Forum Stajnia Centralna Strona Główna Stajnia Centralna
Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Wader - Odwiedziny

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nojec
Pracownik



Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Star Horses

PostWysłany: Nie 19:43, 05 Kwi 2009    Temat postu: Wader - Odwiedziny

Odwiedziny malca

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grzficzka
Gość






PostWysłany: Pon 18:03, 13 Kwi 2009    Temat postu:

Dawno mnie tutaj nie było. Ale tak to już ze mną jest. Pojawiam się, potem znikam równie szybko jak się pojawiłam i znowu po jakimś czasie przychodzę. Zapomniałam, że tutaj nie są mile widziane jedynie osoby rozglądające się za koniem dla siebie, ale również te, które po prostu przyszły pomóc. Nie miałam akurat nic do roboty, więc przyszłam się porozglądać. Prawie nic się nie zmieniło, oprócz tego, że trochę koni odeszło, trochę przyszło i również osoby się pozmieniały. Nie wiem dlaczego, ale skierowałam swoje kroki do stajni ogierów. Chyba nigdy tam nie byłam i po prostu chciałam zobaczyć co tam jest (normalnie jakbym w życiu stajni nie widziała). Od razu rzucił mi się w oczy mały ogierek. Na boksie wisiała tabliczka, taka jak inne, z imieniem, rasą i imionami rodziców.
- Cześć Wader – uśmiechnęłam się wyciągając rękę aby go pogłaskać. Zdziwiłam się trochę, kiedy po chwili nie odczułam ciepła jego chrap. Nic nie poczułam, tylko powietrze. Tak zwyczajnie, nic się nie działo. Źrebak cofnął się, jakby się mnie bał. Po chwili namysłu sięgnęłam do kieszeni. Zawsze noszę w niej kupę miętusów (uwielbiam je) oraz kilka cukierków końskich w różnych smakach. Wyciągnęłam chyba pomarańczową landrynkę i znowu przełożyłam rękę przez bramkę w boksie. Spojrzałam w oczy konia, jednak zerwał ze mną kontakt. Jest taki młody i nie mam pojęcia dlaczego tak się zachowuje.
- No mały, przecież nie zrobię ci krzywdy – szepnęłam. Młody podniósł nieco uszy, spojrzał na mieniącego się w słońcu cukierka (tak, cuksy mienią się w słońcu XD ). Jednak nic dalej się nie działo, prychnął lekko, tylko na tyle było go stać.
- A faktycznie, mama cię uczyła aby od obcych nic nie brać, prawda? – zaśmiałam się lekko – Grzficzka jestem.
Wader nadal stał niewzruszony. Nie wiem co się działo. Już dawno nie opiekowałam się takim koniem. Najtrudniej jest zacząć. To taka przyjaźń jakby na odległość. Z początku wydaje się, że nic nie da się zrobić, jednak po kilku tygodniach (czasami dniach, a czasami miesiącach) , kiedy widać efekty pracy, człowieka rozpiera radość.
Posiedziałam z nim tak pół godziny. Jednak w ciszy. Czasami przerywało ją parsknięcie, czasami mój uśmiech. Jednak Wader nie chciał się zbliżyć. Troszkę go rozumiem, w końcu mnie można się bać Wink Odchodząc zostawiłam mu cukierka na barierce z bramki. Jutro zobaczę czy nadal tam będzie…

wyrazy 442
Powrót do góry
Skrzydlata
Duży wolontariusz



Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z końca świata

PostWysłany: Pią 15:55, 17 Kwi 2009    Temat postu:

Przyszłam dzisiaj do Wadera. A ponieważ zaopiekowałam się nim trza zacząć z nim porządnie pracować. Postanowiłam zacząć od czystego zainteresowania konia swoją osobą. A więc weszłam do stajni i spojrzałam na źrebolka. On chwilę niuchał, ale gdy poczuł człowieka cofnął się gwałtownie w głąb boksu. Otworzyłam na całą szerokość drzwi boksu i usiadłam w drzwiach, gdyż źrebięta bardziej ufają przedmiotom niższym od siebie. Przed sobą ułożyłam w równym rządku marchewkę jabłko i dwa cukierki. Wszystko przełamałam, aby rozniósł się tego zapach. Wader zastrzygł uszami i rozdął chrapy, ale nie zrobił kroku tylko wyciągnął szyję. Cały czas próbowałam popatrzeć mu w oczy, ale odwracał wzrok lub całą głowę. Siedziałam tam bardzo długo, ale cierpliwie czekałam na reakcję źrebaczka. Po pewnym czasie zrobił jeden krok. Spojrzałam na niego, ale dalej nie szło z nim znaleźć kontaktu wzrokowego. Tym razem kolejny krok był po krótszym oczekiwaniu, ale również długo czekałam na tę reakcję. Wader przestał się skupiać na mnie i zniżył głowę do poziomu smakołyków. Gdy tylko ją obniżył rozdął chrapy i od razu podniósł głowę i wygiął szyję do tyłu, ale nie cofnął się. Po jakiś piętnastu minutach (nie kontrolowałam czasu, równie dobrze może mogło minąć pół godziny) Wader znowu obniżył głowę i tym razem porządnie poniuchał smakołyki. Chyba jednak chęć do słodkości zwyciężyła i źrebak zrobił dwa kroki. Pomyślałam, że konik robi postępy i może jeszcze dzisiaj do mnie podejdzie. Wykrakałam, bo Wader po kilku minutach ruszył do mnie niepewnie i, gdy znalazł się w odległości około jednego metra odezwałam się spokojnie szeptem. Konik postawił uszy i się zatrzymał. Popatrzył na mnie i w końcu nawiązał kontakt wzrokowy. Popatrzyliśmy sobie w oczy i ogierek zrobił te kilka kroków dzielące nas od siebie. Schylił głowę, a ja cały czas szeptałam. Gdy jadł zaczęłam cicho podnosić głośność głosu, aż mówiłam normalnie do niego zupełne głupoty. Wader miał postawione uszy - słuchał. Gdy poruszyłam ręką podniósł głowę i popatrzył na moją rękę. Spokojnie przełożyłam ją z jednego kolana na drugie i z powrotem. Wader cały czas wodził wzrokiem za moją ręką, ale gdy uznał, że ne zrobi mu krzywdy, zaczął chrupać nadgryzioną marchew. W tym momencie ja zaczęłam przesuwać ręke w jego kierunku. Ogier cały czas na nią patrzył, ale dał się do siebie zbliżyć. Gdy delikatnie musnęłam go po chrapach przerwał jedzenie, a zainteresował się dotykiem. Na razie przesuwałam tylko po chrapach, ale Wader chyba ma złe wspomnienia bo cofnął się kilka kroków i podniósł głowę. Wtedy ja też wstałam, a źrebak jeszcze się cofnął, ale nie do końca. Gdy tylko wyszłam z boksu i zamknęłam jego drzwi podszedł zjeść resztki po smakołykach. Pożegnałam go słowem i wyszłam szczęśliwa ale i zdziwiona tym że minęło tylko półtorej godziny. Dużo udało mi się z nim osiągnąć już pierwszego dnia. Oj ten konik to potrzebuje podejścia. Mam nadzieje, że więź między mną a nim zrobi się twarda jak stal, chodź byłaby to niedogodność dla adoptującego.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skrzydlata
Duży wolontariusz



Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z końca świata

PostWysłany: Śro 19:17, 22 Kwi 2009    Temat postu:

Dzisiaj odwiedzam Waderka.
Najpiew wziełamn jego szczotki i postawiłam szczotki źrebaka koło siebie, niedaleko wejścia do boksu. Otworzyłam na ościerz drzwi i odezwałam się spokojnie. Wader postawił swoje małe uszka i popatrzył na mnie dziwnie. Był w tyle boksu i nie miał się gdzie cofnął, więc tylko patrzył i teraz ten dziwny wzrok zrobił się przestraszony. Usiadłam więc, aby nie denerwować dalej źrebaczka i wpatrzyłam się w błyszczące oczka konika. Tym razem bez problemu nawiązałam z nim kontakt wzrokowy, a Wader sukcesywnie robił po dwa kroki z przerwami po jakieś pięć, dziesięć minut. Gdy do mnie podszedł wyciągnęłam do niego rękę. Obwąchał ją dokładnie i miał pewne opory, abym go pogłaskała, ale jak zrobiłam to bardzo delikatnie nie miał już obiekcji. Po pewnym czasie sięgnęłam do skrzynki ze sprzętem i wyciągnęłam tę z miękkim włosiem. Dałam ją oczywiście do obwąchania żrebaczkowi, aby się nie przestraszym i abym nie zawiodła jego zaufania. Gdy już się nią znudził dał się nią pogłaskać po łbie, potem po szyi, a jeszcze później po grzbiecie. Niestety nie udało mi się tego osiągnąć z nogami, gdyz kulił uszy i chciał mnie ugryźć. Nie udało mu się, ale tym razem z nogami jeszcze dałam mu spokój. Potem wzięłam grzebyk i rozczesałam mu grywkę i zaczęłam ogon (wszystko na siedząco), ale nie skończyłam go, bo konik zaczął się niecierpliwić i cały czas się ruszał. W takim wypadku powyrywała bym mu włosy z ogona, a tego nie chciałam ani ja ani on. Jak on sie niecierpliwił, to ja wstałam i przypięłam uwiąz do jego kantarka. Poszliśmy na lonżownik i tam puściłam go swobodnie. Pogoniłam go do kłusa, bo Wader nie miał ochoty nawet się ruszyć. gGdy szedł dopiero zobaczyłam, że trochę kuleje na tylną prawa nogę. Złapałam więc go spowrotem, poszłam do stajni, tam uwiązałam do pierścienia i wzięłam kopystkę. Koniczek był bardzo oporny, ale sprawdzić musiałam. Okazało się, że w strzałce siedzi nieprzyjemny kamień. Wyciągnęłam go, ale okazało się, że to tylko kamień i on nawet nie przebił podeszwy kopyta. Ucieszyłam się bo mogłam z nim bez problemu przeprowadzić to co teraz chciałam z nim zrobić. Wróciliśmy więc na lonżownik i znowu zaczęłam kłus. Konik szedł trochę dziwnie, ale to pewnie dlatego, że nie jestem przyzwyczajona do takiego krotkiego wykroku u konia. Było to dziwne doświadczenie. No ale konik szedł i to ładnie, bez żadnych oporów, więc czekałam. Czekałam... aż się doczekałam. Konik zatrzymał się spojrzał na mnie, a ja odwróciłam wzrok. Źrebce patrzyło na mnie chwilę (czułam jego wzrok), a potem usłyszałam delikatne i niepewne kroki na pisku. Nie ruszyłam się, ale czekałam. Wader podszedł do mnie i zaczął mnie szturchać. On nie miał tyle siły, żeby mnie przewrócić, więc odeszłam kilka krtoków. Wader podąrzył za mną, a ja znowu odeszłam tyle, że dalej. Nie miał problemu za podąrzaniem za mną i zrobiłam z nim jeszcze trzy próby, zanim się odwróciłam i pogłaskałm go po miękkim pyszczku. Zmienił się nie do poznania. Dawał się bez problemu głaskać, pieścić, a nawet bez większego problemu podał mi wszystkie nogi. Odprowadziłam go po tym do boksu, a tam sprawdziłam wszystkie kopyta. Okazało się, że są w porządku i dałam mu spokój. Wyszłam z boksu, a Wader zarżał rozpaczliwie. Odwróciłam się i pogłaskałam go po pyszczku, który podążył za mną. Oj. Będzie problem. Za dobrze mi poszło. Wader nie chce żebym sobie poszła. No dobra. Noc zapowiada się ciepła więc zostanę tu z nim. Zeby było mu raźniej. Może mu się odwidzi jak zaśnie, albo... jak zostawie mu kilka cukierków! Zostawiłam je więc poukładane w kiljku różnych miejscach boksu. Gdy Wader zajął się jedzeniem pierwszego, szybko wyszłam z boksu i zamknęłam za sobą drzwi. Żeby nie robić zamieszania, cicho posżłam ze sprzętem do siodlarni i poszłam do Aramisa. Jeszcze tylko zerknęłam przez kraty na źrebaka. Widocznie nie interesowały go cukierki bo widziałam je jeszcze. A zawiedziony źrebol stał i patrzył w drzwi.
Jak mi się go żal zrobiło...
Podeszłam do boksu i otworzyłam boks. Jaki on był szczęśliwy z tego nadejścia! Pogłaskałam go po mordce.
- Przecież się nie pożegnałam prawda?
Tak mi było żal go zostawić samego.
Taki mały i już bez matki.
Preferuje odstawianie naturalne znaczy po 10 - 11 miesiącach. A tu? 6 miesięcy i już bez mamy. Eh... No ale musze go zostawić. Pożegnałam się z nim gorąco. Dałam smakołyka na pocieszenie i poszłam, chodź zawiedziona aż takim obrotem sprawy. Zostałam pożegnana znowu zawiedzionym rżeniem małego ogierka, a serce mi pękało...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin