Forum Stajnia Centralna Strona Główna Stajnia Centralna
Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Run - Odwiedziny

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Blacky
Bywalec



Dołączył: 11 Sty 2009
Posty: 613
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Sob 9:57, 05 Mar 2011    Temat postu: Run - Odwiedziny

Miejsce gdzie piszecie odwiedziny.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 11:37, 05 Mar 2011    Temat postu:

Z rana, chcąc odpocząć o swoich koni przybyłam do SC. Dziwił i troszkę smucił mnie widok opustoszałej stajni. "Wszystkie konie powyjeżdżały, tylko kilka rodzynków..." pomyślałam po części szczęśliwa. Otworzyłam jedne z drzwi i weszłam do ciepłego, przepełnionego promieniami słońca pomieszczenia. Woń SC wzbudzała u mnie przyjazne, lecz czasem bolesne wspomnienia. Uśmiechnęłam się i zaczęłam patrzeć po pustych boksach w poszukiwaniu konia do wzięcia pod swe skrzydła. Spotkałam na drodze Saharkę, do której już leciała Stef, więc tylko pogładziłam izabelkę po czole i ruszyłam dalej. Spotkałam nieco niepewnego swoich chęci Noxla, który owszem, podszedł do mnie, jednak musiał mieć chwilę na przełamanie lodów i pozwolenie na pogładzenie po aksamitnych chrapach. W końcu dotarłam do boksu, w którego kącie stał jeszcze nieco wystraszony kasztanek. Oczy miał szeroko otwarte, uszy ciągle kręciły się, wyłapując wszystkie dźwięki. Oparłam się o drzwiczki boksu. Ogier spojrzał na mnie, następnie wyraźnie wahał się, co zrobić. W końcu podszedł na kilka kroków tak, by móc mnie lepiej zbadać, ale nie dać się dotknąć. Wyciągnęłam z kurtki marchewkę i delikatnie wystawiłam w jego stronę.
-Hej rudzielcu. Podejdziesz do mnie? - Zachęcałam konia. Po jakimś czasie ogier podszedł do drzwiczek, uważnie obwąchał warzywo i schrupał ze smakiem. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na tabliczkę. "Run, ach no tak...miał przyjechać do nas." Zaśmiałam się z swojego chaosu w myślach. Spróbowałam pogłaskać Runa. Najpierw uciekł z noskiem, potem jednak dał się delikatnie pogładzić i to był pierwszy krok do zaufania. Pogładziłam go kolejno po chrapach, kości nosowej, czole i ganaszach - nie uciekał. Uśmiechnęłam się i weszłam do boksu z kantarem w ręce. Podeszłam do konia, który odsunął się kilka kroków, aż przyciśnięty bokiem do ściany nie miał wyjścia. Pogładziłam delikatnie po szyi i gładziłam tak jego matową, zaniedbaną sierść przez jakiś czas, aż opuścił nieco łeb, rozluźnił się, a nawet zabrał się za obwąchiwanie kantara.
-Tak, to nie twój kantar, ale na razie użyjemy go Wink - Powiedziałam delikatnie zakładając tasiemki na łeb ogiera. Uciekł w górę. Poczekałam cierpliwie aż opuści i na nowo. Tym razem przytrzymałam ogiera za nos, ale i tak nie dałam rady. Znów poczekałam, aż opuści łeb, co chwilę zajęło i w końcu, mimo prób uniesienia głowy założyłam kantar na łeb Runa. Gdy tylko paski znalazły się na miejscu poklepałam delikatnie kasztanka, zaczęłam gładzić po szyi. Hanower uspokoił się, a ja zapięłam kantar. Dopięłam do niego uwiąz i wyprowadziłam konia z boksu. Uwiązałam długo, by go nie zdenerwować i zabrałam się za samego konia.
Zdjęłam z niego derkę, ukazując zapadnięte, chude boki, szczuplutką, zaniedbaną sylwetkę. Chociaż widziałam gorzej wyglądające konie, Run wzbudził we mnie żal, smutek, że ktoś może doprowadzić konia do takiego stanu. Przytuliłam się do ciepłego rumaka, gładząc jego szyję. Wyraźnie uspokaja się przy rytmicznym i miękkim dotykaniu jego szyi długimi, płynnymi ruchami. W końcu złapałam za szczotki i ruszyłam na podbój zlepek sierści. Potraktowałam je szczotką ryżową, iglakiem po części bałam się operować na jego kościstym ciele, nie lubiłam czyścić wychudzonych koni. Run był zaniepokojony - machał co chwila ogonem, kręcił się, ciągle coś robił. W końcu zrezygnowana wzięłam siatkę z sianem i powiesiłam tak, by mógł je konsumować. Niby spokojniejszy, ale nogą czasem machnął, ogon był niespokojny, sam koń nie spuszczał ze mnie uwagi. Dokończyłam sprawę zlepek i wzięłam włosianką przeczesałam całego konia. Stał już spokojniej, najwyraźniej on też woli coś bardziej miękkiego. Miałam drobne problemy z wyczyszczeniem mu głowy, ciągle ją zadzierał do góry, jednak w końcu nabrał nieco więcej zaufania i dał się delikatnie przeczesać. Dałam mu w nagrodę jabłko i sięgnęłam po grzebyk do grzywy. Przeczesałam jego długie, pokołtunione rude włosy, grzywkę także i zadzwoniłam do dziewczyn, czy jej nie przyciąć. Stwierdziłyśmy, że tylko troszkę przytnę w taki sposób, by wyglądała naturalnie. Wyciągnęłam specjalne nożyczki z swojego plecaka i skróciłam grzywę ogiera do połowy szyi. Od razu wyglądał porządniej, a i włosy może zaczną się szybciej regenerować. Grzywkę tylko lekko przycięłam (tak za linię oczu, ale wyglądała naturalnie) i zabrałam się za ogon. Długi prawie do koronek kopyt, poplątany zabrał mi naprawdę sporo czasu. Wiercący się ogier tez mi za bardzo nie pomógł. Jednak poradziłam sobie i przycupnęłam ostrożnie, uważając na nogi konia, po czym skróciłam ogon o sporo centymetrów. Teraz kończył się mniej-więcej na wysokości tradycyjnych ochraniaczków skokowych, czyli przy początku stawu nadgarstkowego. Od razu lepiej. Ogon nie za krótki, nie za długi i porządny. Wzięłam kopystkę i pora na kopyta. Wdech, wydech i zaczynamy. Na początek lewa przednia noga konia. O dziwo ładnie podana. Kopyto same w sobie nie za piękne - popękane, strasznie zaniedbane. Na szczęście nie zabrudzone jakoś mocno. Wyczyściłam dokładnie i trzymając nogę między kolanami wzięłam w dłoń dziegieć. Otworzyłam...ach...ten "aromat". Dokładnie, ale dość szybko wysmarowałam strzałkę i odstawiłam nogę rudzielca na ziemię. Wzięłam z stojącego nieopodal wiaderka gąbkę i przemyłam kopyto z wierzchu, ten zbieg powtórzyłam z każdą nogą po kolei. Odniosłam gąbkę na miejsce i Poprosiłam Runa o podanie lewego tyłu. Schował nogę pod siebie i dopiero po jakimś czasie odpuścił i oddał w moje ręce. Wyczyściłam dokładnie wszystkie brudy, kopytko nie było zakurzone czy coś,więc potraktowałam dziegciem strzałkę i dalej. Wyjątkowo prawy przód zamiast tyłu. Musiałam mocno naprzeć na ciało konia, by podał nogę. Na razie ona wyglądała najgorzej. Delikatnie dokładnie wszystko wyczyściłam i potraktowałam sporą ilością dziegciu. Prawy tył nie wyglądał strasznie, mniej-więcej jak nogi ze strony lewej. Wyczyściłam, posmarowałam dziegciem i odstawiłam na ziemię. Podeszłam do głowy Runa, pogładziłam i wzięłam z podłogi smar do kopyt. Potraktowałam każdy paznokiecik ogiera i zadowolona spojrzałam na efekt końcowy. Konio wyglądał o wiele lepiej.
Zadowolona sięgnęłam po derkę i przykryłam nią chude ciało ogiera. Pozapinałam paski, odwiązałam uwiąz i wprowadziłam kasztana do boksu. Poklepałam po szyi i zdjęłam kantar. Do żłobu wrzuciłam 2 marchewki i wyszłam zamykając za sobą drzwiczki. Pochowałam szczotki, kantar odwiesiłam na miejsce i poszłam przygotować Runowi kolację i obiad bogaty w witaminy i inne suplementy diety, niezbędne w jego przypadku. Zadowolona ustawiłam pudełka pod boksem konia, następnie skierowałam się do biura.
Zostawiłam dziewczynom notatkę, że Run wyczyszczony i wysmarowany, jedzenie ma zrobione, a kowal mówił że będzie u koni w najbliższym czasie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Sob 13:54, 05 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Krecik




Dołączył: 05 Mar 2011
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 8:05, 06 Mar 2011    Temat postu:

Gdy przybyłam do stadniny zastanawiałam się co zrobić. Pomyślałam, że rozejrze się wśród koni. Rozglądnełam się po stajni. Większość koni czuła się co raz lepiej. Najgorzej było chyba z hanorwerkiem o imieniu Run.
- Cześć, kolego. Jak się czujesz? - powiedziałam i wyciągnęłam miętowego cukierka. - Może teraz podejdziesz?
Ogierek stanął na środku boksu i wyciągnął szyję, żeby powąchać smakołyk. Ja również wyciągnęłam rękę, ale on wziął swoją głowe na poprzednie miejsce. Położyłam na dłoni jeszcze jednego cukierka, wtedy ogier zrobił krok do mojej ręki. Przyciągnełam ją do siebie, a Run zrobił jeszcze jeden mały kroczek i jeszcze jeden, aż w końcu znalazł się przy mnie. Wtedy weszłam do jego boksu. Odsunął się trochę.
- Chciałbyś jeszcze jednego cukierka? Proszę, ale musisz podejść - przekonywałam go.
Ogierek faktycznie podszedł, a ja założyłam (a przynajmniej próbowałam) mu kantarek. Zadarł głowę w górę. W takim przypadku zaczęłam masować mu lekko małe kółka na szyi, później brzuchu, grzbiecie, zadzie i nogach. Wreszcie ogierek się uspokoił i udało mi się założyć kantarek.
- To na razie na tyle. Chciałam tylko z robić z tobą sesję. Będziemy ją powtarzać codziennie. Pa pa koniku - pożegnałam się.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rustler
Mały wolontariusz



Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 100
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:00, 16 Mar 2011    Temat postu:

Postanowiłam rozejrzeć się po nowych koniach, bo wiele osób mówiło, że są śliczne. Obok boków arabek przeszłam z obojętnością - nie ten typ konia mnie kręci. Moją uwagę przykuł Run, kasztanowaty ogier ze strzałką na pysku. Pomimo marnej grzywy, matowej sierści i zapadniętego brzucha, nie stracił nic na swojej szlachetności. Stał dumny w rogu boksu i obojętnie spoglądał na korytarz. To, że stanęłam przy jego boksie zdawało się nie robić na nim większego wrażenia. Wypaliło się w nim coś, co kiedyś trzymało go przy życiu. Teraz był tylko wegetującą roślinką.
Zacmokałam, na co ogier zastrzygł uszami, jakby wracając do tego świata. Wyszperałam w kieszeni krążek marchwi i podałam go Runowi. Ten najpierw szarpnął łbem, zaalarmowany moim ruchem, po chwili jednak postawił w moją stronę kilka kroków i zjadł marchew. Zaraz wyciągnęłam kolejne kawałki. Kasztan sprawiał wrażenie, jakby chciał najeść się "na zapas". Nie wiedział, że już nikt nigdy go nie opuści. Pod koniec odważyłam się pogłaskać go po chrapach. Nie był zachwycony, ale nie zareagował agresywnie. Po chwili zabrałam swoje rzeczy i zawinęłam się do domu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 8:36, 19 Mar 2011    Temat postu:

Przyszłam odwiedzić Runa. Ogier wyglądał coraz lepiej, chciałam go zobaczyć. Kasztanka zastałam jeszcze w jego boksie, więc zbliżyłam się do drzwi. Rudzielec zastrzygł uszami, łypnął okiem i nic. Delikatnie otworzyłam drzwiczki i wsunęłam się do środka. Koń napiął mięśnie i spojrzał na mnie wrogo, z nutką strachu w oczach. Przyjęłam łagodną i zapraszającą do siebie postawę, i czekałam. Czekałam. Czekałam, aż usłyszałam szelest słomy, i poczułam gorące powietrze na karku. Przeszedł mnie dreszcz, jednak zachowując spokój odwróciłam się i spróbowałam pogładzić Runa po pyszczku. Najpierw się odsunął, skulił uszy i machnął lekko łbem, potem obwąchał rękę, skubnął lekko i lody przełamane. Pogładziłam go po głowie, podrapałam po ganaszu i dałam sobie tę dłoń wylizać i wróciłam się po kantar. Ku mojemu zdziwieniu Run postąpił parę kroków za mną, jednak stanął dość szybko, pojmując co robi. Wzięłam 'tasiemki' jak to zwykłam mówić i delikatnie objęłam miśka, kładąc dłoń na kości nosowej. Zaczęłam powoli zakładać kantar. Na razie szło gładko, jednak przy uszach głowa w górę i bye bye. Jednak nie poddałam się tak łatwo. Poczekałam, aż Run się uspokoi, gładziłam go po szyi, w pobliżu uszu i ganasza na co najpierw reagował jeszcze wyższym podnoszeniem głowy, jednak gdy spostrzegł, że to nie boli, opuścił głowę. Poklepałam go i znów próbujemy założyć kantar. Przy uszach znów uniósł łeb, jednak po chwili opuścił. Przełożyłam nagłówek kantarka nad jednym uchem. Uniósł, i opuścił. Przełożyłam nad drugim, na co znów uniósł, potem opuścił. Poklepałam go sowicie, dałam nawet kawałek marchewki. Pozapinałam co trzeba i wyprowadziłam kasztanka na korytarz. Uwiązałam dość luźno, nie chcąc go nadmiernie krępować i zabrałam się za czyszczenie.
Zdjęłam z niego derkę, wzięłam twardą szczotkę i delikatnie, ale stanowczo zaczęłam bitwę z milionami zlepek sierści i zaschniętego błota. Niestety pogoda nie dopisywała, ale nie chciałyśmy zmuszać koni do stania w boksach, wychodzenia może na 30 min na spacer czy lonżę. Uporałam się w 15 minut, co było naprawdę dobrym czasem jak na znudzonego już konia i masę zaklejek na jego miedzianej sierści. Nim sięgnęłam po włosiankę dałam Runowi do jedzenia troszkę siana, by się czymś zajął. Mógł sobie spokojnie sięgać, a ja przynajmniej będę miała przez chwilę spokój. Biorąc w jedną dłoń szczotkę, a w drugą szmatkę do pozbywania się kurzu zaczęłam energicznie, lecz delikatnie czyścić ogra. Uporałam się szybciutko, a konisko lśniło. No...lśniło tak, jak może lśnić koń dopiero wracający do zdrowia. Dopiero teraz zauważyłam, jak poprawił się stan ogiera od przyjazdu do nas. Uśmiechnęłam się i wzięłam grzebień. Dokładnie rozczesałam grzywę, grzywkę i ogon kasztanka. Przy okazji wzięłam nożyczki i wyrównałam, przycięłam tak, by sobie przypadkiem nic nie zrobił (np. po leżeniu wstając nie wyrwał sobie sporej ilości włosów nadeptując na za długi ogon - znałam takie przypadki) i pora na kopyta. Wzięłam głęboki wdech i z kopystką podeszłam do prawego przodu konia. Podał opornie, jednak potem nie wyrywał. Wyczyściłam, poklepałam i prawy tył. Schował nogę pod siebie, jednak po chwili posłusznie oddał, i pozwolił wyczyścić. Lewy tył też schowany pod brzuch, jednak potem na dokładkę 2 razy wierzgnięcie do tyłu i dopiero udało mi się siłą przytrzymać nogę w miejscu oraz wyczyścić. Lewy przód podał najładniej, tylko raz chciał go wyrwać, jednak umiejętnie przytrzymałam kopyto i zaprzestał prób uprzykrzania mi czyszczenia. Zadowolona z swojego dzieła pochwaliłam rudego, wzięłam wilgotną, ale ciepłą gąbkę i trzymając dość mocno głowę ogiera przetarłam delikatnie okolice chrap i oczu. Run trochę się wyrywał, jednak osiągnęłam cel i dałam mu w nagrodę kolejny kawałek marchwi. Założyłam na niego derkę, odwiązałam i ruszyliśmy na dwór.
Pospacerowałam z Runem jakieś 10-15 minut, by się uspokoił (wychodzenie ze stajni kojarzyło mu się głównie z padokami, na co dostawał wiatraczka w zadku i leciał do bramki jak głupi), pogadałam do niego trochę, pokazałam Domina, przekłusowałam parę kroków, by sprawdzić jak chodzi i w końcu, uspokojonego konia wypuściłam na padok, pilnując, by zachowywał się 'kulturalnie' - nie wyrywał z prowadzącym w ręku galopem czy kłusem, poczekał grzecznie itp. Poklepałam go, gdy spełnił moje oczekiwania, dałam ostatni kawałek marchwi i stojąc przy bramce popatrzyłam, jak z brykami i rżeniem leci galopem w głąb pastwiska, do innych koni.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Sob 8:56, 19 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kana




Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 13:55, 20 Cze 2011    Temat postu:

Weszłam do stajni i skierowałam się do boksu Run'a. Hanower stał z przodu boksu i wyglądał na korytarz. Uśmiechnęłam sie i powoli podeszłam do konia. Kasztan cofnął się trochę i obserwował mnie.
- Co tam piękny ? Spokojnie nic ci nie zrobię - gadałam do niego spokojnie - wezmę cię na zewnątrz i trochę wyczyszczę, co ? - Run nic nie robił, więc oparłam się o drzwiczki boksu i poczekałam chwilę aż całkowicie się uspokoi. Gdy uspokoił się, wzięłam kantar i uwiąz i wślizgnęłam sie do jego boksu ostrożnie. Odsunął się trochę gdy weszłam, ale nadal był spokojny. Odłożyłam kantar na bok i wyciągnęłam najpierw do niego rękę. Zastrzygł uszami i przyjrzał się ręce. Lekko skierował swoje chrapy w jej stronę, ale nie zbliżył się. - no malutki, nie gryzę - mówiłam ciągle spokojnym głosem. Czekałam aż to on zrobi kolejny krok. Długo nie musiałam. Run odwrócił się całkowicie przodem do mnie i podszedł ten jeden krok który nas dzielił. Z bliska zauważyłam że jest troche bardzo zakurzony i dostałam więcej sił na jego czyszczenie. Dotknęłam delikatnie jego chrap, a gdy upewniłam się że mu nie przeszkadzam, pogłaskałam go po ganaszu, a potem po szyi. Kasztan był trochę spięty, ale stał spokojnie. - No dobrze malutki, dobry konik - mówiłam i mówiłam.. XD Gdy już zaznajomił się z moim dotykiem, dałam mu kawałek marchewki w nagrodę. Szybko znikła. Cóż, pogłaskałam go jeszcze po głowie, zrobiłam mały masaż na rozluźnienie. Dotknęłam nóg, ale gdy doszłam do pęcin szarpnął nogą. Na razie zostawiłam. Jeszcze chwilę go pomiziałam, a gdy się rozluźnił sięgnęłam ostrożnie po kantar i podstawiłam mu go pod noc. Run zrobił coś co wyglądało na westchnięcie. Po chwili powąchał kantar i chciał go nawet złapać zębiskami, ale nie pozwoliłam. Dotknęłam kantarem jego szyi i brzucha. Stał spokojnie więc najpierw dotknęłam chrap, potem kości nosowej, ganasz i gdy miałam przejść do uszu, szarpnął głową - no już, spokojnie - uspokoiłam go i po chwili spróbowałam ponownie. Znów to samo. Postanowiłam zapiąć mu najpierw kantar na szyi i potem powoli go przemieścić na potylice. Cóż, przechytrzyłam go i tylko skulił uszy. Chwilę tak zostawiłam kantar żeby się przyzwyczaił, a potem odpięłam i spróbowałam już normalnie mu go założyć. Znów szarpną, ale nie tak silnie i udało mi się go zapiąć. Dałam mu kolejny kawałek marchewki i chwilę go głaskałam żeby się uspokoił. Dopięłam uwiąz i otworzyłam do połowy boks. Run zastrzygł uszami i podniecił się gdy to zobaczył, gdy chciał ruszyć, zamknęłam boks. To mogło się źle skończyć. Poczekałam aż trochę ochłonie i znów spróbowałam. Znów to samo. - Słuchaj, jak ty nie będziesz spokojny, to nie wyjdziemy, zrozumiano - powiedziałam i odczekałam chwilę aż się uspokoi i spróbowałam po raz kolejny. Kasztan chyba załapał bo stał spokojnie, tylko strzygł uszami na wszystkie strony. Otworzyłam całkiem boks i wyszłam. Run ruszył szybko i gdy chciał mnie wyprzedzić, zawróciłam go. - Gdzie tak pędzisz, coo ? - staliśmy na korytarzu i poczekałam aż uspokoi się trochę. Ruszyłam znów i gdy chciał mnie wyprzedzić to znów go zawróciłam. Tak powoli szliśmy w stronę wyjścia i Run zaczynał rozumieć że nie można mnie wyprzedzać, bo w tedy będziemy się cofali. Gdy wyszliśmy, pochwaliłam go i przywiązałam na stanowisku. Poszłam szybko po sprzęt do czyszczenia i gdy wróciłam ogier nadal stał spokojnie. Pogłaskałam go i zaczęłam szczotkować jego sierść. Na początku trochę sie wiercił, ale ostatecznie się uspokoił. Porządnie go odkurzyłam i zabrałam się za grzywę i ogon. Spryskałam je odżywką żeby lepiej sie rozczesywały. Dokładnie wyczesałam ogon, a potem grzywę (zrobiłam nawet jednego warkoczyka Smile). Pochwaliłam go i wzięłam kopystkę do ręki. Podeszłam do przodu i poprosiłam o kopytko zjeżdżając ręką po nodze. Run podniósł kopyto i zaraz je postawił z powrotem. Powtórzyłam moją czynność i tym razem nie pozwoliłam mu jej postawić. Na początku trochę wyrywał, ale sprawnie wyczyściłam kopyto i odstawiłam je na miejsce. Dałam mu kawałek marchwi żeby się czymś zajął i poszłam do tylnej nogi. Tu miałam więcej problemów, ale chyba ta marchew poskutkowała i ostatecznie wyczyściłam mu to kopyto. Potem przeszłam na drugą stronę i tu miałam większe problemy. Gdy chciałam podnieść kopyto, Run cały się spinał i wyrywał tą nogę. Chwilę odczekałam i zrobiłam mu masaż, powoli schodząc ku pęcinie. Gdy byłam już na samym dole, złapałam za pęcinę i noga jakby sama podniosła się o.O Szybko ją wyczyściłam i pochwaliłam ogiera że ułatwił mi pracę. Z przednią nogą nie robił też większych problemów. Głowy wolałam mu już nie dotykać żeby nie narobić więcej problemów. Przetarłam tylko jeszcze sierść wilgotną ścierką i po odłożeniu wszystkich szczotek, odwiązałam go. Skierowaliśmy się w stronę odwrotną do pastwisk. Run na początku znów chciał wyprzedzać, ale w końcu poddał się. Zrobiłam mały spacer 10 minutowy wokół kompleksów stajni. Ogier strzygł uszami dookoła i rozglądał się ciekawsko. Gadałam różne bzdety, tylko żeby gadać. Ogier był prawie całkiem rozluźniony. Wróciliśmy przed stajnie i tam z nim postałam trochę i dałam mu poskubać trawę która rosła nie daleko. Pochwaliłam go jeszcze i dałam kawałek marchewki, po czym odprowadziłam do boksu i pożegnałam się z nim.

ok. 840 słów, wezmę 170 h


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kana




Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 12:30, 21 Cze 2011    Temat postu:

Po odwiedzinach u taranta, postanowiłam zobaczyć co tam u kasztana Smile Podeszłam do jego boksu. Ogier stał z przodu, wiec od razu mnie zauważył. Spojrzał na mnie i zastrzygł uszami, chyba mnie pamiętał. Uśmiechnęłam się - cześć pięknisiu - zaśmiałam się - co tam u ciebie słychać ? - wyciągnęłam do niego rękę. Ogier po chwili zastanowienia zbliżył do niej pysk, ale zaraz cofnął bo nic na niej nie było. Uchyliłam drzwiczki do boksu i weszłam do niego. Cofnął się kawałek - no co.. boisz sie mnie ? taki wielkolud ! - mówiłam spokojnym głosem. Był trochę spięty, ale nie wydawało mi się żeby chciał mnie atakować. Trochę tak postałam w jego boksie i gadałam mu o pogodzie i ogólnie o życiu. Gdy się mną znudził wyciągnęłam znów rękę. Cóż nie miał za bardzo wyboru, więc zbliżył pysk. Pogłaskałam go delikatnie po ganaszu. Zastrzygł uszami. Dotknęłam jego szyi i zaczęłam robić kółeczka palcami. Szybko się rozluźnił. Po pewnym czasie zaczęłam zmierzać w kierunku uszu z tym mały masażykiem. O dziwo nie szarpnął głową gdy dotarłam do uszu więc chwilę go po nich pomasowałam. - No, widzę że robisz postępy - poklepałam go delikatnie i dałam kawałek marchwi w nagrodę. Po chwili dotknęłam uszu i tylko się lekko spiął, ale nie wyrwał głową do góry. - No już spokojnie, spokojnie, zostawiam twoje uszka - pogładziłam go po szyi i ganaszu. Gdy na powrót się rozluźnił dałam mu kolejny kawałek marchewki. - Dobry konik - pogłaskałam go, a potem wolno się wycofałam z boksu. Chwilę go obserwowałam, a potem wyszłam.

ok. 250 słów, wezmę 50 h Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kana




Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 12:14, 02 Lip 2011    Temat postu:

Przyszłam dziś do Run'a z kolejną wizytą. Gdy szłam przez korytarz, już mnie zauważył i zaczął obserwować. Podeszłam do boksu - hej! co tam kasztanku ? - zapytałam wesoło. Run zastrzygł tylko uszami i wypuścił głośno powietrze. Wyciągnęłam do niego rękę. Ogier patrzył na mnie przez chwilę, a potem zbliżył lekko swój łebek. Poczekałam tak kilka minut, aż w końcu dotknął chrapkami mojej dłoni. Spróbowałam go delikatnie pogłaskać i mi się udało - dobry konik, dobry - pochwaliłam go. Chwilę poczekałam, a potem weszłam do boksu. Run cofnął się i lekko spiął, ale zaczęłam do niego spokojnie gadać i rozluźnił się. Podeszłam do niego i pogłaskałam go po szyi. Ogier stał spokojnie. Zaczęłam go głaskać po szyi i szłam w górę. Doszłam do łba i tam pogłaskałam mu ganasz, kość nosową, a potem skierowałam ręce do uszu. Dotknęłam ich. Koń spiął się, ale nie szarpnął głową. Chwilę go pogłaskałam delikatnie, a potem pochwaliłam go i wróciłam do głaskania szyi. Dałam mu kawałek marchewki. Postanowiłam mu założyć kantar. Nie uciekał, ale spinał się. Założyłam mu go powoli. Gdy zapięłam pochwaliłam go i dałam kolejną marchewkę. Chwilę z nim postałam w boksie i gadałam do niego, a potem sięgnęłam po uwiąz i przypięłam go do kantara. Otworzyłam powoli drzwiczki boksu i wyszłam pierwsza. Run wyszedł energicznym krokiem za mną. Od tyłu mnie zaczepiał lekko i popychał łbem ^^'' Wyszliśmy jakoś na dwór i przywiązałam go. Poszłam szybciutko po szczotki. Gdy wróciłam ogier stał spokojnie. Podeszłam do niego i pogłaskałam go - no malutki, nie będziesz sprawiał problemów, prawda ? - poklepałam go i wzięłam do ręki szczotki. Zaczęłam go szczotkować xd Run przez chwilkę stał spokojnie, a potem zaczął się wiercić. Ciągle się odsuwał, ale w końcu doszedł do ściany i nie miał gdzie odejść. Mówiłam do niego i z czasem się zrelaksował. Był troche bardzo zakurzony, więc 'odkurzenie' jego zajęło mi całkiem sporo czasu. No, gdy nie było na nim już ani grama kurzu, zaczęłam powoli rozczesywać jego grzywę i ogon. Musiałam sobie pomóc odżywką. No potem wzięłam zmoczyłam gąbkę i podeszłam do jego łebka. Na początku nie chciał ustać spokojnie i odwracał głowę, ale chwilkę poczekałam, uspokoiłam go i pomalutku przemyłam mu pyszczek Smile Gdy przemywałam mu oczka trochę się spiął, więc poczekałam chwilkę i kontynuowałam dalej. Po skończeniu dałam mu kawałek marchewki w nagrodę. Chwilę odpoczęłam i zaczęłam zjeżdżać po nodze w dół. Run spiął się i zaczął ruszać tą nogą. Odpuściłam. Zaczęłam robić masaż T-touch na szyi. Ogier szybko się rozluźnił. Potem zaczęłam zjeżdżać do nogi. Na początku trochę się spinał i parskał, ale masaż na niego działał szybko i rozluźniał sie zaraz. Cały czas do niego mówiłam. Powoli schodziłam do dołu. Po długim czasie doszłam do pęcin i tam stanęłam. Masowałam go przez kilka minut, a potem przestałam. Spróbowałam podnieść mu kopyto. Tym razem udało mi się! Run na początku trochę się spiął i nie chciał, ale nacisnęłam na niego i ładnie podniósł nogę. Szybko sięgnęłam po kopystkę i wyczyściłam kopyto. Podeszłam do tylnej nogi. Gdy tylko chciałam ją podnieść podniósł ją, ale wymierzył we mnie i prawie by mnie kopnął ^^' Chwilę odczekałam, aż ochłonie i znów zaczęłam T-touch. Kiedy doszłam do pęciny, tak jak przedtem przerwałam i znów spróbowałam podnieść nogę. Na początku trochę wyrywał i to ja musiałam ją trzymać, ale jakoś udało mi się wyczyścić kopytko. Z drugą stroną, miałam problem tylko z tylnym kopytem. Pochwaliłam ogierasa za wytrwałość. Zgarnęłam sprzęt i odwiązałam go. Zrobiliśmy rundkę wokół podwórka, a potem wzdłuż ogrodzeń wybiegów. Run chciał wyprzedzać i zaczepiał mnie, czasami stawał i zapierał się by nie iść dalej. Powolutku posuwaliśmy się na przód. Po 30 minutach wróciliśmy do stajni. Przetarłam go mokrą szmatką i zaprowadziłam do boksu. W boksie zaplotłam mu warkoczyka ^^ Dałam całą marchewkę w nagrodę za dzisiaj i potem pożegnałam się. Poszłam posprzątać sprzęt.

ok. 630 słów Wink wezmę 100 h


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Noora




Dołączył: 28 Lip 2011
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 1:20, 29 Lip 2011    Temat postu:

Przed pierwszymi odwiedzinami w Stajni Centralnej byłam nieco zdenerwowana. Jeszcze siedząc w samochodzie czułam przysłowiowe motyle w brzuchu, które zawsze odczuwam, gdy mam znaleźc się w nowym otoczeniu.
Jednak w miarę jak zbliżałm się do stajni, ogarniała mnie jej niesmowita, ciepła atmosfera, a stres odchodził. Gdy przekroczyłam drzwi, poczułam, że jestem w domu.
Zarzymałam się na samym początku stajni - potężny, kasztanowy hanower zajęty swoimi sprawmi w rogu boksu. Zacmokałam by zwrócic na siebie jego uwagę. Podniósł głowę i obrócił ją w moją stronę, ale nie wydałam mu się wystarczająco interesująca, by przerwac przeżuwanie siana.
Uśmiechnęłam się do siebie. Idealny kandydat na mojego konia.
Gdy wróciłam z siodlarni z Runową skrzyneczką na szczotki, on nadal nie wykazywał większego zaangażowania, więc bez pardonowo otworzyłam sobie drzwiczki i wrzuciłam cały sprzęt do żłobu.
- Lecimy na spacerek! - odezwałam się, bo nie miałam ochoty podchodzic do ogiera od strony zadu.
Tym razem rzeczywiście odwrócił się do mnie, ale nie podszedł. Wyjełam więc z kieszeni kostkę cukru i zrobiłam mały kroczek. Run wyprostował się i łaskawie wziął smakołyka z mojej dłoni. Delikatnie pomiziałam go po pyszczku, ale szybko odwrócił głowę. Westcjnęłam i podeszłam do szczotek odwracając się do niego tyłem. Kilkanaście sekund później poczułam ciepłe powietrze na skórze, więc powoli odwrócilam się i położyłam dłońna jego chrapach. Nie cofnął głowy, więc powoli przesuwałam rękę wyżej w stronę uszu, a potem wzdłuż szyi. To już mu się nie podobało i zadarł głowę do góry, ale zrozumiał, że nie próbuję zrobic mu krzywdy i (chwilowo) uspokoił się.
Wzięłam plastikowe zgrzebło i wolno ruszyłam ku jego bokowi. Konie byłyświeżo po pastwisku, więc miałam pełne ręce roboty.
Po wyczesaniu zaklejek chwyciłm szczotkę i metalowe zgrzebło i delikanymi ruchami przeczesywałam sierśc. Ogromne ilości kurzu wzbijały się w powietrze przy każdym zetknięciu skóry ze szczotką.
Koń przez cały czas zachowywał się bez wyrzutu, dopiero gdy doszłam do brucha zrobił kilka niespokojych ruchów. Ogólnie jednk byłam skłonna powiedziec, że mu się podobało.
Rozczeswszy ogon, wzięłam kopystkę. Chwyciłam nogę Runa i delikatnie nacisnęłam, jednak on nie za bardzo chciał współpracowac. Oparłam się więc o jego łopatkę, powiedziałam "noga" tym razem podziałało. Szybko przeczyściłam kopyto i chwyciłam drugą nogę. Podał od razu, ale po chwili wyrwał mi kopyto z rąk. Ponowiłam próbę i tym razem się udało.
Wzięłam głęboki oddech, przybrałam stabilną pozycję i schyliłam się po tylne kopyto. Oparłam je sobie na kolanie i szybko wyczyściłam. Z drugą nogą nie było jednak tak łatwo - najpierw musiał sobie porządnie wierzgnąc.
Skończywszy czyszczenie, odeszłam parę kroków by ocenic swe dzieło.
POklepałam ogiera po szyi i podsunęłam pod pyszczek koskę cukru. Tym razem głaskałam go po całej szyi i kłębie. Nie był zachwycony, ale też nie zachowywał się agresywnie.
Podrapałam go jeszcze po chrapach i wyszłam z boksu.

454 słowa = 80 h


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Noora dnia Wto 17:30, 02 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kana




Dołączył: 10 Sty 2009
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:22, 07 Sie 2011    Temat postu:

Przyszłam na chwilę do Centralnej. Podeszłam do boksu kasztana i spojrzałam na niego - czeeść wielkoludzie - zaśmiałam się. Run prychnął i cofnął się lekko w boksie ze skulonymi uszami. Oparłam się o drzwiczki - wiesz.. może już niedługo opuścisz to miejsce - uśmiechnęłam się. Ogier stał i przyglądał mi się. Wyciągnęłam do niego rękę. Staliśmy w bezruchu tak jakiś czas, po czym Run zbliżył sie troszkę i dotknął mojej ręki. Uśmiechnęłam sie i pogłaskałam go delikatnie. Potem zabrałam rękę i chwilę stałam patrząc się na tego potężnego hanowera. Po kilku minutach wyciągnęłam kawałek marchewki i dałam mu. Od razu ją wziął. Ja, wykorzystując to że jest zajęty jedzeniem, wzięłam kantar z uwiązem i weszłam do boksu. Poklepałam go delikatnie gdy przestał jeść by popatrzeć co robię, a gdy wrócił do przeżuwania, założyłam mu kantar. Prychnął i spiął się, gdy dotknęłam uszu, ale nie wyrwał głowy. Pogłaskałam go - już wszystko dobrze, nic ci nie zrobię - zaczęłam go trochę masować. Gdy się rozluźnił, dopięłam uwiąz i odsunęłam zasuwę boksu. Run zastrzygł uszami i ożywił się troszkę. Poklepałam go i powoli otworzyłam drzwi i wyprowadziłam go. Poszliśmy korytarzem do wyjścia. Run szedł energicznie, jeszcze trochę, a to on by mnie prowadził. Na zewnątrz przywiązałam go i poszłam szybko po szczotki. Gdy wróciłam, Run był trochę zniecierpliwiony i uderzał kopytem o ziemie. Podeszłam do niego i poklepałam go, żeby się uspokoił. Potem wzięłam szczotki i zaczęłam energicznie czyścić jego posklejaną sierść. Widać było że dawno nikt się nim porządnie nie zajmował. Na szczęście nie utrudniał mi tego i stał spokojnie. Po jakiś 15 minutach jego sierść ładnie połyskiwała. Gdy czyściłam nogi, trochę się denerwował, ale nie ruszył się z miejsca. Pochwaliłam go i rozczesałam ogon i grzywę, uważając gdy czesałam przy uszach. Potem wyczyściłam kopyta. Tylko tylne kopyta trochę wyrywał, ale tak to stał spokojnie. Pogłaskałam go na koniec. Wzięłam jeszcze zmoczone w ciepłej wodzie gąbki i wyczyściłam mu główkę i tyłek. Przy głowie się nieźle nadenerwował i musiałam robić to bardzo powoli i z przerwami, ale w końcu udało mi się wymyć wszystko dokładnie. Potem dałam mu całą marchewkę w nagrodę. Wzięłam go poprowadziłam kilka minut na uwiązie wokół stajni. Nawet zakłusowaliśmy trochę. Run biegł bardzo energicznie i ciężko było mi go zwolnić, ale w końcu mi się udało. Potem przetarłam go jeszcze ścierką i założyłam lekką derkę. Poszliśmy kawałek przy pastwisku i dałam mu zjeść trochę trawy, a potem zaprowadziłam go na wybieg. Chwilę stałam i patrzyłam sobie jak biega, a potem odeszłam posprzątać sprzęt, który używałam.


pow. 400 słów, wezmę 90 hrs


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin