Forum Stajnia Centralna Strona Główna Stajnia Centralna
Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Black Eagle - Treningi

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:47, 07 Sty 2011    Temat postu: Black Eagle - Treningi

Miejsce na pisanie treningów.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:24, 07 Sty 2011    Temat postu:

Trenowany koń: Black Eagle
Trener: Podkowa
Rodzaj treningu: terapia naturalna (Join-up)
Cel: Zdobycie zaufania konia.


Moj pierwszy dzień w nowej pracy... Nata była i jest moją przyjaciółką. Miałam dzisiaj wybrać sobie konia do trenowania... I jeśli zdaże - potrenować go dzisiaj. Weszłam do stajni. Obok mnie szła Nata. Opowiadała mi o swoich pupilach.
- Mamy tutaj dwa koty, psa i lamę. Koty nazywają się... - nie skończyła zdania, bo zorientowała się ze jesteśmy w budynku.
- Ok. Przejdźmy do koni... - uśmiechnęła się i podeszła do pierwszego boksu. Zacmokała. Łeb wystawiła urocza, kara klacz. Trąciła pyskiem ramię Naty.
- To Light. Ma już 14 lat. Jest niesamowicie przyjazna!
Uśmiechnęłam się. Tak. Była bardzo ufna, przyjacielska. Dałam jej dłoń do powąchania, po czym pogłaskałam ją między oczami. Była fajnym koniem, ale nie dla mnie. Za łatwa, zbyt ufna.
- A ten drugi? - spytałam.
- Chodź...
Podeszłyśmy do kolejnego boksu. Nata cicho zacmokała, jednak koń nie wystawił głowy, za to w tyle boksu stał piękny, gniady ogier. Cmoknęłam do niego. Koń tylko położył po sobie uszy i kłapną zębami. Nata zaśmiała się.
- To Black Eagle. Ma 6 lat. Jest bardzo nieufny, dziki. Kiedyś był koniem wyścigowym. Nawet mi ledwo ufa...
Pokazałam zęby w uśmiechu. Właśnie o takiego konia mi chodziło. Uwielbiam wyzwania, a ten koń z pewnością nim był!
- Biore go! - powiedziałam.
Nata spojrzała na mnie jakoś tak..dziwnie...
- Spokojnie, dam sobie radę.... - powiedziałam. - Co mu się stało, że jest taki nie ufny?
- Kiedyś w stajni, w której mieszkał był pożar... i ...
Przerwałam jej.
- Ok. Możesz go wziąć na lonże?
- ym... Dobra.
Poszłam z Natą do siodlarni, ponieważ chciałam sprawdzić gdzie ona się mieści. Było to eleganckie i duże pomieszczenie. Dawno nie byłam w tak ładnej siodlarni! Zauważyłam bat. Wzięłam go, po czym wyszłam z siodlarni. Przed nią zatrzymałam się, sprawdziłam, czy w kieszeni mam kostki cukru. OK. Wszystko było na swoim miejscu. Już wcześniej sprawdziłam, gdzie jest lonżownik. Szybkim krokiem ruszyłam w jego stronę. Nie minęło 5 minut a już siedzialam na jego ogrodzeniu i czekałam na Natę.

Zauważyłam, że moja przyjaciółka wyszła z Black'iem ze stajni. Szła powoli, ostrożnie, pewnie po to, by go nie wystraszyć. Położyłam bat na ziemi i otworzyłam jej lążownik. Gdy Nata wprowadziła konia do lonżownika (który przez cały czas nie spuszczał mnie z oczu), zaczęłam wydawać jej instrukcję.
- Nie chcę się na razie do niego zbliżać. Weź bat, a potem spuść konia z lonży. Potem podaj mi bat. - wskazałam go rękom.
- Dooobraa... - Nata nie była przekonana do tego, co robię, jednak wykonała moje polecenia.
Gdy trzymałam bat w ręce skupiam się na koniu. Nie patrzyłam mu w oczy, za to powoli się do niego zbliżałam. Słyszałam, jak nerwowo parska, jak rży. Wiedziałam, że się mnie boi. I to bardzo. Musiałam mu udowodnić, że nie jestem zła, że chce dla niego dobrze. Że moze mi ufać. Musiałam zrobić Join-up. Gdy byłam wystarczająco blisko konia uderzyłam batem w piasek, przy jego nogach. Reakcja Black'a była natychmiastowa - zaczął galopować wokoło lążownika szukając ucieczki. Starałam się biec dwa, trzy metry od niego, przy czym będąc na równi z jego piersią. Koń biegł przez dosyć długi czas, nie dając mi żadnego znaku, że chce się ze mną porozumieć. Pomimo tego nie pozwalałam mu zwolnić, a co dwa okrążenia kazałam mu zmienić kierunek. Po około siedmiu, ośmiu okrążeniach koń zwrócił ucho w moją stronę. Sygnał był ledwo widoczny, ale jednak... był... Nie minęła cztery okrążenia, a koń zaczął wykonywać taki ruch pyskiem, jakby ssał matkę. To, co chciałam osiągnąć już prawie się udało. Minęło jeszcze tylko okrążenie, a koń zniżył łeb, tak, że jego chrapy niemal dotykały ziemi. Jednoczesnie, jego krok stał się równiejszy, a co za tym idzie - wolniejszy. Chciał ze mną współpracować! Przestałam biec, odwróciłam się do niego tyłem i odeszłam. Nastawiłam uszy. Słyszałam, że Black się zatrzymuje. Koń zaczął powoli iść w moją stronę. Spiełam się. To oczekiwanie, to najgorszy moment w Join-up'ie... Na szczęście po chwili usłyszałam za mną ciche parsknięcie. Pamietając, by nie patrzeć mu w oczy, delikatnie położyłam rękę na jego ganaszach. Koń wzdrygną się, ale nie uciekł. To wystarczyło. Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam z kieszeni kilka kostek cukru. Podałam je mu pod pysk, na otwartej dłoni. Koń ostrożnie wzią je z mojej ręki. Gdy je zjadł cicho parsknął. Zrobiłam to samo.
- Podaj mi lonżę! - krzyknęłam do Naty.
- Ok.
Moja przyjaciółka podeszła do nas powoli. Wyciągnęłam do niej rękę, a ona wcisnęła mi w nią bat.
- Dzięki.
Zapięłam lonżę do kantara Black'a. Zaczęłam prowadzić do w stronę stajni. Nata przytomnie otworzyła przede mną bramę lonżownika. Koń szedł powoli, spokojnie przymoim boku. Wyczułam, że pomimo tego, że porozumienie się udało cięgle na mnie uważa. Zresztą.... ja też ciągle uważałam na niego. Spojrzałam na jego oczy. Nie było w nich widać już strachu, jednak coś z nie ufności jeszcze zostało.

Doszłyśmy do stajni. Nata przejeła Blacka, ponieważ nie chciałam jeszcze dziś go czyścić. Sama zaś poszłam do boksu Light - może i jej nie trenowałam, ale jedak.... Czasami ma się ochotę poprzytulać jakiegoś konia, nie bojac się przy okazji, że dostanie się kopytem w brzuch. Gdy weszłam do jej boksu, przywiała mnie przyjaznym spojrzeniem. Podrapałam ją za uchem, po czym popatrzyłam na jej oczy - cieszyla się, że przyszłam,ale wydawałasię znudzona...
- Nata?
- Taak?
- Mogę wziąść Light na padok?
- Ymm.. Jasne. Ogólnie ja też zaraz wezmę tam Blacka.
Wyszłam z boksu klaczy i ruszyłam do siodlarni. Wziełam z niej kantar klaczy oraz uwiąz. Gdy wróciłam szybko założyłam jej kantarek i otworzyłam boks. Wyprowadziłam ja z niego. Przy padokach Light zrobiła się podekscytowana. Po dojściu do bramy jak najszybciej ją otworzyłam, wprowadziłam Silver na padok i spuściłam ją. Klacz niemal od razu rzyciła się na trawę. Uśmiechnęłam sie. Spojrzalam na zegarek... Było dopiero pięć po szóstej... Postanowiłam pochodzić trochę po stajni.

by Podkowa (02 Kwi 20010)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Pią 21:25, 07 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:27, 07 Sty 2011    Temat postu:

Nata poprosiła mnie o trening wyścigowy z jej "postrachem stajni" Black Eaglem. Ogier jest bardzo utalentowany, jednak jego wybuchowy charakter sprawia, że jest on marnowany, gdyż niemal wszyscy boją się do niego podejść. Uwielbiam wyzwania, więc od razu się zgodziłam.
Umówiłyśmy się z Natą po szesnastej. Oczywiście z moimi zdolnościami organizacyjnymi spóźniłam się dobry kwadrans, jednak Nata raczej nie była na mnie zła. Pokazała mi z daleka tor treningowy i zaprowadziła do stajni. Eagle nic nie podejrzewając, spokojnie przeżuwał siano, więc gdy stanęłyśmy pod jego boksem najpierw chrząknęłam, aby zakomunikować nasze przybycie, a dopiero potem zacmokałam. Tak jak podejrzewałam - ogier położył uszy, nie skusiły go też moje marchewkowe przysmaki, więc bezceremonialnie otworzyłam boks i weszłam do niego jak gdyby nigdy nic. Nata patrzyła na mnie z lekkim niepokojem, ale nic nie powiedziała. Eagle ciągle trzymał uszy przy sobie i ostrzegawczo tupał nogą, ale ja nie ustąpiłam, zwyczajnie odwróciłam się do niego bokiem i gładziłam marchewką ścianę boksu. Początkowo, ogier zaskoczony moją postawą, spacyfikował, ale po chwili znowu przyjął postawę bojową. Trudno, byłam w stanie poczekać. I rzeczywiście po jakiś pięciu - sześciu minutach gniadosz się mną zainteresował i zaciekawiony włożył mi pysk w rękę próbując złapać smaczka. Zareagowałam dopiero po minucie, włożyłam mu do pyszczka marchewkę i poprosiłam Natę o szczotki.
Ogier był jakby sam zaskoczony swoją postawą, ale rozłożyłam go na łopatki kolejną porcją smaczków, które dostawał podczas czyszczenia za "bycie grzecznym". Oczywiście nie udało mi się go całkowicie wyczyścić. Brzucha nawet nie mogłam dotknąć, a nogi i kopyta zrobiłam mu bardzo powierzchownie.
Przy siodłaniu nie było większych problemów, ale wędzidło przyjął bardzo niechętnie. Nie brałam palcata, z którym miał najwyraźniej złe doświadczenia.
We trójkę udaliśmy się na tor. Nata usiadła na trybunach, a ja podciągnęłam popręg, wyregulowałam strzemiona na ziemi i wskoczyłam.
Najpierw pokonywaliśmy tor stępem. Po jednym okrążeniu koń zaczął się buntować, przyspieszać, chodzić na boki, ale wiedziałam, że nie robił tego specjalnie, tylko najzwyczajniej w świecie się nudził. Dałam mu więc łydkę, aby przyspieszył i zebrałam wodze, a następnie znów mu je oddałam. Okazało się, że Eagle chodzi na naprawdę ładnym kontakcie, więc jeszcze raz zebrałam wodze i zrobiliśmy małe kółeczko. Koń był tak zaskoczony, że początkowo nie wiedział co się dzieje, ale przy drugiej próbie wyszło nam bardzo ładna elipsa. Następnie spróbowałam wykonać z nim wężyk. Tutaj wyszło, że jest mało elastyczny i rozciągnięty, ale się starał.
Zakłusowaliśmy. Po kilkuset metrach wykręciliśmy małe kółko i zrobiliśmy coś w stylu pół wolty - zmieniliśmy kierunek. Aby koń zmęczył się nie fizycznie, a psychicznie powtórzyliśmy wężyk, a potem spróbowałam wyciągnąć kłusa. Szło nam dość marnie, gdyż Eagle ciągle próbował galopować, dopiero ostatnim razem wyciągnął trochę kroki, ale miał ogromną radochę.
Gdy dotarliśmy do startu, cofnęłam zewnętrzną łydkę za popręg i od razu ogier ruszył szaleńczym galopem. Nie chciałam tego, planowałam okrążenie wolnego spokojnego galopu, więc zwolniliśmy, przejechaliśmy kilka metrów kłusem i znów dostał łydę - z podobnym skutkiem.
Po kilku próbach Eagle zaczynał się irytować i chociaż byłam pewna, że załapał już o co mi chodzi, nadal wolał galopować swoim tempem. Dopiero przy prawdopodobnie szóstej próbie ruszyliśmy spokojnym galopem i pokonaliśmy jedno okrążenie toru.
Zatrzymaliśmy się na starcie i po odliczeniu do trzech ruszyliśmy szybkim galopem. Ogier ma na prawdę talent wyścigowy, bo już na początku rozpędził się niesamowicie szybko, a po pokonaniu jednego okrążenia poczułam, że jego galop zamienia się w czterotaktowy cwał. Podczas jazdy nie jest to z pewnością bezpieczne, ale na wyścigach używa się właśnie tego chodu. Eagle podczas biegu był średnio czuły na moje sygnały, wykonywał je z lekkim opóźnieniem jednak uznałam to za jego atut, gdyż poświęcał się wyścigowi całym sobą, widać było, że sprawia mu to radość. Nie potrafił jednak utrzymać równego tempa na całym dystansie - to zwalnia, to przyspiesza. Brakowało mu też kondycji - po jakiś dwóch kilometrach był na prawdę zmęczony, więc przeszliśmy do stępa. Czule poklepałam go i wytarmosiłam grzywkę i dałam mu luźną wodzę.
Po kilku minutach zakłusowaliśmy, dojechaliśmy do startu i na mój sygnał ruszyliśmy galopem. Ze startem na pewno nie miał żadnych problemów, szybko też przyspieszał do cwału, jednak nie trzymał stałego tempa i co chwila zwalniał lub przyspieszał i na tym postanowiłam się skupić. Gdy tylko czułam, że zwalnia - dostawał łydeczkę (zaczynałam żałować, że nie wzięłam jednak żadnego palcata), a gdy bardzo przyspieszał - zostawał hamowany, jednak tylko odrobinkę.
Ta strategia pozwoliła nam na przejechanie ostatniego okrążenia ładnym, w miarę równym tempem. Po minięciu startu zwolniliśmy najpierw do kłusa, a następnie do stępa.
Stępowaliśmy kilkanaście minut, żeby ogier ochłonął, odpoczął, a i mi taka przerwa dobrze zrobiła.
W stajni Eagla przejęła Nata - ona go rozsiodłała, ja się tylko przyglądałam. Razem za to odniosłyśmy sprzęt i udałyśmy się na kubek herbaty.

by Karolowanka (30 Cze 2010)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:28, 07 Sty 2011    Temat postu:

Weszłam do stajni i podeszłam do boksu Orła. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam Podkowę która próbowała wyciągnąć Pannę Flotsam z boksu. Po drugiej stronie zobaczyłam Emila który idzie korytarzem z Light w stronę dziedzińca.
-Czy tutaj nikt nie przestrzega planu dnia? - Zaśmiałam się, o tej godzinie wszyscy mieli jeść obiad a zamiast tego wszystkich spotkałam w stajni. - Co wy robicie? Emil gdzie idziesz z Lilką? Podkowo a ty gdzie się wybierasz z Ciasteczkiem? - Otworzyłam boks Orła na oścież a on wyszedł i stanął obok mnie. Gdy zobaczył Lilkę tupnął nogą a ja złapałam go za kantar.
-No no kochany ja wiem że się z Lili posprzeczałeś ale nie możesz wciąż być na nią zły. - Poklepałam ogiera po szyi.
-Ja zabieram Ciasteczko na karuzelę. - Oznajmiła Podkowa i zaczęła zachęcać Ciasteczko do wyjścia z boksu.
- Skuś ją marchewką -zaśmiałam się - a ty, Emil?
-Zabieram Lilkę w teren. - Zdążył tylko powiedzieć bo Lilka się znudziła i zaczęła kłosować w stronę dziedzińca. Ja zaczęłam czyścić Orła co szło dość opornie bo wciąż się kręcił ale nie tak jak u innych. Założyłam mu pas do lonżowania i zaprowadziłam na halę. Głosem kazałam mu się odsunąć i ruszyć stępem. Oczywiście Orzeł znany z tego że wszystko szybko go nudzi wyrwał się po trzech minutach galopem na co ja dałam mu jasny znak że jeśli już to może tylko kłusować. Ogier niechętnie zwolnił do kłusa a ja zaczęłam mu urozmaicać ten kłus po chwili jednak zmieniliśmy kierunek i przeszliśmy do galopu.
-To tylko rozgrzewka. Będziemy się dziś ścigać. - Powiedziała do ogiera a on zarżał wesoło i zwolnił szybkość galopu. Zatrzymałam go i wróciliśmy na dziedziniec gdzie zdjęłam mu sprzęt do lonżowania i zaniosłam do siodlarni a wróciłam z siodłem wyścigowym, ogłowiem, maską, czaprakiem, ochraniaczami, wytokiem i nachrapnikiem wyścigowym oraz nausznikami wyścigowymi. Trochę czasu mi zajęło by to wszystko założyć ale gdy się uporałam zauważyłam Emila z Lilką.
-O, Emil. Ścigamy się? -Zapytałam uśmiechając się.
-Przecież i tak wiadomo że Orzeł wygra w końcu to koń wyścigowy i do tego młodszy.
-No ale Orzeł biegnie szybciej gdy ma konkurencję. - Nalegałam.
-Niech będzie. - Ruszył w stronę toru wyścigowego a ja z Orłem ruszyłam za nim. Ustawiliśmy konie w boksach startowych a gdy rozległ się ten nieprzyjemny dla uszu dźwięk Orzeł wystartował jak torpeda a Light była wolniejsza gdyż nie miała techniki startu. Black Eagle pędził przed siebie jak oszalały. Przebiegliśmy dwa okrążenia a Lilka już nie dawała rady więc skinęłam Emilowi żeby stanął z boku i zsiadł. Przebiegliśmy jeszcze dwa koła a na końcówce jeszcze przyśpieszył co wydawało się niektórym niemożliwe a zatrzymaliśmy się tuż przy Lilce. Zsiadłam z Orła i sprawdziłam czas, rekord naszych treningów.
-No, dobry konik - poklepałam go - Lilka wytrzymała aż dwa kółka, nieźle.
Emil odprowadził Lilkę do stajni ja zaś zdjęłam uprząż z Black'a i go trochę pooprowadzałam żeby ochłonął a później odprowadziłam go do stajni.

by Nata (02 Lip 2010)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:29, 07 Sty 2011    Temat postu:

Weszłam do stajni rozświetlając ją. Smutno spojrzałam na boks pierwszy w którym kiedyś była Light a który teraz zamieszkiwała Sonador. Mimo złych wspomnień podeszłam do boksu i wrzuciłam jabłko do żłobu. Zajrzałam do boksu obok i uśmiechnęłam się.
- Oj kochanie... - Szepnęłam i otworzyłam boks dobrze wiedząc że brama wjazdowa jest zamknięta. Wyszedł grzecznie i ustawił się przed boksem a ja migiem pobiegłam do siodlarni i wróciłam ze sprzętem i ze szczotkami. Wyczyściłam go szybko choć mieliśmy problemy z tylnymi kopytami gdyż nie chciał ich podać. Założyłam mu cały sprzęt i wsiadłam na niego a już ze stajni wyjechaliśmy spokojnym kłusem w stronę toru. Najpierw pół koła stępem i jedno pełne kłusem. Ustawiłam się w bramce startowej. Orzeł zniecierpliwiony zaczął przebierać kopytem. Tuż przed sygnałem i otworzeniem bramek do toru podszedł Paweł z Danielem. Zapomniałam o całym położeniu i gdy po sygnale chciałam się we wszystkim połapać Orzeł wygalopował jak zawsze z kopyta. Spadłam.
- No żesz kur*a jego mać! - Krzyknęłam gdy podbiegli do mnie. Zignorowałam ich i zagwizdałam. Eagle natychmiast ostro zakręcił i chwilę później był już obok. Wstałam cała obolała, podeszłam z nim do płotu. Weszłam na płot i wsiadłam na niego dalej ignorując obecność chłopaków. Weszłam z Młodym do startboksu czekając w pełnym skupieniu na sygnał i otwarcie bramek. Nagle to nastąpiło. W pełni skupiona śledziła każdy ruch Orła który wygalopował szybko. Widać było że ogier daje z siebie wszystko. Widać było że całkowicie oddaje się wyścigowi. Zakręt i ta uwielbiana prosta. Wysłużył krok i przeszedł w czterotaktowy uwielbiany cwał. Zerknęłam na chłopaków gdy byliśmy obok nich. Otworzyli aż usta ze zdziwienia. I kolejne kółko. Nagle na tor wgalopował Paweł na Ciasteczku i Dawid na Sonador. Zdziwiło mnie to strasznie lecz Orzeł dalej cwałował. Sonador szła łeb w łeb z Blackiem, Ciasteczko było tuż za nimi. I zakręt. Black świetnie trzymał się bariery na zakręcie a na prostej znów przyśpieszył. Jeszcze jeden zakręt i... Oddaliśmy się całkowicie wyścigowi paląc podkowę. To była magia. Przekroczyliśmy metę w zawrotnym tempie. Jednak dobrze wiedziałam że Sonador pokonała tę linię pierwsza. Może dlatego iż była lepsza albo biegła dopiero na końcówce a nie te całe dwa okrążenie ale to był tylko trening i to nie było ważne. Staraliśmy się i co najważniejsze pokonaliśmy metę. Zatrzymałam go i stępem podjechaliśmy w stronę chłopaków już na zupełnie długiej wodzy.
- Co to było? - Zaśmiałam się.
- Nie mogliśmy się powstrzymać. - Przyznał Paweł.
- Ale mimo wszystko byliście świetni. - Oznajmił entuzjastycznie Dawid.
- Walczyło rodzeństwo. Po Barbaro są oboje przecież. - Uśmiechnęłam się i zrobiliśmy jedno kółko kłusem a drugie stępem śmiejąc się z różnych powodów po czym wróciliśmy do stajni. Zsiadłam dopiero przy boksie Młodego. Zdjęłam sprzęt, lekko przeczyściłam i otarłam go słomą. Odłożyłam rzeczy do siodlarni i dałam mu marchewkę idąc do chłopaków.

by Nata (15 Wrz 2010)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:07, 10 Sty 2011    Temat postu:

Przyjechałam do SC z zamiarem ruszenia gniadego i siwego. Na początek postanowiłam wykończyć się Orłem. Gdy przyszłam z całym potrzebnym mi sprzętem ogier stał w kącie boksu, łypał okiem na otoczenie, nadal był spięty.
-Hej, Black... - Powiedziałam cicho łapiąc kantar i wchodząc do boksu. Z jednej kieszeni wyciągnęłam marchew i z wystawioną w jego kierunku powoli zbliżałam się do konia, który wpierw skulił się, chapnął zębami w moją stronę, wierzgnął, a potem zainteresował się warzywem. Nieufnie chwycił marchew zębami i odgryzł kawałek. Potem kolejny, i kolejny, a ja zbliżałam się do niego. Ostatnią część warzywa dostał gdy stałam tuż przy nim i gładziłam go delikatnie dłonią po szyi. Z drobnymi problemami założyłam mu kantar, pogładziłam po czole i wyprowadziłam z boksu, uwiązałam i zabrałam się za czyszczenie. Wpierw iglakiem zlepki, potem włosianką całego konia, grzebieniem grzywę i z dużą ostrożnością ogon, na koniec kopyta. Gniadosz podawał je aż za chętnie - tj. wierzgał. Raz jak mi świsnął zadkiem koło twarzy to dostał, niech przestanie się cackać. I tak jest lepiej. Założyłam gniademu wpierw ochraniacze, potem siodło i popręg, przy którym mało nie zostałam poturbowana. Oczywiście upomniałam konia dość szybkim machnięciem ręką koło niego, pogroziłam palcem i dokończyłam dzieła. Przykryłam konia derką, założyłam ogłowie. Oczywiście ni, Eagle nie weźmie ładnie wędzidła jak przystało na konia, będzie uciekać i walczyć. Mimo wszystko dałam radę. Nosił wędzidło z wąsami, jednakowóż nieco łatwiej wtedy koniem sterować. Zaplątałam wodze, dopięłam do wędzidła lonżę i żwawym stępem na round-pen.

Puściłam Blacka stępem po kole, postępował sobie łącznie 5 minut w obie strony, potem dociągnęłam popręg, zdjęłam derkę i kłus. Jak zwykle zaczął świrować, na szczęście miałam bata, więc nie próbował mnie staranować. Pokłusował sobie, spuścił część pary i w drugą stronę. Zaczął w miarę ładnie chodzić. No to galop. Na dzień dobry koło brykania, potem szalone tempo ogarnięte poprzez lekkie szarpnięcie lonżą. Od razu koń spokojniejszy. Pogalopował trochę w tę i we w tę, potem znów dociągnęłam popręg, odpięłam lonżę, rozplątałam wodze i idziemy na tor.

Black dużo spokojniejszy szedł w miarę grzecznie obok mnie. Czasem się szczurzył, ale z czasem można się przyzwyczaić. Na widok toru pobudził się i spiął. Uspokajałam go głosem i lekkimi półparadkami z ziemi. Dało efekt. Wjechaliśmy na teren. Był pusty. Zatrzymałam konia, odpięłam strzemiona, dziś były długie, po co na sam początek mam jeździć w typowo wyścigowych? żeby zlecieć? xD Z pomocą schodków wskoczyłam na grzbiet konia, który wspiął się lekko i zaczął szarpać głową. Przygotowana na dębowanie leciutko szarpnęłam wodzami. O dziwo Eagle tylko lekko się wspiął po czym zarzucił zadem.
-No kochany...pora się ogarnąć w końcu - Powiedziałam ruszając stępem. Z początku koń caplował i caplował, uspokojenie go wymagało zrobienie w obie strony przynajmniej jednego pełnego okrążenia, wolt nie doliczałam. Gdy gniady szedł na kontakcie, w miarę spokojny pochwaliłam go i dałam smakołyka. Dałam schrupać, zrobiłam jeszcze z 200 m stępem i kłus. Na początek chciałam z nim tylko tu pojeździć, lekko, bez forsowania. Musiałam mieć nad nim kontrolę. W kłusie zrobiliśmy również po okrążeniu na stronę, kilka wolt także się pojawiło, ogólnie koń mimo pobudzenia w miarę posłuszny. Jak raz trochę mocniej pociągnęłam jedną wodzę mało nie stanął dęba...wrażliwiec się znalazł. Zauważyłam, że ktoś nas obserwuje. Była to Nojka. Przystanęłam na chwilę przy niej, zamieniłyśmy kilka słów i pora się sprężać. Zakłusowaliśmy. Dwa duże koła i wolny galop. Wolny. Na początku były bryki, potem pędzenie na głupa, i dopiero po lekkiej szarpaninie dobre tempo. Dziś lekko, koło w jedną, koło w drugą stronę. Na obie nogi. Był z tym niemały problem, jednak z pomocą Nojca jakoś go zwalczyłyśmy. Postanowiłam go jednak trochę bardziej zmęczyć. Zrobiłam jedno okrążenie bonusowe w spokojnym tempie, zmieniłam stronę na tą tradycyjną, podjechałam na linię startową (na razie nie ryzykowałam startboksami) i na sygnał dziewczyny mamy pojechać sobie szybszym galopem odcinek 1000 m. Na słowo "START!" przyłożyłam mocno łydki do boków konia, przeszłam do półsiadu i mocno parliśmy do przodu. Eagle czując się w końcu w swoim żywiole pędził z zawrotną prędkością, jednak pilnowałam, by się nie przeforsował i zostawił trochę energii na koniec. Widząc wskaźnik 400 m pozwoliłam gniademu zaszaleć i popędzić trochę. Eagle gnał przed siebie, wyrzucał nogi daleko w przód, aż w końcu przekroczyliśmy znacznik. Postanowiłam pozwolić mu się wygalopować i nie hamowałam go jeszcze spory odcinek drogi. Oczywiście od razu po minięciu dystansu został pochwalony, ale jechał dalej. Stopniowo, sam z siebie zwalniał i zwalniał, i zwalniał...aż w końcu dojechaliśmy do Nojki kłusem.
-I jak? - Spojrzałam na nią klepiąc stojącego i dyszącego konia, następnie przykrywając go derką i zaczynając kręcić się nieco w stępie, by nie stał.
-Jak na pierwsze treningi po tak długiej przerwie w ogóle od jazdy to dobrze. Niezłego ma kopa, jeśli mu pozwolić. Bardzo fajnie sobie z nim radzisz - Uśmiechnęła się.
-Dzięki. Liczę, że jeszcze nie raz pokażemy, na co nas stać Smile A przynajmniej on - Zaśmiałam się. Postanowiłam postępować na hali, było już naprawdę zimno, a koń mokry jakby dwa wiadra wody na niego wylali. Stępowałam na nim dobrych 20 minut, a niech ochłonie porządnie. Zmęczony, ale w miarę zadowolony koń nie był w stanie nawet spostrzec, że na drugim końcu hali jest jakaś klacz. Chyba myślał tylko o sianie, wodzie, owsie i ciepłu zapewnionemu przez derkę. Zatrzymałam go, korzystając jak najmniej z wodzy. Wyszło....w miarę. Jak na nasze początki. Ale nie martwcie się, jeszcze opanujemy podstawy Smile Poluźniłam popręg, a koń odetchnął z ulgą. Ruszyliśmy do stajni.

Na miejscu rozsiodłałam gryzonia, wysuszyłam na solarium, zadbałam bardzo o jego nogi, wyczyściłam, wymasowałam korzystając z porad Skrzydlatej, dzięki czemu ogier w końcu się jako-tako rozluźnił i odprężył...Niestety straszny z niego nerwus. Na szczęście codzienne treningi zbijają z niego energię i jest dużo lepiej, dziś był jakiś śnięty w sumie. Wpuszczony do boksu po dłuższym czasie stania na uwiązie natychmiast dorwał się do poidła, potem do żłobu, gdzie wsypałam mu owies, a gdy i to pochłonął zabrał się za resztki siana. Ja zaś zdążyłam pozbierać i odnieść sprzęt, posprzątać po nas i zebrać swoje klamoty do paki. Siwego tylko polonżuję, czasu mało, a i tak chłopina wczoraj sporo pracował.

słów: 1007


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Koniara2468




Dołączył: 14 Sty 2011
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 15:48, 21 Sty 2011    Temat postu:

Po raz drugi weszłam do Stajni, żeby po raz drugi poczuć zapach świeżego sianka. Wszystkie konie cicho parskały, jakby w przypomnieniu, że przerwałam im odpoczynek. Najpierw pomyślałam o Plotkarze. Kiedy podeszłam, mała smacznie spała. Wycofałam się po cichu. Od razu przeszłam po konikach, ale albo spały, leżały, albo były spocone po innych treningach. Jedyny był Black. Podeszłam, ale rzucił się z zębami. Od razu kopnął w drzwi i odwrócił się w kąt boksu namierzając mnie zadem. Stałam tam dobre 5 minut, a on gapił się na mnie w zapytaniu dlaczego nie uciekam. Dając mu do tłumaczenia, że zaraz przyjdę, poszłam po kantar i uwiąz. Uchyliłam drzwi i odeszłam Oczywiście nie mógł się wydostać, więc podeszłam i otworzyłam drzwi szerzej. Chyba zrozumiał, że chce mu pomóc. I co zrobił? Zamiast dać sie złapać, ugryzł mnie, odwrócił i próbował kopnąć. Wzięłam go za grzywę, pociągnęłam i wcisnęłam go w stary kantar. Od razu zanotowałam kupno nowego kantaru. Zapięłam uwiąz, i pociągnełam go za sobą. Przywiązałam go do lonżownika, a sama poszłam po bat i lonżę. Jeszcze raz upewniłam się że w pobliżu nie mz żadnej klaczy i poszłam. Kiedy wróciłam, on nieudolnie próbował się odwiązać. Otworzyłam bramkę i kazałam mu wejść na lonżownik. Wgalopował, a ja odpięłam mu stary, zniszczony uwiąz. Zrobiliśmy bardzo krótką sesję (naprawdę tylko 2 kółka) ponieważ na padok niedaleko wyszła Plotkara z Nightmare. Od razu zwariował. Zapięłam uwiąz, zasłoniłam mu przy oczach ręką padok, i weszłam do stajni. Smutny, że nie widzi klaczy, poszedł zrezygnowany do boksu. Odpięłam wszystko, zaniosłam do siodlarni i wrzuciłam do żłobu jabłka. Nie odwrócił się...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:34, 28 Sty 2011    Temat postu:

Dziś postanowiłam sprawdzić, jak Black spisze się na dystansie 1200 m. Kondycja ogiera stopniowo ulegała poprawie, przy dalszym regularnym treningu mieliśmy szanse na dobre lokaty w wyścigach. Gdy przyszłam gniady jak zwykle przywitał mnie skulonymi uszami i zębami co chwila próbującymi mnie złapać. Jednak gdy dostał "przez przypadek" w nosek to przestał. Przy czyszczeniu wiercił się niemiłosiernie, więc wypuściłam go na lonżownik i przeganiałam chwilę. Dopiero potem osiodłałam i zaprowadziłam na tor.

Black widząc go od razu pobudził się niemiłosiernie. Udało mi się go jakoś opanować, dociągnąć popręg i z pomocą stajennego wdrapać na jego grzbiet. Lekko przytrzymując gniadosza ruszyłam stępem. Eagle na początku caplował, kulił się i nerwowo machał ogonem, jednak z czasem, w połowie okrążenia toru zaczął się uspokajać. Akurat przyszła pora na kłus. Wystarczyła drobna zmiana, lekkie pomoce i mocny kłus do przodu. Spróbowałam sprowadzić gniadego na ziemię i uspokoić, jednak wystarczyło zamknąć dłoń mocniej na wodzy, by wywołać u niego istny szał. To, co zaczął wyprawiać, gdy go przytrzymałam, było po prostu czystą furią. Zatrzymał się, wspiął lekko, cofał, a pchnięty do przodu wyskoczył w górę, a szarpnięty przypadkiem za pysk cudem nie przewalił się na plecy, w ostatniej chwili obracając tak, że wylądowaliśmy żywi i cali. No prawie. Eagle nie próbował się powstrzymywać. Tańcował w miejscu, wspinał się, kłapał zębami, raz znów niebezpiecznie się przechyliliśmy i w końcu udało się go jakoś uspokoić. Ruszyliśmy stępem, po chwili kłusem. Dużo malutkich woltek, hamujemy jak tylko się da. W końcu przeszliśmy w "spokojny, wolny kenter". W rzeczywistości wyglądało to jak poniesienie przechodzące w zbuntowany galop. Po jakimś czasie udało mi się opanować konia. Pierwszy raz udało mi się na nim tak spokojnie pogalopować kilka fuli, nim znów zaczął swoje. Najgorsza była powtórka z rozrywki przy przytrzymaniu na prostej - o mój boże, co ten koń ma z głową jest po prostu nie do pomyślenia! W końcu jednak rozgrzaliśmy się, powyciągaliśmy w mocniejszym galopie i stępem podjeżdżamy do linii startowej.
Czekamy na sygnał od stajennego. "3...2...1...START!" Black wypruł przed siebie, jednak słusznie zwolnił lekko przytrzymany. Pierwsza prosta - dobrze, potem zakręt. Wypadliśmy nieco z obiegu, jednak mogło być gorzej. Na drugiej prostej trochę mocniej. Zostało nam 600 metrów do mety. Klepnęłam ogiera palcatem i mocny, długi galop w dzikim tempie. Trzeba było przyznać - chłopak ma niezłego kopa. Minęliśmy linię mety. Zaczęłam powoli przytrzymywać gniadego. Udało się bez sprzeczek wyhamować nawet nie tyle do galopu czy kłusa, co do stępa. Podjechaliśmy do stajennego.
-I jak? - Spojrzałam klepiąc spoconego ogiera.
-Dobrze, ma kopa na finiszu. Popracujcie nad kondycją i dogadajcie się jakoś, a będzie dobrze - Uśmiechnął się pod wąsem i poszedł.
Rozkłusowałam i rozstępowałam gniadosza, potem wracamy do stajni.

Rozsiodłałam szlachcica, wytarłam, ubrałam w polarówkę i marsz na myjkę. Schłodziłam i umyłam dokładnie nogi złośnika, wytarłam z lekka i potraktowałam smarem do kopyt. Lśniące i zdrowe od razu poprawiały pierwsze wrażenie na temat Orła. Wróciliśmy przed boks. Kiedy ja robiłam ogrowi manicure, parzyła się dla niego melisa. Zmieniłam mu derkę na zimową, wprowadziłam do boksu, pogładziłam trochę po szyi i łebku, dałam marchew i w końcu, gdy minęło 30 minut od końca treningu dałam owies z melisą i kilkoma innymi dodatkami. Black zaczął pochłaniać jedzenie, ja zaś pozbierałam sprzęt i poszłam sobie wsiną dal.

słów: 537 (+500)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Sob 22:33, 12 Lut 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:09, 09 Lut 2011    Temat postu:

Pod wieczór przyjechałam do Blacka. Ogier stał jak zwykle schowany z tyłu boksu, na mój widok zaczął kręcić uszami i zerkać nieco nerwowo, jakby walczył z samym sobą. Wyciągnęłam z kieszeni cukierka i otworzyłam drzwi. W drugą dłoń złapałam kantar i podeszłam bliżej konia.
-Młody...chodź do mnie, no chodź, podejdź tu bliżej. - Mówiłam spokojnie i ciepło. Ogier kręcąc uszami obrócił się, jednak łypnął okiem i machnął wyszczerzonymi ząbkami tuż obok. Nie ruszyłam się. Nadal powtarzałam swoją kwestię, do skutku. W końcu gniadosz, widząc, że nie da się mnie nastraszyć zmienił podejście. Wyciągnął łepetynę po smakołyk, a nie dosięgając go podszedł jeden kroczek, potem drugi, trzeci. W końcu znalazł się tuż przy mnie, z chrapami w kurtce. Otworzyłam dłoń tak, by mógł go złapać i schrupać, sama spróbowałam pogładzić go po czole. Uchylił się, przy drugim podejściu tylko drgnął nieco niepewnie.
-Super. - Wyszeptałam i pogładziłam go po coraz lepiej wyglądającej szyi. Założyłam kantar, zapięłam i wyprowadziłam konia przed boks. Wyczyściłam, z czym miałam pewne problemy, jednak cierpliwością i sumiennością osiągnęłam cel. Zawinęłam Eaglowi nogi, na grzbiet założyłam derkę i siodło wyścigowe, na koniec ogłowie. "No to ruszamy" pomyślałam i ruszyliśmy na tor.

Black jak zwykle pobudzony zaczął caplować, pędzić jak głupi, więc po drodze mieliśmy sporo przystanków. W końcu dotarłam na miejsce i z pomocą stajennego wskoczyłam na grzbiet ogiera. Z treningu miałam coraz krótsze strzemiona, jednak dawałam radę. Łogr też coraz lepiej sobie radził. Ruszyliśmy pełnym energii stępem. Po 10 minutach kłusem. jakieś małe woltki, jazda w obu kierunkach, i tak przez 20 minut. Następnym krokiem był spokojny, wolny galop w obie strony. Oczywiście Black rwał do przodu, a ja zapominalska za mocno przytrzymałam i mieliśmy niezłą świeczkę. Wspiął się tak, że mało nie wywrócił na plecy, potem kilka podskoków, wpięć się, szarpania łbem i cofania, w końcu stanięcie i nerwowe przestępowanie z nogi na nogę. Uspokoiłam gniadego w stępie i kłusie, zagalopowałam ponownie. Tym razem ostrożniej, jednak na miarę możliwości wyperswadowałam mu spokojne tempo. Chwilę w jedną stronę, potem w drugą, przy czym były problemy z dobrą nogą. W końcu na kółku nam się udało. Chwila mocniejszego galopu i idziemy na start. Dziś dystans 1400 m. Ostatnimi czasy przyzwyczaiłam Eagla do startboksu i nauczyłam dobrze ruszać pod okiem Say i Dei. Wprowadzono nas i zamknięto bramki. W oczekiwaniu na start wyobraziłam sobie prawdziwy wyścig - konie dookoła, ludzie na trybunach, a my oczekujemy na sygnał "3...2...1...SART!". Bramki otworzyły się, a my ruszyliśmy do przodu wśród półprzejrzystych postaci. Pilnowałam gniadego, by nie pędził za bardzo, musimy mieć niezłego kopa na koniec. Jednak na prostych staraliśmy się trzymać dobre tempo. Zakręt pokonany przy bandzie, nie wypadliśmy za bardzo na środek - to dobrze. Wiatr wiejący w twarz był lodowaty, jednak dobrze orzeźwiał. W końcu mieliśmy 600 m do końca. Puściłam Blacka pędem do mety. Ogier wyciągnął się najbardziej jak potrafił, obniżył łeb i poczułam dużo mocniejsze parcie wiatru. I....meta! Zaczęłam powoli uspokajać gniadego, galopować coraz wolniej i wolniej. W końcu przeszliśmy do kłusa i zawróciliśmy w stronę stajennego. Przeszłam do stępa i zatrzymałam ogiera.
-I jaki czas? - Spytałam
-02'12". Jak na tak kiepską formę i nieszczególne podłoże to dobrze. Super się wyciągnął na finiszu - Dodał z uśmiechem.
-Okej. Dzięki. Ale ten wiatr zmraża twarz - Zaśmiałam się pocierając rękoma policzki w celu odmrożenia. Pokłusowałam z Eaglem jeszcze chwilę i do stępa. 10 minut i wracamy do stajni. Zatrzymaliśmy się tuż przed, zsiadłam z niego i wchodzimy do ciepłego pomieszczenia.

Zaprowadziłam Orła przed boks, rozsiodłałam, na kantarku zaprowadziłam na myjkę gdzie dokładnie schłodziłam i umyłam nogi, które całe były w apetycznym błocie. Cieplejszą wodą potraktowałam także inne miejsca na ciele ogiera, które były albo w błocie, albo zupełnie mokre od potu. Ściągaczką zgarnęłam z niego jak najwięcej wody i zaprowadziłam na solarium. Black nieco denerwował się będąc w nowym miejscu, jednak nie szarpał się jakoś strasznie. Wyczekaliśmy do zupełnego wyschnięcia, w międzyczasie gniady dostał marchewę i rozluźnił się trochę po masażu okolic pyska, oczu i uszu. Spokojnego konia po wyłączeniu solarium okryłam derką zimową i odprowadziłam do boksu. Zatrzymałam jeszcze na chwilę przed i wysmarowałam kopyta. W końcu wpuściłam konia do środka i weszłam na chwilę.
-I co panie zło? Chyba warto współpracować - Powiedziałam zadowolona gładząc już próbującego mnie nastraszyć rumaka. - No dobra, dobra, już idę. - Odparłam zamykając drzwiczki i wrzucając jeszcze jedną marchew do żłobu złośnika. Pozbierałam sprzęt, odniosłam na miejsce i na koniec dałam ogierowi owies z wiaderka.

słów: 735 (+700)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rustler
Mały wolontariusz



Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 100
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 11:04, 26 Lut 2011    Temat postu:

Rano do razu skierowałam się do boksu Orła. Moje siodło powiesiłam na wieszaku przed boksem. Ogier stał zwrócony w stronę korytarza. Gdy otworzyłam boks nie od razu miał ochotę mnie zamordować. Jest dobrze. Delikatnie próbował mnie wypłoszyć kładąc po sobie uszy i pokazując białka oczu. Stałam jak skała starając się dojść do wczorajszego rezultatu. Dzisiaj nie używałam marchewki, ani żadnej łapówki. Z czasem przyniesie to więcej szkody niż pożytku. Zdecydowanie podeszłam do gniadosza, na łeb założyłam mu kantar i wyprowadziłam go na korytarz. Black był trochę zdezorientowany obrotem sprawy. Stał więc spokojnie dopóki nie zaczęłam go szczotkować. Dosyć długo mi to zajęło zanim doprowadziłam go do stanu używalności. Nogi owinęłam mu owijkami, na grzbiet zarzuciłam czaprak, który znalazłam w siodlarni, na nim położyłam moje wszechstronne siodło. Zapięłam sobie krótkie ostrogi, wzięłam palcat. Kantar zamieniłam na ogłowie. Wzięłam ze sobą bat do lonżowania i lonżę. Tak ubranego ogiera wyprowadziłam na halę.
Najpierw chciałam go trochę przelonżować, potem sprawdzić w kłusie i stepie pod jeźdźcem. Na wstępie gniadosz zadarł łeb uciekając od wędzidła. Gdy tylko szarpał w górę zamykałam rękę na lonży, żeby kilka razy sam się szarpnął. Jak załapał, że głowa w górze boli, lekko odpuścił, co nagrodziłam pochwałą oraz luzem na lonży. Zaczęłam bawić się z pyskiem, żeby Black zaczął żuć kiełzno. Kombinował jak złapać wędzidło w zęby. Kilka mocniejszych przerobień, zajęłam go energicznym tempem i jego plan spalił na panewce. Chciałam poczekać by się rozciągnął i rozluźnił, tak duży koń musi dobrze się powyginać by poprawnie chodził na lonży. Na razie próbował wszystkich sposobów. Wyginał się na zewnątrz, potem wpadał do środka, szarpał w górę lub w dół. Kilka minut w lewo, kilka minut w prawo. Ogier wreszcie przekonał się, że nie daję za wygraną i przestał kombinować. Szedł długim, obszernym stępem co nagrodziłam głosem i chwilowym brakiem komend. Wygięłam go do środka, pogoniłam do kłusa.
Odniosłam jednak bardzo pozytywne wrażenie co do ogiera. Kiedy już przestał robić mi na złość - nie wieszał się na wędzidle, nie ciągnął bardzo do przodu. Po za tym był ładnie zbudowany i nie miał problemów z równowagą. Jedynie charakter. No cóż, nie ma róży bez kolców. Oddałam mu trochę lonży, wygoniłam go na większe koło. Wyciągniętym kłusem pogoniłam go w obie strony, pozwalając na dowolne ustawienie głowy. Dopóki nie szarpał, ani nie próbował łapać wędzidła nic od niego nie chciałam. Po 30 minutach kłusa zwolniłam go do stępa, pozwoliłam mu odpocząć w stępie w obie strony.
Wreszcie zatrzymałam ogiera, który pozbył się już nadprogramowej dawki energii. Odpięłam lonże, razem z batem położyłam ją przy wyjściu. Rozplątałam wodze, odpięłam od siodła. Dociągnęłam popręg, opuściłam strzemiona. Przytrzymałam go na wodzach i wsiadłam. Od razu ruszył. Zatrzymałam go dosyć stanowczo. Poczekałam aż przestanie ciągnąć i ruszenie od komendy danej łydką. Kiedy wjechaliśmy na ślad sygnał do kłusa. Był dosyć wygodny. Gdyby trochę się pozbierał byłoby łatwiej. Dużo pracy przed nami. Próbowałam kłusa na woltach, ósemek. Kiedy rozgrzałam go pod jeźdźcem poprosiłam o ustępowanie od łydki. Ktoś chyba kiedyś próbował, ale komuś chyba nie do końca wyszło. Ogier jako tako znał działanie łydki przesuwającej, ale nie potrafił ładnie się wygiąć. Dałam mu spokój i zwolniłam do stępa. Na długiej wodzy rozstępowałam ogiera po dużym kole.
Zatrzymałam Orła, zsiadłam, popuściłam popręg i podciągnąłem strzemiona. Razem z nim poszłam do stajni, rozebrałam ze sprzętu. Wyczyściłam mu kopyta, przetarłam sierść iglakiem. W nagrodę za dobrą jazdę dałam u jabłko, posmyrałam po chrapkach i poszłam do domu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rustler dnia Sob 15:37, 26 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin