ściągnęłam z niego derkę, a z siebie kurtkę i poszłam je gdzieś odłożyć. Potem ustawiłam sobie strzemiona, poprawiłam popręg i wsiadłam. Ruszyliśmy energicznym stępem, robiliśmy po drodze wolty, ósemki, potem zmieniliśmy kierunek przez półwoltę, przejechaliśmy jeszcze jedno okrążenie i po tym jak zebrałam wodze ruszyliśmy kłusem. Najpierw jechałam kłusem anglezowanym, a potem ćwiczebnym. Potem jechałam już tylko anglezowanym, na długich ścianach wydłużałam kłus, a na krótkich skracałam. Kaszmir był dzisiaj nieco przymulony ale nie pozwoliłam mu na lenienie się.
Na rozgrzewkę przed skokami przejechaliśmy kilka razy przez drągi, Kaszmir ładnie podnosił nogi ani razu nie pukając żadnego z nich. Po drągach dwa razy skoczyliśmy z kłusa niską stacjonatkę mającą pięćdziesiąt centymetrów. Za pierwszym razem nie bardzo się przyłożył i zrąbał skok zupełnie ale za drugim razem dałam mu więcej łydki co zadziałało i skok się powiódł. Na halę wlazła Bee.
- Zapomniałam zabrać kurtkę. – wytłumaczyła i już miała wyłazić kiedy ją zatrzymałam.
- Ej koniec roku, wypadało by zrobić jakiś dobry uczynek, to ten, weź mi podwyższ to do siedemdziesięciu centymetrów. – powiedziałam. Dziewczyna chciała się jakoś wykręcić ale koniec końców zrobiła to o co prosiłam.
- Do wieczora. – pożegnała się i poszła w swoją stronę. Ja natomiast ponownie ruszyłam kłusem i ruszyliśmy na podwyższoną stacjonatę. Wykonaliśmy dwa przyzwoite skoki i skończyliśmy rozgrzewkę.
Po rozgrzewce zaczęliśmy właściwy trening czyli skoki. Na tym treningu miałam zamiar wreszcie przejść do klasy P, nie można się w końcu wiecznie bujać w L. Zaczęliśmy od kilku przeszkód z klasy L, mianowicie dwóch stacjonat po sto centymetrów i dziewięćdziesiąt centymetrów oraz okserze o wysokości dziewięćdziesiąt pięć centymetrów. Zaczęliśmy od niższej ze stacjonat. Zaczęliśmy galop w jednym z narożników i po kółku galopu skoczyliśmy przez nią. Po doświadczeniu ze stacjonatką od razu dałam mu więcej łydki więc mój drogi Kaszmir ładnie skoczył. Zadowolona z rezultatów skoczyłam jeszcze raz i przeszliśmy do reszty przeszkód.
Kolejna była druga stacjonata. Przed przeszkodą Kaszmir uniósł wysoko łepetynę i postawił uszy skupiając się na swoim zadaniu. Kasztan wyskoczył jak z torpedy fundując mi twarde lądowanie ale dzielnie trzymałam się w siodle.
Przed okserem zrobiliśmy kawałek galopu i heja. Tym razem Kaszmir skoczył normalnie więc i moje lądowanie było zdecydowanie wygodniejsze. Po jeszcze jednym skoku postanowiłam zrobić małą przerwę. Stępowaliśmy przez kilka okrążeń, i zaczęłam z nim kilka pierwszych przeszkód z klasy P. Były to:
- okser sto pięć centymetrów
- stacjonata sto pięć centymetrów
- stacjonata sto dziesięć centymetrów
Zagalopowałam z kłusa w jednym z narożników hali i ruszyliśmy na pierwszą z przeszkód czyli stacjonatę. Ogier skupił się na przeszkodzie i ładnie skoczył. Była to na ten moment najwyższa przeszkoda przez jaką skakał z jeźdźcem na grzbiecie także byłam z niego dumna, pochwaliłam go klepiąc po szyi. Skręciliśmy w kierunku oksera – to było dla Kaszmira już większe wyzwanie, w końcu okser był nie tylko wysoki ale także szeroki. Po udanym skoku skierowaliśmy się w kierunku ostatniej przeszkody, a mianowicie stacjonaty mierzącej sto dziesięć centymetrów. Za pierwszym razem była zrzutka. Westchnęłam ciężko i z braku innych rozwiązań zsiadłam z konia i zajęłam się poprawianiem przeszkody. Kiedy skończyłam wsiadłam na niego z powrotem i poprawiliśmy skok. Zadowolona, że tym razem nie było zrzutki pochwaliłam kasztana. Przez chwilę kłusowaliśmy po czym zwolniliśmy do stępa, a ja oddałam mu wodze by mógł wyciągnąć sobie szyje. Po paru okrążeniach stępa zsiadłam z Kaszmira i poszłam po kurtkę i derkę. Ubrałam się, zarzuciłam na niego derkę, przerzuciłam mu wodze przez głowę i wyszliśmy z hali.
W stajni ściągnęłam z niego sprzęt, wpuściłam go do boksu, poszłam odłożyć rzeczy i wróciłam do Kaszmira. Dałam mu kilka marchewek które przyniosłam dla niego, chwilę posiedziałam z nim w stajni i uznałam, że czas się zbierać.
- Do jutra! – pożegnałam się z Kaszmirem głaszcząc go po łbie i uprzednio sprawdzając czy dobrze zamknęłam boks wybyłam ze stajni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
leirra




Dołączył: 23 Sie 2014
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:26, 06 Wrz 2014    Temat postu: Lonżowanie

Z radością wybrałam się do stajni. Kaszmir miał dość długą przerwę, a ja miałam zacząć z nim pracować. Przywitałam się z kilkoma końmi i z kasztankiem. Nie był dziś zbyt chętny do pracy. Poszłam po skrzynkę i położyłam ją przed boksem, patrząc z politowaniem na Kaszmira. "Przykro mi, musisz w końcu ruszyć swój zad i trochę popracować". Weszłam do boksu i zaczęłam go czyścić. Najpierw zgrzebłem. Największą trudność sprawiało mi przesuwanie go, ponieważ był naprawdę ospały. Z miękką szczotką ciężko nie było. Schody zaczęły się przy kopytach. Ewidentnie było widać, że nie chce mu się podnieść nóg. Już cała się spociłam, a nawet nie zaczęliśmy pracy. Założyłam ogierkowi kantar, podpięłam pod lonżę i ruszyliśmy na plac.

Było trochę wietrznie, ale nie padało, więc pogoda nam - można powiedzieć - dopisywała. Ociężały stęp Kaszmira zaczął mnie powoli usypiać. Cmoknęłam na niego, zawołałam - brak reakcji. Machnęłam energicznie batem, by go rozbudzić, po czym koń podkłusował, bo nie spodziewał się, że coś tak groźnego może mu świsnąć niedaleko zadu. Uspokoiłam go i nasz pierwszy wspólny "trening" się zaczął. Kilka kółek żwawego stępa, ćwiczenie zatrzymywania i ruszenia, zmieniania kierunku. Szło bardzo dobrze. Postanowiłam rozpocząć kłusowanie.

Kaszmir od razu załapał idealne tempo, z czego byłam zadowolona. Chwila kłusa na jedną nogę, na drugą, przerwa na odpoczynek, zatrzymywanie i ruszenie do kłusa ze stój. Było naprawdę o wiele lepiej niż myślałam.

Gdy ogier był już wystarczająco rozgrzany, pośpieszyłam go do galopu. Trochę na odczepnego, bo ani mi, ani jemu niezbyt się chciało męczyć. Mimo tego, koń dał z siebie wszystko, a to było zdecydowanie powodem do dumy. Stwierdziłam, że jest gotowy, by następny trening był już normalną jazdą. Oczywiście bez przesadnej ilości galopu i żadnych przeszkód.

Po rozkłusowaniu i rozstępowaniu pochwaliłam Kaszmira i poszłam z nim do boksu. Dostał ode mnie dwie kostki cukru w nagrodę. Pożegnałam się i zmęczona ruszyłam do domu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skrzydlata
Duży wolontariusz



Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z końca świata

PostWysłany: Pią 3:21, 21 Lis 2014    Temat postu:

Zupełnie rozluźniona przybyłam w dniu dzisiejszym do SC i solidnie zastanowiłam się nad tym, z którym koniem potrenować. Do wyboru miałam albo klacz albo ogiera - a więc wybór się zawęził, nie było wałaszków. Dalej ujrzałam, że w boksie klaczy żadnego konia - Statue pod Joanne gdzieś na hali, natomiast Infinitely rządziła z Dirnu - czyste szaleństwo. Jakub natomiast zabawiał się z Zuzką prowadząc konwersację na temat życia i śmierci - i powożenia. Tak więc pozostał mi jeden koń, wybraniec świata, specjalnie dla mnie, aby zmierzyć się z jeźdźcem apokalipsy - mną. Miałam już niejakie doświadczenie z takimi wariatami jak on, więc wierzyłam w to, że się dogadamy.
Ogierek w najlepsze biegał sobie po pastwisku i fakty nie kłamały - wyglądał, jakby przez cały czas miał nadmiar energii. Obawiałam się wywiezienia, jednak postanowiłam wybrać się z nim w niejaki teren, który miał mu pomóc psychicznie. Tam dziecina będzie mógł biec aż po horyzont, aż nie stwierdzę, że mu kopyta odpadną, a kontakt z naturą powinien dobrze mu zrobić.
Przygotowałam sobie najlepsze siodło, jakie uznałam na taką okazję - z zakamarków siodlarni wygrzebałam piękne, lekkie, skórzane siodełko westernowe, które po kilku minutach czyszczenia przypominało takie, na którym to aż chciało się jeździć. Wyciągnęłam je w sumie tylko dla własnej wygody - zapinane tylko na przód, pod to gruby pad, więc nie powinno być problemów. Do tego zwykłe wędzidło i ogłowie na oba ucha bez nachrapnika plus moje kochane długie wodze. Nie miałam zamiaru go zbytnio hamować przed wyrzuceniem z siebie nadmiarów energii.
Ogierek bardzo ciekawsko zareagował, kiedy mnie zobaczył. Nie wyglądał na wrogiego i bardzo szybko byliśmy w stajni. Bez problemu złapałam go i zaprowadziłam - posiłkując się cukierkiem-nagrodą. Widocznie to było co, bo Kaszmir od razu zaczął mnie uważnie przeszukiwać, co poskutkowało porwaniem do czyszczenia. Kręciło się to zwierze niemiłosiernie, jednak nie poddawałam się. Ustawiałam go z kroku na krok w to samo miejsce, niewzruszona jego ignorancją i ciągłym przestępowaniem tak, aby jak najbardziej utrudnić mi dotarcie tam, gdzie chciałam. O dziwo nie złośliwie, a z powodu strasznego swędzenia nieco zakurzonego i zabłoconego grzbietu, który świecił drobnymi wyłysieniami. Znając ten typ poszłam po środek na tego typu sprawy i "opsikałam" miejsca problematyczne. Przygładziłam futerko i zabrałam się za kopyta. Miał bardzo fajny róg kopytowy, więc czyszczenie było lekkie i przyjemne, o dziwo chyba i środek grzbietonaprawczy zadziałał, gdyż Kasz stał spokojniej.
Po wszystkim, widząc, że środek jeszcze nie wysechł, a nie chciałam ryzykować kładzeniem padu na mokrą skórę i sierść zabrałam się za jego pokaźną grzywę. Stwierdziłam, że skoro ma takie długaśną sierść po bieganiu bezderkowym, rozczesałam mu te dredziszcza i skróciłam do jakiś 10-15 centymetrów od początku oraz przerwałam, gdyż była wybitnie gęsta. Ogon również doprowadziłam do ładu rozczesując go i skracając trochę wyżej niż pęciny.
No teraz moim oczom ukazał się zupełnie inny koń. Oczywiście jeśli miałby się sporcić, to wymagał golenia, jednak uporządkowana sierść, grzywa i ogon nadawały mu blasku konia hannowerskiego.
Pogłaskałam go i sprawdziłam suchość grzbietu. Było już ok, więc wsadziłam na niego pad (którego o dziwo nie zwalił, chyba był za ciężki) i siodło, które minimalnie go zdziwiło, ale nie szalał przy podpięciu. Pogłaskałam i założyłam ogłowie. Kasz troszkę się miotał, ale po chwili wziął wędzidło i przemielił je w zębach. Podpięłam wszystkie paseczki, wyposażyłam się w kask i kamizelkę (kulo)konioodporną i wyszliśmy przed stajnię, wręcz truchtem.

Nie trudziłam się specjalnie zatrzymywaniem go, aby wsiąść - siedziałam już po chwili w wygodnym siodełku i poprawiałam sobie co nieco trzymając wodze tak, aby chodził po niewielkiej wolcie, na której nie mógł kłusować. Gdy już się pozbierałam nie specjalnie zwiększyłam kółko, jednak dałam mu więcej swobody i zmieniłam kierunek. Chciałam, żeby się rozgrzał, zanim ruszymy w drogę.
Na szlak wybrałam nam długą trasę z lekkimi zakrętami, idealną na długie galopo-kłusy. Jednocześnie podłoże było tam piaszczyste i z reguły suche, więc nie bałam się o zamarznięte miejsca, które mogłyby okazać się zdradliwe.
Przez chwilę stępowaliśmy, Kasz miał wiele energii, nawet po galopadach pastwiskowych i tym szalonym stępie. Miałam dobre przeczucia, więc niespecjalnie się bałam - siedziałam wygodnie, ograniczona przez wysokie łęki, tyłek miałam głęboko w siodle, a konia pod niejaką kontrolą.
Bardzo (nie)spokojnie ruszyliśmy przed siebie w tereny SC. Było chłodno, jednak Kasz bardzo szybko mnie rozgrzał swoim szybkim tempem - szedł solidnie na przód i bujał mną na prawo i lewo nie pozwalając zmarznąć nawet moim końcówkom palców u stóp. Wkrótce już truchtaliśmy, bo nie było sposobu, aby utrzymać go w wolnym tempie. Sam z siebie szedł na przód, niewzruszony szelestem leżących na ziemi, wszędzie w okół liści czy ruchach zwierząt na polach i między drzewami. Stwierdziłam, że jak on się nie boi, to czemu ja mam się bać jego wybryków. Dała mu wolniejszą rękę i kłusowaliśmy szybko przed siebie - siodło dalej się spisywało i nie pozwoliło na obicie mych królewskich części ciała.
W lekkim, energicznym truchcie pokonaliśmy około jednej/czwartej trasy, którą chciałam dzisiaj zaliczyć. Kaszmir, przypocony lekko na szyi z powodu braku wolnej ręki, parskał lekko czując zapachy jesieni. Przenikliwe powietrze, chociaż temperatura utrzymywała się powyżej zera, osadzało na jego wąsikach kryształkami przymarzającej wody.
Pogłaskałam konika, lecz niewiele wskórałam, aby go uspokoić. Chwila moment i galopowaliśmy - lekko i wdzięcznie - wzdłuż jeszcze nie wykoszonego pola kukurydzy. Kaszmir patrzył na sterczącą, wysoką trawę, szeleszczącą przez przesmykujący się wiaterek, dość niepewnie, ale zdecydowana łydka z mojej strony zmusiła go do poprawienia tempa i zajęcia się układaniem nóg tak, jak powinien - każda kolejna po poprzedniej.
W tak przyjemnym dla mnie, jak i dla niego chodzie przemierzyliśmy resztę trasy, po czym Kaszmir praktycznie od lekkiego sygnału zwolnił do kłusa, w którym nie pędził już jak szalony wyścigowiec, tylko opuścił głowę w geście poddania się moim rękom. Pogłaskała go po szyi w geście pojednania - obojgu nam przydał się taki długi, przyjemny i w sumie intensywny teren, w którym każde z nas mogło się odchamić.
Po kilkudziesięciu metrach kłusa zwolniliśmy do stępa i człapiąc powoli dotarliśmy do SC. Tam jeszcze chwilę stępowałam z ogierkiem, a kto tylko nas zobaczył oczy przecierał, że Kaszmir tak spokojnie stępuje i od razu wszyscy chcieli sposobu. Mówiłam, chociaż nikt nie wierzył wtedy, że ja jeszcze żyję, ale mi było wszystko jedno, ważne, że koń miał radochę.

Kiedy oboje praktycznie wyschliśmy zaprowadziłam go do stajni, gdzie pozbyłam się sprzętu i skontrolowałam stan jego grzbietu. Było w porządku, a środek chyba działał, gdyż Kasz nie starał się już za wszelką cenę drapać - no może troszkę, tak z miłości. Pogłaskałam go jeszcze po uchu, ubrałam w leciutką derkę, żeby podsechł bezpiecznie i zostawiłam w boksie, radosnego i spokojniejszego Rudzielca. Sama udałam się do domu zadowolona i zrelaksowana.

Słów 1091


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skrzydlata
Duży wolontariusz



Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z końca świata

PostWysłany: Nie 22:06, 23 Lis 2014    Temat postu:

Wpadłam szybkim krokiem w progi Centralki. Pogoda była bardzo byle jaka, więc chowałam się, gdzie tylko dało, żeby tyłek nie zmarzł.
Kaszmir stał w boksie, z lekka rozkapryszony, że ma tyle energii i go nie chcą wypuścić. Już czułam to obite dupsko, kiedy wyląduję w piasku jako lotnik-kaskader. Wzdrygnęłam się i wyprowadziłam go. Ktoś zostawił jego szczotki, więc szybciutko zabrałam się za sprzątniecie kurzu z jego długiej sierści. Oczywiście zmierzyłam się z jego nieposkromioną energią i ustawiałam go cały czas na jego miejscu - jednym, jedynym, prosto i na czterech kopytach, przy czym Kaszmir musiał za każdym krokiem mi przeszkadzać. Karciłam go stanowczym NIE od czasu do czasu i bawiłam się w ustawiaka.
Gdy już koń był czysty (a ja nie) osiodłałam go z wielkim trudem - najpierw chciał mnie zmiażdżyć razem z siodłem, więc się zemściłam i przepięłam popręg podpinając go z drugiej strony - zgłupiał. Nie potrafił mnie zgnieść pchając na prawo i tym samym bez problemu go osprzęciłam. Z ogłowiem były harce, bo nie dość, że gdybym była mniej sprawna, to by mi zwiał bez kantara, to jeszcze jak ta lama musiał łeb zadzierać i mi się nie dawać, a ja zdecydowanie miałam za mało siły, żeby go ściągać na ziemię. Zastosowałam więc fortel - do ręki z wędzidłem wzięłam smakołyk , którego zapach zaraz rozniósł się w powietrzu. Ogierek go wyczuł i zaraz miał w pysku wędzidło. Pogłaskałam go i zapięłam paski. Niezadowolony skulił na mnie uszy, dał się zrobić jak dzieciak.
Gotowi, ja w kasku i kamizelce, on osiodłany i w ochraniaczach, wyszliśmy na halę szybkim tempem, coby nie marznąć. Kaszmir zaciągnął mnie wręcz na miejsce i ani myślał zatrzymać przy wsiadaniu. Dlatego też tak mu skróciłam zewnętrzną wodzę, że musiał z szyją wygiętą do łopatki prawie że stać. A ja szybko wykorzystałam okazję i wskoczyłam na grzbiet.

Ruszyliśmy z kopyta najsampierw. Oczywiście zatrzymanie ogierka graniczyło z cudem, więc momentalnie wjechałam na woltę i zaciskałam ją tak długo, aż ogon stwierdził, że jednak zwolni. Gdy doszliśmy do jako takiego porozumienia zostaliśmy oczywiście na wolcie, ale rozszerzyliśmy ją i spróbowałam go zebrać. Jakież było moje zdziwienie, kiedy Kaszmir rozluźnił zad, potylicę i zaczął świetnie odpowiadać na sygnały - tylko trzeba się było pilnować z łydką, gdyż sam szedł ostro do przodu i mieć go na stałym kontakcie, żeby nie pędził i się nie rozpędzał.
Po kilkunastu kołach w jedną i drugą stronę spróbowałam zakłusować. Kaszmir niepewnie przeszedł do wyższego chodu jednak czekał na mnie, co mnie ucieszyło - znaczyło to, że zaczyna mi ufać jako prowadzącemu. Pozwoliłam mu więc iść energicznie, ale nie pędzić. Szedł lekko, rozluźniony, ale z impulsem.
Spróbowałam wyjechać z nim ścianę, jednak skończyło się nerwami i rozproszeniem, więc wróciłam na woltę i na spokojnie znowu go zebrałam. Gdy już się udało sprawdziłam, czy potrafi żucie z ręki. Kaszmir chwilę nie wiedział, o co mi chodzi, jednak po chwili wydłużył szyję i zszedł z głową bardzo niziutko. Pogłaskałam go w nagrodę i zebrałam wodzę z powrotem. Kasz szedł teraz bardzo fajnie, lubię takie koniki do przodu, ale reagujące.
Żuciem bawiliśmy się chwil kilka, żeby ogierek sobie porządnie to przypomniał. Po tym ruszyliśmy galopem na wolcie. Nie mogę nazwać tego chodu skróconym, ale też nie wyciągał się jak szalony, chociaż jak zagalopował i go ściągnęłam, to zaczął się buntować i dębować. Odpuściłam mu szybko i bardziej uspokoiłam zmniejszając woltę. Kiedy już minimalnie się skrócił zwiększyłam koło i to powtarzałam do czasu, aż na większej wolcie zaczął iść spokojnie. Pogłaskałam go i ćwiczenie wykonałam również na drugą nogę.

Po galopach przeszliśmy do kłusa na luźnej wodzy. Pozwoliłam mu się wyciągnąć i iść swoim tempem. Po tym również w stępie miał luz. Pogłaskałam go i zeszłam. Poszliśmy do stajni, gdzie zdjęłam z niego sprzęt i zostawiłam w lekkiej derce w boksie. Pożegnał mnie niezadowolonym wzrokiem, gdyż miałam czelność zostawić go w zamkniętej przestrzeni.

Słów 637


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Skrzydlata dnia Nie 22:07, 23 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skrzydlata
Duży wolontariusz



Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z końca świata

PostWysłany: Sob 23:41, 03 Sty 2015    Temat postu:

Ruszyłam się do stajni centralnej, aby zająć się Kaszmirem. Zależało mi na tym koniu, był na prawdę bardzo fajnym zwierzakiem. Chciałam z nim dzisiaj zrobić wszystkie elementy ujeżdżenia L i mieć możliwość zgłoszenia go gdzieś.

Ogierek stał w boksie, więc szybko go przyszykowałam wykonując ruszy dwa razy szybsze od niego i tym samym wprawiając go w nie małe zakłopotanie. Gdy już był ogarnięty popędziliśmy na halę.

W pomieszczeniu było sucho, ciepło i cicho. Kaszmir rozejrzał się po otoczeniu i zainteresował się mną majstrująca przy siodle. Ustawiłam sobie wszystko, podciągnęłam popręg i wsiadłam. Ostatnimi czasy wsiadam na same młodziaki, więc musiałam się oswoić z rozjeżdżonym ogierkiem, który tylko czekał na łydkę, aby zacząć wyciągać nogi przed siebie.
Zaczęliśmy od rozgrzewki w stepie, kłusie i galopie. W każdym chodzie robiliśmy wolty, co jakiś czas ósemki w kłusie i serpentyny. Ogierek chodził całkiem przyzwoicie, nie rwał do przodu. Pogłaskałam go porządnie i zaczęłam pracę.

Na początek praca w chodach - przejścia i zatrzymania ze stępa i kłusa. I tak oto dowiedziałam się, że zatrzymanie ze stępa szło mu bardzo łatwo, reagował momentalnie na zatrzymanie ręki i wstrzymanie dosiadem. Ze stępa do kłusa przechodził całkiem nieźle. Z kłusa do galopu przechodziliśmy przede wszystkim na większych woltach, co szło całkiem nieźle, chociaż ogierek trochę mi się łamał na łukach, co oczywiście pilnowałam.
Z kłusa zatrzymywał się gorzej, chociaż po kilkunastu próbach przerywanych żuciem z ręki na wolcie, Kaszmir zaczął ogarniać i zatrzymanie było całkiem przyjemne dla oka. Żucie z ręki natomiast szło mu dość opornie - gdy powolnym, delikatnym ruchem zniżałam jego wdzięczną główkę zaczynał wyrywać mi wodzę i podrzucać głową. Ukarałam go za to mocniejszą łydką i półparadą, które zmobilizowały go do zebrania. Gdy już się podstawił bardzo delikatnie go zniżałam ręką, jednocześnie łydkami wypychałam na wędzidło. Ogier zdecydował się posłuchać i zszedł z głową, wyciągając szyję i mieląc wędzidło. Pogłaskałam go, a ćwiczenie powtarzałam tak długo, aż wyszło bez większych problemów.

Wygłaskałam wielkiego sportowca, którym mógłby być w prywatnych rękach i rozstępowałam go porządnie. Po tym zaprowadziłam do stajni i rozsiodłałam.

Słów: 335


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skrzydlata
Duży wolontariusz



Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z końca świata

PostWysłany: Wto 1:31, 06 Sty 2015    Temat postu:

Wpadłam do SC na trening z Kaszmirosem. Co tam, jak raz, to raz. Ogierek stał w boksie i niecierpliwił się,żeby wyjść, wyprowadziłam go więc i wyczyściłam. Osprzęciłam go szybciutko i poszliśmy na halę.

W pomieszczeniu, przytulnym i cichym, rozłożona stała przeszkoda na kłus ze wskazówką, cavaletti na kłus oraz mały szereg na dwa drągi w kłusie i niska koperta.
Wsiadłam na Kaszmira, który momentalnie ruszył, więc zebrałam go i dodałam łydkę do bardziej zdecydowanego tempa.
Rozgrzewka minęła nam na energicznym stępowaniu, kłusowaniu i lekkim galopie na woltach. Z każdym ruchem Kaszmir stawał się bardziej rozluźniony i skupiony na pracy. Pogłaskałam go i zaczęłam konkretniejszą pracę.

Na początek ruszyliśmy kłusem na drążki. Ogierek się napalił ,więc przytrzymałam go i przeszedł naprawdę ładnie, dzięki temu, że szedł energicznie. Podnosił nogi wysoko, trafiał niemal w środek między drągami, które rozstawione były dość szeroko. Pogłaskałam go i powtórzyłam najazd jeszcze kilka razy, z różnych stron. Kaszmir szedł całkiem nieźle, ciągle się mocno napalał na przeszkodę, ale dało się go utrzymać.
Po drążkach dałam mu chwilę odpoczynku w stępie, a gdy odetchnęliśmy ruszyliśmy kłusem na przeszkodę ze wskazówką. Ogierek się nie wahał, chociaż przy swoim dość szybkim tempie próbował spływać, na co mu nie pozwoliłam przytrzymując go w ręku i w łydkach. Nie potrafił się zamaskować z zamiarem.
Kilka najazdów na przeszkódkę uświadczyło mnie w przekonaniu, że Kaszmir bardzo fajnie się nadaje do skoków. Ogier szedł zdecydowanie, nie próbował uciekać, gdy miałam nad nim kontrolę, poza tym zostawiał sobie zapasik i całkiem przyjemnie wyginał się nad przeszkodą.
Na ostatnie ćwiczenie przeznaczyłam cavaletki z przeszkódką - miałam świadomość, że jest to jedna z trudniejszych kombinacji, która tu stoi.
W energicznym tempie pognałam Kaszmira na drążki i skok. Ogier musiał się niewątpliwie mocnej wyginać, ale wyszło mu całkiem nieźle, więc pogłaskałam go w nagrodę i skierowałam jeszcze raz. Kaszmir skoczył tym razem z większą lekkością, z mniejszym wysiłkiem pokonał drążki - był pewniejszy tego, jak ma wykonać ćwiczenie.

Wygłaskałam go porządnie, rozkłusowałam i rozstępowałam rudzielca, który mielił sobie lekko wędzidło.
Po treningu zaprowadziłam go do stajni, rozsiodłałam i zostawiłam w lekkiej derce, żeby nie zmarzł.

Słów: 348


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Konie zaadoptowane / Kaszmir [Skrzydlata] Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin