Forum Stajnia Centralna Strona Główna Stajnia Centralna
Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Antarktyda - Treningi

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Malwa
Mały wolontariusz



Dołączył: 30 Cze 2008
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:29, 24 Mar 2009    Temat postu: Antarktyda - Treningi

Miejsce na treningi

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Avocado
Mały wolontariusz



Dołączył: 10 Wrz 2008
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:57, 03 Cze 2009    Temat postu:

Jakoś tak wcześnym południem przyjechałam do Stajni Centralnej już przygotowana i ubrana w bryczesy. Miałam kluczyki od stajennej siodlarni, które dama mi Blacky dlatego od razu się tam skierowałam po sprzęt kobyłki. Wzięłam jej kantar oraz uwiąz i szczotki. Znalazłam tylko ogłowie wyścigowe dlatego po odłożeniu rzeczy, które wzięłam z siodlarni poszłam do swojego auta po zwykłe ochraniacze na cztery nogi oraz zwykłe ogłowie z wędzidłem oliwkowym. W stajni przywitałam się gorąco z klaczą, dałam jej również trochę smakołyków. Założyłam jej kantar i wyprowadziłam ją przed boks. Teraz gdy czyszczę ją pierwszy raz dla bezpieczeństwa przywiązałam ją do kółka, a następnie zaczełam ją czyścić. Na pierwszy ogień poszła jej sierść. Usunęłam zaklejki, potem zmiotłam kurz. Wyczyściłam również jej głowę, potem kopyta. Na sam koniec rozczesałam jej grzywę i ogon przerwałam delikatnie palcami. Już teraz miałam pewne plany co do czasu po dzisiejszej lonży. Na nogi założyłam jej ochraniacze, chodź uważałam bo nie miałam bladego pojęcia czy klacz chodziła kiedyś w ochraniaczach, na szczęście nie było problemów. Następnie kantar zmieniłam na ogłowie. I nagle przypomniało mi się, że nie mam czegoś co przy lonżowaniu jest najbardziej potrzebne. Poprosiłam przechodzącego stajennego aby jej popilnował i pobiegłam do samochodu bo lonżę oraz bacik do lonżowania. No i przy okazji wzięłam też mostek. Wróciłam, podziękowałam i zabrałam klacz na kryty lonżownik ponieważ lekko padało i było po wczorajszej burzy dużo błota.

Zamgnełam za sobą drzwiczki i ruszyłam na środek. Tam ją zatrzymałam i zaczełam głaskać po całym ciele. Zaczęłam od szyi po woli głaszcząć ją dalej. Łopatka, przednia noga, grzbiet, bok, brzuch, zad, tylna noga. Również powtórzyłam tą czynność z jej prawą stroną. Klacz jak widać jest całkiem przyzwyczajona do dotyku ręki. Wyjęłam z zaszetki zawieszonej na pasie w pasie (XD) koński cukierek i nagrodziłam ją. Następnie zabrałam się za głaskanie jej głowy. Chrapy, nos, ganasze, spód, czoło, uszy. Kiedy nieco mocniej złapałam za ucho klaczka wyszarpywała je z mojego uścisku potrzasając energicznie głową, a następnie kuliła uszy. Wiedziałam, że musi mieć nie miłe skojarzenia z uszami. Dlatego też nieco pomyślałam i zabrałam się do działania. Na początku delikatnie głaskałam wieszch uszu. Wszystko było okej dlatego nagrodziłam ją. Następnie zaczęłam robić masaż uszu. Na początku próbowała się opierać, ale kiedy zorientowała się, że nie chce zrobić jej krzywdy oraz, że jest to miłe skierowała masowane ucho w moim kierunku i nieco opuściła szyję w dół. Po wymasowaniu obu uszu nagrodziłam ją i cukierkiem i klepaniem Smile
Teraz przeszłam do innego typu odczulania. Nie miałam pojęcia jak zareagowała by na bat do lonżowania. Nawet nie miałam pojęcia czy kiedykolwiek była lonżowana. Podobnie jak ją przed chwilą głaskałam zadziałałam batem. Na początku się wzdrygała jednak po pewnej chwili już nie zwracała na bat żadnej uwagi. Jakiś czas potem machałam obok niej nim jednak nic sobie z tego nie robiła.
Odesłałam ją na koło co wykonała i teraz szła nieco zbyt żywym stępem. Co się dziwić, w końcu to koń, który chodzi ciągle w wyścigach. Głosem ją uspokajałam, wymawiałam spokojnie jej imię. Stwierdziłam, że bat nam się nie przyda.
Po około 10 minutach zmieniłam z nią kierunek i znów uspokajałam. Gdy minęła kolejne 10 minut klacz była spokojniejsza. Ktoś kto by teraz tu wszedł mógłby stwierdzić, że to koń profesor chodzący od zawsze na lonży Smile Postanowiłam spróbować zakłusować. Cmoknęłam i zrobiłam krok w kierunku zadu klaczy nieco unosząc barki do góry i w stronę jej zadu. Klacz ruszyła jak z procy. Chyba jest bardzo czuła na cmokanie. Galopowała jak szalona. A w sumie czy to nie był już cwał ? Ale tego się spodziewałam. Wzruszyłam więc ramionami i zabrałam się do uspokajania Małej. Udało mi się ją nakłonić aby przeszła do kłusa. Teraz wyglądało to jak kłus na maksa dodany XD Tak więc uspokajania ciąg dalszy. Gdzieś około 20 minut męczyłam się z nią aż udało mi się coś z tego. Szła teraz nieco ślimaczym tempem, ale przynajmniej tak nie zapieprzała przed siebie na oślep. Naturalnie nagradzałam ją głosem. Gdy już było wszystko w miarę normalnie pozwoliłam jej przejść do stępa. Po krótkiej chwili kiedy uspokoił jej się oddech zatrzymałam ją i dałam w nagrodę cukierka, poklepałam. Zmiana kierunku i powrót dzikiej galopady zamiast spokojnego kłusa. I kolejne 20 minut poświęcone na uspokajanie. Jednak tym razem jakoś łatwiej jej to przychodziło.
Gdy już ją występowałam (udało mi się! po przejściu z kłusa szła normalnym tempem konia Smile) nagrodziłam ją i zaprowadziłam do stajni.

Jakieś porzadki by się przydały co ? Dlatego też zaraz po lonży wzięłam klacz na krytą myjkę. Naturalnie była na kantarze. Wzięłam ze sobą stołek, nożyczki, gumeczki i kopystkę. Gdy już ją przywiązałam zabrałam się za porządki. Po pierwsze skróciłam jej ogon, ponieważ za jakiś miesiąc ciągnęłaby go już po ziemi. Przerwałam jej również grzywę, a potem wyrównałam. Wycięłam jej też krzywę z miejsca, w ktorym leży siodło (przed kłębem) oraz w miejscu gdzie jest ogłowie (za uszami). Wycięłam jej też włosy z pęcin żeby ładniej się prezentowała Smile I ładnie zrobiłam porządek z jej grzywką bo zaraz by jej powłaziła do oczu i by oślepła. Potem zaczęłam ją kąpać. Okazało się, że wąż i lejąca się woda to nic strasznego. Z resztą ja sama też się nie dziwiłam, po wyścigach zazwyczaj się kąpie konie prawda ? Po kąpieli do której włączyłam też szampon ściągaczką zdjęłam nadmiar wody po czym zaczełam ją wycierać ręcznikiem. Kiedy grzywa była wilgotna zabrałam się za zaplatanie jej w warkoczyki na jedną stronę, wcześniej zauważyłam, że przekłada jej się grzywa na różne strony. Po zaplecieniu jej zabrałam ją do stajni gdzie zaczęłam ją suszyć suszarką o! Taak ciotka mi z Portugalii przysłała, taką końską. W sumie to jej się bała, ale po jakimś czasie dźwięk towarzyszący suszeniu jej się nawet spodobał. Czyste kopyta wysmarowałam jej smarem, a na ścięgna zrobiłam wcierki z amolu. Jeszcze obcięłam wkurzające mnie "wąsiki" pod brodą (pod ganaszami) i schowałam ją do boksu. Dzielka klacz przeżyła męczarnie ^^'


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nojec
Pracownik



Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Star Horses

PostWysłany: Nie 14:26, 15 Lis 2009    Temat postu:

Koń: Antarktyda
Trener: YarisA
Dziedzina: Wytrzymałość
Czas treningu: 0,5 godziny
Pogoda: Chłodno
Miejsce: Lonżownik, hala

Miałam zamiar trochę ruszyć Antarktydę; było jasno, więc nie musiałam zapalać światła na hipodromie.

Weszłam do stajni witana rżeniem trzech koni, które nie mogły doczekać się treningu. Podeszłam jednak tylko do klaczy, która kręciła się niespokojnie po boksie. Pogłaskałam ją po łbie przez dosłownie moment, gdyż mała od razu schowała głowę z powrotem i obróciła się w boksie. Była nie co zdenerwowana i pełna energii, więc powinien dobrze pójść nam trening.

Wróciłam ze sprzętem, który stanowił siodło klaczy, jej ogłowie oraz szczotki i derka. Zaczęłam oczywiście od wyczyszczenia, chodź nie miałam z tym wiele roboty i już po piętnastu minutach konik był czysty. Jeszcze tylko siodło i ogłowie, derka pod pachę i na hipodrom.

Kiedy mała zobaczyła jak zbliżamy się do toru zaczęła się okropnie wyrywać. Najpierw jednak odłożyłam okrycie i dopiero wsiadłam. Na początek objechałam z nią cały tor dwa razy dynamicznym stępem, potem kłusem równie dynamicznym i wyciągniętym, a po tym zagalopowałam dwa kółka i starałam się ją utrzymywać w krótszym. Postanowiłam, że dzisiaj nie będzie startu z boksów, ale z miejsca. Stanęłam na linii, uniosłam się w strzemionach i ruszyłyśmy. Właściwie wystarczyło, że popuściłam jej wodzę, ruszyła z miejsca, a gdy dałam jej łydkę pędziła jak wiatr. Popędzałam ją co jakiś czas i w równym tempie zrobiłyśmy trzy kółka. Spisała się świetnie, nie zwalniała i szła przed siebie jak głupia. Gdy przeszłam z nią do kłusa była mokra i jej oddech był bardzo przyśpieszony, ale nie ciągnęła do przodu i była szczęśliwa. Wykłusowałam ją również robiąc trzy kółka, a gdy przeszłam do stępa nałożyłam derkę. Postępowałam z nią trochę, ochłonęła i zwolniła dech, a po pewnym czasie nabrała znowu ochoty na kolejny start. Zdjęłam derkę i znowu ustawiłam się na starcie. Stanie w strzemionach popuszczenie wodzy, łydka i do przodu. TYm razem nie tak szybko, ale trochę ją popędzałam. Teraz dalej trzy koła. Po tym dystansie była nie co zmęczona, ale wykłusowałam ją jeszcze porządnie robiąc kilka ładnych kółek wokół hipodromu. Poklepałam ją za fantastyczne sprawowanie i przeszłam do stępa. Założyłam derkę i dałam luźną wodzę. Miała dość, więc człapałyśmy wokół toru, a gdy była już sucha zaprowadziłam ją do boksu.

W stajni rozsiodłałam i sprawdziłam kopyta. Antarktyda była już mocno zmęczona, ale chętnie wzięła ode mnie cukierka i poszła skubać siano. Odniosłam sprzęt do siodlarni i poszłam zająć się innymi końmi.

Znaków: 2 059


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 7:41, 18 Mar 2010    Temat postu:

Data: 11 Luty 2010
Trener: Joanne
Opis:
Dziś postanowiłam zrobić klaczce sprawdzian z trzech dyscyplin - ujeżdżenia, skoków i crossu. Czyli takie domowe WKKW. Kondycja kobyłki się polepszyła, naskakałyśmy się do L-ki, więc pora sprawdzić jak tam to ogółem idzie. Gdy przylazłam do stajni kasztanka, już czysta stała i wyglądała z boksu na mój widok wyraźnie się ożywiając. Przywitałam się z nią, sprawdziłam czy stajenni podczas czyszczenia niczego nie przegapili i zadowolona z ich roboty ruszyłam do siodlarni po potrzebny mi dziś sprzęt. Wzięłam siodło, ogłowie i owijki folblutki, po czym ułożyłam je przed boksem. Wyprowadziłam Antarktydę i zaczęłam siodłać. Wpierw owijki, potem siodło i zapinamy już normalnie popręg na szczęście bez żadnych uszczypnięć itd i na koniec ogłowie. Również i ono poszło gładko, więc ja się tylko mocniej opatuliłam i ruszamy na halę. Tam sprawdzamy popręg, ustawiamy strzemiona na ujeżdżeniowe i wsiadamy.
Chwilkę jeszcze postałyśmy i ruszamy stępem. Najpierw swobodny, bez żadnego większego wysiłku potem zaś po kilku okrążeniach zaczynamy się zbierać i wyginać. Kasztanka szła ładnie, chętnie weszła na kontakt (w końcu od pierwszego dnia jej pobytu nad tym pracowałyśmy) i dobrze się spisywała. Rozgrzała się bardzo szybko, co mnie zdziwiło, ale czując jej swobodę w ruchu byłam pewna, że Antardi jest gotowa. Przyłożyłam do jej boków i napięłam łydki dając sygnał do zakłusowania. Reakcja była taka, jaką sobie wyobrażałam, bardzo ładna, więc pochwała. Trochę kłusa na luzie i znów praca. Bardzo ładne wygięcia, dobre tempo i dobry impuls idący od zadu doprawiony bardzo ładnym motem sprawiały,że Antarktyda wyglądała na konia gotowego do sprawdzianu. Tu mimo ponownego szybkiego rozgrzania się klaczy przetrzymałam w tym kłusie i prócz licznych wygięć i zmian kierunków poćwiczyłyśmy też przejścia. Z początku nieco niezdarne z czasem nabrały poprawnego wyglądu i naprawdę klaczka super się spisywała. Gdy już się porządnie nakłusowałyśmy chwilka stępa swobodnego. Dwa koła w stępie i nabieramy wodze, po czym ruszenie kłusem. Chwilę potem zagalopowanie z prawej nogi. Bardzo ładne, płynne przejście w krągły, wydajny galop roboczy. No to kilka okrążeń w galopie i dwa duże koła (średnica 20 m). Pierwsze kanciaste, drugie jajowate. Więc jeszcze jedno na poprawę i tym razem już upilnowane, bardzo ładne, duże i okrągłe koło. Poklepałam kasztankę i jeszcze sekunda galopu po czym do kłusa. Zmiana kierunku przez środek ujeżdżalni, chwila kłusa i zagalopowanie z lewej nogi. Przejścia były ładne, zmiana kierunku tez wykonana poprawnie, galop był znów bardzo wydajny i krągły, co było zaletą klaczy. Antarktyda sama z siebie się ładnie pozbierała i świetnie reagowała na dosiad i łydki, wodze praktycznie pozostawały w bezruchu (nie licząc podążania za koniem). Na tą stronę również kilka okrążeń po czym 3 duże koła w galopie. Przyznam, że folblutka mnie miło zaskoczyła już za pierwszym razem ślicznie się wyginając, jednak raz zarzucając łbem. Potem już wszystko szło jak przedtem - bardzo dobrze. Kiedy już się rozgrzałyśmy całkowicie przejście do stępa pośredniego. Z kieszeni wyciągnęłam pierwszy jak na dziś program przejazdu ([link widoczny dla zalogowanych]) i utrwaliłam go sobie w głowie. Następnie schowałam kartkę, nabrałam kobyłce wodze i wyjeżdżamy z hali na czworobok. Mimo śniegu ślisko nie było, więc nie miałam się czego obawiać.
Gdy już dotarłyśmy do wjazdu przyłożyłam łydki i kłus roboczy, którym wjeżdżamy na czworobok przez pkt A. W X zatrzymanie i ukłon, po czym ponowne ruszenie od lekkiej łydki. Kobyłka dobrze się spisywała, mimo nowego podłoża itp jej uwaga była skupiona na mnie,a sam koń bardzo uważnie reagował na pomoce. Przy przeciwległym punkcie C skręcamy w prawo, następnie przy B też, zaś przy E z lewo wykonując w ten sposób zmianę kierunku przez środek ujeżdżalni. Przy A zwalniamy od dosiadu do stępa pośredniego. Dobrze, że przy rozgrzewce poćwiczyłyśmy przejścia, inaczej teraz byłaby klapa, ale je poćwiczyłyśmy, więc przejście dobrze, choć coś w tym miejscu intrygowało Antarktydę i wyraźnie rozproszyło, mimo to po przejściu wykonałam półparadę i kasztanka od razu się pozbierała i skupiła na mnie. Wyjeżdżamy na przekątną FXM jednocześnie przechodząc w stęp swobodny w F i powracając do pośredniego w M i znów zmiana kierunku, lecz tym razem po przekątnej (była). Przy punkcie C ruszenie kłusem roboczym - bardzo ładne, od lekkiego spięcia łydkami. Pochwaliłam głosem folblutkę i przy E wykręcamy jak na koło, jednak wykonujemy tylko połówkę, bo przed B zagalopowanie z lewej nogi. Ruszenie ładne, jednak potem lekkie zachwianie równowagi i przez to zejście z łuku jednak nie był to jakiś duży błąd, jedynie niewielka wpadka ze względów pogodowych. Uspokoiłam Anti i jedziemy dalej. Po tym zagalopowaniu przed B trzeba było wykonać duże koło. Tak też zrobiłyśmy i po za tym jednym, wypadnięciem z toru było ono bardzo ładne. Po wykonaniu koła jedziemy po śladzie po chwili przechodząc do kłusa roboczego między B a M. Następnie zmiana kierunku przez środek ujeżdżalni wpierw skręcając w lewo przy E, potem w prawo przy B. I tu znów pół koła w prawo i zagalopowanie przed E. Tym razem ostrożniejsze, ale ładne i od razu jedziemy duże koło o średnicy 20 m. Wyszło nawet ładne, nie wiem czy dokładnie 20 m, ale byłyśmy blisko. Pogłaskałam delikatnie klacz przy kłębie jednym palcem i wracamy na ślad jadąc spokojnym, roboczym galopem i po chwili zwalniając do kłusa roboczego. Przy A wyjeżdżamy na linię środkową i w X zatrzymanie. Bardzo ładne, udane, więc po chwili stania i ukłonie poklepałam sowicie kobyłkę i stępem swobodnym wyjeżdżamy z czworoboku, by chwilę postępować przed nim. Przy okazji wyciągnęłam z kieszeni drugi program - [link widoczny dla zalogowanych].
Przejrzałam go dokładnie i schowałam do kieszeni zapinając suwak, po czym nabrałam wodze i ruszamy kłusem roboczym w stronę wejścia od punktu A. Ładny wyjazd, potem zatrzymanie w X, ukłon i znów kłus roboczy. Czułam, że Antardi ma już trochę tego dosyć, jednak dzielnie się spisywała i słuchała uważnie moich pomocy. Przy C w prawo i potem przy MXF serpentyna o jednym łuku. Klaczka widząc jakąś zmianę w programie się wyraźnie ożywiła i chętnie zaczęła reagować na moje pomoce. Po wykonaniu ładnej serpentyny zagalopowanie między F a A wykonane zgrabnie, płynnie i spokojnie. Pochwaliłam głosem kobyłkę i przy E robimy duże koło, po czym jedziemy galopem do H, gdzie zwolnienie do kłusa roboczego. Również ładne, przejścia w dół wychodziły teraz lepiej i łatwiej niż przedtem, pewnie dlatego, że kasztanka spuściła z pary. Przy B wyjeżdżamy na duże koło (śr.20 m) i w kłusie anglezowanym żucie z ręki. Nieco nieudane z początku, potem już ładne i prawidłowe. Nim dojechałyśmy do ściany wodze były już nabrane i jedziemy spokojnie do A, gdzie zwolniłyśmy do stępa pośredniego. Przejście ładne, klaczucha się w końcu skupiła należycie i naprawdę super pracowała. na przekątnej KXM przejście w stęp swobodny po czym w narożniku powrót do pośredniego. Naprawdę prawidłowe reakcje klaczy napawały mnie dobrą energią i (dzięki temu być może) przy C naprawdę udane ruszenie kłusem roboczym. Tu znów serpentyna o jednym łuku na HXK i potem ruszenie galopem z lewej nogi między K a A. Przejście ładne, lecz już za ostrożne i tempo z początku nieco leniwe, jednak jedno drobne upomnienie łydką sprawiło, że klacz odzyskała energię i szła ładnym, roboczym galopem. W B wyjeżdżamy na koło 20 m, wyszło w miarę ładne, lecz nieco kanciaste, ale darowałam dekoncentrującej się już Antardi spokój z poprawkami. Przy punkcie M zwolnienie do kłusa roboczego, przy okazji kilka pochwał głosem, drobne podrapanie przy kłębie i jedziemy dalej. Zmiana kierunku przez środek ujeżdżalni (B i E) następnie w A wyjazd na linię środkową, zatrzymanie w X. Nieruchomość, ukłon i stęp swobodny do A. Poklepałam kasztankę, dałam tez smakołyka i wracamy na otwartą halę.
Tam chwilka na przegalopowanie kobyłki, następnie kłus i po 15 minutach stęp swobodny. 10 minut stępa i zatrzymanie. Wyklepałam Antardi za wszystkie czasy, pochwaliłam jak tylko się dało po czym zsiadłam, poluźniłam popręg, podpięłam strzemiona i rozpięłam nachrapnik po chwili idąc w stronę stajni. Tam przed boksem rozsiodłałam Antarktydę, wytarłam trochę w miejscu siodła i na myjkę (na kantarze i uwiązie już) . Schłodziłam i umyłam jej kopyta, po czym wróciłyśmy pod boks. Chwilę pomasowałam grzbiet Folblutki i po 15 minutach już na dobre wprowadziłam do boksu, gdzie dostała zdrowa porcję naturalnych witamin plus sianko i została sama by odpocząć, bo jutro skoki. Ja zaś odniosłam sprzęt do siodlarni gdzie go wyczyściłam i odłożyłam na miejsce następnie poszłam do biura napić się kawy i pozałatwiać sprawy papierkowe.
słów: 1351


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:43, 04 Kwi 2010    Temat postu:

Data: 12 Lut 2010
Trener: Joanne
Opis:
Gdy przyszłam do stajni Antarktyda ciekawsko wyglądała z boksu a na dźwięk moich kroków odwróciła głowę i cicho zarżała. Przywitałam się z nią i poszłam po sprzęt. Wzięłam siodło, ogłowie i ochraniacze kasztanki i zaniosłam pod boks. Antardi była praktycznie czysta, musiałam tylko przeczesać ją raz czy dwa miękką szczotką w okolicach siodła, kopystką wyskrobać trochę brudów i grzebykiem przeczesać grzywę oraz ogon kobyłki. Zajęło mi to niespełna 10 minut, bo wszystko poszło bez problemu a czyścić zbytnio nie było czego. Następnie siodłamy. Wpierw ochraniacze na nogi, potem siodło i zapinamy popręg już jak podczas treningu, na koniec ogłowie z oliwką, którą folblutka chętnie i grzecznie przyjęła. No to jeszcze tylko ja się mocniej opatulę i ruszamy na halę, gdzie był już ustawiony parkur. Kasztanka miała dziś sporo energii, jednak nie aż tyle, by się mnie nie słuchać i dobrze pracować.
Na miejscu sprawdziłam i dociągnęłam jeszcze o dziurkę popręg, opuściłam strzemiona i ustawiłam na skokowe po czym wsiadłam i ruszamy stępem. Kilka okrążeń w stępie na luzie, kilka już na kontakcie i z stopniowo coraz mocniejszymi wygięciami, przejściami przez drągi itp. W końcu po ok.10 minutach stępowania ruszamy kłusem roboczym na lekkim kontakcie od razu zaczynając się lekko wyginać.

SOON


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:45, 04 Kwi 2010    Temat postu:

Data: 13 Lut 2010
Trener: Joanne
Opis:

BD POTEM!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:46, 04 Kwi 2010    Temat postu:

Data: 21 Lut 2010
Trener: Joanne
Opis:
Dziś postanowiłam zwrócić większą uwagę na Antarktydę, która chyba czuła się niedoceniona. Gdy przyszłam pod jej boks cichutko zarżała i trąciła moją dłoń chrapami, patrząc wesołymi oczyma. Pogłaskałam ją po czole i poszłam na chwilę do siodlarni, po ogłowie, pas do lonżowania, kantarek sznurkowy i w końcu carrota + linę. Trochę tego było, ale jakoś sobie poradziłam i po chwili wyprowadzałam folblutkę na korytarz i zdejmowałam z niej derkę. Anti była czysta, wystarczyło tylko przeczesać ją raz czy dwa miękką szczotką, kopytka raz przejechać i tylko grzywa z ogonem były do rozczesania, co i tak poszło jak po maśle. Gdy skończyłam założyłam kobyłce ogłowie, dopięłam do niego lonżę z mostkiem no i jeszcze pas. Nie było żadnych problemów z tymi czynnościami, więc po chwili już szłyśmy żwawym stępikiem na halę. Tam od razu puściłam kasztankę po kole.
Antarktyda szła żwawo, momentami podkłusowywała, rozpierała ją energia. Zrobiłyśmy 5 okrążeń w lewą stronę i nakłoniłam kasztankę do zmiany kierunku. Anti ładnie przeszła, dzięki motkowi oszczędziłam sobie ciągłego przepinania lonży i mogłam spokojnie rozgrzać w obie strony kobyłkę. Wszystko szło dobrze, lecz w pewnym momencie coś wywołało straszny hałas i Ruda ruszyła szybkim galopem przed siebie, ciągnąc mnie po ziemi kilka metrów. Ja uspokajając ją głosem wciąż próbowałam jakoś wykręcić na dawne koło. Po dłuższej chwili udało mi się to i folblutka stopniowo zwalniała, potem przeszła do kłusa, do stępa i w końcu się zatrzymała. Podeszłam do niej i zaczęłam delikatnie aczkolwiek pewnie głaskać po szyi, co działało na kobyłkę uspokajająco. Chwile potem wróciłyśmy do pracy. Antardi postępowała jeszcze kilka okrążeń po czym przesunęłam się w stronę jej zadu, uniosłam lekko bat i zawołałam 'Antarktyda kłus!' i ruda ruszyła sprężystym, wyciągniętym kłusem wokół mnie. Wszystko się już uspokoiło, koninka zajęła pracą, której zbyt wiele nie było. Pokłusowała kilka okrążeń w jedną stronę, w drugą, potem znów w tą pierwszą, lecz zmieniając wciąż promień okręgu, czasem przechodząc przez drążki i tak samo w drugą stronę. Kasztanka ładnie się spisywała, żuła wędzidło, słuchała uważnie tego, co mówiłam i w końcu zwolniłyśmy na chwilkę do stępa. Postanowiłam wpierw zagalopować na jej lepszą stronę, czyli lewą. Nie musiałyśmy zmieniać kierunku, więc po 3 kołach w stępie pogonienie do kłusa, następnie do galopu. Antardi mając jeszcze masę energii wystrzeliła wyciągniętym galopem po największym z wszystkich możliwych okręgu strzelając dodatkowo kilka niewielkich baranków. Zrobiłyśmy jakieś 10 okrążeń stopniowo zmniejszając promień okręgu następnie 3 przejścia przez drążki i do kłusa. Swoim ciałem zasygnalizowałam kobyłce, że ma zmienić kierunek, co bardzo ładnie wykonała i po chwili szła spokojnym kłusem w prawo. Spuściła już nadmiar energii, więc po 3 kołach w kłusie przesunęłam się w stronę jej zadu, zawołałam 'galop!' dodatkowo lekko unosząc bat. Ruda ruszyła ładnym, bardzo obszernym galopem po średnim kole, które następnie zwiększyłyśmy. Pozwoliłam jej trochę poszaleć, czasami ją poganiałam, by się choć trochę zmęczyła, następnie stopniowo coraz mniejsze koła i wolniejszy, bardziej pozbierany galop. 3 przejazdy przez drągi i koniec z galopem. Przesunęłam się w stronę łopatki klaczy, opuściłam zupełnie bata na co ta zwolniła do spokojnego, luźnego kłusa. Przyznam, że mimo tej jednej płochy kobyłka naprawdę super się zachowywała, myślałam, że będzie gorzej. Zrobiłyśmy po 5 okrążeń w obie strony i stęp. 7 kół w prawo, 7 kół w lewo i zatrzymanie. Podeszłam do folblutki, pogłaskałam i ściągnęłam z niej cały sprzęt. Odniosłam go na ławkę, w dłoń zaś wzięłam kantarek, linę i carrota, z którymi podeszłam do kobyłki, która akurat się wytarzała i elegancko otrzepała. Pogłaskałam ją po szyi i założyłam na głowę kantarek, dopięłam do niego linę, następnie zaczęłam równomiernie gładzić dłonią po ciele klaczy. Przez pierwsze 15 minut kasztanka uważnie kontrolowała co robię, jednak potem się zupełnie rozluźniła i zaczęła drzemać. Gdy uzyskałam akceptację lewej strony kobyłki przeszłam na drugą i tam zaczęłam głaskać, co od razu wybudziło Anti. Tu znów uważnie badała co robię, jednak przez krótszy okres czasu i o wiele szybciej zaakceptowała mój dotyk. Pogłaskałam kasztankę między oczyma i potem znów zaczęłam ją głaskać, lecz tym razem liną. Wpierw folblutka zesztywniała, uważnie patrzyła co robię, jednak stopniowo się uspokajała, rozluźniała i w końcu zupełnie przestała się bać liny, niezależnie od strony, nawet takiej, która fruwała jej nad grzbietem, głową, szyją, dosłownie wszędzie. W końcu przyszła pora na trzeci etap, a Antardi była już zupełnie zrelaksowana i nie widziała w mojej osobie już żadnego niebezpieczeństwa. Na dotyk carrot sticka zareagowała spokojnie, jakby wyznawała stoicyzm. Na pierwsze 5 minut skierowała ucho w moją stronę, po czym opuściła je luźno do przodu. Gładziłam ją przedmiotem wszędzie, nigdzie nie napotkałam większego spięcia czy też poddenerwowania dłuższego niż 5 minut, z czego bardzo się cieszyłam. W końcu mogłam swobodnie machać carrotem nad klaczą, która spokojnie patrzyła na mnie ufnym wzrokiem. Ostatecznie zakończyłam nasz trening chwilką stępa na oklep, gdyż nie mogłam się powstrzymać przed tą czynnością. Gdy po 5 minutach zsiadłam, pogłaskałam Antarktydę po szyi, dałam marchewkę i niosąc cały ten użyty dziś sprzęt wróciłyśmy do stajni.
Wyczyściłam kobyłce kopytka, przeczesałam z lekka i w końcu w derce i innym kantarku wypuściłam na padok, gdzie Antarktyda natychmiastowo ruszyła galopem w stronę innych koni. Popatrzyłam chwilę jak szaleje, bryka, gania inne konie i różne inne cuda wyprawia, następnie wróciłam do stajni, gdzie odniosłam sprzęt na miejsce, posprzątałam trochę i poszłam do biura pozałatwiać sprawy papierkowe.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 12:15, 19 Cze 2010    Temat postu:

Jako że moje koniska były w dobrej formie postanowiłam przyjść dziś do SC wsiąść na Antarktydę na skoki do 110 cm. Kobyłka miała w nich przerwę i czasem pomykała sobie jakieś 50-70 cm, sporadycznie trochę więcej. Stwierdziłam, że szkoda by zmarnować jej talent więc z samego rana przyjechałam do SC. Weszłam do opustoszałej stajni. Z boksów wyjrzały tylko 4 główki - Astry, Devaraji, Eskady no i Antarktydy. Podeszłam do folblutki i pogładziłam po czole witając ciepłym, miękkim głosem. Ta parsknęła i spojrzała na mnie przyjaźnie. Nie czekając dłużej poszłam po jej sprzęt i przytargałam pod boks, wyprowadziłam klacz i zaczęłam czyścić. Ruda była czysta, więc tylko przejechałam ją miękką szczotką, trochę mocniej w miejscu siodła, popręgu, niektórych części ogłowia i ochraniaczy, po czym wrzuciłam włosiankę do skrzynki i wzięłam w dłoń kopystkę. Z wyczyszczeniem kopyt nie miałam żadnych problemów, więc już po chwili grzebieniem rozczesywałam jej gęstą, lekko zarośniętą już grzywę oraz ogon. Potem założyłam kasztance ochraniacze, siodło, ogłowie, na swój łeb wsadziłam kask, w dłoń palcat i idziemy stępem na maneż. Tam dociągamy popręg, wsiadamy, ustawiamy strzemiona na skokowe i na luźnej wodzy ruszamy.
Antardi miała bardzo dużo energii, szła szybko, żywo, z początku była cała sztywna. No to na luźnej wodzy po elipsie i po kole, dużo wolt i zatrzymań, przejazdy przez drążki dla skupienia, jakieś serpentyny, slalomy, wygibasy i w końcu pod koniec stępa kasztanka się rozluźniła, zwolniła trochę i weszła na delikatny kontakt z główkę w dole. Pochwaliłam ją i kłus od delikatnej łydki. Kasztanka wypruła wpierw kłusem wyciągniętym, jednak czując stanowczy opór mojego ciała zwolniła posłusznie do tempa roboczego i szła nieco usztywniona raz po raz machając ogonem. Po kilku seriach różnej wielkości wolt, kół, ósemek, slalomów, serpentyn, drągów z cavaletti i zmian kierunków rozluźniła się i szła spokojnym aczkolwiek żwawym kłusem roboczym w miarę angażując zad. Mimo wszystko trochę już zapomniała z pobytu w WSR AA. To trochę ją pomęczyłam, aż w końcu szła tak jak dawniej, dobrze ustawiona, elastyczna, delikatna w pysku i idąca naprzód. Po kłusie miałyśmy chwilę przerwy przed galopem. W końcu kłus, kilka hopsów przez kopertkę 45 cm oraz stacjonatę 55 (z kłusa) w obie strony i w najbliższym narożniku zagalopowanie na lewą nogę. Ruda ruszyła żwawym galopem jednak pod moją kontrolą i zgarniając dużo ziemi wykonałyśmy tak kilka okrążeń. Potem zmiana kierunku i w tą stronę to samo. Trochę kłusa, w narożniku galop i kilka kół galopem. Potem kilka wolt, skoków przez kopertę oraz stacjonatę, przejście do kłusa, zmiana kierunku i galop. Kilka wolt, najazdów na kopertę i stacjonatę, dodatkowo 3 skoki przez oksera 70 x 70. Ruda ładnie skakała, wybijała się dobrze, tylko raz przy okserze wybicie było przedwczesne, jednak uratowała nas długość klaczy ;] Po okserze najechałyśmy jeszcze 2 razy z obu stron na triplebarre'a 60/70/80 x 80, którego Antarktyda bardzo ładnie pokonywała. Po udanej rozgrzewce do stępa i wyjeżdżamy z maneżu na parkur, gdzie czekał na nas taki układ przeszkód:
1. szereg: stacjonata 80 cm (dwa foule) okser 80 x 80 (jedno foule) bramka 90 cm
2. doublebarre 70/80 x 60
3. linia: stacjonata 90 cm; triplebarre 65/75/85 x 80 ; piramida 70/80/70
4. rów z wodą 50 x 100
5. szereg: doublebarre 70/90 x 70 (skok-wyskok) stacjonata 80 cm (jedno foule) okser 90 x 90
Stępem obeszłyśmy cały tor i w najbliższym narożniku galop. Spokojnym tempem jedziemy na szereg. Ruda postawiła uszy, pomachała nimi chwilę nie wiedząc, czy skupiać się na mnie, na otoczeniu czy przeszkodzie, ostatecznie lekka półparada utwierdziła ją w skupieniu się na mnie. Pierwsza stacjonata ładnie, trochę późne wybicie, jednak źle wymierzyłyśmy odległość i w sumie to moje niedopilnowanie. Mimo to jedziemy dalej. Dwa foule lekko skróconego roboczego i okser. Odpowiedni moment wybicia i ogólnie bardzo udany skok. Pochwała, jedno foule z lekka wyciągniętego galopu i bramka. Przedwczesne wybicie i stuknięcie jednak nie zrzucenie drąga. Stwierdziłam, że muszę bardziej pilnować kasztanki, i po skręcie w prawo przed doulebarre wykonałam półparadę, zwolniłam tempo folblutki i oddałyśmy udany, poprawny skok. Pochwaliłam ją sowicie i pora na linię. Spokojny najazd na stacjonatę, lekka łydka i ładny skok na czysto, potem kilka foule i triplebarre. Trochę późne wybicie, jednak nadrobione mocą i wyciągnięciem, jakoś się wyratowałyśmy. Kolejnych kilka foule i piramida. Antardi postawiła uszy, z lekka przyspieszyła i bardzo wcześnie się wybiła, przez co tyłem zrzuciłyśmy dwa drągi. No to do stępa i czekamy, aż stajenni poprawią. Pozbierałam kobyłkę, uspokoiłam i ogarnęłam, po chwili jedziemy na piramidę. Wjechanie między te 2 przeszkody nie było trudne. Spokojny, wolny najazd pod kontrolą, łydka i wybicie w odpowiednim momencie, skok na czysto, więc pochwała i jedziemy dalej. Wykonałyśmy szybką zmianę nogi i pora na rów z wodą. Na widok niebieskiej falki Antarktyda postawiła uszy i spięła się, jednak dzielnie szła pewnym krokiem na przeszkodę. Czując jej lęk delikatnie pyknęłam ją bacikiem za łydką i żwawym galopem jedziemy na falkę. Na łydkę mocne wybicie i daleki skok, z dużym wyciągnięciem, po nim nieco chaotyczne lądowanie.
-Dobrze mała, dobrze! - Powiedziałam klepiąc parskającą klacz. Po chwili jeszcze raz nacieramy na rów. Tym razem spokojnym roboczym galopem, bez spięć jedziemy, po kilku foule wybicie i daleki, ładny skok. Poklepałam ją i pora na ostatni szereg. Pierwsze jest doublebarre o dość sporych wymiarach. Spokojnym, roboczym galopem jedziemy prosto na przeszkodę. Tuż przed nią Ruda postawiła uszy i wybiła się mocno, lecz przedwcześnie i drugi drąg upadł z głuchym brzdękiem na ziemię. Zwolniłam do stępa i poczekałam aż poprawią przeszkodę. Gdy to zrobili ruszyłam żywym galopem i po raz kolejny naprowadziłam klacz na doubla. Pewny, ale dość wolny najazd, bez szaleństw, mocne wybicie na łydkę i ładny, wysoki skok. Po nim od razu wybicie na stacjonatę 80 cm, którą pokonałyśmy lekko. Następnie jedno foule trochę wyciągniętego galopu i wybicie na oksera. Ruda bardzo ładnie pokonała przeszkodę, więc zwolniłam do stępa i pochwaliłam ją sowicie. Stajenni podwyższyli nam parkur, który wyglądał tak:
1. szereg: stacjonata 100 cm (dwa foule) okser 100 x 100 (jedno foule) bramka 110 cm
2. doublebarre 90/100 x 80
3. linia: stacjonata 90 cm; triplebarre 75/85/95 x 80 ; piramida 90/100/90
4. rów z wodą 80 x 110
5. szereg: doublebarre 90/110 x 70 (skok-wyskok) stacjonata 100 cm (jedno foule) okser 100 x 100
6. Triplebarre 90/100/110 x 100
7. Mur 100 cm
8. Okser 110 x 110
Parkur jak widać najprostszy nie był, jednak znając potęgę kobyłki czułam się spokojna, ważne, byśmy jechały równym, odpowiednim tempem. Wzięłam ostatniego łyka wody i zagalopowałyśmy. Równym, dość spokojnym tempem wyprostowanie na stacjonatę. Ładny, płynny skok, za nim dwa foule i okser. Ładne, mocne wybicie i skok na czysto z zapasem. Po lądowaniu jedno dłuższe foule galopu i bramka 110. Dałam Antarktydzie mocną łydkę i ładnie, na czysto pokonałyśmy przeszkodę. Po wylądowaniu pochwaliłam folblutkę i jedziemy dalej. Pora na pierwszego doubla. Przytrzymałam pędzącą już Antardi i lekka łydką dałam sygnał do skoku, który wykonała ładnie, jednak nieco niestarannie i lekko szurneła drąga. Mimo to nie spadł, więc jechałyśmy dalej. Pora na linię. Pierwsza stacjonata ze spokojem pokonana, przy triplu wstrzymanie rozkręcającej się panny i mocny, nieco chaotyczny skok przez niedogadanie. Mimo to wyratowałyśmy się i już jechałyśmy dalej. Przed piramidą półparada i spokojnym galopem najeżdżamy. Kilka foule, odmierzenie odskoku i wybicie. Długi lot i miękkie lądowanie. Przeszkoda pokonana na czysto, więc pochwała dla konia i jedziemy dalej. Pora na rów. Był on teraz trochę szerszy i o wiele wyższy, jednak Antarktyda dobrze przypilnowana płynnie go pokonała po lądowaniu machając ogonem przez kilka foule. Ostry skręt i wyprostowanie na szereg. Pierwsze doublebarre wzięte dość szybkim tempem, ale za to płynnie i z zapasem, stacjonata dzięki energii z doubla również czysto, ale przy okserze zabrakło łydki i wyłamanie ze stopą. No to chwila dla uspokojenia się i jeszcze raz. Wzięłam Rudą na mocniejszy kontakt, pewniej dawałam łydki i przed szeregiem pyknęłam palcatem po zadzie. Doublebarre czysto, stacjonata również, przy okserze chwila niepewności, jednak mocna łydka z palcatem upewniły kobyłę w skoku i przyznam, że pokonała oksera dość ciekawie. W takim razie jeszcze raz, ona nie może bać się w sumie zwyczajnej przeszkody. No to jedziemy. Doublebarre bez energii, przez co stacjonata lekko puknięta ale nie zwalona, za to okser pokonany znakomicie. Dałam rudej po prostu mocniejszą łydkę, a ta bardzo ładnie się wybiła i płynnie przeskoczyła przeszkodę. Poklepałam ją i jedziemy na tripla. Przeszkoda wysoka i jaskrawa, jednak palcat za łydką rozpędził wszystkie wątpliwości folblutki. Pewnym, wyraźnym galopem najechała na tripla, mocno się wybiła i ładnie wyciągając pokonała przeszkodę. Starałam się oddać jej jak najbardziej wodze, tak jak to zrobiłam przy rowie. Skok się udał, więc pochwała i jedziemy na mur. Jaskrawe kolory klocków nieco zaburzyły pewność Rudej, jednak mój głos i łydka dodały jej odwagi i z gracją pokonała przeszkodę.
-Tak! Super! - Powiedziałam klepiąc spoconą kobyłkę po szyi. Na koniec został nam sporych rozmiarów okser. Nakierowałam Antarktydę na niego i spokojnym, kontrolowanym galopem podjechałyśmy blisko przeszkody. Tam mocne wybicie i bardzo udany, płynny i lekki skok z sporym wyciągnięciem i ładnym schowaniem podwozia. Po udanym skoku poklepałam klaczuchę i do stępa.
Wyjeżdżamy z parkuru i wjeżdżamy na z lekka zatłoczony maneż. Tam ostatnie już zagalopowanie i na luzie kilka skoków przez oksera, stacjonatę no i kopertkę, oczywiście na obie nogi. W końcu już po ścianie galop wyciągnięty w półsiadzie na luźnej wodzy, nieco oporne zwolnienie do kłusa i rozkłusowanie. Na luźnej wodzy, bez zbędnego wysiłku, ot taki odpoczynek. W końcu do stępa swobodnego. Rozstępowałam klacz porządnie, po 15 minutach zsiadłam, zdjęłam siodło i zaprowadziłam na myjkę. Zlałam jej nogi, umyłam kopyta i dokładnie wytarłam mokre ciało ręcznikiem. Przy okazji przycięłam grzywę oraz ogon i w końcu wróciłyśmy pod boks. Zamieniłam ogłowie na kantar, dałam buraka i ostatecznie wypuściłam folblutkę na pastwisko, by podjadła trawy. Sama poszłam odnieść sprzęt i trochę posprzątać po nas.

słów: 1609


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Sob 12:17, 19 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roselle
Większy wolontariusz



Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 243
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:49, 26 Wrz 2010    Temat postu:

Trening crossowy, 8. 07
Obudziłam się o godzinie 6.20. Wpatrywałam się w budzik. Za dziesięć minut miał zadzwonić, obwieszczając wszem i wobec, że koniec z leniuchowaniem i czas wstawać do pracy. Wykorzystałam ten czas patrząc się tępo w sufit. Rozmyślałam nad planem treningowym dla koni, konkursami... DRRRR! Z zamyśleń wyrwał mnie dźwię budzika. Wyłączyłam go i szybko zwlekłam sie z łóźka. Ubrałam bryczesy, oficerki, jakąś czarną bluzkę i zeszłam na dół. Zdziwił mnie fakt nieobecności mojej wspólokatorki, jednak po chwili uświadomiłam sobie, ze pojechała ona po paszę dla koni. Nie miałam już czasu na jedzenie, toteż wypiłam tylko herbatę i pobiegłam do stajni.
Mimo bardzo wczesnej pory, śłońce już zaczynało przygrzewać. Stwierdziłam że wypróbuję tor crossowy z Antarktydą.
Weszłam do budynku. Przywitałam się ze wszystkimi moimi podopiecznymi i podeszłam do boksu Antarktydy. Kasztanowata folblutka popatrzyła na mnie z niemałym zaciekawieniem. Pogłaskałam ją po łepetynie i poszłam po siodło, ogłowie i inne bajery. Na szczęście konie były już wyczyszczone przez stajennych. Ach, co ja bym bez nich zrobiła. Zabrałam z siodlarni siodło, ogłowie z nachrapnikiem kombinowanym, czaprak i miś pod siodlo oraz ochraniacze Foxa. Wróciłam z całym bagażem przed boks i zaczęłam siodłać klaczkę. Nie było z tym większych problemó, toteż już po chwili byłyśmy gotowe. Założyłam na głowę kask, zabrałam palcat i ruszamy w drogę.
Weszłam na klacz przed stajnią. Tam też podciągnęłam popręg i uregulowałam strzemiona. Wcześniej jeździł na niej ktoś o bardzo króciutkich nogach ^^
Zebrałam wodze na kontakt i pojechałyśmy stępem poza ogrodzenie stajni. Do toru jechało się około 15 minut przez las. Akurat na małą rozgrzewkę.
WYjechałyśmy oczywiście stępem. Klacz z zainteresowaniem patrzyła się to tu, to tam. Po chwili zebrałam folblutkę. Kasztanka łądnie ustawiłą głowę, wygięła szyję i kilka razy przeżuła wędzidło. Po kilku minutach dałam jej sygnał do kłusa. Klacz była bardzo rozluźniona, szła dynamicznie i energicznie. Po drodze zrobiłyśmy slalom między drzewami i ze dwie wolty wokół nich. Po niecałych piętnastu minutach naszym oczom ukazał się tor crossowy. Nie powiem, robił imponujace wrażenie. SKłądał się z trzech tras- easy, medium i hard. Naszym celem był oczywiście poziom easy.
Podjechałam na miejsce i kłusem objechałyśmy całą trasę, aby wiedzieć mniej więcej jak wyglądają przeszkody. Już w domu studiowałam cała trasę na mapce więc pamętałam rozkład poszczególnych przeszkód.
Antarktyda była teraz bardzo pobudzona, co chwilę wyrywała się do przodu, najchętniej już by zaczęła przejazd. Miała postawione uszy do przodu i uniosła wysoko szyję. Skierowałam ją na woltę gdzie mogła się trochę uspokoić. Klacz ładnie się rozluxniła. Łydka i do galopu.
Anti szła bardzo dynamicznie, galopowała bardzo obszernie. WIdać że ma niesamowite predyspozycje sportowe.
Najechałyśmy na pierwszą przeszkodę. Była to najzwyczajniejsza hyrda, 60cm. Klacz szła pewnie, odskok był nieco zbyt późny a przeszkoda została przeczesana nogami. Nic, jedziemy dalej. Nastęna kłoda na podwyższeniu zeskokiem do wody. Wyczułam lekkie zawachanie klaczy, jednak zdecydowanie i mocno wypchnęłam ją do przodu. Skok bardzo dobry ale przy zeskoku do wody trochę się potknęła i mało nie wylądowała łbem w wodzie. Dałam jej mocną lydkę i jedziemy dalej. Kolejny był zeskok, również w połączeniu z wodą. Usiadłam w siodło, odchyliłam się i lekko wydłużyłam wodze. Klacz zwolniła tuż przed zeskokiem i łądnie wylądowała w wodzie. Następnie sheep feeder 40/80cm. Nie było większych problemów, klacz nawet skoczyła z większym zapasem. Nastęnie długi odcinek był na pogalopowanie, minęłyśmy dwa ostrzejsze zakręty. Tutaj mogłyśmy trochę przyspieszyć. Następna przeszkoda to hyrda 80cm, ładnie z zapasem.
Klacz nadal galopowała bardzo energicznie i szybko, musiałam ją nieco zwolnić bo nie dojechałybyśmy do końca żywe.
Nastepnie był galop pod górkę, później dwie kłody po 60cm i zjazd z górki.
Wszystko łądnie, energicznie, na czystko.
Potem znó dłuższy odninek bez niczego, do pogalopowania. Następnie kolejna hyrda w połączeniu z wodą. Odcinek z wodą był dosyć długi, galopowałysmy równo, jednak Antarktyda w pewnym momencie się potknęła. Przód ugiął się do przodu i klaczy uklękła w wodzie, jednak szybko się pozbierała. Ja też byłąm już cała mokra. Wodny odcinek kończył sę skokiem przez kłodę. Następnie jeszcze dwie hyrdy oraz skok przez kolorowy płotek. Nie powiem, kolorki były dość ostre więc obawiałam się reakcji klaczy. Ta jednak nie zważyła na to i dzielnie pokonała przeszkodę. Później jeszcze rów z wodą i ostatnia kłoda na podwyższeniu. Do ostatniej przeszkody galopowałyśmy dosyć szybko. I pokonana łądnie, na czysto ;]
Pochwaliłam klacz i zwolniłam do kłusa. Folblutka też była wyraźnie zasdowolona bo raz po raz parskała i wymachiwała łbem. Rozkłusowałam ją pożądnie a następnie, stępem ruszyłyśmy z powrotem w las. Tam klacz zdołała trochę podeschnąć. Niestety zapomniałam popsikać ją preparatem na komary i byłysmy teraz całkiem otoczone ich chmarą. Stwierdziłam, że stępowanie przez las to głupi pomysł, bo zaraz zostaniemy żywcem zjedzone przez komary. Dałam więc klaczy mocny sygnał do galopu.
Mimo zmęczenia, klacz ochoczo parła do przodu. Po 5 minutach byłyśmy przed Unique. Na terenie stajni przeszłam do kłusa i zaczęłam z nia stępować przed stajnią. Kiedy już trochę podeschła, zeszłam, zdjęłam jej siodło, ogłowie, ząłożyłam kantar i puściłam do reszty klaczy na pastwisko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roselle
Większy wolontariusz



Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 243
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:49, 26 Wrz 2010    Temat postu:

Ujeżdżenie kl. L
Po porannym treningu crossowym z Antarktydą, postanowiłam po południu wziąść się za dresaż.
Wszystkie konie wypuszczone były na pastwisko. Zmęczenie dawało mi się we znaki, bowiem kilka godzin spędziłam w "Kobyłce" na poszukiwaniu sprzętu odpowiedniego na nagrody dla uczestników zawodów w Unique.
Oczy same mi isę zamykały.
-Rosie, nie śpij...- mruknełam i podeszłam do kranu gdzie ochlapałam się zimną wodą. Pomogło ^^
Zabrałam z siodlarni uwiąz i ruszyłam na pastwicho.
Było tak niemiłosiernie gorąco, że wszystkie klacze leniwie pasły się w cieniu drzew. Stanęłam przy ogrodzeniu, wyciągnęłam rękę ze smakołykami i głośno zawołałam klacze. Wszystkie podniosły łeb i jak na komendę popatrzyły w moją stronę. ZObaczyły że coś dla nich mam, więc szybko ruszyły w moją stronę. Pierwsza byłą oczywiście Estera, która kuląc się na resztę zaklepała sobie pierwszeństwo do odebrania nagrody.
-Masz łakomczuchu- uśmiechnęłam się pod nosem i dałam smaczka arabce. Następna w kolejce była Coma i Arizona. Na końcu podeszłam do Antarktydy. Dałam jej cuksa i złapałam za kantar jednocześnie przypinając uwiąz. Anti niestety uwielbia się tarzać toteż zabrałam ją szybko na myjkę. Folblutka nie była zadowolona, że musi opuścić kompanię, zarżała przeciągle. Odpowiedziało jej ciche rżenie trzech kobył. Poklepałam ją po szyi i chwilę później uwiązałam na stanowisku na myjce. Zabrałam się za czyszczenie. Nie byłą specjalnie usyfiona, kilka zaklejek i kurz, toteż szybko uwinęłam się z robotą. Wyczyściłam kopyta i poszłam po sprzęt. Zabrałam siodło, ogłowie, czaprak z misiem pod siodło i ochraniacze Foxa.
Szybciorem osiodłałam klacz i ruszyłyśmy na ujeżdżalnię.
Niebo zaczynały pokrywać ciemne chmury i wyraźnie sie ochłodziło. Z daleka słychać było stłumione grzmienie. Oby tylko nie zaczęło padać, bo nie mam ochoty gnieździć się na nagrzenej słońcem hali.
Na miejscu zabrałam się za podciąganie popręgu
-AŁA! Ty franco...- krzyknęłam, kiedy Antarktyda mocno dziabnęła mnie w udo. Skarciłam ją za to i dokończyłam to co zaczęłam. Następnie usadowiłam się w siodle. Klacz była wyraźnie nie w humorze i czuję, że ciężko będzie się nam dogadać podczas treningu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roselle
Większy wolontariusz



Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 243
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:50, 26 Wrz 2010    Temat postu:

Skoki L, praca na szeregach 13.08

Dziś mija tydzień od przyjazdu do Deandrei. Stwierdziłam, iż konie dostatecznie się zadomowiły więc pora zacząć treningi.
Na pierwszy ogień miała pójść Antarktyda. Zgłosiłysmy się ostatnio do kilku zawodów więc czas trochę potrenować.
Przyjechałam do koni ok 11.30. Przywitałam się z dziewczynami które czyściły swoje konie przed stajnią i ruszyłam do Antarktydy.
Nie zapomniałam też przywitać sie z moimi pozostałymy podopiecznymi.
Z miłym zaskoczeniem stwierdziłam, że folblutka została już wyczyszczona. Pewnie przez tego przystojnego stajennego... ŁUP!
Antarktyda uderzyła mnie głową o plecy.
-Ah... Dzięki Anti...- mruknęłam do klaczy która na całe szczęście wyrwała mnie z zamyśleń. Poszłam do siodlarni i przytargałam cały potrzebny mi sprzęcior czyli siodło, ogłowie ze zwykłym wędzidłem, potnik, ochraniacze skokowe. Zabrałam się za siodłanie. Kiedy weszłam do boksu, klacz skuliła uszy i ewidentnie nie miała ochoty na kiełznanie.
Nie zważając na jej humory założyłam jej ogłowie, następnie potnik, siodło i ochraniacze. Klacz zmieliła wściekle wędzidło kiedy złapałam ją za wodze. Cóż, ponad tydzień nie chodziła więc ma sporo energii...
Zabrałam swój kask, palcat i mogłyśmy ruszać na helę.
Ku mojemu zdziwnieniu miejsce było już zajęte przez Misiaczka i jej Boilinga.
-Miś! Długo jeszcze tam będziesz?- zawołałam
-Am.... Nie, właściwie już kończę. Możesz wejść i stępować
Odpowiedziałam zkinieniem głowy i wlazłam do środka.
Zatrzymałam klacz i podcięgnęłam jej popręg. Następnie usadowiłam się w siodle. Nienawidzę wdrapywać się na konie które mają powyzej 165cm w kłębie...
Klacz posłusznie stała i czekała na sygnały. Kiedy już usadowiłam się prawidłowo w siodle, poprawiłam co miałam poprawić, dałam jej sygnał do ruchu naprzód. Kasztanka energicznie ruszyła.
Stępowała bardzo żwawo, szyja balansowała w rytm jej kroków. Po kilkunastu minutach zebrałam wodze na kontakt i zaczęłyśmy kręcic różne figury dla rozluźnienia. Nie straszne były nam wolty, ósemki, serpentyni i inne zawijasy, bowiem już po chwili klacz łądnie się rozluźniłą i podstawiła zad. Czułam jak jej nogi wkraczają głęboko pod kłodę. Pobawiłam się trochę wędzidłem by już po chwili, folblutka łądnie zaokrągliła szyję. Przyjemnie było jeździć na takim koniu, który nie chodzi wyryjony ani nie chowa się za wędzidłem.
Miś już wyszła z Boilingiem więc mogłam zacząć kłusować. Dałam klaczy łydkę a ta od razu wypruła energicznym kłusem. Zwolniłam ją troszeczkę bo w takim tempie nawet anglezując podskakiwałam jak piłeczka.
Teraz na długiej ścianie ćwiczyłyśmy dodania a na krótkiej skracanie z kłusa. Nie powiem, sporo czasu zajęło nam zanim ćwiczenie zostało wykonane poprawnie. Przeszłam na chwilę do stępa aby dać klaczy ochłonąc przed galopem i skokami. Teraz tzreba tylko poczekać na jakąś dobrą duszę która pomoże nam ustawić parkur.... I nagle jak na zawołanie na halę znów weszła Miś.
-Pomyślałam że może będzie Ci potrzebna pomoc
Wyszczerzyłam w jej stronę zęby, po czym wyznałam miłość do końca moich dni i że nie opuszczę jej aż do śmierci za to co robi teraz ^^
Dałam dziewczynie instrikcje co do planu parkuru a sama zajęłam się koniem. Znów złapałam wodze na mocniejszy kontakt i dałam Anti sygnał do kłusa. Niedługo musiałam czekać na to aby się ładnie zebrała. W narożniku zakręciłam woltę i zagalopowałam.
Klacz szła równiutko i energicznie, wręcz płynęła. Przyjemnie było siedzieć na niej w takim galopie. DLa rozgrzewki skoczyłam stacjonatkę 50cm. Anti pokonała ją bezbłędnie. WIdać takie wysokości to już dla niej pestka.
SKoczyłam ją jeszcze raz z drugiej strony. Też bez problemu.
No to mozemy zabierać się za parkur. Był nieduży bo mam jeszcze plan aby trochę poćwiczyć na szeregach. A prezentował się następująco:
1. Stacjonata 60cm
2. Stacjonata 70cm
3. doublebarre 60/70cm
4a stacjonata 80cm
4b doublebarre 70/80cm
5. Tripplebarre 90/100/110cm

Przeszkód nie było dużo jednak niektóre z nich były dość trudno rozstawione. A ostatna była z rzędu klady P. ZObaczymy jak pójdzie.
Zdecydowanie naprowadziłam klacz na pierwszą przeszkodę. Po przeszkodzie strzeliła kilka baranków, spodziewałam się tego, bo strasznie ją nosiło, miała tyle energii. Trzymałam klacz mocno w łydkach i po linii prostej skierowałam na koljeną przeszkodę. Wyczułam zawachanie ale dopchnęłam ją zdecydowanie i skoczyłyśmy. Później było znakomicie, doublebarre i szereg skoczyłyśmy bardzo dobrze. Bałam się trochę ostatniej przeszkody ale zdecydowanie na nią pojechałyśmy. Bardzo pilnowałam aby Anti odbiła się w dobrym miejscu i szła energicznie na przeszkodę. Coraz bliżej i... HOP! Klaczuchna nawet się nie zawachała, nie było najmniejszego puknięcia. Poklepałam ją i przeszłam do stępa. jak tak dalej pójdzie to skoczymy klasę wyżej ^^
Stępowałam dookoła a tymczasem Misiaczek przebudowała parkur na dwa szeregi przy ścianach. Wyglądały następująco:
1. stacjonata 80cm-dwa foule-okser 80cm szer 1m- trzy foule stacjonata 100cm
2. doublebarre 80/90cm-dwie foule- stacjonata 90cm-dwie foule- stacjonata 110cm

Przyglądnęłam się szeregom. Nie były bardzo trudne, w drugim wysoka była jedynie ostatnia przeszkoda. Dałam klaczy sygnał do galopu. Zakręciłam woltę i ruszyłam na pierwszy szereg. Stacjonata bardzo dobrze, jednak przy okserze dorobiłą jeszcze jedną fulkę i straciła drążek a na stacjonacie puknęła. Poprawimy następnym razem, teraz jedziemy na drugi. Tutaj bezproblemowo, mocniej ją przytrzymałam i pewniej trzymałam w łydkach co poskutkowało świetnym przejazdem przez szereg. Na ostatniej przeszkodnie również znakomicie.
Przejechałyśmy jeszcze ten felerny, pierwszy szereg. Zdecydowanie prowadziłam klacz i tym razem udało się przeskoczyć bez zarzutów.
Klacz galopowała dynamicznie, parskając z zadowoleniem. Usiadłam w pełnym siadzie i zwolniłam klacz do stępa. Poklepałam ją i popuściłam popręg o dziurkę. Podziękowałam Miś za współpracę i ruszyłam w kierunku stajni. Przed budynkiem rozsiodłałam klacz, założyłam kantar i poprowadziłam na karuzelę aby trochę jeszcze postępowała. Później zabrałam ją stamtąd i wypuściłam na padok aby mogła nacieszyć się obecnością innych koni.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Roselle dnia Nie 18:50, 26 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roselle
Większy wolontariusz



Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 243
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:51, 26 Wrz 2010    Temat postu:

Lonża i skoki luzem w korytarzu 17.08

Po treningu z Esterą chciałam ruszyć jeszcze Antarktydę. Początkowo planowałam skoki, jednak moje plecy po upadku z siwej odmawiały mi posłuszeństwa, a na dodatek zaczęło padać.
Poszłam do stajni i przywitałam sie z folblutką. Dałam jej kawałek jabłuszka i zabralam sie za czyszczenie. nie była brudna, wystarczyło kilka pociągnięć zgrzebłem aby usunąć "największe" zaklejki. Kiedy klacz była już gotowa, poszłam do siodlarni po potrzebny mi sprzęt. Wzięłam pas do lonżowania, wypinacze, kaweca, lonżę, bat, czaprak i ochraniacze skokowe. Wszystko przytaszczyłam pod boks i zaczęłam przygotowania. Kantar zmieniłam na kawecan, założyłam czaprak na to pas z lekko podpiętymi paskami, na nogi założyłam ochraniacze. Bat i wypinacze wzięłam do ręki. Przypięłam lonżę do kawecanu i mogłysmy iść na halę.
Szłyśmy szybciutko, Antarktyda kłusowała obok mnie. Po drodze krzyknęłam stajennemu aby zabrał Esterę z okólnika i wprowadził ją do boksu.

Kiedy znalazłyśmy się na miejscu oczywiście byłyśmy całe mokre. ALe co tam, z cukru nie jesteśmy i damy sobie radę.
Ustawiłam klacz na środku hali. Wypinacze podpięłam luźno, tak ze głowa była daleko poza linią pionu. Odesłałąm klacz na koło. Wlokła się niemiłosiernie więc strzeliłam z bata i dodałam zaczęcające "dalej!". Anti machnęła lekko głową i zaczęła iść energiczniej. Po trzech kółkach przełozyłam bat do drugiej ręki i zawołałam "zwrot!" dając tym samym sygnał do zmiany kierunku. Klacz usłuchała aczkolwiek kierunek zmieniła z niemałym ociąganiem się. Trzy koła w stęnie na drugą stronę i kazałam zatrzymac się klaczy. Podpięłam mocniej wypinacze, tak, że głowa była prawie prostopadle do podłoża.
-Kłus Anti!- wydałam komendę i machnęłam batem. Klacz wystrzeliła równiutkim, ładnym kłusem. Muszę powiedziec że naprawdę dobrze angażowała zadek. Po chwili jej szyja uległa zaokrągleniu. Pracowałam nad tym aby co chwila wydłużała i skracała chód.
-Dobrze!- pochwaliłam folblutkę. Przełożyłam bat do drugiej ręki i to wystarczyło żeby Antarktyda posłusznie zmnieniła kierunek. To samo w drugą stronę. DOdawanie i skracanie. Następnie dałam sygnał do galopu. Klacz rozpędziła się niemiłosiernie w kłusie ale zagalopować to nie zagalopowała. Przytrzymałam ją, klacz zwolniła i znów wydałam komendę do galopu jednocześnie strzelając batem. Kasztanka posłusznie zagalopowała strzelając przy tym kilka małych baranków. Galopowała bardzo obszernie i energicznie, odpuściła w potylicy. Zwolniłam ją do kłusa a następnie stępa. Dałam jej chwilę odpoczynku przed skokami. Na długiej ścianie wybudowałam wcześniej korytarz do skoków.
Na początek niedużo: stacjonata 50cm ze wskazówką dwa foule druga stacjonata ze wskazówką 70cm.
Zdjęłam jej cały sprzęcior i wspomagając się batem naprowadziłam na szereg. Anti skoczyła go bez problemów, ładnie odbijała się i delikatnie baskilowała. Pojętna ta bestyjka, żeby tylko w tej Stajni Centralnej się nie zmarnowała...
Klacz kłusowała wesoło parskając a ja tymczasem zmieniłam ustawienie na takie: stacjonata 70cm dwie foule, doublebarre 80/90, jedna foula i stacjonata 90cm.
Zacmokałam i puściłam Anti w ten korytarz. Sądziłam że dobrze sobie poradzi i nie myliłam sie. WIdać takie przeszkody to już dla niej pestka. No więc przebudowałam ostatni raz. Ustawiłam korytarz w ten oto sposób: stacjonata 100cm, trzy foule, tripplebarre 100/110/120cm, dwie foule i stacjonata 120cm. Byłam ciekawa jak teraz przeskoczy. Poprzeczka była postawiona dość wysoko jak na nią ale zobaczymy jak jej pójdzie. Pogoniłam klacz. Ta bryknęła radośnie i wbiegła w korytarz. Pierwsza spokojnie, łądny baskil i idealne wpasowanie się we wskazówkę. Teraz trzy foule i... Potężne wybicie, niesamowity lot. Oczy wyszły mi z oczodołów a gęba sama się otworzyła widząć jak ta klacz pokonuje przeszkody.
-Łał...- Szepnęłam. Byłam pod wielkim wrażeniem. Klacz kłusowała i co jakiś czas podrzucała ze szczęścia zadkiem. Przywołałam ją do siebie a ta podeszła stępem z głową spuszczoną ku ziemi.
-Dobra klacz- poklepałam ją i dałam cukierka. Założyłam jej niedbale sprzęt i ruszyłyśmy stępem do stajni.
Zaprowadziłam ją do boksu i rozebrałam ze sprzętu. Całość odniosłam do siodlarni i upewniwszy się że Estera jest w boksie, poszłam do samochodu aby pojechać na zakupy do Stracatto


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin