Forum Stajnia Centralna Strona Główna Stajnia Centralna
Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Ruby Donnperignon - Treningi

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Deidre
Duży wolontariusz



Dołączył: 24 Sty 2010
Posty: 344
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:31, 05 Sty 2014    Temat postu: Ruby Donnperignon - Treningi

Treningi ogiera.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deidre
Duży wolontariusz



Dołączył: 24 Sty 2010
Posty: 344
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:31, 05 Sty 2014    Temat postu:

16.01.2012r. - Zapoznanie z siodła by Vivienne

Jakoś nie mogłam spać tej nocy. Nadmiar pozytywnych emocji, ale i jakiegoś rodzaju obaw zerwał mnie z łóżka wczesnym rankiem. Pomimo tego, że była godzina piąta, lub nawet przed, wstałam, ubrałam się i usiadłam na ciepłym kaloryferze. Wszyscy spali, a przynajmniej nikt nie wynurzał się z ciepłych pokoi. Siedząc tak usiłowałam przypomnieć sobie sen, który śniłam. Podobno obrazy ze snów, które śnimy w nowym miejscu są bardzo istotne. To była chyba łąka przystrojona modrakowymi i czerwonymi kwiatami, zalana słońcem. Na pewno pasły się tam konie, a całość jawiła się jako obrazek przepełniony ciepłem i radością. Aż miło robiło się w sercu w myśl o ciepłym lecie i leniwych dniach spędzonych z przyjaciółmi, albo z końmi nad jeziorem. Tymczasem na dworze panował półmrok, zaczynał na nowo prószyć śnieg, a za moim oknem stały stare drzewa pokryte szadzią. Było bajkowo. Zapięłam sweter, włożyłam resztę ciepłego okrycia i wyszłam na dwór, sama, bo nawet Chaps został w swoim legowisku.

Mroźne powietrze przenikało człowieka od pierwszy sekund po wyjściu z pomieszczenia. Ucieszyłam się, gdy w kieszeniach znalazłam rękawiczki. W stajni, po zapaleniu światła panowała przyjemna atmosfera i cisza, przyjemnie pachniało świeżym sianem. Zbliżyłąm się do boksu Dana, ciekawiło mnie w jaki sposób odpoczywa. Ogier drzemał sobie ze zwieszoną głową i przymkniętymi oczami, gdy szurnęłam butami o podłogę ocknął się i spojrzał na mnie z zaskoczoną miną.
-Hej Dann-szepnęłam z uśmiechem i oparłam się o fasadę boksu. Koń przemielił niewidzialne źdźbła w pysku i kompletnie mnie zignorował, czym wywołał u mnie uśmiech. -Najwyraźniej tylko ja cierpię tutaj na bezsenność - dodałam po chwili, postanowiłam przejść się po stajni. Kiedy tak spacerowałam zwiedząjąc wszystkie kąty doszłam do wniosku, że jeden koń to zdecydowanie za mało, Danowi najwyraźniej musi być smutno. Po kilku chwilach dywagacji chwyciłam za miotłę i zamiotłam wszystko co możliwe, zaczynając od początku korytarza, przez siodlarnię, paszarnię, aż do szatni, tearaz podłogi mogły spokojnie stanowić wzór stajennego porządku! Nagle poczułam krótkie wibracje telefonu leżącego w kieszeni bryczesów, to wiadomość od Olivera :

Jadę do tego raju na ziemi. Będę późnym popołudniem.


Uśmiechnęłam się bo to oznaczało, że wszyscy będziemy w komplecie. Czas spożytkowany na sprzątanie i przestawianie różnych sprzętów minął niezauważalnie, wybijała właśnie 6:30. Wyjrzałam przez okno by skontrolować stan pogody, przestało śnieżyć, z kolei zapalone kuchenne światło w domu oznaczało, że zaraz zjawi się w stajni Lucy. Postanowiłam, że dzisiejszy dzień będzie miłym dniem, bez zbędnego pośpiechu i nadmiernych obowiązków, napisałam przyjaciółce smsa z wiadomością, że jestem w stajni i rzucę Danowi owsa, no i, że Oliver się pojawi. Lucy jak to Lucy odpisała, że mogłam pisać wcześniej bo by się chociaż trochę wyspała, ale i tak przyniesie mi zaraz kanapkę, no i, że ma nadzieję, że jadący przyjaciel przywiezie z domu jakąś wałówkę, gdyż lodówka pustoszeje. W czasie, gdy odpisywałam, że ma nie słodzić herbaty Dann wyraźnie się ożywił i podszedł do drzwi wychylając swą kształtną główkę. Odstawiłam widły i podeszłam się przywitać, ucałowałam jego chrapy i pogładziłam z boku głowy.
-Wiem wiem, czekasz na śniadanie, kelner już podaje!-zawróciłam na pięcie do paszarni by odmierzyć jego poranną rację paszy. Wsypałam zawartość do żłobu i przez chwilę przyglądałam się jak koń je. Nie oderwał się ani na chwilę, zastrzygł tylko uszami, gdy Lucy wślizgnęła się ledwo z kubkiem parującej herbaty.
-A kanapeczka? -zapytałam udając smutną i przekonana, że na pewno jej nie wzięła. Dziewczyna przewróciła oczami z uśmiechem wręczając mi gorący napój i wyciągnęła zgrabny pakuneczek z kieszeni. -Jesteś kochana-dałam jej całusa w podzięce.
-Jak tam nasz ogierros? -zapytała Lu
-Spał spokojnie jak przyszłam, ma apetyt, nie jest nerwowy, chyba powoli się oswaja. Tylko wydaje mi się, że smutno mu trochę stać tak samemu. -spojrzałam na Lucy, która kiwała głową zgadzając się ze mną. -No, na razie nie możemy sobie pozwolić na kolejnego konia-powiedziała z tonem jak prawdziwy bankier, który stwierdza duży debet na koncie i wizję oszczędzania każdego grosza. -Ale coś pokombinujemy, może Oliver rzuci kasą, tyle siedział w tej pracy więc niech nam ładnie pokaże dowody! -zażartowała Lu
Zjadłyśmy nasze śniadania siedząc na sianie i obserwując jedynego mieszkańca stajni, po jakimś czasie dołączył do nas Martin i teraz w trójkę debatowaliśmy.
-Odśnieżę auto i pojadę do producenta pogadać w sprawie pasz -oznajmił
-A co z tymi nie tak?-spytała go Lu
-Te Niemieckie są w porządku, ale zrobią nam sporą dziurę w budżecie, jak dalej będziemy je zamawiać. Mam namiar na dość dobrego dystrybutora, całkiem niedaleko. Poczytałem trochę opinii na forach i zapowiadają się dobrze. -usłyszałyśmy w odpowiedzi, na co Lucy przystała i powiedziała, że pojedzie z nim. Tak więc moi towarzysze koło 8:30 opuścili stajnię. Wpadłam na pomysł, że skoro warunki atmosferyczne nie są najgorsze, wezmę Dana na małą rundkę po terenie stajni. Po chwili stałam już u jego boku czyszcząc jego gniadą sierść. Osiodłałam go, sprawdziłam jeszcze raz kopyta i zabezpieczyłam swoje uszy i szyję przed mrozem, byliśmy gotowi.
Mróz był nawet do zniesienia, wsiadłam więc szybko unikając poślizgnięcia i zebrałam wodze. Ogier był wyraźne podekscytowany sytuacją, w której się znalazł bo żywo obserwował teren podczas gdy podciągałam popręg. Ruszyłam w stronę naszej półhali, brnięcie w świeżym śniegu było bardzo przyjemnym doświadczeniem dla nas obojga, bo Donnperignon ochoczo kroczył w przód. Podłoże na maneżu było zmrożone więc o szalonych galopadach mowy dzisiaj nie było, człapaliśmy stępem poznając nowe otoczenie z różnych perspektyw. Po kilku pełnych okrążeniach dla rozgrzania mięśni zarządziłam kilka wolt na krótkich ścianach, koń wykonał je bez oporu, jednak czułam, jakby nie był do końca rozluźniony, wyraźnie jego uwagę pochłaniało całe zajście treningu w tym nowym, odmiennym miejscu. Zmieniłam więc kierunek i powtórzyłam całą sekcję wolt i najróżniejszych ślimaków, teraz było odrobinę płynniej. Po paru minutach spróbowałam zakłusować, koń ruszył żwawo, tak, jakby czekał na to cały czas. Czułam pod siodłem jego niespożyte pokłady energii i z optymizmem pomyślałam o dalszej pracy. Jadąc kłusem starałam się kontrolować stale jego ruch by nie wyprzedzał umiarkowanego tempa, następnie wykręciliśmy kilka wolt i serpentynę. Emocje i chęć zużycia swej energii sprawiły, że po dwóch następnych okrążeniach szyja Dana powoli robiła się mokra, zwolniłam więc tempo do stępa. Chwila odpoczynku i powrót do kłusa, teraz nieco bardziej dynamicznego. Pozwoliłam mu się rozluźnić i doszliśmy wspólnie do kompromisu w kwestii tempa jazdy. Dann parskał wyraźnie się odprężając. Powtórzyłam duże wolty zmieniając jednocześnie kierunek, jeszcze jedno okrążenie w kłusie, poczym przejście do stępa. Odpuściłam wodze dając mu możliwość swobodnego wyciągnięcia szyi, czułam, że i ja jestem fajnie rozgrzana więc trening uznałam za owocny. Nie chciałam zbyt długo przebywać na mrozie, bo do tej pory trenowaliśmy wyłącznie na hali, dlatego po wstępnym podeschnięciu wróciliśmy do stajni. Po treningowy Donnperignon stał teraz osuszony i rozczyszczony w polarowej derce, a ja przepełniona wiarą w naszą parę poszłam rozgrzać się do domu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deidre
Duży wolontariusz



Dołączył: 24 Sty 2010
Posty: 344
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:31, 05 Sty 2014    Temat postu:

17.01.2013r. - Chody, posłuszeństwo, elastyczność by Vivienne

Coraz bardziej cieszyłam się z tego wspólnego mieszkania, Lena gotuje tak pyszne zupy, że dziwię się, że nie wybrała ścieżki kulinarnej.
-Może dokładki? -zaproponowała z uśmiechem, gdy niemal osunęłam się z krzesła tak najedzona. Pokiwałam głową na znak podziękowania, wytrzeszczając oczy na znak, że jest fenomenalna, ale mam zdecydowanie dość. Zapach rozgrzewającej pomidorowo-paprykowej zupy z brązowym ryżem unosił się w całej kuchni.
-Nie wczołgasz się na konia jak tak dalej pójdzie... -rzucił Oliver z typowym dla niego tonem zabarwionym ironią, na dodatek grożąc mi w powietrzu swą łyżką
-Ohoho, pilnuj lepiej swojego "sześciopaku" mądralo. -odparłam szybko i zebrałam talerze ze stołu. Tak, dogryzania z naszej strony są na porządku dziennym, między wszystkimi w sumie dochodziło zawsze do jakiś małych spięć, ale my i tak ogromnie się kochamy mimo wszystkich niedociągnięć. Wyjątkiem była chyba tylko Lena, która zazwyczaj pełniła funkcję mediatora, czasem zastanawialiśmy się, czy zdarzyło jej się być kiedykolwiek na kogoś złą i nie mogliśmy sobie wyobrazić jej wkurzonej miny. Nie mniej jednak cała nasza piątka tworzy bardzo zgrany team. Kiedy skończyliśmy pić herbatę opuściłam moje leniwe towarzystwo i udałam się do stajni z ambitnym planem. Od ostatniego mini treningu wzrosła moja ciekawość możliwości Donnperignon'a, nie byłam pewna, czy i on ma takie samo podejście, ale skoro chcemy sławy i bogactwa – musimy pracować!
Po wstępnej pielęgnacji, ponieważ koń był wyczyszczony na błysk (tak tak, przed przyrządzeniem wspaniałego obiadu Lena wymuskała jeszcze sierść Danka, złota dziewczyna!), zarzuciłam siodełko na grzbiet, ogłowie na łebek i ochraniacze. Sama opatuliłam się szalem i nausznikami i gotowi mogliśmy iść na halę.

Wsiadłam w siodło, poprawiłam co trzeba i ruszyliśmy energicznym stępem. Ogier zaangażował się od pierwszy sekund i powolutku mogłam go zbierać, gdy przyłożyłam mocniejsze łydki. Szedł teraz z podstawionym zadem i ładnie wygiętą szyją. Rozgrzewka oczywiście przybrała formę kręcenia rozmaitych wolt, ósemek, serpentyn i innych wygibasów, którym Dan dzielnie stawiał czoło. Pilnowałam, aby nie wypadał z łuków, nie uciekał na zewnątrz i aby każde powtórzenie wykonane zostało z należytą energią. Kiedy skończyliśmy jedną z sekwencji pochwaliłam go, był już fajnie rozluźniony, a łebek niósł bliżej ziemi. Po ostatniej sesji ćwiczeń wyjechaliśmy na długą ścianę i rozpoczęliśmy kłus. Energiczny, momentami może za bardzo, ale czułam, że jest to do opanowania. Zaliczyliśmy kolejne porcje serpentyn i dużych wolt, wypadły całkiem dobrze, jednak na woltach momentami brakowało zrozumienia ze strony konia przy zmianie kierunku. To samo w drugą stronę, zauważyłam minimalną poprawę. Sporo pokłusowaliśmy żeby dać mięśniom szansę rozciągnięcia i rozluźnienia. Chwila odpoczynku w stępie. Teraz pofiksowałam trochę z wędzidłem, co by chłopak się za bardzo nie rozleniwił w tej przerwie. Na przemian zbierałam go delikatnie i odpuszczałam wodze. Raz kłapnął pyskiem nie pojmując, czego od niego wymagam skoro tak poczciwie człapie, ale mądra z niego bestyjka więc pojął, że to taka zabawa i po paru powtórzeniach zauważyłam, że nawet mieli to wędzidło. Po odpoczynku wznowiłam kłus, jedno okrążenie i zmiana kierunku. Teraz wsiadłam mocniej w siodło, przyjemny nawet był jego kłus ćwiczebny, pokonałam tak jedną prostą i w narożniku użyłam pomocy do zagalopowania. Dan poderwał się żwawym galopem, na początku zamachnął głową, ale po połowie hali ogarnął się i rozładowywał swoją energię w dynamicznej galopadzie. Z początku trochę pędził i planowałam zaraz to zmienić, ale energia, która biła z jego grzbietu i silnych nóg była niesamowita. Dwa okrążenia zostały zatem poświęcone zbiciu temperamentu, później, stopniowo go wyciszałam. Poszło dość znośnie, nie opierał się i nie zachowywał złośliwie, dlatego poklepałam go i przeszłam do kłusa. Wolta w kłusie, wjazd na ścianę i w połowie zaczęliśmy od ćwiczenia prostego przejścia, czyli z kłusa do stój. Trochę wryliśmy się w ziemię, ale w efekcie 4 nogi były prawie wszystkie razem. Następnie znów kłus, w którym po połowie okrążenia przeszliśmy od razu do stój. Teraz nieznacznie lepiej, widać było, że po poprzednim zatrzymaniu wyczulił się na gwałtowne polecenia i jego reakcja była szybsza. Przyszedł czas na wskoczenie oczko wyżej, przejście kłus-galop. Tak więc mocniejsza łydka do zakłusowania, parę taktów kłusa ćwiczebnego i zagalopowanie. Oceniam je na piątkę z małym minusem bowiem ogier zachował dobre tempo, nie odnotował też przejawów buntu, czy bryknięć; minus za odrobinę nerwowe zagalopowanie, odrobinę. Zmieniłam kierunek i ponowiłam ćwiczenie. Kolejnym zadaniem był stęp-galop. Trzeba przyznać, że trochę obawiałam się tego przejścia, ale z nieznanym należy się skonfrontować! Stępowaliśmy i nie mogłam się zdecydować, który moment będzie najodpowiedniejszy. W końcu zadecydowałam dać koniowi sygnały do zagalopowania, dość mocne. Ogier zareagował szybkim kłusem i dopiero zagalopowaniem, należało więc to skorygować i powtórzyć próbę. Wsiadłam w siodło, uspokoiłam rękę i przyłożyłam łydki, złapałam się na tym, że wspomogłam się cmoknięciem; nie mniej jednak Dan załapał o co go molestuję i ruszył galopem. Pochwaliłam go. Na zakończenie odbębniliśmy kilka elementów na rozluźnienie i wycięcia, jakieś wolty, koła podobne do jajek i tym podobne dziwactwa. Gdy uznałam, że jesteśmy wystarczająco osuszeni i rozprężeni nasunęłam koniowi derkę na grzbiet i opuściliśmy halę.
W stajni zdjęłam z niego całe treningowe homonto i zostawiłam wygłaskanego w boksie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deidre
Duży wolontariusz



Dołączył: 24 Sty 2010
Posty: 344
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:32, 05 Sty 2014    Temat postu:

18.01.2013r. - Dresaż L by Vivienne

-"Numer 34" - brzmiał głos maszyny w banku wzywającej kolejne osoby na stanowiska. Spojrzałam zniecierpliwiona na kartkę, którą dzierżyłam w ręce: 42. Cholera! W głowie miałam milion pomysłów na zagospodarowanie tego czasu, który aktualnie marnowałam. Nigdy nie lubiłam odwiedzać tego typu instytucji, raz, że liczby są dla mnie czarną magią i zmorą od dzieciństwa, a dwa, że niebotyczne kolejki – zawsze, odbierają chęć samego wejścia do środka. No ale cóż było zrobić, jak mus to mus. Wyciągnęłam więc telefon i zatraciłam się w przeglądaniu fejsbukowych nowości, przejrzałam chyba wszystkie najnowsze komplety czapraków, przeczytałam nawet ciekawy artykuł na temat prawidłowego strugania końskich kopyt – dzięki temu natychmiast zapisałam w notesie, że nie mamy jeszcze kowala. Dzień świra. Kiedy w końcu przyszła moja kolej poderwałam się z siedzenia i z radością zasiadłam na moim stanowisku. Moja sprawa okazała się jednak bardziej czasochłonna niż podejrzewałam, spędziłam więc kolejne 40 minut wpatrując się w wyciągi, rachunki i inne paskudztwa. Na szczęście Pani siedząca po drugiej stronie biurka okazałą się rezolutna i załatwiła tę sprawę bez zbędnego przedłużania. Uff, spotkanie dobiegło końca, mogłam więc powiadomić Lucy, że wszystko zostało wyjaśnione i że może już dać sobie spokój z porządkowaniem rachunków. Ona też odetchnęła z ulgą i dodała, że wyczyszczony Donnperignon już na mnie czeka. Jeżeli dzień zaczął się szaleńczo to duże prawdopodobieństwo, że utrzyma swój stan aż do wieczora ... Oczywiście auto, które w rzeczy samej jest koniowozem bo na chwilę obecną nie stać nas na żadne małe cacko, zaparkować musiałam strasznie daleko od banku, na parkingu koło cmentarza bo tylko tam było wystarczająco miejsca! No więc z czerwonym od mrozu nosem przemierzałam dzielnie nie do końca znane mi aleje miasta, w końcu dotarłam do celu. Wsiadłam puściłam Erica Claptona na uspokojenie i ruszyłam w drogę powrotną. Nieco się spóźniłam bo po drodze zaliczyłam kilka niechcianych postojów z powodu różnych wypadków spowodowanych nieprzychylną pogodą. Ale nie ma co narzekać, jest klimatyczny nastrój – prószy śnieg, Eric wyśpiewuję : Laayyylaa, you’ve got me on my knees, Layylaa (...) , jadę do naszego miejsca-sacrum i gniadej mordeczki. Nie ma sensu przejmować się rzeczami, na które nie mamy wpływu. Zaskoczył mnie mój optymizm, zaczęłam nawet wystukiwać rytm na kierownicy. Finalnie, dopiero około godziny 16 byłam na miejscu. Rzuciłam teczkę podpisaną "Bank" na stół w biurze i poszłam do domu zjeść coś szybkiego. Kiedy zadowoliłam żołądek i trochę się rozgrzałam udałam się do stajni. Sprzęt stał przygotowany przed boksem, a koń został wyczyszczony na 6, osiodłanie więc zajęło mi chwilę, a gdy ogier był gotowy ubrałam się, i poszliśmy na halę. Uregulowałam strzemiona, sprawdziłam popręg i wsiadłam. Dokonałam małych poprawek przy puśliskach i ruszyliśmy stepem. Najpierw stęp na luźnej wodzy, kilka okrążeń i wolta na każdej krótkiej ścianie, na długiej slalom. Dan szedł trochę ospale dlatego dodałam mu mocniejszej łydki. Po kilku kołach rozbudził się. Po upływie paru minut zmieniłam kierunek i powtórzyliśmy to samo w drugą stronę, tutaj już o wiele lepiej, chętniej się poruszał i miękko zginał na woltach. Po serii ćwiczeń zaczęłam zbierać wodze tak, by były na bardziej wyczuwalnym kontakcie. I ponownie wolty, ósemki i slalomy w obie strony. Zaczęłam pracować znacząco na wędzidle. Żeby nie było zbyt nudno zmieniłam znowu kierunek przez półwoltę i również w tę stronę rozciągaliśmy się na różne strony. Dociskałam jego boki delikatnie łydkami, wciąż gmerając wędzidłem w jego pyszczku. W każdym narożniku robiłam woltę a na długich ścianach slalomy, za to na środku dużą ósemkę. Poklepałam go i zmieniłam kierunek, w drugą stronę znów to samo. Po tych ćwiczeniach zebrałam wodze, dałam lekką łydkę i ruszyliśmy kłusem. W kłusie dalszy ciąg ćwiczeń. Wolty i półwolny, slalom ze zmianami nóg oraz ósemki, wykonaliśmy także serpentynę o jednym łuku. Po kilku partiach ćwiczeń zaczęłam dodawać mu łydki i zwiększać impuls kłusa, oddałam mu trochę wodze, podążałam teraz za ruchami jego głowy. Dan wzniósł akcję nóg a jego krok stał się dłuższy, pracowałam na wędzidle jednocześnie zachęcając go do opuszczenia głowy. Ogier po kilku okrążeniach zaczął opuszczać głowę i ganaszować się, pochwaliłam go głośno i zrobiłam slalom na długiej ścianie. Na środku hali leżały drągi. Po kilku sekwencjach ćwiczeń zebrałam wodze i zaczęłam go zbierać, z początku niechętnie, jednak wędzidło w pysku zainteresowało go na tyle że zaczął się nim bawić i przeżuwać go. Zamknęłam palce na wodzach i przyłożyłam mocniej łydki, skróciłam wodze. Koń opuścił szyję, podstawił zad. Pochwaliłam go i zrobiłam w takim kłusie dwie wolty. Zmiana kierunku i w drugą stronę to samo. Po kilku ćwiczeniach nakierowałam go na cavaletti. Dodałam łydkę przed drągiem, oddałam wodze i półsiad, ładnie. Następny najazd. Wzmocniłam łydkę żeby wyżej podnosił nogi, było już lepiej. Teraz przejazdy raz w jedna, raz w drugą stronę. Gniady impulsywnie przejeżdżał przed drążki, chętnie unosił nogi, zdarzały się tylko pojedyncze puknięcia. Poklepałam go i przeszłam na chwilę do stępa. Oddałam mu wodzę i step na luźnych. Koń był odprężony i luźniutki. Po chwili przerwy zebrałam wodze na kontakt i ruszyłam kłusem, jedno okrążenie hali i zagalopowanie w narożniku. Dan ruszył zdecydowanie i energicznie do przodu, ale nie za szybko, galopował chętnie, nie rwał do przodu. Zrobiłam kilka kół na luźniejszych wodzach żeby miał możliwość wyciągnięcia szyi. Po kilku okrążeniach ponownie zebranie wodzy. Uzyskaliśmy podstawiony zad, obniżoną głowę i pięknie zaokrągloną szyję. Galop był bardzo wygodny i miękki, pozbawiony nerwowości i jakiejkolwiek szarpaniny. Pracowałam na wędzidle wciąż galopując, spokojnie ale zachowując właściwy impuls. Zrobiłam dwie wolty na krótkich ścianach. Wałach podnosił wysoko nogi, z pewnością wyglądał bardzo efektownie a jego ruch był sprężysty i miękki. Zmieniliśmy kierunek i w drugą stronę to samo. Potem znów galop na długich wodzach i przejście do kłusa. Poklepałam go i do stępa. Poluźniłam popręg, oddałam wodze i wyciągnęłam nogi ze strzemion. Stępowaliśmy przez 15 minut, kiedy gniadoszek trochę wysechł zeszłam i nakryłam go derką. Wychodząc z hali przywitało nas mroźne szczypanie, szybko więc teleportowaliśmy się do ciepłej stajni. Po rozsiodłaniu sprawdziłam i oczyściłam mu kopyta, oraz grzbiet wykluczając jakiekolwiek otarcia, czy zranienia. Pozawracałam mu trochę głowę w boksie, po czym poszłam do siodlarni wyczyścić i uporządkować sprzęt.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deidre
Duży wolontariusz



Dołączył: 24 Sty 2010
Posty: 344
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:33, 05 Sty 2014    Temat postu:

19.01.2013r. - Dresaż L-1 by Vivienne

Donnperignon stał w boksie i podskubywał siano. Przeszłam jego boks i udałam się do siodlarni w celu przytargania całego niezbędnego sprzętu pod jego boks. Sprawdziłam mu kopyta, dwa z nich wymagały doczyszczenia, poza tym obyło się bez gruntownej pielęgnacji. Ubrałam miśka od stóp do głów, ubrałam kask, zapięłam kurtkę i wyszliśmy na halę. Trening rozpoczął się od typowej rozgrzewki obejmującej ćwiczenia rozciągająco-rozluźniające w stępie, składały się na nią rozmaitej średnicy wolty, ósemki oraz serpentyny, które wychodziły coraz swobodniej. To samo powtórzyliśmy również w drugą stronę. Starałam się pilnować poprawnych wygięć i tempa konia, ale było zadowalające, ani zbyt do przodu ani ospałe. Co rusz zbierałam wodze na kontakt, to znowu je oddając, ogier nie buntował się. Zatrzymaliśmy się aby dociągnąć poprę, następnie ze stępa ruszyliśmy miękkim kłusem. Zauważyłam, że codzienne, regularne treningi mają ogromny wpływ na postęp w posłuszeństwie i szybkości nauki Dana.
Jeździliśmy po ścianach, co jakiś czas robiąc jakieś kółko, woltę, czy zmiany kierunków. Wplotłam w trening również elementy naszej zabawy w przejścia sprzed kilku dni. Najpierw proste, wychodzące ze stępa, do zatrzymania. Wystarczyła spokojna, ale wyczuwalna wewnętrzna łydka i dosiad. Następnym etapem były dwa przejścia z kłusa do zatrzymania i z stój do kłusa, w jednym z nich zdarzyło mu się nieco nerwowo ruszyć, ale był to jedyny mankament. Jechaliśmy teraz rozluźnieni kłusem. Po 10 minutach wkluczyłam dodania. Najpierw w lewo, na długiej ścianie. Poklepałam go, gdy wykonał parę ładnych kroków i kłusem roboczym zmieniłam kierunek przez półwoltę. Powtórzenie dodania. Tym razem również godne pochwały, zgodne z oczekiwaniami, z zachowaniem równowagi. Potem całkiem zgrabne przejście do kłusa roboczego, a z roboczego do zatrzymania. Pochwała, ruszyliśmy stępem, za sekundę kłusem, dodanie na długiej ścianie. Zmieniłam kierunek i znów dodanie. Pojawił się szeroki uśmiech na mojej twarzy spowodowany ogromnym zadowoleniem z zachowania Dana. Pochwaliłam go głośno i wjeżdżając na krótką ścianę wznowiłam skracanie. Wykonaliśmy sporo półparad i miętoszenia wędzidła, ogier zachowywał skupienie i bardzo podobało mi się jego zaangażowanie. Teraz zatrzymanie, dość równe, po nim ponowne ruszenie kłusem. Każda długa ściana pokonana była kłusem roboczym, w spokojnym, acz impulsywnym tempie, natomiast na obu krótkich skupialiśmy się na skracaniu. Chwaliłam go co jakiś czas, bo zdecydowanie były to uzasadnione nagrody. Chwila odpoczynku w stępie. Po krótkiej przerwie na złapanie oddechu powróciliśmy do kłusa, zrobiliśmy w nim koło na długiej ścianie. Najpierw jedno, duże i pełne. Następnie, na kolejnej długiej ścianie pokombinowałam ze średnicą koła, tzn. Stopniowo zmniejszałam ją i powiększałam. W drugą stronę powtórzenie. Byłam bardzo zadowolona z zaangażowania konia oraz z jego wrażliwości na pomoce. Skoro już byliśmy przy temacie kół to przyszedł najwyższy czas na zagalopowania na kole. Po jednym pełnym okrążeniu skróciłam wodze na znak przygotowania do zagalopowania, wzmocniłam łydkę i zagalopowanie. Czułam dobre porozumienie między nami, koń nie tylko był wykonawcą moich poleceń, ale przede wszystkim uważnym słuchaczem. Powolutku podjęłam próbę zamknięcia go między ręką a łydką, co doprowadziło do pięknego, okrągłego i płynnego galopu. Popracowałam z nim chwilę na kole, pozmieniałam znowu jego średnicę, zaliczyliśmy też przejścia z kłusa oraz do kłusa, potem zmieniłam kierunek i galopowaliśmy w drugą stronę. Dwa okrążenia, w tym jedno duże koło w ramach ostatnich ćwiczeń rozprężających i przejście do kłusa, stępa aż do stój. Po tej solidnej rozgrzewce czekał na nas właściwy przejazd czworoboku.
Zaczęliśmy więc od kłusa roboczego, którym wjechaliśmy na czworobok. W linii prostej dojechaliśmy do X-a, w którym bardzo poprawnie przeszliśmy do stój. Gdy koń grzecznie stał, ja wykonałam ukłon, po którym ruszyliśmy kłusem. Podczas pracy łydek i dosiadu kontrolowałam prostej postawy konia i impulsu jego ruchu. Przy literze C skręciliśmy w lewo i jechaliśmy następne odległości, w pełnym skupieniu. Od E koło 20 m w lewo. Całkiem dobre wygięcie choć miałam wrażenie, że koło wyszło trochę krzywo. Powrót na ścianę i kłusem dalej, do narożnika między K a A. W narożniku zagalopowanie. Płynne i spokojne. Przy A wykręciliśmy całkiem kształtne koło o średnicy 20 m. Od B do M był czas na przejście. Nieco zwolniliśmy tempo, aby przygotować się do przejścia, poruszaliśmy się teraz spokojnym kłusem. Zaliczone. W C zmniejszyliśmy tempo do stępa, aczkolwiek energicznego, tak dojechaliśmy do H, gdzie następnym elementem był wjazd na przekątną HXF – w stępie swobodnym. Działałam głównie siłą swojego dosiadu, jak najmniej na wodzach, kołysząc się w siodle i utrzymując prawidłowy balans kontrolowałam postawę konia. Przed F zebrałam wodze na kontakt, ruszyliśmy kłusem w A. Dojechaliśmy do litery E, gniady miał pięknie zaangażowany zad i zaokrąglony grzbiet, przy której koło 20 m w prawo. Aby koło wyszło zgrabniej zadziałałam mocniej wewnętrzną łydką. Po dobrze wykonanym kole powrót na ścianę i przygotowanie do przejścia. W narożniku między H a C zagalopowanie. Od C koło 20 m w prawo. Zauważyłam, że Dan genialnie reaguje na działanie siły łydek, nie za mocnych, ale pewnych i wyczuwalnych. Powróciłam na ślad a przy B skupiliśmy się przed zbliżającym się przejściem, przed F przejście do kłusa roboczego. Wyjazd na linię środkową w A i zatrzymanie w X. Ukłon, pochwała i zasłużony odpoczynek pod postacią stępa na luźnych wodzach. Poluźniłam koniowi popręg, wysunęłam stopy ze strzemion i wczułam się w ruch jego grzbietu. Wspominając wzloty i upadki treningu doszłam do wniosku, że jestem z ogiera bardzo bardzo zadowolona, z jego zaangażowania i posłuszeństwa. Drobne pomyłki, czy niedociągnięcia to kwestia pracy i czasu, który pozwoli nam w pełni sobie zaufać. Po porządnych rozstępowaniu zeszłam z konia aby nakryć go derką, opuściliśmy halę by zaraz znaleźć się w stajni.
-I jak tam nasz ogieros się spisał?-zapytał Oliver, który przygotowywał porcję kolacji dla Dana. Ogier zarżał radośnie, z niecierpliwością w głosie na dźwięk przesypywanego muesli. Przytrzymałam go żeby czasem nie wparował do paszarni i zgrabnie znaleźliśmy się w boksie.
-Ma ogromny potencjał, który trzeba umiejętnie wykorzystać. Jest bardzo zdolny. Oliver pokiwał głową i ujął miarkę w rękę, Dan wypatrywał go z daleka.
-Przejechaliśmy L-1, jutro pewnie pojedziemy L-2 żeby mieć pewność, że możemy startować.
-Super, przyjdę zobaczyć jak Wam idzie – uśmiechnął się. Odłożyłam sprzęt do siodlarni i pomogłam chłopakowi w pracy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deidre
Duży wolontariusz



Dołączył: 24 Sty 2010
Posty: 344
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:33, 05 Sty 2014    Temat postu:

20.01.2013r. - Dresaż L-2 by Vivienne

Ostatnimi czasy największe pokłady energii posiadałam w czasie porannym i wczesno-południowym, dlatego zaraz po drugim śniadaniu wcisnęłam do kieszeni jabłko i pomaszerowałam do stajni. Chaps biegł wesoło przede mną, zatrzymywał się co rusz i czekał, aż utoczę mu śniegową kulkę, później jak szalony gnał za nią i znowu wracał. Dan przywitał nas cichym rżeniem, od razu robiło się człowiekowi przyjemniej gdy jego koń prezentuje nam tak miłe powitanie. Przemówiłam do niego kilka słów, po czym sięgnęłam uwiąz by wyprowadzić go przed boks. Skrzynka z jego szczotkami była w siodlarni, poszłam więc po nią, a gdy wróciłam zastałam wdzięczny obrazek Chaps opartego przednimi łapami o fasadę boksu i Dana schylającego głowę, oba zwierzaki najwyraźniej miały ochotę się zaprzyjaźnić. Chaps jednak, gdy tylko mnie zobaczył zerwał się i w podskokach znalazł się u moich stóp. Zaczęłam czyścić konia, dokładnie, spokojnie, nie zapominając o newralgicznych miejscach. Na kopyta również poświęciłam sporo czasu aby dokładnie je obejrzeć. Gdy uznałam, że wszelki brud został wyeliminowany osiodłałam rumaka i poszłam po swój kask. Gotowi i zwarci poszliśmy na halę.
Trening rozpoczął się od typowej rozgrzewki obejmującej ćwiczenia rozciągająco-rozluźniające w stępie, składały się na nią rozmaitej średnicy wolty, ósemki oraz serpentyny, które wychodziły coraz swobodniej. To samo powtórzyliśmy również w drugą stronę. Starałam się pilnować poprawnych wygięć i tempa konia, dzisiaj było zadowalające, choć momentami bardzo energiczne. Co rusz zbierałam wodze na kontakt, to znowu je oddając, ogier nie buntował się. Zatrzymaliśmy się aby dociągnąć popręg, następnie ze stępa ruszyliśmy miękkim kłusem. Jeździliśmy po ścianach, co jakiś czas robiąc kółko, woltę, czy zmiany kierunków. Wystarczyła spokojna, ale wyczuwalna wewnętrzna łydka i dosiad, aby ćwiczenia, które egzekwowałam zostały poprawnie odtworzone. Następnym etapem były przejścia, najpierw ze stępa, z zatrzymania, a później z kłusa. W jednym z nich zdarzyło mu się nieco nerwowo ruszyć, ale był to jedyny mankament. Jechaliśmy teraz rozluźnieni kłusem. Po 10 minutach wkluczyłam dodania. Najpierw w lewo, na długiej ścianie. Poklepałam go, gdy wykonał parę ładnych kroków i kłusem roboczym zmieniłam kierunek przez półwoltę. Powtórzenie dodania. Tym razem również godne pochwały, zgodne z oczekiwaniami, z zachowaniem równowagi. Potem całkiem zgrabne przejście do kłusa roboczego, a z roboczego do zatrzymania. Pochwała, ruszyliśmy stępem, za sekundę kłusem, dodanie na długiej ścianie. Zmieniłam kierunek i znów dodanie. Pochwaliłam go głośno i wjeżdżając na krótką ścianę wznowiłam skracanie. Wykonaliśmy sporo półparad i miętoszenia wędzidła, ogier zachowywał skupienie i bardzo podobało mi się jego zaangażowanie. Teraz zatrzymanie, dość równe, po nim ponowne ruszenie kłusem. Każda długa ściana pokonana była kłusem roboczym, w spokojnym, acz impulsywnym tempie, natomiast na obu krótkich skupialiśmy się na skracaniu. Chwaliłam go co jakiś czas, bo zdecydowanie były to uzasadnione nagrody. Chwila odpoczynku w stępie. Po krótkiej przerwie na złapanie oddechu powróciliśmy do kłusa, zrobiliśmy w nim koło na długiej ścianie. Najpierw jedno, duże i pełne. Następnie, na kolejnej długiej ścianie pokombinowałam ze średnicą koła, tzn. Stopniowo zmniejszałam ją i powiększałam. W drugą stronę powtórzenie. Byłam bardzo zadowolona z zaangażowania konia oraz z jego wrażliwości na pomoce. Skoro już byliśmy przy temacie kół to przyszedł najwyższy czas na zagalopowania na kole. Po jednym pełnym okrążeniu skróciłam wodze na znak przygotowania do zagalopowania, wzmocniłam łydkę i zagalopowanie. Czułam dobre porozumienie między nami, koń nie tylko był wykonawcą moich poleceń, ale przede wszystkim uważnym słuchaczem. Powolutku podjęłam próbę zamknięcia go między ręką a łydką, co doprowadziło do pięknego, okrągłego i płynnego galopu. Popracowałam z nim chwilę na kole, pozmieniałam znowu jego średnicę, zaliczyliśmy też przejścia z kłusa oraz do kłusa, potem zmieniłam kierunek i galopowaliśmy w drugą stronę. Dwa okrążenia, w tym jedno duże koło w ramach ostatnich ćwiczeń rozprężających i przejście do kłusa, stępa aż do stój. Zechciałam dzisiaj zrealizować program L-2 więc po porządnym rozgrzaniu przeszliśmy do treningu właściwego.
Wjechaliśmy na czworobok kłusem roboczym i zatrzymaliśmy się w X. Dan zachowywał skupienie i pełną uwagę. Ukłoniłam się i ruszyłam kłusem roboczym. Pojechaliśmy prosto, by przy C skręcić w prawą stronę. Tym razem znowu postawiłam na pracę głównie dosiadem i subtelne wspomaganie się wodzami. Wyjechaliśmy narożnik, przy literze B ponowny skręt w prawo i najazd na wprost do E, gdzie skręcamy w lewo. Impuls ogiera był umiarkowany, ale nie wolny, działałam jednak łydkami w celu zachęcenia go do użycia odrobinę większej energii. Musiałam zachować szczególną ostrożność i spokój łydek, ponieważ Ruby jest na tę pomoc bardzo wyczulony i mocniejsze przyciśnięcie może zburzyć dobre tempo i niepotrzebnie go spiąć. Kłusem roboczym jechaliśmy drogę do A, gdzie nastąpiło przejście do stępa pośredniego. Wykręciliśmy wężyk FXM stępem swobodnym, potem stęp pośredni. Przy literce C zakłusowanie, a przy E pół 20-metrowego koła, ponieważ przed B dałam sygnał do zagalopowania. Dwudziesto-metrowe koło wyjechaliśmy płynnym galopem, by ponownie powrócić na ślad. Spokojnie, bez nerwowości i szarpania. W połowie drogi do M przejście w kłus roboczy. Kłusowaliśmy do E, gdzie skręciliśmy w lewo by jechać na wprost, do B, tam, skręt w prawo kłusem aż do E, w którym to wykonaliśmy połowę, całkiem kształtnego 20-metrowego koła. Kolejno, zagalopowanie w B, powtórka koła w galopie i między B a F przejście do kłusa. Przejście wypadło dość nieźle, ale Dan w jednym momencie się potknął. Wyjechaliśmy na linię środkową przy literce A i płynnie przeszliśmy w zatrzymanie w X. Ukłon. W ramach odpoczynku luźniutki stęp na swobodnych wodzach. Pochwaliłam Dana za kawał dobrej roboty, a gdy podsuszył sierść zeskoczyłam z siodła i nakryłam go derką, poszliśmy do stajni. Uwiązałam go przed boksem, rozsiodłałam i sprawdziłam mu kopyta, następnie przemyłam pyszczek wodą a do żłobu włożyłam mu marchew. Poprzytulałam jeszcze misiaka i zostawiłam go spokojnie w boksie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Deidre
Duży wolontariusz



Dołączył: 24 Sty 2010
Posty: 344
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:34, 05 Sty 2014    Temat postu:

21.01.2013r. - Lonża by Vivienne
Dzisiaj weszłam do stajni w dobrym humorze, był to pierwszy dzień bez opadu śniegu, wyszło nawet nieśmiałe słońce i od razu zrobiło się człowiekowi raźniej na duszy! Dankowa głowa zwisała znudzona, oparta o drzwi boksu, ale gdy usłyszał moje kroki podniósł głowę i spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Przywitałam go i udałam się do siodlarni po skrzynkę ze szczotkami. Wyprowadziłam gniadego przed boks i uwiązałam go dość luźno, ponieważ czyszczenie zajmie nam sekundę. Gdy ostatnie kopyto było już czyściutkie, a ogon rozczesany zaczęłam nakładać kolejno sprzęt. Na początek owijki, pomarańczowe. Dan był zaciekawiony co to za materia owija jego kończyny i koniecznie chciał je zbadać. Pokazałam mu jedną, obwąchał ją, ale nie wykazał specjalnego zainteresowania i odwrócił łeb w drugą stronę, żeby sięgnąć trochę słomy. Trochę to zawijanie przysporzyło mi kłopotów! Co rusz albo zawodził rzep, albo ja coś źle ułożyłam, albo też efekt końcowy nie był zadowalający. W końcu jednak doprowadziłam końskie nogi do ładu i wsunęłam na grzbiet gniadoszka czaprak, następnie pas z podkładką. Sięgnęłam ogłowie i stając z boku konia podałam mu wędzidło do pyska. Ten mały cwaniaczek zacisnął sprytnie zęby i ani myślał, żeby memlać to żelastwo. Trochę się nagimnastykowałam, już myślałam, że zaraz moja ręka do łokcia utknie w Danowym pysku, ale na szczęście postanowił przestać się ze mną droczyć i z łaską rozwarł swą paszczę. Pozapinałam wszystkie paski, wzięłam lonżę spod boksu i byliśmy gotowi. Na sprawdziłam pas i podpięłam lonżę, pogłaskałam konia i nakazałam mu ruszyć naprzód.
Dan sprawiał dzisiaj wrażenie beztroskiego młodzieniaszka, szedł sobie rozglądając się na boki, to znowu zniżając głowę do ziemi by rozdmuchać piasek, albo zatrzymać się i straszyć mnie, że zaraz się położy. Nie mniej jednak, cały czas uważnie mnie obserwował i zachowywał czujność, ot, miał po prostu zabawowy humor. Oczywiście nie uszło mu to płazem i jego plany na przechytrzenie swojej właścicielki legły w gruzach kiedy to ciągle go poganiałam albo wydawałam znaki i dźwięki informujące go, by zaprzestał, cokolwiek tam planuje. Gdy zauważył, że nic nie zdziała i odpuścił udało mu się zrobić 4 poprawne koła. Wtedy zawołałam konia do siebie by swobodnie przepiąć lonżę, koń stępował teraz w przeciwną stronę, już o połowę grzeczniejszy. Dan opuścił głowę i mielił wędzidło, ucieszyła mnie ta poprawa zachowania. Kilak razy byłam zmuszona dodać mu animuszu podczas tego spaceru bowiem po jego energii nie było dziś śladu. Po kolejnych kilku pełnych kołach ponownie zawołałam ogiera do siebie, sprawdziłam pas, po czym wydałam komendę powrotu na ścianę i ruchu stępem. Po dwóch kołach zakłusowanie od delikatnego ruchu bata bliżej zadu. Gniade pośladki ładnie pracowały i nie zostawały w tyle, nawet tempo było dość zadowalające. Koń co jakiś czas opuszczał głowę za co chwaliłam go pochwałą ciepłym głosem. Kłusował sprężyście, chętnie podnosząc nogi. Odbębniliśmy tak 5 minut kłusa, podczas których pilnowałam tempa i obserwował ruch konia. Po upływie tego czasu wydałam komendę 'do stępa'. Przywołałam konia i przepięłam lonża, stęp w drugą stronę i ponowne zakłusowanie. Po kilku kołach przyszła kolej przejść. Skoro byliśmy przy kłusie to pierwszym przejściem była sekwencja kłus-stęp-kłus. Zmieniłam kierunek i przejścia również w tę stronę. Płynniej niż przed chwilą, z o wiele szybszą reakcją, Dan skupiał się bardziej z minuty na minutę. Po paru udanych przejściach przywołałam gniadego do mnie i pochwaliłam go głaszcząc jego łebek. Powróciliśmy na koło stępem. Po dwóch kołach komenda zakłusowania, po kolejnych 3 kołach próba zagalopowania. Donnperignon poderwał się galopem, nieznacznie wierzgnął, bo aż wykręciła mi się lonża. Żeby mu pokazać, że to niewłaściwie użyłam jego imienia ostrzejszym tonem. Oczywiście, że należy brak poprawki na jego drobne wykroczenia od normy, w końcu to ogier, ale dobrze ustalona hierarchia to dobra praca! Kiedy widziałam, że ruch Dana stał się spokojny i zrównoważony postanowiłam powiększyć nieco koło. Po dwóch sporych okrążeniach zwolnienie przez kłus do stępa, zawołałam konia, przepięłam lonżę i puściłam w drugą stronę. Ponownie komenda galopu zaraz po energicznym kłusie. Podobało mi się jak zrozumiale Dan odczytuje moje sygnały i słucha komend, pochwaliłam go. Tym razem również powiększyłam koło, następnie je pomniejszając, później przejście do kłusa. Po dwóch okrążeniach zagalopowanie. Bardzo płynne choć trochę za mocno energiczne, zwolniłam więc nieco tempo. Podczas wykonywania drugiego okrążenia galop przybrał optymalnego tempa, zad pracował poprawnie, a głowa konia znajdowała się w należytym miejscu. Po kilku minutach galopu po zróżnicowanych średnicowo okręgach przejście do kłusa. Odnosiłam wrażenie, jakby energia ogiera nie została nawet w 50% spożytkowana, ale dzisiaj postawiłam na trening posłuszeństwa i rozluźnienia po ostatnich intensywnych treningach. Po minucie kłusa zwolnienie do stępa, w którym to porządnie się osuszyliśmy. Zatrzymałam Dana, pochwaliłam i nasunęłam mu na grzbiet derkę, która wisiała na wieszaku, postępowaliśmy jeszcze chwilę w ręku dla pewności, że sierść wyschła jak najlepiej. Ogier szedł w mój ślad bardzo spokojny, ale nie obojętny, kiedy stawałam on również się zatrzymywał, a kiedy ruszałam robił to samo nie wyprzedzając. Po kilku chwilach zabawy opuściliśmy halę. Dzisiaj na dworze nie było wiatru więc zdecydowałam się puścić go na pastwisko żeby rozładował energię. Najpierw jednak poszliśmy do stajni aby zdjąć sprzęt i przebrać derkę na trochę grubszą. Gdy koń stał opatulony, wsunęłam mu na głowę kantar i poprowadziłam na pastwisko. Gdy tylko ogrodzenie się zamknęło Dan zaczął poznawać się ze śniegiem, wąchał go, próbował kopać i dokładnie badał podłoże przednimi kopytami. Gdy poczuł się pewnie ruszył do przodu kłusem, potem podziwiać można było tyko serię bryków i innych wykrętów na boki i do góry. Uśmiechnęłam się, poobserwowałam go chwilę i wróciłam do stajni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin