Forum Stajnia Centralna Strona Główna Stajnia Centralna
Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Magic Dancer - Treningi
Idź do strony 1, 2  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Blacky
Bywalec



Dołączył: 11 Sty 2009
Posty: 613
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Śro 6:40, 26 Sie 2009    Temat postu: Magic Dancer - Treningi

Miejsce na pisanie treningów.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blacky
Bywalec



Dołączył: 11 Sty 2009
Posty: 613
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Śro 6:44, 26 Sie 2009    Temat postu:

Przyuczenie do kantara i chodzenia na uwiązie (1) - Carmabelle:

Dzisiaj stwierdziłam, że koniecznie odwiedzę Dancera. Młodziak stoi w boksie, bo nie przyjął jeszcze kantara ani nie zna czegoś takiego jak prowadzenie na uwiązie. Moim zadaniem było się tym dzisiaj zająć. Wzięłam ze sobą nowy kantar i uwiąz, kilka marchewek w kieszeń i poszłam do boksu mojego rozrabiaki.
Przywitałam się z nim, zaczynając od przekupienia marchewką. Kiedy było w miarę bezpiecznie, otworzyłam drzwi boksu, a ogier od razu zaczął na mnie wchodzić, napierać i gryźć. Pacnęłam go ręką w łopatkę, aby się odsunął, ale uspokoił się dopiero po jakiś 10 minutach naszej walki. Zmęczona, zdecydowałam się podjąć próbę ubrania kantara. Najpierw marchewka, stanęłam z jego boku, a on od razu zaczął kombinować, jak tylko złapać za rękaw mojej kurtki. Chwilę to potrwało, zanim w ogóle udało mi się podejść do niego z tym kantarem. Dałam mu go obwąchać, pogładziłam nim jego sierść na głowie i za uszami (o ile mi to umożliwiał i nie szarpał głową do góry). Dałam mu jeszcze jedną marchewkę i spróbowałam założyć kantar. Oczywiście, wyrwał mi głowę do góry, ale na jego nieszczęście, nie jest jeszcze taki duży, abym nie mogła go do dosięgnąć. Szybko sięgnęłam ponownie głowy i jakoś udało mi się wcisnąć mu na łeb ten kantar. Gorzej było z jego zapięciem, bo strasznie machał głową - to w górę, to w dół - ale w końcu dałam radę.
Zostawiłam go na chwilę samego, aby się oswoił z kantarem, a on w tym czasie szalał bo boksie. Patrząc na jego temperament i zachowania, coraz częściej zastanawiam się nad kastracją w przyszłości, bo nie wiem, czy dam sobie radę... Co ja gadam. Jasne, że dam! Mam spore doświadczenie po zajeżdżaniu obu Wezyków.
Wróciłam do boksu Tancerza. Tym razem jak tylko otworzyłam drzwi, wręcz rzucił się na mnie, ale wytrzymałam, znowu pacnęłam go kilka razy w łopatkę i w końcu się odsunął. Pogłaskałam go i dałam mu marchewkę, po czym wyjęłam i przypięłam uwiąz do kantara. Wzięłam głęboki oddech...
- No to wychodzimy. - powiedziałam i chwyciłam uwiąz prawą ręką blisko kantara, a lewą jego końcówkę. Otworzyłam drzwi boksu na oścież i zrobiłam krok do przodu, a zaraz potem Magic wyciągnął mnie z boksu. Powstrzymałam się, aby na niego nie wrzasnąć, w obawie o uszy innych koni. Pozbierałam się i stanęłam obok mojego konia, który patrzył się na mnie jak na wariatkę. Kiedy wstałam, ruszył do przodu, ale ja go w porę przytrzymałam, tak, że stanął, a karabińczyk uwiązu niebezpiecznie się napiął. Jeszcze tego mi brakowało, żeby ten dzikus wyleciał gdzieś na pobliskie pola. O nie! Złapałam go znowu jak przedtem i postanowiłam wyprowadzić stajni. Usiłował mnie pogryźć i kłusował obok mnie, ale udało mi się to przetrzymać. Oprowadziłam go naokoło stajni i wróciłam, ponieważ na dworze padał deszcz, a Dancer jeszcze bardziej świrował. Zanim wpuściłam go do boksu, odpięłam mu uwiąz.
Kantar zostaje, niech wie, że nie będzie miał lepiej od innych koni. Kiedy był już w boksie, dałam mu marchewkę i pożegnałam się.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blacky
Bywalec



Dołączył: 11 Sty 2009
Posty: 613
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Śro 6:47, 26 Sie 2009    Temat postu:

Przyuczenie do kantara i chodzenia a uwiązie (2) - Carmabelle:

Dzisiaj postanowiłam zrobić Młodemu mały sprawdzian, gdyż ćwiczymy chodzenie na uwiązie już jakiś czas i powinny być jakieś, choćby małe efekty. Kantar już toleruje, nie rzuca się na mnie jak wchodzę do boksu i nie zjada mi pół ręki razem ze smakołykiem, tylko chodzić ze mną jeszcze nie umie, ale umie, tylko nie chce, żebym ja się o tym dowiedziała.
Przyszłam do boksu Tancerza, jak zwykle z uwiązem i smakołykami. Zacmokałam przy wejściu, ale ogier oczywiście nie miał zamiaru podejść czy chociażby zerknąć; stał odwrócony do wejścia tyłam, wsuwając świeżo podane siano. Otworzyłam boks.
- Kolego! - powiedziałam, irytując się lekko, a Dancer poderwał łeb do góry i spojrzał na mnie.
- Dziękuję, że zaszczyciłeś mnie swoją uwagą. - westchnęłam, po czym wyciągnęłam do niego rękę ze smakołykiem. On, podszedł do mnie i tak się ociągając i wziął cukierka, delikatnie ściągając go chrapami z mojej ręki, a nie tak jak przed kilkoma tygodniami, zębami chwytał całą moją dłoń.
Poklepałam go i przypięłam uwiąz do jego zielonego kantara. Muszę przyznać, że ładnie się z nim prezentował i ogólnie jako koń bardzo mi się zaczął podobać ten mój rumak. Wyprowadziłam go z boksu, lecz nie obyło się bez małego "ale", bo stanął mi na stopie, a ona i tak już była w kiepskim stanie, bo robi to średni siedem razy w tygodniu. Przesunęłam go, ledwo i złapałam pewnie uwiąz przy kantarze i wyszliśmy ze stajni.
Tym razem miałam zamiar udać się już na dłuższy spacer. Do maneżu, na około, w około hali, stajni i z powrotem, trasa na jakieś 10 - 15 minut.
Na początku kiedy mój koń poczuł, że znajduje się na dworze, dostał tak zwanego kręćka i zaczął kłusować w miejscu (nie galopował tylko dlatego, że go trzymałam, chociaż może i wkrótce to zacznie go powstrzymywać). Kiedy uspokoił się, mogliśmy iść dalej. Nie było tak źle, jak się spodziewałam, było wręcz dobrze... na początku. Droga do maneżu minęła spokojnie, rozglądał się jedynie na prawo i lewo i był nieco spięty, jak zwykle. Przy maneżu spłoszył się siatki, którą ktoś zgubił lub umyślnie wyrzucił. Westchnęłam i zaczęłam go uspokajać, aż mu przeszło i mogliśmy pójść dalej. Taka sytuacja powtórzyła się jeszcze może ze 4 razy: to kot, to gałązka, klakson lub ptak. I tak ze spaceru 15 minutowego zrobił nam się 30 minutowy, ale nie miałam Magic Dancerowi niczego za złe, ponieważ jest młody, a względem mnie zachowywał się przyzwoicie.
Odstawiłam go do stajni i długo siedziałam u niego w boksie, głaszcząc go i częstując różnymi smakołykami, aż sama zrobiłam się senna i zdecydowałam iść do domu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blacky
Bywalec



Dołączył: 11 Sty 2009
Posty: 613
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Śro 6:47, 26 Sie 2009    Temat postu:

Czyszczenie kopyt - Carmabelle:

Dzisiaj zabrałam się ze czyszczenie kopyt Dancera. Robiliśmy już wcześniej kilka prób, ale dzisiaj przyszedł czas na tą ostateczną. Przygotowałam kopystkę, smar do kopyt i krem na strzałki i przyszłam pod boks ogiera. Zacmokałam i tym razem podszedł do drzwi od razu, wystawiając pysk w nadziei na otrzymanie czegoś dobrego do jedzenia. Dałam mu marchewkę i wyprowadziłam z boksu na kantarze. Muszę tu napomknąć, że wychodzi już normalnie, ale nie wylatuje jak torpeda. Przyczepiłam jego kantar do uwiązu przy belce. Stał spokojnie, rozglądając się na prawo i lewo w poszukiwaniu czegoś ciekawego.
Zabrałam się za nogi. Najpierw głaskałam go wzdłuż każdej z nich, aby przyzwyczaił się do mojego dotyku. Za pierwszym razem zawsze się wzdrygał, ale potem już oswoił się z tym. Zaczęłam od prawej przedniej nogi. Podniosłam ją bez trudu, ale gorzej było z utrzymaniem jej w górze. W końcu udało mi się oprzeć ją o moje kolano i zaczęłam czyścić. Potem odłożyłam kopystkę i sięgnęłam po krem na strzałki i nałożyłam go na jego kopyto. Zaczęły się próby wyrywania, więc jeszcze chwilę potrzymałam jego nogę i w końcu pozwoliłam mu postawić. Poklepałam go i dałam 1/4 marchewki. Nadszedł czas na tylną. Najpierw wyrzucił ją do góry i do przodu, ale potem udało mi się ją złapać, "w locie". Chwyciłam ją mocno i ostrożnie zaczęłam czyścić. Potem krem i szybko puściłam wolno nogę, aby przypadkiem nie oberwać w nogę. Druga tylna wyszła podobnie, tylko bardziej się wiercił i zaczął mi odsadzać z przodu, więc musiałam około cztery razy przerywać zabieg czyszczenia, aby nie zerwał swojego pięknego kantara albo uwiązu. Z przednią lewą było już o wiele lepiej. W nagrodę dostał resztę marchewki. Posmarowałam mu jeszcze kopyta smarem, aby się błyszczały i broń koniu nie pękały nigdzie. Zaczekałam jakiś czas, aż jego kopyta przeschną i odstawiłam go do boksu. Poklepałam go w szyję i dałam resztę marchewek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blacky
Bywalec



Dołączył: 11 Sty 2009
Posty: 613
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Śro 6:48, 26 Sie 2009    Temat postu:

Friendly Game - Carmabelle:

Przyszedł czas na siedem gier w naszym treningu. Zaczniemy od pierwszej. Dzień był deszczowy, pochmurny i ogólnie niezbyt wiosenny. Przygotowałam więc wszystkie potrzebne przedmioty do pracy na hali. Folię, piłkę do zabawy, a potem pójdziemy na myjkę, aby sprawdzić jak Dancer reaguje na wodę i szlauch.

Przyszłam do Tancerza po południu, okazało się, że nie ma go w boksie. NojNojka od jakiegoś czasu odważyła się wypuszczać go na mały, odgrodzony padok. Wąchał sobie właśnie kępki starej, zniszczonej przez śnieg trawy, ubrany w swoją piękną dereczkę i zielony kantar. Uśmiechnęłam się i podeszłam do barierki. On, podszedł ociągając się, a pierwsze co zrobił gdy znalazł się przy mnie, to sprawdził czy aby nie mam nic dobrego do jedzenia.
- Co to, to nie, mój drogi. - powiedziałam, głaszcząc go po głowie. Magic próbował mnie uszczypnąć. - Na nagrody trzeba sobie zasłużyć.
Przypięłam go na uwiąz i odprowadziłam pod boks, gdzie czekały na nas szczotki i kosmetyki. Przywiązałam go i zabrałam się za czyszczenie.
Najpierw sierść. Zdjęłam derkę i odłożyłam ją na bok, aby móc wyczyścić sierść miękką szczotką z kurzu i kłaków. To poszło sprawnie, potem jeszcze dokładnie nogi i kopyta. Trochę się ociągał przy tylnych nogach, ale muszę przyznać, że jest o wiele lepiej niż kilka tygodni temu. Dans co raz chętniej ze mną współpracuje i to mnie bardzo cieszy. Wyczesałam mu ogon, grzywę i grzywkę, aż w końcu wyglądał jak koń, a nie osioł. Kopyta nasmarowałam smarem i kremem i byliśmy gotowi. Odwiązałam uwiąz i poszliśmy na halę.

Na miejscu Magic Dancer zaczął się odrobinę denerwować. Rozglądał się nerwowo na boki i nie mógł się skupić na niczym. Odpięłam uwiąz i poganiałam go trochę, aby się rozluźnił. Poskutkowało - po pogalopowaniu, kłusowaniu i obwąchaniu większości hali wyluzował się, a o to mi głównie chodziło. Po jakimś czasie złapałam go i po oprowadzałam trochę w ręku. Nawet kawałek udało nam się podbiec - kłusował i nawet nie stratował moich nóg.
Grę zaczęliśmy od szeleszczącej folii. Na jej widok ogierek skulił uszy i zaczął się cofać, nie chcąc nawet podejść. Dał się jednak namówić kawałkiem marchewki. Delikatnie i powoli sięgnęłam po ten "straszny i groźny przedmiot" i zaszeleściłam nim. Znowu skulił uszy i zaczął się cofać, ale go powstrzymałam, uspokajając cichym głosem. Po kilku próbach oswoił się i przywyknął do tego obiektu. To samo ćwiczenie powtórzyłam z wieloma innymi obiektami.
Największy problem był na myjce, gdzie przed szlauchem Dansiu uciekał chyba na wszystkie możliwe strony, a mi samej trudno było sobie poradzić z silnym koniem. Spędziliśmy tam co najmniej ze 40 minut. W końcu jednak dał się przekonać i opłukaliśmy nogi. Byłam bardzo zadowolona.

W nagrodę, po skończonej grze, a w zasadzie grach, dostał worek marchewek do żłoba i nową lizawkę. Wstawiłam go do jego boksu, a sprzęt schowałam do szafki w siodlarni. Poszłam do domu, ponieważ dzień ogólnie był męczący.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blacky
Bywalec



Dołączył: 11 Sty 2009
Posty: 613
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Śro 6:49, 26 Sie 2009    Temat postu:

Relacja: fajrant - Carmabelle:

Dzisiaj miałam dobry humor. Pragnęłam aby udzielił się on i mojego konia, więc zaplanowałam dzisiaj, że znajdę jakiś wolny padok i dam mu się trochę wybiegać, a pracować będziemy dopiero jutro.
Przyszłam do jego boksu i przywitałam się, podając mu cukierka, który błyskawicznie znalazł się w pysku Dancera.
- Tak, mi też miło Cię widzieć Dancerku... - westchnęłam, uśmiechając się lekko z politowaniem. Może już nie miał mnie w nosie, jak kiedyś, ale mimo wszystko na pierwszym miejscu było żarcie, na drugim zabawa, a ja ledwo co łapałam się na podium na słabym trzecim miejscu.
Zdjęłam jego derkę i odwinęłam owijki (wieczorem miał wcierkę rozgrzewającą, ponieważ dużo pracował na lonży z wypinaczami). Odrzuciłam sprzęt pod boks i wyprowadziłam go z niego na uwiązie. Był czysty. Dużo roboty wczoraj włożyłam w to, aby przypominał jako-takiego konia. No i udało mi się!

Wypuściłam go na mały piaszczysty padok. Sama usiadłam sobie na ogrodzeniu i patrzyłam jak młody cieszy się swoją wolnością. Najpierw się wytarzał, a potem zaczął galopować i brykać, a następnie ogierzyć się w kłusie do klaczy, stojących kilkanaście metrów dalej za ogrodzeniem. Podeszłam do niego i zacmokałam, aby zwrócił na mnie uwagę. Dałam mu cukierka i poklepałam go, gdy podszedł. Uśmiechnęłam się i ruszyłam do przodu. O dziwo, młody ruszył za mną, trącając mnie co jakiś czas pyskiem w rękę, tudzież w kieszeń. No tak. Materialista zupełnie jak jego pańcia. Z ciekawości podbiegłam trochę w przód. On, ruszył za mną. Zatrzymałam się, dałam mu nagrodę i pogłaskałam. Potem poganiałam go jeszcze trochę galopem i kłusem i sama porobiłam mu zdjęcia telefonem.

Gdy sprowadziłam go z pastwiska był tak mokry, że musiałam zaprowadzić go na myjkę i dokładnie spłukać. O dziwo, w ogóle nie boi się wody, czy szlaucha. Nigdy się nie bał. Po spłukaniu. Nasmarowałam mu kopyta i odżywką potraktowałam ogon. Takie dni, mogłyby się zdarzać częściej... No work, only relax! " xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blacky
Bywalec



Dołączył: 11 Sty 2009
Posty: 613
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Śro 6:51, 26 Sie 2009    Temat postu:

Relacja: zajeżdżanie (14 dni) - Carmabelle:

Etap I: Lonżowanie z ogłowiem i pasem
Dni: 1-3

Magic Dancer przyjął wędzidło bez większego problemu. Owszem, kiedy już zapięłam wszystkie paski od ogłowia trochę się zdziwił i zaczął językiem wywalać kiełzno z pyska, ale szybko się z tym oswoił. Na początku lonżowanie nie różniło się niczym od pracy na kantarze. Drugiego dnia zapięłam wypinacze i dodałam pas. Brykał. Brykał, to mało powiedziane. Myślałam, że zginę na round - penie w Star Horses i tak skończy się nasza historia. Ale daliśmy radę to opanować, Dancerowi udawało się nawet przepuszczać wędzidło i ganaszować głowę. Największy problem był z zapinaniem wypinaczy - ogier próbuje gryźć po rekach i strasznie się wierci. Jest po prostu niecierpliwy. Mamy nadzieje, że z czasem mu przejdzie i nie będzie już aż tak groźny dla moich rąk, na których aktualnie są co najmniej dwa duże siniaki. Typowy ogierek.

Etap II: Lonżowanie CD... no i siodło
Dni: 4-8

Tutaj był pewien problem. Specjalnie na to zajeżdżanie znalazłam z Noj Nojką jakieś stare, nie używane siodło, bo słusznie spodziewałam się komplikacji podczas tego etapu. Pierwsze dnia, gdy tylko założyłam mu siodło i ruszył stępem na lonży, wyskoczył z round - penu. Z lonżą, ogłowiem, siodłem - wszystkim. Jedno szczęście, że teren jest bezpieczny i Dancer tylko zadrapał się na nodze. Musiałam mu jednak dać jeden dzień wolnego, dlatego czas nieco nam się wydłużył. Kolejne próby były coraz bardziej pomyślne. Ostatecznie przyjął siodło i nie próbował go zrzucić.

Etap III: A co mi tam, trochę rozrywki - skaczemy luzem!
Dni: 9

Aby nie męczyć go cały czas chodzeniem w kółko, poprosiłam dziewczyny o pomoc i ustawiłyśmy Magicowi korytarz. Pierwszy raz miałam okazję przekonać się, jak pięknie pokonuje przeszkody. Naprawdę. Nie zrzucił ani razu, chociaż skakał szereg i na końcu przeszkody miały od 90 cm do 110 cm. Jest niesamowity! Widać w nim Arianina i Siwą także, tą grację i dynamizm w skoku. Mam nadzieję, że pod jeźdźcem będzie równie fenomenalny.

Etap IV: Wsiadamy...
Dni: 10-14

No i przyszedł czas aby dosiąść mojego cudownego rumaka. Na początku, ktoś trzymał go na lonży a ja delikatnie obciążałam jego grzbiet. Po jednym dniu obciążania zdeterminowałam się i wsiadłam. Byłam gotowa na istne rodeo - a było tylko trochę zdziwienia i totalny brak reakcji na to, co robiłam z wodzami. Mało skrętny. Ale wiem z reaguje na komendę "do przodu". Pod pretekstem byle łydki galopował pode mną na lonży. W końcu, dnia 14 zdecydowałam się pojeździć sama. Daliśmy radę. Chociaż w sumie to wszystkie stojaki i płoty na placu były nasze... taran gigant. Mam jednak nadzieję, że wkrótce zaczniemy dochodzić do porozumienia... Kiedyś musimy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aravey




Dołączył: 30 Lip 2009
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:13, 30 Gru 2009    Temat postu:

Koń: Magic Dancer
Trener/jeździec: Aravey
Rodzaj treningu: zapoznanie i lonża
Miejsce: SC, plac
Czas: 1, 5 h
Pogoda: dużo śniegu, lekki mróz, słonecznie


Przyjechałam do SC około południa. Zaparkowałam przed stajnią. Ostatnio napadało dużo śniegu i wszędzie porobiły się zaspy. Poszłam do siodlarni po kantar i uwiąz Dancer'a. Wzięłam jeszcze z samochodu sługa linkę na wszelki wypadek. Ruszyłam na pastwisko. Od razu poznałam kasztana. Przeskoczyłam przez płot i wyjęłam z kieszeni jabłko. Podeszłam powoli do konia. Ganiałam za nim jakieś 10 min, jednak nie dał sie przekupić. Zagoniłam go w kąt i odgrodziłam linką. Spojrzał na mnie wyraźnie niezadowolony. Przeszłam pod spodem wyciagając rękę z jabłkiem do konia. Kłapnął zębami chcąc mnie postraszyć. Podniosłam na niego głos i podeszłam bliżej. Kiedy chciałam założyć kantar zadzierał łeb do góry robiąc mi na złość. Przełożyłam uwiąz nad jego szyją i zaczęłam ja obniżać. Kiedy chciał dziabnąć upominałam go podniesionym głosem, a kiedy to nie działało dostał po pysku. Założyłam mu kantar i dopięłam uwiąz. Złapałam go krótko i odpięłam linkę. Wyszlismy z pastwiska i poszliśmy do stajni.

W drodze próbował mnie jeszcze sprawdzać szczypiąc za ręce, ale za każdym razem dostawał naganę. Przywiązałam go w stajni i poszłam po jego szczotki. Zaczęłam go czyścić. Przez cały czas miał uszy przyklejone do potylicy, ale już nic nie kombinował. Poszło dosyć szybko. Największy problem sprawiło czyszczenie kopyt bo przez cały czas próbował wyrywać nogi i kopac w boki. Kiedy dostał naganę uspokoił sie trochę bo chyba zauważył już, że to ja jestem szefem. Odniosłam szczotki i wzięłam z siodlarni ogłowie z nachrapnikiem angielskim, wędzidło zwykłe z zabawką, pas do lonżowania, wypinacze, jasnozielony czaprak i owijki, lonżę. Poszłam do konia obładowana. Założyłam mu ogłowie przy czym trochę się poszarpaliśmy i odczepiłam od niego wodze. Założyłam czaprak i pas do lonżowania, do którego dopięłam wypinacze. Jeszcze owijki, lonża, bat do lonżowania i idziemy na plac.

Kazałam iść Dancer'owi po dużym kole. Tulił cały czas uszy, ale już nic nie kombinował. Szedł żwawo, rytmicznym krokiem. Nie narzucałam mu na razie własnego tempa. Kiedy rozstępowałam go na obie strony kazałam ruszyć kłusem. Przeszedł do wyciągniętego kłusa i strzelił parę baranków. Zwolniłam go i zaczęłam uderzać ręką o udo wystukując rytm. Od razu sie do niego dostosował. Szedł wyciągniętym, sprężystym i rytmicznym kłusem. Może i trochę złośliwy, ale bardzo utalentowany koń. Potrzebował tylko osoby stanowczej, która nie pozwoli mu na wybryki. Zwolniłam trochę rytm i koń także zwolnił. Wypuścił głośno powietrze z chrap i zniżył łeb chcąc dotknąć śniegu. Wypinacze były jednak zapięte tak, żeby nie mógł sie tak schylić. Wydałam komendę "stęp". Ogier nie od razu to zrobił wiec skróciłam lonżę. Przeszedł do stępa spoglądając na mnie. Zmieniliśmy kierunek. Chwila stępa i kazałam mu zakłusować. Dotknęłam batem delikatnie jego zadu, aby przypomnieć mu o pracy nim. Wystukiwałam rytm bardzo powoli, aby zwolnił kłus. Szedł z wysoką akcją nóg, ponieważ śniegu było dosyć dużo. Całość wyglądała bardzo efektownie. Przeszliśmy do stepa i zmieniliśmy kierunek. Chwila stepa, potem kłusa i galop. Płynnie przeszedł do galopu. Tu zaczęła sie seria bryków, wyciągnięty galop i znów brykanie. Dałam mu się wyszaleć po czym zmniejszyłam trochę koło i zaczęłam wystukiwać wolniejszy rytm. Zebrał galop parskając. Parował z niego pot, nie robił za wiele, ale widać sie zmęczył. Chyba dawno nie pracował i miał kiepską formę. Przeszliśmy do kłusa i do stepa. Kilka zagalopować na obie nogi, rozkłusowanie i do stępa. Poluźniłam wypinacze i wręczyłam jabłko. Tym razem się na nie skusił. Kiedy był rozstępowany poszliśmy do stajni.

Zdjęłam z niego sprzęt i założyłam kantar i ciepłą derkę. Poklepałam go po szyi. Zaprowadziłam do boksu. Jak na razie nie próbował już żadnych sztuczek. Zobaczymy co będzie następnym razem. Uśmiechnęłam się i wyszłam ze stajni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aravey




Dołączył: 30 Lip 2009
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:26, 03 Sty 2010    Temat postu:

Koń: Magic Dancer
Trener/jeździec: Aravey
Rodzaj treningu: trening ujeżdżeniowy
Miejsce: SC, hala
Czas: 1 h
Pogoda: duży mróz, zachmurzone niebo, ślisko


Przyjechałam wieczorem do SC. Wyskoczyłam z samochodu i wskoczyłam szybko do stajni. Zamknęłam za sobą drzwi. Konie wyjrzały na korytarz i niektóre zarżały. Uśmiechnęłam się i weszłam do siodlarni. Wzięłam skrzynkę Magic Dancer'a i uwiąz. Ruszyłam do jego boksu. Stał przy tylnej ścianie i zajadał siano. Zawołałam go. Podniósł łeb i spojrzał na mnie, a po chwili znów zabrał się za jedzenie. Weszłam powoli do boksu, nie stawiając w zasięgu końskich kopyt. Podeszłam do niego dotykając łopatki. Odwrócił się do mnie z zębiskami i położonymi uszami. Zganiłam go i złapałam za kantar. Dopięłam uwiąz szybkim ruchem i pociągnęłam go w kierunku drzwiczek. Poszedł za mną cały czas wkurzony. Wiedziałam, że nic mi nie zrobi, a tylko chce postraszyć. Wyciągnęłam ze skrzynki szczotki i zaczęłam czyścić. Szybko poszło, tylko kurzu miał na sobie dosyć dużo. Problem był oczywiście z kopytami. Poszarpaliśmy się trochę, ale się udało. Odniosłam szczotki i wzięłam siodło ujeżdżeniowe, czaprak, owijki, ogłowie z nachrapnikiem angielskim i wędzidło oliwkowe z zabawką oraz derkę treningową. Osiodłałam szybko Dancer'a szarpiąc się przy ogłowiu, wzięłam jeszcze bata, o którym zapomniałam i ruszyliśmy na halę.

Zapaliłam światło i zamknęłam za nami dokładnie drzwi. Stanęliśmy na środku. Podciągnęłam popręg i wyregulowałam strzemiona. Odwiesiłam derkę na stojak do przeszkody i wsiadam. Magic ruszył kiedy ledwo włożyłam nogę w strzemię. Wskoczyłam na siodło i ściągnęłam wodze. Wjechaliśmy na ścianę. Wzięłam konia na delikatny kontakt na razie go nie zbierając i pozwoliłam mu iść własnym tempem. Po zrobieniu dwóch kółek wzięłam go na mocniejszy kontakt i nadałam własne tempo. Zaczęłam delikatnie pracować wewnętrzną wodzą i łydką. Na początku się buntował, ale potem zaczął lekko obniżać łeb. Zebrałam mocniej zewnętrzną wodzę. Co jakiś czas próbował jeszcze wyrwać wodze. Dalej pracowałam wodzami i łydkami i szedł już ładnie zganaszowany. Zmieniliśmy kierunek i zaczęliśmy kręcić wolty i serpentynki w stępie. Pilnowałam go łydkami, aby szedł ładnie wygięty. Nie miał akurat z tym żadnego problemu. Pokręciliśmy się w obie strony i kiedy wjechaliśmy na ścianę dałam łydkę do kłusa. Ruszył najpierw wyciągniętym kłusem i zagalopował strzelając serię baranków. Utrzymałam się w siodle, ściągnęłam wodze i zganiłam go głosem i batem. Zwolnił do kłusa. Kazałam mu przejść do stępa. Szedł z położonymi uszami wyraźnie wnerwiony. Zaczęłam go znowu zbierać. Ruszyliśmy wolnym kłusem na ścianie. Poklepałam go po szyi kiedy się uspokoił. Lekką łydką przypomniałam mu o pracy zadem. Nie było żadnego problemu. Zrobiłam półparadki, usiadłam w siodło i używając dosiadu i tylko delikatnie wodzy spróbowałam go zatrzymać. Przeszedł do stępa i kiedy zauważyłam, żę ma ochotę zrobić więcej kroków, zaparłam sie w siodle zatrzymując go. Wszystkie nogi równo. Ruszyliśmy dalej kłusem. Zmieniliśmy kierunek i zaczęliśmy się kręcić po hali robiąc wolty i serpentynki i różne ćwiczenia. Co jakiś czas zatrzymanie na prostej. Próbował walczyć na wodzy, ale kiedy zauważył, że to nie skutkuje dał sobie spokój. Po pewnym czasie kiedy znów się zatrzymaliśmy, odpuściłam chwilę i łapiąc znów kontakt dałam łydkę za popręgiem. Pomogłam sobie jeszcze wodzą i ze dwa kroczki do tyłu. Popróbowaliśmy kilka razy i potem szedł w tył już płynniej przy pomocy samego dosiadu. Poćwiczyliśmy jeszcze zmiany tempa. Przeszliśmy do stępa. Widać Dancer chętnie już by skończył bo zaczął iść coraz bardziej ślamazarnie. Przypilnowałam go łydkami. Znów zaczęłam pracować wewnętrzną wodzą i łydka. Opuścił łeb. Szliśmy żywiołowym stępem znów kręcąc wolty. Ruszyliśmy kłusem na ścianie, przed narożnikiem półparadki, a w narożniku zagalopowanie. Znów kilka baranków. Zebrałam go i zrobiliśmy kółko galopem po ścianie. Przeszliśmy do kłusa. Poklepałam go po szyi. W następnym narożniku znów zagalopowaliśmy tym razem wyciągniętym galopem. Pilnowałam konia cały czas, aby nie pozwalał sobie na wybryki. Zrobiliśmy dużą woltę pilnując wygięcia. Dancer cały się spienił. Wyjechaliśmy na ścianę i przeszliśmy do kłusa, a potem do stępa. Wyjechaliśmy ze ściany i zagalopowanie ze stępa. Zrobił ze dwa kroki kłusem i zagalopował. Zrobiliśmy kilka mniejszych wolt i półwoltę. "Przeskoczyłam" na drugie biodro i zmieniłam ustawienie łydek. Zrobiliśmy lotną i przeszliśmy do kłusa. Poklepałam spoconego konia po szyi. Kilka zagalopowań ze stępa i ze stój. Po krótkim odpoczynku znów ruszyliśmy galopem. Zaczęliśmy robić ósemkę na środku hali z przejściem do kłusa na środku, a potem zagalopowanie na drugą nogę. Tak kilka razy, a potem lotne. Wychodziło całkiem fajnie. Ładne wygięcie i zebranie. Przeszliśmy do kłusa. Poklepałam konia porządnie i na luźniejszej wodzy rozkłusowanie. Przeszliśmy do stępa. Złapałam wodze za sprzączkę i wyjęłam nogi ze strzemion. Podjechaliśmy po derkę i założyłam ją na Dancer'a. Jada po ścianie postanowiłam spróbować jeszcze żucie z ręki. Nie pracując łydkami zaczęłam mocno pracować dosiadem, wodze złapałam krócej jedną ręką odstawiając ja do wewnątrz. Po chwili ogier zaczął obniżać łeb i wyciągać wodze. Poluźniłam je trochę i tak dalej. W końcu kiedy miał łeb bardzo nisko poklepałam go i skończyłam. Łeb uniósł trochę wyżej. Kiedy był już rozstępowany na obie strony zsiadłam. Wyjęłam cukierasa z kieszeni i dałam mu go. Zjadł go łapczywie pierwszy raz w mojej obecności stawiając uszy. Poluźniłam popręg i zwinęłam strzemiona. Zgasiłam światło i poszliśmy do stajni.

Na korytarzu założyłam mu kantar na szyję i przypięłam uwiąz, który był przywiązany do kart boksu. Rozsiodłałam go i odniosłam sprzet do siodlarni. Założyłam Dancer'owi kantar na głowę i wprowadziłam do boksu gdzie natarłam go słomą. Poklepałam i dałam jeszcze jabłko. Uśmiechnęłam się i wyszłam ze stajni.

Jestem bardzo zadowolona z tego konia. Zawsze będzie z niego zadziora, ale kiedy pozna człowieka i będzie wiedział, że z nim "bawić" się tak nie może, nie będzie wredny ani agresywny. Ma chłopak talent i mam nadzieję, że nie zostanie zmarnowany. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rastamanka




Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:43, 30 Sty 2010    Temat postu:

Koń: Magic Dancer
Trener/jeździec: Rastamanka
Rodzaj treningu: trening zapoznawczy, lekkie skoki
Miejsce: SC, hala
Czas: 1, 5 h
Pogoda: dużo śniegu, lekki mróz, słonecznie


Po wyjechaniu z Rancza, pojechałam do domu, przebrałam sie i pojechałam do SC. Czym prędziej wysiadłam z auta, gdyż było tak zimno, że jak najszybciej chciałam się znaleźć w stajni. Otworzyłam drzwi do stajni, weszłam i zamknęłam je za sobą. Poczym weszłam w głąb stajni. Konie od razu zaciekawione wyjżały na korytarz. NIe które nawet rżały. Podeszłam do Magic Dancera i otworzylam jego boks. Weszłam wymawiając jego imię i pogłaskałam go po szyji, po czym przytuliłam się. Następnie dałam mu smakołyka z kieszeni, poklepałam go i poszłam do siodlarni. Wzięłam jego skrzynkę i cały sprzęt. Jakos doczłapałam się z tym pod jego boks. Siodło powiesiłam na wieszaku a ogłowie przeżuciłam przez tylni łek. Wzięłam uwiąz i kantar jego skrzynki i wchodząc do boksu założyłam mu go. Następnie wyprowadziłam konia na korytarz i przewiązałam go do kółka na węzeł bezpieczny. Następnie schyliłam się sięgając plastikowe zgrzebło. Podeszłam do konia z lewej strony i wyczyściłam go z wszelkich zaklejek. Następnie prawa strona.
Ja- oj ty brudasku brudasku. - powiedziałam. Koń obejżał sie na mnie i westchnął. Odłożyłam zgrzebło i wzięłam szczotkę z włosia i wyczyściłam go z kurzu. Później sięgnęłam po grzebyk i rozszesałam mu grzywę po czym zaplotłam mu koreczki. Zostawiłam tylko grzywkę, gdyż ma ja uroczą. Pocałowałam go w nosek i poprosiłam go o prawe przednie kopytko. Wyszyściłam je kopystką którą wzięłam odkładając szczotke z włosia. Następnie prawe tylnie kopytko, lewe tylnie i lewe przednie. Wyszyściłam wszystkie starannie i dokładnie. Następnie powyciągałam z ogona słomę i rozczesałam go palcami. Nastepnie podciągnłam bryczesy i podeszłam do siodła. Odczepiłam czaprak i położyłam go pierwszego na grzbiecie wierzchowca. Potem żel i siodło. Podpięłam to wszystko popręgiem. Następnie wzięłam ochraniacze z jego skrzynki i założyłam mu je. Na koniec rozczepiłam ogłowie i przeżuciłam wodzę przez szyję konia. Zciągnłęam mu kantar i położyłam go na skrzynce, wzięłam ogłowie do prawej ręki i włożyłam wędzidło do pyska konia. Nastepnie przełożyłam uszy przez zaczułek. Chociaż próbowałam ale konik ten nie lubi jak się mu uszy dotyka. Ale jakosdałam radę. Następnie pobiegłam jezcze do siodlarni i wzięłam bata oraz derkę. W drodze założyłam kask i zapiełam oficerkę. Podeszłam do konia i złapałam za wodze po czym przeżuciłam derkę przez niego. Się trochę spłoszył, ale uspokoiłam go szybko i poszliśmy na halę.


Zapaliłam światło i weszłam mniej wiecej na środek hali. Podciągnęłam popręg, wyregulowałam strzemiona. Podeszłam do stołka i wsiadłam na konia. Poklepałam go i dałam trochę łydki. Nie zgążyłąm wsadzić nog w strzemina koń bryknął. Przytrzymałam sie kolanami jednak było juz blisko ziemi xD. Podjechałam do stojaka i powiesiłam na nim derkę. Złapałam leciutki kontakt z pyskiem i pozwoliłam koniu sfobodnie iśc stępem. Po kilku kółkach stępa zebrałam wodzę i nadałam koni własne tępo. Zaczęłam rozluźniac konia, jednak ten chyba nie czuł moich znaków. Raz zacisnęłam mocniej wodzę i przyłozyłam mocniejszą łydkę. Zaczął podnosić łeb ku górze jednak powoli zaczął odpuszczać i schodizć łebkiem w dół. Po 2 kółkach rozluźnienia zrobiłam półwoltę i zmeniłam ustawienie konia. Po udanym kółku w odpuszczeniu dałam Dancerowi sygnał do zakłusowania. Oczywiście pierwsze co zrobił prz zakłusowaniu to podniósł wyzej łeb. Cały sztywny w szyji i tak szedł, jak jakiś kogut. Pracowałam z nim na woltach i zaczął sielepiej wyginać i w końcu za którymś razem odpuścił. W końcu. Złapałam troszeczke mocniejszy kontakt i kłusowałam dalej. Na woltach starałam sie go bardzo mocno wyginać i działającą łydką nadawać tępo. Oddałam mu troszeczkę wodzy i wyjechalam na wolte. oczywiście konik wyczół i uciekł dalej niżmiał skręcić. Szybko cofnęłam łydkę i jeszcze podkoniec podstawił zad. Na następnej wolcie juzgo przypilnowałam i zrobił to jak mu kazałam. Zmieniłam kierunek przez półwoltę i dalej wygięcia. Koń był tak uparty ze przez jedno kółko w ogóle nie chciał zmienic ustawienia. Dpiero jak przeszłam do stępa i ponownie zakłusowałam zmienił je. Starałam się używać jak najmniej wodzy i wiecie co nawet czasami to skutkowała. Na 3 woltach zrobił mi żucie z ręki. Byłam w szoku. Po kilku kółkach z woltami przeszłam do stepa i poklepałam konia. Po trzech kółkach odpoczynku konia. Wyjechałam na ścianę i ponownie zakłusowałam. Łepek w dół i wykonywaliśmy różno rode ćwiczenia na skracanie i wydłużanie chodów. Na któtkiej ścianie zwolnienia na długiej wyciągnięcie. I tak przez 3 kółka. Następnie zmieniłam kierunek i przejechałam przez drążki leżące na ziemi. Cavaletti. Wykierowałam go na środek i dokłądnie przed samymi drążkami zrobiłam półsiad. Dancer podniósł wysoko nogi. Bardzo dobrze - powiedziałąm klepiąc gopo łopatce. Najeżdzałam na nie kilka razy poczym zmieniłam kierunek ijeźdizłam je z drógiego najazdu. PO kilku przejazdach, przeszłam do stępa i pochwaliłamkonia dajac mu cukerka. PO 5 minutach luźnego stępa zmieniłam kierunek, zebrałam konia, zakłusowałam. Na narożniku usiadłam w siodło i zagalopowałam. Zchodżąc łebkeim poczułam że cos jest nie tak. I nagle wyrwał mi z dłoni wodze podciągnął łeb w dół i zasadził z zadu piękengo barana. no cóż, zleciałam. Hmmm/. złapałam go i wsiadłam jeszcze raz. Zagałopowałam i zebrałaam go. trzymałam go namocniejszym kontakcie choc wypuszczałam powolutku owdze z palców. Następnie zmieniłam kierunek przez przejście do kłusa. i znów. Galop. pampam pampam pampam. Łydką ciągle nadawałam mu tępo. Po 5 kółkach przeszłam do kłusa i od razu bez pośrednio najechałam na stacjonatke ze wskazówką. Dancer świetnie naskoczył na wskazówkę a jego wybicie było fenomenalne. Ponad 60cm nad przeszkodą. Chułam normalnie jak jego ciało wygina sie w łuk. No niesamowite. Później skoczyłam to jeszcze raz i jeszcze. Potem takigo okserka 100cm. NO niewiarygodne był to co on robił nad przeszkodą. Jeszcze nigdy nie widziałam takiego konia. Następnie zeszłam z konia i podwyższyłam przeszkody na 120cm. Nie miałam co się z tymi pierdułkami meczyć. A wiec 120cm. Jak powiedziałam. Najpierw stacjonata z galopu. Fule przed oddałam mu już wodzę czując jak juz robi naskok. Później bezpośrednio najechałam no oksera. Koń się świetnie pociągnął. I oczywiscie miał ok.30-40cm zapasu nad sobą. To nam na dzis starczy. Puściłam mu owdze i poklepałamz dwóch stron po czyji. Podjechałam po derkę zatrzymalam konia i zeszłamz niego po czym założyłam mu derkę z ziemi./ Zciągnęłam my wodzę z szyji i pochodziłam z nim w ręku. Zmieniałam kierunki i chodizłam z nim przez dobre 20 minut. Później otworzyłma drzwi wyprowadziłam konia z hali i zgasiłam śwaitło. Poczym zamkneła drzwi na halę.


Weszłam do stajni i poszłam pod boks Magic Dancera. Odsłoniłam siodło z pod derki zostawiając ją na zadzie konia. Odpięłam popręg i zciągnęłam siodło z jego grzbietu. Następnie zapiełam mu derkę. Zciągnęłam ochraniacze i włożyłam je na miejsce. Następnie odpiełam mu nachrapnik i podgardle i zciągnęłam mu ogłowie. Szybko położyłam je na siodle i założyłam mu kantar i uwiąz. Z jego skrzynki wyciągnęłam kopystkę i ponownie wyczyściłam mu kopytka. Następnie jeszcze schyliłam się po smar do kopyt i szybko przesmarowałam mu wszystkei cztery kopyta. Rozplątałam mu koreczki i rozczesałam grzywę i ogon. Podziękowałam mu za doskonały trening kilkoma smakołykami i mocno go poklepałam. Pozbierałam sprzęt i odniosłam go do siodlarni. Następnie szłam w kierunku wyjścia i otworzyłam drzwi do stajni. Przeszłam przez nie i szybko do auta. Odpaliłam je i pojechałam do domu.


Jestem bardzo zadowolona z tego konia. Bardzo mi poprawił samopoczucie. Naprawdę nie spodziewałam się tego po nim. Jest cudowny, utalentowany skoczek. CHocdziś nie pokazał wszystkiego co potrafi, bo myśłeże go stać na wiele wiele wiecej. Smile
Podsumowując : JEST ŚWIETNIE !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 13:57, 22 Wrz 2010    Temat postu:

Dziś przyszłam nastawiona na trening z dość trudnym koniem - Magic Dancerem. Kasztan stał na korytarzu, uwiązany i czyszczony przez Carrot.
-Hej! Dzięki za wykonanie za mnie części pracy - Powiedziałam witając się z rysualką.
-Ależ proszę Cię bardzo Wink Idę ustawię Ci jeszcze przeszkody - Oparła puszczając oczko.
-Dzięki! - Krzyknęłam za nią i spojrzałam na ogiera. Rudy patrzył się na mnie wilkiem, jednak bez wahania podeszłam, pogładziłam go po szyi i ogłowie, następnie wzięłam miękką szczotkę i dokończyłam czyszczenie. Potem odłożyłam ją do skrzynki, wzięłam grzebień którym rozczesałam jego grzywę oraz ogon a na koniec kopystką wyszorowałam kopyta. Miałam z nimi drobne problemy, bo Magic najwyraźniej nie chciał współpracować. W końcu jednak osiągnęłam cel i zabrałam się za siodłanie. Wsadziłam na ogra siodło skokowe, komplet ochraniaczy i meksykana z zwykłym wędzidłem. Wyszykowałam też siebie i idziemy przed stajnię. Dociągnęłam popręg, ustawiłam strzemiona i podprowadziłam kasztana przed schodki. Weszłam na nie, następnie na konia i przyłożyłam lekko łydki.
Rozgrzewka była tradycyjna - stęp, kłus, galop wpierw po śladzie, potem ciągle jakieś wolty, wężyki, przejścia, drągi etc, by rudy się pozbierał i skupił na robocie. Z początku było ciężko, ogier wyraźnie podkreślał własne zdanie, często sprzeczne z moim. Mimo to w końcu, po dobrej rozgrzewce, kilku ostrych spięciach i buntach ogier poddał się i skupił na pracy, a nie sprzeczaniu się. Był ambitny, wysoko podnosił nogi nad drągami. Dla rozskakania pokonaliśmy kilka razy parkurek z przeszkodami między 50 a 100 cm. Magic ładnie skakał, dobrze wymierzał odskok i wyraźnie się starał. Najlepiej nam się skakało metrówki - rudy po prostu przefruwał nad nimi. Zadowolona poklepałam konia i chwila odpoczynku w stępie.

soon


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 9:41, 01 Lis 2010    Temat postu: Sprawozdanie z 1 tygodnia pracy

Data:01-07 Października

Dzień 1:
Lonża na wypinaczach, raczej luźniejsza, rudy musiał popracować trochę zadkiem, poustawiać się, było kilka drążków ale ogólnie bez większych wyczynów. Było sporo buntów, jednak po ustaleniu hierarchii ogier zaczął naprawdę świetnie chodzić. Coś czuję, że ten tydzień poświęcimy ujeżdżeniu, a potem się naskaczemy.

Dzień 2:
Dziś już wsiadłam. Na dzień dobry przy próbie pozbierania seria dość ostrych buntów, które kończyły się sprzeczkami. Potem jednak rudy odpuścił i stopniowo zaczął wykonywać coraz większą ilość moich poleceń za sugestią, a nie przymusem. Oczywiście było jeszcze kilka sprzeczek, ale ogólnie trening uważam za dobry - jak na początek. Pod koniec miałam pozbieranego i posłusznego konia, który jednak zdawał się coś kombinować. Kłusy na początku kiepskie, potem już bardzo ładne, galopy najgorsze - rudy uwieszony na wędzidle, seria buntów, bryków itd, ostatecznie na sam koniec udało mi się nakłonić ogiera do w miarę ładnego galopu. Mimo to ten element jest naszą najsłabszą stroną.

Dzień 3:
Znów w siodle. Praca głównie nad kołami, wygięciami i przejściami, choć chyba najwięcej uwagi poświęciłam dziś galopowi. I osiągnęłam swój cel - udało mi się pozbierać i ogarnąć Dancera, choć wymagało to dużo wysiłku, masy sprzeczek i buntów. Chyba rudzielec zaczyna rozumieć, że nie ze mną takie numery. Kłusy już coraz ładniejsze, stęp prawie idealny, początek jazdy mniej buntowniczy. Przejścia niedopracowane, dopiero pod koniec treningu Magic zaczął dobrze reagować na pomoce. Wygięcia ładne, są mocną stroną kasztana. Ogólnie jestem zadowolona, bo szybko się posuwamy do przodu.

Dzień 4:
Dziś praca nad przejściami i galopem ciąg dalszy. Magiczny przestał się buntować, ładnie reagował na pomoce i chętnie się zbierał. Chyba zrozumiał, że nie ma czasu na tego typu gierki. Przy galopie kilka bryknięć, raz mnie wywiózł, ale potem już bardzo ładna praca. Zaczynamy się coraz lepiej dogadywać. Przejścia o wiele lepsze, po dłuższej chwili ćwiczenia wychodziły nam należycie. Galop ładny, ogarnięty prawie od samego początku. Wygięcia ładne i dobra praca na lekkim kontakcie. Było kilka drążków w kłusie, ale tylko kilka przejazdów. Po treningu masa pyszności w nagrodę i popas na pobliskiej łące.

Dzień 5:
Postanowiłam spróbować pierwszych programów. Od razu zabraliśmy się za L-3. Na rozgrzewce kilka sprzeczek, potem jednak już ładna praca. Program z początku nam zupełnie nie wychodził, nie mogliśmy się dogadać. Potem jednak, przejazd po przejeździe radziliśmy sobie coraz lepiej. W końcu trening zakończyłam po 1,5 h pracy (łącznie z rozgrzewką). Byliśmy zmęczeni, ale zadowoleni (przynajmniej ja). Magic dobrze sobie radził, myślałam, że będzie gorzej. Ten koń ciągle mnie mile zaskakuje. Niestety czasami uwieszał się na wędzidle i stawiał pewne opory, jednak zawsze znalazł się jakiś sposób na pokonanie ich.

Dzień 6:
Dalej wałkowaliśmy program L-3. O wiele lepiej. Dancer praktycznie wcale się nie buntował, ładnie przechodził od elementu do elementu, przejazdy były płynne i dobrze wykonane. Spróbowaliśmy też naszych sił w L-4. Bardzo dobrze. Dwa przejazdy i na chwilę w teren. Wyszaleliśmy się na łąkach w pełnym galopie, skoczyliśmy 2 razy malutkie kłody i po ochłonięciu do domu. Sądzę, że możemy spróbować naszych sił w zawodach.

Dzień 7:
Przejechałam z Magicznym kilka razy L-4 i L-5. Ogier dobrze się sprawuje, ogarnął się, schudł kilka dziurek i przestał stawiać taki ogromny opór. Nie sądziłam, że jakikolwiek koń jest w stanie tak szybko się zmienić. Owszem, jeszcze trochę pobrykiwał na początku, jednak szybko dało się go pozbierać do kupy i wykonać ładny przejazd. Żucia z ręki były świetne, wygięcia także, przejścia dobrze wykonywane. Jedyną wadą była jego nadpobudliwość w trakcie nieruchomości. Jednak po dłuższym czasie młody zaczął się kontrolować i ładnie stać nieruchomo. Na pewno jesteśmy gotowi na pierwsze starty w L-ce.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 9:43, 01 Lis 2010    Temat postu:

Tytuł: Skoki - kontrolowanie tempa najazdu
Data: 14 Paź 2010
Opis:
Postanowiłam popracować dziś z Magicznym nad najazdami. Często zdarzało się, że po naprostowaniu Rudego traciłam kontrolę nad resztą najazdu. Gdy przyszłam zastałam panierowanego kasztana przy bramce padoku, skubiącego się z Kolorowym.
-Eh, chłopaki - Westchnęłam i z uwiązem w ręce poszłam po ogiera. Magic sam nie wiedział, jak zareagować na moją osobę. Wpierw tak jakby się ucieszył, jednak po chwili groźnie skulił uszy i odsunął się, gdy próbowałam złapać go za kantar.
-No, młody. Bez przesady - Powiedziałam pewnie chwytając konia i zapinając na uwiąz. Zaprowadziłam przed boks i uwiązałam. Wyciągnęłam szczotki i szybkimi, zamaszystymi ruchami zaczęłam oczyszczać jego sierść z sporej warstwy brudu. Szło opornie, Dancer ciągle się wiercił, jednak po kilku uwagach stanął spokojnie. Nogi podał ładnie, choć miał pewne opory przed podaniem przodów. Pochwaliłam ogiera za dobre zachowanie i sięgnęłam po ochraniacze. Odziałam w nie suche nogi Rudego, następnie chwyciłam wiszący nieopodal oliwkowy czaprak i ułożyłam na grzbiecie konia, na który potem ułożyłam futerko i siodło skokowe. Do niego przypięłam popręg z fartuchem i na chwilę zostawiłam luźno wiszący, by założyć Magicznemu ogłowie. Zdjęłam mu kantar z głowy, na szyję zarzuciłam spięty napierśnik i wodze, następnie podałam ogierowi kiełzno. Ładnie je przyjął i pozwolił sobie założyć resztę ogłowia. Pozapinałam paski, napierśnik przypięłam do siodła, jego ucho przełożyłam przez popręg, który następnie zapięłam na pierwszą dziurkę. Sama siebie odziałam jak należy i dociągnęłam popręg z prawej strony ogiera i wyszliśmy na dwór. Pogoda dopisywała, więc skoki miały się odbyć na maneżu. Tam też zatrzymałam Rudego. Dociągnęłam popręg, opuściłam strzemiona i wgramoliłam się na olbrzyma.
Ruszyliśmy stępem swobodnym. Przez pierwsze 3 okrążenia dałam Rudzielcowi luźną wodzę, potem zaczęłam brać wodze na kontakt i zbierać buntownika. Magiczny mimo swojej wrednej natury ładnie się pozbierał przyjął kontakt i chętnie wykonywał moje polecenia. Najprawdopodobniej w ciągu ostatniego tygodnia zrozumiał, że u mnie buntownicza postawa niewiele zdziała. Jak zwykle były problemy z chodzeniem w lewo - Dancer wyginał się za zewnątrz i czasami zbaczał ze ścieżki, nie wykonywał ładnych zakrętów, więc by go lepiej rozgrzać na tą stronę wjechaliśmy na duże koło. I już był pierwszy bunt - Ogier chciał iść po ostrym łuku lub prosto, nie miał najmniejszej ochoty iść w lekkim wygięciu. Korygując ciągle jego postawę w końcu uzyskałam chwilowe wygięcie po lekkim łuku. Od razu poklepałam kasztana i dalej pracujemy. Wkrótce Magic rozgrzał się dobrze, porozciągał i uelastycznił na lewo. Ładnie się wyginał na zakrętach a na prostych nie chodził ustawiony na zewnątrz. Pojeździliśmy jeszcze trochę w stępie, ćwicząc żucie z ręki, zatrzymania, cofania i ruszenia w obie strony, aż w końcu czując, że kasztan jest w pełni rozgrzany przyłożyłam łydki do kłusa.
Bardzo ładne, płynne przejście w wyraźny, swobodny kłus. Zrobiliśmy z 3 okrążenia w jedną stronę i zmiana kierunku. Znów pewne trudności na lewo, więc po 2 okrążeniach wyjechaliśmy na duże koło i to samo co przedtem. Magic szybko się ogarnął, rozciągnął i uelastycznił, przestał też napierać tak na wędzidło (było to znośne, dawał sobą kierować, ale po dłuższym czasie jeźdźca bolały ręce) i naprawdę fajnie chodził. Powyginaliśmy się na różnych serpentynach, slalomach, kołach itd, porobiliśmy kilka przejść i przejeżdżaliśmy przez cavaletti.
Rudy widząc drągi przyspieszał i tracił ze mną kontakt, więc naprowadzałam go tylko, gdy był w pełni pozbierany i skupiony, nie przechodziłam w półsiad. Było kilka sprzeczek, gdy mimo moich sygnałów przyspieszał, potem jednak w miarę się opanował. Po dłuższym czasie przejeżdżania tak przez cavaletti Rudzielec przestał się tak napalać i zwrócił swoją uwagę na mnie.
Pochwaliłam go od razu i z kłusa koperta 40 cm. Z początku napalał się strasznie, napierał na wędzidło i koniec współpracy. Kiedy mu się dostało spokorniał, ale ciągle przyspieszał kroku i napierał na wędzidło. Dopiero przy trzecim podejściu udało mi się ładnie go naprowadzić spokojnym kłusem. Po udanych kilku skokach poklepałam go i poczekałam aż stajenni zamienią kopertę w stacjonatę 50 cm. Zabroniłam ruszać wskazówki, nie wiem, co by się stało jakby jej nie było. Gdy już wszystko było poprawione spokojnym, pozbieranym kłusem nakierowałam Dancera na środek stacjonaty. Ogier, jako, że jest koniem ambitnym wysadził susa już przed wskazówką traktując przeszkodę jako szeroki okser. No to jeszcze wolniejszym i całkowicie pobieranym kłusem, pilnując, by nie zmieniał tempa choć odrobinkę naprowadziłam konia jeszcze raz. Udało się skoczyć jako stacjonatę, jednak tuż po wskazówce wyfrunął z takim impetem, że wylądowałam na szyi. Szybko wróciłam w siodło i jeszcze raz. Kłus, spokojny, zrównoważony, hop wskazówka i HOP stacjonata.
-Tak! O to chodzi! - Powiedziałam klepiąc kasztana, który mimo iż wywalił na ponad metr, to skoczył jak należy. Najechałam jeszcze raz. Znów dobrze, no to ostatnie podejście, już nie pilnowałam ogiera tak bardzo. Spokojnym kłusikiem podejście do przeszkody, hop wskazówka i hop stacjonata. Poklepałam kasztana, który skoczył tak, jak powinien skakać. Ani nie wywalił na pół metra wyżej niż trzeba, ani nie wysadził jak na oksera, tylko ładnie, spokojnie pokonał przeszkodę.
Wróciliśmy na ścianę i zagalopowanie z lewej nogi. Oczywiście kilka bryknięć, kwiknięć, buntów, jednak potem ładny, okrągły galop. Nie cieszyłam się jednak nim długo. Po kilku dobrych foule ogier naparł mocno na wędzidło i skręcił do środka kierując się wprost na dużego oksera 150, którego ostatnio skakałam na Wiarze. Mocno usiadłam w siodło, ściągnęłam wodze jak tylko mogłam i spróbowałam wykręcić kasztana w bok. Cudem uniknęliśmy nieplanowanego skoku. Zdenerwowana wzięłam Magica na mocny kontakt i nakazałam galopować po malutkim kole, póki się nie ogarnie. Rudzielec dość szybko zrozumiał, że źle się zachowuje i zaczął chodzić jak należy. Rozprężyłam go w takim dobrym, ogarniętym galopie w obie strony, po czym zaczynamy skoki.
Wolniutkim, pozbieranym galopem nakierowałam Magicznego na skakaną już wcześniej kopertkę. Foule przed samą przeszkodą ogier wystrzelił jak strzała i wykonał ogromnego susa łącząc wskazówkę z stacjonatą. Mało z niego nie zleciałam, jednak gdy wróciłam w siodło szybko ogarnęłam galop i praktycznie w tempie stępa nakierowałam Rudego na przeszkodę. Tym razem ogier pokonał wskazówkę, jednak na kopertę wybił się tak, jakby miała ona przynajmniej 100 cm. Po lądowaniu ogarnęłam rumaka i jeszcze raz. W końcu oddaliśmy poprawny, w pełni kontrolowany skok. Pochwaliłam ogra i próbujemy wykonać lotną. Udało się, chociaż przypłaciłam za to serią mocnych bryknięć, jednak szybko udało mi się przywrócić Rudzielca do porządku.
Takie same ćwiczenia wykonywaliśmy jeszcze na stacjonatach między 50 a 80 cm.


soon


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 9:44, 01 Lis 2010    Temat postu:

Tytuł: Skoki - praca nad zachowaniem na parkurze
Data: 18 Paź 2010
Opis:
Dziś chciałam z Magicem popracować nad powodowaniem między przeszkodami. Miało być to swego rodzaju przygotowanie do zawodów. Gdy z całym potrzebnym sprzętem przyszłam akurat pił wodę. Poczekałam aż skończy, następnie wyprowadziłam i uwiązałam. Wyczyściłam go dokładnie, sprawował się coraz lepiej, nie mogłam temu zaprzeczyć. Owszem, czasem nie chciał podawać nóg i wiercił się, ale było o wiele lepiej niż kiedyś. Gdy już błyszczał złożyłam mu siodło skokowe z pełnym czaprakiem, ogłowie z nachrapnikiem meksykańskim i ochraniacze. Sama włożyłam kask, rękawiczki, a w dłoń wzięłam palcat. Tak odziani ruszyliśmy na halę.
Na miejscu dociągnęłam popręg, opuściłam strzemiona i wsiadłam. "Coraz lepiej mi to wychodzi" Uśmiechnęłam się do siebie. Na miejscu mieliśmy już ustawiony parkur 80 cm, który stopniowo miał być podwyższony do 100 cm następnie do 110 m oraz kilka pojedynczych przeszkód na rozgrzewkę. Ruszyliśmy stępem miedzy nimi. Z początku na luzie potem zaczęłam zbierać kasztana i nakazywać coraz większą pracę. Magic dość szybko przestał się buntować i ładnie pracować. Po 10 minutach stępowania dociągnęłam popręg i kłus. Na rozgrzewkę wyginamy się w różne strony, kilka przejść i drążki. Ogr bardzo dobrze się sprawował, machał łapsami bardzo wysoko, jego ambicja wyraźnie dawała o sobie znać. Skoczyliśmy kilka razy kopertkę 40 cm. Przy 2 pierwszych razach Rudy uciekł mi z pod kontroli i poleciał na łeb na szyję, potem już skakał rozważniej i spokojniej. Przy zagalopowaniach jak zwykle trochę pobrykał, potem kilka lotnych (póki nie przestał po nich urządzać mini-rodeo) i skaczemy. Po razie na nogę kopertka - bardzo ładnie, spokojne i bliskie podejście, potem stacjonata z desek 60 cm. Magic raz wyskoczył na ponad metr w górę, jednak ładnie, blisko,spokojnie do niej podszedł. Następne 2 razy z tej i 3 z drugiej nogi były już wykonane wzorowo. Po stacjonacie wykonaliśmy po 2 skokach na nogę przez oksera 80 x 70. Magiczny najwyraźniej zaczął się ogarniać, ponieważ przestał napalać się tak na przeszkody i słuchać jeźdźca, chociaż zdarzało mu się wyrywać dzikim galopem nie raz z brykami po przeszkodzie. Gotowi na przejazd parkuru przeszliśmy na chwilę odpoczynku w stęp. W międzyczasie przypomniałam sobie parkur:
1. doublebarre 80 cm
2. szereg: stacjonata 80 cm (1 foule) stacjonata 80 cm (2 foule) okser 80 x 70
3. pijany okser 80 x 50 cm
4. murek 80 cm
5. piramida 70/80/70
6. szereg: stacjonata 85 cm (2 foule) triplebarre 60/70/80 x 130
7. wachlarz 80 cm
Zagalopowaliśmy z lewej nogi i spokojnym, pozbieranym galopem najazd na doublebarre. Rudy ładnie, blisko podszedł do przeszkody i skoczył z sporym zapasem. Po wylądowaniu wyrwał do przodu, jednak szybko udało mi się go przywrócić i nakierować na szereg. Czując, że się napala przytrzymałam mocniej na wodzy i spokojnie podprowadziłam blisko stacjonaty. Ładny skok, po nim mocno skrócone jedno foule (gier ma bardzo duże, musiał się mocno skrócić, by zmieścić) druga stacjonata. Elegancko, jak należy, potem wyrwał do przodu i zamiast 2 foule, było jedno i skok z piątej nogi. Postanowiłam powtórzyć przejazd. Przed początkiem szeregu mocne przytrzymanie i 2 pierwsze skoki bardzo ładnie, potem udało mi się wcisnąć 2 foule i łagodny skok przez okser. Po lądowaniu ostry zakręt w lewo, o prawie 180 stopni, naprostowanie na pijanego oksera i wysoki, asekuracyjny skok. Podczas skoku zmiana nogi na prawą, po lądowaniu poklepałam ogra i natarcie na murek. Bliskie podejście i ładny, spokojny skok. Poklepałam Magicznego i zwrot na piramidę. Przytrzymałam napalającego się już rudzielca i hop! Ładny, dobry stylowo skok, po którym zmiana nogi i z lewej natarcie na drugi szereg. Spokojne, kontrolowane podejście do stacjonaty, lekki i płynny skok, potem 2 normalne dla ogiera foule i triplebarre. Dancer oddał mocny, długi skok, wyciągnął się i pokonał przeszkódkę na czysto. Po triplu 4 foule i wachlarz. Magic z początku przystopował, potem jednak skoczył i chwilę pogalopowałam wisząc na jego szyi jak koala. Gdy się zatrzymał stanęłam na ziemi, wsiadłam i zagalopowanie, by jeszcze raz skoczyć nową przeszkodę. Spokojny, pełen kontroli najazd, mocna łydka i dobry, wysoki skok. Poklepałam ogra i na chwilę do stępa, póki stajenni nie podwyższą parkuru.
Gdy już wszystko było gotowe zagalopowałam z lewej nogi i jedziemy. Bliskie, pewne podejście do doubla i ładny, lekki skok. Gdy pojechałam dalej stajenny już podwyższył przeszkodę o 10 cm. Jedziemy na szereg. Mocno skróciłam galop Rudzielca i spokojne, bliskie podejście, mocne wybicie na sacjonatę, następnie jedno krótkie foule i druga stacjonata, po niej 2 foule i okser. Wszystko oczywiście z zapasem. Przy mocnym zakręcie bunt, cofanie, kilka bryknięć i prawie wywózka. Udało mi się jednak zapanować nad buntownikiem i nakierować spokojnym, wolnym galopem na "pijaka". Wysoki skok, ogier nadal miał duży dystans do tej przeszkody. Nad okserem miała być zmiana nogi, jednak nie wyszło, więc lotna, a to wiązało się z bukietem bryków. Gdy już opanowałam młodzieńca wykierowałam na murek i ładny, lekki skok. Ostry zakręt (już udany) i piramida. Ładny skok z zapasem i baskilem, po czym zmiana nogi i w lewo na szereg. Stacjonata wysoko skoczona, ale z krzyża, tripl już w porządku. Mimo swoich rozmiarów nie sprawiał ogierowi trudności. Na koniec spokojnym galopem bliskie podejście do wachlarza. Ładny skok z zapasem.
-Tak! O to chodzi! - Powiedziałam chwaląc ogiera. Przeszliśmy do stępa złapać oddech. Gdy parkur był gotowy zagalopowanie i nieco żywszym, ale ciągle kontrolowanym galopem najazd na doublebarre mające już 90/110 cm. Magic ładnie podszedł do przeszkody, pokonał ją, jednak po lądowaniu wyrwał przed siebie. Wykręciłam go na małą woltkę i dopiero kiedy się ogarnął nakierowałam go na szereg. Bliskie podejście do stacjonaty i ładny skok, potem jedno foule i o mały włos a by była zrzutka - cudem się zmieściliśmy. Po drugiej stacjonacie dwa foule walki i skok z krzyża. Po przeszkodzie kilka mocnych półparad i dopiero ogarnięci skierowaliśmy się na pijanego oksera. Dobry, wysoki i szeroki skok z świetnym baskilowaniem i złożeniem podwozia. Poklepałam ogiera, który grzecznie nie zmienił tempa, nie wyrwał do przodu i jedziemy na mur. Ogier nieco wystraszył się masywnej przeszkody i skoczył z tupnięcia, bardzo asekuracyjnie, z dużym zapasem. Po wylądowaniu ostro w prawo i na piramidę. Dobry technicznie skok, po nim świetny, w pełni kontrolowany galop z drugiej nogi. Pochwaliłam kasztana i pora na szereg. Przytrzymałam nieco przed stacjonatą i wysoki, dobry skok, potem foule i mocne wybicie na tripla, który również dobry technicznie został pokonany na czysto. Na koniec Mocny galop w kierunku wachlarza.Dalekie wybicie, jednak udany, czysty skok.
-Dobry koń! O to chodzi! - Powiedziałam klepiąc ogiera i gając mu luźną wodzę.
Przeszliśmy do kłusa. Dla odprężenia żucie z ręki. W takim ustawieniu luźny kłus przez 5 minut i do stępa. Rozstępowałam kasztana przez 15 minut, póki nie ochłonął. W końcu wyjechaliśmy z hali pod stajnię.
Tam zsiadłam z konia, poluźniłam mu popręg i podpięłam strzemiona, następnie idziemy przed boks. Tam rozsiodłałam całego mokrego rumaka, na kantarku zaprowadziłam na myjkę i dokładnie schłodziłam nogi. W końcu wprowadziłam młodzieńca do boksu. Dokładnie wytarłam mokre miejsca ręcznikiem, wymasowałam grzbiet i dałam 2 marchewki. Zamknęłam boks i poszłam odnieść sprzęt. Gdy wróciłam zastałam Rudego śpiącego w głębi boksu. Wyglądał tak niewinnie leżąc sobie wymęczony na słomie z zamkniętymi oczami, że aż dziwnym było, jakoby ten koń był takim szatanem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Pon 9:44, 01 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 9:45, 01 Lis 2010    Temat postu:

Sprawozdanie z treningów 20-30 Października

20 Października:
Ogier miał jazdę ujeżdżeniową. Nieco się poogarnialiśmy, w końcu kasztan zaczął należycie skracać chody. Z początku oczywiście dość mocno się buntował, jednak po pewnym czasie stwierdził, że nie ma na mnie rady i wyraźnie odpuścił. Mieliśmy drobne problemy z przejściami w dół, jednak stopniowo, powolutku dopracowaliśmy je do perfekcji poświęcając sporą część długiego treningu.

21 Października:
Teren kondycyjny z elementami crossu i ujeżdżenia. Magic był o wiele przyjemniejszy do jazdy niż wczoraj, zbuntował się tylko 3 razy przy części ujeżdżeniowej i raz przy crossowej, potem już ładnie. Nie ma najlepszej kondycji, szybko się zmęczył, jednak przeciągnęłam trochę teren by naprawdę wyczerpać zasoby jego energii. Potem na myjce nie miał siły już cokolwiek robić.

22 Października:
Wzięłam Magicznego na lonżę. Zapięłam na wypinacze i popracowaliśmy nieco nad grzbietem, szyją i zadem. O dziwo ogier nie zbuntował się dziś ani razu. Na koniec, w nagrodę za dobrą pracę puściłam rudzielca w korytarzyk. Przeszkody 130 cm przelatywał z takim zapasem, że mało mi oczy z orbit nie wyszły. Bardzo dobrze rokujący z niego skoczek - to fakt Wink

23 Października:
Ujeżdżenie. Dzisiejszy czas poświęciliśmy nauce ustępowań. Z początku opornie, ogier usztywniał się i buntował, jednak z czasem, powolutku zaczynał rozumieć o co mi chodzi. Pod koniec rudzielec wykonywał bardzo ładne ustępowania w stępie, w kłusie już gorzej, ale jak na pierwszy trening było dobrze.

24 Października:
W końcu skoki. Dzięki jazdom ujeżdżeniowym kasztan zaczął być przyjemniejszy do jazdy, łatwiejszy w prowadzeniu, jednak nadal miewał swoje odpały i zdania. Pogimnastykowaliśmy się nieco na szeregach, jednak nie zabrakło też pojedynczych przeszkód. Trening zakończyliśmy na wysokości 120 w szeregach, 130 na pojedynczych przeszkodach. Magic ani razu nie zwalił drąga, choć dwa razy wyłamał na szeregu z powodu złego odmierzenia odległości.

25 Października:
Ujeżdżenie - dalej wałkujemy ustępowania. W stępie wychodziły nam bardzo dobrze, w kłusie też zaczęły naprawdę fajnie wyglądać. Magic zbuntował się kilka razy, jednak szybko doprowadzałam go do porządku. Przy okazji doszlifowaliśmy dodania i skrócenia. Hm....może niedługo pokusimy się na P-tkę w ujeżdżeniu? Wink

26 Października:
Skaczemy. Ustawiłam rudemu parkur z dużą ilością szeregów, zmian nóg i ostrych zakrętach. Zaczęliśmy od 100 cm. Oczywiście kilka buntów na wstępie, bo on chciał iść w prawo, a ja w lewo. Przy drugim podejściu już ładnie, na czysto. Potem pojechaliśmy 110, 120 i na koniec 130. Jak przy tych dwóch średnich nie mieliśmy żadnych problemów i sprzeczek, tak przy najwyższym parkurze musieliśmy nieco dłużej posiedzieć. Przejechaliśmy go 2 razy z kilkoma poprawkami, ostatni raz udało się na czysto, więc pochwaliłam konia i kończymy. Magic wyraźnie się zmęczył, jednak wyglądał na zadowolonego.

27 Października:
Ogr miał wolne. Wyczyściłam go tylko, wypuściłam na trawkę i wieczorem zebrałam.

28 Października:
Znów skaczemy. Tym razem popracowaliśmy nad wolnymi najazdami na przeszkody od 120 cm wzwyż. Oczywiście od razu poustawiałam wskazówki. Rudy z początku do przodu, wyraźnie nie chciał się mnie słuchać. Stopniowo jednak zaczął przybierać postawę uległą, choć zajęło mu to sporo czasu i dopiero pod koniec udało mi się najeżdżać na przeszkody w pełni kontrolowanym galopem. Dużo nie poskakaliśmy, choć po razie udało nam się pokonać z wolnego galopu stacjonatę i oksera o wysokości 140 cm. Jest dobrze! ^^

29 Października:
Ujeżdżonko. Spróbowałam przejechać kilka razy programy P-1 i P-3, jednak mieliśmy z tym sporo problemów. Dopiero ostatnie przejazdy nadawały się na zawody, a włożyłam w nie sporo pracy. Mimo to jestem dobrej myśli. Ogier zbuntował się tylko raz, przy galopie wyciągniętym, jednak wybaczyłam mu to, i tak było dobrze Smile

30 Października:
Dziś skoki. Parkurek z dużą ilością zawijasów, wygibasów i mylących przeszkód. Z początku mieliśmy z nim spore problemy, nie mogliśmy się dogadać, potem jednak coraz ładniej, lepiej, porządniej. W końcu wykonywaliśmy naprawdę dobre przejazdy. Trening zakończyliśmy na 130 cm. Rozstępowałam kasztana, po treningu wypucowałam, wypieściłam, wymasowałam itd...Jednymi słowami zadbałam porządnie o konika Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin