Forum Stajnia Centralna Strona Główna Stajnia Centralna
Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Dywizja - Treningi

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Carrot
Większy wolontariusz



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:11, 27 Sie 2010    Temat postu: Dywizja - Treningi

Tutaj można trenować z Siwą.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gniadoszka




Dołączył: 01 Lis 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:53, 08 Lis 2010    Temat postu:

Dzisiaj odwiedziłam Stajnię Centralną z zamiarem odwiedzenia Dywizji. Miałyśmy długą przerwę, dlatego martwię się aby z powrotem nie zdziczała. W końcu nie pracowałyśmy ze sobą długo, a taka przerwa zapewne tylko pogorszyła sprawę. Weszłam zdecydowanym krokiem do stajni. Podchodząc do boksu Dywizji nie zobaczyłam wychylonego łebka jak ostatnim razem. Znowu ujrzałam siwkę usiłującą schować się za żłób. Gdy weszłam z kantarem i uwiązem w rękach, Dywizja zaczęła wciskać się jeszcze bardziej, a gdy podeszłam bliżej rzuciła się na mnie z zębami. Zrobiłam udany, na szczęście, unik i szybko założyłam klaczy kantar z już podpiętym uwiązem. Dywizja kłapiąc paszczęką nerwowo stępowała obok mnie, chwilami podkłusowując. Dreptała złośliwie łypiąc w moją stronę.
- Ej! Spokój mała, bo inaczej będziemy ze sobą rozmawiać! – powiedziałam dość głośno do klaczy. Ta cofnęła trochę łeb prychając i wrednie popatrzyła na mnie ze skulonymi uszami.
- Możesz tego pożałować mała – powiedziałam wiążąc ją przed stajnią. Poszłam po szczotki. Po chwili wróciłam do siwej z kuferkiem. Zaczęłam od usunięcia kurzu włosianką. Wyciągnęłam szczotkę i zaczęłam przeczesywać szyję klaczy z włosem. Potem pierś, kłąb i przeszłam do grzbietu. Dywizja trochę się odprężyła. Potem miękką szczotką wypolerował starannie całą powierzchnię sierści siwki. Kopyta… No tu miałam małe obawy, ale ostatecznie wzięłam kopystkę i zaczęłam czyścić kopyto klaczy. Strzałki w cudownym stanie nie były, ale do tragizmu brakowało. Potem poszłam po siodło rajdowe z osprzętem i ogłowie klaczy. Gdy wróciłam osiodłałam ją i podciągnęłam dość mocno popręg. Z ogłowiem było dużo gorzej, mała szarpała łbem i wyraźnie uciekała mi przed wędzidłem. W końcu udało mi się hanowerkę okiełznać. Jakież zdziwienie spotkało mnie jednak przy wsiadaniu, gdyż wskakując na konia z przerażeniem stwierdziłam, że siedzę dupskiem na ziemi, a koń stoi metr dalej. Burcząc pod nosem podeszłam do usatysfakcjonowanej Dywizji i złapałam na wodze. Dociągnęłam ją na stanowisko i przypięłam do kółka wędzidłowego uwiąz, a ten przywiązałam bezpiecznym węzłem do kółka. Potem wsiadłam już bez problemów i po prostu odpięłam uwiąz od wędzidła. Złapałam za wodze i ruszyłyśmy flegmatycznym stępem. Lekką łydką pobudziłam klacz do kłusa. Była bardzo wygodna, z przyjemnością się na niej jechało. Dopóki nie wjechałyśmy do lasku wszystko było ok. Ale już między drzewami klacz zaczęła stroić fochy. Ja w odpowiedzi na jej wybryki zaczęłam bawić się wodzami. Klacz jeszcze bardziej podenerwowana rzuciła mi się ni stąd ni zowąd galopem. Ja, nie przygotowana na taki zryw, ledwo utrzymałam się w siodle. Pociągnęłam zdecydowanym ruchem za wodze, przywołując klacz do porządku. Po chwili wyjechałyśmy na sporą polankę. Postanowiłam wykorzystać okazję i zebrałam klacz. Ruszyłyśmy w głąb polany stępem. Potem popędziłam nieco klacz zmuszając ją do kręcenia wolt, wywijania wężyków, serpentyn i innych dupereli. Czy tego chciała czy nie, Dywizja musiała wykazać, choć odrobinę zainteresowania. Postanowiłam na następny raz wziąć ujeżdżeniówkę, bo rajdówka się do takich manewrów średnio nadaje. Po chwili wyjechałyśmy na ścieżkę. Dywizja nie była już taka spięta i nerwowa. Spokojnym kłusikiem jechałyśmy przez las. I pewnie byłoby tak już do końca, gdyby nie cholerny zając. Wybiegła przed drogę tuż przed Dywizją. Ta stanęła dęba i poniosła mnie w głąb lasu. Straciłam orientację, nie wiedziałam gdzie jestem. Popędziłam klacz do kłusa oddając jej wodze.
- Wracamy do domu mała! – powiedziałam do klaczy. Ta zaczęła błądzić między drzewami. Było już późno, miałam wrażenie że nigdy nie dotrzemy do stajni. W końcu zza drzew zaczęły się rysować kontury budynku. Popędziłam żwawiej klacz i ujrzałam budynek S.C. Postępowałam jeszcze z klaczką 15 min. po czym rozsiodłałam. Schłodziłam jej nogi i przy okazji obejrzałam je i kopyta w kierunku zranień. Stwierdzając iż klacz jest w pełni zdrowa i bez żadnych urazów, szybko przeczesałam ją miękką szczotką i ze względu na późną porę odstawiłam do boksu. Potem już tylko zaniosłam sprzęt i wróciłam do Ahory.

611 słów


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gniadoszka




Dołączył: 01 Lis 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 13:04, 11 Lis 2010    Temat postu:

Dzisiaj znów przybyłam do S.C. aby odwiedzić mego Dywizjona. Młoda stała w boksie, ale nie wciskała się już tak w kąt. Weszłam do boksu i dałam małej cukierka. Dywizja z przyjacielską wredotą w oczach chapnęła go i wsadziła chrapy w moje kieszenie domagając się więcej.
- Już, już dostaniesz! – uśmiechnęłam się odciągając łeb klaczy pociągając za kantar. Dzisiaj ciężki dzień przed nami, sama się przekonasz – uśmiechnęłam się ponownie dając Dywizji cukierek. Wyprowadziłam młodą przed stajnię i zaczęłam czyścić. Była brudna jak nie wiem… Jeszcze te okropne plamy z gnoju… Zostawiłam siwkę uwiązaną i poszłam do kuchni. Wzięłam dwie cytryny i rozkroiłam na pół. Wróciłam przed stajnię i nalałam do wiadra ciepłej wody. Wcisnęłam cytryny i wróciłam do klaczy. Do wiadra wrzuciłam gąbkę, a z kuferka wyjęłam plastikowe zgrzebło. Zaczęłam przejeżdżać nim po plamach, aby usunąć choć trochę. Z racji, że uciążliwe żółte plamy nadal się utrzymywały, wyjęłam nasiąkniętą gąbkę z wiadra i zaczęłam przemywać plamki. Po kilku ruchach gąbki plamki ustąpiły siwiutkiej sierści klaczyny. Następnie osuszyłam nieco klacz ręcznikiem i wyjęłam włosiankę. Przeczesałam całą klacz aż kurz choć trochę ustąpił. Potem miękką szczotką wyczesałam caluśką Dywizję. Od szyi po zad i od grzbietu po koronki. Potem zajęłam się wyplątywaniem różnych chwastów z ogona. Widać że na pastwisku klacz nie próżnowała. Wyplotłam powoli wszelkie roślinki i rozdzieliłam sklejone włosy. Potem szczotką przeczesałam ogon. Teraz grzywa. Mała miała w niej pełno „dziadów”. Wyplątanie ich było wręcz nie możliwe. Nasunął mi się wiec pewien pomysł… Klacz i tak ma za długą grzywę… Wzięłam nożyczki. Ścięłam grzywę na dość krótko. W sumie fragment grzywy przy uszach trochę podwijał się do góry, ale tak klacz wyglądała o wiele lepiej. Teraz grzywkę… Ją też ścięłam raczej na krótko, ale fragmenty grzywki opadały klaczy na czoło, więc było ok. Potem przycięłam ogon mniej więcej do stawów skokowych. Patrzyłam z dumą na moje dzieło. Potem wzięłam drugą gąbkę i poszłam ją sobie namoczyć. Potem wróciłam do klaczy i przemyłam okolice oczu, nozdrzy i warg. Szczególnie uważałam na włosy czuciowe, aby ich nie uszkodzić. Potem wygrzebałam jeszcze inną gąbkę, namoczyłam ją i przetarłam wewnętrzną stronę tylnych nóg, wymię i tyłek klaczy. Potem osuszyłam je ręcznikiem. Na koniec suchym ręcznikiem wypolerowałam całego konia. Potem poszłam po sprzęt. Ponieważ na dziś zaplanowałam ostry teren, więc wzięłam rajdówkę. Osiodłałam klacz i założyłam jej ogłowie. Dziś nie miałam już takich problemów jak ostatnio. Ładnie wzięła mi wędzidło bez fochów. Ja dopięłam popręg i wsiadłam na siwą. Ruszyłyśmy jak zwykle stępem do lasu. Po ostatniej burzy mogłyśmy się natknąć na przeszkody, ale nie powinny być one duże i klacz spokojnie powinna sobie z nimi poradzić. Po wjechaniu do lasku popędziłam klacz do kłusa. Wjechałam na trasę oznaczoną na czerwono. Z czarnym wolałam na razie nie ryzykować. Zaczęła się od stosunkowo niewielkich pagórków. Klacz spokojnie wdrapała się na nie w kłusie, a potem zjechała już nieco szybciej. Przez dłuższy czas nie było nic, więc skręciłam w małą polankę. Wykręcałam z młodą ciasne wolty, ósemki, serpentyny i wężyki. Dalej będzie już coraz ciężej więc musiałam rozgrzać klacz. Przegalopowałam ją w kółko polanki i wróciłam do wolt. Klacz zaczęła się denerwować, bo rozpoczęła mi bijatykę z wędzidłem. Rozdziawiała paszczękę jak głupia i wciąż jej coś tam nie pasowało. Zaczęła mi zwalniać do kłusa. Porządną łydką powróciłyśmy do lekkiego galopu. Klacz nadal stroiła mi fochy, ale nie zamierzałam odpuścić. Serpentyna poszła w miarę gładko, o ile tak można nazwać trzy barany strzelone podczas wykonywania ćwiczenia. Klacz najwyraźniej nie miała ochoty na takie różne dresażowe ćwiczonka. Wyjechałam więc w kłusie na ścieżkę i ruszyłyśmy dalej. Przed nami była niewielka kłoda, popędziłam klacz do galopu i spokojnie udało się nam pokonać tę niewielką przeszkodę. Przed nami majaczył dość ostry zjazd w dół i nijak nie dało się go objechać. Zwolniłam więc Dywizję do kłusa i zaczęłyśmy powoli zjeżdżać w dół. Droga prowadziła niemalże pionowo w dół. Dość mocno odchyliłam się do tyłu, a klacz nie pewnie szła przed siebie. Jechałyśmy bardzo wolno, Dywizja bardzo ostrożnie stawiała każdą nogę. Na domiar złego obok był dość spory wąwóz. Praktycznie przez cały czas jechałam odchylona do tyłu, Dywizja także nie była pewna tej drogi, ale na szczęście dojeżdżałyśmy już do końca. Po chwili wróciłam do normalnej pozycji, a Dywizja na ostatnim fragmencie po prostu zeskoczyła ze ścieżki na trawę. Po powrocie na stabilną ziemię ruszyłyśmy galopem w kierunku dalszych przeszkód. Dywizja miała wielką ochotę na galop, bo gdy po chwili chciałam zwolnić, klacz pokazywała swoją niechęć do kłusa. Jednak zdecydowanym szarpnięciem przywołałam klacz do porządku i już po chwili szła mi kłusem. Dojechałyśmy do niewielkiego stawu. Po drugiej stroni zauważyłam czerwoną tabliczkę – znak że jedziemy właściwym szlakiem. Pozostały nam dwie opcje – przeprawić się przez staw, lub jechać naokoło. Wybrałam nr. 1, przeprawić się przez wodę. Jazda naokoło zajęłaby nam jakieś 2 godziny, tak chyba będzie szybciej. Popędziłam nieco klaczy i wjechałyśmy do wody. Kij z tym, że zaczęłam mieć mokro w sztybletach, a bryczesy zaczęły mi przemakać. Będzie fajnie . Dywizja z przyjemnością płynęła ku drugiemu brzegowi. Problemy zaczęły się mniej więcej w połowie drogi. Dywizja stwierdziła najwyraźniej że zmęczyła się pływaniem, ale po chwili znów ruszyła, trochę niemrawo ale jakoś. Udało nam się dopłynąć do końca. Na brzegu Dywizja się otrzepała, a ja wylałam wodę z butów. Po chwili wsiadłam na nią znowu i pojechałyśmy dalej. Kolejna kłoda, a za nią spora kałuża. Wyglądało jak terenowa wersja rowu z wodą. Popędziłam Dywizję, a siwa oddała piękny, długi skok. Poklepałam ją po łopatce i galopem jechałyśmy dalej. Podziwiałam krajobraz pięknego lasu, gdy nagle zauważyłam że coś jest nie tego. Dywizja zapragnęła obejrzeć dokładniej niesamowitego borowika, i wjechałyśmy w głąb lasu. Natychmiast zawróciłam klacz na co ta odpowiedziała zdecydowanym protestem i się zatrzymała. Westchnęłam tylko i łydką ruszyłam klacz. Ta niechętnie dreptała mi w kierunku ścieżki. Zostało nam jeszcze jakieś 15-20 min. drogi do Centralnej. Popędziłam klacz do galopu aby pokonać ostatnią już chyba kłodę. Potem galopem wróciłyśmy do stajni. Tam od razu schłodziłam nogi klaczy i wytarłam spoconą siwkę wiechciem słomy. Potem rozsiodłałam ją i przejrzałam czy aby się nie zraniła. Następnie wyczyściłam i schłodziłam kopyta klaczy. Później wyczesałam klacz i oprowadziłam stępem po dziedzińcu. Na sam koniec ponownie schłodziłam nogi klaczy, a potem wtarłam wcierkę rozgrzewającą aby pobudzić krążenie. Zawinęłam kocykami z futerka medycznego i odprowadziłam klacz do boksu na zasłużony odpoczynek, a ja odniosłam sprzęt i wróciłam do mojej kochanej Ahorki.

1050 słów


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 8:52, 20 Mar 2011    Temat postu:

07.01 - 21.01: [link widoczny dla zalogowanych]

01.01 - 14.01: ZGRUPOWANIE SKOKOWE


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Nie 8:52, 20 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:31, 25 Mar 2011    Temat postu:

Pod wieczór przyjechałam do SC, by wsiąść na któregoś z koni. Spojrzałam na grafik - dziś prócz rekonwalescentów żaden z koni nie chodził. Postanowiłam wsiąść na Dywizję i sprawdzić, jak tam jej umiejętności ujeżdżeniowe. Siwka stała w boksie, lekko brudna, ale sucha. Przywitałam się z nią - odzwyczaiła się trochę ode mnie, więc zachowywała dystans. Mimo to dała się pogładzić po pyszczku i odziać w kantar. Wyprowadziłam hanowerkę przed boks, uwiązałam i rozebrałam z derki. Odłożyłam ją na wieszak i zaczęłam czyścić klacz. Najpierw iglakiem rozczesałam dość gęste zaklejki na jej jasnej sierści, potem włosianką sczesałam z niej resztę brudów i zabrałam się za grzywę z ogonem. Rozplątałam dokładnie siwe włosy, przycięłam nieco, bo robiły się przydługie i pozostał kopyta. Dywa podała je nieco niechętnie, mimo wszystko nadal nie darzyła mnie pełnym zaufaniem. Gdy uporałam się z kopytami odziałam ślicznotkę w pad i siodło ujeżdżeniowe, owijki i ogłowie polskie z oliwką. Było ciepło, więc derki nie brałyśmy. Dociągnęłam popręg i wyprowadziłam Wizję na dwór. Opuściłam strzemiona i lekko wskoczyłam na jej grzbiet. Siwa ładnie, grzecznie stała czekając, aż dobrze usadowiona dam jej sygnał do stępa. Skierowałyśmy się na halę.


soon.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skrzydlata
Duży wolontariusz



Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z końca świata

PostWysłany: Pon 13:54, 25 Kwi 2011    Temat postu:

Po jazdach i treningach z całą trójcą, postanowiłam wziąć na jazdę Dywizję. Klacz musi zacząć sport, bo kurcze nie zdąży.
Pogłaskałam ją po głowie, kiedy podeszły do mnie konie na wybiegu. Przypięłam jej do kantara uwiąz i wyprowadziłam. Dywizja trochę się szczerzyła na mnie, ale robiła to w celu zapoznania się z moim zdecydowaniem. Olewałam ją, więc dała sobie spokój i szła z lekko spuszczonym łebkiem.
W stajni przywiązałam ją na korytarzu i zaczęłam czyścić. Siwa wytarzała się chyba w błocku, bo trochę zajęło mi doprowadzenie jej białej sierści do białości. I tak w sumie pozostała szarawa.
Dywizja się wierciła jak nienormalna, nudziło jej się i kręciła zadkiem. Miała szczęście, że mnie nie podeptała, bo oberwała by pewnie kopa.
Gdy już wyglądała w miarę, osiodłałam ją. Zaczęłam od siodła. Dywia postanowiła mnie zgnieść o drzwi boksu, ale zapierałam się łokciami i po krótkiej walce zapięłam popręg. Zaraz po tym zabrałam się za ogłowie. Kantar założyłam jej na szyję, potem wzięłam ogłowie i założyłam wodze na szyję. Klacz zaczęła tańczyć, podrywać łeb, kiedy wkładałam jej wędzidło do pyszczka. Uznałam więc, że nie ma sensu się szarpać. Zdjęłam całe ogłowie i zostawiłam na chwilę konia, a z siodlarni przyniosłam ogłowie bezwędzidłowe, właściwie kantarek sznurkowy, tyle, że wodze wychodziły od dołu, od nachrapnika. Klacz zdziwiła się, ale to ogłowie dała sobie bez problemu założyć.
Poklepałam ją i w takim oto ubranku wyszłyśmy na padok.
Zaczęłam od wsiadania. Klacz cofnęła się, kiedy poczuła obciążenie. Dałam jej więc luz, żeby mi przypadkiem nie dębowała.
Ruszyłyśmy stępem. Klacz mocno wyciągała nogi, niemalże szła kłusem. Spróbowałam wypchnąć ją trochę bardziej „na wędzidło”. Udało mi się to i klacz podstawiła dupcię, a szyję zaokrągliła. Od razu jej chód zmienił się w bardziej zebrany, a nie taki rozwalony. Poklepałam ją lekko i zaczęłam rozgrzewkę.
Klacz szła stępem w każdą stronę, ładnie gięła się na zakrętach, jednak patrzyła na wszystko z dużą nieufnością. W miejscach, gdzie nie widziała nic niepokojącego, nie bała się, rozluźniała i zwieszała uszy. Gdy coś widziała, miała ochotę uciekać, jednak starałam się, aby pokonywała strach. Kiedy widziałam, że jest mocniej zestresowana zmieniałam kierunek i nie pozwalałam na ucieczki i strach u konia.
Po pewnym czasie zakłusowałam. Kiedy klacz złapała równowagę, zaczęłam anglezować. W tym chodzie Dywizja zaczęła się porządnie rozluźniać i czasami wieszała mi się na wodzy. Wtedy dodawałam jej łydki i już trzymała łepek na swoim zawieszeniu.
W kłusie wykonywałyśmy kolejne wolty i ósemki.
Po długim czasie przeszłyśmy do stępa. Nie było to widowiskowe, poszło jej tak w miarę. Trochę mi się rozleciała i drugi raz musiałam ją wypchnąć i podstawić. Gdy wróciła do dawnej pozycji zatrzymałam ją na prostej. Klacz stanęła przodem bardzo dobrze, tył był nie co rozwalony. Poklepałam ją jednak, gdyż nie było bardzo źle.
Zatrzymałam ją po raz kolejny, w innym miejscu, na innej prostej. Tym razem było ok., obciążyła wszystkie cztery kończyny. Poklepałam ją porządnie i ruszyłyśmy kłusem. Przejście to nie należało do podbijających serce, więc teraz skupiłyśmy się na ciągłych zmianach tempa – stęp, kłus i zatrzymania. Kombinacje dowolne, z najszybszego do stój, odwrotnie itp. Trochę to trwało, a kiedy już zaczęło to wychodzić porządnie zagalopowałam na wolcie. Klacz ruszyła szybko, machnęła ogonem, kiedy mocniej usiadłam w siodło i wypchnęłam ją, żeby się zebrała. Wykonała to jednak, z ciężkim sercem. Skróciła się, podstawiła i wyglądała całkiem nieźle. Była miękka w ręku jak i pod siodłem, dodatkowo ładnie się wyginała na obie strony. Poklepałam ją po kolejnym zagalopowaniu na drugą nogę.
Teraz przejścia były we wszystkich chodach, ciągłe. Jednak zagalopowania były na zakrętach, aby Dywizja dobrze opanowała na którą nogę należy zaczynać.
Gdy już przejścia były dobre, przejechałyśmy kilka razy drążki. Klacz przechodziła ładnie, wysoko podnosiła kopytka i pracowała. Poklepałam ją i dałam spokój po kilkunastu przejazdach.
Poklepałam ją, kiedy stępowałyśmy na zupełnie luźnej wodzy.
Zaprowadziłam ją do stajni, tam rozsiodłałam i wyprowadziłam na padok.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin