Forum Stajnia Centralna Strona Główna Stajnia Centralna
Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Dustfinger - Treningi

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Skrzydlata
Duży wolontariusz



Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z końca świata

PostWysłany: Sob 0:18, 05 Maj 2012    Temat postu: Dustfinger - Treningi

Tu trenujecie z ogierem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
oollaa12




Dołączył: 29 Sty 2012
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom

PostWysłany: Czw 21:24, 07 Cze 2012    Temat postu: Skoki mini LL :3

Weszłam do Stajni Centralnej około godziny 10. Dawno tu nie byłam i przywitałam się z końmi, które dało się pogłaskać. Moją uwagę przykuł młody ogierek rasy Kuc walijski. Był maści blue roan. Na tabliczce przeczytałam jego imię i wiek. "Hmm... Ładne imię miśku.", powiedziałam i lekko pogłaskałam kucyka. Z kieszeni wyjęłam marchewkę i wręczyłam Dustowi. Kucyk pałaszował ją z przejęciem. Poszłam po sprzęt do siodlarni. Przywitałam się z siedzącą tam Joann, która często trenuje konie w Stajni Centralnej i zabrałam siodło, ogłowie, wytok, ochraniacze, kaloszki, podkładkę i szczotki. Gdy wróciłam założyłam małemu kantar przypięłam uwiąz i wyprowadziłam na dwór. Kucyk był w miarę czysty, choć nie obyło się bez kilku zaklejek i słomy w grzywie i ogonie. Potem zabrałam się za czyszczenie kopyt i nasmarowanie je smarem, aby nie były suche. Założyłam ochraniacze i kaloszki, w których wyglądał bardzo słodko. Pogładziłam kucyka lekko po szyi i zaczęłam wkładać wędzidło. Na początku Dust nie chciał otworzyć buzi, ale zachęciłam go kawałkiem marchewki. Potem założyłam czaprak, podkładkę i siodło. Gdy podpinałam popręg kucyk lekko się kręcił, ale ogólnie był grzeczny. Założyłam toczek i ruszyliśmy na halę. Dust szedł leniwym tempem więc lekko cmoknęłam by przyspieszył. Na hali podciągnęłam Fingowi popręg, wyregulowałam strzemiona i wsiadłam. Na kucyku czułam się dziwnie niska, ale było przyjemnie. Kucyk szedł energicznym, szybkim stępem. Był bardzo energiczny. "Chyba dawno nie jeździłeś? Co?", powiedziałam i poklepałam kucyka po szyi. Kilka minut stepowaliśmy sobie, zrobiliśmy kilka dużych wolt, ósemek i innych ćwiczeń, aby rozciągnąć kucyka. Prze halę przeszedł stajenny, którego poprosiłam, aby ustawił mi przeszkody na wysokości 60 cm oraz drągi na kłus i galop. Grzecznie podziękowałam chłopakowi i dałam kucykowi znak, aby przeszedł do kłusa. Byłam zaskoczona, ponieważ Dust od razu się ustawił. Poklepałam go i zaczęłam robić wolty i ósemki. Chwilę jazdy półsiadem i ćwiczebnym. Raz zdarzyło się kucykowi nawet lekkie bryknięcie. Za chwilę nakierowałam kucyka na drągi. Energicznie i wysoko podnosił nogi, jakby chciał mnie zadowolić. Przeszliśmy do stępa i poklepałam Finga po szyi. "Dobry koń!", powiedziałam. Za chwilę zmieniliśmy kierunek i znów przeszliśmy z Dustem do kłusa. Kilka razy przejechaliśmy prze drągi. Dałam kucykowi odpocząć. Kilka minut stępem i zakłusowanie, a nastepnie w narożniku zagalopowanie. Kucyk zaczął z radości brykać. Minęła chwila zanim go uspokoiłam. Kucyk galopował bardzo szybko, a ja bezradnie podskakiwałam w siodle. Starałam się ustabilizować tempo kucyka, ale ten grał jak szalony z wyrazem jakby szczęścia na twarzy. Przeszłam więc do półsiadu i pozwoliłam wygalopować się kucykowi. Minęło kilka, a może kilkanaście minut kiedy kucyk zwolnił tempa. "Prr.... Do kłusaa...", mówiłam zachęcająco. Kucyk przeszedł do kłusa,a nastepnie do stępa. Pozwoliłam mu odpocząć dobre dziesięć minut. Zmieniliśmy z Dustem kierunek i zagalopowaliśmy. Tym razem tempo kucyka było spokojne i ustabilizowane. Zaczęłam kierować go na drągi, które przeszedł bez najmniejszego problemu. Potem przeszliśmy do kłusa i skoczyliśmy stacjonatkę z kłusa, a następnie z galopu. Potem znów zaagalopowaliśmy i skoczyliśmy szereg zbudowany z okserów. Potem ustaliłam sobie w głowię kolejność przeszkód i zaczęliśmy je skakać. Pierwsza stacjonata, bez zrzutki, drugi szereg z okserów też i tak było do końca. Zadowolona z kuca mocno poklepałam go po szyi. Puściłam kucowi wodze i zaczęłam stępować z Dustem. Kucyk był już spocony, więc stępowanie zajęło nam trochę czasu. Kucyk sam się stępował, a ja rozluźniłam się na maksa, bo na tak spokojnym i myślącym kucyku czułam się bardzo bezpiecznie. Minęło 20 minut, aż kucyk był porządnie wystepowany. Zeszłam więc z niego, popuściłam popręg, zawinęłam strzemiona i ryszyliśmy do stajni. Tam rozebrałam kucyka, schłodziłam mu nogi, posmarowałam kopyta smarem i wręczyłam mu duuuużo marchewek i jabłek. Zostałam jeszcze chwilę z Dustem, a potem pożegnałam się i wróciłam do domu zadowolona z treningu z kucykiem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:33, 24 Cze 2012    Temat postu:

Dziś reszcie zebrałam się ruszyć w obroty z Dustfingerem. Chciałam najpierw zaskarbić sobie jego zaufanie oraz szacunek, a dopiero potem przejść do pracy pod siodłem. Walijczyk stał w swoim boksie, brudny, nieumięśniony i pełen energii. Przyniosłam sobie kantarek sznurkowy z liną, szczotki znajdowały się pod boksem, a smakołyki w kieszeni. Przywitałam się z małym najpierw przez drzwiczki, potem już stojąc obok niego. Dust był ciekawski i pewny siebie, bynajmniej nie wyglądał na zamkniętego w sobie konia. Szybko doprowadziłam go do ładu, ubrałam w kantar i zabrałam na round-pen, uprzedzając przedtem wszystkich, że będzie zajęty. Kucyk szedł szybko, był pobudzony i nie zwracał na mnie większej uwagi, za co został parę razy zatrzymany, cofnięty i przytrzymany w miejscu na trochę. Troszkę spokorniał.

Zamknęłam bramkę i odpięłam linę. Była na tyle długa, że mogłam spokojnie wykonać zaplanowany na dziś pierwszy join-up. Strzeliłam jej końcówką tuż za zadem ogierka, który ruszył z brykami przed siebie. Po chwili jednak przeszedł w lekki, ale szybki galop, który utrzymywałam dobrych parę okrążeń. Bryknął sobie jeszcze raz czy dwa, a potem nagle jakoś poczuł się zmęczony. Już przechodził do kłusa, gdy trzask liny za jego zadem wzniecił jeszcze energię. W pewnym momencie zagrodziłam mu drogę, wyrzucając końcówkę liny przed niego, do tego swoim ciałem dałam mu nakaz zmiany strony. Zarył kopytami w piach, obrócił się napięcie i z brykami ruszył w drugą stronę. Zaczynał zwalniać, ale wciąż nie było ani jednego z sygnałów. Znów zmiana kierunku. Zamiast bryknąć machnął tylko łbem, łypnął okiem i... zaczął 'kręcić' wewnętrznym uchem. No, dobry znak. Pogoniłam go i po chwili kolejna zmiana. Ucho wewnętrzne niczym radar chodzi w te i z powrotem, znowu zmiana. Pogonienie, ucho się ustawia do mnie. Uśmiechnęłam się nieznacznie i po dwóch okrążeniach zmiana. Ucho od razu do mnie.
Ponagliłam kuca, który wyraźnie nie miał kondycji i chciał kłusować, na co ten przyspieszył i dodatkowo zaczął przeżuwać powietrze. Zmiana strony, dużo spokojniejsza niż początkowe, ucho od razu do mnie, po połowie koła zaczęło się żucie. Pozwoliłam małemu na wolniejszy galop, jednak przy każdej próbie przejścia do kłusa poganiałam mocno do przodu i często przy okazji zmieniałam kierunek.
Po dłuższej chwili zauważyłam, jak spocony już roanek obniża powoli swoją łepetynkę, nieustannie przeżuwając i mając wewnętrzne ucho ku mnie. Przeszedł do kłusa, a ja utrzymywałam bardzo szybkie jego tempo. Niech czuje presję. Głowa wędrowała coraz niżej i niżej, zaburzana zmianami kierunku robiła to coraz szybciej, a spojrzenie Dustfingera pokorniało. W końcu kłusował mocno do przodu z łbem praktycznie przy ziemi, wykonując odruch przeżuwania i mając ucho skierowane w moją stronę nawet tuż po zmianie strony. Spryciarz nauczył się robić zwroty bez podrywania łba, w spokojniejszym tempie i mniej widowiskowe.
W końcu obróciłam się do niego bokiem i przyjęłam łagodną postawę. Patrzyłam się w swoje buty. Ładne, trochę brudne, o, cicho jakoś. Chociaż nie, Dust dyszy jak ja po maratonie przez Warszawę. Stałam i czekałam. Po chwili poczułam przy ramieniu gorący i szybki oddech. Podeszłam do przodu, oddech za mną. Ruszyłam truchtem w prawo, a oddech przeszedł z jednego ramienia na drugie i nie ustępował. Zatrzymałam się i nie zostałam zdeptana. Pokręciłam się tak jeszcze chwilę i obróciłam się wreszcie do małego. Nie patrząc mu w oczy pogładziłam bialutkie czoło, różowe chrapki i niebieskawe ganasze.
Zaczęłam gładzić ogierka po szyi, dotykać jego uszu, czochrać grzywę i tak przechodziłam dalej. Głaskałam go po piersi, łopatce, kłębie, grzbiecie, brzuchu, słabiźnie, zadzie i nogach. Nie przestawałam gładzić danego miejsca, póki nie poczułam, że mięśnie przy nim są rozluźnione. Byłam pełna spokoju i wewnętrznej ciszy. Największym problemem był brzuch oraz słabizna, Dust nie lubił też dotykania okolic ogona, chował go wtedy niejako pod siebie i się denerwował. Z czasem jednak odprężył się, rozluźnił i odciążył jedną z nóg. Gdy wygładziłam już obie strony podeszłam do łebka i delikatnymi ruchami zaczęłam masować okolice pyska, zakrywać oczy i gładzić, ściskać uszy. Ogier przyjął to z pełnią zaufania i spokojem. Spojrzałam w jego oczy. Były łagodne, ale z ognikiem. Widziałam w nich zaufanie, wolałam jednak na tym dziś skończyć.

Przypięłam linę i wyprowadziłam Dustfingera z round-pena, zabierając do stajni. Tam odstawiłam go do boksu i obdarowałam jabłkiem w nagrodę za taki postęp. Sama postanowiłam wpaść tu jutro i powtórzyć sesję, idąc dalej i sięgając przy PNH-owej części po linę i carrot sticka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vey




Dołączył: 25 Cze 2012
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:36, 02 Lip 2012    Temat postu:

Do Stajni Centralnej zajechałam z samego rana. Miałam zamiar popracować z Dustfingerem, może potem z paroma innymi końmi... Kucyk był jednak moim priorytetem. Weszłam do budynku i zanim jeszcze wyprowadziłam ogierka, zaniosłam cały jego sprzęt pod boks – nie miałam zamiaru ganiać go potem po całym obiekcie, a pamiętałam, do czego maluch był zdolny.
Dusty'ego zauważyłam od razu – wyglądał ciekawsko przez drzwi od boksu, prychając co jakiś czas. Miał ewidentnie dobry dzień – mogłam na niego wsiąść bez ryzyka sińców na tyłku. Na wszelki wypadek jednak przekupiłam go cukierkiem i drapaniem na przywitanie, założyłam kantar i wyprowadziłam go na korytarz, żeby wyczyścić malucha.
Kuc był niesamowicie wręcz umorusany – zaklejka na zaklejce, błoto, piach i... wolę nie wiedzieć, co jeszcze, pokrywały niezwykle zadowoloną z siebie paskudę. No tak, koń brudny to koń szczęśliwy... Przewróciłam oczyma i zabrałam się za czyszczenie – dobrze, że przyszłam na tyle wcześnie, żeby nie skrobać Kuca do późnej nocy.
Przez następną godzinę operowałam sczotkami, zgrzebłami i szmatkami przy ogierze. Oczywiście, łatwiej byłoby go wprowadzić na myjkę i wykąpać, ale wtedy nici by wyszły z jazdy... No, i Zło panicznie bało się węża, a nie chciałam go bynajmniej stresować. Gdy w końcu Dustfinger został doczyszczony do najmniejszej zaklejeczki, oczyściłam jeszcze kopyta i zaczęłam paskuda siodłać. Siodełko z przyległościami weszło ładnie, ochraniacze też, z uzdą miałam trochę problemów... To znaczy, miałabym, gdby Dusty nie sięgał mi do przepony, bo kucyk ni cholery nie miał zamiaru wziąć wędzidła w pysk, tylko uciekał głową na prawo i lewo. W końcu jednak udało mi się do końca oszpeić ogiera (ha, nie obyło się bez łapówki w postaci smakołyków, a co!) i mogłam zaprowadzić go na maneż. Chciałam pojeździć rekreacyjnie, żeby młodego rozruszać, może wprowadzić trochę elementów ujeżdżeniowych, ale zobaczyłam, że ktoś zostawił rozstawione drągi, na kłus. No fajnie, tyle, że dla konia, nie kuca.
Nie wsiadłam jeszcze, tylko przestawiłam je na kłus dla Dusta, z zamiarem popracowania na nich właśnie. Dopiero potem podciągnęłam popręg, wskoczyłam na siodło i, już w stępie, dopasowałam strzemiona. Przez pierwsze parę minut pozwoliłam łazić Kucowi w swoim tempie, na luźnej wodzy, żeby zapoznał się z drągami i z placem ogólnie, potem zebrałam wodze i zaczęłam pracować nad podstawieniem ogiera. Udało mi się to, jak się udało, konik miał swoją wizję dzisiejszej jazdy i stwierdził, że mu się po prostu nie chce, i że on sobie woli godzinkę poczłapać w te i wewte. Oczywiście, mądra Vey nie wzięła palcata, bo PO CO? Tak o to, przez kolejne piętnaście minut wysilałam się, wypychałam młodego do przodu, bawiłam się półparadami, wjeżdżałam na wolty, półwolty, próbowałam wyginać kuca... Aż w końcu, po tych minutach walki z leniuchem, w końcu udało mi się przekonać go do współpracy. Wyglądało to ciekawie, bo Dustfinger jakby „przeskoczył” z tybu off na tryb on, zebrał się na pierwszy sygnał i przyśpieszył stęp. Westchnęłam z ulgą, bo myślałam już, że przeczłapiemy się całą godzinę, a tu suprajs!
Zrobiłam jeszcze jedno okrążenie, żeby upewnić się, że zmiana nie jest chwilowa, podciągnęłam znowu popręg i zakłusowałam. Na Kucu kłusuje się śmiesznie, bo jest mały i stawia malutkie kroczki, przez co przebiera nóżkami mega szybko i bardziej opłaca się jechać ciągle półsiadem, niż anglezować (bo w siadzie pełnym trzęsie niesamowicie). Pokłusowałam na woltach, żeby wygiąć i zebrać porządnie malucha, który ciągle z zebrania mordką uciekał. W końcu, kiedy złapałam go na kontakt, mogliśmy wjechać na drągi. Pierwszy raz Dust przejechał za szybko, gdyby „przeszkoda” była dłuższa, pewnie pogubiłby własne nogi. Uspokoiłam go na wolcie i najechałam drążki w tę samą stronę, ale z drugiej ręki. Tym razem pilnowałam, żeby Kuc nie przyśpieszył przed wjazdem na drągi i przejechał czysto. Pojeździliśmy jeszcze drągi na obie ręce i w obie strony, potem zaś dałam Dustowi odpocząć w stępie. Podciągnęłam znowu popręg i po okrążeniu stępa zaczęłam zagalopowania. Kucyk miał dziś problemy z zebraniem się i wygięciem, postanowiłam więc porobić parę krótkich galopów na woltach. Zakłusowałam, wjechałam na woltę i nie pozwoliłam młodemu zbyt się ekscytować. Dopiero, gdy jechaliśmy równym, zebranym kłusem, wsiadłam w siodło i dałam sygnał do zagalopowania. Nos Dusty'ego od razu poszybował w górę, przeszłam więc do kłusa, zebrałam go ponownie i spróbowałam jeszcze raz. Tym razem poszło trochę lepiej, co prawda ciągle konik rozmemłał się cały, ale nie uciekł tak perfidnie z zebrania. Znowu kłus, zebranie, i raz jeszcze... Voila, udało się. Dustfinger pozostał zebrany, pięknie, ładnie, koło galopu, kłus i zmiana kierunku. Zagalopowanie na drugą nogę – słodko, zero ucieczki, lecimy w ustawieniu. Jeszcze parę razy zmiana strony, potem przejście do kłusa. Pięć minut rozkłusowałam młodego na luźnej wodzy i przeszłam do stępa. Zjechałam z maneżu i pokierowałam się do lasu, rozstępować paskudę w cieniu. Kiedy oddech Zła się uspokoił, a on trochę ostygł, wróciłam pod stajnię, gdzie zeszłam z Kuca i zaprowadziłam go pod boks. Rozsiodłałam maleństwo, włożyłam mu kantar, wyszczotkowałam i wyczyściłam kopyta, po czym wstawiłam do boksu. Poszłam na myjkę, przyniosłam wiadro wody i znowu wyprowadziłam ogiera na korytarz, gdzie schłodziłam mu nogi i grzbiet. Następnie nasmarowałam kopyta, poczęstowałam cukierkiem i posiedziałam z nim jeszcze trochę.

(836 wyrazów)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
oranżada




Dołączył: 08 Sty 2012
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:43, 30 Gru 2012    Temat postu:

Było koło dziewiętnastej kiedy zawitałam z stajni centralnej. Miałam zamiar zabrać Dustfingera na mały trening, nie było jeszcze tak strasznie późno więc nic nie stało na przeszkodzie.
Na początek swoje kroki skierowałam na halę by ustawić drągi i przeszkody. Nie ustawiałam niczego zbyt wysokiego, z tego co wiem nikt dawno na nim nie jeździł i nie chciałam go jakoś specjalnie męczyć, na to jeszcze przyjdzie czas. Kiedy już skończyłam ruszyłam do stajni, musiałam się wracać ponieważ zostawiłam na hali marchewki które przyniosłam dla koni.
- Dust? – zawołałam skracając sobie imię kuca po czym ruszyłam w stronę jego boksu odkładając po drodze smakołyki które przyniosłam. Po chwili z boksu wyłoniła się jasna głowa kucyka, który tym razem dał się pogłaskać bez oporów. – Co powiesz na mały trening, hmm? – zapytałam. Ruszyłam po jego sprzęt i szczotki. Oczywiście teraz, kiedy się spieszyłam gdyż nie chciałam żebyśmy skończyli trening zbyt późno nie mogłam czegoś znaleźć, a mianowicie ogłowia. W końcu, po jakichś dziesięciu minutach znalazłam je i ruszyłam z powrotem.
Weszłam do boksu by założyć mu kantar i przypiąć uwiąż, co zajęło trochę czasu bo Dust niekoniecznie chciał żebym mu ten kantar założyła, po czym wyprowadziłam go na korytarz żeby go wyczyścić. Jako, że byłam w stajni jakieś dwie, trzy godziny temu i już czyściłam Dusta nie zajęło mi to zbyt wiele czasu. Po prostu wyczyściłam jego sierść miękką szczotką by pozbyć się z kurzu i wyczyściłam mu kopyta. Sprawnie założyłam na niego sprzęt i przełożyłam wodze tak żeby łatwiej je było trzymać. Nie chciałam od razu na niego wsiadać, miałam zamiar zrobić to dopiero na hali – było strasznie ślisko, a ja nie chciałam żeby Dust się wywalił. Ruszyliśmy.
- Uwaga! – powiedziałam na wszelki wypadek kiedy wchodziłam na halę. Kiedy weszliśmy do środka okazało się, że jednak nikogo tam nie ma. Zamknęłam za sobą drzwi, zapaliłam światło i poprowadziłam Dusta dalej. Ściągnęłam z siebie kurtkę, a z niego derkę i odłożyłam gdzieś gdzie nie przeszkadzały. Potem ustawiłam sobie strzemiona i podciągnęłam popręg po czym wsiadłam. Dałam mu łydkę po czym ruszyliśmy stępem. Stępowaliśmy przez dwa okrążenia na prawą rękę robiąc po drodze wolty po czym zmieniliśmy kierunek przez półwoltę i znowu przejechaliśmy dwa okrążenia robiąc po drodze kilka wolt. Po tym ruszyliśmy kłusem, robiliśmy wolty, ósemki i zmiany kierunku. Na długich ścianach jechałam kłusem anglezowanym, a na krótkich przechodziłam do dosiadu. Dziwnie jeździło mi się na kucu – przez ostatnie kilka lat nie miałam okazji do jazdy na kucu, jeździłam na większych koniach i przez chwilę nie mogłam się przyzwyczaić do tego, że kuc robi mniejsze kroki i szybciej przebiera nogami ale w końcu przestałam to zauważać.
Po kłusie przeszliśmy na chwilę do stępa podczas którego podciągnęłam popręg, a po kolejnym kółku kłusa rozpoczęliśmy najazd na drągi. Kucyk ładnie podnosił nogi ani razu nie pukając żadnego z nich za co pochwaliłam go klepiąc po szyi. Dobrze się złożyło, że na halę wszedł jeden z pracowników centralnej, poprosiłam go by podwyższył mi jeden drągów. Kiedy skończył to przejechaliśmy przez nie kilka razy po czym po krótkiej chwili stępa zaczęliśmy skoki z kłusa. Wcześniej ustawiłam dwie przeszkody – niski krzyżak i podwyższony drąg który robił za mini-stacjonatkę.
Zaczęliśmy od tej niskiej stacjonatki. Dust na początku nie chciał skoczyć tylko przekłusowywał przeszkodę ale za trzecim razem ładnie skoczył. Powtórzyliśmy skok jeszcze dwa razy i przerzuciliśmy się na krzyżak. Przed drugą częścią skoków przez chwilę stępowaliśmy robiąc po drodze wolty i ósemki. Przekłusowaliśmy pełne okrążenie i zaczęliśmy skakać przez krzyżaka, skakaliśmy na ósemkach. Po skończeniu skoków postępowaliśmy trochę po czym zeszłam z kuca. Zawinęłam strzemiona, poluźniłam trochę popręg, założyłam kurtkę, a na niego derkę i poszliśmy do stajni.
Kiedy dotarliśmy na miejsce ściągnęłam z niego sprzęt i odłożyłam na bok żeby móc wprowadzić go do boksu. Potem zebrałam wszystko i zaniosłam do siodlarni. Wróciłam by dać koniom jeszcze kilka marchewek i wyszłam z terenu stajni centralnej.

Małe wytłumaczenie – z tą dziewiętnastą chodzi o to, że trening miał być wstawiony właśnie wczoraj o dziewiętnastej ale zapomniałam |D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
oranżada




Dołączył: 08 Sty 2012
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:35, 10 Sty 2013    Temat postu:

TEREN GRUPOWY

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:59, 11 Mar 2013    Temat postu:

Przyjechałam wreszcie do SC. Chciałam ruszyć trochę tą naszą organizację, poczynając od jej podopiecznych. Na pierwszy ogień postanowiłam wziąć Dustfingera. Kucyk był chwilowo na padoku, więc po wejściu do stajni najpierw pozbierałam potrzebny mi dziś sprzęt, czyli ogłowie z podwójnie łamanym wędzidłem i nachpanikiem kombinowanym, siodło wszechstronne, jakiś czapraczek, komplet ochraniaczy, kaloszki na przody i derkę polarową. Pomimo, iż zima się powoli kończyła wciąż panowały tu niezłe mrozy. Potem poszłam po kucyka. Nie musiałam go długo szukać, bo przylazł do mnie wraz z grupką innych koni jak tylko przekroczyłam bramkę. Odganiając resztę towarzystwa wyszłam z nim przez bramkę i ruszyłam do stajni. Wpuściłam na chwilę do boksu i dałam małemu 5 minut na ewentualne napicie się czy załatwienie jakiejś innej potrzeby. Następnie wyprowadziłam go na korytarz, uwiązałam i rozebrałam z derki.
-Aleś się upaprał... - Stwierdziłam widząc, że pomimo nakrycia Dust i tak był cały brudny. -... I derka też już tylko do prania się nadaje... - Dodałam po chwili oglądania materiału. No nic, uroki przedwiośnia i padoków. Otworzyłam skrzynkę ze szczotkami leżącą pod boksem, wyjęłam z niej iglaka i miękką szczotkę, po czym szybko zabrałam się do czyszczenia niebieskawej sierści malucha. Ogierek trochę się na mnie kulił czując brak delikatności, ale nie miałam ani czasu ani chęci się tym przejmować. Dokładnie oczyściłam najpierw lewą, potem prawą stronę kucyka, dokładnie rozczesując każdą zlepkę. Na szczęście nogi były suche, więc mogłam spokojnie zakładać ochraniacze. Po skończeniu z sierścią zabrałam się za grzywę i ogon. Rozczesałam dokładnie, a potem szybko przycięłam, coby wyglądało to estetyczniej. Odeszłam parę kroków i spojrzałam na efekt - no, znacznie lepiej Smile Na koniec zostały mi kopyta, które ku mojej uciesze poszły jak po maśle. Otrzepałam ręce, wzięłam i pozakładałam ochraniacze na kucykowe nogi, czaprak z siodłem na grzbiet, przełożyłam i zapięłam popręg, zarzuciłam na to wszystko derkę i na koniec zamieniłam kantar na ogłowie. Dustfinger nieco niechętnie przyjął wędzidło i wyraźnie nie lubił dotykania uszu, ale jakoś to wszystko przebolał i w nagrodę przed zapięciem nachrapnika dostał małą kostkę cukru. Kiedy przeżuwał ja założyłam rękawiczki, wzięłam długi bat do ręki i w końcu zapięłam mu nachrapnik ze skośnikiem. Chwyciłam wodze i powędrowaliśmy na halę.

Na miejscu podciągnęłam popręg, opuściłam i uregulowałam strzemiona, po czym lekko wsiadłam i od razu przytrzymałam rwącego się do ruchu ogierka. Za karę kazałam mu stać parę sekund i potem już posłusznie ruszył od delikatnego pchnięcia biodrami. Hala była puściutka, a promienie coraz przyjemniejszego słońca wpadały przez jej ogromne okna. Uwielbiałam takie dni. Dust szedł energicznie, z zaciekawieniem rozglądając się dookoła. Dałam mu na razie luźną wodzę, by mógł wyciągnąć szyję i się rozluźnić. Delikatnym naprzemiennym działaniem łydek połączonym z wyraźnym ruchem bioder zachęcałam go do poszerzenia wykroku i uaktywnienia zadu. Takie stępowanie zajęło nam około 7 minut, po czym sprawdziłam popręg i zaczęłam stępować na lekkim kontakcie, stopniowo skracając wodze i wyginając kucyka w obie strony. Na początku delikatnie, a potem coraz mocniej i mocniej, jednak bez siłowania się. Cały czas napychałam go łydkami na kontakt, a dosiadem pilnowałam, by się nie skracał. W końcu kucyk, z początku sztywny jak kłoda i wylamiony jak tylko się dało odpuścił i przeżuwając wędzidło powędrował łebkiem w dół. Od razu oddałam mu więcej wodzy i odpuściłam na chwilę, by wiedział, że dobrze zrobił. Potem jednak znów musiałam się trochę bawić wędzidłem, by utrzymać ustawienie na więcej niż 4-5 kroków. Włączyłam do tego zatrzymania, podczas których też prosiłam do o odpuszczenie, ciasne wolty wymagające porządnego wygięcia się i wypuszczanie w dół.
W końcu, gdy swoje przepracowałam i miałam Dusta "w dwóch paluszkach" dałam mu sygnał do zakłusowania. Delikatny, ale wyraźny. Mały owszem - ruszył wymaganym chodem, ale poderwał łeb do góry i tyle by było z ustawienia. No to na koło i ta sama gratka. Półparady, bawienie się wędzidłem, wyginanie w prawo, w lewo, napychanie porządnie łydkami na kontakt i tak w obie strony. Z czasem, jak zerkałam w lustro widziałam sporą poprawę w ruchu kucyka, który powoli, stopniowo odpuszczał i zarazem wydłużał wykrok, dzięki czemu nie drobił już w miejscu tylko szedł ładnie naprzód, z zaangażowanym zadem i zaokrąglonym grzbietem. Włączyłam w pracę przejścia kłus-stęp-kłus, kłus-stęp-stój-stęp-kłus i jazdę po śladzie bądź przekątnych, na których trzeba było się porządnie wyprostować. Nie było to wcale takie proste, musiałam parę razy tryknąć ogierka batem za łydką, na którą nie reagował i dopiero po jakimś czasie nie był to kompletny slalom. Z przejściami w sumie nie było aż tak źle - po średnio 4-5 krokach miałam kuca już pozbieranego i ustawionego jak należy, nie musiałam się długo mordować. Kiedy już naprawdę zupełnie odpuścił, pobawiłam się w żucie z ręki. Co jakiś czas wypuszczałam go w dół i ponownie podnosiłam do ustawienia, przeplatając to między najróżniejszymi innymi elementami - w tym i kolejną nowością - dodaniami. Robiłam je tylko, gdy kucyk był rozluźniony, inaczej nie miało to sensu. Starałam się, by były wyraźne, mocne, ale bez zbytniego spinania się. To zajęło nam sporo czasu. Półparadami stale pokazywałam Dustowi, w jakim kierunku ma wędrować łeb, a dosiadem i łydkami dbałam o "prawidłowy napęd". W końcu udało nam się zrobić jedno bardzo ładne dodanie, więc do stępa, długa wodza i chwila odpoczynku. Nie chciałam przeforsować Dustiego, a i tak był już zgrzany i zdyszany ciągłym wysiłkiem od dobrych 40 minut. Po paru minutach stępowania nabrałam wodze na kontakt, pozbierałam kucyka i ruszamy kłusem.
Siedziałam w pełnym siadzie i wjechałam na koło, gdzie pozbierałam kucyka mocniej, aby po chwili zagalopować na prawą nogę. Podążając za dynamicznym przejściem Dusta musiałam poświęcić parę ful na doprowadzenie go do porządku, ponowne wprowadzenie na koło i dopiero wtedy mogłam się bawić. Jadąc aktywnie do przodu i stale dopychając łydkami do wędzidła prosiłam go o odpuszczenie - tak jak uprzednio w stępie i w kłusie. Ten jednak nie miał zamiaru mnie słuchać, nieustannie napierając na wędzidło, więc paroma mocnymi półparadami z dłuższym przytrzymaniem przypomniałam mu, kto prowadzi. Dało to pożądany efekt i już delikatniej bawiąc się wędzidłem starałam się możliwie jak najbardziej zaokrąglić i pozbierać do kupy galop malucha. Nie szło nam to zbyt dobrze, Dustfinger się nakręcał, absolutnie nie myślał o zbieraniu się. Więc w odpowiedzi na jego zachowanie włączyłam w pracę przejścia. Cała masa przejść w krótkich odstępach powoli zaczęła przynosić efekty. Roanek skupił się, przestał nakręcać na galop, wyciszył i fajnie rozluźnił. Nawet galop zaczął wyglądać duuużo lepiej, pomimo iż nie był jeszcze idealny. Zmieniłam kierunek i w lewo to samo - praca w galopie, masa przejść, wyginanie. Tu poszło dużo łatwiej i dużo dalej udało nam się zajść Smile Spoglądając w lustro widziałam pięknie galopującą, z impulsem, zaangażowanym zadem, okrąglutką kuleczkę. Do tego niezwykle uroczą. Zaczęłam jeździć też po śladzie, utrzymując jakość chodu i prostując na ile się dało. Po paru okrążeniach zmieniłam kierunek przez przekątną z przejściem do kłusa za X i zagalopowałam w narożniku. Dust od razu odpuścił, a napychany łydkami i dosiadem bardzo ładnie zaokrąglił chód. No to jeździmy chwilę po ścianach równym tempem, następnie średnio co 2-3 długą ścianę robimy wyraźne, mocne dodanie, po nim skrócenie, woltę dla ogarnięcia się i potem kontynuujemy zebrany galop przez jakiś czas, by potem znów dodać, albo zmienić kierunek. Dust miał ogromne możliwości jeśli chodzi o wydłużanie i skracanie fuli, problem leżał w jego roztrenowaniu. Widząc, że kucyk zaczyna się męczyć naprowadziłam go w pewnym momencie na linię 2 drążków na 9-11 fuli, zależnie od tego, czy się doda, pojedzie równym galopem czy też skróci. Ja wybrałam równą jazdę. Pilnując najeżdżania na środek i trzymania linii prostej zrobiłam równe 10 fuli pomiędzy i poklepałam kucyka. Jeszcze raz na 10 i potem skracamy. Pilnując impulsu policzyłam fule. No, troszeczkę zabrakło. Jeszcze raz, jeszcze bardziej się skracając, ale bez zbytniego spinania. Linia prosta, wycofać, wycofać, wycofać i udało się. 11 pięknych fulek. Pochwała i na 10. Potem na 9. Mocniejszy galop, ale bez spłaszczania, obszerna fula i owszem, na 9, ale było ciut ciasno. Poprawiłam szybko, trochę mniej szarżując i pochwaliłam Dusta. Zmieniłam kierunek i w drugą stronę. Najpierw 10, potem dwa razy na 9, dwa razy na 10 i dwa na 11. Całkiem fajnie, troszeczkę nam nie pasowało przy drugiej 9 i pierwszej 11, ale poprawiliśmy i dałam spokój.
Przeszłam do kłusa, oddając trochę wodzy. Dustfinger pociągnął noskiem w dół, prosząc o więcej. Dałam mu, ale po chwili zabrałam, bo to nie koniec pracy. W kłusie najechałam na 4 drążki, podwyższone na przemiennie z jednej strony. Ustawione na kucyka o niezbyt dużym wykroku przypasowały ogierkowi, który wysoko podnosząc nogi i ciągnąc łebkiem w dół uważnie ale i szybko przez nie przeszedł bez puknięcia. Poklepałam go i jeszcze parę razy w jedną, potem w drugą stronę, w końcu dałam spokój, bo się porządnie zmęczył i zgrzał. Wypuściłam w dół w obie strony i do stępa.
Nakryłam derką, popuściłam lekko popręg i podłączyłam się do stępujących Deidre na Violencie i Carrot na Sokiście. Gniadosz jechał pośrodku, gdyż jako wałach był chyba najmniej konfliktowy i ogólnie najlepiej z kandydatów znosił takie usytuowanie. Dei powoli zaczynała ze Stormem, który nabuzowany co rusz podkłusowywał, mimo trzymanego kontaktu i zajmowania go wygięciami itp. Kucyki szły równo, Dust trochę zaczepiał Sokistę, ale ten się nie dawał sprowokować więc do niczego złego nie doszło. Pogawędziłyśmy sobie z dziewczynami o tym i owym, aż w końcu nie chcąc już męczyć roanka pożegnałam się z nimi i podjechałam do wyjścia. Zsiadłam na ziemię, nieco przeceniając wysokość walijczyka, ale szybko złapałam równowagę i już po chwili zawijałam strzemiona, poluźniałam popręg, poprawiałam derkę i ruszałam do stajni.

Szybko przemaszerowaliśmy do domku i zatrzymaliśmy się przed boksem kuca. Rozsiodłałam go, ubrałam narzuconym wcześniej na grzbiet polarem, zmieniłam ogłowie na kantar i zabrałam na myjkę. Umyłam i schłodziłam mu nogi, kopytka wysmarowałam i odprowadziłam do boksu. Tam zostawiłam go w polarze na 20 minut, sama odniosłam sprzęt i potem wróciłam, zmienić derkę i dać piękne dwie marchewki zabrane z paszarni. Kucyk schrupał je z ochotą i połasił się do mnie przez pewien czas, ale w końcu stwierdził, że siano wrzucone pod jego nieobecność jest ciekawsze. Ja z uśmiechem na twarzy wyszłam z boksu i zamknęłam dokładnie drzwiczki, po czym ruszyłam dalej załatwiać różne inne sprawy.

słów: 1667 (biorę 1600 hrs)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Sob 10:06, 16 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 0:17, 08 Kwi 2013    Temat postu:

Cóż... Pełna motywacji postanowiłam zorganizować kucowy trening skokowy. Załatwiłam sobie stajennych do stawiania i poprawiania/podwyższania przeszkód, rozplanowałam i ustawiłam parkur na Aurumowej hali, no i oczywiście znalazłam innych chętnych na taki rodzaj pracy. Zaprosiłam do siebie Nojca na Dustfingerze i Karuchnę na Sokiście, które chętnie przyjęły moją propozycję. Ja sama planowałam pojechać parkur na Shettym.

W sobotę o 8 rano na podjazd AA wjechał koniowóz z maluchami. Od razu wskazałam dziewczynom boksy i dałyśmy koniom nieco ponad godzinę na odpoczynek. Pokazałam wtedy dziewczynom parkur, przedstawiłam plan treningu i poczęstowałam kawą i ciastkiem. Po 9 wkroczyłyśmy do stajni i zabrałyśmy się za szykowanie kucy. Ja wzięłam swój sprzęt z siodlarni i poszłam do Shettiego, którego oporządzałam wyjątkowo w boksie. Noj i Karr zabrały swoje rzeczy z koniowozu i również zabrały się za szykowanie. Po 20 minutach wszystkie kucyki były wyczyszczone i osiodłane, a my w kaskach, rękawiczkach i reszcie potrzebnego sprzętu. Musiałam pożyczyć Nojce wytok po Puniu, bo Dustowemu zostało się w SC. Po dopasowaniu i ogarnięciu wszystkiego trzy kuce – mniejwszy (Shetty), większy (Dustfinger) i największy (Sokista) ruszyły energicznym stępikiem na halę.

Szybko podciągnęłyśmy popręgi, ogarnęłyśmy strzemiona i hop na grzbiety. Ruszyłyśmy stępem jak na komendę, na razie trzymając od siebie bezpieczne odległości. Dust robił tzw „lamę” - szedł z podniesioną wysoko głową, uszy miał postawione na sztorc, chrapy rozszerzone, parskający oddech. Szedł lekko, w stanie gotowości, ale póki co nic nie było wystarczająco motywujące do ucieczki. Sokista również był pobudzony, ale w mniejszym stopniu – podniósł wyżej łeb i rozglądał się z zaciekawieniem po okolicy. Shetty natomiast pomimo bycia stałym bywalcem tej hali pod wpływem kompanów również nabrał energii, zrobił się z lekka elektryczny i zaciekawiony. Na szczęście żaden z kucy nie był zbytnio płochliwy, a amazonki bardzo dobrze dawały sobie z nimi radę. Po 5 minutach Dust pod Nojką bardzo ładnie powędrował łepetynką w dół, żując wędzidło i tylko lustrując uszkami wokoło, czasem podrywając się na chwilę z ustawienia, ale ogólnie zaczynał pracę. Sokista już zupełnie stracił zainteresowanie otoczeniem i również zaczynał robotę, idąc aktywnym, obszernym stępem w niskim ustawieniu pod Karr. Shetty nie był zbyt chętny do współpracy, ale po paru sprzeczkach odpuścił i bawiliśmy się w wyginanie a to do środka, a to na zewnątrz, jakieś przejścia, wolty itp. Razem z rysualkami skupione byłyśmy na pracy, ale zamieniałyśmy czasem parę słów. W końcu, po ponad 10 minutach stępowania sprawdziłyśmy popręgi, zdjęłyśmy derki i czas na kłus.
Tu pojawiły się pierwsze różnice w jeździe. Noj prowadziła Dusta aktywnym, mocnym dwutaktem po ścianach na długiej wodzy, ale trzymając kontakt. Karr dała Sokiście zupełnie luźną wodzę i również aktywnie jechała do przodu. Ja natomiast przyjęłam niskie ustawienie i zaczęłam od pracy na dużym kole. Bawiłam się wyginając małego a to w lewo, a to w prawo, prostując, zmieniając kierunki itd. Kątem oka zauważyłam,że dziewczyny nabierają wodze i również zabierają się za pracę właściwą. Wszystkie kręciłyśmy dużo wolt, nieustannie zmieniałyśmy kierunki, robiłyśmy przejścia, dodania, skrócenia, wygięcia, zgięcia, jak ktoś umiał i chciał to łopatki, ustępowania, żucia z ręki. Masa elementów do wykonania w dość krótkim czasie, coby nie przemęczyć koni przed skokami. Po 10 minutach kłusowania zarządziłam jeżdżenie przez drążki. Ustawiłam po dwie pary – dla Shettiego i dla Dusta z Sokistą, którzy byli jednak więksi i mieli dużo obszerniejszy wykrok. Na początku wszystkie leżały równo na ziemi i każda z nas jeździła je w obu kierunkach, dostosowując wykrok i wykonując czasem jakieś przejście, zmieniając ustawienie czy coś. Kucyki ogólnie starannie spełniały wymagania amazonek, więc po paru przejazdach stajenni podwyższyli nam ja naprzemiennie z jednej strony. Wtedy Shet zaczął się spieszyć, coby jak najprędzej pokonać przeszkodę, Dust niezbyt wygimnastykowany lekko je pukał i praktycznie tylko Sokista prawidłowo sobie radził z ćwiczeniem od samego początku. Razem z Nojcem uparcie przejeżdżałyśmy przez drążki w obu kierunkach, póki kucyki się nie ogarnęły. Tak jak od Dusta nie mogłam zbyt wiele wymagać, tam Shetty stanowczo umiał pokonywać nawet i pełne cavaletti bez błyskawicznego tempa. No to ustawili nam już pełne podwyższone drążki. Nie były wysokie, miały mniej niż 30 cm, ale i tak wymagały zaangażowania, szczególnie od Shettiego. Mimo wszystko cała trójka dobrze sobie poradziła z postawionym zadaniem i przeszłyśmy z dziewczynami do stępa, by odetchnąć przed galopem. Nie dawałyśmy panom jednak odetchnąć mentalnie. Każda z nas oddała tylko trochę wodzy, wypuszczając swojego rumaka w dół i dalej pracowała w stępie – a to robiła jakieś koła, a to przejścia, chód boczny – to, co dało się wykonać bez większego wysiłku w ciągu dwóch minut.
Po owym czasie zgodnie postanowiłyśmy zacząć galop. Każda wydzieliła sobie pewną przestrzeń i po odpowiednim przygotowaniu zagalopowała. Ja z Shettym ruszyłam prawie od razu – chwilowo był wyjątkowo przyjemny w prowadzeniu i nie widziałam żadnych przeciw. Przy zagalopowaniu oczywiście lekko bryknął, ale potem grzecznie, równo przebierał swoimi nóżkami. Nasz galop był – jak na kucyka przystało – szybki, ale też okrągły, z ciężarem przesuniętym w stronę zadu. Pobawiłam się wygięciami i zmieniałam strony, kiedy w międzyczasie Karr również zagalopowała. Sokista jako doświadczony kuc również szedł dość szybkim galopem, jednak brak treningu dawał się we znaki i rysualka musiała się trochę napracować by go najpierw ustawić w dole, rozluźnić, a potem stopniowo podnieść zaokrąglając przy okazji galop. Noj długo pracowała w kłusie i dopiero, gdy Dust naprawdę odpuścił przeszła w galop. Ogólnie walijczyk nie był zły, ale widząc inne konie poruszające się tym samym chodem był bardzo mocno rozproszony i zaczynał się rozbestwiać, więc dziewczyna musiała go sprowadzić na ziemię dość nieprzyjemnymi, ale krótkimi i skutecznymi metodami. Gdy pogalopowałyśmy wszystkie w obie strony dałam każdej chwilę do popracowania na śladzie. Sama wykonałam po jednym okrążeniu na nogę, zmieniając ją po przekątnej przez lotną i tyle.
Przyszedł czas na skoki. Na początek kopertka 40 cm ze wskazówką z kłusa. Ja miałam pokonać ją pierwsza, bo miałam kuca wymagającego mniejszej odległości między wskazówką a przeszkodą. Najechałam równo, prosto i z impulsem, ale bez gnania. Shet ciągnął do przeszkody, więc wystarczyła bardzo delikatna łydeczka, by zrobił pełen werwy naskok i płynnie pokonał przeszkodę. Po niej na wprost, wyhamować do kłusa, zatoczyć koło i skoczyć drugi raz. Potem dwa skoki z drugiej nogi i czas na Dusta. Ten stanowczo napalał się na przeszkody, nie widział świata poza tą kopertą – w tym drąga na naskok. Dopiero przy czwartym podejściu Noj wyklarowała mu, po co on tam leży. Wtedy poszło z górki, chociaż po minie rysualki widziałam, że to nie jest to, o czym marzyła. Gdy Sokista oddał swoje skoki (które wypadły bardzo dobrze – były spokojne, raz tylko puknął przez chwilowe rozproszenie a tak szedł naprawdę porządnie) pozwoliłam Nojowi skoczyć krzyżaczka z kłusa jeszcze parę razy, potem jednak poprosiłam stajennego, by podwyższył nam go do 60 cm i ustawił wskazówki w odległości 1 fuli z obu stron, wpierw dla Sokisty tym razem. Rysualka zagalopowała i najechała najpierw z lewej nogi w tym samym kierunku co wcześniej. Sok z lekka próbował ją wyciągać z siodła i galopować mocniej, jednak przytrzymany posłusznie hamował, nie tracąc jednak impulsu. Para dobrze wjechała w pierwszy drążek, dobrze podjechała do przeszkody, pokonała ją zgrabnie i potem też przyzwoicie wypadła na drugim drążku. Dziewczyna zmieniła nogę przez lotną i z drugiej strony. Tu Sok jednak trochę wyrwał i zrobiło mu się ciasno, ale wyszedł z tego i chyba wyciągnął wnioski, bo kolejne dwa skoki wypadły już bez takich numerów. Następna była Noj. Dust już pozbył się nadmiaru energii, więc przestał wyrywać, ale wciąż, nieustannie ciągnął do przeszkody i po niej, więc para musiała chwilę popracować nad tym, żeby trafiać do drążków. Na koniec jechałam ja. Galopowałam do przodu, pilnując jednak, by ten galop nie był płaski. Z początku wjechałam za mocno i Shet wziął pierwszą odległość na skok-wyskok, ale potem już wszystko pasowało, skakaliśmy ładnie po linii prostej i nawet zatrzymanie po skoku nie było problemem. Wtem przeszkoda urosła nam do 70 cm. Ja miałam jechać pierwsza, bo miałam już ustawione drągi. Zagalopowałam w lewo i jedziemy. Równy, kontrolowany i okrągły galop, pierwszy drążek, równa, ładna fulka, łydeczka na odskoku i fajny, ładny lot. Lądowanie, wycofanie tuż po skoku, dobrze pokonany drugi drąg i zatrzymanie. Zagalopowanie ze stępa na drugą nogę i w przeciwnym kierunku. Trochę wycofujemy galop, potem drążek, fulka, skok, fulka, drążek. Bardzo ładnie, więc oddałam przeszkodę dziewczynom. Kucyki już się ogarniały, więc poszło szybko i po paru skokach obu par stajenny zdjął wskazówki i ustawił sztalkę 80 cm. Jechałyśmy kolejno – Dust, Shet, Sok. Każdy z kucy wykazywał się sporą dokładnością, więc nie było zrzutek, natomiast było parę nieporozumień w parach jeśli mowa o odskokach. A to ja za bardzo scykałam Shettiego, że ledwo wyszedł, a to Dust się zdjął z daleka, albo Sok nie odpowiedział na Sygnał Kar i sobie tupnął. Na koniec każdej z nas poleciłam pojechać pojedynczego oksera 80 cm i szereg na dwie fule (ja miałam osobny, ze skróconą odległością). Obyło się bez przygód, chociaż widziałam, że Noj ma problemy w szeregu, więc pojechała go drugi i trzeci raz, z kolei Karr musiała przekonać Sokistę do barwnego okserka. W końcu rozskakane omówiłyśmy parkur:
1.Okser 80 x 70
2.Stacjonata 80
3.Doublebarre 70/80
4.Szereg: stacjonata 80 (2 fule) okser 80 x 60
5.Stacjonata z desek 80
6.Okser 80 x 80
7.Triplebarre 70/80/90
8.Pijany okser 75 x 70
9.Stacjonata 80
Jako pierwsza miała jechać Karr, gdyż Sokista jako starszy kucyk miał chyba najgorszą kondycję i nie było co go trzymać tyle czasu. Rysualka płynnie zagalopowała ze stępa w lewo i odbijając od długiej ściany najechała na oksera. Zachęciła kucyka palcatem, najwyraźniej wahał się on przed jaskrawością przeszkody. Po oddaniu czystego skoku wylądowała na prawą nogę i zawijając niewielkim łukiem najechała na sztalkę, którą skakałyśmy na rozgrzewkę. Kuc pokonał ją bez przejęcia, ale na czysto. Potem na łuku zrobiła 10 fuli i pomimo bliskiego odskoku na czysto pokonała doubla. Po lądowaniu zmieniła nogę na lewą i odbiła pod bandę, by z zakrętu wyjechać na szereg. Dobrze dojechała do pierwszego członu, potem zrobiła dwie równe fule i na czysto skoczyła drugi. 5 fuli po szeregu czekała na nią kolejna przeszkoda – stacjonata z desek, nad którą Sok wysadził do góry, jakby miała zamiar go gryźć, jednak (jak później rysualka stwierdziła) nie wahał się przy najeździe. Po stacjonacie z desek dużym łukiem najechała na oksera, do którego zrobiło im się daleko, ale gniadosz zgrabnie wyratował amazonkę (i siebie przy okazji), jednak potem musieli nadgonić straty dwiema mocnymi fulami w linii na 7 fuli do tripla, którego pokonali bezbłędnie i niemal ksiązkowo. Po triplu rysualka odbiła do krótkiej ściany i wyjeżdżając z zakrętu najechała na pijanego oksera. Sok wyraźnie zawahał się, ale zmotywowany wyraźną łydką i palcatem skoczył i mimo paralitycznego stylu nie tknął drągów. 8 fuli później już spokojniej pokonali ostatnią stacjonatę i Karr oddała całą wodzę kucykowi, klepiąc go po obu stronach szyi. Dostała możliowść rozkłusowania go jeżdżąc przy ścianie, natomiast na parkur wkroczyła Noj.
Dust wyraźnie zmęczony nie garnął się już tak do skakania, chociaż, gdy ujrzał kolorowego oksera załączył turbo. Zdjął się z daleka, wylądował daleko za przeszkodą i już by wywiózł Noja, gdyby nie jej doświadczenie i refleks. Amazonka błyskawicznie doprowadziła kucyka do porządku, zawróciła na tor i pokonała drugą przeszkodę. W linii do doubla wypadli nieźle, Dustfinger chyba postanowił chwilowo nie walczyć z rysualką. W szereg wjechali prawidłowo i wyszli z niego obronną ręką (i kopytem), gorzej z przeszkodą tuż po nim. Dust wyrwał do przodu odzyskując najwyraźniej siły i w ostatniej chwili zauważył przeszkodę i skoczył ją, ale o piętro niżej. Jak się wtedy nie rozbrykał, tak Noj musiała pokołować, ogarnąć go i najechać jeszcze raz. Skoczył ładnie, robiąc sobie w razie czego duuuży zapas i lekko pobrykując po lądowaniu, jednak Noj jechała dalej. Do oksera dojechali przyzwoicie, tak samo wypadli na triplu. Ostatnia linia okazała się kwestią sporną, bo Dust z początku wahający się do pijanego oksera, po nim ponownie wypruł do przodu i urwał fulę. Noj przejechała linię jeszcze jeden raz i po chwili odpoczynku cały parkur. Teraz wypadli lepiej, Dust nie dość, że się porządnie zmęczył, to dostał nauczkę za swoje wybryki. Owszem, zrzucił w szeregu oba człony, ale wszystkie stwierdziłyśmy, że to kwestia zmęczenia. Noj również dostała polecenie rozkłusowania, a ja ruszyłam na parkur.
Zagalopowałam w lewo i zaczęłam przejazd. Do jedynki dojechaliśmy równym, energicznym ale kontrolowanym galopem. Shet wybił się mocno i poleciał nad drągami. Wylądowaliśmy na prawą nogę, od razu zawijając i 2 fule po wyjściu z zakrętu mieliśmy przeszkodę. Szetland wyszedł z sytuacji w jakiej go postawiłam obronnym kopytkiem i potem już galopowaliśmy do doublebarre'a. Zbyt blisko i niestety nie dało się wyjść tym razem. Trudno, mój błąd. Galopując na lewo najechałam na specjalny, Shettowy szereg. Hyc stacjonata, 2 równe fulki i hyc okser. Potem 6 fuli do stacjonaty z desek i kolejna przeszkoda na 0. Dużym łukiem zawinęłam na oksera i ostatnie trzy fule wydłużyłam, by się wpasować z odskokiem. Poszło nam to dobrze, Shet był czujny i od razu odpowiadał na moje sygnały. Do tripla dojechałam naprawdę mocnym, okrągłym galopem by mieć się z czego wybić. Pilnowałam jednak, by idealnie się wpasować z odskokiem, bo przy takim maluchu to już bardzo ważne. Udało nam się przelecieć nad nim bezbłędnie, więc lądujemy na prawą nogę i ostatnia linia. Pijany okser wzbudził w małym jakieś wątpliwości, ale lekka motywacja łydką wystarczyła, by skoczył go bez zbędnych udziwnień. 9 fuli później skoczyliśmy ostatnią stacjonatę i koniec. Noj właśnie przyłączała się do stępującej Karr a ja rozkłusowałam taranta na długiej wodzy, po czym również dołączyłam do stępujących.
Gadając o przeżyciach związanych z tym treningiem i planami odnośnie przyszłości, a przeszłości i teraźniejszości, w sumie to o wszystkim o czym się dało rozstępowałyśmy rumaki i wróciłyśmy do stajni.

Każda rozsiodłała swojego, ubrała w derkę, zabrała na myjkę, gdzie schłodziła i umyła nogi, obdarowała jakimiś przysmakami i zostawiła, by odsapnął. My same zaś poszłyśmy na ciepłe kakao i ciasteczka, przy których miło spędziłyśmy czas do godziny 12, kiedy to dziewczyny postanowiły ruszyć w drogę powrotną do SC. Pomogłam im się zapakować i pożegnałam czule. Gdy wóz z przyczepką znikł za horyzontem westchnęłam i ruszyłam dalej ogarniać swoje sprawy.

słów: 2327 (biorę 2300 za trening ogółem, niezależnie od tego, że są tam dwa konie z SC)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin