Forum Stajnia Centralna Strona Główna Stajnia Centralna
Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Secretariat - Odwiedziny

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 12:58, 26 Wrz 2012    Temat postu: Secretariat - Odwiedziny

Miejsce na odwiedzanie Secretariata.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evov




Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:10, 27 Wrz 2012    Temat postu:

Powrót na stare śmiecie po takim szmacie czasu wcale nie jest taki łatwy jak mogłoby się wydawać. Zajechałam przed centralkę, a tam żywej duszy! Zmrużyłam oczy i spojrzałam w stronę, gdzie kiedyś były pastwiska. Odetchnęłam z ulgą kiedy zobaczyłam spokojnie pasące się konie. Czyli jednak nie zapomniałam drogi!
Nie pytałam nikogo o zdanie, nie dostałam rozpiski, nie dowiedziałam się jakie stoją w centralce konie. Poszłam na ślepo, tak jak dawniej. Otworzyłam niepewnie drzwi i weszłam na dziedziniec. Z boksów wyglądały zaciekawione klacze. Przywitałam się z każdą z nich po czym poszłam dalej, zobaczyć czy mieszkają tutaj też jakieś ogry. Żadnych znajomych łbów. A przecież kiedyś bywałam tutaj codziennie! Uśmiechnęłam się z tego powodu, w końcu moi przyjaciele znaleźli nowy dom.
Weszłam do stajni rekrutów i znieruchomiałam. Stanęłam oko w oko z okiem, które doskonale znałam. Czułam się jak bohater słabego filmu fantasy i z trudem łapałam powietrze. Rudy, zgrabny łeb i rozdęte chrapy również były mi znajome. Jedyne co mi nie pasowało, to skulone uszy i napięte mięśnie szyi.
Pokręciłam głową. Przecież Sonador od wieków biega po zielonych pastwiskach, poza tym miała mniejszą gwiazdkę na czole.
- Kim ty jesteś? – wyszeptałam robiąc krok do przodu.
Podeszłam do bramki, jednak koń zarzucił nerwowo łbem i obrażony ustawił się do mnie zadem.
- Dlaczego jesteś tak cholernie do niej podobny? – zadałam kolejne pytanie i zmrużyłam oczy. W tym momencie wystrzeliły w powietrze tylne kopyta i musiałam zrobić sprawny unik, żeby nie dostać w głowę.
- A może i nie – wzruszyłam ramionami. – Ona nie zachowywała się jak dzikus.
Zdziwione konisko opuściło łeb i spojrzało na mnie niepewnie. Zupełnie jakby rozumiał, że mówię o nim. Postawił jedno ucho, obserwował mnie przez moment, po czym znowu powrócił do obgryzania belek boksu.
Nie ma to jak miły, pierwszy dzień w stajni. Zainteresował mnie ten rudzielec z charakterem mojego pierwszego konia i wyglądem mojej najukochańszej klaczy…
W drodze powrotnej myślałam tylko o nim i o telefonie, jaki będę musiała wykonać do centralki, żeby czegoś się o nim dowiedzieć…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aqua




Dołączył: 30 Wrz 2012
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:23, 30 Wrz 2012    Temat postu:

UWAGA : Ta wypowiedź będzie kulawa jak ... Dawno nie pisałam , z góry przepraszam , za kulawiznę moich wypocin . :

' Z mapą w jednej dłoni ( i tak do niczego się nie nadającą , poszarpaną i brudną) i kierownicą ( równie poszarpaną i czystą jak papier mapy ) w drugiej wjechałam na parking stajni . Ujrzawszy konie stwierdziłam , że może nie trafiłam tam , gdzie chciałam , ale za to mam szansę złapać zasięg . W końcu ludzie chyba jakoś tu egzystują. Wysiadłam z granatowego auta i zatrzasnęłam drzwi. Wyciągnęłam starą Nokię z kieszeni i bez entuzjazmu spojrzałam w lewy , górny róg porysowanego ekraniku . Jedna kreska. Dobre i to . W poszukiwaniu lepszego odbioru wkroczyłam na teren stajni . Rozejrzawszy się dokoła stwierdziłam , że nie widzę tu wielu ludzi i mogę swobodnie pozwiedzać obiekt. Weszłam na teren stajni dla klaczy oczywiście nic o tym nie wiedząc i nieśmiało pogłaskałam każdą z nich , najwięcej uwagi poświęcając niewysokiej hebanowej klaczy o łagodnym spojrzeniu i uroczo rozmierzwionej grzywie. Ruszyłam dalej cicho stukając butami o kostkę brukową. Usłyszałam po tym jakieś głosy . Ruszyłam żwawszym krokiem w ich kierunku i ujrzałam kasztanowatego konia wpatrujące się z niezwykłą uwagą w dziewczynę naprzeciwko niego . Mimo woli długo wpatrywałam się w rudy łeb zanim zwróciłam na siebie uwagę człowieka. Pośpiesznym ruchem ściągnęłam swoje i tak rozczochrane włosy w koński ogon i uśmiechnęłam się do niej .
- Hej.


_______


Trochę chyba jednak potrwa zanim się ogarnę -.-


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evov




Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:46, 01 Paź 2012    Temat postu:

Z wielkim zapałem poderwałam się z łóżka i spojrzałam na zegarek. Szósta. Pierwszy raz od dawna z ochotą poczłapałam do łazienki przygotować się do wyjścia na światło dzienne. Wzięłam prysznic i wcisnęłam się w wygodne spodnie do jogi i rozciągnięty podkoszulek. Wiedziałam, że czeka mnie sporo pracy i nie bardzo mogłam przewidzieć ile uda mi się zrobić.
Wieczorem przygotowałam sobie plan działania i powiesiłam nad łóżkiem. Przeglądnęłam stare notatniki, gdzie zapisywałam wszystkie dni spędzone z Sonador, Cameronem i innymi wariatami. Musiałam przypomnieć sobie chociaż zasady gry, w końcu od bardzo dawna nie stanęłam oko w oko z koniem. Z żadnym, a co dopiero z tak energicznym i cwanym jak Secretariat.
Postanowiłam pamiętać o podstawowej zasadzie piętnastu minut i cierpliwie czekać na jakiekolwiek efekty. Byłam pewna jedynie tego, że kiedyś się pojawią, jednak nie mogłam powiedzieć kiedy dokładnie. Musiałam przecież nauczyć się w zasadzie wszystkiego od początku!
Kiedy wrzucałam rzeczy do torby spojrzałam ukradkiem na jedno ze zdjęć stojących na nocnej szafce. Jeżeli ktoś myśli, że kiedykolwiek rzuciłam jeździectwo to jest w błędzie. Nigdy nie zapomniałam o koniach, po prostu niektóre nie były w stanie podbić mojego serca. Czasami też los rzucał mi ogromne kłody pod nogi, których pokonywanie zajmowało mi strasznie dużo czasu. Jednak Sonador była ze mną zawsze i w trudnych chwilach przypominała mi kim jestem. A jestem istotą, która za wszelką cenę pragnie mieć przyjaciela. Nie mogę znieść dłuższej samotności.
Wpakowałam się do ledwo zipiącego samochodziku i poturlałam się w kierunku centralki. Ach, gdzie te czasy kiedy codziennie rano zapylałam tam na rowerku?
Weszłam spokojnie do dyżurki, skręciłam i doszłam do schodów. Ze stoickim spokojem, jakbym była u siebie, weszłam na strych gdzie znajdowały się szafki stałych bywalczyń Centralki. Uśmiechnęłam się lekko i drącymi palcami wyciągnęłam z kieszeni mały kluczyk, po czym wsadziłam go do zamka w kłódce. Wstrzymałam na moment oddech i otworzyłam swoją małą graciarnię. Byłam u siebie.
Wzięłam lekko zakurzony kuferek ze szczotkami, poprawiłam wiszący na wieszaku czaprak i z nowymi siłami do życia zbiegłam czym prędzej na dół. Nagle nie mogłam się doczekać aż zobaczę Sekretariata.
Przebiegłam przez stajnię klaczy jakbym w ogóle ich nie zauważyła. Dziewczyny zarżały oburzone, jednak ja byłam już daleko. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w lecznicy i popatrzeć na tę rudą bestię. Przy okazji przydałoby się trochę pomyśleć nad tym, jak ruszyć z miejsca ten wredny kasztanowy zad.
- Hej piękny – powiedziałam radośnie i położyłam swój kuferek pod ścianą.
Rudy obserwował mnie uważnie z bezpiecznej odległości. Może uznał, że jak na razie nie będzie podchodził do bramki? Cóż…
- I na co te uszy kładziesz? Biję cię czy jak? – zaśmiałam się widząc reakcję Sekretariata.
Również do niego nie podeszłam, jednak jemu to wystarczyło, żeby zacząć się wkurzać.Zaśmiałam się cicho i usiadłam na ziemi, opierając plecy o zimną ścianę. Uznałam, że dzisiaj tak spędzę dzień. Siedząc i gapiąc się na konia, przy okazji obmyślając plan działania. Wiedziałam, że pewnego dnia będę musiała otworzyć boks, wejść do środka, uchylić się przed latającymi kopytami i założyć kantar na rudy leb. Najpierw jednak wolałam poobserwować go z pewnej odległości.
- Wiedziałam, że cię tu znajdę – minęło trochę czasu, kiedy przysiadła się do mnie Nojka.
Spojrzałam na nią nieobecnym wzrokiem. W zasadzie nie do końca rozumiałam sens jej słów. Musiałam mieć bardzo nieogarniętą minę, ponieważ Noj zaczął się śmiać i tłumaczyć co miał na myśli.
- Zwykle jak pojawia się jakiś interesujący koń, to ty również – spojrzała mi w oczy. – Działają na ciebie jak magnes…
- Możliwe – spojrzałam na Sekretariata. – Jednak to wychodzi bardziej przez przypadek. Pojawiają się zawsze wtedy, kiedy najbardziej potrzebuję pomocy – mruknęłam.
- Ty dla nich również jesteś nadzieją, nie zapominaj – poklepała mnie po ramieniu i odeszła zostawiając mnie z tysiącem rozbieganych po głowie myśli.
Sekretariat stał spokojnie i bacznie mnie obserwował. Po godzinie takiej telepatycznej konwersacji wstałam i zrobiłam dwa kroki w jego kierunku. Cofnął się, zniżył łeb i położył po sobie uszy. Przygotowywał się do ataku jak zawodowy myśliwy, a nie stworzona przez naturę płochliwa ofiara.
- Przecież cię nie zjem – szepnęłam i wrzuciłam do żłobu kilka kawałków marchewki.
Nie chciałam męczyć go podchodzeniem i jedzeniem z ręki. Moglabym przesiedzieć tutaj kolejne kilka godzin z marnym skutkiem.
Wszystko trzeba robić powoli i cierpliwie. Konie to nie wyścigi samochodowe.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aqua




Dołączył: 30 Wrz 2012
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:44, 13 Paź 2012    Temat postu: Pypyp , wena .

' Ponownie pojawiłam się w stajni . Przeszłam bardzo prędkim krokiem przez stajnię klaczy , nie poświęcając nawet wiele uwagi karej , łagodnej kobyle. Miałam przynajmniej jeden cel . Ostatnio wiele toczyło się źle i szukałam ucieczki w zapachu siana i słomy . Stukając czarnymi oficerkami o brukową kostkę powoli , spokojnie zmierzałam w stronę miejsca , gdzie stał Secretariat. Zdziwiona własnym spokojem podczas podróży przez cichą stajnię zwolniłam kroku napawając się ciszą , wypełnianą od chwili do chwili jakimś parsknięciem czy stuknięciem podkowy o ścianę boksu . To chyba najpiękniejsza muzyka! No , to jestem . Spojrzałam do wnętrza boksu. Kasztan stał odwrócony tyłem , ucieszyłam się . Nie kopnął drzwi boksu! Ale za to mnie zignorował. Nie wiem już sama co lepsze. Koń odwrócił swój kształtny , szlachetny łeb w moim kierunku i położył uszy płasko po sobie. Odwróciłam wzrok i postawiłam swoją różową siatkę na podłodze. Marchewki i suchy chleb , który w niej spoczywał na nic się by nie zdał przy tym koniu. On na pewno nie jest przekupny , poza tym co by dało podarowanie mu kilku przysmaków? Na pewno nie zyskał by zaufania , psychika inteligentnych koni nie działała w taki sposób. Nie rozumowała czynów , interpretowała chęci i uczucia . Szkoda tylko , że nie rozumiał tego poprzedni właściciel ogiera. Usiadłam na zimnej,zakurzonej podłodze stajni i wpatrywałam się w kraty boksu . Są okropne - stwierdziłam . Jakbym była Secretariatem na pewno nie chciałabym tu mieszkać . Były z lekka zardzewiałe , smutne i bez wyrazu . Pewna myśl zaświtała mi w głowie , ale nie wiedziałam czy bezpiecznym będzie puścić ogiera wolno na padok . Nie znałam jego możliwości , ale nie okłamujmy się - były na pewno więcej niż duże. Mógłby przeskoczyć płot... Pomyślałam patrząc na kształt wyłaniający się spod nasady boksu. Była to jasna grzywa... Ale niestety nie uszy . Przez chwilę przeleciała mi przez myśl idea , że może ktoś mu kiedyś przykleił narząd słuchu do tyłu głowy , ale taka już byłam : przy koniach myślałam zbyt prosto , szukałam prostych rozwiązań i prostych odpowiedzi , prostych przyczyn i prostych reakcji . W większości przypadków tak przecież jest. Wstałam ociężale i podeszłam do boksu . Zero reakcji... O matko ! Folblut stanął lekkiego dęba , ledwo oderwał nogi od podłogi i zwinnym ruchem wysadził tylne w powietrze uderzając nimi o ścianę boksu . Ściana zachwiała się niebezpiecznie , a koń wykonując małą kapriolę odwrócił się o 180 stopni i ugryzł kratę , którą najbliżej znalazł. Krzyknęłam . Nastawił uszu . Myślałam , że się przestraszy , ale nie , zaciekawił się . Ułamek sekundy był mną zainteresowany i nie chciał mnie zabić . Zobaczył moją słabość - i chyba to było to . Brak idealności , brak samych zalet i wywyższania się . Zobaczył to , że się boję i zrozumiał mnie . Przez sekundę ujrzałam nas cwałujących po polu , w blasku księżyca , jego białe kopyta rozgarniały trawę pokrytą kryształkami nocnej rosy , świat zapraszał nas do siebie , otulał marzeniami i idea... BUM! Do rzeczywistości przywrócił mnie odgłos kopyt uderzających w kraty , tuż przed nosem. Przestałam się bać.'

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cati




Dołączył: 22 Mar 2009
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Danonków .

PostWysłany: Nie 13:16, 04 Lis 2012    Temat postu:

Po raz pierwszy od tak dawna, pojawiłam się w Stajni Centralnej. Na samo wejście powitał mnie tak dobrze znany, a zapomniany zapach kurzu, smutku, radości, nadziei w powietrzu. Wciągając powietrze z uśmiechem na ustach, przechadzałam się po zadbanych korytarzach stajni, co jakiś czas zatrzymując się przy nowych " zdobyczach". Niektóre znałam z widzenia, lub słyszałam o nich a niektóre były dla mnie widokiem po raz pierwszy. Biedactwa, takie kochane a niechciane zarazem...- myślałam. W końcu moją ciekawość wzbudził kasztan o nadmiernym temperamencie, który piłował kraty od boksu, a i deski mu przeszkadzały. Powolnym krokiem udałam się pod jego boks. Stał w półcieniu, miotając złowrogim spojrzeniem. Jednak coś w nim było... jakby ból, żal i poddanie się. Naprawdę, te spojrzenie mimo złego wyglądu, w środku ukrywało jego postrzępioną duszę i zaufanie do drugiej osoby. Chciało mi się płakać, bo czym jest ktoś bez duszy i szczęścia? Nikim. Secretariat.... wyszeptałam. Zawrócił głowę w moją stronę i zbliżył się. Wyciągnęłam rękę w jego stronę, aby ją obwąchał. Nie chciał, ale może kiedyś to zrobi. Westchnęłam ciężko i spojrzałam mu głęboko w oczy, próbując uświadomić kasztanowi że mam pokojowe zamiary. Staliśmy tak w ciszy, aż w końcu powiedzieliśmy sobie wszystko co leży nam na sercu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kklodi




Dołączył: 04 Gru 2012
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:27, 09 Gru 2012    Temat postu:

Dwa dni temu przeglądałam ogłoszenia kupna i adopcji. Zobaczyłam tam naprawdę piękne konie, ale tylko jeden od razu mnie zaintrygował. Był nim młody ogier angielski. Przez dwa dni myślałam tylko o nim, więc postanowiłam go odwiedzić.
Jeszcze nigdy nie byłam w stajni centralnej, więc bałam się, że nie trafie, ale niepotrzebnie. Zaparkowałam przed stajnią i rozglądnęłam się wokół. Okolica była przepiękna. Weszłam do stajni po czym rozpoczęłam poszukiwania tego jedynego. Tego, który ostatnio spędzał mi sen z powiek. Znalazłam go- Secretariata. Był równie piękny jak w moich snach i na zdjęciach które oglądałam non-stop. Był idealny, wiedziałam to.
Krzątałam się koło niego ale z daleko przez 15 minut nie patrząc na niego, ale tak, żeby mnie widział. Jak odwracał ode mnie wzrok starałam się uczynić coś, aby znów chciał na mnie popatrzeć. Później popatrzyłam na niego, a potem szybko spuściłam wzrok i podeszłam bliżej. Nie widziałam żadnych niepokojących oznak z jego strony, więc podeszłam jeszcze bliżej na odległość metra. Koń cofnął się. Widziałam strach, ale nie agresje. On nie był zły, on po prostu się bał. Przechyliłam ciało do przodu jakbym chciała podejść i… cofnęłam się o trzy kroki. Koń był w szoku. Myślał, że chce go zaatakować, a ja porostu… cofnęłam się. Widziałam zmieszanie, a potem zaciekawienie- tak, o to mi chodziło- ciekawość. Odwróciłam się tyłem i stałam jeszcze przez chwile. Potem nie patrząc na niego podeszłam i znów się odwróciłam i stałam jakiś czas. Powtarzałam takie cofanie podchodzenie i odwracanie, a po 45 minutach ku mojej wielkiej radości jak stałam bardzo blisko niego… dotknął mnie. Pozwoliłam mu się obwąchać, co zrobił bardzo niepewnie. Potem odsunęłam się od niego i odeszłam. Pojechałam do domu. Byłam bardzo zadowolona. Udało się. Pierwszy dotyk już mamy za sobą, a najlepsze jest to, że zrobił to z własnej nieprzymuszonej woli i bez agresji. Wsiadłam do auta myśląc tylko o tym, kiedy znów go zobacze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kklodi




Dołączył: 04 Gru 2012
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:30, 10 Gru 2012    Temat postu: Kolejne spotkanie z Secretariatem

Dzisiaj nie mogłam się doczekać i zaraz po szkole postanowiłam pojechać do Sec'a. Wczoraj tak chciałam zobaczyć tego konia, że nie zwróciłam nawet uwagi na to, że były tam też inne boksy z cudownymi zwierzętami. Dzisiaj idąc do boksu Sec'a z marchewkami w ręce pooglądałam inne cudeńka. Zaciekawił mnie bardzo violent storm-bardzo urodziwy ogier andaluzyjski, o którym dużo czytałam. Dałam mu pół marchewki i powędrowałam do tego jedynego.

Podeszłam na odległość metra od boksu Secretariata starając się nie patrzyć w ziemie. Konik najwyraźniej docenił moje starania, bo z jego oczu zniknęło przerażenie, które malowało się na jego pyszczku podczas naszego wczorajszego spotkania. Pozwolił mi podejść bliżej, więc skierowałam w jego kierunku moją dłoń. Poczekałam chwile i... dotknął jej chrapkami; znowu. Byłam bardzo zadowlona, więc wyciągnęłam znowu do niego rękę tym razem z marchewką. Trochę niepewnie, ale zjadł ją. Uszy miał cały czas skierowane prosto na mnie; jego uwaga była na mnie skupiona. Następnie postanowiłam, że skoro pierwszy dotyk mamy za sobą, a niechciałabym teraz głaskać go po nosie, ponieważ tych okolic nie widzi i mogłoby go to zaniepokoić i zepsuć naszą dotychczasową relacje to pozostaje tylko jedno wyjście. Musiałam wejść do jego boksu i dotknąć jego kłody. Tak też zrobiłam, uchyliłam drzwi boksu i weszłam do środka starając się być miłą ale jednocześnie pewną moich decyzji. Byłam już w środku. Secretariat nie atakował tylko odsunął się ode mnie jak najdalej mógł; stanął pod ścianą jakby chciał ją zburzyć. Zamknęłam za sobą boks i nie patrząc na konia stałam i stałam... Po jakimś czasie zrobiłam krok, potem następny, potem cofnęłam się. I tak się z nim bawiłam. A była to pierwsza gra Parelliego: gra w zaprzyjaźnianie, ta sama, którą wczoraj próbowałam sprawić, żeby mnie dotkął. Po jakimś czasie udało mi się podejść do niego na tyle blisko, że mogł mnie bezproblemu powąchać, co też po dwóch minutach uczynił. Nawet mnie trącił pyszczkiem więc postanowiłam, że teraz moja kolej. Wyciągnęłam moją rękę. Konik napiął mięśnie, ale nie uciekał mimo, że miał gdzie. Ruszałam moją ręką nad, pod i obok niego jednak nie dotykałam go. Odsunęłam moją dłoń, a on rozluźnił się. Bardzo się ucieszyłam, że potrafił się rozluźnić mimo, że stałam tak blisko niego. Staliśmy tak chwile nieruchomo. Czasami zerkał na mnie, więc dałam mu kolejny kawałek marchewki. Pozwoliłam mu powąchać jeszcze raz moją dłoń, a później wrzuciłam mu ostatni smakołyk do żłoby i wyszłam pocichu z jego boksu. W myśłach jednak krzyczałam z radości!!!! Tak!!!

Na zewnątrz spotkałam stajennego, który jak się okazało cały czas mnie obserwował. Powiedział, że ten koń jeszcze nigdy nie był taki potulny, że naogół jak ktoś podchodził to kopał w ścianę. Ja opowiedziałam o mojej poprzedniej wizycie, że wtedy właśnie musiałam uporać się z tym problemem, ponieważ wcześniej czytałam jego opis i wiedziałam, że tak się zachowuje. Nie chciałam go wczoraj denerwować i doprowadzać do złości, a jedynie pokazać mu, że moja obecność przy jego boksie nie jest wcale niebezpieczna dla niego. Udało mi się to, więc przeszłam do następnego kroku zaprzyjaźniania. Pogadaliśmy jeszcze chwilę i z miną szczeniaczka gryzącego ucho mamy pojechałam do domu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eviline




Dołączył: 19 Sie 2011
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:14, 29 Gru 2012    Temat postu:

Czas się wziąć za siebie. W postanowieniu ogarnięcia się po stracie mojego Karosza postanowiłam odwiedzić SC i znaleźć jakiegoś "nieszczęśnika" któremu może dałabym dom. Weszłam do stajni. Rozejrzałam się choć w sumie nie musiałam bo już zdążyłam usłyszeć nerwowe pochrapywanie i kopanie w ścianę. Zupełnie jak Wiśniowy. Jedyna różnica była taka że Wiśnia mi ufał a Secretariat znał mnie w sumie z Deandrei. Codziennie mnie widywał. Czasami na treningach razem byliśmy. Czasami go poczyściłam ale się zmieniło. Podeszłam do jego boksu. Schował się w najdalszym kącie, skulił uszy i zaczął nerwowo machać łbem. No tak...
- Sec. To ja. Nie bój się cwaniaku. - W sumie się nie przymilałam ale tez nie chciałam go przestraszyć. - Przecież mnie znasz. - Wyciągnęłam w jego kierunku marchew. - Zobacz co dla Ciebie mam. Ogier wciągnął mocno powietrze, lekko się rozluźnił ale nie poruszył. Trudno, stałam tak dalej. Czekałam. W sumie to i tak mało bo na Wiśniowego musiałam tak czekać nawet z piętnaście minut jak miał swoje humorki a na niego tylko koło ośmiu. Przełom nastąpił. Ogier powoli podchodził do mnie w końcu złapał marchew gwałtownie i uciekł ale nie za daleko. Wyciągnęłam więc jabłko. Trochę musiał pomyśleć nad tym czy się odważy więc zaczęłam nucić sobie dobrze znaną mi melodię. Poczekałam i podszedł tym razem już stojąc przy mnie i jedząc jabłko ale nie odchodził. Nadal miał uszy położone ale przynajmniej już nie kopał. Stał sobie i czekał aż coś zrobię a ja... Po prostu się odsunęłam. Ogier nieco zdezorientowany spojrzał na mnie z ukosa po czym wychylił się trochę z boksu. No nieźle. Otworzyłam lekko drzwiczki boksu i poszłam dalej zatrzymując się dwa boksy dalej i nie patrzyłam na ogiera a na innego konia. Nie wiedziałam co zrobi. Najwyżej będę go ganiała po całym obiekcie. Czekałam przy okazji pogłaskałam Songa gdy nagle poczułam na szyi powiew ciepłego powietrza i lekkie chrapnięcie. Podszedł do mnie i w dodatku lekko szturchnął gdy nie zwracałam na niego uwagi. Odwróciłam się powoli i delikatnie go pogłaskałam po szyi a ogier lekko tupnął i położył uszyska.
- To ja tu dla Ciebie miła a ty co? - Poklepałam go po boku po czym przypięłam lonżę do kantaru i jedziem. Wyprowadziłam go na zewnątrz i powoli energicznie przeszliśmy do hali gdzie zaczęliśmy się powoli ruszać. Odsunęłam go od siebie i do stępa. Zachęcałam go głosem, wolałam nie używać bata bo po co. Ogier zaczął energicznie stępować w porywach do kłusa gdzie go zwalniałam.
- No ruszaj się trochę. Trzeba odzyskać mięśnie słuchaj. - Popędziłam go do kłusa i już tu mi zaczął fikać baranki. Przewróciłam oczami. A niech wywala z siebie tą energię to w drodze do boksu będę go chyba na plecach niosła. Pognaliśmy w galop i tu zanim się uspokoił to się wyskakał, wybrykał i wyrżał przy okazji a pędził że aż mi się zakręciło w głowie od tego obracania się. Minęło sporo czasu i śmiechu zanim go zwolniłam bo czas mnie naglił więc nadal galopował tyle że już wolniej a chciałam zobaczyć dokładniej jego budowę. Huhu... Pochwalić się trochę nie miał czym ale to się poprawić da. Dziwiło mnie tylko to czemu ani razu mi się nie zatrzymał i nie zbuntował. Czyżby miał dobry dzień? Cóż. Zatrzymałam go i ruszyliśmy w kierunku stajni gdzie ogier zresztą zaczął mi uciekać, odskakiwać na boki ale trzymałam się twardo. Mój dzisiejszy wyjątkowy brak cierpliwości dał to że lekko szarpnęłam lonżę żeby się uspokoił i w sumie po kilku razach uległ i szedł dość spokojnie z łbem wysoko w górze lekko pochrapując. Doszliśmy do boksu gdzie go wpuściłam i opięłam lonżę. Nie miałam okazji go czyścić bo w sumie czysty już był widać że ktoś się nim zajmował. przejechałam go tylko szczotkami i nakryłam derką po czym wrzuciłam mu dwie marchewki, poklepałam go w nagrodę i poszłam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eviline




Dołączył: 19 Sie 2011
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 22:07, 30 Gru 2012    Temat postu:

Wpadłam do SC jak zwykle cała czerwona ale przepełniona energią. Postanowiłam poprawić kondycję Kasztanowi by odzyskał formę i może jeszcze trochę postartował. Weszłam do stajni a on gryzł drzwiczki boksu. Taaa... Nie ma to jak smaczne drewno i złe nawyki. Zerknął na mnie, chrapnął cicho i wrócił do swojego zajęcia przy okazji kopiąc drzwi. Nerwus. Wzięłam lonżę i podeszłam do ogiera mając na wyciągniętej dłoni marchewkę. Chyba załapał bo wysunął szyję najmocniej jak potrafił ale i tak mnie nie dosięgał. Spojrzał na mnie z wyrzutem i zdenerwowany bryknął w boksie. Nie uległam, byłam spokojna. Ogier znów wyciągnął szyję, odczekałam chwilę i przysunęłam się by mógł zabrać marchew a gdy jadł wcale się nie odsunął więc pogłaskałam go trochę i przypięłam lonżę. Był czysty więc obczyściłam tylko jego kopyta z którymi ciężko było bo gdybym nie trzymała to pewnie i bym miała takowe kopyto odbite na twarzy ale jakoś dałam radę. Ogier był z siebie wyjątkowo zadowolony. Poleciałam z rwącym ogierem na hale ciągle robiąc kółka wokół własnej osi by się uspokoił. Weszliśmy na hale gdzie porozstawiałam dookoła drągi i postanowiłam go rozruszać. Odsunęłam go od siebie i nakazałam stępa. Ogier ruszył żwawo z uniesionym łbem przechodząc co i jakiś czas przez drągi które niezbyt mu się podobały. Parskał, rżał i kulił uszyska czasami się zatrzymując. Przewróciłam oczami i zachęciłam ogiera do kłusa a ten walnął baranka i leci. W sumie krótko sobie pokłusował bo od razu mi zwolnił. "Pomogłam" mu trochę batem lekko przejeżdżając nim po jego zadzie i ruszył kłusem. Ładnie przechodził przez belki choć zdarzało mu się zaczepiać o jakąś ale o wyretuszujemy z czasem. Zostawiłam cztery belki i podwyższyłam je na 50 cm by sprawdzić jak sobie poradzi. Popędziłam Kasztana do galopu i tu się zaczął mały burdel bo ogier na początku szedł ładnie, przeskakiwał je bez strachu ale po czasie coś mu odwaliło i poooleciał. Zaczął brykać, pociągnął mnie za sobą a ja zdezorientowana go puściłam więc postanowiłam go nie gonić. Nic mu się nie stanie a i tak nie ucieknie. Usiadłam po prostu na środku i czekałam obserwując go cały czas. Zeszło mi się bo gdy ogier już się uspokoił to nic sobie ze mnie nie robił. Siedziałam twardo wsłuchując się w ciszę. Siedziałam ze czterdzieści minut i nastąpił kolejny przełom. Secretariat do mnie podszedł i szturchnął mnie w ramię. Wstałam spokojnie i złapałam lonżę klepiąc go po szyi a w nagrodę dałam mu kawałek jabłka. Powróciliśmy na krótko do treningu żeby ogier nie myślał ze jak sobie tak poleci to nie będzie musiał ćwiczyć bo tak to chciałby każdy. Przeskakiwał cudownie chodź czasami nagle się zatrzymywał ale dawaliśmy radę. Zwolniłam go i wyszliśmy w kierunku stajni. Ogier machał łbem na boki i pochrapywał spokojnie. Wprowadziłam go do boksu, dałam marchew, osuszyłam sianem i założyłam derkę po czym wróciłam do Dean.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin