Forum Stajnia Centralna Strona Główna Stajnia Centralna
Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Cinnamon Delight - Treningi

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
chocky
Mały wolontariusz



Dołączył: 26 Sty 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:54, 31 Gru 2011    Temat postu: Cinnamon Delight - Treningi

Miejsce do trenowania z klaczą.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
chocky
Mały wolontariusz



Dołączył: 26 Sty 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:58, 31 Gru 2011    Temat postu:

Konie były do południa na dworze. Była piękna słoneczna pogoda więc nie mogłam odebrać im tej przyjemności. Dlatego też treningi odbywały się po południu. Cinnamon Delight jest u nas już kilka dni, świetnie się zadomowiła i czuje się doskonale, postanowiłam więc wziąć ją na trening.
W czasie gdy konie hasały po padoku, ja poszłam przygotować sprzęt i halę. Wzięłam więc z siodlarni potrzebne rzeczy, zostawiłam je przed boksem Cinnamon po czym udałam się na halę. Zostało tam kilka przeszkód po poprzednim treningu więc przebudowałam je i ustawiłam w odpowiednich odległościach. Parkur wyglądał mniej więcej tak:
1.stacjonata 60 cm
2.oxer 70cm i 80cm
3.koperta 60cm
4.stacjonata 90cm
5.doublebarre 80cm i 90cm

I dodatkowo jeszcze jedna mała koperta na rozgrzewkę. Dzisiaj bez szeregów, taki lekki trening.
Kiedy wszystko było gotowe poszłam na padok żeby zabrać konie do stajni. Nie chętnie do niej wracały, Denwer uganiał się za Goldenem który łakomie wbijał wzrok w ziemię pokrytą piaskiem, błotem i resztkami śniegu. On i mała Cinna mieli miny jakby pytali: A gdzie jest trawka? Sad
Kiedy wszyscy byli w stajni poszłam z uwiązem po Małą, podpięłam go i wyprowadziłam klacz na zewnątrz boksu. Stanęła grzecznie i była ciekawa co się wydarzy. Wzięłam szczotki, dałam jej obwąchać a kiedy je zaakceptowała zaczęłam czyszczenie. Była nieźle umorusana od zimowego błota. Dokładnie oczyściłam grzbiet, brzuch i nogi, następnie kopyta, grzywa i ogon. Pogłaskałam ją i przeszłam na drugą stronę. Przez cały czas grzecznie się zachowywała,tylko co jakiś czas obracała się aby zobaczyć czym tam ją tak skrobię po sierści. Po skończonym czyszczeniu zaczęłam siodłanie, najpierw czaprak, siodło i popręg, potem ogłowie. Włożyłam jej delikatnie wędzidło i zapięłam paski, gdy wszystko leżało dobrze założyłam jej ochraniacze. Twarzowy pistacjowy komplet wyglądał ślicznie. Wzięłam kask i poszliśmy na halę.
Uregulowałam strzemiona i podciągnęłam popręg, wsiadłam. Poprawiłam jeszcze strzemiona po czym dałam klaczy sygnał aby ruszyła. Cinna spokojnie ruszyła stępem od razu ganaszując się, jechaliśmy na dość luźnych wodzach. Po kilku okrążeniach spokojnego stępa zaczęłam ja trochę zbierać,dodałam łydki, zrobiłam dużą woltę w narożniku i wjechałam z powrotem na ścianę. Dodałam lekko łydki żeby ją ożywić. Klaczka ochoczo stępowała, miała zaokrągloną szyję i pięknie pracowała wędzidłem. Przyjęłam sobie że dla większej rozgrzewki będziemy w punkcie A,B,C i D robić wolty o średnicy 10 m. Tak też się stało, w każdym z tych punktów ja i Gniada wykonałyśmy dokładnie koła utrzymując tępo żwawego stępa. Byłam zadowolona z tego, w jaki sposób wykręca koła. Była dokładna, jej szyja zaokrąglona i zgięta. Poklepałam ją po jednej serii i zmieniłam kierunek przez połowę, w drugą stronę to samo. Wyszło świetnie. Pochwaliłam konia i znowu zmieniłam kierunek. Przyłożyłam lekko łydkę skracając nieco klacz. Po chwili zakłusowałam. Cinnamon uniosła się lekkim, sprężystym kłusem. Miałam wrażenie jakbym unosiła się i opadała na jakąś mięciutką gumową poduszkę, wodze również nie były napięte, pracowałam więc głównie łydkami a klacz tak świetnie się spisywała. Po kilku okrążeniach w kłusie znowu koła w A,B,C i D, wyjeżdżając i kończąc koło w C zrobiłam zmianę kierunku po krótkiej ścianie. Również tutaj miała pięknie zaokrągloną szyję i ładnie wyjeżdżała koła. Po tej serii przejechałam jeszcze kilka okrążeń w kłusie ćwiczebnym a następnie najechałam na cavaletti. Przez pierwszym dragiem dodałam jej łydkę, oddałam wodze i półsiad. Cinn slicznie pokonała drągi, wysoko unosiła nogi i ładnie miękko przechodziła. Zmieniłam więc kierunek i przejechałam jeszcze raz w drugą stronę. Tutaj również bardzo ładnie. Byłam zdziwiona że bez zbędnego impulsu tak pięknie unosi kopytka i stawia je równo, bez potknięć i zahaczeń. Poklepałam ją i przeszłam na chwilę do stępa. Po kilku minutach, w narożniku dałam sygnał do zagalopowania. Cinnamon zagalopowała ze stępa. Unosiła się lekko jak baletnica a jej ruchy były płynne, miękkie i niezmiernie widowiskowe. Galopowałyśmy spokojnym tempem, nie spiesząc się nigdzie i nie martwiąc się o nic.. na grzbiecie tej klaczy i podczas jej galopu – świat mógłby nie istnieć. Po kilku okrążeniach powróciłam do realiów. Zrobiłam dwie wolty na krótkich ścianach, zebrałam ją nieco i nakierowałam na przeszkodę taką o, dla rozgrzewki. Była to koperta gdzieś ok.60 cm. Klacz ładnie się wybiła, mięciutko, skoczyła z niewielkim zapasem i spokojnie wylądowała. Poklepałam ją i skoczyłam to samo w drugą stronę. Przeszłam na chwilę do kłusa, zmieniłam kierunek i ponownie zagalopowałam. Zaczęłyśmy skakać parkur.
Pierwsza przeszkoda – ładne wybicie, następnie oxerek, tutaj również poprawnie. Klacz była bardzo skoncentrowana i skupiona, dokładnie odmierzała odległości i skakała z zapasem. Kolejną przeszkodą była koperta i stacjonata. Dodałam trochę łydkę i zwiększyłam impuls Cinna pięknie baskilowała, leciała lekko i miękko lądowała. Przed nami ostatnia przeszkoda. Cinna idealnie wymierzyła odległość, wybiła się mocno i przeleciała jak piórko. Po lądowaniu z radością pogalopowała po hali. Poklepałam ją, poluźniłam jej wodze i dałam swobodnie galopować. Widziałam że była szczęśliwa i czuła się wolna. Po kilku kołach przejście do kłusa i do stępa. Poluźniłam jej poprę i stępowałam swobodnie na luźnych wodzach. Po tym treningu czułam niezwykłą więź z tą klaczą, jakąś taką.. niezwykłą. Nasunęłam na nią derkę która wisiała na jednym ze stojaków i stępowałam tak jeszcze jakąś chwilę. Kiedy trochę wyschłyśmy zeszłam i poszłyśmy do stajni. Tam ją rozsiodłałam, posmarowałam nóżki żelem chłodzącym, sprawdziłam kopytka i odstawiłam małą do boksu. Kiedy uporządkowałam sprzęt wróciłam do niej i usiadłam na słomie. Cinna zbliżyła się do mnie, spojrzała swymi ufnymi ciemnymi oczkami i opuszczając powoli głowę położyła chrapy na mojej dłoni. Serce mocniej mi zabiło, siedziałam chwilę w bezruchu. Trąciła mnie pyskiem, powąchała moją rękę i parsknęła. Przesunęłam powoli dłoń po jej żuchwie i części pyska, pogładziłam ja między oczami. Cinnamon zwiesiła głowę, była odprężona i zrelaksowana. Głaskałam ją po odmianie między oczkami i czułam, że to początek nowej drogi w naszej stajni.. wspólny początek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
chocky
Mały wolontariusz



Dołączył: 26 Sty 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:02, 31 Gru 2011    Temat postu:

3 dni ze skokami kl. L

Niedziela (28.02.2010r.): Niedziela przebiegła znowu skokowo. Ustawiłyśmy sobie parkur, taką małą L-eczkę głównie na poprawę czasu przejazdu. Martin mierzył nam czas. Muszę powiedzieć że gniada spisała się dość dobrze, zmieściłyśmy się w normie. Jednak niektóre najazdy były zbyt chaotyczne i mało precyzyjne. Musimy więc poćwiczyć synchronizację czasu ze stylem najazdy.

Poniedziałek (01.03.2010r) : Marzec również zapoczątkowałyśmy skokami. Cinnamon ma ostatnio bardzo dobrą formę i ogromną chęć do pracy. Ustawiłam więc parkur L-L1 tym razem na poprawę stylu skoku i najazdu. Wyglądał mniej więcej tak:
1.Koperta 100 cm
2.Stacjonata 100 cm
3.Doublebarre – 105 cm i 100cm
4.Triplebarre – 100 cm, 105 cm, 100 cm
5.Oxer – 100 cm
6.Szereg – 105 cm, 105cm i 100 cm.

Przed skokami zrobiłyśmy serię ćwiczeń rozciągających i rozluźniających: wolty, półwolty, ósemki, serpentyny i slalomy, było dużo kłusa wyciągniętego i pracy na drągach. Cinnamon świetnie się spisywała, podnosiła ochoczo nogi, wykręcała bardzo ładne koła i była posłuszna. Po kilku kołach galopu przeszłyśmy do skoków. Objechałam parkur dwa razy żeby pokazać jej przeszkody była spokojna i zaciekawiona. Wjechałam na ścianę, ścisnęłam ją lekko łydkami i zagalopowałyśmy, najazd na pierwszą przeszkodę. Ładny, spokojny skok. Następna – stacjonata, ładnie i poprawnie. Poklepałam ją a przed nami doublebarre, zebrałam trochę wodzę, wzmocniłam łydkę. Klacz wybiła się mocno i wysoko. Widząc triplebarre przyspieszyła. Nie zdążyłam wyhamować jej przed przeszkodą i niestety skok odbył się wraz z rzutką. Powtórzyliśmy ten przejazd. Zrobiłam woltę i ponownie najechałam na doubla, po skoku zwolniłam ją nieco i dopiero naprowadziłam na następną przeszkodę. Cinna ładnie, równiutko najechała, bez zbędnych cyrków. Pochwaliłam ją a ta parsknęła. Następnie oxer 100cm – tutaj bezproblemowo, ładny najazd i wybicie. Ostatnią przeszkodą był szereg. Pilnowałam ją aby znowu nie wyrywała jednak klacz nie pędziła już do przodu, lekkie wstrzymanie na wodzach dało jej do zrozumienia że trzeba się powstrzymać. Cinnamon wybiła się lekko, zwinnie pokonała każdą przeszkodę i wylądowała miękko. Byłam z niej zadowolona, poklepałam ją i dałam swobodnie pogalopować tak jak lubi. Trening zaliczał się do udanych.

Wtorek (02.03.2010r.) : Schodząc po schodach czułam woń świeżo parzonej kawy i słodkich croissantów, weszłam do kuchni lekko rozkojarzona i nie można było powiedzieć że wyspana.
Goldii ! - rzuciła się na mnie Bella przełykając kęs rogala.
O boże ! Co ty tu robisz !? -Obudziłam się nagle. Cedziłam słowa bo ciężko mi się mówiło będąc w tak mocnym uścisku
Przytulałyśmy się jak głupie zataczając się a w końcu wylądowałyśmy na lodówce która z piskiem się przesunęła.
...wariatki – mruknął Martin z lekkim uśmiechem kręcąc głową
No, no , no jesteem! Wróciłam i już się stąd nie ruszam. - powiedziała rozgorączkowana Bell.
Żałuję że was wtedy zostawiłam ale.. ale teraz już będę cały czas. Mam Ci tyle do powiedzenia ! - dodała ściskając mnie jeszcze raz. Przytuliłam ją i obie usiadłyśmy do stołu przy którym siedziała Lisa, Suey i Olivier. Debatowałam z Bellą jakbyśmy się nie widziały pół życia, opowiadała mi o swojej podróży, o rodzicach, o tym czego się tam nauczyła itd., opowieścią nie było końca.
Martin postawił przede mną kubek gorącej kawy, podziękowałam mu i sięgnęłam po cukier wciąż rozmawiając. Potem do rozmowy dołączyła się reszta i tak spędziliśmy poranek gadając do 9.
-Hmm.. czy dzisiaj przypadkiem nie przypada Twój ambitny plan na trening na czas? - spytał Martin
-Eee... dzisiaj jest wtorek? O kurde ! Fakt. - krzyknęłam i natychmiast wstałam od stołu. Narzuciłam na siebie kurtkę i przechyliłam kubek kończąc kawę. Wszystko miało zabójcze tempo. Spojrzałam na zegarek : 9.15 ! Wszyscy patrzyli na mnie jak na wariatkę z wyjątkowym spokojem.
-No co? Na co wy czekacie. Biegusiem do stajni – wyszczerzyłam się wsuwając but.
Pomruczeli coś pod nosem, posprzątali ze stołu i ruszyliśmy do stajni.
Po 20 minutach miałam gotowego konia wyczyszczonego od stóp do głów i osiodłanego. Chwyciłam wodze i poszliśmy na halę. Parkur był ustawiony na L-P
-Koperta 100 cm
- Oxer 105 cm
- Stacjonata 115 cm
- triplebarre 100 cm 105 cm, 115 cm
- Krzyżak 100 cm
- Szereg – 100 cm, 115 cm, 105 cm
- doublebbare 110 cm , 105cm
- Oxer 100 cm

Po 40 minutowej rozgrzewce przeszliśmy do skoków. Na hali została Bella i Suey. Bell koniecznie chciała zobaczyć naszą ''perełkę''. Zebrałam ją, dodałam łydek. Suu włączyła stoper. Ruszyłyśmy.
Przed nami pierwsza przeszkoda. Energiczny i szybki najazd jednak ładny skok. Dobrze zaczęła. Następna. Wstrzymałam trochę klacz na wszelki wypadek i najechałam na oxer. Bardzo dobrze, miękko i elastycznie. Pierwsze sekundy już upłynęły. Następna to stacjonata 115cm. Z wysokością nie mamy problemu więc byłam spokojna. Ładnie. Dodałam łydek i zwiększyłam impuls, klacz parsknęła i zaangażowała bardziej zad. Teraz najazd z zakrętu na ogromny triplebarre. Dziewczyny z przejęciem wpatrywały się w stoper milcząc, panowała taka przenikliwa cisza. Obawiałam się gdyż miałyśmy dość zawrotne tempo, nie mogłam już nic zrobić bo byłam zbyt blisko. Zdałam się więc na Cinnę, zaufałam jej i.. oddałam wodzę, półsiad i ku mojemu zdziwieniu to był naprawdę ładny skok. Ogromny triple za nami. Byłam z niej dumna, wybiła się tak jak powinna, ładnie baskilowa. Ok. Następna to krzyżak z którymi nie mamy problemu. Poprawny skok. Klacz galopowała żwawo, była bardzo podekscytowana jednak skupiona. Teraz szereg na skok wyskok. Wszystkie wstrzymałyśmy oddech.
Cholera ! Za szybko.. błagam Cię Mała, nie spieprzmy tego – biłam się z myślami i miałam ochotę zamknąć oczy.
Zbliżała się nieszczęsna setka.. Łydka, półsiad, wodze... czysto ! Następny to samo.. ta klacz jest niesamowita! I ostatni element szeregu który znajdował się tuż przed zakrętem.. Postanowiłam nic z tym nie robić. Zaufałam jej po raz kolejny i po raz kolejny się nie zawiodłam. Cinnamon wybiła się wspaniale, dobrze wiedziała że za przeszkodą jest tylko ściana i trzeba skoczyć z ukosa. Wybiła się nienagannie, pięknie złożyła i leciutko wylądowała. Najgorszy element za nami.. odetchnęłam z ulgą i pochwaliłam ją głośno.
-Macie świetny czas- krzyknęła Su z uznaniem.
Teraz już tylko doublebarre i okser. Cinnamon unosiła się galopem jak baletnica, była taka leciutka i zwrotna, zachowywała impuls a poruszała się bardzo energicznie. Doublebbare pokonała w wielkim stylu. Idealnie wymierzona odległość. Zakręt i po zakręcie okser. Ostatnie 100 cm skoczyła jakby było to 120.. była taka skupiona a ja czułam jakieś niezwykłe połączenie między nami, coś co daje tą wielką siłę i ogromnie podbudowuje. Przepiękny lot, skok na 6. To było coś niesamowitego,jak tak mały konik potrafi pokazać wielką klasę. Byłam z niej tak dumna że miałam ochotę się rozpłakać ze szczęścia, chociaż to tylko dobrze przejechany parkur.. Jednak chyba najbardziej liczyło się to, że zrobiłyśmy to wspólnie, ufając sobie bezgranicznie. Dałam jej wolną rękę, pozwoliłam zrobić to co uważam za słuszne i nie żałuję. Su zatrzymała czas. Byłyśmy dużo przed normą. Nie bardzo wiedziałam co się dzieje tak bardzo byłam zaskoczona,ale galopując beztrosko na jej grzbiecie docierało do mnie jak wielki skarb posiadam. Zrobiłyśmy kilka ''zwycięskich'' kółek i przeszłyśmy do kłusa i stępa. Poluźniłam jej popręg i po 20 minutach stępa i rozmowy z dziewczynami zeszłam i poszłyśmy do stajni.
Chłopcy ścielili właśnie Denwerowi i śmiali się z opowiadań Oliviera.
Weszłam rozpromieniona do stajni z gniadą kuleczką u boku. Przepełniało mnie szczęście.
-A ty co taka szczęśliwa? - zapytał ciekawy Oli
-To był najpiękniejszy przejazd kuca jaki widziałam! - wykrzyczała zachwycona Bella a Suey pokiwała głową z uśmiechem.
Uśmiechnęłam się szeroko. Martin i Olivier przesunęli się żebym mogła przejść. Rozsiodłałam ją i poszłam spłukać jej nóżki, sprawdziłam kopyta, zrobiłam jej masaż, a potem poszłyśmy do solarium. Po skończonych zabiegach wpuściłam ją do boksu, ucałowałam i wsypałam do żłobu jabłka i miętowe cukierki które uwielbia. Jutro Cinnamon ma wolne – pomyślałam z dumą , popatrzyłam na nią chwilę i wróciłam do znajomych.

"Dobry trener słyszy, gdy koń do niego mówi. Wielki trener słyszy nawet jego szept"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
chocky
Mały wolontariusz



Dołączył: 26 Sty 2009
Posty: 124
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:03, 31 Gru 2011    Temat postu:

Dzisiaj pierwszy solidny trening Małej po tak długiej przerwie. Po południu, około godziny 17, kiedy skończyłyśmy z Bellą i Lisą oglądać niedzielny odcinek „Na dobre i na złe”, wybrałyśmy się do stajni. Szczerze powiedziawszy, żadnej nie chciało się wychodzić. Na dworze wilgotne powietrze i mżawka która niemiłosiernie skręca włosy i nie nastraja do wyjścia z domu, ale, że obowiązki wzywały to ubrałyśmy kurtki, narzuciłyśmy kaptury na głowę i pobiegłyśmy do stajni razem z Afrą. Wewnątrz było ciepło i przytulnie, pachniało sianem i dziegciem. Lubię takie dni kiedy na dworze pada a ja mogę przesiadywać z końmi nie przejmując się niczym. Leniwie skierowałyśmy się do siodlarni i obładowałyśmy się sprzętem Cinnamon, tym razem nie zapomniałam zabrać również derki Smile Z pomocą dziewczyn rozlokowałyśmy rzeczy na dziedzińcu i poszłyśmy po klaczkę.
-Hej mała. No co się złościsz – zwróciłam się do klaczy, kiedy ta położyła uszy i odwróciła łeb na widok uwiązu.
-No, dalej, daj główkę – powiedziałam chwytając ją za kantar i przyciągając do siebie. Podpięłam uwiąz i lekko ją pociągając wyszłyśmy z boksu. Uwiązałam ją na placu i zapaliłam światło, po chwili zabrałam się za czyszczenie. Lisa z Bellą zajęły się prawą stroną a ja lewą, i tak, przy miłej pogawędce wyczyściłyśmy tego brudaska w niespełna 25 minut.
-A gdzie chłopaki? - spytała Lisa
-A nie wiem, pojechali gdzieś z samego rana jak tylko dali koniom jeść. -odpowiedziała Bella
-Dziwne – pomyślałam i zabrałam się do zakładania ogłowia. Cinnamon chętnie przyjęła wędzidło, zapięłam więc wszystkie paski i narzuciłam na jej grzbiet czaprak wraz z żelową podkładką, na to siodło i gotowe. W chwili, gdy Bella zakładała na jej nogi ochraniacze, ja mogłam spokojnie ubrać kask i wziąć palcat. Będąc gotowa, złapałam wodze i udałyśmy się na halę.
-Potrzymasz mi ją? - powiedziałam serdecznie do Lisy wręczając jej wodze.
-Jasne-odpowiedziała dziewczyna
-W sumie … możesz już stępować. Masz tu kask, wsiadaj .-powiedziałam. Po chwili Lisa dumnie siedziała na grzbiecie gniadej. My za to zabrałyśmy się za ustawianie parkuru. Który wyglądał następująco :

1.Stacjonata 70 cm
2. Okser 90 cm
3. Doublebarre 90-100 cm
4. Okser 80 cm
5a. Stacjonata 100
5b. Stacjonata 90
6. Pijany okser 80 cm
7. Mur 70 cm
9. Doublebarre 70-90 cm
10. Stacjonata 100 cm

Jeśli chodzi o stopień trudności, plasował się gdzieś pośrodku, klacz była dobrze obeznana z tymi wysokościami. Jednak ustawiłam dziś przeszkody w trochę bardziej skomplikowany sposób, dość sporo najazdów wymagało precyzji i równowagi a także utrzymania odpowiedniego tempa.
Po ok. 10 minutach, może nawet mniej wzięłam od Lisy konia i wsiadłam sama, uregulowałam strzemiona, zebrałam wodze i ruszyłam kłusem. Zaczęłam standardową rozgrzewkę, czyli wolty, serpentyny ze zmianą nogi, trochę kłusa wyciągniętego, ćwiczebnego i parę ósemek. Kiedy poczułam, że klacz jest rozluźniona a jej mięśnie rozgrzane, dociągnęłam popręg i ponownie wjechałam na ścianę, wsiadłam w siodło i zagalopowałam. Cinnamon miała bardzo fajne tempo, nie obijała się ani też nie rwała do przodu, zrobiłyśmy kółeczko wokół hali po czym naprowadziłam ją na pierwszą przeszkodę – stacjonatę 70 cm, tak na rozgrzewkę. Dodałam łydkę a podczas skoku oddałam wodze a skok odbył się bez problemu. Następnie ćwiczenie w galopie na drągach. Zaatakowałyśmy je w optymalnym tempie, miękko. Pochwaliłam ją i przeszłam na moment do kłusa żeby znów zagalopować. Tym razem trochę przyspieszyłam. Rozpoczęłam przejazd parkuru. Jako pierwszy ukazał nam się okser o wysokości 90 cm – ładny, szybki skok. Następnie doublebarre 90 i 100 cm – Cinnamon zastrzygła uszami i parsknęła, dodałam leciutko łydkę i pozwoliłam jej oddać skok – tutaj również bezbłędnie. Najazd na następną przeszkodę – okser 80 cm wymagał nie lada precyzji, był to dość ciasny najazd z ukosa. Niestety, skok odbył się ze rzutką. Jechałyśmy dalej, tym razem czas na dwie stacjonaty – 100 cm i 90cm. Wzmocniłam pomoce łydką, klacz wybiła się wysoko i bardzo pewnie co zaowocowało fajnym, obszernym skokiem. Odpuściłam jej nieco wodze i przygotowałam do najazdu na pijanego oksera. Przed przeszkodą zebranie wodzy, łydka i skok z ładnym zapasem. Po lądowaniu od razu musiałam skupić się nad następną przeszkodą jaka była przed nami – mur 70 cm. Dodałam trochę tempa, cmoknęłam i przed samym skokiem ścisnęłam ją mocniej łydkami. Klaczka wybiła się trochę blisko aczkolwiek wysoko co uratowało sytuację. Później doublebarre 70 i 90 cm również czysto. Przed ostatnią przeszkoda przyspieszyłam, w łądnym, okrągłym galopie najechałyśmy na ostatnią stacjonatę tego parkuru. Klacz swobodnie się wybiła i pięknie zabaskilowała, poklepałam ją, zwolniłam nieco i wjechałam na ścianę pozwalając swobodnie galopować. Po dwóch okrążeniach wolnego galopu rozkłusowałam ją i zwolniłam do stępa. Wyciągnęłam swobodnie nogi ze strzemion, poluźniłam jej popręg i na luźnej wodzy sobie chodziłyśmy. Po 15 minutach ubrana w derkę wyjechałam do stajni. Dziewczyny zamknęły halę i dołączyły do nas. Po treningu dokładnie sprawdziłam kopyta i opłukałam jej nóżki wodą, wrzuciłam do żłobu kilka smakołyków i po uporządkowaniu sprzętu poszłyśmy na kolację.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bee.




Dołączył: 30 Gru 2011
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Witkowo - Wielkopolska

PostWysłany: Nie 13:52, 08 Sty 2012    Temat postu:

Teren.
Dzisiaj dość ładna pogoda. Pobliski las aż kusił odwiedzinami. Postanowiłam, że wezmę kogoś z SC.
- O ! Cinnamonka !
Mój wzrok od razu skierował się na gniadą klaczkę. Przyznam, że to moja ulubienica z koni z SC. Poszłam po jej sprzęt. Gdy wróciłam gniada już czekała przy drzwiach od boksu. Dałam jej marchewkę i poklepałam ją po szyi.
- Dobry konik. Dzisiaj pojedziemy do lasu.
Zaczęłam ją czyścić. Była cała od błota.
- Gdybyś Ty się nie wytarzała. - zaczęłam się śmiać.
Klacz była już czysta, ale miała dość sporo czasu więc zaczęłam pleść jej koreczki.
- No, teraz to ładnie wyglądasz!
Osiodłałam klacz i wyprowadziłam ją ze stajni.
- No to jedziemy.
Klaczka trochę się poirytowała, ale uspokoiłam ją. No to stępa przez drogę. No to pojedziemy na tor crossowy. Ładnie zakłusowała, wtedy gdy o to prosiłam.
- No to galopem na przeszkody!
Wjechałam na tor, zbudowany z przewalonych nic, było jeziorko, w którym stał wielki pień starego dęba.
- Pożyteczne miejsce Smile Pierwszy raz tu jadę, ale jestem obeznana ;p
No to jedziemy. Klacz dobrze reagowała na polecenia, więc przyśpieszyłam i najechałam na pierwszy zbiór przeszkód.
- No Cinammonka ! Dasz rade !
Klacz trochę ospale skakała. Jak najeżdżałam na drugi zbiór przeszkód trochę się ożywiła, a co za tym szło? Szybszy galop i potężniejsze skoki.
- Świetnie ! Tak jest !
Byłam bardzo zadowolona. Klacz świetnie sobie radziła. Przejechałyśmy cały tor.
- O to już godzine tu jesteśmy? Ten czas tak szybko leci.
Dałam klaczy więcej luzu. Pokłusowałyśmy do stajni.
- No to już koniec na dzisiaj. Będziemy częściej robić takie wypady, nie mała?
Rozsiodłałam ją, rozczyściłam i poczęstowałam smakołykami.
- No to cześć mała Wink Poklepałam klacz po zadzie i wyszłam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bee.




Dołączył: 30 Gru 2011
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Witkowo - Wielkopolska

PostWysłany: Nie 19:44, 08 Sty 2012    Temat postu:

Skoki kl. LL
Dzisiaj przyjechałam do SC z myślą, że potrenuje trochę z Cinnamonką skoki kl.LL. Od rana byłam u Cygrafii. Dokładnie wyczyściłam i posprawdzałam jej sprzęt, a resztę dnia posiedziałam z nią w boksie. Kiedy przyjechałam była godzina 18.30. Weszłam do siodlarni po sprzęt gniadej. Jak zawsze przyniosłam ze sobą smakołyki, tym razem wzięłam więcej o smaku jabłkowym. Poszłam w stronę jej boksu. Kiedy podeszłam do drzwi zobaczyłam jak leniwie leży i zajada się sianem, czasami podnosząc łeb do góry i parskając.
- No, dość już tego dobrego. Trzeba trochę popracować.
Weszłam ostrożnie do boksu i poczekałam aż klacz wstała. Gdy miałam już jej zakładać kantar ta szybko odsunęła się w drugi kąt boksu buntowniczo zarżała.
- Spokojnie, to tylko twój kantar. - powiedziałam i zbliżyłam się do klaczy. Ostrożnie założyłam jej kantar i wyprowadziłam z boksu. Wzięłam się za czyszczenie.
- Coś Ty robiła na tym pastwisku? - śmiałam się i dziwiłam. Do sierści miała nawet przylepione jakieś dziwne kawałki plastiku XD. Czyściłam dokładnie każdy zakamarek. Rozczesałam grzywę i ogon.
- No to teraz kopytka. - oznajmiłam i chwyciłam za nogę klaczy. Trzymałam rękę na jej nodze trochę czasu z nadzieją, że ją podniesie. "NO DALEJ!" krzyknęłam. Cinnamon jednak nie chciała mieć czyszczonych kopyt i nerwowo wierzgnęła kopytem w przód.
- Tak to my się nie będziemy bawić. - wzięłam kopyto z całej siły i próbowałam pchnąć do tyłu. Klacz na szczęście uległa i dała sobie wyczyścić resztę kopyt. Zobaczyłam jeszcze czy klacz nie ma żadnych zaklejek. Wzięłam siodło i spokojnie zarzuciłam na grzbiet klaczy. Ułożyłam je dokładnie, włożyłam jeszcze futerko pod siodło. Zapięłam popręg, jednak jeszcze nie tak ciasno. Odpięłam kantar i przesunęłam go na szyje klaczy. Przełożyłam wodze przez szyje i chciałam włożyć klaczy wędzidło w pysk. Przynajmniej miałam takie plany, bo klacz zawzięcie nie otwierała pyska. Włożyłam palec do pyska i wreszcie go otworzyła i z niechęcią przyjęła wędzidło. Założyłam ogłowie i zaczęłam je zapinać. Cinnamonka jednak miała dzisiaj dobry humor i zaczęła potrząsać łbem.
- Robisz mi na złość? - zaczęłam się śmiać. Z trudem zapięłam nachrapnik. Klacz była już gotowa, więc wsiadłam na nią i wyjechałam na halę.
Zgłosiłam małą na zawody, więc trzeba się przygotować. Ustawiłam mini parkur z przeszkód o wysokościach od 55 do 100 cm :
2 koperty o wysokości 55 cm.
Stacjonata 70 cm
Mur 90 cm
Okser 80 cm
Rów z wodą o szerokości 50 cm
Triplerbarre 60cm
Doublebarre 80cm
Pochyły okser 90 cm
Okser 100 cm
Stacjonata 100 cm
Kiedy wjechałam na halę pozwoliłam klaczy zobaczyć z czym się dzisiaj zmierzy. Przestępowałam klacz przez całą halę. Pomiędzy przeszkodami. Klacz była już dość dobrze rozluźniona, więc ruszyłam ją do kłusa. Klaczka dzisiaj była chętna do pracy, więc z chęcią przeszła w szybszy chód, bez dodatkowych pomocy. Klacz żwawo kłusowała, sadziła dość obszerne skoki. Zrobiłam kilka ósemek i wolt po czym delikatnie przeszłam do galopu. Przejechałam kilka kółek szybszym galopem po czym zwolniłam i naprowadziłam ją na pierwsze przeszkody. Żwawo wyrwała na pierwszą kopertę, drugą już mniej spokojnie, zaczęła się buntować. Przytrzymałam ją przed stacjonatą. Klacz dobrze działa grzbietem i tutaj wykorzystałam jej rozluźnienie. Klacz poprawnie skoczyła przeszkodę. Poklepałam ją delikatnie i po chwili skupiłam się na reszcie parkuru. Następną przeszkodą był mur. Klacz trochę się zaniepokoiła, ale uspokoiłam ją i popędziłam do żwawszego galopu. Klacz zwolniła przed przeszkodą, ale prawie pionowo skoczyła, ale dzięki temu, że wysoko podniosła tylne nogi nie zrzuciła cegiełki. Klacz już zobaczyła okser. Skupiłam się i przytrzymałam. Przed skokiem dałam trochę luzu. Skoczyła dość obszernie, ale poprawnie. Teraz popędziłam do szybszego galopu i najechałam na rów. Skoczyła poprawnie, nie wyłamała. Po murze zwolniłam przed ciasnym Tripelbarre i szerokim Doublebarre. Między przeszkodami było bardzo ciasno, więc dość długo ją przytrzymywałam. Klacz skoczyła poprawnie, jednak zawahała się przed doublebarre. Teraz czekał nas potrójny szereg składający się z pochyłego okseru, okseru i stacjonaty. Przytrzymałam klacz, ale przed przeszkodą dałam trochę luzu, nie za dużo, bo tuż po pierwszym skoku musiałam znowu ją mocno poderwać. Przed trzecią przeszkodą zwolniła i trochę się zawahała. Już miała wyłamać, ale w ostatniej chwili dałam jej porządny sygnał, że musi to skoczyć. Pokonałyśmy parkur, bez błędu. Było kilka nieporozumień, ale dałyśmy radę. Dałam klaczy luz i zwolniłam do kłusa, jeżdżąc po kole. Mocno klepałam klacz po szyi.
- Dobry konik. - mówiłam zadowolona.
Zwolniłam do stępa. Zrobiłam w stępie kilka ósemek, wolt i slalomów pomiędzy przeszkodami. Klacz dość mocno się zgrzała, więc postanowiłam, że na dzisiaj już wystarczy. Nakierowałam klacz do wyjścia i pojechałam do stajni. Zsiadłam i wprowadziłam ją do boksu. Zdjęłam siodło i powiesiłam na wieszaku. Rozpięłam wszystkie paski ogłowia i zdjęłam je, wypłukałam wędzidło i odłożyłam na wieszak. Wzięłam garść siana i zaczęłam mocno rozcierać klacz.
- No spociłaś się troszkę. - mówiłam do klaczy.
Przeszłam na drugą stronę. Rozcierałam sierść klaczy mnóstwem siana zostawiając je na jej sierści.
- Dobry konik. Masz smakołyki. - dałam klaczy jej ulubione końskie cukierki i głaskałam ją po grzywie. Poklepałam ją, pożegnałam się, zamknęłam boks, wzięłam sprzęt i wyszłam. Poukładałam wszystko w siodlarni i poszłam na zasłużoną kolację.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 17:41, 06 Maj 2012    Temat postu:

Pierwsze pławienie razem z Joanne na Shettym - by Joanne
Jeździec: Karuchna
Data: 06.05.2012r
Opis:
Pogoda była wręcz idealna na pierwsze pławienie, więc nie zastanawiając się ani chwili zbiegłam na dół, gdzie zastałam Karuchnę i Filipa. Przez chwilę stałam zdumiona, po czym uświadomiłam sobie, że kucyki (Cinnamon Delight i Shetty) miały iść pod nami w teren. No to zrobimy teren z pławieniem Smile Pogawędziliśmy chwilę we trójkę, po czym zaciągnęłam rysualkę do stajni i kazałam szykować konia i siebie na teren z pławieniem. Ustaliłyśmy, że dla własnego bezpieczeństwa pojedziemy w siodłach, do tego eleganckie czapraki z sakwami po bokach na jakieś ciuchy na przebranie, prowiant itd, a ochraniacze damy tylko na przody. Ustaliłyśmy też godzinę o której spotkamy się gotowe przed stajnią i rozeszłyśmy się do kucorków. Idąc do Shettiego zgarnęłam z siodlarni cały potrzebny mi sprzęt + buraka i po chwili znalazłam się u ogierka w boksie. Poczęstowałam go warzywem, wyczyściłam na szybko, bo czas naglił, okiełznałam, osiodłałam i wyprowadziłam. Obejrzałam się na Kruchnę - właśnie zapinała drugi ochraniacz, następnie chwyciła wodze i ruszyła w tym samym kierunku. Wyszliśmy na zewnątrz. Panował niezły skwar, na szczęście wiał przyjemny wiatr, więc się nie ugotujemy. Zrobiłam miejsce rysualce z kucką, sama podciągnęłam tarantowi popręg i już po chwili siedziałam wygodnie w siodle. Karuchna również błyskawicznie uporała się ze wszystkim i siedząc na drepczącej już w miejscu gniadoszce dała mi sygnał gotowości.

Ruszyłam jako prowadząca energicznym stępem na długiej wodzy. Shetty był zaciekawiony i pełen energii, tereny były u nas rzadkością, więc wolałam mieć jakąkolwiek kontrolę. Wjechałyśmy w las. Słyszałam jak Karuchna przemawia do Cinny, która chyba też odzwyczaiła się od terenów. Gdy trochę się zgłębiłyśmy w tętniącą już zielenią drogę dałam Karuchnie znak do zrównania się.
-I jak? - Spytałam, gdy kucyki zaczęły iść łeb w łeb.
-Trochę świruje, ale w sumie całkiem grzeczna. Teraz się uspokoiła Smile - Odparła z uśmiechem. Uniosłam kąciki ust do góry w odpowiedzi i skróciłam wodze.
-Zaraz odbijemy w prawo i będziemy mogły zacząć kłus - Powiedziałam zerkając na zegarek.
-Okej, tylko sprawdźmy popręgi. - Powiedziała, zatrzymując forestkę. Zrobiłam to samo z Shettym i podciągnęłam popręg o dziurkę. Poklepałam go i pobawiłam się delikatnie wędzidłem, prosząc go o odpuszczenie. Nie stawiał oporu. Gdy Karuchna skończyła ogarniać Cinnamon Delight ruszyłam stępem i wysunęłam się na prowadzącą. Jeszcze chwila jazdy główną drogą i w końcu skręcamy w całkiem ładną, leśną dróżkę, idealną na kłus.
Spojrzałam w tył, dałam sygnał ręką i ruszyłam energicznym, ale ogarniętym kłusem na kontakcie. Nie zmuszałam ogierka do pracy, ale wymagałam chociaż odrobiny uwagi skierowanej na moją osobę. Znów zerknęłam do tyłu. Karr anglezowała sobie lekko na gniadej, która z postawionymi uszkami i podniesionym łbem szła równym dwutaktem tuż za nami. Ścieżka wiła się między drzewami, parę razy trzeba było się przedrzeć przez jakieś młode nowe gałązki, co robiłyśmy dla bezpieczeństwa w stępie. Po dłuższej chwili gdy znów obejrzałam się do tyłu zobaczyłam Delight idącą z łebkiem w dole, spokojną, luźną a Karuchnę z ogromnym bananem na twarzy i błyszczącymi oczami. Przeszłam do stępa.
-Tereny to twój żywioł, nie? - Zagadałam obracając się w siodle i opierając jedną ręką o tylni łęk.
-No wiesz, zawsze sprawiało mi to dużą frajdę - Odpowiedziała klepiąc gniadoszkę po szyi. - Ile już jedziemy?
-Teraz damy im odsapnąć jakieś 7 minut, akurat na kamienisty odcinek trasy, potem 5 minut kłusa i galopujemy. - Odparłam popuszczając tarantowi wodzy. Niestety, ale ten odcinek zawsze sprawiał kłopot i albo trzeba było się przedzierać przez krzaczory jakąś ścieżynką biegnącą obok, albo jechać stępem po kamulcach. Obserwując rozkwitającą naturę dałyśmy kucykom czas na odprężenie się i odsapnięcie, aż w końcu po przekroczeniu jednego płyciutkiego strumyczka po paru metrach dałam sygnał do kłusa. Konie ruszyły ochoczo, czując co się święci. Jechałyśmy tą dróżką jeszcze 5 minut aż rozszerzyła się i przerzedziła.
Dałam Karuchnie znak, że zaczynamy galop, po czym to samo przekazałam Shettiemu. Ogierek ruszył do przodu, na szczęście bez brykania, a tuż za nim Cinnka. Początek był całkiem spokojny, jak na dwie wariatki i kucyki, ale gdy droga przestała się tak wić podrkęciłyśmy tempa. Shet strzelił sobie lekko z zadu sygnalizując włączenie napędu dodatkowego i przyznam, nieźle przygrzał. Karr z Cinnamon wciąż jednak siedziały nam na ogonie. Potem je zgubimy. Zwolniłam do kłusa, do stępa o wszystkim informując rysualkę za mną. Obróciłam się do niej i uprzedziłam:
-Nie chcę nic mówić, ale po drodze musimy oddać parę malutkich skoków i wjechać na górkę, po której będziemy miały odcinek na wyścigi i w końcu dotrzemy do bajorka.
-Spoko spoko, tylko uważaj, by Cię twój koń nie zgubił brykając - Powiedziała z chytrym uśmieszkiem.
Dałyśmy kucom chwilę odpoczynku i ruszamy. Sygnał do galopu i grzejemy podkowy ku pierwszej przeszkodzie - malutkiej kłódce. Ot, 30 cm średnicy. Hop jeden kucyk i hop drugi. Zachęciłam Shettiego do mocniejszego tempa i już przed nami zwalona brzózka wisząca na wysokości 50 cm. Łydka na odskoku i pach, Cinn z Karuchną też gładko poszło. Tak jak obiecałam była i niewielka górka, a na jej szczycie kłodeczka 40 cm. Po oddaniu skoku przez nas obie zasygnalizowałam stęp. Przed nami ukazała się piękna, prosta, równa piaszczysta droga. Wyszczerzyłam zęby i zatrzymałam się jakieś 20 m za górką.
-3... 2... 1... GO! - Odliczyłam, ruszając z kopyta na ostatnie słowo. Karuchna miała nieco gorszy refleks, ale jej większy kucyk szybko nas dogonił. Zacmokałam na Shettiego, który obniżył i wyprostował szyję, wyciągnął łeb do przodu i podkręcił mocno tempa. Kuce szły łeb w łeb, czasami Karuchna z forestką zyskiwały niewielką przewagę, ale waleczny ogierek nie dawał za wygraną. Na finiszu odpaliliśmy napęd turbo. Poczułam lekkie podrzucenie zadem i ogromny opór wiatru. Złożyłam się bliżej ku szyi szetlanda i zamknęłam oczy, z których zaczęły lecieć łzy. Odsłuchałam parę fuli, czterotaktowych fuli i otworzyłam paczałki. Zbliżał się koniec, Karr z słabnącą Cinną powoli zostawały w tyle. Shet też tracił paliwo. W końcu dotarłyśmy na metę z niewielką moją przewagą, spowodowaną głównie kondycją ogierka, aniżeli jego zdolnościami wyścigowymi i przeszłyśmy do kłusa.
Wskazałam wąską ścieżkę prowadzącą w prawo i jadąc obok siebie odbiłyśmy w kierunku jeziorka.
-Zostało nam jeszcze 7 minut drogi, wliczając 4 minuty stępa dla umiarkowania oddechu - Poinformowałam rysualkę. Przytaknęła i po chwili przeszłyśmy do stępa. Widać było już brzeg bajorka. Kuce wymęczone szły spokojnie, z łbami w dole, mokre ale szczęśliwe i wybiegane.
Wreszcie dotarłyśmy na miejsce. Zsiadłyśmy z maluchów, rozebrałyśmy z siodeł, ochraniaczy i na oklep wjechałyśmy do wody. Najpierw sięgała ona do koronek Cinny, potem do stawów skokowych Shettiego, do stawów skokowych gniadej, potem oba kuce zanurzyły się po brzuchy i tak pobrodziły sobie z nami na grzbietach.
-Jedziemy głębiej? - Spojrzałam na koleżankę.
-No jasne - Odparła raźno.
Zanurzyłyśmy nasze konie po szyję, aż w końcu poczułam, jak mój biedny kucyk zaczyna płynąć. Chwilę później dołączyła do nas Karr z kucką. Przepłynęłyśmy się kawałek w tę i z powrotem, następnie wróciłyśmy na brzeg. Shetty zachęcony pływaniem położył się ze mną i czerpał radość z ulgi jaką niosła chłodna, spokojna i całkiem czysta woda. Jednak dużo się nie należał, bo zaciągnęłyśmy oba kuce na piękną, soczystą trawę w pełnym słońcu, same obierając się do naszego prowiantu i wygrzewając się na ziemi. Rozprawiałyśmy o tym, że Shetty mimo swojej "pełności" nie świruje, tylko czasem zaczepia gniadą, jednak trzymałyśmy je w bezpiecznej odległości. Niecała godzina upłynęła nam na takim odpoczynku, w końcu jednak zebrałyśmy się do kupy, osiodłałyśmy rumaki i ruszyłyśmy w drogę powrotną.
Poprowadziłam nas skrótem, stępując już, dając biedakom spokój. Po 25 minutach wjechałyśmy na teren Auruma.

-No to jesteśmy - Stwierdziłam zadowolona zatrzymując się przed stajnią i poklepując ogierka. Karr uśmiechnęła się w odpowiedzi i zsiadła z Cinnamonki. Zrobiłam to samo i weszłyśmy do stajni. Rozsiodłałyśmy kuce, opłukałyśmy z jeziorkowych brudów i odstawiłyśmy do boksów na jakiś czas. Połaziłyśmy wtedy po stajni i pogawędziłyśmy sobie miło, po czym każdy z uczestników terenu dostał swoją porcję obiadu. Około 14:30 Karuchna razem z Cinnamon wyjechały w drogę powrotną do SC, a ja wypuściłam Titka na padok, by nie siedział w tym boksie w tak piękną pogodę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:28, 28 Maj 2012    Temat postu:

Pod wieczór wpadłam do SC potrenować z koniakami. Postanowiłam ruszyć dziś kucowate, z naciskiem na Cinnę, która to zgłoszona została do zawodów. Gniada stała już w swoim boksie, cała w zlepkach i zaschniętym błocie. Westchnęłam ciężko, pogładziłam jej zgrabny pyszczek i zbierając siły przyniosłam z siodlarni szczotki, ogłowie, siodło i ochraniacze klaczki. Poukładałam jako-tako, po czym wyprowadziłam forestkę na korytarz, uwiązałam i bez chwili zastanowienia złapałam szczotkę ryżową, którą to zaczęłam szorować kuckę. Mała najpierw się zdenerwowała, potem zaś z przyjemnością przyjmowała ten zabieg. Po 10 minutach skończyłam etap I, zaczęłam etap II, czyli sczesanie reszty brudów za pomocą włosianki. Poszło gładko, więc chwyciłam grzebień i rozplątałam skołtunioną grzywę i ogon. Cinny łypała na mnie okiem, wciąż z lekka nieufna, nie stawiała jednak jakiegokolwiek oporu. Poklepałam ją i zostały mi kopyta. Poszły nader łatwo i szybko, więc raz-dwa założyłam gniadej ochraniacze, siodło, ogłowie z napierśniko-wytokiem, chwyciłam wodze i wyprowadziłam Delight przed stajnię. Było jeszcze jasno, więc pojeździmy na maneżu. Podciągnęłam popręg, opuściłam i ustawiłam strzemiona, potem wgramoliłam się na jej niski grzbiet, poprawiłam w siodle i delikatnym sygnałem łydek zachęciłam do ruszenia w stronę placu.

Pierwsze 3 okrążenia minęły nam na spokojnym rozruszaniu się, następnie delikatnie działając łydkami starałam się pozbierać kuckę do kupy. Z początku nie było kolorowo, Cinn odzwyczajona od regularnej pracy i do tego ze mną spinała się, machała łbem i buntowała, do czego pewnie przyczynił się fakt, że i ja miałam problemy z wyczuciem jej. W końcu jednak doszłyśmy do kompromisu, a po paru woltach i serpentynach ruszyłyśmy energicznym kłusem roboczym na dłuższej wodzy.
Cinnamonka chętnie powędrowała za przyjaznym już dla niej kontaktem, międląc wędzidło. Gubiła trochę tempo, więc wjechałam na duże koło i pracowałam nad jej równowagą. Szybko poczułam poprawę, jednak na większe efekty trzeba trochę jeszcze popracować. Zmieniłam kierunek i po paru kołach na długiej wodzy poprosiłam kuckę o wejście w ustawienie i zaokrąglenie się. Delikatnymi półparadkami na spokojnie, bez szarpaniny dążyłam do celu. Nieustannie kręciłyśmy się po placu, zmieniając kierunki i chody. Nieustannie czymś zajmowałam forestkę, co przyniosło świetny efekt - skupionego, pozbieranego, zaokrąglonego konia chodzącego od delikatnych sygnałów. Bystra niunia jest, to fakt. Upatrzyłam sobie parę drążków na nieco obszerniejszy kłus, więc najpierw spróbowałam wykonać jakieś niewielkie dodania na ścianach i przekątnych, następnie ponajeżdżałam na beleczki. Energiczne tempo, dość spore kroki i hop-hop-hop-hop. Bardzo ładnie. Pochwała, zatrzymanie, cofnięcie dwa kroki, ruszenie kłusem i powtórka. Znów bez puknięcia. Zmiana kierunku, w drugą stronę. Hop-hop-hop-hop i zatrzymanie. Nieco opornie, ale wygrałam. Chwila stania i kłus. Jeszcze raz. Przejście do stępa na zakręcie, parę metrów przed kłus, drążki, po nich zatrzymanie. Dużo lepiej. Pochwała i dwa okrążenia stępem dla odpoczynku.
Skróciłam wodze i ruszyłam kłusem. Wjechałam na ładne, duże koło i zagalopowałam. Cinna przeszła w ładny, spokojny, równy galop. Zamknęłam ją mocniej w pomocach, zachęcając do zaokrąglenia chodu. Klacz prawidłowo odpowiedziała na moje pomoce i po dwóch okrążeniach w naprawdę fajnym galopie w zebraniu wjechałam na ścianę i dwa okrążenia galopem roboczym, przekątna ze zmianą nogi przez kłus i od razu pozbierany, okrągły galop po obwodzie. Parę okrążeń spokojnym tempem, po czym przeszłam do półsiadu i pchnęłam gniadą do przodu. Mocnym galopem wykonałyśmy parę okrążeń w jedną stronę, potem parę w drugą. Tak rozgrzane odpoczęłyśmy parę minut w stępie i zaczynamy skoki.
Na początek koperta 50 cm z wskazówką. Z kłusa. Musiałam wykonać woltę z zatrzymaniem, by ostudzić gwałtowny wzrost entuzjazmu kucynki. Potem poszło gładko. Co prawda Cinn tuż przed wskazówką przeszła do galopu, przez co ledwo się wyratowała, a potem została gwałtownie zatrzymana i cofnięta, ale ogółem mogło być gorzej. Najechałam jeszcze raz. Równo, spokojnie, z koniem słuchającym się jeźdźca po poprzedniej porażce. Trzymałam ją do samego skoku, co zaowocowało gorszą techniką, ale przynajmniej po mojemu i bezpieczniej. Poklepałam ją i jeszcze raz. No, super. Wyluzowałyśmy się obie i przeszkoda została pokonana naprawdę fajnie. Z drugiego łuku oddałyśmy dwa równie udane skoki z kłusa i potem za pomocą Noja mogłyśmy pokonać krzyżaka z galopu. Tak też zrobiłyśmy. Najeżdżałam spokojnie, równo i tylko wtedy, gdy miałam nad Delight kontrolę. Po oddaniu dwóch skoków na nogę nakierowałam klacz na stacjonatę 70 cm. Motyw był praktycznie taki sam. Szło coraz gładziej, kucynka traciła swój ogromny zapał do skakania na rzecz stylu i techniki całości. Chwaliłam ją często, aż Noj podwyższył stacjonatę do 80 cm, a gdzieś dalej ustawił kolejną wysokości 90 cm i oksera 90 x 80, jako elementy dzisiejszego treningu. Dwie fule za kopertą stworzyła też oksera 80 x 80 jako drugi człon szeregu. Najechałam na pionową 80. Spokojnie, na luzie, równo i pach, po krzyku. Gwałtownie zakręciłam i z drugiej nogi. Najazd ładny, na sam środek przeszkody, potem dobry odskok, wyraźne zalążki pracy szyją i miękkie lądowanie. Po łagodnym łuku najechałam na stacjonatę 90 cm. Przytrzymałam napalającą się klaczkę i hooop, sus jak na 110. Straciłam równowagę i stanowczo nie pomogłam małej miękko wylądować, ale nie byłam przygotowana na takie wybryki. Najechałam jeszcze raz, znów musząc przytrzymać kucynkę. Gotowa już na wszelkie wymysły nie zdziwiłam się, gdy mała znów wysadziła w górę. Zmieniłyśmy nogę i jeszcze jeden skok. Dużo lepiej, ekonomiczniej, bez takiego potwornego ciągnięcia. Zmieniając ponownie nogę zakręciłam na oksera 90. Pozwoliłam Cinnamon na nieco mocniejszy galop, dzięki czemu skok był płynny, lekki i bardzo poprawny pod względem techniki klaczki. Poklepałam ją, najechałam jeszcze raz i chwilka stępa. Odetchnęłyśmy i zagalopowanie ze stępa, z lewej nogi jedziemy szereg. Galop bardzo spokojny, równy, ale też okrągły i pach, wskazówka, pierwszy człon, dwie fule, drugi człon. Bardzo ładnie. Pochwała dla konia i jeszcze raz. Trochę się rozwlekłyśmy i było baardzo blisko, ale skubana nie wiem jak, ale wyratowała nas z opresji, wijąc się przy tym jak wściekły padalec. Wylądowałam na prawą nogę i z drugiego zakrętu bierzemy ten szereg. Lepiej, wszystko pasowało ale skoki były bardzo asekuracyjne, więc powtarzamy. Dużo lepiej. Pochwała dla konia i na koniec ten sam szereg po razie na nogę, ale zamiast koperty Noj ustawiła nam stacjonatę 80 cm. Najazdy spokojne, równe, galopem zaokrąglonym i pod kontrolą. Skoki forestka oddała bardzo ładne, poprawne technicznie, ogółem sądzę, że na zawody się nadaje.
Pochwaliłam ją po wykonaniu zadania i rozkłusowałam, a na stęp pojechałam do lasu. Poczłapałyśmy sobie trochę, bo na długie spacery komary i spółka za bardzo dokuczały.

Wróciłyśmy do stajni, gdzie rozsiodłałam Cinnamon Delight, zabrałam na myjkę, schłodziłam jej nogi, umyłam i wysmarowałam kopytka, po czym przed boksem zadbałam o jej grzywę i ogon podcinając i odrobinę przerywając to pierwsze, co wyraźnie nie przypadło jej do gustu, ale w ostateczności spór wygrałam ja, a gniada wyglądała jak cywilizowany koń, a nie pani buszmen. Taką damę odstawiłam do boksu i stwierdziłam, że na dziś i mi wystarczy, muszę się ogarnąć z tym wszystkim, a jutro kolejny zawalony dzień...

+1100 hrs (słów: 1105)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blacky
Bywalec



Dołączył: 11 Sty 2009
Posty: 613
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Śro 18:41, 17 Paź 2012    Temat postu:

Join-Up


Przyjechałam do Stajni Centralnej stęskniona za podopiecznymi czterokopytnymi. Ostatnio nie miałam zbyt wiele czasu, aby spełniać swoje obowiązki adminki SC, jednak robię, co w mojej mocy, aby nie stracić wiele. Przyjechałam z postanowieniem, że zajmę się Cinnamon Delight - małą kobyłką, na którą od dawna miałam zawieszone oko. Postanowiłam, że za pierwszymi razem pobawię się z nią naturalniie, a dopiero później zacznę na nią wsiadać i pracować z siodła. Weszłam do boksu, kiedy gniada leniwie skubała siano. Od razu postawiła uszy i podniosła głowę, śledząc uważnie moje ruchy. Lubię konie, które mają w sobie "to coś", tę niebezpieczną iskierkę w oczach, która oznacza, że lubią zabawę, są spontaniczne i sprytne. Cinni denifitywnie była jednym z takich koni. Odważnie podeszła, obwąchała moją wyciągniętą rękę i parsknęła głośno. Podeszła zbyt blisko, chcąc wymusić na mnie cofnięcie, ale zaareagowałam natychmiast - tupnęłam nogą i delikatnie cofnęłam ją, napierając palcami na klatkę piersiową. Ustąpiła, zaskoczona moją reakcją. Była przyzwyczajona do wchodzenia na ludzi, dominowania nad nimi. Ach, ta kucykowa próżność. Wink Przypięłam jej do kantara uwiąz i wyprowadziłam przed boks, gdzie przywiązałam i zabrałam się za czyszczenie. Kiedy odwróciłam się do niej tyłem, pochylona szukając kopystki w skrzynce, poczułam szczypanie jej warg na swoim udzie. Znów tupnęła, przywracając ją do pionu, a ona patrzyła już uważniej, ostrożniej. Zaczęłam od usuwania zaklejek, ale, dzięki bogu, nie było ich dużo. Szybko przeleciałam grzywe i ogon, żeby ta "burza" nie raziła po oczach, a potem brałam po kolei wszystkie kopyta. Przy pierwszym chwilę się opierała, ale stanowczo wzmocniłam sygnały, uwypuklając prośbę - chciałam na wstępie dać do zrozumienia, że nie będzie się ze mną przekomarzała, bo jak proszę, to znaczy, że wymagam. Na razie nie opierała się za bardzo, choć może to w dużej części przez zaskoczenie. Odwiązałam ją i zaprowadziłam do lonżownika, który na szczęście był pusty. Z prowadzeniem nie miałam żadnych problemów - zero stawania lub przyspieszania, wchodzenia na mnie etc. - szła grzecznie, rozglądając się z ciekawością na boki, przy czym kichnęła sobie dwa razy. Zamknęłam za sobą wejście i opięłam uwiąz, położyłam go "w kącie", a Cinnamon zrobiła krok, aby ode mnie odejść. Hola! Tupnęłam tuż przed nią, a ona się zatrzymała. Zrobiłam dwa kroki, niechętnie poszła za mną. Dopiero wtedy ja się zatrzymałam i odepchnęłam ją od siebie - koń moze odejść od ciebie dopiero na twój wyraźny sygnał. Wzięłam zwiniętą lonżę i poszłam na środek round-penu. Kobyła nie wiedziała za bardzo co jest grane, choć szła przed siebie zdecydowanym krokiem. Pozwolilam jej rozprostować nogi i zaczęłam pracę. Przyjęłam pozycję drapieżnika - patrzyłam w oczy, rozsunęłam palce, pochyliłam się z zaokrąglonymi plecami i uderzałam lonżą o swoje udo. Wyraziłam się dość jasno, bo reakcja nadeszła natychmiast - kobyła ruszyła galopem przed siebie, brykając raz po raz, ciesząc się ze swobody, ale obserwując moje zachowanie z niepokojem. Stawałam się coraz bardziej "agresywna", a ona uciekała ode mnie. Trwało to ok. 7 minut, a ja byłam trochę łagodniejsza, Cinni przeszła do rytmicznego kłusa. Wreszcie zobaczyłam pierwsze sygnały od niej - zwróciła w moją stronę wewnętrzne ucho i zaczęła raz po raz zaokrągląc grzbiet, opuszczać głowę. Uśmiechnęłam się do siebie, wszystko na dobrej drodze do osiągnięcia porozumienia. Zaryzykowałam i w pewnym momencie odwróciłam się tyłem, wbiłam wzrok w ziemię i zaokrągliłam ramiona. Wstrzymałam oddech, czekałam.. Tak, udało się! Po kilku(nastu?) sekundach poczułam ciepły oddech i miły zapach. Rozradowana, zrobiłam kilka kroków w przód, a ona za mną. Czułam ją, widziałam i słyszałam. Skręciłam w lewo, zatrzymałam się, potem obrócilam się w prawo - precyzyjnie powtarzała moje ruchy, byłam wniebowzięta. W końcu stanęłam przed nią, pogłaskałam po szyi i podrapałam między oczami. Wreszcie zapięłam uwiąz (na wszelki wypadek, nigdy nie wiadomo co jest na zewnątrz, w dodatku kiedy jest ciemno) i wyprowadziłam ją z round-penu. Wrociłyśmy do ciepłego boksu, gdzie w żłobie na gniadkę czekały dwie dorodne marchewki. Patrzyłam z uśmiechem jak je, podnosząc i zginając na przemian przednie nogi. Śmieszny kucyk, na pewno nie będzie z nim nudno. Dziwiłam się tylko, że poszło gładko już za pierwszym razem, pomimo tego, że nie jestem Monty'm Robertsem (nie da się ukryć Wink). Zadziwiające, jak konie pragną kontaktu z człowiekiem, jeśli tylko on przejawia chęć porozumienia się.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bee.




Dołączył: 30 Gru 2011
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Witkowo - Wielkopolska

PostWysłany: Wto 15:52, 01 Sty 2013    Temat postu:

WSPÓLNY TEREN

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Bee. dnia Wto 15:52, 01 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin