Forum Stajnia Centralna Strona Główna Stajnia Centralna
Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Odwiedziny [Dama z Łasiczką]
Idź do strony 1, 2  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:38, 06 Mar 2011    Temat postu: Odwiedziny [Dama z Łasiczką]

Miejsce na odwiedzanie klaczy

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Nie 12:52, 24 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evov




Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 7:44, 08 Mar 2011    Temat postu:

Przeglądałam w dyżurce dokumenty nowych koni. Nigdy przecież nie opuszczam SC i zawsze poszukuję kogoś kim nikt się nie zajmuje. Zobaczyłam kartę Damy. Zaśmiałam sie z tego dziwnego i długiego imienia jednak postanowiłam ją zobaczyć. Czasami normalnie czuję się jak polak w Ikei oglądający sto kanap. No, ale mniejsza o to.

W siodlarni zaczęłam rozglądać się za jakimś nieużywanym uwiązem. Mógł mi się przecież przydać. Potem podreptałam do boksu Damy. Nic tam nie zobaczyłam, tylko ciemność. Uśmiechnęłam się lekko na myśl, że ta klacz nie jest różowym misiem do przytulania. Oparłam się o bramkę boksu i wyciągnęłam z kieszeni landrynki. Zaszeleściłam opakowaniem. Spodziewałam się jakiejś reakcji ze strony tego "pustego" boksu, jednak żadnej nie otrzymałam. Konie jeszcze nie były na pastwisku, więc niemożliwością było, żeby Dama gdzieś sobie polazła. Do tego wisiała tabliczka z jej imieniem, więc tym bardziej nieprawdopodobne było to, żebym przypadkiem pomyliła boksy.
- Dama? - spytałam cicho - Jesteś tam? - usiłowałam się nie roześmiać. Odpowiedziało mi mocne kopnięcie w boks. No tak, skąd ja to znam?
- No nie denrwuj się tak...Bo sobie jeszcze nogi rozwalisz - oparłam brodę na dłoni i wytężałam wzrok żeby zobaczyć chociaż zarys klaczy. Z tego co mi się wydawało stała gdzieś przy ścianie, poza zasiegiem moich słabych oczu. Głośno zarżała.
- No chodź tu, przecież nic ci nie zrobię - uśmiechnęłam się i wyciągnęłam cukierka. Po chwili ciszy zainteresowana srokatka wyszła z mroku i spojrzała na mnie jak na wariatkę. Ostatnio wszystkie na mnie tak patrzą, nie wiem dlaczego. Miała piękne oczy, jednak smutne. Tak mi jej było szkoda. Stała tutaj cały czas sama, nikt do niej nie przychodził...no tak, bo kto by chciał siedzieć przy koniu, który nie może pod siodłem chodzić? A czy to pierwszy raz taki się zdarzył?
- Patrz co mam - pokazałam na wyciągniętej dłoni cukierka. Ona tylko spojrzała na niego niebieskim ślepiem, ale nie podeszła. Wręcz przeciwnie, cofnęła się kilka kroków. Pokręciłam głową i rzuciłam jej landrynkę pod nos. Wiedziałam, że szybko do mnie nie podejdzie, zwłaszcza, że jestem taaaaka straszna. Obwąchała dokładnie cukierka po czym go zjadła. Podniosła łeb i znowu wbiła we mnie spojrzenie. Uśmiechnełam się i spróbowałam jeszcze raz. Miałam nadzieję, że skoro srokatka widzi, że to wcale nie jest trucizna, to może do mnie podejdzie. Znowu wyciągnęłam landrynkę. Jedną wpakowałam sobie do buzi drugą wyciągnęgnęłam na ręce w jej stronę. Wahała się chwilę po czym niepewnie podeszła bliżej mnie. Wyciągnęła dale szyję, szybko złapała landrynke po czym schowała się spowrotem w głębi boksu.

I tak jest postęp. Podeszła do mnie! Taaa...mam się z czego cieszyć, prawda? Też tak myslę. Postałam jeszcze chwilę przy boksie tak jakbym miała nadzieję, że klacz podejdzie do mnie i wciśnie mi swoje chrapy do ręki. Ale to jeszcze nie teraz. Muszę ją do siebie przyzwyczaić sama z resztą też muszę odpamiętnić sobie jak to jest gadać do konia i nie wiedzieć zbytnio czy on cię lubi czy totalnie olewa. No i jeszcze to, że nie chce do ciebie podejść i usiłuje rozwalić boks. Mam jednak nadzieję, że i Damę wyprowadzę na prostą Smile Przecież musi się udać...kiedyś.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuzka




Dołączył: 11 Lut 2011
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:50, 09 Mar 2011    Temat postu:

Postanowiłam że pójde sobie do Damy. Otworzyłam jej boks.
-Damuuś- zawołałam słodkim głosikiem- chodź tutaj nie bój się.
Odpowiedziało mi rżenie i tupnięcie w ziemię. Ooo twarda sztuka.
-No chodź bejbe Nic ci nie zrobię- i wyciągnęłam z kieszeni kawałek marchewki.
Z kąta spojrzało na mnie oko pełne strachu. Usłyszałam kroki stawiane niepewnie. I przed oczami śmignęły mi chrapy Damy i nim się obejrzałam w stajni rozległo się donośne chrupanie.
-Kochana...- i cmoknęłam.
Rozległy się niepewne kroki. I zza kąta ujrzałam prześliczną klaczkę. Wyciagnęłam rękę w której trzymałam marchew. Dama z wzrokiem wbitym we mnie zjadła marchew. Hura! Udało mi się ją pogłaskać! Postanowiłam ją zostawić i poszłam do Insida.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evov




Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 12:49, 12 Mar 2011    Temat postu:

Dzisiaj przyszłam do stajni z prostym celem - nie dać się kopnąć. Tak, wiem, że to głupie, no ale co ja na to poradzę?
Weszłam do stajni z uśmiechem na twarzy trzymając w jednej ręce uwiąz a w drugiej reklamówkę marchewek. taki mały podwieczorek.
Podeszłam do boksu i od razu usłyszałam bunt srokatki. Powiesiłam siatkę na haku i oparłam się o bramkę wbijając wzrok w boks.
- Damuśka! - zacmokałam. Nie, nie sądziłam, że do mnie podejdzie tak od razu, ale zawsze spróbować można, prawda?
Usłyszałam głośne rżenie. Uśmiechnęłam się do siebie i wyciągnęłam jedną marchewkę.
- Patrz co mam - zawołałam. Głośne tupnięcie. Nie odezwałam się. Po chwili pokazała mi się klacz i niepewnie do mnie podeszła zachowując bezpieczną odległość. Patrzyła na mnie z zaciekawieniem.
- No weź, nie poznajesz mnie? - zaśmiałam się i wyciągnęłam w jej kierunku marchewkę. Teraz spojrzała na nią. Obwąchała ostrożnie a potem łapczywie mi ją ukradła. łakomczuch łaciaty.
Kiedy już zjadła otworzyłam boks. Klacz nerwowo się cofnęła i stanęła dęba. Starała się mnie wygonić. Ale pamiętałam dobrze o postanowieniu nie dania się pokopać, więc teraz to ja zachowywałam między nami dystans.
- Uspokój się - powiedziałam stanowczo. - Przecież krzywdy ci nie zrobię...
W zasadzie miałam nadzieję, że dzisiaj uda mi się ją wyczyścić, ale jak widać nie było na to szans. pAtrzyłam na nią spokojnie i czekałam cierpliwie aż się uspokoi. W końcu głośno dysząc przestała usiłować mnie zabić.
- No, wiesz już, że mnie nie jest tak łatwo sie pozbyć? - spytałam podchodząc do niej. Cofnęła się, więc ja się znowu zatrzymałam.
- A może chcesz to? - wyciągnęłam z kieszeni landrynkę, taką jakimi karmiłam ją ostatnim razem. Popatrzyła na nią. Myślała przez chwilę aż podeszła do mnie zabierając cukierka. Wyciągnęłam rękę by ją pogłaskać...uciekła. Jednak gdy drugi raz do niej podeszłam stała spokojnie. mimo to czuć było, że się boi. zaczęłam więc do niej coś gadać, przecież mnie nie trzeba się aż tak bać! Nie rozumiem czasami jej myślenia.
- I co, nadal uważasz, że gryzę? - zaśmiałam się cofając się kilka kroków. Spojrzała na mnie jakby ze smutkiem. Uśmiechnęłam się i jeszcze raz pogłaskałam ją po chrapkach. Nie chciałam jej już więcej męczyć, więc wyszłam z boksu. Marchewki zostawiłam na haku, gdyby ktoś chciał do niej przyjść albo wziąć je dla innych koni. Sama poszłam szukać zajęcia w stajni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evov




Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 12:32, 15 Mar 2011    Temat postu:

Przybiegłam do stajni z samego rana zastanawiając się co dzisiaj będę robić z Damą. Oczywiście w planach nie miałam żadnych fajerwerków, jednak chciałam ją chociaż z boksu wyprowadzić.
Klacz jak zawsze nie wyglądała z boksu jak reszta koni w tej stajni. No cóż, trza się przyzwyczaić, że jest inna i tyle. Z siodlarni wygrzebałam uwiąz i pudełko z jej szczotkami. Może nie miałam wielkich nadziei na zaprowadzenie klaczy na myjkę, ale zawsze można spróbować, prawda?
Podeszłam do boksu i zacmokałam. Ku mojemu zdziwieniu Dama niepewnym krokiem podeszła do bramki i zatrzymała sie w bezpiecznej ode mnie odległości. Jakby się bała, że zaraz zacznę ją bić czy coś w tym stylu. Uśmiechnęłam się na jej widok.
- Hej piękna - wyszczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu.
Klacz spojrzała na mnie dziwnie, ale nie cofnęła się. Wyciągnęłam z kieszeni jej ulubione landrynki i wyciągnęłam w jej kierunku rękę. Chyba za szybko wykonałam ten ruch, bo klacz cofnęła się gwąłtownie i zarzuciła łbem. Jednak po chwili wyciągnęła w moją stronę szyję i pożarła cukierasa.
Spokojnym ruchem otworzyłam bramkę i weszłam do boksu. Klacz niepewnie cofnęła się pod ścianę, jednak nie wykonywała żadnych ruchów, ktorymi chciałaby mnie zabić. Nawet pozwoliła do siebie podejść.
- Idziemy się wyczyścić? - spytałam głaszcząc ją po czole. Była piękna. Ten, kto nie pracował z koniem, który boi się podejść do każdego, to nie wie jakie to szczęście, kiedy koń w końcu daje się pogłaskać.
Znowu na mnie spojrzała jakbym przybyła tutaj z innej planety. Uznałam jednak, że będe mogła przypiąć do kantara uwiąz. Nawet mi się to udało, chociaż klacz nie była z tego zbytnio zadowolona.
Chciałam ją wyprowadzić z boksu, jednak zaparła się jak osioł i uznała, że nigdzie nie idzie.
- No chodź, brudasie, bo przez ten brud zdechniesz - zaśmiałam się stając przed nią.
Prychnęła głośno i zaczęła grzebać nogą w ściółce. Cofnęłam się. Patrzyła na mnie jak na intruza mimo, że przed chwilą jeszcze było wszystko ok. Delikatnie pociągnęłam za uwiąz. Srokatka zarżała głośno i stanęła dęba. No to z czyszczenia nici. Uspokoiłam ją i wyszłam z boksu uznając, że chyba nie chce mnie dzisiaj widzieć...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evov




Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:26, 21 Mar 2011    Temat postu:

Dawno mnie tutaj nie było. Uśmiechnęłam się do siebie wchodząc cała mokra do stajni i wieszając kurtkę w siodlarni. Dzisiaj nie powinna mi być potrzebna. Szczotki pewnie już stały na myjce, ale czy uda mi się to srokate bydle wyczyścić? Miałam taką nadzieję. W kieszeni trzymałam zapas małych kawałeczków marchewki. Za bardzo nie wiedziałam po co mi one, skoro byłam niemalże pewna, że srokata nie będzie miała zamiaru dzisiaj ze mną współpracować. Ona nigdy tego nie robiła, a co dopiero w tak porąbany dzień jak ten. Cóż, nie moja wina, że pada, a jakbym nie przyszła to by się śmiertelnie na mnie obraziła. W dodatku, coraz bliżej do jej czasu przejścia w stan „adopcyjny” jak to ja nazywam. Trzeba się trochę na ludzi otworzyć!

Poszłam do jej boksu. Jak zawsze oparłam się o bramkę i czekałam. Podejdzie? Wątpiłam. W ogóle zauważyłam, że przy niej to się strasznie wątpiąca zrobiłam. Nie ma co.
- Hej śliczna! – zawowałałam kiedy w końcu ujrzałam jej ciekawskie spojrzenie.
- Nie zabijesz mnie dzisiaj? – zaśmiałam się kiedy podeszła bliżej mnie. Super! To już jest jakiś sukces. Nawet dała się pogłaskać po chrapach. Oczywiście dostała też kawałek marchewki, żeby nie było. Stała tak chwilę. Nawet nie wiedziałam, że może być aż takim przytulałem. Otworzyłam po cichu bramkę. Klacz z początku się lekko wystraszyła, ale zostawiłam wejście do boksu otwarte. Też bym dostała klaustrofobii, gdybyśmy miały być zamknięte tam we dwie. Dałam jej jeszcze jeden kawałek marchewki. Jadła już z ręki. Czyżby wreszcie zrozumiała, że wcale nie mam zamiaru robić jej krzywdy?
Uśmiechnęłam się lekko do siebie. Wpadłam na strasznie głupi pomysł, ale mogło się udać, zwłaszcza, że Damuśka miała dzisiaj smaka na marchewkę. Pogłaskałam ją po szyi po czym wystawiłam rękę z marchewkę w pewnej odległości od jej pyska. Wyciągnęła szyję, jednak to nic nie dało. Jeszcze dalej „uciekła” jej marchewka. Spróbowała jeszcze raz. Nie wyszło. Zaczęła się niecierpliwić i tupnęła nogą. O nie, jasnie pani to sobie sama weźmie tą marchewkę. W końcu zrobiła krok do przodu. Teraz pozwoliłam jej wszamać smakołyka i pogłaskałam ją po szyi. Byłam taka szczęśliwa, że pozwala mi się do siebie zbliżyć! Teraz spróbowałam zmusić ją do skłonów. Może nie były zbyt głębokie, ale udało się. Nawet się nie wnerwiała zbytnio, bo nie miała przecież o co. Dostawała marchewki, więc dlaczego miałaby narzekać?

Bawiłyśmy się świetnie. A przy okazji trochę ją rozruszałam nie wyprowadzając z boksu. Miałam nadzieję, że następnym razem pozwoli się chociażby wyczyścić. I tak już odniosłyśmy mały sukces – mogę ją pogłaskać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evov




Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 7:15, 27 Mar 2011    Temat postu:

Krążyłam długo po terenach Centralki zastanawiając się co mam ze sobą począć. W końcu wlazłam do stajni i zaczęłam szukać mojego kochanego ciapastego łba, którego oczywiscie nie zobaczyłam wyglądającego z boksu.
Oparłam się o bramkę i nachyliłam się nad nią. Damuśka stała i dumała nad żłobem.
- Ej, krówko ty moja - zaśmiałam się.
Odwróciła leniwie głowę w moim kierunku. Popatrzyła chwilę na mnie po czym zaczęła mocno machać łbem.
- No chodź tutaj - zawołałam wyciągając z kieszeni marchewkę.
Zastanawiała się chwilę aż w końcu podeszła i zabrała smakołyka. Jest lepiej niż kiedy ją poznałam. Juz do mnie podchodzi, nie boi się aż tak bardzo. Dzisiaj pora na kolejny krok. Niedługo kończy swoje lenistwo i przecież nie może być taka wredna przez cały czas. Otworzyłam ukradkiem bramkę boksu. Klacz nastawiła uszu.
- Przesuń się grubasie - mruknęłam i weszłam do boksu.
Srokatka spojrzała na mnie jak na debilkę, ale nie przejęłam się tym. Znowu poczęstowałam ją kawałeczkiem machewki i pogłaskałam po szyi. W ogóle zaczęłam ją głaskać. Nie buntowała się zbytnio więc podpięłam jej uwiąz do kantara. Było z tym trochę pracy, ale dałam radę.
- No idziemy osiołku - otworzyłam szeroko drzwiczki boksu i wyprowadziłam ociągającą się srokatkę na korytarz. Nie buntowała się ani nic, po prostu powolutku szła za mną na myjkę.
Uwiązałam ją na dwóch uwiązach, żeby mi gdzieś nie zwiała i zaczęłam tradycyjne czynności. Najpierw w ruch poszła szczota ryżowa. Miałam trochę roboty przy wytrzepywaniu kurzu z konicy, ale to znak, że na padoku bawi się coraz lepiej. I dobrze. Kiedy czyściłam jej zad mocno tupnęła prawą tylną nogą. Coś jej nie grało.
- Brudasie ty wielki, przecież zarośniesz brudem i co będzie? - zaśmiałam sie głaszcząc ją po zadzie. Nie widziałam żadnych obtarć ani ran, które mogłyby ją boleć przez tą szczotkę. Spróbowałam więc jeszcze raz. Uznałam, że nawet jakbym musiała jej wszystkie nogi przywiązać to bym to zrobiła, bo z prawie siwego koniska zaczął mi się robić karusek.
Ze zgrzebłem nie miałyśmy już tyle problemów. Poszło gładko, tak zwyczajnie. Ani się nie rzucała, ani nie buntowała. Grzecznie stała. Dopiero przy rozczesywaniu grzywy mocno uciekała z łbem. Jednak po wielu próbach udało mi się rozplątać te kołtuny. Za ogon się dostałam. Nie pora teraz na ryzykowanie połamaniem którejs z moich cennych kości. Kopyta podała jedynie przednie. Tynich za nic nie chciała pokazać. No cóż, niech inni się znią męczą.
Poklepałam ją po szyi i znowu poczęstowałam marchewką. Tak odpicowaną zaprowadziłam do boksu i jak zawsze obiecałam, że jeszcze tu wrócę Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skrzydlata
Duży wolontariusz



Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z końca świata

PostWysłany: Pon 21:03, 19 Wrz 2011    Temat postu:

Przybyłam do SC z jakimś dziwnym zamiarem. Miałam zamiar dać się skopać, ugryźć i poturbować. Nie ma to jak myśli masochistyczne.
Uznałam, że najlepszym egzekutorem mojej osoby będzie Dama. Tia... Miała mnie po prostu zamordować z zimną krwią.
Podeszłam do boksu klaczy dość głośno, nie chciałam zostać zaatakowana bez uprzedzenia. Dama jednak schowała się pod żłobem i nie miała zamiaru się pokazać.
- Ty tam. Zabójco młodych ludzi... - powiedziałam do niej zupełnie bez sensu. Klacz nie zareagowała.
- Hallu? Jest tu ktoś? - zapytałam, wsadzając swoją łepetynę przez okienko do boksu. I tu popełniłam pierwszy błąd. Usłyszałam tylko ciche kwikniecie i Damka wyładowała dwoma kopytami w drzwi, zaraz obok mojej główki.
- Dzięki Panie Boże, żeś nie trafił jednak w tę pustą beczkę. - powiedziałam do siebie, kiedy otrząsałam się z szoku. Łasiczka parsknęła złowrogo i zmieniła pozycję, znajdując się teraz bliżej kąta, daleko ode drzwiuf.
- No, to teraz mam szanse nie dostać w machę. - powiedziałam i delikatnie uchyliłam drzwi. Weszłam ze swoimi 70kg wagi i 170cm wzrostu, po czym miałam ochotę za przeproszeniem spierdolić, gdyż Dama spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczkami pełnymi wściekłości. W najczystszej postaci.
- E... Może jednak nie zabijaj? Jeszcze bym chętnie trochę pożyła. A tak w ogóle to łądna pogoda. - zaczął się monolog. Uwaga, bo się rozgadam. - Mała, może pójdziemy razem na piwo, co ty na to? Poznamy się lepiej, wypijemy teog tam... jak mu tam... no nie ważne, zaczniemy sobie po imieniu mówić, będziemy dobre kumple i będziesz mogła mi sie wypłakac w rękawek. Będzie sweet i w ogóle, ale nie kop - po każdym słowie, w które wsłuchiwała się ta bestia robiłam niemrawy ruszek w jej stronę. - No, a jak nie chcesz na piwo, to i wódki się możemy napić. Będzie fajnie, a jak przyczepi się do ciebie jakiś typek, to mu powiem, żeby spierniczał, bo jesteś zajęta. A jak zapyta przez kogo, to powiem, że przez na pewno lepszego ogiera niż ty, wałachu. Tak mu dowale. No, a teraz, przed pójściem na piwko, lub inny trunek, ruszmy na lonżownik i uznajmy, że jednak warto pomagać i stawać się lepszymi. - Byłam już prawie koło niej. W końcu Damka zrobiła kroczek w moją stronę i dała mi złapać kantar. - No i widzisz. Dogadamy sie jakoś. Będzie spoczko. Tak myślę. A teraz już chodźmy, bo nam jakąś przytulną bude zamkną. - Łasiczka poszła za mną, chociaż ciągle zerkała złowrogo i nieufnie, a kiedy wykonałam podejrzany, według niej ruch, chciała mnie dziabnąć. Monolog trwał. - A więc zobacz. Tu stoją puste boks, w których kiedyś stały konie. Słuchaj, mówie ci, tu kiedyś było tyle koni, że o matko kochana. A jakie konie... Chociaż do cebie to one się nie umywają. W każdym razie stały tu konie najprzeróżniejsze. Nawet takie, co to nie chcieli ich adoptować, ale nie będę ci mówić, co się z nimi stało. Ciebie to nie czeka, za łądna jesteś. W każdym razie... No. Mogłabyś się postarać, to znajdzie się na ciebie jakiś głupi chętny i zabierze do swojego przytułka, a tam go kop, gryź i nie dawaj osiodłać, a zapewne zostaniesz parówką. - ten, kto by sie przysłuchał tej gadaninie, pomyślał by, że oszalałam. Ale to jakby co, u mnie norma. - A który z tych trzech panów, co tu jeszcze są... a nie, przepraszam, czterech, najbardziej ci się podoba, hm? Bo mi chyba... Oj kurde, wszystkie są śliczniuchne. Nie? Mówiesz, że jednak Shiki wymiata? No może. Zbliżeni jesteście do siebie wyglądem. No nie patrz tak na mnie. To ty jesteś mieszaniec. A on to je czysta krew, z krwi i kości. - klacz przyglądała mi się nie bardziej dziwnie, jak reszta świata. Cóż... - a Run? Skokowiec, przyszłosciowiec. Wykarmił by dzieciaki. A z LAstem mieli byście śmieszne bachorstwo. Jakieś takie kolorowe. Biało-brązowe, w czarne ciapki. Jak dalmatyńczyk zmieszany z krową. Kolorystycznie to ty tylko do Nexusa jesteś dobrana. Ja wiem, że to kawał koniska, ale kit z tym, dzieci by się bronić umiały. Chociaż, z taką dzicza mamcią nie będa musiały. - w końcu przybyłyśmy na lonżownik. Wprowadziłam tam klacz, nie przerywając mowy. Zdjęłam jej kantar i prawie dostałam kopa. - Ty niemądra kobyło. - powiediałam do klaczy, która ruszyła galopem wokółmnie, po czym zwolniła do kłusa. A słowo zwolniła powinno być w cudzysłowie. Zapierdzielała tymi nóżkami, że Boże kochany i co ciekawe, nie miała ochty zwalniać. Uznałam, że sobie poczekam. Ale teraz już w ciszy.
Damka latała w jedną stronę, w końcu wypłoszyłam ją w drugą, bo aż mi się zaczęło w głowie kręcić. A Damka ani grama porozumienia. No to czekam... I czekam... I czekam... Az w końcu się doczekałam zniżenia łba. Było to zupełnie niepewne, jednak szła z główką w dół. Długo jeszcze trwało, zanim zaczęła memłać powietrze, zmieniłyśmy w tym czasie kierunek z pięć razy. Po tej czynności pozwoliłam jej do siebie podejść. Damka zrobiła to nieufnie, jednak podeszła. Kroczek za kroczkiem. Kiedy była na wyciągnięcie ręki odeszłam, nie patrząc jej w oczy. Klacz ze zdziwieniem stwierdziła, że przetrzymuje nielegalnie w tylnej kieszeniu cukierka, za którym to przydreptała i szczypnęła mnie w tyłek.
- O kurna! - powiedzmy, że użyłam właśnie tych słów. Dama podskoczyła równie wysoko jak ja. Popatrzyłam na nią wielkimi oczami. Jej był równie ogromne. Wyciągnęłam do niej rękę. Skuliła się, jednak, kiedy zobaczyła, że rozwijam pięść, a na dłoni pozostaje pachnący smakołyk, podeszła i zeżarła go bez skrupułów.
- Ty łośku. - powiedziałam do niej i pogłaskałam p ołebku. Oderwała go ode mojej dłoni i kazała się podrapac za uchem.
Załozyłam jej kantar i już bez gadania zaprowadziłam do boksu.
- Jak to juz wspomniałam, będą z ciebie ludzie. - klacz prychnęła w boksie i zajęła się skubaniem trawki.

Powaliło... mnie 944 słowa = 750h i 39 punktów (liczone jako PNH)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sadako




Dołączył: 05 Kwi 2012
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:27, 05 Kwi 2012    Temat postu:

Postanowiłam znaleźć boks Damy. Moim celem było nie dać się pogryźć i zdobyć zaufanie tej charakternej klaczy. Szwendałam się po stajni bez konkretnego celu. Nie wiedziałam gdzie mniej więcej iść. Usłyszałam walenie kopyta w drzwi boksu. Podbiegłam do źródła dźwięku.
- Tak. To tutaj. - Uśmiechnęłam się - Chodź. Nie bój się. Mam marchewki - mówiłam spokojnie. Nie chciałam jej wystraszyć.
Klacz zarżała. Jednak nie zraziłam się szybko. Wyciągnęłam rękę z marchewką do klaczy. Zauważyłam piękny łeb wyłaniający się z ciemności. Już myślałam, że się uda, a ona po prostu zabrała marchewkę i schowała się do kąta.
- Aj. Co za dziewczyna - powiedziałam.
Wyciągnęłam kolejną marchewkę. Teraz musiało się udać. Nie chciałam dać jej znowu wygrać. Znowu wysunęłam rękę jak najdalej mogłam. Kiedy zauważyłam powolne ruchy klaczy, zbliżałam rękę do mnie. Ona zaś przysuwała łeb coraz bliżej. Wreszcie kiedy była na odpowiedniej odległości dałam jej zjeść marchew. Zadowolona przeżuwała przysmak. Spróbowałam pogłaskać ją po nosie. "Spokojnie. Bez gwałtownych ruchów" - myślałam. Dotknęłam delikatnie sierści. Po chwili głaskałam ją po całym łbie. Bałam się wejść do boksu. Wzięłam kantar.
- Nie może być przecież tak źle. - I weszłam do środka.
Klacz nieufnie cofnęła się do tyłu. Jednak ja nie dawałam za wygraną. Podeszłam bliżej. Groziło mi kopnięcie albo pogryzienie, ale wiedziałam, że się uda. Spokojnie przemawiałam do Damy i założyłam jej kantar. Wyprowadziłam ją na korytarz. Zapięłam z obu stron. Troszkę się upierała i ociągała, ale postawiłam na swoim. Po chwili czyściłam ją szczotką. Grzywy i ogona jej nie wyczesałam. O kopytach mogłam tylko marzyć. Zaczęła się niecierpliwić i grzebać nogą. Byłam zmuszona odpiąć ją i wprowadzić do boksu. Na pożegnanie pogłaskałam ją i dałam marchewkę.
- No cóż. Nie jest źle. W końcu dała się pogłaskać i jakoś byle-jak wyczyścić. Jest dobrze - wywnioskowałam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sadako




Dołączył: 05 Kwi 2012
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:41, 07 Kwi 2012    Temat postu:

Kolejny dzień w SC. Ponownie postanawiam odwiedzić kochaną Damę. Jak zawsze z oddali słyszę rżenie klaczy. Podeszłam do boksu i widzę w kącie zarys kobyłki. Otworzyłam drzwiczki od boksu. Spokojnym głosem przemawiałam do niej i podałam marchewkę. Zabrała ją. Nie miała na sobie kantara. Wisiał obok drzwi. Wyszłam na chwilkę, nawet nie zamykając ich. Chwyciłam kantar i weszłam ponownie do klaczy. Bez problemowo go założyłam. Przypięłam uwiąz. Przed przyjściem do stajni, obiecałam sobie, że wyczyszczę ją całą. Wszystko. Chwyciłam szczotkę jedną, później drugą, trzecią; bez problemu. To było aż dziwnie, że po tak krótkiej "znajomości" Łasiczka się nie szarpała.
- No to co? Bierzemy się za grzywę - powiedziałam wesoło do klaczy.
Ona w odpowiedzi szarpnęła głową i leciutko prychnęła. Wzięłam grzebień i czesałam jej wspaniałą grzywę. Miała bardzo gęste włosie. Delikatnie podeszłam w stronę zadu. Złapałam ogon i zaczęłam czesać. Włosy były tak bardzo przyjemne w dotyku. Po wyczesaniu ogona wzięłam kopystkę. Nie chętnie podawała swoje nogi, a kiedy już była łaskawa mi je podać, przenosiła cały ciężar ciała na mnie. Jednak udało mi się wyczyścić całą klacz. Odpięłam linki po obu stronach konia i przypięłam uwiąz. Postanowiłam, że pójdziemy się przejść koło stadniny i po padoku. Powoli spacerowałyśmy sobie po ścieżkach. Nawet trochę pokłusowałyśmy. Po półgodzinnym spacerku wróciłyśmy do stajni. Ponownie sprawdziłam kopyta i wprowadziłam Damkę do boksu. Dzisiejsze odwiedziny zaliczam do udanych. Jak zwykle na pożegnanie otrzymała marchew. Pogłaskałam ją i w dobrym humorze, wyszłam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lamuska




Dołączył: 21 Kwi 2012
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:02, 21 Kwi 2012    Temat postu:

Weszłam do Stajni i ujrzałam wykrapiany pyszczek Damy. Podeszłam do niej dałam marchewkę i granulkę o bananowym smaku. Otworzyłam boks chociaż trochę stuliła uszy weszłam pewnie poklepałam i dałam granulkę. Stwierdziłam , że przecież nie może tak całymi dniami w boksie stać więc bez przeszkód założyłam kantar i uwiąz. Arabiątko nawet się nie sprzeciwiło nawet jej to pasowało. wyszłam ze stajni z pomysłem że pobiegam troche z nią w lesie . Chwile postępowałyśmy zatrzymałam się bo kochaniutka chciala zjeść trochę roślinek i potem chyba znudziło się jej chodzenie na uwiązie bo przóbowała galopować O ty głuptasie ! pomyślałam i zaczełam biec. Kobył się tak zadowolił że przeszła w galop i zaczeła się seria bryknięc. Smile Potem pomoczyłyśmy nogi w pobliskim jeziorku i wróciłyśmy . Przeczyściłam jej kopyta i ogólnie ją wyczyściłam i włożyłam do boksu całą garść granulek i jabłko . Potem wyszłam ze stajni i zapomniałam odłożyć uwiązu ja patrze do boksu Łaciatej jeszcze raz a żłób wylizany Razz Oj ta mała głuptaczka Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lena




Dołączył: 20 Maj 2012
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 8:59, 20 Maj 2012    Temat postu:

Weszłam do Stajni Centralnej i zobaczyłam plamiasty pyszczek żujący sianokiszonkę. W gotowości miałam marchewki więc spokojnie podeszłam do Damki i podałam jej warzywo . Klacz schrupała marchew ze smakiem a ja w tym czasie założyłam kantar na jej głowę. Zapięłam uwiąz i poszłyśmy na pusty maneż. Puściłam klacz żeby sobie pobiegała , ale ta nie miała ochoty. Czekała tylko na marchew , więc dałam jej połowę i przegoniłam ją machając uwiązem. Klacz w stępie się rozluźniła , bardzo miły widok . Zacmokałam i machnęłam uwiązem a klacz zakłusowała. Pobrykała parę razy a potem wytarzała się w piachu . Łasiczka szybko wstala z ziemi i dostała głupawki. Zaczeła galopować prykać i prawie się zabiła xd Ważne że się dobrze bawiła Very Happy potem ją uspokoiłam i bawiłyśmy się w "berka" xd ja biegłam a za mną Damka Very Happy Fajnie było, ale musiałyśmy już wyjść z maneżu. Potem wyczyściłam klacz i zlałam jej nogi wodą. Odprowdziłam na padok , wymiziałam ją , dałam marchew i wypuściłąm do innych koni .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hammy




Dołączył: 20 Maj 2012
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:53, 20 Maj 2012    Temat postu:

Weszłam do stajni i rozejrzałam się na boki. Podeszłam do boksu Damy, zawołałam ją i wyciągnęłam do niej rękę z marchewką. Klacz spojrzała tylko i stuliła uszy.
- Ale z ciebie wredotka! - zaśmiałam się do siebie, klacz spojrzała jeszcze raz na mnie i na smakołyk. Podeszła niepewnie i wzięła marchewkę z mojej ręki. Pogłaskałam ją delikatnie po głowie i uchyliłam drzwi boksu. Nie widziałam, żeby klacz miała coś przeciwko temu więc weszłam do środka. Spoglądała na mnie z drugiego końca boksu, nie była zdenerwowana, raczej zaciekawiona co taka wielka wiewióra robi u niej w boksie. Wink Podeszła bliżej i ostrożnie wycignęłam w stronę Damy dłoń. Schyliła głowę a potem podniosła ją i obwąchała moją rękę. Podeszła jeszcze bliżej i przytuliłam ją. Klacz się trochę cofnęła, ale po chwili była już spokojna i nie miała nic przeciwko. Poklepałam ją więc po szyi.
- Widzisz? Wcale nie gryzę... - powiedziałam do niej dalej ją głaskając. Postałam tak w boksie 10 min. kobyłka się uspokoiła, zrobiła się bardziej pewna siebie i nie denerwowała się kiedy nagle podnosiła rękę. Założyłam jej kantar - przeciwko temu też nie miała żadnych oporów. Przypięłam uwiąz i wyprowadziłam Damę ze stajni. Tak w ogóle to faktycznie prawdziwa dama z niej. Wink
Zaprowadziłam klacz na padok i odpięłam uwiąz. Popatrzyła na mnie z dziwną miną, jakby chciała zapytać "no co?", odwróciła się i zrobiła parę rundek kłusem rżąc i nawołując inne konie. W pewnym momencie do mnie podbiegła i zaczęła wąchać moje kieszenie.
- Haha, wiedziałam, że bez powodu nie przyszłaś! - zaśmiałam się i wyciągnęłam z kieszeni miętusy. Klacz zjadła kilka i wciąż jej było mało! Wink Ale nie pomyslałam, że będzie chciała więcej więc głupia ja wzięłam tylko kilka. Klacz jeszcze troche pobrykała wesoło po pastwisku strzelając barany. Kiedy już miała dość zabrałam ją z padoku i poszłyśmy na krótki spacer. Kobyłka momentami rwała do przodu, ale nie szarpała ani nie ciągnęła. Po prostu mnie wyprzedzała. Poszłyśmy w stronę lasu , była pewna siebie, choć raz spłoszyła się sarny przebiegającej nam drogę i chciała wracać do stajni, problem w tym, że sama. Wink Po około 25 minutach spacerowania wróciłam z nią do stajni i wypuściłam na pastwisko do innych koni. Klacz ruszyła do swoich towarzyszy, ja usiadłam na chwilę na ogrodzeniu pastwiska i spoglądałam w stronę pasących się kopytnych. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hammy




Dołączył: 20 Maj 2012
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:20, 21 Maj 2012    Temat postu:

Weszłam pewnym krokiem do stajni i zagwizdałam. Stanęłam z uśmiechem na twarzy i zaczęłam nasłuchiwać. "Co jest?" - pomyślałam. Bo mądra ja nie pomyślałam, że konie mogą być na padoku lub pastwisku. Zaszłam więc w strone wybiegów, Dama skubała trawę, a na mój widok... Spojrzała i zaczęła szamać trawkę dalej. Zabrałam kantar i uwiąz z siodlarni i podeszłam do pastwiska, na którym klacz się pasła. Oczywiście ona sama do mnie nie podeszła.
-Wiedziałam, że tak będzie... - wyciągnęłam z kieszeni kilka cukierków - może teraz podejsziesz? - zaśmiałam się. Klacz zaciekawiła się i podeszła, powoli, bo powoli. Jeszcze trawę sobie skubała po drodze... : D Wciągnęła prawie wszystkie cukierki naraz, a później patrzyła z nadzieją, że jeszcze coś dostanie. Założyłam jej powoli kantar, dopięłam uwiąz a następnie zaprowadziłam do stajni, gdzie ją przywiązałam.
- Ale z ciebie brudas. - zasmiałam się i wyciągnęłam szczotki z kuferka. Klacz poczuła się trochę niepewnie, kiedy czyściłam jej zad, ale nie szarpała. Po prostu bardziej nasłuchiwała co się za nią dzieje. Nie była bardzo brudna, więc nie musiałam jej myć a szczotkowanie nie zajęło mi dużo czasu. Rozczesałam również grzywę i ogon, a na samym końcu zabrałam się za kopyta. Klacz dała mi wszystkie nogi bez oporów, była spokojna i nie stresowała się. Po wyczyszczeniu poszłam z Damą na pobliską łąkę i posiedziałam z nią patrząc jak skubie trawę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hammy




Dołączył: 20 Maj 2012
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:16, 22 Maj 2012    Temat postu:

Siedziałam w domu łażąc z kąta w kąt i kręcąc sie po podwórku. Wszystko było już zrobione, Fuore gdzieś na pastwisku.
- Może by tak... A nie, to już zrobiłam... - zaczęłam szukać sobie jakiegoś zajęcia, bo nie mogłam wytrzymać. - A jakbym umyła samochód? - Zaczęłam gadać sama do siebie, chociaż... to w sumie dla mnie normalne. Very Happy
Była godzina 14, a ja już nie miałam co robić, bo... Bo wszystko zrobiłam wcześniej, jak nigdy!
- Nie no, jadę! - Pobiegłam po kluczyki do samochodu i wsiadłam do niego. Stajnia Centralna nie jest daleko od mojej, więc mogłam sobie pozwolić na odwiedziny w ośrodku. Odpaliłam moją żępołkę ( : D ) i ruszyłam w kierunku Centralki. Włączyłam radio i cicho podśpiewując dotarłam na miejsce po 20 min. Nie planowałam długiej wizyty, bo nawet nikomu nie mówiłam, że tu jadę. Weszłam więc do stajni i przywitałam się z Damą. Oczywiście jak to ona nie skoczyła mi na szyję z radości, że do niej przyszłam. Charakterna baba... ; D Poklepałam klacz po szyi, założyłam jej kantar, do którego dopięłam ogłowie i wyprowadziłam kobyłkę z boksu. Wyprzedziła mnie, a kiedy pociągnęłam lekko za uwiąz, żeby się tak nie rwała zaczęła się kręcić wkoło mnie. Nie wiem co sie jej działo, na podwórku innych koni nie było, a zaczęła się czymś strasznie podniecać.
- Spokojnie kobieto! - zaśmiałam się i poklepałam klacz po szyi. Nagle cały jej "entuzjazm" opadł i uspokoiła się więc mogłam ją przywiązać i porządnie wyczyścić, bo królewna to z niej nie była. Wink Zanim doprowadziłam ją do stanu w którym przypominała konie zeszła mi ponad godzina, bo oczywiście brudniejsze miejsca musiałam ratować gąbką i wodą, a klacz wtedy nie chciała współpracować i wierciła się na boki. W końcu jednak było po wszystkim więc zabrałam klacz na krótki spacerek obok stajni i wzdłuż lasu. Szła spokojnie, była lekko spięta, ale nie zdenerwowana. Szła obok mnie - nie zostawała w tyle, ani nie leciała do przodu. Ogólnie spacer był bardzo miły, robali jeszcze nie ma strasznie dużo, a my szłyśmy cieniem - bo obok lasu. Łaziłyśmy tak chyba 40 min... A nie, Szłyśmy może 25, bo resztę czasu klacz spędziła na szamaniu trawki. Na łące rozłożyłam się na trawie jakbym była u siebie, klacz obok się pasła, a ja patrzyłam w niebo, które było calutkie niebieskie. Żadnej chmurki, czy śladu po samolocie. No, ale tak pięknie nie było, ponieważ ja też musiałam jechać do domu. Oderwałam klacz od jedzenia, co jej się niezbyt spodobało i na samym początku zaparła się w miejscu, bo jestem głupia i ona nie idzie. W końcu jednak Dama ustąpiła i poszłyśmy do stajni. Tam zaprowadziłam ją na pastwisku. Odpięłam jej uwiąz i ściągnęłam kantar, a klacz wesoło pokłusowała przed siebie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin