Forum Stajnia Centralna Strona Główna Stajnia Centralna
Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Hunky Chex - Treningi

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nojec
Pracownik



Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Star Horses

PostWysłany: Sob 19:29, 10 Kwi 2010    Temat postu: Hunky Chex - Treningi

Miejsce do trenowania z koniem

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nojec dnia Pią 20:27, 17 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nojec
Pracownik



Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Star Horses

PostWysłany: Sob 19:29, 10 Kwi 2010    Temat postu: Narodziny Hunky'ego

Dzień: 1 luty

Hebe robila się coraz bardziej okrągla, nawet nie zauważylam, jak ten czas szybko minąl... A bynajmniej do czasu. Gdy bylo już widać po niej, że w niedlugim czasie urodzi - czas się dlużyl niemożliwie. Każdą noc spędzilam siedząc na snopku slomy w jej boksie, po pewnym czasie oczywiście przysypiając. Jeśli nie zapominalam zabrać sobie koca, to nakrywalam się derką Hebe, albo co mi wpadlo w ręce - nocą bylo zimno... Ale dla koni jak najbardziej optymalnie.
Arabka zaczynala się jakby coraz bardziej niepokoić, na pastwisku odganiala zębami od siebie inne konie. Nawet Kut zaczęla się troche niecierpliwić, co już bylo jakimś znakiem.

Kolejna noc... Tym razem zrobilam sobie do termosu kawę, by znowu nie zasnąć. Ale czasem nawet i to nie pomaga...
Hebe jakoś nie do końca czula, że to pora do spania, bo memlala sobie powoli sianko, wgapiając się przez kraty boksu w Barbossę. Barba wyczula jej slabość i zaczynala do wykorzystywać, jakby w akcie zemsty. ... One się chyba nigdy nie polubią.

Uslyszalam jakiś trzask, który wybudzil mnie z drzemki. Stukot kroków. Otworzylam oczy, próbując coś dojrzeć w ciemności.
Ktoś zapalil światlo. Powoli wstalam, lapiąc termos w obie ręce. Zbliżylam się powoli do drzwi boksu.
-Cuuuux, jesteś?-uslyszalam glos Kut, która rozglądala się wkolo.
Odetchnęlam.
-Co ty tu robisz?-mruknęlam, otwierajac jej boks do Hebe.
Wrócilam na mój snopek slomy.
-Kawy?-zaczęlam przecierać oczy.
-Daj, przyda się.-wyszczerzyla się.-Przyszlam na nocne czuwanie, nie widać?-prychnęla.
-Aaa... Ok.-oparlam glowę o ścianę i zaczęlam nalewać do kubeczka kawy dla Kut.
Patrzylam lekko przyćmionym wzrokiem, jak czarna ciecz wlewa się do kubeczka. Klacz już przyzwyczaila się do zapachu kawy, próbowala za to wynaleźć u Kut jakieś smakolyki, szturchając jej kieszenie warami.
-Masz.-podalam jej kawę.
Przez pól godziny gadalyśmy coś o ogrzewaniu, potem poczulam, jak glowa Kut opada na moje ramię. Zanim sama usnęlam, uslyszalam jeszcze ciche chrapanie. Po chwili można bylo uslyszeć nosową symfonię.

Obudzilyśmy się rano, wraz z pierwszymi promieniami slońca. Pierwsze, co ujrzalyśmy, to Hebe, liżącą malego źrebaczka. Nadal byl mokry, ale calkiem spokojny. Patrzylyśmy jak zaczarowane. Byl to ogierek, naprawdę... Piękny, mial takie... fikuśne plamy na klodzie i mleczny pysk... Potem też zauważylyśmy, że jego prawe oko jest niebieskie. Bylyśmy nim oczarowane.
Ale nie moglyśmy sobie wybaczyć jednego... Przespalyśmy caly poród.
Udalo nam się jednak zobaczyć, jak maly wstaje. Zabawnie wyglądalo, jak unosil się na tylnych nogach, nadal klęcząc na przednich, tracil równowagę i koziolkowal, albo przewracal się na bok. Hebe wstala po chwili. Przy kolejnych próbach wstania malego, starala się go jakby podpierać, by nie stracil znowu równowagi. Nasz maly amant szybko znalazl sobie drogę do jedzenia, więc nie mialyśmy sie o co z Kut martwić.
Przez dluższą chwilę ich obserwowalyśmy. Baardzo pocieszny widok. W końcu jednak powoli podeszlam do Hebe, glaszcząc ją po chrapach. Początkowo skulila uszy.
-Spookojnie...-mówilam do niej cicho, caly czas glaszcząc po chrapach i glowie.
Powoli zaczęla się rozluźniać.
Pozwolila mi dojść do malego. Początkowo byl trochę przestraszony, ale jak zawsze - ciekawość zwyciężyla i już po chwili przykladal mi nos do bluzki, na której nadal byly ślady (i pewnie też zapach) po rozlanej kawie.
Po chwili dolączyla do mnie Kut, jednak obie mocno sobie postanowilyśmy, że nie będziemy męczyć teraz malego i już cieszylyśmy się tym, co będzie się dzialo za kilka dni...
by Cuxa


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nojec
Pracownik



Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Star Horses

PostWysłany: Sob 19:30, 10 Kwi 2010    Temat postu: Pierwsze padokowanie

Dzień: 4 luty

Hebe spędzila "trochę" czasu w boksie z malym. Ogierek stal się już trochę zaczepny i pozwalal sobie na coraz więcej. Ale też z niespotykaną cechą dla faceta - wiedzial, kiedy przestać i co zrobić, by zostalo mu wybaczone.
Z Hunky'ego (tak btw... dostal takie imię ze względu na jego przecudny wygląd Smile przystojniak z niego ;p) wyrósl maly rozrabiaka. Zaczęlo go powoli nosić po boksie (choć raz udalo mu się z niego nawiać, gdy zmienialam ściólkę!!), Hebe zresztą też nie czula się po pewnym czasie zbyt komfortowo (na początku wyglądala na nawet zadowoloną, że może odpocząć). W końcu postanowilyśmy ich wyprowadzić na padok. Hebe, prowadzona na lince, zaczęla w pewnym momencie przyklusowywać. Hunky, by nie zostawać z tylu, też klusowal, czasem nawet próbowal zagalopować.
Hebe, gdy tylko ujrzala konie, zaczęla rżeć, na co odpowiedzial jej oczywiście caly chórek. Hunky stanąl jak zaczarowany. Hebe też stanęla, ale to raczej z mojego polecenia, bo musialyśmy jakoś sobie poradzić z otworzeniem bramy i jednoczesnym nie wypuszczeniem wszystkich koni z pastwiska xD
Gdy ruszyliśmy, Hunky nadal się nie ruszal. Początkowo wyglądal na trochę przytlumionego, jednak potem uniósl ogon, rozszerzyly mu się chrapy, postawil uszy do przodu... I w końcu, po krótkiej zachęcie, ruszyl za mamą, nadal patrząc z wielkim zaintrygowaniem na konie i wszystko wokól.
Gdy tylko sie tam pojawily, konie zaczęly sunąć w ich kierunku z zainteresowaniem. Początkowo Hebe byla calkiem zadowolona z tego faktu, ale potem jakby przypomniala sobie o źrebaku i nie dawala innym koniom do niego dojść. Hunky'emu na początku bylo to na rękę, bo niektóre konie (taki Talizman na przyklad) go trochę przerażaly, a bynajmniej przerastaly <img src=" border="0" /> Potem jednak uciekl z maminych sidel i zacząl się zapoznawać z końmi. Już odczul na wlasnej skórze, że cioci malowanej się nie przeszkadza i nie wchodzi w dupe, nieważne jak zabawne by to nie bylo, wiedzial też, że De Prima i Lucid Dream to ciekawe konie, Primę można pociągać za ogon zębami, a z Lucidem trochę "powalczyć", a gdy wynik idzie na jego niekorzyśc, uciec za mamusię - mamusia obroni. Wiedzial też, że Talizman bywa calkiem nudny, ale czasem udaje się go naklonić do zabawy. Jest jak taki starszy wujek.

Hunky, gdy sprowadzalyśmy konie z powrotem do stajni, wydawal się być nienasycony. Caly czas podekscytowany, pelen energii. Maly wulkan. Jak Hebe.
by Cuxa


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nojec
Pracownik



Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Star Horses

PostWysłany: Sob 19:30, 10 Kwi 2010    Temat postu: Odsadzanie

Data: 10 marzec

Nasz mały diabełek rosnął jak na drożdżach. Dosłownie piął sie w górę, jakby chcąc jak najszybciej przeskoczyć mamuśkę (co już raz zrobił, jak leżała... po prostu skoczył, oddając naprawdę makabrycznie daleki sus, następnie się wyrąbał, no ale... to już inna historia). Był małym diablikiem. Zaczepiał często De Primę, podszczypując ją lekko po zadzie, następnie robił syzbki zwrot i uciekał przed jej kopytami/zębami... I oczywiście chował się za mamcią. Nadal trzymał się blisko niej, ale szybko zauważył, że mama przecież... Nigdzie nie ucieknie! Choć mimo wszystko i tak często sprawdzał, czy jest na swoim miejscu ;p

Odsadzanie zaczęłyśmy w 7 miesiącu jego życia. Zaczęło się od np. wyprowadzania Hebe z pastwiska na jakiś czas, tak, by nie mógl jej zobaczyć. Z czasem był to czas coraz dłuższy... Ale Hunky był dzielny. Początkowo nie potrafił się w ogóle odnaleźć, a na jej widok miał taką radochę, że przy strzelaniu tych bryków bałam się, czy mu czasem jakiś staw nie wyskoczy, no ale! Było coraz lepiej. Hunky miał zajęcie - w końcu były inne konie i tyle ciekawych rzeczy! Dodatkowo... Mama wcale nie była taka konieczna. Z czasem zaczęło się wymieniać... Hebe zostawała na pastwisku, a ja z nim szłam np. na krótki spacer wokół posesji. Och, jaki to był wielki ból!
Jednak wrodzona ciekawość szybko odpędzała troski... Bo można było zobaczyć tyle ciekawych rzeczy! Ogierek mógł pogonić kota, pobiegać z psem... Z czasem zaczęłam go prowadzić w teren... Tam to już w ogóle szaleństwo! Oczywiście nie z tęsknoty... Ale z ogromu wrażeń!
Podjęłyśmy też decyzję, by rodzielić ich do osobnych boksów. Na początku mały strasznie szalał - walił w ściany boksu, był "trochę" nieznośny, gryzł, rżał za matką, a ta nie polepszała sytuacji... Ale! Wystarczyło go czymś zająć... Iiii... Wymyśliłyśmy! W boksie miał piłkę do zabawy... Z ulgą stwierdziłyśmy, że się przyjęło. Z czasem przestał przejmować się rozstaniem z matką.
Gdy stwierdziłyśmy, że w końcu jest ok... Zostawiłyśmy ich w spokoju, niech się sobą nacieszą ;P A ich wspólny widok na padoku jest zbyt pocieszny, by go sobie odpuścić. Ale już nie tylko Hebe i Hunky'ego - ogólnie całego stadka.
by Cuxa


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nojec
Pracownik



Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Star Horses

PostWysłany: Sob 19:31, 10 Kwi 2010    Temat postu: Relacje z ostatniego roku

Hunky, w wieku roku trafił do mnie od Kopytkowej - źle tam nie miał, ale dziewczyna nie poczyniła żadnych kroków ku temu, by jakoś rozwijać jego umiejętności, albo by je u niego kreować.
Postanowiłam jakby sama nadrobić z nim "stracony" (a bynajmniej nie wykorzystany należycie) czas.
Regularnie dopinałam mu do kantara linkę, męczyłam go po pół godziny (jak nie dłużej!!) przy czyszczeniu - chłopczyk "odziedziczył" łaskotki po matce, ale szybko dawał się przyprowadzić do porządku po użyciu odpowiednich argumentów (tutaj z kolei cecha jego ojca Wink).
Po czyszczeniu, założeniu ochraniaczy i nauszników (muchy strasznie go drażnią), ruszaliśmy w teren - ja oczywiście szłam pieszo, obok niego. W momencie, gdy opuszczaliśmy bramy stajni, ogierek automatycznie stawiał uszy i rozglądał się dookoła. Czasami się obawiałam, że czasem, zafascynowany otoczeniem, nie zauważy mnie i po prostu na mnie wlezie. Na szczęście nic takiego się nie stało (bo co jak co, ale źrebaczek zaczął mi rosnąć i już wcale nie był taki malutki, drobniutki i w ogóle).
W terenie zawsze był ciekawy, nie odrywał oczu od tego, co go otacza. Nawet gdy pochylał się, by dziabnąć sobie trawkę, oczy miał cały czas wzniesione ku górzy, bacznie obserwując, a jego uszy wiecznie nasłuchiwały. Był w stanie w jednym momencie zrobić wszystko - rzucić się do galopu, stanąć dęba, bryknąć, zastygnąć, podrzucić głową, odskoczyć... I nie raz tak robił, ale z czasem się uspokajał, nabierał większej pokory, spokoju. Opanowania.
Dla niego nadal wszystko było nowe. Spacerki z czasem robiły się coraz dłuższe - ale dystans go nei męczył. Trasy były coraz trudniejsze, nie tak łatwe do przebycia jak poprzednie.
Nie raz, nie dwa, prosiłam go o okrążanie mnie na górce, po jakichś pagórkach, rowach. Był proszony o pokonywanie naturalnych przeszkód, był wystawiany na próbę. Jego dzielność, chęć współpracy. Nawet jeśli czasem się zawahał,m to po chwili wypełniał polecenia. I tak z czasem jego tkanka mięśniowa przybierała na masie. Źrebaczek zacyznał się naprawdę ładnie prezentować. Miał powoli tą "kurzą" dupę jak każdy quarter, choć on sam był nim tylko w połowie.
Rósł mi chłopak i to na oczach moich i naocznych świadków. A co ważniejsze - dobrze się ze mną bawił i miał jakby "wstęp" do wielkiej przyszłości, bo właśnie tego mu życzyłam. Docenienia.
by Cuxa


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nojec
Pracownik



Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Star Horses

PostWysłany: Sob 19:31, 10 Kwi 2010    Temat postu: Join-up

Chłopaczek rósł mi jak na drożdżach. Mężniał nie tylko pod względem fizycznym, ale i psychicznym. Zaczynał dominować. Jego podgryzanie powoli przemieniało się w coraz dotkliwsze kąsanie. Samo to, że mnie przerastał nie wystarczyło. Wywyższał się. Uważał, że jego pomysły są lepsze od moich. Że właściwie ma ciekawsze rzeczy do roboty. No bo przecież... Tyle ich było!!
Moje próby zainteresowania go poprzez zabawę, jak np. z piłką... Nie zdały egzaminu. Hunky'ego tak bardzo podniecał widok czegoś nowego, co toczyło się po dotknięciu, było tak dziwnie zielone (jak trawa!!!), a nawet przy mocniejszym uderzeniu w to, mogło odlecieć, uderzyć o ścianę hali i tyknąć w zad, sprawiało, że było to tak irytująco intrygujące, że chęć poznania tego DOGŁĘBNIE przewyższała cokolwiek innego. W końcu przerodziło się to w szalone bryki, skakanie na piłkę (która jeszcze potrafiła za to oddać!!!), próby zmiażdżenia jej (jak się stawało, to zaraz umykała i lądowało się na ziemii!), przegryzienia (perfidnie odskakiwała przy każdym podejściu), aż w końcu jedno z kopnięć przebiło ją, dzięki czemu ogierek w końcu mógł w spokoju popastwić się nad gumą. Zabranie mu tego nie wchodziło w grę (do czasu...).
Aż w końcu mu się znudziło. Cały mokry od potu został zaprowadzony na karuzelę i tam został występowany.
Ale to tak nie mogło wyglądać. To nie tak, że on był zły. Po prostu mi nie ufał, jakby się bał, że zamknę go w ciasnej przestrzeni i będę tam trzymać, obwiązanego łańcuchami.

Dzisiaj miałam zamiar to zmienić.
Jak przyszłam do stajni, wcinał sianko po wyczyszczeniu żłobu z paszy treściwej. Poszłam do siodlarni po jego szczotki, kantar i uwiąz. Zbliżyłam się do drzwiczek.
-Hej, maleńki.-uśmiechnęłam się, powoli ciągnąc za zasuwę.
Postawił uszy na sztorc, jednak nie podniósł głowy i nie przerwał zajęcia. Podeszłam do niego i pogłaskałam go po szyi. Trącił mnie pyskiem, dalej trzymając w nim źdźbła siana. Podniósł łeb na wysokość mojej twarzy i przez chwilę obwąchiwał mnie z zainteresowaniem.
Jednak szybko je stracił i wrócił do szamania.
Przejechałam ręką od szyi, do słabizny. Stał spokojnie, machając ogonem na boki - muchy. Jednak, gdy przeniosłam dłoń niżej, na brzuch, skulił uszy i machnął ostrzegawczo nogą, kopiąc ze złością w ścianę od boksu.
-Ej!-podniosłam głos, patrząc na niego z ukosa.
Łypał na mnie jednym okiem, dalej kuląc uszy. Zaczął się oblizywać i schylił głowę.
Ponownie pogłaskałam go wzdłuż całego ciała. Powoli zaczęłam się przenosić z dłońmi coraz niżej. Starałam się, aby mój dotyk jakoś go specjalnie nie łaskotał, więc po prostu mocniej przycisnęłam dłoń do jego sierści. Nawet w niektórych miejscach go lekko drapałam (baaardzo to lubi). W końcu dał mi się dotknąć na całym ciele, uważnie jednak obserwując (dosłownie obrócił głowę w moją stronę i patrzył, co robię) moje poczynania. To samo powtórzyłam na drugą stronę.
Potem wychyliłam się z boksu po kantar i zgrzebło - które na razie odłożyłam na słomie. Założyłam mu kantar, przy okazji wyskubując źdźbła siana z jego grzywki. Z daleka mogły wyglądać jak pasemka. Bo dla mnie, odcień jego grzywy był miodowy. Po prostu. Miodowy. No ale...!
Zabrałam się w końcu do czyszczenia. "Mały" nie był za bardzo zadowolony, ale jego sprzeciwy nie uzyskały u mnie poparcia. Próbował mnie sięgnąć kopytkiem, gdy czyściłam go po brzuchem. Złapałam więc jedną rękę za kantar, ciągnąc jego głowę w moją stronę. Przez chwilę kręcił się ze mną w kółko, aż w końcu odpuścił i wygiął się w łuk. W taki sposób nie mógł mi nic zrobić. Dokończyłam czyszczenie już bez żadnych rewolucji.
Dopięłam mu do kantara linkę, po czym wyprowadziłam go z boksu. Pierwsze, co rzuciło sie w moją stronę, to jego łopatka, strącająca mnie z mojego własnego toru ruchu! Pchał się na mnie bezczelnie! Machnęłam liną gwałtownie, odganiając go od siebie. Zaskoczony, natychmiast się ode mnie odsunął, patrząc na mnie ze zdziwieniem. Gdy sytuacja się powtórzyła, również powtórzyłam ruch. Działało.

Doszliśmy na round pen. Odpięłam linkę, ściągnęłam kantar. Zaczęłam powoli zwijać linkę, przyglądając się kasztankowi. Grzebał kopytem w piasku, wąchając go dokładnie. Czyżby wyczuwał inne konie?
Skończyłam zwijać linę. Uniosłam ręce do góry i machnęłam zwiniętą liną, odganiając ogierka. Hunky, zaskoczony, rzucił się w galop. Zaczął odczuwać dyskomfort. Strzelił z krzyża. Jeden raz, drugi. Zaczął wierzgać. Cały czas odwracał się w moją stronę i próbował podejść, ale go odganiałam. W pewnym momencie ściął zakręt i wypadł z koła, w moją stronę, w pełnym galopie.
Strzeliłam z linki. Przed oczami został mi widok jego kopyt w górze i rozwianego ogona. Powrócił na koło, a ja dostałam kopniaka w udo... Co prawda musnął mnie tylko kopytem, ale... Przestraszyłam się.
Zacisnęłam usta i, na zaś, przybrałam postawę drapieżcy. Machnął jeszcze kopytem w moją stronę, dalej galopując po okręgu. Miał skulone uszy. Na ciele powychodziły mu już żyłki, był mokry od potu. Zwrócił swoje wewnętrzne ucho w moją stronę. Powoli zaczęłam odpuszczać nacisk. Opuściłam ręce.
Powoli zaczął się oblizywać. Przeszedł z galopu do kłusa. Wyciągał mocno przed siebie nogi, pędząc niesamowicie. Tylko się za nim kurzyło. Zaczął obniżać szyję, głową wędrując ku ziemi.
Powoli zaczął zwalniać. Czekał na sygnał, by mógł powrócić. Przez chwilę jeszcze nie odpuszczałam, po czym w końcu przybrałam "zbawienną" postawę. Momentalnie odwrócił się w moją stronę i podkłusował do mnie. Zatrzymał się jakiś metr przede mną. Stał, ze spuszczoną głową i postawionymi uszami. Był gotowy mi zaufać, być przeze mnie prowadzonym.
Wyciągnęłam rękę i pogłaskałam go po czole. Podrapałam go po potylicy, mierzwiąc mu lekko grzywkę.
W końcu odwróciłam się i przeszłam kilka kroków na próbę. Od razu, bez wahania, ruszył za mną, z głową przy moim ramieniu. Był uważny. Skręcał w tym smaym momencie, co ja, nie wchodził na mnie. Stawał, gdy ja stawałam. Próbowałam nawet się z nim cofać! Naprawdę super reagował.
Przez jakiś czas z nim chodziłam po round-penie, chcąc, by sobie odsapnął. Potem zaprowadziłam go na myjkę, potem krótka wizyta w solarium. Ubrałam go w derkę i wstawiłam do boksu.
by Cuxa


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nojec
Pracownik



Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Star Horses

PostWysłany: Sob 19:32, 10 Kwi 2010    Temat postu: Straszny trening

Dzisiaj miałam zamiar trochę "pomęczyć" mojego "Małego". Gdy przyszłam do stajni, konie stały na padokach/pastwiskach. Byłam razem z moją nieodłączną przyjaciółką - Sylwią. Chciała mi trochę popomagać Very Happy przy koniach. Cóż... Skoro chce... Czemu nie? Czasem była całkiem pożyteczna Laughing Rozstałam się z nią na zakręcie. Wzrokiem już wyjrzałam mojego chłoptasia. Zacmokałam, podchodząc do ogrodzenia. Hunky machnął ogonem, zastrzygł uszyskami i z zainteresowaniem ruszył w moją stronę. Po drodze pogonił zębami jednego z współtowarzyszy. Niestety nie był zbyt tolerancyjny.
Stanął przede mną w całym swoim dostojeństwie, patrząc tymi swoimi bystrymi ślepiami. Wyciągnęłam rękę i przyłożyłam mu ją do grzbietu nosa. Pogłaskałam go, dłonią "jeżdżąc" po jego głowie - wzdłuż nosa, przez czoło, między uszami, po potylicy, między ganaszami... A ten stał najzwyczajniej w świecie, lekko przymykając oczy. Jak miło się patrzy na tak nastawionego konia.
Z durnym uśmiechem pognałam do stajni, po szczotki. Sylwia już coś "przygotowywała" na hali. Ojjjj... Dzisiaj Chexy miał nie lada orzech do zgryzienia. Twisted Evil No ale! Wracając z rozmyślań do dalszego opowiadania, byłam już przy końcu czyszczenia tego strasznego brudasa. Cały był w zaklejkach! Naprawdę... Zupełnie jak Hebe. Ona też zawsze musiała się gdzieś wyciuchrać.
No ale! Skończyłam czyszczenie (przy którym, jak zawsze się wiercił), odłożyłam szczotki i zaprowadziłam go na halę. Wchodząc na nią, aż się zaśmiałam, widząc "tor przeszkód" ustawiony przez Sylwię. Ta, a mój widok, uśmiechnęła się rozbrajająco i zaprosiła nad gestem rąk. Hunky stał, patrząc na tą eksplozję różnych kolorów i kształtów. Gdy lekko pociągnęłam za linkę, ruszył, dalej jakby nieco zamroczony.
Odpięłam linkę, odganiając jej końcem go w stronę toru. Musi się zaznajomić z przedmiotami "tortur".

[link widoczny dla zalogowanych]

Ruszył galopem, omijając uskokami stojaki. Prawie wpadł na parasol, hamując gwałtownie. Prawie usiadł na zadzie, patrząc zaskoczony. Ruszył kłusem, okrążając to dziwne-kolorowe-okrągłe-coś, po czym, śledząc wzrokiem kolorową kładkę, wkłusował na plandekę, która zaczęła niepokojąco szeleścić. Wybił się z dwóch nóg niczym koń z rodeo, by znaleźć się po chwili tuż obok Płachty Niechybnej Śmierci. Opona traktorowa chyba budziła w nim najmniej podejrzeń. Bądź co bądź, ale podobna znajdywała się na jego padoku. Dla sprawdzenia jednak trącił ją kopytem i uważnie obwąchał.
Przez chwilę jeszcze krążył wokół obiektów, sprawdzając, czy się oby czasem na niego nie rzucą. Po tym, jak uznał, że nie... Dalsze wydarzenia działy się już automatycznie.
Wykopał stojaki, wymiętolił w pysku falbankę od MOJEGO parasola plażowego, plandekę przeniósł na drugi koniec hali, a chorągiewki od stojaków usilnie próbował powyciągać. Cóż. Nie lubił czerwonego?
Wspólnie z Sylwią stwierdziłyśmy, że ta... Randka w ciemno z obiektami jego byłego przerażenia potoczyły się w ciekawy sposób i właściwie czas ukrócić jego zabawom, a wskazać mu właściwe przeznaczenie owych przedmiotów.
Podczas, gdy Sylwia popoprawiała wszystkie przeszkody, ja dopięłam linkę do kantara Hynky'ego i zaczęłam go prowadzić po torze. Przejście między stojakami z tymi "ohydnymi" czerwonymi chorągiewkami nie wzbudziło u niego większego wrażenia. Jednak następne zadanie - wejście do opony, miało kilka zastrzeżeń technicznych.
Gdy udało mi się zmusić go, by postawił nogę na oponie, ta pod jego uciskiem odgięła się. Momentalnie zaczął się odsadzać, cofając do tyłu. Spróbowałam inaczej. Ruszyłam z nim kłusem przez ujeżdżalnie, keirując się z nim na oponę. Wybił się tuż przed nią... Po czym wylądował z tylnymi nogami w srodku niej, a przednimi za nią. Rozejrzał się zaskoczony, po czym pospiesznie wygramolił się z niej.
Cóóóż... Powiedzmy, ze zaliczone.
Przejście po plandece także było czymś niezwykle prostym dla niego. Po tym, co z nią wyprawiał, nie miała nawet szans (czy też siły), by wstać i połknąć go w całości... Nieprawdaż?
Gdy podeszliśmy do parasola, ten wyciągnął tylko wargi, chcąc trochę pomemłać materiał. Z lekkim wahaniem wszedł pod neigo (bo przedtem tego nei robił), ale po chwili stania, stwierdził, że krzywda mu się nie dzieje i się rozluźnił.
Następnym obiektem była ta przerażająco kolorowa kładka. Przeszłam po niej, pewna, że Hunky pójdzie za mną. Ten jednak poszedł obok kładki, nawet jej nie dotykając.
Wróciłam się, wykręcając go tak, by stanął bezpośrednio przed nią. Opuścił głowę i obwąchał ją. Cóż. Lekko się wahając, wyciągnął nogę i postawił dla sprawdzenia na niej nogę. Już miał się cofnąć, gdy zauważył, że.... Trzyma się!!! Nic się nei dzieje! Pociągnęłam lekko za linkę, by poszedł dalej. Postawił kolejny krok. Słysząc jednak trzeszczenie desek, przekłusował przez kładkę, patrząc na mnie tym swoim wzrokiem. Powtórzyłam ćwiczenie do czasu, aż nie przeszedł po kładce spokojnie. Z czasem zauważył, że nawet pod takim słoniem, jak on, deski się nie rozsypią.
Zacmokałam, prosząc go o kłus. Wyminęliśmy ładnie pachołki w kłusie. Cóż. Nie było tak strasznie, jak się zapowiadało.
Poganiałam go jeszcze chwilę po hali, bo nie chciało mi się iść na round pen.
Okrązał mnie w galopie, omijając sprawnie przeszkody. Przy kilku okrązeniach był nawet zmuszony przekłusować przez kładkę albo ją po prostu przeskoczyć.
Połączenie zabierało nam już mniej czasu. Pochodziliśmy jeszcze chwilę po hali, po czym zebraliśmy swoje zabawki i odesłałam go na pastwisko.
by Cuxa


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deidre
Duży wolontariusz



Dołączył: 24 Sty 2010
Posty: 344
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:40, 05 Wrz 2010    Temat postu:

Przyjechałam dzisiaj do SC w dobrym humorze. Lekkim krokiem weszłam do stajni i głośnym "Dzień doooobry" przywitałam się z wszystkimi obecnymi w stajni. Odpowiedziało mi kilka parsknięć, czyjeś "Hej" i "Cześć". Nie zauważyłam jednak czyje, gdyż weszłam od razu do siodlarni i otworzyłam szafkę Chexa. Wygrzebałam z niej jego nowo zakupiony sprzęt, przewiesiłam go sobie przez ramiona i wyszłam tak obładowana na korytarz. Chex przywitał mnie niepewnym parsknięciem, stawiając uszy na sztorc na wypadek, gdyby chodzący sprzęt chciał go zjeść.
-Cześć, Chexik -sapnęłam z uśmiechem, składając sprzęt przed jego boksem i odgarniając grzywkę. Srokaty parsknął, kuląc uszy, jednak z ciekawością wystawił nos w moją stronę. Musnęłam go tylko po kości nosowej i weszłam do boksu. -Jesteś odpicowany, jeszcze tylko mięśni Ci brak. Ale nie martw się, już niedługo. -puściłam do niego oczko i podpięłam uwiąz do kantara. Hunky rozdął chrapy i stał sobie kuląc uszy i olewając mnie totalnie. Wyprowadziłam go na korytarz i przypięłam do uwiązów.
Chex zrobił krok do przodu i zaczął szarpać łbem, kiedy uwiązy się napięły. Postanowiłam, że wyczyszczę go jak najszybciej, zanim zacznie się odsadzać.
Przeczesałam zgrzebłem sierść, potem szczotką włosianą. Kopyta znowu szły opornie, w końcu jednak cudem wyczyściliśmy wszystkie. Poklepałam go zadowolona i zabrałam za siodło.
Położyłam wszystko w odpowiedniej kolejności na stojaku na siodło, po czym podopinałam wszelkie paski aby trzymało się to w kupie i włożyłam je na Hunkyego.
Ogier przykleił uszy do potylicy i odwrócił łeb z gniewnie wykrzywionym pyskiem. Na szczęście nie mógł zrobić użytku z zębów, bo był podpięty na dwa uwiązy.
Zapięłam popręg i poprawiłam jeszcze trochę ułożenie czapraka, po czym wzięłam się za ogłowie. Zsunęłam kantar na szyję złośnika, po czym założyłam mu ogłowie z nachrapnikiem meksykańskim i wielokrążkiem. Ogier uciekał z głową na wszystkie strony, złapałam go jednak za kość nosową stanowczo i nie puszczałam, wkładając wędzidło do pyska. Kiedy już wszystko było na miejscu, pozapinałam paski od nachrapnika i podgardla. Chex łypał na mnie błękitnym okiem, memłając wędzidło wściekle.
Poklepałam go po szyi i podciągnęłam jeszcze raz popręg, po czym zdjęłam kantar i wyprowadziłam go w stronę hali. Tam wyregulowałam strzemiona i wsiadłam na wiercącego się ogiera. Ten z miejsca ruszył caplującym stępem, uskakując co chwilę na boki.
-Hej hej hej, cwaniaku -zebrałam wodze na porządny kontakt i pozwoliłam wielokrążkowi działać. Pilnowałam Hunky'ego również w łydkach. Wjechaliśmy na ścianę. Dostrzegłam, że przy jednym ze słupków od przeszkód ktoś zostawił palcat, podjechałam tam więc i zabrałam go z grzbietu srokacza.
Quarab bardzo opornie pracował głową, był strasznie wyczulony na pomoce aktywizujące. Na lekkie przyłożenie łydki od razu leciał do przodu, zadzierając łeb w chmury. Westchnęłam cicho i rozstępowałam go jako tako, po czym lekką półparadą zasygnalizowałam zmianę i przeszliśmy do kłusa. Cóż to był za pęd, kłusak by się nie powstydził!
Starałam się wytracić trochę prędkość i skupić ogiera na czynności, wykręcając wolty. Pierwsza wyszła nam tak wielka, że wyglądała prawie jak zmiana kierunku przez środek. Do tego srokaty cały czas walczył z wodzą i wypadał zadem, zginając się tylko przodem i uciekając głową na wszelkie możliwe strony. Kręciłam z nim wolty, spychając łydkami i wodzą do momentu, aż się nie uspokoił i nie zaczął wyginać. Pochwaliłam go, kiedy minimalnie zszedł łbem i pozwoliłam wyjechać na prostą. Potem wykręciłam na przeciwległym końcu hali woltę ciaśniejszą. Był już bardziej czujny i ładnie zareagował na moje sygnały, wchodząc w woltę w równowadze i ładnie wyginając tułów. Pochwaliłam go, zaskoczona i wyprowadziłam go na prostą. Pobudziłam go łydką do podstawienia zadu, na co zareagował odwrotnie, przyśpieszeniem i zadarciem głowy w chmury. Westchnęłam, i kłusując dalej poczekałam aż się wyciszy i znów zacznie współpracować.
Zmieniliśmy kierunek, po czym w tą stronę również wolty. Poszło lepiej niż na tamtą stronę, pochwaliłam więc Chexa ponownie i wykęciliśmy ósemkę. Ogier zaczynał się już nudzić, tak więc zagalopowałam w narożniku i wygalopowałam go jako tako w dwie strony, starając nie podsycać go do walki z ręką.
Na środku ustawioną mieliśmy małą kopertkę, stwierdziłam więc, że będzie idealna na rozgrzewkę. Przeszliśmy do kłusa, i najazd prostopadły na przeszkodę. Hunky jest młodym koniem, niedawno ujeżdżonym, co jak najbardziej tłumaczyło jego problemy z wymierzeniem odskoku. Nie spróbował jednak wyłamać, a z kolei bardzo chętnie szedł w stronę przeszkody, pochwaliłam go więc obficie gładząc po szyi i przemawiając entuzjastycznie. Srokacz na chwilę postawił uszy, po czym ponownie skulił je w skupieniu. Po skoku od razu zagalopował, bo było mu wygodniej, wykręciłam więc teraz dużą woltę w galopie i przeszliśmy na chwilę do stępa, ponieważ usłyszałam że ktoś chce wejść na halę.
Chex szedł całkiem rozluźniony, w przeciwieństwie do początku naszej jazdy. Zadowolona pogładziłam go po łopatce i oddałam więcej wodzy. Srokaty memłał wędzidło, oddychając głęboko po biegu. W tym czasie na halę wślizgnęła się uśmiechnięta Carrota xD
-Carru! Wiesz, że Cię kocham? -przywitałam ją, patrząc błagalnie w stronę stojaków pod ścianą.
-Co, parkurek, hm? ;> - odpowiedziała rysualka, podążając w stronę drągów ułożonych pod ścianą.
-A no, takie LL dla Chexa, wiesz. I dzięki <3-Uśmiechnęłam się do niej promiennie w podzięce, nabierając wodze na mocniejszy kontakt. Zrobiłam półparadę i ruszyłam ogierka kłusem po ścianie, starając nie przeszkadzać Carr. Po ok. 8 minutach kręcenia serpentyn, wężyków, wolt, półwolt i ósemek, na hali stanął cudny parkur.
-Jesteś mega - powiedziałam do Carrot, ta tylko skineła ręką ze śmiechem. -No problem. - po czym zasiadła na trybunie, przyglądając się.
Nie każąc jej czekać, dodałam łydki i ruszyliśmy po wolcie galopem. Ściągnęłam mu łeb na odpowiedni poziom, poczekałam aż się trochę rozluźni, po czym ruszyliśmy na przeszkody. Starałam się, abyśmy trzymali równe tempo, żeby ogier nie wyrwał i nie 'spanikował'.
Przy pierwszej przeszkodzie przyśpieszył, zadzierając łeb i stawiając uszy na sztorc. Zadziałałam półparadą, dałam łydkę przy odskoku i oddałam wodze, przechodząc w delikatny półsiad. Srokacz ładnie się wyciągnął, trochę za wcześnie wybił, ale przy tak niskich przeszkodach to nie problem. Następna była stacjonata. Przytrzymałam go, dopiero ok. 3 fule przed odskokiem odpuściłam lekko wodze i łydkami dałam sygnał do skoku. Tym razem poszło super. Pochwaliłam go, po czym zmieniłam nogę przez przejście do kłusa i zagalopowanie w drugą. Z tej strony czekał na nas okser, i jakieś 3 fule dalej stacjonata.
Okser czysto, pomiędzy dwiema przeszkodami jednak nie zdążyłam go skrócić i nie wyrobiliśmy się z odskokiem, co zaskutkowało zrzutką. Chex skulił uszy i podrzucił kilka razy zadem, wysiedziałam to jednak spokojnie i niewzruszenie najechaliśmy na ostatni szereg. Tutaj już bardzo pilnowałam tempa i skrócenia, tak żebyśmy się wyrobili. Tym razem wyszło super, aż Carru nam zaklaskała Wink
Ukłoniłam się ku widowni, przegalopowując obok. Nie chciałam więcej maglować ogiera, jako że były to jedne z jego pierwszych skoków pod jeźdźcem. Pochwaliłam go obficie, po czym przeszliśmy do kłusa. Rozkłusowałam go, a na koniec 10 minut stępa, aż nie ochłonął.
Podsumowując, Hunky ma super technikę, brakuje mu tylko doświadczenia. Jeśli skakałby jako młodszy koń, teraz byłby już zawodnikiem co najmniej klasy P.
Wyprowadziłam srokacza z hali na luźnej wodzy. Kiedy już się wybiegał, nie był taki narwany. Zsiadłam tuż przed stajnią i pochwaliłam go z uśmiechem, tarmosząc mu grzywkę. Dałam mu cukierka i rozsiodłałam przed boksem. Wprowadziłam go do środka, po czym odniosłam sprzęt, uprzednio myjąc wędzidło. Wracając zabrałam z podłogi jego kantar i weszłam do boksu. Założyłam mu go i wrzuciłam kilka marchewek do żłobu, po czym posprzątałam po sobie i zajęłam się resztą koni.

1204 wyrazy = 1200 hrs = 48 pkt


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Deidre dnia Sob 16:39, 02 Paź 2010, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bix




Dołączył: 20 Lis 2010
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:42, 20 Lis 2010    Temat postu: trening ujeżdżeniowo zapoznawczy

Weszłam do stajni, większość koni z ciekawością mi się przyglądały, w ich gronie był również Hunky wytrzeszczający na mój widok swoje przepiękne ślepia. Podeszłam do boksu i się z nim przywitałam. Podałam mu na ręce kawałek marchewki i pocałowałam go w chrapy, na co on odpowiedział głośnym rżeniem. Poszłam do siodlarni po sprzęt, w jedną rękę chwyciłam siodło, a w drugą czaprak, ogłowie, ochraniacze i uwiąz. Zaniosłam, a raczej planowałam zanieść wszystko do myjki, lecz ochraniacze odmówiły mi posłuszeństwa i wylądowały na ziemi, schylając się siodło zsunęło mi się z ręki, a wyniku czego musiałam wszystko pozbierać. Wiem ciamajda ze mnie. Gdy dotarłam na miejsce położyłam sprzęt w dogodne miejsca i z uwiązem w ręce w poskokach poszłam do boksu ogiera. Hunky widząc, że otwieram drzwiczki od razu do nich podszedł, a jak chciałam do niego wejść zatarasował mi wejście, ‘idź mały upierdliwcu’ popchnęłam do tyłu, nie od razu zareagował, ale w końcu się cofnął. Zapięłam uwiąz i wyprowadziłam go na korytarz, cały czas próbował kłusować i się wyrwać, już w myjce tańcował w miejscu. Chwyciłam za zgrzebło niestety zanim dotknęłam nim jego dość zlepionej sierści, ogier musiał ją dokładnie obwąchać. Gdy nachylałam się do czyszczenia sierści pod brzuchem i na nogach obwąchiwał mnie po kieszeniach i szukał smakołyków, raz prawie mnie ugryzł, lecz szybko zareagowałam i nie udało mu się. Uznałam, że przechodzenie za jego zadem może być niebezpieczne, więc postanowiłam przemieszczać się głównie z przodu konia. Sięgając po miękką, włosianą szczotkę zauważyłam, niestety za późno, że zgrzebło było w zasięgu konia, a on nie zamierzał nieskorzy stać z tak zachęcającej okazji. Szybko chwycił je w swoje zęby, i za kija nie chciał mi go oddać. O mało co nie dostała bym nim w głowę, lecz to jemu się za to dostało. Po ‘wygłaskaniu’ go miękką szczotką, nadszedł czas na wyczyszczenie kopyt. Tak jak myślałam, po dobremu się nie dało, więc musiałam chwycić jego nogi niczym prawdziwy kowal, co uniemożliwiło mu wyrywanie, lub kopnięcie mnie w tyłek i inne. Rozczesałam grzywę, a raczej próbowałam moje wysiłki niestety szły na marne, bo Hunky wciąż machał głową i wyglądał niczym rasowy nieogar. Ogon tez jakimś cudem rozczesałam i zaczęłam siodłanie. Czaprak trzy razy wylądowałam na ziemi, w czasie gdy ja sięgałam po siodło. Ale udało się siodło i czaprak były już na swoim miejscu. Z zakładaniem ogłowia nie było problemu, koń nawet nie spostrzegł się jak już miał wędzidło w ryju i zapięty nachrapnik. Tak się łotr nadął, że popręg lewo starczył, czekając aż wypuści powietrze ,założyłam mu ochraniacze. Po chwili dopięłam popręg na tyle ile się dało i wyprowadziłam Chex’ana zewnątrz, kropiło, więc poszliśmy w stronę krytej hali, miałam szczęście, cała hala dla mnie i tego wariata który aktualnie przepięknie chciał się wyrwać. Zaprowadziłam go na środek, podpięłam jeszcze trochę popręg i wyregulowałam strzemiona na oko. Przy wsiadaniu, koń o dziwo stał w miejscu, gdy wylądowałam już w siodle, niestety szybko się to zmieniło. Wyrwał się niczym torpeda do przodu. Taa fajnie pół hali galopu, bez rozgrzewki ?
- Prrr, mały prr – owszem stanął, na tyle by mogła usadowić się w miare wygodnie i sama ruszyć. Cały czas chciała kłusować, dopiero po dwóch okrążeniach w miarę się wyluzował i nie był już, aż tak nabuzowany. Po zmianie kierunku, jechaliśmy na prawą w rękę, wolty w narożnikach i serpentyna, były wykonane w miarę ok. Nadal za słabo się wyginał i chwilami zapominał, że ma być grzeczny i ułożony, ale było lepiej niż na samym początku. Ponownie zmieniłam kierunek po przez pół woltę, i w narożniku dodałam mu delikatnie łydek. Chodź zdecydowanie za szybko, ogier szedł teraz bardzo wyciągniętym kłusem i miał nierówne tępo. Usiadłam mocno w siodło i zaczęłam mu dawać znać, że ma zwolnić. Wodzami dawałam średniej mocy regularne impulsy. Odchyliłam się jeszcze do tyłu i po kilku minutach, najwidoczniej to przemyślał, bo odpuścił. Nie pędził już jak głupi, nagle stał się rozluźniony. Ha ! Nareszcie przejrzał na oczy, wiedział już kto jest szefem. Jazda na nim stała się przyjemnością. Odpuściłam wodze, anglezując uważnie przyglądałam się i analizowałam zachowanie, każdy sygnał który dawał mi Hunky. Jego uszy były niestrudzenie zwrócone do tyłu, wsłuchiwały się co do niego mówiłam, a mówiłam dużo, ciągle spokojnym cichym głosem. Wcześniej wirowały na około, nie skupiając się na niczym, a szczególnie na mnie. Odpuścił wędzidło, nie napierał już na nie tak jak wcześniej. Chody były wyraźniej miękkie. Poćwiczyliśmy zmiany tępa na kontakcie, a także na luźnych wodach. Zatrzymywanie do stój i stępa, szło teraz prawie idealnie. Więc zatrzymałam go ponownie na środku i ostatni raz dopięła teraz już dość luźny popręg. Nagle drzwi od hali się otwarły, a przez nie wpadł ogromny podmuch świszczącego wiatru. Ogier szybko zapomniał o tym czego przed chwilą się nauczył, ba najwidoczniej zapomniał też, że jest ujeżdżony, bo odprawił mi niezłe rodeo. Najpierw stanął dęba, a raczej wystawił niezłą świecę, przy czym można było usłyszeć moje k*rwa, no co ? Galopem w przód i nie wiem jakim cudem także w tył, na boki, kilka baranków, trzy razy wystrzelił z zadu, i ruszył bardzo szybkim galopem. Odciążyłam mu zad przybierając pozycję w półsiadzie, wiedziałam, że nie uspokoi się tak szybko, więc wygalopowanie się powinno pomóc. Już po trzech okrążeniach, powrotem zaczął kierować uczy w moją stronę i intensywnie żuć wędzidło. Trochę kłusa, a raczej po cztery okrążenia w jedną stronę, przy dwóch zmianach kierunku, serpentynie i woltach w narożnikach, był już znowu rozluźniony <3 W narożniku galopowałam, niestety na złą nogę, więc wróciłam do kłusa i gdy dojechałam do następnego narożnika ponowiłam ćwiczenie. Tym razem już na dobrą nogę, żywym ale zebranym galopem przejechaliśmy dwa okrążenia, w tym trzy średniej wielkości wolty. Do kłusa, cztery kroki i do stępa, cztery kroki i do stój. Później powtórzyłam ćwiczenie na drugą stronę. Jak na dzisiaj dobrze mu szło, tym bardziej, że to nasz pierwszy wspólny trening. Wykonałam następnie dużo ćwiczeń na dobre wygięcia, nadal zbyt sztywno, ale i tak byłam zadowolona. Kłus, stęp i do stój. Zadowolona z treningu poklepałam ogiera, przytuliłam się do niego i zsiadłam. Następnym razem będzie trening naturalny ! Zaprowadziłam go do myjki i zdjęłam cały sprzęt i porządnie wyszczotkowałam, tym razem nie kręcił się. Wykonałam na nim jeszcze mój magiczny masarz grzbietu i nóg, po czym odprowadziłam go do boksu. Najwyraźniej już akceptował moje towarzystwo, o dziwo położył się w boksie gdy ja byłam obok <3 Dałam leżącemu ogierowi dwie marchewki, pogłaskałam i się z nim pożegnałam. Wyczyściłam potem jeszcze calutki sprzęt i zaniosłam z powrotem do siodlarni. Już nie mogę się doczekać następnego razu ! Z taką myślą opuściłam stajnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin