Forum Stajnia Centralna Strona Główna Stajnia Centralna
Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Pearl Harbour - Treningi

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Arrya




Dołączył: 19 Lut 2010
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:41, 19 Lut 2010    Temat postu: Pearl Harbour - Treningi

Treningi.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arrya




Dołączył: 19 Lut 2010
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:42, 19 Lut 2010    Temat postu:

Trener: Sara
Koń: Pearl Harbour
Data: 23.03.2008
Czas trwania: jakieś 30 min
Miejsce: plac przed stajnią
Pogoda: lekki wiatr, pochmurno, +9st. C

Nadszedł czas na sprawdzenie umiejętności Pearl'a. Źrebol był w stajni sam, specjalnie go rano nie wypuściłam na pastwisko. O 10.00 weszłam do stajni i zobaczyłam obrażonego ogierka stojącego w kącie boksu. Zawołałam go łagodnie, ale nie zareagował. No w sumie nic dziwnego, po tym cyrku co odstawił godzinę temu, wciąż mógł być zły. Westchnęłam i oparłam się o ścianę boksu.
-Pearl... Pearl'uś... Wiem, że mnie słyszysz. Chodź, mam jałbko dla ciebie.
Włożyłam rękę między deski i zacmokałam. Odwrócił powoli głowę, łypnął na mnie niezbyt przyjaźnie, ale po chwili podszedł i porwał owoc. Poklepałam go po szyi.
-No i widzisz, chyba nie jestem taka straszna, co?
Weszłam do boksu, cały czas głaskając go uspokajająco. Poczekałam trochę, aż się uspokoi i stanie spokojnie, a wtedy otworzyłam drzwi boksu na oścież i zachęciłam go do wyjścia. Źrebak stulił uszy, wypadł z boksu jak burza, wierzgnął na pożegnanie i zniknął za drzwiami. Z lekkim uśmiechem zamknęłam boks i niespiesznie wyszłam za nim.
Pearl kłusował niespokojnie wzdłuż ogrodzenia pastwiska. Zarżał i zatrzymał się. Stojący niedaleko Sunny podniósł głowę, leniwie przeżuwając trawę. Źrebak zaczął niespokojnie biegać koło płotu. Sunny podrzucił głową i zakłusował, lekko przebiegając obok Pearla. Podeszłam do nich, wyciągając z kieszeni kawałek płótna. Pogłaskałam źrebaka po grzbiecie i dałam mu jeszcze jedno jabłko. Wtedy Pearl spojrzał na mnie nieco przychylniej, ale wciąż miał wzrok mówiący "co ty knujesz?" Owinęłam powoli płótno wokół jego szyi. Nie zareagował, więc spróbowałam lekko popchnąć jego zad, jednocześnie ciągnąc za szmatkę. Zrobił dwa kroki. Nie wydawał się być przestraszony ani zdziwiony, dalej szukał w mojej kieszeni innych jabłek. Poprowadziłam go jeszcze kilka kroków do przodu, aż on zainteresował się tym, co robi. Podniósł wysoko głowę, rozglądał się bystro wokół. Delikatnie, ale stanowczo prowadziłam go dalej po prostej. Nie stawiał oporu, ale po paru minutach zaczął się niecierpliwić i kłusować co chwila. Zatoczyłam z nim małe koło i zmieniłam kierunek. Najwyraźniej był przyzwyczajony do takiego sposobu prowadzenia, całe szczęście. Brak mu tylko cierpliwości. Chodziłam z nim dobre 10 minut, robiąc od czasu do czasu koła, serpentyny i wolty. Szedł ładnie, ale wciąż
był niespokojny.
Wyraźnie mi pokazywał, że chce biegać, biegać i biegać. Próbowałam go zainteresować tą wątpliwą pracą, ze średnim skutkiem. Wreszcie zatrzymałam się. Dreptał, kłusował w
miejscu, ale w gruncie rzeczy nie próbował się wyrwać. Stałam z nim jakieś 5 min, głaskając go po kłębie i szyi, aż wreszcie zrozumiał, że nie ma wyboru - najlepiej będzie się uspokoić. Wtedy dopiero z nim ruszyłam. Czas jakiś szedł spokojnie, aż znów zaczął się kręcić. Wtedy ponownie się zatrzymałam. Denerował się jeszcze bardziej. Ruszyłam znów dopiero, gdy stanął spokojnie. I tak jakieś 10 razy. Na koniec chodził już zupełnie grzecznie. Poklepałam go po szyi i ściągnęłam z niej szmatkę. Stał dalej w miejscu, obserwując mnie z ciekawością, ale i spokojem. Postałam z nim chwilę, przeczesując palcami jego krótką grzywę, po czym zaczęłam iść w stronę drzwi na pastwisko. Odwróciłam się po paru krokach - Pearl wciąż stał w miejscu.
-No chodź, głuptasie!
Cmoknęłam i źrebak zerwał się galopem. Podbiegł do barierki, znów rżąc niecierpliwie. Otworzyłam drzwi i odsunęłam się szybko, gdy w dzikim galopie minął mnie ten mały wariat. Rżąc, pocwałował do Sunny'ego, który odpowiedział mu leniwie. Patrzyłam chwilę, jak źrebak bryka i próbuje zachęcić kolegę do zabawy, ale dał spokój, gdy zajęty jedzeniem koń fuknął na niego gniewnie. Pearl odbiegł, samemu brykając jeszcze chwilę, po czym zadyszany rzucił się na młodą trawę, która zaledwie zdążyła podnieść swoje bladozielone listki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arrya




Dołączył: 19 Lut 2010
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:42, 19 Lut 2010    Temat postu:

Trener: Sara
Koń: Pearl Harbour
Data: 31.03.2008
Czas trwania: ok. 1 godziny
Miejsce: plac przed stajnią
Pogoda: słonecznie, +15st. C

Tym razem nie zostawiłam źrebola zamkniętego w boksie. Gdy przyszłam na pastwisko, akurat leżał z przymkniętymi oczami, ogrzewając się w słońcu. Weszłam, brama uderzyła w ogrodzenie. Słysząc ten dźwięk, Pearl podniósł głowę, spoglądając z ciekawością. Podeszłam do niego niespiesznie.
-Cześć, malutki...
Klęknęłam i powoli zaczęłam go głaskać, nie chcąc przestraszyć. Chwilę zastanawiał się, czy mu to odpowiada, po czym znów położył głowę na trawie. Siedziałam z nim jakieś 5 minut, gdy uznał, że dość leżenia i wstał. Otrzepał się, nie wiadomo z czego, podrzucił radośnie głową i patrzył na mnie z zainteresowaniem. Dałam mu małe jabłko, starając się nie pozwolić mu rzucić się na niego, ale i tak przyda mu się lekcja dobrych manier. Pogłaskałam go po szyi i wyciągnęłam z kieszeni pasmo miękkiego materiału. Chciałam sprawdzić, co zapamiętał z poprzedniego treningu, zanim przejdę dalej. Położyłam rękę na jego zadzie i popychając lekko, poprosiłam o ruch naprzód. Po może paru sekundach zareagował, jak powinien. Zaczął iść obok mnie, bez oporu, nie przyspieszając ani nie próbując się zatrzymać. Zatoczyłam z nim koło i skierowałam go w stronę bramy. Na pastwisku nie będziemy trenować. Ono jest do odpoczynku.

Przy bramie źrebak zwolnił i prawie się zatrzymał. Wtedy ja mocniej go popchnęłam i pociągnęłam za szmatkę (tak, żeby się nie przestraszył) Zrobił krok szybciej, więc zmniejszyłam nacisk. Pogłaskałam go i idziemy dalej. Otworzyłam bramę (troszkę się zaniepokoił) i wyprowadziłam go na zewnątrz. Szedł powoli i nieco opornie, ale i tak uważam to za pewien sukces. Zaraz gdy zamknęłam bramę, szarpnął się i cicho zarżał, patrząc na pastwisko. Zaczęłam go prowadzić po placu. Gdy odciągałam go od płotu, szedł wolniej, a gdy szliśmy w drugą stronę, przyspieszał. Nie pozwalałam mu na to i po 5 minutach Pearl chodził już zadowalająco. Nawet nie próbował przyspieszać, tylko miał coraz bardziej ogłupiałą minę. "Dlaczego ona mnie tak prowadzi? Przeszedłem już tyle kół, bez sensu, o co jej chodzi?" Pogłaskałam go i zatrzymałam. Zanim przejdziemy do kantara, chciałam wypróbować jeszcze inną metodę.

Zostawiłam szmatkę przewieszoną przez jego szyję i wzięłam leżącą nieopodal krótką, miękką linkę. Owinęłam ją powoli wokół szyi oraz zadu, tak aby krzyżowała się na środku grzbietu. Trzymając ją w tym miejscu, spróbowałam ruszyć z Pearl'em naprzód. Na początku młody był bardzo zaskoczony tym moim niezrozumiałym zachowaniem, ale szybko załapał o co chodzi. Dał się prowadzić tak jak za pomocą szmatki, ale szedł dość niepewnie. Nie chciałam mu robić zamieszania w głowie, więc po paru minutach dałam mu spokój - ściągnęłam linkę, pogłaskałam go, pochwaliłam i wypuściłam na padok. Zostawiłam go tam samego na 10 minut, żeby przemyślał, czego się nauczył.

Po tym czasie wróciłam z kantarem w ręce. Źrebak, znudzony, podszedł do mnie z własnej woli. Gdy otworzyłam bramę, próbował przepchnąć się obok mnie na plac.
-Ej! Stóóój...
Zatrzymał się, gdy cofnęłam go ręką. Tak też zaczęła się nauka odpowiadania na polecenia werbalne.
Powoli założyłam mu kantar. Próbował się cofać, ale zobaczył po chwili, że to coś na głowie nie robi mu krzywdy. Zrobił parę kroków, kantar poruszył się. Zatrzymał się zdziwiony. Podrzucił głową, kantar zachybotał się mocniej. Pearl zaczął się bać, złapałam go ręką na grzywę, próbując go uspokoić i nie pozwolić, by wpadł w panikę. Eh, jednak bez szmatki się nie obejdzie. Znów owinęłam mu ją wokół szyi i spróbowałam poprowadzić na plac. Szedł przestraszony, ale szedł, czyli coś już mu tam wpoiłam. Zajęło mi dobre 10 minut uspokojenie go, cały czas oprowadzając po okręgu. Wreszcie, gdy już stwierdziłam, że kantar nie robi na nim większego wrażenia i zaczął się nudzić, spróbowałam zelżyć ucisk na szmatkę, a pociągnąć za kantar. Stopniowo zastępowałam działanie szmatki na kantara. Pearl zaniepokoił się raz czy dwa, ale wciąż dawał się prowadzić. Chodziłam z nim 5 minut, już bez szmatki, trzymając za kantar i lekkim jego naciskiem skłaniając źrebaka do ruchu naprzód czy skręcania. Wreszcie stwierdziłam, że trzeba dać mu odpocząć. Podeszłam z nim do stojącej przy stajni beli siana i usiadłam. Do kantara przypięłam uwiąz. Trzymając za niego dla bezpieczeństwa, odpoczywałam z Pearlem jakieś 10 minut. Stał grzecznie, spokojnym wzrokiem rozglądając się wokół. Głaskałam go lekko po szyi. Dużo jeszcze przed nami pracy - trzeba go nauczyć prowadzić na uwiązie nawet w terenie i we wszystkich chodach, stać w miejscu przy czyszczeniu, ustępować od nacisku, odczulić na różne rzeczy...
-Eh, Pearl, może jeszcze coś z ciebie będzie... - zaśmiałam się, dając mu kawałek jabłka.
Wstałam, poczekałam aż źrebak zje przysmak i poprowadziłam go za kantar na środek placu. Tam, dalej go prowadząc, zniżałam rękę w dół po uwiązie. Po 10-minutowej pracy szłam ze spokojnym źrebakiem na luźnym uwiązie, trzymając prawie za jego koniec. Odpięłam karabińczyk i obsypałam Pearla pochwałami. Wypuściłam go na pastwisko. Chwilę szedł spokojnie, aż zagalopował, ścigając się z własnym cieniem wzdłuż płotu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arrya




Dołączył: 19 Lut 2010
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:43, 19 Lut 2010    Temat postu:

Trener: Sara
Koń: Pearl Harbour
Data: 09.04.2008
Czas trwania: od 18.00 do 19.00
Miejsce: piaskowa ujeżdżalnia
Pogoda: słonecznie i bezchmurnie, +16st. C

Dziś planowałam przeprowadzić trochę ciekawszy trening - prowadzenie we wszystkich chodach. Przez ostatnie dni ćwiczyłam z nim prowadzenie w stępie i nie miałam zastrzeżeń - możemy iść dalej. Chcę nauczyć go podstawowych rzeczy, żebyśmy mogli przejść do pracy naturalnej, 7 gier itp.

Poszłam z uwiązem w jednej ręce a dwoma jabłkami w drugiej na pastwisko. Zamknęłam bramę i odwróciłam się - konie, stojące w pewnej odległości od siebie, patrzyły na mnie ciekawie. Zacmokałam na nie.
-No chodźcie i zobaczcie, co dla was mam!
Sunny ruszył energicznym kłusem, za nim pobiegł Pearl. Obaj szybko pokonali te 40 metrów i rzucili się wręcz na owoce. Zwłaszcza Sunny jest rozbestwiony. Za długo już cieszy się wolnością i myśli, że może wszystko. Trzeba go przywrócić do porządku, ale nie tym razem. Poczekałam aż Pearl zje. Oczywiście jak skończył to od razu zaczął szukać mi po kieszeniach innych smakołyków. Zaśmiałam się, głaskając go po szyi, ale gdy źrebak stał się bardziej natarczywy, stanowczo go od siebie odsunęłam. Musi mieć do mnie szacunek. To bardzo nam ułatwi pracę w przyszłości. Przypięłam uwiąz do jego kantarka i skierowałam się do bramy. Źrebak posłusznie dreptał za mną. Sunny też chciał wyleźć, ale mu nie pozwoliłam. Obrażony stulił uszy, gniewnie machnął ogonem i odkłusował czym prędzej.
Cały czas głaskając Pearl'a szłam w stronę ujeżdżalni. Mały jeszcze na niej nie był. Ciekawie się rozglądał, prychał i kłusował w miejscu. Uznałam, że na początku dam mu fory, skoro się płoszy (albo udaje) Prowadziłam go wzdłuż ogrodzenia spokojnym stępem. Raz spłoszył się bażanta, ale ja też się przestraszyłam, więc wybaczyłam mu tą próbę ucieczki xD Zrobiliśmy da kółka i szedł już w miarę spokojnie. Postanowiłam go teraz skłonić do posłuszeństwa i wysiłku. Musi się skupić. Przyspieszyłam i źrebak prawie zakłusował, ale jeszcze nie. Szedł bardzo drobnymi kroczkami. No cóż, skoro chce, to będziemy długo chodzić... Po jakichś 5 kółkach mały zmęczył się tym intensywnym stepem i wydłużył krok. Pogłaskałam go po szyi i zatrzymałam się. Staliśmy kilka chwil i znów ruszyłam dość szybkim krokiem. Tym razem minęło zaledwie pół okrążenia i Pearl wydłużył krok. Chwilę z nim tak szłam i stoimy. Ostatnia próba zanim przejdziemy do czegoś trudniejszego. Pomyślałam, że mogę już go przyzwyczajać do poleceń werbalnych dotyczących chodu, czemu nie. Cmoknęłam cicho.
-Stępem, stępem... - powiedziałam energicznie i pociągnęłam lekko za kantar.
Naturalnie źrebak ledwo zauważył że się odezwałam. Liczę jednak, że coś mu się tam utrwali z biegiem czasu. Teraz przeszliśmy całe kółko takim wyciągniętym stępem. Ładnie zadkiem pracował, wszystko OK, nawet był dość skupiony na mnie, chociaż czasem jeszcze zerkał na drzewa za ujeżdżalnią. Zwolniłam na kolejne okrążenie do wolnego stępa i wtedy znów przyspieszyłam, ale bardziej niż poprzednio. Pearl przez dobrą chwilę szedł z odrzuconą do tyłu głową, ale gdy to nie uwolniło go od nacisku, opuścił ją i zakłusował nerwowo.
-Stęęęępem.... - powiedziałam uspokajająco, nieco zwalniając. Pearl nie bardzo wiedział jak się odnaleźć w tej sytuacji, ale po kilku minutach potrafiłam już z nim zrobić jakieś pół kółka takim mocno wyciągniętym stępem. W nagrodę zatrzymałam go i pogłaskałam po szyi. Staliśmy kilka minut i znowu ruszamy stępem, tym razem już umiarkowanym tempem.

Chodziłam z nim po kołach małych i dużych, zmienialiśmy kierunki, robiliśmy wolty i półwolty - wszystko po to, żeby trochę się powyginał. Nie mogę powiedzieć że to robił, ale nie szedł sztywny jak deska. Obniżył głowę i na tych mniejszych zakrętach ładnie, lekko wyginał grzbiet. To mi wystarczyło, żeby chwalić go bez umiaru. Postałam z nim minutę i na prostej już ruszyłam stępem, przyspieszając. Źrebak wydłużył krok, ale w końcu nie mógł już nadążyć i znów zadarł głowę. Po kilku moich dziwnych, instynktownych zachowaniach których nawet nie mogę opowiedzieć, bo nie wiem co zrobiłam, ale obniżył głowę i zakłusował. Powoli, bo powoli, ale jednak przebiegł pół ujeżdżalni, coraz śmielej idąc naprzód. Zwolniłam do stępa, chwaląc go. Po chwili znów spróbowałam zakłusować. Teraz oparł się na kantarze tylko przez sekundę i przeszedł do kłusa. Pół okrążenia, w czasie którego dogonił mnie z własnej woli (wcześniej był jakieś 2 metry za mną). Zwolniliśmy do stępa, pogłaskałam go po szyi. Ku mojej radości obniżył znów głowę, parsknął i miał minę, jakby myślał: "Aha, zaczynam rozumieć o co jej chodzi". Pochodziliśmy stępem półtorej okrążenia i znów zakłusowanie.Tym razem źrebak śmiało ruszył do przodu. Pogłaskałam go po szyi. Oh, ależ on był z siebie dumny. Spokojnym kłusikiem obiegliśmy ujeżdżalnię dookoła i spróbowałam zmienić kierunek, nie zwalniając do stępa. Wyszło całkiem znośnie. Źrebak szedł troszkę mniej pewnie na zakręcie, cały czas bacznie obserwował co ja robię. Na prostej przyspieszył. Pozwoliłam mu udając, że też tego chciałam. Obiegliśmy jeszcze raz ujeżdżalnię i stęp. Pochwaliłam go i stępowaliśmy minutę. Szedł dobrym, spokojnym krokiem, dość mocno wkraczając tylnymi nogami pod kłodę. Znowu kłus, tym razem w myśl "wolniej a dokładniej". Próbowałam z nim robić koła i serpentyny, zmiany kierunków na wolcie, przez środek itp. Na początku opierał się, podrzucał czasem głowę, zwalniał, ale pod koniec szedł już dość zadawalająco. Kłusowaliśmy tak 5 minut i do stępa, bo i on i ja się zmęczyłam. Pospacerowaliśmy sobie na luźnym uwiązie ponad 5 minut. Na końcu ujeżdżalni zatrzymałam się i przysiadłam na ogrodzeniu. Pearl stał spokojnie, lekki wiatr rozwiewał jego grzywę.Obserwował okolicę bystrym wzrokiem. Widziałam, że ma dobry humor. Chętnie dalabym mu jakiś smakołyk, ale nie chciałam go aż tak do nich przyzwyczajać. Pogłaskałam go lekko i po minucie wstałam. Ruszyliśmy stepem pół okrążenia i kłusik. Dobrze mu już to wychodziło, był taki spokojny. Z tymi zakrętami jest sporo rzeczy do poprawy, ale postanowiłam doszlifować to na kolejnych treningach.

Biegłam obok źrebaka trzymając za sam koniec uwiąza. Pearl oddalił się ode mnie na jakieś 1,5 metra więc uznałam, że można spróbować galopu. Upewniłam się, że w okolicy nie ma zbyt wielu strasznych rzeczy, krok ma równy i rytmiczny - wtedy przyspieszyłam.
-Galop! Dalej, dalej!
Wyrwał do przodu i strzelił z zadu w moją stronę. Na szczęście nie trafił.
-EJ!
Natychmiast go zatrzymałam.
-Tak nie będziesz robił, mój drogi, o nie.
Przez chwilę zdziwiony źrebak kłusował w miejscu, a gdy zatrzymał się, ruszyliśmy stępem. Widziałam, że to wierzgnięcie nie było złośliwe tylko wyrażało bardziej radość, ale nie mogę mu przecież pozwolić na takie wybryki. Dla konia może to i fajne, ale dla człowieka - nie bardzo.
Szedł już spokojnie, ale nadal był nieco przestraszony, więc pogłaskałam go po szyi. Po całym okrążeniu już się uspokoił, ale był bardziej na mnie skupiony.
-No to kłusik, Pearl... Kłus...
Zakłusował dość niepewnie. Po chwili już szedł dobrze więc poprosiłam o galop.
-Dobrze, to galop - mruknęłam i dodałam głośniej - Dalej, galop!
Zagalopował, ale z daleka ode mnie. Szedł jakoś dziwnie skrzywiony, patrzył na mnie niespokojnie. Po całym okrążeniu nie zmienił zachowania, więc przeszłam do stępa. Musze go upewnić, że jak idzie dobrze, to i ja będę iść spokojnie. Zrobiliśmy 3 takie zagalopowania i za 3 razem wreszcie się rozluźnił i szedł jak należy.
-Taak... Tak, znakomicie...
Zrobiliśmy takim galopem dwa kółka. Pearl, zadowolony z moich pochwał i upewniony już, że zrobił to, o co go prosiłam, wyraźnie poweselał. Odsadził ogon i biegł krótkim, żwawym krokiem, parskając co chwila.
-Dobrze, stóóój...
Zwolniłam do stępa. Miłą niespodzianka dla mnie był fakt, że Pearl wyraźnie skupił się i przygotował do mojego polecenia zanim zdążyłam zadziałać uwiazem na kantar. Pochwaliłam go i po kilku okrążeniach stepem postanowiłam utrwalić mu wszystko, czego się nauczył. Przyspieszyłam w stępie i po dłuższej chwili wydłużył krok. Serpentyna i kłus. W wolnym kłusie kilka zakrętów - oj, trzeba to poćwiczyć. Źrebol przeczuwał, że zaraz będzie galop, dlatego trudno mi go było utrzymać w tym wolnym tempie. Kółko szybkim kłusem i zagalopowanie. Ładnie, bryknął sobie, ale nie wierzgał już. Widziałam że miał po chwili ochotę do tego, ale moje ostre "ej!" przywróciło mu zdrowy rozsądek. Zaczął się coraz bardziej rozpędzać, więc po dwóch kółkach już się zatrzymałam. Obsypałam go pochwałami i dałam mu kawałek jabłka. Pospacerowałam z nim chwilę na luźnym uwiązie i wypuściłam na pastwisko.

Trochę był zmęczony. Wolnym krokiem przeszedł 10 metrów, położył się i wytarzał. Potem wstał, otrzepał się z trawy i ziemi i podszedł do Sunny'ego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arrya




Dołączył: 19 Lut 2010
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:43, 19 Lut 2010    Temat postu:

Trener: Sara
Koń: Pearl Harbour
Data: 12.04.2008
Czas trwania: 09.00 - 11.00
Miejsce: hala
Pogoda: mocny wiatr, duże zachmurzenie, deszczowo, +5st. C

Od kilku dni dałam spokój treningom i przychodziłam do Pearl'a bez konkretnego powodu. Chciałam, żeby moje obecność nie kojarzyła mu się tylko z treningiem. Głaskałam go, dawałam smakołyki, mówiłam do niego. Wyraźnie przywykł już do mojej obecności i jakby ją... polubił? Na mój widok zawsze biegł do ogrodzenia choćby z drugiego końca pastwiska. Raz nawet przerwał zabawę z Sunny'm. Pozwalałam mu się także bawić z sobą, ale zawsze kończyłam zabawę wyraźnie okazując mu swoją dominację. Jego zaczepki były przyjacielskie, ale nie chciałam, by choć na chwilę zapomniał kto tu rządzi.
Dziś postanowiłam powrócić do treningów, żeby przypadkiem czegoś nie zapomniał. Konie były w boksach, niedawno skończyły jeść i miałam je teraz wypuścić na pastwisko. Wyprowadziłam Sunny'ego. Z tyłu słyszałam już płaczliwe rżenie Pearl'a, ale szybko się uspokoił, gdy wróciłam do niego.
-Dzisiaj trochę poćwiczymy. Co ty na to, malutki?
Weszłam do boksu i głaskając go po szyi, przypięłam uwiąz do kantara. Powoli wyprowadziłam źrebaka ze stajni. Pogoda była okropna, zanosiło się na niezłą ulewę, ale dzielnie szłam z Pearl'em na ujeżdżalnię. Mały niepokoił się. Zdążyłam zauważyć, że bardzo nie lubi wiatru - robi się przy nim niespokojny i płochliwy. Przy bramie patyk z suchymi liśćmi zaszeleścił i Pearl rzucił się do tyłu. Zrobił może dwa kroki i stanął, dziwnie przechylony, chrapiąc i błyskając białkiem oczu. Starałam się go uspokoić i po jakichś 5 minutach wreszcie przeszedł przez bramę. Niezrażona, zaczęłam prowadzić go wzdłuż ogrodzenia, lecz wszystko zrobiło się nagle bardzo straszne i Pearl co chwila albo odskakiwał, albo zatrzymywał się i nie chciał się ruszyć. Na dodatek zaczął padać drobny deszcz. Po jakichś 10 minutach, w ciągu których zrobiłam z nim zaledwie 3 okrążenia, dałam za wygraną i zaczęłam iść w kierunku hali. Za wcześnie żeby próbować pracować z Pearl'em w takich 'ekstremalnych' warunkach. Zaledwie zamknęłam drzwi hali, ulewa rozpętała się na dobre. Wewnątrz budynku było jednak cicho i przytulnie. Deszcz miło stukał w dach. Pogłaskałam mokrego źrebaka.
-To nie był najlepszy pomysł, co, Pearl'uś? - westchnęłam - No trudno, spróbujemy tutaj popracować. Chodź, stęp, stęp...

Źrebol był wciąż trochę zdenerwowany, ale po kilku minutach rozluźnił się, zaczął stawiać dłuższe kroki. Pochwaliłam go i rozejrzałam się z uśmiechem po hali. Nie ma to jak duża, przestronna hala. Wtedy żadna pogoda nie jest straszna.
-Wiesz co... - powiedziałam powoli - Zaprowadzę Sunny'ego do stajni, bo nie chcę zaprezentować Arryi błotnego potwora.
Odpięłam uwiąz puszczając źrebaka luzem i wyszłam z hali.
Na dworze ostro zacinał deszcz, a wiatr niemal zrywał włosy z głowy. Co to za pogoda?! Mamy kwiecień! oO Weszłam na pastwisko po jeszcze dość twardej ziemi i zobaczyłam stojącego niedaleko Sunny'ego. Ruszyłam w jego stronę i on zaczął uciekać...
-O nie, Sunny, stój!!
Łapałam go przez dobre 5 minut. Wreszcie, ubłocona i zmoknięta zamknęłam niesfornego ogiera w boksie. Szybko osuszyłam go trochę słomą i poszłam do siodlarni. Wróciłam z garścią cukierków w kieszeni i derką. Założyłam ją na konia.
-Powinnam ci nie dawać, rozbójniku... ale nich ci będzie - wyciągnęłam do niego dłoń z cukierkiem.
Sunny wziął spokojnie i zjadł, patrząc mi bezczelnie w oczy. Czekałam chyba z minutę aż odwróci głowę i wtedy, zadowolona, wróciłam na halę.
Na hali zobaczyłam rzecz straszną.
Pearl z dzikim rżeniem galopował do mnie, ale... czy to na pewno był Pearl? Spod warstwy ziemi nie było widać skrawka naturalnej, jasno-kasztanowatej barwy. Najwyraźniej mokra sierść mu przeszkadzała i wytarzał się, bo przecież lepiej być brudnym niż mokrym.
Źrebak ominął mnie w ostatniej chwili, zatrzymał się z efektownym poślizgiem, zatoczył w kłusie małe kółko i stanął w miejscu.
-Ugh... Pearl, ja cię chyba uduszę...
Stanął przede mną, rozglądnął się dookoła i wreszcie spojrzał bezpośrednio na mnie.
-No i co ja mam teraz z tobą zrobić? - zapytałam z góry - To idę po szczotki. I będę cię czyścić. Zobaczysz, będziesz nareszcie porządnie wyczyszczony, i wiesz co? Będziesz stać w miejscu całymi godzinami! Hahaha! - zaśmiałam mu się prosto w oczy i poszłam do siodlarni.
Wróciłam po chwili ze zgrzebłem, kopystką, szczotką miękką i twardą.
-No chodź, urwisie, i przygotuj się na straszliwe męki...
Znów przypięłam uwiąz do jego kantarka i podprowadziłam go jednego z kilku samotnych stojaków na przeszkody. Swoją droga, co one tu robią? Chyba potem je posprzątam. Przywiązałam uwiąz bezpiecznym węzłem.
-I co teraz? Nie uciekniesz, mój drogi!
Pearl popatrzył w lewo, popatrzył w prawo, zastrzygł uszami i podreptał niezdecydowanie w miejscu. Spojrzał na mnie z oczekiwaniem.
-Nie wiesz co masz robić, co? Masz stać w miejscu...
Pogłaskałam go po szyi, przestając sobie z niego żartować i zaczynając pracę na poważnie.
-No już, spokojnie... - wyciągnęłam cukierka (bananowego ^^) z kieszeni i podsunęłam go Pearlowi.
Źrebak powąchał i zjadł powoli, po czym z wyraźnym ożywieniem zaczął mi szperać nosem po kieszeniach. Dałam mu jeszcze jednego cukierka. Wyraźnie mu zasmakowały. Poklepałam go po szyi, myśląc, że najpierw sprawdzę, czy mogę dotykać całego jego ciała. Spodziewałam się, że nie będzie większych problemów. Był już czyszczony nie raz, ale było to robione na szybko i byle jak, nie przejmując się odczuciami konia. Tak z nim postępowali w poprzedniej stadninie. Ja chciałam, by był spokojny i czuł się komfortowo.
Głaskałam jego szyję, głowę, dotykałam uszu. Nawet nie napiął mięśni, dobrze. Przesunęłam dłoń na grzbiet. I tam też wszystko w porządku. Jak dotknęłam zadu, źrebak usiłował się odwrócić - dalej sądził, ze mam w ręce jakiś smakołyk.Nie pozwoliłam mu i stanął jako-tako spokojnie, ale na pewno nie był przestraszony czy zaniepokojony. Wróciłam znowu do szyi i po chwili spróbowałam w przednimi nogami. Pearl schylił śmiesznie łeb i patrzył, co mu robię, ale za chwilę wyprostował się i obojętnie obserwował nader ciekawe ściany hali. Spróbowałam dotknąć spodu brzucha i źrebak się poruszył. Za każdym razem gdy dotykałam go tam, chodził w miejscu. No, to trzeba zastosować pewną metodę. Kładłam rękę na brzuchu o trzymałam ją tam, dopóki źrebak się kręcił. Gdy stawał spokojnie - zabierałam. W ten sposób po 15 minutach mogłam dotknąć całego jego brzucha i wszystko było w porządku.
Wyprostowałam więc, czując ból silny pleców.
-Aua... Oj, Pearl, co ja z tobą mam... - pogłaskałam go po szyi i pocałowałam w chrapki.
Schyliłam się, sięgając powoli do tylnych nóg źrebaka. Po 5 minutach mogłam spokojnie ich dotykać, Pearl przyzwyczaił się do tego. Wyprostowałam się i jeszcze raz przejechałam ręką po całym jego ciele i stał spokojnie. Był skupiony na mnie, ale nie zaniepokojony. Tylko kontrolował, co robię. Wzięłam więc zgrzebło, dałam mu powąchać i zaczęłam czyścić mu szyję. na początku pokręcił się trochę i znowu musiałam zastosować tą metodę z zabieraniem szczotki, gdy się nie ruszał. Jednak tym razem brałam ą tylko na chwilę. Po 5 minutach szyję już wyczyściłam i uspokoiłam źreba. Gdy tylko przeszłam dalej, na grzbiet, znowu się zaniepokoił. tak więc czyszczenie zajęło mi o wiele więcej czasu i dopiero po jakichś 40 minutach skończyłam zeskrobywać glinę. Wtedy pochwaliłam go, dałam jeszcze jeden bananowy przysmak i wzięłam miękką szczotkę. W gruncie rzeczy sierść była sucha, ale lekka wilgoć nadała jej ładnego połysku. Wyszczotkowałam go szybko tą szczotką (jakieś 5 minut) i wzięłam twardą do grzywy i ogona. O ile z grzywą poszło łatwo, o tyle z ogonem męczyliśmy się dużej, bo Pearl znów się niepokoił. W końcu jednak cały lśnił czystością.
-No i co, Pearl, chyba w całym swoim życiu nie byłeś taki czysty - powiedziałam złośliwie i przyjacielsko poklepałam go po szyi. Wykazywał jednak pewne oznaki niepokoju, więc żeby go uspokoić, odwiązałam uwiąz i pospacerowałam z nim kilka minut po hali. Humor wyraźnie mu się poprawił.
-Nadchodzą ciężkie czasy, Pearl - mówiłam - Teraz czyszczenie stanie się już codziennym rytuałem i będziesz musiał się pogodzić z tą straszną szczotką. A teraz chodź, jeszcze zrobimy ci kopytka i będziesz już całkiem cacy.
Wróciłam z nim do drągu, przywiązałam uwiąz i sięgnęłam po kopystkę. Źrebak zmarkotniał i zaczął dreptać, więc na uspokojenie poczęstowałam go jeszcze jednym cukierkiem. Przejechałam ręką wzdłuż jego nogi, powiedziałam 'noga' i podniosłam. Strasznie się zdziwił. Opuściłam i po chwili powtórzyłam całą czynność. Zrobiłam tak z 5 razy, gdy Pearl patrzył na mnie z wielkim zdumieniem graniczącym z niepokojem i przeszłam do drugiej przedniej nogi. Tym razem spróbował się zbuntować i gdy ją podniosłam, szarpnął nią mocno. Nie puściłam, obserwując, czy nie traci równowagi, jednak nic takiego nie zauważyłam. Gdy się uspokoił, pozwoliłam mu ją postawić na ziemię. Kilka prób i przeszłam do nóg tylnych. Z nimi próbowałam 5 minut, zanim wreszcie dobrze je podniósł. Znaczy, ja podniosłam, ale on zginał. Pogłaskałam go po szyi i po paru minutach wróciłam do przedniej nogi.
-Noga.
Podniosłam, wzięłam kopystkę i delikatnie potarłam szczotką kopytko źrebaka. Popukałam w nie otwartą dłonią i postawiłam. Poczekałam, aż Pearl się uspokoi i zrobiłam to samo z pozostałymi nogami. Jestem z niego zadowolona, minie trochę czasu zanim się przyzwyczai, to normalne. Pochwaliłam go i odwiązałam uwiąz. Spojrzałam na zegarek.
-O rany, już 10.15... Ale nam to czasu zajęło...
A na dworze deszcz padał w najlepsze.
Prowadziłam szczęśliwego Pearl'a wokół hali i gdy sie uspokoił i rozluźnił, zaczęłam robić z nim tradycyjnie koła, wolty, serpentyny, ósemki. Szedł żywo i energicznie, stawiając długie kroki i nieźle już wkraczając tylnymi nogami pod kłodę. Pomyślałam, że trzeba by powoli zacząć z nim trenować jego mięśnie a nie tylko posłuszeństwo. Poczekam aż skończy rok i zaczniemy robić coś konkretniejszego. Tymczasem przyspieszyłam i zachęcając Pearla głosem, zaczęłam biegnąć. On też, ładny kłusik. Najpierw z 3 okrążenia hali, chwila stępa i znowu zakłusowanie. Teraz robimy koła. Wyszły niezbyt okrągłe, ale to przez to, że był taki podekscytowany. Zwolniłam do stępa i zaczęłam z nim robić ciaśniejsze koła, żeby zaczął się wyginać. Po kilku minutach obniżył bardziej głowę i lekko wygiął grzbiet, wtedy w drugą stronę. Tutaj poszło już szybciej, zakłusowanie i 2 kółeczka. Biegliśmy wolnym tempem i wolta w narożniku. W następnym koło, w kolejnym - zakręcamy i zmieniamy kierunek po przekątnej. Na niej przyspieszyłam bardzo i znowu zwolniłam na zakręcie. Teraz serpentyna. Źrebak czasem się wahał, nie umiał jeszcze precyzyjnie odczytywać moich sygnałów, ale brak wyszkolenia nadrabiał chęcią współpracy i zaangażowaniem. Z upływem czasu coraz lepiej się rozumieliśmy i po 7 minutach stęp. Zmęczyliśmy się i odpoczywaliśmy jakieś 5 minut wlokąc się noga za nogą. Dałam mu cukierka, tym razem owocowego. Też mu zasmakował, ale chyba woli bananowe. Oj, za bardzo go dzisiaj rozpieszczam. Cukierki są małe, no ale on się przyzwyczaja, że będzie co chwilę nagradzany... Nie mogę go rozpuścić! Dam mu jeszcze tylko jeden cukier, na koniec treningu Smile
Po odpoczynku w stępie znów kłus, dwa kółeczka i postanowiłam z nim zagalopować. Szedł równo, spokojnie lecz radośnie, dobrze. Przyspieszyłam.
-Galop, galop!
Cmoknęłam i Pearl wyrwał do przodu. Dwa takty cwału i szybko powrócił do galopu w zwykłym tempie. Popatrywał na mnie niespokojnie.
-No masz szczęście żeś się opamiętał.
Pogłaskałam go w galopie po szyi i zeszłam z nim na przekątną. Szedł trochę nierównym, urywanym krokiem, ale galop to galop. Przejdzie mu z wiekiem. Przyspieszyłam i sprintem przebiegłam ten odcinek prostej, a mój łobuz i tak zaczął mnie wyprzedzać. Pociągnęłam lekko za kantar, przypominając mu gdzie jego miejsce i zrobiłam z nim koło w galopie. Prawie przeszedł do kłusa, a przy następnym kole już otwarcie zwolnił.
-Ej.... - mruknęłam cicho.
Zwolniliśmy do stępa. Ułożyłam sobie uwiąz w ręce tak, że został mi długi koniec i znowu zagalopowanie. Pearl trochę pofikał, ale szedł moim tempem, więc wszystko było w porządku. Biegniemy jedno okrążenie, po przekątnej i na końcu koło. Przeszedł do kłusa. Wtedy ja machnęłam końcem uwiązu w kierunku jego zadu.
-Galop!
Zaskoczony, zagalopował nerwowo, a ja udawałam, że nic się nie stało. Przebiegliśmy przez pół okrążenia i znowu koło. Zawachał się, więc popędziłam go uwiązem. Za trzecim razem już nie potrzebowałam uwiązu.
-Dobrze, dooobrze... Stęęp...
Pogłaskałam go po szyi i przytuliłam się do niego. Pospacerowaliśmy parę minut i wtedy chciałam zagalopować z nim ze stępa. Naprężyłam mięśnie i Pearl zrobił się czujny. Czekał, jakby miało wydarzyć się coś niezwykłego. Szłam po zewnętrznej.
-Dalej!!
Zerwałam się do biegu najszybciej, jak umiałam.
-Dalej, Pearl, dalej!
Nie musiałam mu tego powtarzać - ogierek już usiłował mnie wyprzedzić. W szalonym tempie zrobilismy jedno okrążenie i z pewnym trudem zatrzymałam źrebaka.
-Stóój...
Pogłaskałam go po szyi.
-No świetnie się dziś spisałeś, świetnie...
Dałam mu ostatniego cukierka - miodowego. Pearl pokręcił wargami i... wypluł oO
-Nie smakuje ci? - zdziwiłam się.
Pospacerowałam z nim trochę w stępie i wróciliśmy do stajni. Zamknęłam go w boksie, ściągnęłam derkę już z suchego Sunny'ego i wróciłam z cukierkiem bananowym.
-Masz, Pearl'uś, naprawdę byłeś dzisiaj świetny.
Zostałam z nim parę chwil w boksie i poszłam posprzątać stojaki z hali...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arrya




Dołączył: 19 Lut 2010
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:43, 19 Lut 2010    Temat postu:

Trener: Sara
Koń: Pearl Harbour
Data: 19.04.2008
Czas trwania: 16.00 - 17.30
Miejsce: ujeżdżalnia, teren
Pogoda: słonecznie, lekki wiatr, +16st. C

Codziennie brałam Pearl'a na treningi. Uważam, że zrobił takie postępy, by można bezpiecznie zabrać go w teren. Co dzień, rano lub po południu, przychodziłam do niego i zaczynałam czyścić - na dworze lub w boksie, zależnie od pogody. Źrebak jeszcze długo był niecierpliwy i podenerwowany, nie podobało mu się stanie w miejscu. Raz otwierałam drzwi na halę, a on stał przywiązany i wyczyszczony. Jak zawsze po czyszczeniu był trochę naburmuszony. Wtedy drzwi zaskrzypiały przeciągle i źrebak rzucił się do tyłu. Jak to on, od razu się zatrzymał i stał jak wmurowany w ziemię, ale jeszcze trochę i zerwałby uwiąz albo zrobił sobie krzywdę. Szybko go odwiązałam i 15 minut zajęło nam wchodzenie na halę. Pearl nadal jest płochliwy, niecierpliwy i zawsze pełen życia, trudno go przyzwyczaić by stał spokojnie podczas czyszczenia. Ale jedno już osiągnęłam: bez problemu mogę już dotykać całego jego ciała. Uszy, brzuch, nogi - wszystko.

Z prowadzeniem za dużo postępów nie zrobiliśmy. To znaczy, dużo jeśli spojrzeć na to pod kątem nauki źrebaka a nie konia. Pearl drepta przy mnie podekscytowany i ciekawski, czasem się płoszy (ale nie często) Ładnie zatrzymuje się i zwalnia gdy go proszę lekko ciągnąc za kantar. Wtedy po kilku sekundach staje spokojnie. Rozgląda się i prycha, ale stoi i nie kręci się. Gorzej jest z przyspieszeniem. Ze stępa do kłusa - całkiem dobrze, ale z kłusa do galopu - zawsze, ale to zawsze najpierw wyrwie do przodu a później zwalnia. Z racji jego młodego wieku mogę mu to wybaczyć, ale do czasu. Często bryka w galopie, lecz nie próbuje się wyrwać. Czasem przestaje się skupiać na mnie, na szczęście to rzadko. W stępie potrafi już stawiać długie, spokojne kroki i odpychać sie dobrze tylnymi nogami. W kłusie też ma ładny krok, ale praktycznie niczym się nie rożni od starego - ciągle krótki wykrok i przyspieszanie zamiast wyciąganie. Ale czego tu oczekiwać od źrebaka ^^' Jestem zadowolona z tego, co już osiągnęliśmy. W stępie prawie nie ma problemu z prowadzeniem po kołach, serpentynami itp. W kłusie - ćwiczymy. W galopie koła wychodzą już całkiem ładnie, zwykle utrzymuje galop a nie przechodzi do kłusa. Próbowałam z nim też zagalopować ze stój czy stępa, ale on nie rozumiał. Och, zaczynam przesadzać ^^' Za to ruszanie kłusem ze stój wychodzi znakomicie. Wystarczy cmoknąć. Źrebak też poprawił nieco swój wygląd i wytrzymałość. Nie przemęczam go, ale kilka minut galopu robimy spokojnie, choć czasem na koniec już mu się nie chce i leci taki rozwleczony. Staram sie do tego nie dopuszczać.

Dziś przyszłam do stajni po południu. Pearl był na pastwisku.
-Cześć, mały - przywitałam sie z nim, mierzwiąc mu grzywkę. Czułam, że cieszy się z mojego towarzystwa.
Spędziłam z nim parę minut na pastwisku, głaskając go i przemawiając łagodnie. Pasł się, ale co chwila zerkał na mnie. Podawałam mu czasem kępy soczystej trawy. Pastwisko zmieniło się nie do poznania - kiedyś ubłocone, z nędzną, żółtawą trawą. Teraz trawa była już duża i gęsta, o świeżym, ciemnozielonym kolorze.
Przypięłam uwiąz do kantaru źrebaka.
-Chodź, Pearl, mam dla ciebie niespodziankę.
Wyprowadziłam go z pastwiska. Szedł chętnie, prawie mnie wyprzedzając. Dałam mu kawałek jabłka i poszłam z nim na chwilę na ujeżdżalnię. Chciałam się przekonać, czy dobrze się dziś czuje i nie zamierza mi wykręcić jakiegoś numeru.
Zamknęłam za nami bramę i zaczęłam prowadzić Pearla wzdłuż ogrodzenia, masując mu uspokajająco szyję. Szedł rozluźniony, spokojny, rozglądając się ciekawie. Po dwóch okrążeniach zaproponowałam mu kłus i zaczęliśmy biegnąc. Nie ciągnął, nie lenił się, nie płoszył. Zniżył łeb, parsknął radośnie i znów podniósł go wysoko, obserwując otoczenia. Zrobiłam z nim jedno kółko, zmieniłam kierunek przez środek i przyspieszyłam.
-Galop! No, dalej!
Ruszył do przodu i zaraz zwolnił. W sumie nic nowego. Zrobiłam z nim jedno kółko starając utrzymać przyzwoite tempo i zatrzymaliśmy się łagodnie, bez szarpaniny. To mi się podoba.
-No ładnie, Pearl, ładnie - pochwaliłam go, głaskając po smukłej szyi. Parsknął, otrzepał się i zaczął szukać mi po kieszeniach smakołyków.
-O nie, mój drogi, tobie jest za dobrze. Teraz nie dostaniesz, dopiero później - zaśmiałam się, wychodząc z nim z ujeżdżalni. Przywiązałam go do ogrodzenia - Poczekaj tutaj, zaraz przyjdę.
Poklepałam go po szyi i oddaliłam się na jakieś 10 metrów. Źrebak patrzył za mną. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Arryi, że wychodzę z Pearlem w teren i jeśli nie zadzwonię za godzinę, to mogłaby zacząć mnie szukać Wink
Wróciłam do źrebaka, pogłaskałam go i odwiązałam uwiąz. Ruszyłam z nim kłusem po terenie stajni. Często chodziliśmy na takie 'wycieczki', żeby nie przebywać ciągle na hali czy ujeżdżalni. Po 3 minutach zwolniłam z nim do stępa. Trochę się zmęczył, więc miałam nadzieję, że chociaż na początku będzie spokojny.
-No to, Pearl, wychodzimy ze stajni! Hurra!
Odtańczyłam jakiś dziki taniec. Pearl odsunął się parę kroków i patrzył nam nie podejrzliwie. Zaśmiałam się i ruszyłam z nim do bramy.
-Widzę, Pearl, że nawet ty się przyzwyczajasz do moich dziwnych wybryków, co? -pogłaskałam go po szyi- No to teraz będziesz miał okazję mi się odwdzięczyć.
Dałam mu buziaka w chrapki, chwilę tuliłam się do niego i wyszliśmy poza teren stajni.

-Chodźmy, Pearl.
Ruszyłam żwawym krokiem wzdłóż polnej drogi. Pearl rozglądał się ciekawie, był ożywiony i podekscytowany nowym otoczeniem. Utrzymywałam szybkie tempo, obserwując kontem oka, jak źrebak się czuje. Nie wyglądał na przestraszonego. Doszliśmy do końca drogi, do skrzyżowania. Wciągnęłam w płuca chłodne, orzeźwiające powietrze i spojrzałam na źrebaka. Czułam się w tej chwili najszczęśliwszą osobą na ziemi. Uśmiechając się bezwiednie, wybrałam drogę biegnącą w lewo, przez łąki. Trawa była wciąż niska, więc nie mogły kryć się tam żadne ptaki i inne straszydła, więc szłam pewnie. Po jakichś 100 metrach Pearl zaczął się niepokoić, odwracał się patrząc za siebie, w kierunku stajni. Masowałam mu szyję, uszy, chcąc go uspokoić, mówiłam do niego łagodnym głosem. Po kolejnych 50 metrach źrebak trzymał się, patrząc na majaczącą za nami stajnię.
-No dalej, Pearl, spokojnie. Pociągnęłam za kantar, nie ruszył się. Zadreptał tylko w miejscu, bał się dalszej drogi. Postanowiłam poczekać. Oparłam się o wielkiego kasztanowca, głaskając wciąż źrebaka. Po jakichś 5 minutach jego wzrok złagodniał, zaczął się rozglądać niepewnie.
-Co, spróbujemy iść dalej? Damy radę?
Pociągnęłam lekko za kantar. Pearl przeniósł ciężar ciała na przednie nogi i zaraz zrobił niepewny krok naprzód. Potem kolejne i zaczął iść.
-Brawo, dzielny jesteś, mój mały - powiedziałam cicho, dając mu cukierka. Zjadł, ale bez większego entuzjazmu. Wciąż rozglądał się niepewnie i trzymał się blisko mnie.
-Nic ci nie grozi, zaufaj mi
Doszliśmy do końca ścieżki. Weszłam ze źrebem na łąkę i zaczęłam po niej chodzić, robiąc koła. Nagle stanęłam na gałązkę, która pękła z trzaskiem. Pearl przestraszył się, stanął dęba i
odskoczył. Musiałam za wszelką cenę go zatrzymać, żeby nie spanikował rozdarty między mną i stajnią. Szybko do niego podeszłam. Chwilę się wyrywał, już nie tak gwałtownie, aż stanął. Uspokajałam go głosem i głaskaniem. Pozwoliłam mu się cofnąć parę metrów. Po 5 minutach mogliśmy wreszcie ruszyć. Ominęliśmy gałazkę szerokim łukiem i poszliśmy na przełaj przez łąkę, w stronę małego zagajnika drzew.Źrebak znów patrzył w kierunku stajni i ociągał się. Dałam mu cukierka i zjadł bez przekonania. Doszliśmy do drzew. Usiadłam na jakimś ściętym pniu i chwyciłam za koniec uwiązu, trzymajac go jednak mocno.
-No Pearl, tutaj się zatrzymamy.
Uznałam to za doby pomysł. Nie byliśmy daleko od stajni, a źrebakowi dobrze zrobi trochę czasu, żeby mógł przemyśleć nową sytuację. Rozglądałam się obojętnie, ukradkiem obserwując źrebaka. Stał dość niespokojnie, spięty, obserwując groźny świat przestraszonymi oczami. Po paru minutach stanął w miejscu, z jego oczu znikło częściowo zaniepokojenie. Po następnych 5 minutach podszedł do mnie. Jego oczy wyrażały już spokój i pewne rozleniwienie. Dałam mu cukierka, którego teraz zjadł z większą ochotą. Pod koniec tego 15-minutowego postoju zaczął nawet lekko skubać trawę. Uradowana, pogłaskałam go, a on po 5 minutach pasł się już dość spokojnie, co jakiś czas podnosząc tylko głowę i podejrzliwie lustrując wzrokiem otoczenie. Wreszcie wstałam i podeszłam do źrebaka. Podniósł głowę, ożywiając się.
-To co, zbieramy się powoli, Pearl? Tylko wrócimy trochę okrężną drogą.
Zamiast iść na skos, prosto do głównej ścieżki, poszłam z nim kawałek dalej i weszłam na inną. Nią poszłam z górę jakieś 300 metrów i skręciłam w lewo, potem w prawo i już byłam na drodze do stajni. Pearl szedł szybko, wyraźnie ciesząc się na powrót do stajni. Nie był już zaniepokojony, a przynajmniej nie tak bardzo jak przedtem, jednak wyraźnie pokazywał że naprawdę bezpiecznie poczuje się w stajni.

W końcu dotarliśmy do bramy. Pierwszą wycieczkę w teren uważam za udaną. Pearl przekonał się, że nic go tam nie zeżre mimo, iż się bał. Na dodatek, udało mi sie go uspokoić, pasł się na tym 'wrogim' terenie. Nie było wcale źle. Zaraz za bramą źrebak chciał skoczyć galopem w jakieś tylko sobie znane miejsce, ale powstrzymałam go i poprowadziłam powoli do pastwiska. Nie chciałam go już dziś stresować czyszczeniem. W bramie przytuliłam się do niego,
-Było nieźle, Pearl. jesteś bardzo odważny i jestem z ciebie dumna!
Pogłaskałam go po szyi i odpięłam uwiąz. Źrebak zagalopował, brykając dziko. Zrobił koło, mijając mnie z zawrotną szybkością. Chwilę przyglądałam się jego harcom, a gdy dołączył do niego Sunny, odeszłam od pastwiska i zadzwoniłam do Arryi powiadomić ją, że żyjemy Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arrya




Dołączył: 19 Lut 2010
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:44, 19 Lut 2010    Temat postu:

Trener: Sara
Koń: Pearl Harbour
Data: 24.04.2008
Czas trwania: 10.00 - 11.00
Miejsce: teren
Pogoda: pochmurno, wietrznie, +13st. C

Z Pearlem rozpoczęłam już regularny trening - 6 dni w tygodniu, poniedziałek zawsze ma wolny. Pracuję z nim ok. 16.00 lub 8.00. Przywyknął już do tego i często w tych godzinach czeka już na mnie przy ogrodzeniu pastwiska, a na mój widok rży donośnie i biega jak szalony żeby do mnie wyjść. To dla mnie bardzo miłe, chociaż czasem entuzjazm źrebaka trzeba powstrzymywać żeby w jakimś porywie przyjaznych uczuć nie zrobił mi krzywdy, np. chcąc się ze mną bawić jak z innym źrebem. Uczę go, że musi mnie szanować. Nawet gdy już się z nim bawię i pozwalam mu za sobą biegać - mówię, że koniec zabawy, to koniec. Zawsze zresztą na koniec ja go trochę pogonię, żeby 'moje było na wierzchu' Wink Wydaje się być to dobrą metodą, źrebak nie rozbestwia się, tylko promienieje z każdym dniem coraz bardziej. A ja z nim.

Nasze treningi polegają wciąż na oprowadzaniu go na uwiązie po ujeżdżalni lub hali, zależnie od pogody. Na roundpenie jeszcze z nim nie byłam i na razie nie zamierzam. Postępów za dużych nie robi, ale jak na źrebaka to chodzi całkiem nieźle. Staram się urozmaicać mu te treningi nowymi 'figurami' czy dziwnymi zakrętami, co czasami się przydaje, chociaż zwykle jest pełen energii i chęci do współpracy. Myślę, że w tym wieku nic znaczącego już z nim nie osiągnę w prowadzeniu. Trzy razy byłam z nim w terenie i zawsze wyglądało to prawie tak samo jak w pierwszym. Nie było scen rodem z apokalipsy... No, może raz było groźnie gdy sama niechcący spłoszyłam Pearla. Pasł się na jakiejś łące, a ja stałam za nim. Rosła tam wysoka, sucha trawa. Coś w niej dostrzegłam i sięgnęłam po to. Pearl nie widział co się za nim dzieje i nie był przygotowany na straszliwy szelest trawy. Muszę przyznać, że szeleściła dość specyficznie. Zakwiczał, szarpnął się przewracając mnie przy okazji (poczułam, jakby rękę mi ze stawu wyrwał) wierzgnął parę razy (dostałabym prosto w twarz gdybym już nie leżała na ziemi) i przeciągnął mnie po trawie jakieś dobre 10 metrów zanim zdołałam się podnieść i delikatnie go wstrzymując, pobiegnąć obok niego. Oddaliliśmy się od kępy trawy na jakieś 100 metrów zanim Pearl zdecydował się zatrzymać i wtedy to co zwykle - zaparł się nogami i nie pójdzie. Prosiłam go chyba z 15 minut i nie było efektu. Wtedy wyciągnęłam z kieszeni woreczek foliowy z cukierkami dla koni. Wysypałam je z powrotem, wzięłam najbliższą giętką gałązkę i delikatnie przywiązałam woreczek na jej koniec. Odłożyłam to na ziemię i jeszcze 5 minut prosiłam Pearla, żeby ruszył na przód. Ciekawostką było, że nie ruszył w żadnym kierunku, nawet tym oddalającym go od szeleszczącej trawy. Najwyraźniej tu czuł się bezpiecznie i nie widział powodu, dlaczego musiałby się przemieszczać. Pełna obaw, stałam z nim tak pół godziny, kiedy on już pozbył się strachu. Było mu tu za wygodnie, więc zdecydowałam się użyć metody z foliowym woreczkiem. Wzięłam go z ziemi. Jeszcze raz poprosiłam o ruch na przód, a gdy nie otrzymałam żadnej odpowiedzi, dość energicznie potrząsnęłam torebką za zadem źrebaka.

Był do niej przyzwyczajony bo niejednokrotnie wybierał mi z niej cukierki, ale teraz zaskoczyłam go tym i zrobił kilka kroków. Pogłaskałam go i po kilku sekundach znów spróbowałam z nim ruszyć. Nic z tego, więc zaszeleściłam torebką i ruszył. Przestałam, pozwoliłam mu się zatrzymać, pochwaliłam i znów pociągnęłam za kantar. Zrobił niepewny krok i nagrodziłam go. Po kilku minutach dał już się spokojnie prowadzić. Przeszedł nawet obok tej strasznej kępy trawy, chrapiąc i łypiąc na nią kontem oka, ale przeszedł.

Podczas tych kilku terenów nie poszłam z nim dalej niż za pierwszym razem. Wciąż spacerowaliśmy po tych samych dwóch łąkach, w odległości jakichś 800 metrów od stajni. Nie było tak źle, nie czół się już zbyt nieswojo, ale bywały chwile gdy zbyt był podekscytowany i próbował mi wyrwać do przodu. Często też się płoszył, ale to już najmniejszy problem. Najlepsze jest, że przestał bać sie terenu samego w sobie. Teraz trzeba go tylko przyzwyczaić do tych wszystkich straszydeł i przypomnieć mu konieczność chodzenia gdzie i jak chcę. Nie mam złudzeń, że to potrwa i nie osiągnę zbyt wiele w jego obecnym wieku.

Dziś zdecydowałam się na trening poranny. Przyszłam do stajni o 8.30.
-Cześć, malutki! - dałam mu na powitanie buziaka w chrapki i zaczęłam go głaskać.
Konie stały w boksie i nudziły się niemiłosiernie. Nie jest dobrym pomysłem, by dwa młode i szalone ogierki zostawały w stajni... Stajenny dał im paszę prawie godzinę wcześniej. Skończyły już jeść, wiec mogłam wyprowadzić Sunny'ego na pastwisko. Ogier wyrywał mi się troszkę, ale był taki miły i pełen życia, że nie mogłabym się na niego gniewać. Ale przydałby mu się trening i trochę dyscypliny. Oj, Arryę czeka pewnie trochę pracy Wink Wróciłam do boksu Pearla i nie przywiązując go, zaczęłam dokładnie czyścić. Źrebak był już do tego przyzwyczajony i bardzo to lubił. Nie lubił za to stać długo w jednym miejscu, ale gdy czyściłam go w boksie z reguły nie było problemu. Usnęłam z sierści kilka zaschniętych łat błota i miękką szczotką wyczesałam kurz, nadając jej ładnego połysku. Delikatnie wyczyściłam łebek źrebaka. Nawet się nie szarpnął, przywykł do mojego częstego dotyku okolic jego oczu i uszu. Szczotka śmigająca mu przed oczami powodowała pewien dyskomfort, ale źrebak dzielnie uczył się z tym żyć. Zgrzebłem wyczesałam mu grzywę i ogon. Na koniec ostrożnie podniosłam mu nogi i popukałam w jego kopytka otwartą dłonią. Obserwował mnie ciekawie, bez niepokoju. Uważałam, żeby nie stracił równowagi, ale moje delikatne poczynania zdawały mu się nie szkodzić.

-Jesteś gotowy, mój śliczny, więc wychodzimy!
Wyprowadziłam go ze stajni i paskudny wiatr rzucił nam w oczy pyłem i kurzem. Poprowadziłam źrebaka wokół placu, z powątpieniem spoglądając na czerniące się nad nami chmurzyska. Chodziłam z nim 5 minut, zastanawiając się czy przypadkiem nie wrócić na halę, gdy zaczął padać drobny deszcz.
-O nie...
Wróciłam ze źrebakiem do stajni. Deszcz rozpadał się nieco bardziej. Było znośnie, ale nieprzyjemnie.
-Może to przejdzie, Pearl... Poczekajmy...
Wlazłam z nim z powrotem do boksu. Jemu też nie bardzo podobało się na dworze. Teraz z ulgą otrzepał się z pyłu i... zaczął sie tarzać. Uciekłam do kąta, z rozbawieniem go obserwując. Wreszcie położył się spokojnie, parsknął z zadowoleniem i przymknął powieki. Kucnęłam przy nim i zaczęłam go głaskać. Po 5 minutach zaczęły mnie strasznie boleć nogi. Oj, brak jazdy trochę zepsuł moją kondycję. Zerknęłam niecierpliwie na zegarek - 9.15. Na dworze nadal padało.
-No pięknie... Ale na halę dziś nie idę, mowy nie ma.
Usiadłam obok Pearla na świeżutkiej, czystej słomie. Po kilku minutach Pearl stwierdził, że niewygodnie jest trzymać głowę podniesioną, a nie potrafił jej dobrze ułożyć na słomie, więc położył mi ją na kolanach. Na początku niepewnie, później oparł się na mnie całym ciężarem. Byłam po prostu wniebowzięta, nie dam rady tu tego opisać.
-Oj, Pearluś... - wyszeptałam ze wzruszeniem, głaskając go po głowie. Zamknął oczy.
Siedziałam z nim jakieś dobre 10 minut, oparta plecami o drzwi boksu, kiedy oczy zaczęły mi sie zamykać. Na dworze nadal padało w najlepsze, szmer deszczu na dachu działał tak cudownie usypiająco...

Obudziłam się z bardzo głupim wrażeniem, że chyba zasnęłam. Naprawdę bardzo dziwne uczucie. Spostrzegłam, że Pearl podniósł się, przekroczył bezpiecznie moje nogi i teraz wylizywał coś jeszcze ze żłobu gdzieś nad moją głową.
-Uważaj, Pearl... - ostrzegłam spokojnie, by nie przestraszył go mój nagły ruch i podniosłam się.
Otrzepałam z włosów paszę. Pearl obrzucił mnie krótkim spojrzeniem i dalej spokojnie wyjadał resztki ze żłobu. Pogłaskałam go. Moje zaśnięcie było bardzo głupie i mógł zdarzyć się wypadek, ale trudno, zapamiętam to sobie i więcej tego błędu na pewno nie popełnię. Już lepiej spać na pastwisku.

Wyszłam ze stajni i zauważyłam dopiero po paru minutach, że nie pada. Chyba jeszcze się nie rozbudziłam. Przecierając zaspane oczy, wróciłam do Pearla. Niesamowite, człowiek zdrzemnie się pół godziny i czuje się, jakby nie spał cała noc. Paranoja.
-Wychodzimy, mój drogi. Przejdziemy się na spacerek i wracamy.
Przypięłam uwiąz do jego kantarka i wyprowadziłam z boksu. Zrobiłam z nim kilka kółek po placu, a gdy stwierdziłam, że wszystko gra, wyszłam poza teren stajni.

Pearl od razu się ożywił - czuje spojrzenie, szybsze ruchy i ten błysk w oczach. Poszłam z nim do końca ścieżki na dość luźnym uwiązie i idziemy dalej. Pearl przestraszył się lekko jakiegoś kamyka oO ale poszedł dalej, chrapiąc tylko odrobinę. Głaskałam go co jakiś czas po szyi lub kłębie. Pogoda się poprawiła, zza chmur wyjrzało słońce i ucichł wiatr. Przeszliśmy do końca tej drugiej drogi i skręciłam z nim jak zwykle na łąkę. Prowadziłam go wciąż stępem. Robiąc koła i serpentyny przyszło mi do głowy, czyby nie spróbować dzisiaj lekkiego kłusika. Nie chciałam przedobrzyć, lecz jednak to tak kusiło... Robiłam z nim zakręty w różne kierunki, chcąc go rozluźnić i wyciszyć, ale gdzie tam - nadal rozglądał się wokół z rozdętymi chrapami i wielkimi oczami. Grunt, że był posłuszny i nie próbował narzucić mi tempa czy kierunku (jak na razie). Po jakichś 10 minutach chodzenia po łące zatrzymałam się z nim przy 'naszym' drzewie i stojąc tam kilka minut, pozwoliłam mu się paść. Oczywiście podnosił głowę co 5 sekund. Jego wesoły wzrok uspokoił mnie. Miałam nadzieję, że dziś obędzie się bez żadnych zbędnych spłoszeń. Pogłaskałam go i ruszyłam, trzymając za sam koniec uwiązu. Źrebak szedł tuż obok mnie, stawiając długie, swobodne kroki, wciąż rozglądając sie z ożywieniem. Poszłam z nim na drugą łąkę i tam pochodziliśmy wokół niej, po takim dużym kole. Nie przepadałam za tym miejscem, nie wiem czemu, wiec zaczęłam z nim wracać i gdy dotarliśmy na skraj pierwszej łąki postanowiłam ostrożnie zakłusować. Przyspieszyłam kroku.
-Kłus... - powiedziałam spokojnie, by jeszcze bardziej nie ożywiać źrebaka.
Nie mogąc nadążyć w stępie, Pearl po prostu przeszedł do kłusa. Żadnych wybryków, skoków w bok, brykania, płoszenia - nic! Pogłaskałam go, usiłując sama sie rozluźnić by nie wyczuł mojego podekscytowania. Spokojnie kłusowaliśmy wokół tej dużej, zielonej łąki. Było po prostu pięknie! Pearl zaczął mi tu udawać araba, co może i dobrze by mu wychodziło, gdyby nie jego całkiem inny profil głowy ^^ Tak się arabiąc wyglądał nieco dziwnie, ale jak dla mnie najpiękniej na świecie. Po jakichś dwóch minutkach przeszłam z nim do stępa.

Postanowiłam dzisiejszy teren poświęcić na doszlifowanie tego kłusa. W pierwotnym założeniu miała to być pierwsza wyprawa do lasu, ale może to i lepiej że gdy tam następnym razem pójdziemy będę mogła kontrolować Pearla w dwóch chodach. Tak więc cały czas spędziłam na tej łące, trenując jak pierwszy kłus na ujeżdżalni. W stępie robiłam z nim wolty, koła itp., w kłusie z początku biegłam tylko wokół łąki. Zauważyłam, że czasem zaczął się ode mnie za bardzo oddalać gdy coś go zainteresowało, poświęcałam zatem czas by go tego oduczyć. Gdy chodził już w miarę grzecznie, spróbowałam kłusować z nim po kołach i na serpentynie. Po 15 minutach nauki (z przerwami stępa oczywiście) było bardzo fajnie. Energicznie, żywo, może nieco zbyt swobodnie, ale nie było kompletnej swawoli. Wracałam z Pearlem do stajni szczęśliwa i tak jak mój rumak 'wyleczona' z nadmiaru energii. Pearl obniżył głowę i stawiał już piękne, długie i spokojne kroki stępa, co jakiś czas parskając wesoło.

To był bardzo udany trening. Oprócz tego po prostu piękny spacer z ukochanym koniem, a gdy na dodatek jest się w cudnej okolicy i ma się płuca przepełnione czystym, górskim powietrzem, to tylko żyć, nie umierać!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arrya




Dołączył: 19 Lut 2010
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:44, 19 Lut 2010    Temat postu:

Trener: Sara
Koń: Pearl Harbour
Data: 30.04.2008
Czas trwania: 09.00 - 10.00
Miejsce: teren
Pogoda: słonecznie, lekki wiaterek, +20st. C

Wciąż trenujemy z Pearlem prowadzenie na uwiązie. Efekty są coraz mniejsze, to jasne, ale przynajmniej dopracowujemy drobne szczegóły. W końcu to jeszcze dziecko i nie będę od niego zbyt wiele wymagać. Byłam z nim 3 razy w terenie, lecz tylko na łąkach. Był pełen energii i aż go roznosiło, ale był posłuszny. Nie mam do niego zastrzeżeń - możemy dziś wejść do lasu. Reszta strachu przed łąkami zniknęła całkowicie. Pearl czasem się płoszy, ale już zupełnie nie ma obaw przed wyjściem na łąki.

Zaplanowałam teren na rano, bo zawsze jakoś jest weselej niż wieczorem.Pogoda była cudna, niebo było oszołamiająco błękitne, a wszędzie ptaki ćwierkały jak szalone. Wysiadłam z samochodu i spojrzałam w tą kuszącą dal za płotem stajni. Uśmiechając sie do siebie poszłam na padok. Z jakiegoś nieznanego mi powodu stajenny wpuścił tu konie, wrzucając im siatkę z sianem. Zajrzałam do stajni i zobaczyłam, że zmienia ściółkę w boksach bo po południu nie będzie miał czasu. Poszłam więc do koni.
-Cześć, moje dwa maluchy... Albo raczej jeden mały i jeden bydlak, co?- zażartowałam, mierzwiąc grzywkę Sunny'emu który dość niedelikatnie rzucił się na kostki cukru w mojej dłoni - Ty chyba masz dziś znowu wolne, ale ty, Pearl, idziesz na spacerek.
Postałam z końmi 10 minut aż skończyły jeść i poszłam do siodlarni po uwiąz. Wróciłam na padok i wypuściłam Sunny'ego na pastwisko, a Pearla zaprowadziłam na plac przed stajnią. Uwiązałam go do specjalnego kółka w niskim murku i zaczęłam czyścić przygotowanymi wcześniej szczotkami.Był czysty, bez żadnych zaklejek, tylko odrobinę zakurzony.
-Nareszcie prawdziwa wiosna, co? Już nie będziesz mógł się taplać wbagnie - paplałam wesoło, szczotkując grzywę źrebaka - Dziś pójdziemy trochę dalej - do lasu. Nie za daleko, no chyba że będziesz grzeczny.Wiesz jak tam jest fajnie? Tak pięknie światło pada przez te młode,zielone listki... Byłam tam wczoraj i wierz mi, naprawdę jest tam teraz ślicznie...
Czyściłam go spokojnie, nie przerywając 'rozmowy'. Uwielbiam z nim 'rozmawiać'. Potrafię robić to godzinami - siadać obok niego na pastwisku i rozprawiać o różnych sprawach.
Po 10 minutach skończyłam go czyścić i jak zwykle, podniosłam mu nogi.Pearl nigdy nie stracił jeszcze równowagi, co ogromnie mnie cieszy. Na dodatek jego noga z czasem coraz mniej mi ciążyła - źrebak zaczął sam ją trzymać. Nie wiem czemu, może było mu tak wygodniej? Delikatnie oczyściłam kopytka z ziemi szczotką od kopystki. Pogłaskałam źrebaka,odwiązałam uwiąz i poprowadziłam go wokół placu. Chciałam tu zrobić rozgrzewkę. Najpierw z 15 okrążeń placu w stępie, następnie wolty,koła, zmiany kierunku, jakieś zygzaki i dziwny ciąg zakrętów.Improwizowałam, tworząc dziwaczny układ kroków. Po ok. 10 minutach źrebak już ładnie chodził, wydłużył krok, stał się bardziej uważny.Rozglądał się, ale jedno ucho miał wciąż skierowane w moją stronę.Trochę sie już rozgrzał, więc weszłam z nim znów na koło i zachęciłam go do kłusa. Po 10 okrążeniach zwolniłam do stępa, zrobiłam z nim kilka ósemek i znów kłus, tym razem po kołach i serpentynach. Ładnie reagował na moje polecenia, bez problemu dał się prowadzić w tym wolnym kłusiku.Wciąż jednak wręcz tryskał energią, więc postanowiłam trochę go ostudzić przed wyprawą do tego lasu, gdzie nie wiadomo jakie upiory na nas wyskoczą.

Pogłaskałam go po szyi, a on parsknął z zadowoleniem i otrzepał się z kurzu. Pochodziłam z nim jakieś 5 minut dla odpoczynku, a gdy uznałam że jest gotowy, wyprowadziłam go z terenu stajni. Źrebak od razu nastawił uszy, wpatrując się intensywnie w drogę przed nami. Przeszłam z nim jakieś 100 metrów stępem.
-No dobrze, Pearl, spróbujemy trochę się wysilić, co? Kłus, kłus!
Cmoknęłam. I tak niepotrzebnie, bo Pearl wyczuwając ton mojego głosu iwidząc zmianę w moich ruchach, sam przeszedł do kłusa. Przyspieszyłam z nim do średniego tempa i utrzymywałam go. Pearl dawał mi do zrozumienia że chętnie zerwałby się galopem po drodze, ale szedł w miarę grzecznie.Nawet nie wyprzedzał za bardzo. Po jakichś 350 m Pearl stracił zapał do wyprzedzania mnie, ale nie wyglądał na zmęczonego. Natomiast ja już zaczynałam dyszeć. Utrzymywałam dzielnie przyzwoite tempo, a chociaż mięśnie mnie nie bolały, to po prostu traciłam oddech. Nie przywykłam do takich biegów. Biegałam naprawdę jakieś 4 lata temu i wyraźnie straciłam kondycję. Muszę to nadrobić, będę chodziła z Pearlem na takie spacerki przynajmniej raz w tygodniu. Tymczasem biegliśmy dalej,mijając skrzyżowanie, gdzie jak wiedziałam było 700 m od stajni. Czyli600 mamy już za sobą. Pearl parsknął kilka razy, rozglądając się bystro. Biegłam dalej i po jakichś 200 metrach wreszcie dałam za wygraną i zatrzymałam się. Pearl dyszał dość mocno, ale nie wyglądał na specjalnie zmęczonego. Westchnął tylko, otrzepał się znów i przymkną łpowieki. Ja byłam w gorszym stanie. Miałam ochotę rzucić się w tąpachnącą, świeżą trawę, ale wiedziałam że lepiej się poczuję gdy będę szła. Wolnym stępem prowadziłam Pearla do piętrzącej się przed nami ściany lasu.

Gdy wreszcie uspokoił mi się oddech mogłam usiąść na wysokim kamieniu.Pearl parsknął i rozejrzał się wokół roziskrzonym wzrokiem, po czym utkwił wzrok w lesie. Wyciągnął szyję, zachrapał, podskoczył w miejscu i znów spróbował się przyjrzeć drzewom. Pogłaskałam go po szyi. Miałam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Najwyżej z nim wybiegnę i uspokoję go na zewnątrz. Źrebak uczy się, że gdy się boi to pozwalam mu odejść tak daleko jak on chce i uspokoić się, więc nie ma potrzeby ucieczki przede mną w takich sytuacjach. Wie, że go zrozumiem i niczego nie będę robić na siłę. Posiedziałam tu z nim jakieś 5 minut.
-To co, Pearl, idziemy? - powiedziałam cicho, głaskając go po nosie - Chodź.
Wstałam. Nogi ugięły się pode mną, byłam bardzo zmęczona, jednak też pewna że Pearl szybko mnie rozbudzi. Tak też się stało. Weszłam z nim na szeroką ścieżkę prowadzącą w głąb lasu. Drzewa rosły dość gęsto, pod nogami szeleściło kilka zeszłorocznych liści. Źrebak chodził jak na szpilkach - podskakiwał, prychał, tańczył w miejscu. Miał tak dużo energii... Nie wyglądał na przestraszonego, ale był czujny i ostrożny.Chętnie poznawał nowy teren. Prowadziłam go powoli po drodze, czasem się zatrzymując żeby się trochę uspokoił. Wyrwać się nie próbował, ale wyglądał jakby mógł teraz zrobić wszystko, a jak już ruszy w pełnym galopie z powrotem na łąki to mogę go nie zatrzymać. Tym sposobem doszliśmy do końca prostej drogi, czyli jakieś 80 m. Dalej był zakręt.Stwierdziłam że chyba nie zginiemy i poprowadziłam go tam. Idziemy dalej, jakieś 100 metrów. Źrebak był coraz bardziej pobudzony.Doszliśmy do czegoś w rodzaju ronda - droga miała teraz wiele rozgałęzień, ale tworzyła takie dość duże owalne pasmo okalające niewielką grupkę drzew. Ile mogło mieć jedno okrążenie? Jakieś 60 m?Poprowadziłam go tym 2 razy żeby się opanował wreszcie. Trochę przycichł. Chciałam z nim skręcić w jedno odgałęzienie drogi, gdy źrebak oszalał. Zarżał głośno i pociągnął do przodu. Cofnęłam go,próbując zachować zimną krew, a on wspiął się wysoko. Znów opadł na cztery nogi i zaczął się niespokojnie kręcić.
-O nie, mój panie. Tego nie będę tolerować.
Zaczęłam iść z nim znowu po tym 'rondzie'. Źrebak dalej chodził nerwowo, z jakąś dziką wesołością w oczach. Zmarszczyłam brwi i przyspieszyłam, by zakłusował. Biegłam szybko, tak że Pearl z trudem nadążał w kłusie. Próbował się wspiąć jeszcze dwa razy, a wtedy jeszcze bardziej przyspieszałam. Gdy po jakichś 5 okrążeniach zaczął iść równym krokiem i przestał się rozglądać, pozwoliłam mu przejść do stępa.Zrobiłam jeszcze 3 kółka i znów próba wejścia w jedno odgałęzienie. Po10 metrach kwik i odskoczenie do tyłu, wierzgnięcie. Widziałam ze się nie bał, po prostu na głupie zabawy mu się zebrało. Zawróciłam w mgnieniu oka i pociągnęłam go w szybkim tempie znów wokół drzew. Nie podobało mu się to, po dwóch okrążeniach zaczął fikać i próbować się zatrzymywać. Machnęłam końcem uwiązu za jego zadem i ruszył do przodu,nieco przestraszony. Gdy po 6 okrążeniach z jego oczu zniknęła dzikość a pojawiło się zmęczenie i skupienie, zwolniłam do stępa. Pogłaskałam go i spróbowałam wejść do tej dróżki z którą mamy problem. Teraz wszedł nawet na jakieś 80 metrów i znów próba samowoli, brykania. Zawróciłam i jak strzała pomknęłam do 'ronda'. Źrebak był zmęczony. Szybko zrozumiał, ze bieganie teraz wcale nie jest przyjemne, na dodatek z nieprzyjaźnie nastawioną właścicielką. Po 2 kółkach uspokoił się.Pogłaskałam go, rozluźniłam mięśnie i poszłam do tej drogi. Znowu jakieś 100 metrów. Źrebakowi wróciło trochę sił, już widziałam w jego oczach że coś kombinuje. Napięłam mięśnie i zatrzymałam się, odwracając się znów z powrotem. Źrebak podskoczył słabo, jakoś bez przekonania,jakby mnie sprawdzał. Znów ruszyłam biegiem jak na wyścigu. Źrebak przekłusował ze mną do końca drogi, do ronda i wtedy zobaczyłam jego przepraszający wzrok. Szedł już spokojnie, kuląc się jak przed zwycięzcą i okazując mi jaki to on mały i bezbronny. Postałam z nim chwilę pozwalając moim mięśniom się rozluźnić. Pogłaskałam go łagodnie po szyi i dałam mu kawałek marchewki który miałam w kieszeni. Spojrzał nieco śmielej. Głaszcząc go, pomyślałam że najgorsze za nami -ustaliliśmy zasady, które oboje rozumiemy i teraz tylko trzeba postępować zgodnie z nimi. Źrebak wie że przeciwstawiając mi się naraża się na nieprzyjemną i męczącą pracę. Poprowadziłam go powoli do odgałęzienia i zaczęliśmy nim iść. Źrebak rozluźniony, ze schyloną nieco głową, a ja zadowolona z jego postępów. Ostatecznie nie było tak źle.

Droga którą szliśmy była węższa od poprzedniej i bardziej dzika. Słońce pięknie padało na ziemię przez jasnozielone listki. Dróżka zaczęła prowadzić nieco w dół. Doszliśmy do jej końca i skręciliśmy w prawo,tym razem pod górkę. Spacerowanie z grzecznym źrebakiem, PRZYJACIELEM,po tym pięknym górskim lesie to coś wspaniałego. Źrebak już nie próbował fikać. Odpoczywał, rozglądając się ciekawie, ale bez strachu.Raz spłoszył się lekko wiewiórki, drugi raz odskoczył bardziej gdy tuż obok drogi mysz przebiegła po szeleszczącym liściach. Pół godziny kluczyliśmy po lesie, nie oddalając się zanadto ale też nie chodząc wciąż przy jego granicy. Na jednej prostek, szerokiej drodze zaproponowałam Pearlowi przyspieszenie kroku. Źrebak nie był już zmęczony i chętnie zakłusował. Podniósł wysoko głowę i rozglądał się dumnie, parskając. Jedno ucho miał cały czas skierowane w moją stronę.Pogłaskałam go i na końcu tej długiej drogi dałam mu marchewkę.Postałam z nim chwilę i postanowiłam wracać.

Wyjście z lasu zajęło nam jakieś 15 min, a jeszcze trzeba było wrócić na łąki. Szliśmy skrajem lasu. Pearl ożywił się trochę, jednak pozostał posłuszny. Wreszcie wróciliśmy na tą naszą główną drogę prowadzącą do stajni. Przeszłam do kłusa. Pearl zarżał cicho na widok odległej jeszcze stajni. A może by tak...
-To co, galopik? - zapytałam psotnie źrebaka - DALEJ!
Zerwaliśmy się do szybkiego biegu. Źrebak bryknął kilka razy z radości.Był cały czas kontrolowany przeze mnie, nie próbował nigdzie przyspieszać. Pięknie było! Jakieś 100 metrów przed stajnią przeszłam z nim do kłusa, a potem do stępa. Zamknęłam za nami bramę i przytuliłam się do źrebaka.
-Cudowny jesteś, Pearl - szepnęłam radośnie - Cudowny.

Odpięłam uwiąz i poszłam z nim na pastwisko. Chodził za mną z własnej woli Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arrya




Dołączył: 19 Lut 2010
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:45, 19 Lut 2010    Temat postu:

Trener: Sara
Koń: Pearl Harbour
Data: 08.05.2008
Czas trwania: 08.00 - 10.00
Miejsce: teren, sad
Pogoda: słonecznie, lekki wiaterek, +20st. C

Tydzień minął spokojnie. Dałam Pearlowi aż 3 dni całkowicie wolne. Co prawda musiał znosić moje codzienne, kilkugodzinne wizyty na pastwisku, ale nie zmuszałam go do myślenia Wink Zawsze spokojnie się pasł w mojej obecności, czasem przychodził żeby go pogłaskać i dalej szedł skubać trawę. Zawsze jednak był w pobliżu mnie. Najwyraźniej mnie lubi ^^ Czasem wstawałam i spacerowałam od niechcenia po pastwisku, a on wtedy ruszał za mną, nie odstępując mnie ani na krok. Czasami częstowałam po jabłkiem lub cukierkiem, wtedy był po prostu zachwycony Smile Czwartego dnia już wzięłam go na spacer po ujeżdżalni. Trwał może godzinkę i było bardzo sympatycznie - prowadziłam go na luźnym uwiązie i nie stawiałam takich wysokich wymagań jak zwykle. Mógł sobie iść swobodnie, byle tylko spokojnie i takim tempem jak chcę. Żadnych kół i innych ćwiczeń. Bardzo mu się to podobało. Był pełny energii ,wiec musiałam go trochę wymęczyć w kłusie zanim odważyłam się zagalopować. Później poszłam z nim na łąkę zaraz obok stajni, gdzie pozwoliłam mu się paść. Wiedziałam, że w najbliższej okolicy nie ma trujących roślin, bo często to sprawdzam. Pearl z radością buszował w dość wysokiej trawie, pobiegał trochę wokół mnie i wróciliśmy do stajni, kończąc dzień porządnym czyszczeniem. Następnego dnia wycieczka w teren - na łąki, z kłusem i stępem, już znacznie poważniejszy trening niż dnia poprzedniego. Pearl spisywał się znakomicie, był rozluźniony i skupiony na mnie. Poszłam z nim do lasu, ale tylko w odległości jakichś 50 metrów od łąk. Też minęło to spokojnie, chociaż raz nagle się odsadził i wtedy powtórzyłam mój numer z poprzedniego opisanego treningu. Już nie w głowie mu były takie wybryki. Parskał i prychał, czasem aż caplował, lecz pozostawał w mojej kontroli. Po takim 30-minutowym spacerku na granicy lasu wróciliśmy na pola i tam z jakieś 600 metrów bardzo szybkim kłusem. Zmęczyłam się chyba bardziej od niego, ale co tam. I tak już mam kondycję lepszą od tego ciągłego biegania z moim źrebolem Smile Właściwie to już duży z niego chłopak, ma 10 miesięcy! xD Po tym terenie wróciliśmy stępem do stajni i znowu czyszczenie, lecz tym razem Pearl pasł się spokojnie na pastwisku a ja go czyściłam, ewentualnie chodziłam za nim gdy przeszedł w inne miejsce. Na koniec mojej ciężkiej pracy się wytarzał, a jakże. W przedostatni dzień była okropna pogoda - było szaro i smutno, ciężkie chmury wisiały na niebie. Mimo to wzięłam go znów w teren, na odmianę czyszcząc przed wyjściem. Pearl był jak zwykle nieco niespokojny przy tej pogodzie, więc zostałam z nim tylko na łąkach. Mało kłusowaliśmy, bo przy każdej próbie zmiany chodu Pearl brykał, a raz nawet wysoko się wspiął. Wróciliśmy do tajni w nie najlepszych humorach, ale cóż, są lepsze i gorsze dni Smile Wypuściłam go na pastwisko i dałam kilka jabłek żeby zakończyć ten trening bardziej pozytywnie. Oczywiście wygłaskałam go i wytuliłam jakbym nie widziała się z nim miesiąć. Następnego dnia pogoda już zupełnie się zepsuła - padał deszcz i wiał mocny wiatr. Chwilami nawet zacinało drobnym gradem. Biegiem wpadłam na pastwisko i zobaczyłam ubłoconego od końca ogona po czubek nosa, zafuczałego i zniecierpliwionego źrebaka. Szybko ściągnęłam go z pastwiska, wpadając prawie po kolana w kilka błotnistych kałuż. Pearl kilka razy podrzucił głową w czasie tego biegu, ze skulonymi uszami, pokazując mi wyraźnie co o tym wszystkim myśli. Szybko wpadliśmy do stajni i pozostawało teraz pytanie - co z nim zrobić? Wymyć go nie wymyję bo jest zimno. Słomą ściągnęłam z niego większość błota i wzięłam go na jasną, przytulną halę i zaczęłam zwykły trening. Dużo kłusowaliśmy żeby trochę wysechł. Po kołach, serpentynach w kłusie, a także z 10 okrążeniach galopu ustawiłam 8 stojaków od przeszkód i ćwiczyłam z Pearlem slalom Wink Najpierw w stępie i gdy po kilku minutach załapał o co chodzi i nie zwalniał przy każdym zakręcie, spróbowałam przejść to kłusem. Z przerwami ćwiczyliśmy to 10 minut aż byłam z niego zadowolona. Posiedziałam z nim spokojnie 5 minut, poszerzyłam odstępy między stojakami i próba przejechania tego galopem. Na początku się nie udało, bo co chwila przechodził do kłusa. Za drugim razem już było więcej galopu, ale za trzecim dopiero się udało całe to przegalopować. Bryknął sobie radośnie, pogłaskałam go i przejechaliśmy to jeszcze 5 razy. Na koniec było już całkiem dobrze. Niestety krzyżował gdy chciał zmienić nogę w galopie, ale mogę mu to w tym wieku wybaczyć Wink

Po tym miłym w gruncie rzeczy tygodniu dziś przyjechałam do stajni w jeszcze lepszym humorze. Była wreszcie ładna pogoda, a ziemia byłą miękka i wilgotna więc bieganie po tym stanowiło czystą przyjemność. Uśmiechnięta wysiadłam z samochodu i od razu usłyszałam głośne rżenie. Pearl już cwałował do mnie z drugiego końca pastwiska. Podeszłam szybko akurat wtedy, gdy Pearl wyhamował tuż przed ogrodzeniem.
-Cześć mój skarbieee!
Pearl zarżał jeszcze raz swoim wysokim, źrebięcym głosikiem, biegając wzdłuż bramy by się do mnie dostać. Teraz gdy Sunny'ego nie ma Pearl czuje się bardzo samotny i szaleje wręcz na widok opiekunów.
-No już idę do ciebie, już idę....
Otworzyłam z trudem bramę i wślizgnęłam się do środka. Od razu zaczęłam głaskać Pearla. Podreptał jeszcze trochę w miejscu i wreszcie się zatrzymał. Przytuliłam się do niego i dałam mu buziaka w chrapki.
-Tęskniłeś za mną? - zaśmiałam się - Mi bardzo cię brakowało przez te kilkanaście godzin, mój mały!
Stałam tak z nim z 5 minut, głaskając go i mówiąc do niego. Zaczęłam iść wzdłuż ogrodzenia i Pearl ruszył za mną. Szliśmy tak już przez połowę pastwiska. Pearl kłusował co chwila, zarzucając ogon aż na grzbiet. Wyraźnie proponował mi zabawę. Zatrzymałam się patrząc mu w oczy z psotną miną, po czym nagle zerwałam się i pobiegłam najszybciej jak mogłam na drugi koniec pastwiska. Za sobą usłyszałam szybki stukot małych kopytek. Zakręciłam w rogu i Pearl minął mnie. Galopował w jakimś umiarkowanym tempie, a wzrok miał szalenie radosny. Zaczęłam się śmiać i biegłam dalej. Zrobił małe kółeczko, popatrzył na mnie i nagle schylił głowę i ruszył cwałem w moim kierunku. Wtedy ja szybko zawróciłam, wznoszą ręce nad głową i biegnąc na niego pod kątem, głośno uderzając nogami w ziemię. Błyskawicznie zmienił kierunek, podrzucił głową, wierzgnął w moją stronę i odbiegł dalej, a ja za nim. Bawiłam się z nim tak z 10 minut. Naprawdę było bardzo miło i wesoło Smile Na koniec oczywiście ja go pogoniłam i zatrzymałam się na środku, rozluźniając mięśnie i patrząc gdzieś w dół. Z trudem uspokajałam oddech. Pearl zatrzymał się jakieś 20 metrów ode mnie i chwilę patrzył nam nie. Zawsze wie kiedy jest koniec zabawy. Opuścił głowę i powoli podszedł. Pogłaskałam go spokojnie po szyi i dałam mu kawałek jabłka. Po paru minutach ruszyłam w stronę bramy.
-Chodź, Pearl, pójdziemy dziś w teren!
Źrebol oczywiście ruszył za mną, otrząsając się i parskając. Wyszedł za mną przez bramę, wszedł nawet do stajni, przed siodlarnią tylko sie zatrzymał, rozglądnął wokół i spojrzał pytająco na mnie.
-No czekaj, już idę do ciebie.
Wzięłam uwiąz, szczotkę z miękkim włosiem, zgrzebło i kopystkę. Przypięłam uwiąz do jego kantarka i zaprowadziłam go na plac stajni. Przywiązałam do jak zwykle słupka podtrzymującego wiatę z różnym sprzętem typu taczki i wiadra (dalej były drzwi do pomieszczenia z paszą, sianem i słomą, więc wszystko jest pod ręką) Pogłaskałam go po szyi i zaczęłam czyścić. Po wczorajszym dniu był trochę ubłocony, ale szybko się tego pozbyliśmy. Wyczesałam mu pięknie ogon i grzywę, wyczyściłam szczotką kopystki kopytka i był gotowy do treningu. Czyszczenie zajęło nam z 15 minut, bo czasem zapominałam że mam czyścić tylko stałam i mówiłam coś do niego xD
Odwiązałam uwiąz.
-Na miejscu zrobimy rozgrzewkę, co? - zapytałam z uśmiechem.
Wyszliśmy ze stajni i ruszyliśmy żwawym stępem po znanej nam już drodze. Dałam mu jeszcze kawałek jabłka i przez następne 100 metrów był zajęty szukaniem po moich kieszeniach innych smakołyków xD Doszliśmy do końca naszej drogi i weszliśmy w inne, prowadzące między łąki i dalej do lasu. Po jakichś 100 metrach skręciłam z nim na łąkę. Zatrzymaliśmy się w cieniu wielkiego dębu.
-Odpoczniemy chwilkę i zaraz sobie pobiegasz - powiedziałam do Pearla który miał najwyraźniej za dużo energii.
Nawet nie chciał się paść. Posiedziałam z nim kilka minut i znowu ruszyliśmy stępem, a po chwili kłusem. Pearl wyrwał do przodu.
-Ej, hola, holaaa!
Szybko wrócił do normalnego tempa, rozglądając się wokół z błyskiem w oku. Pokręciłam dezaprobata głową. Po kilku okrążeniach kłusa znowu stęp, do którego mały przeszedł z lekkim oporem. Bardzo szybkim stępem zrobiliśmy jeszcze 3 okrążenia, tak że następny kłus był wręcz ulgą. Średnim tempem kłusowałam z nim 5 minut i stęp. Parsknął z zadowoleniem.
-Co, już ci lepiej, tak? Pewnie nic cię nie obchodzi to że tak dyszę i ledwo co idę, pewnie, ty to masz w zadku... - mówiłam, spoglądając na niego z ukosa - Poczekaj tylko, dojdę do siebie to dam ci taki wycisk że popamiętasz i odechce ci się ciągnąć!
Po 5 minutach chodzenia poczułam znów że mogę biec. I kłus. Z początku wolny, ale po jednym okrążeniu bardzo szybki. Mało brakowało a źreb przeszedł by do galopu.
-Teraz... to cię... wymęczę... - wydyszałam ze złośliwym błyskiem w oku.
Ciężko mi się biegło w tej jednak grząskiej ziemi, natomiast na Pearlu podłoże nie robiło żadnego wrażenia. Biegł lekko jak motylek.
-Taki jesteś cwany? - powiedziałam, mrużąc oczy. Pearl skulił na chwilę uszy i podrzucił głową w moją stronę - No nie pokazuj mi tu fochów, jeszcze nie masz powodu!
Biegłam z nim tak szybko 5 minut. Padałam już z wyczerpania, Pearl też chciał zwolnić bo jednak taki szybki kłus jest wyczerpujący, ale gdy tylko machnęłam uwiązem za nim od razu przyspieszał. Po tych 5 minutach zmusiłam się do przyspieszenia. Zacmokałam na źrebaka i ruszył galopem. Trzy wielkie okrążenia i zwolnienie do stępa. Pogłaskałam słabo źrebaka po szyi. Wyglądał na zmęczonego, ale nie miałam złudzeń - szybko mu to przejdzie. Miałam tylko nadzieję że nie za szybko. Pochodziłam z nim 3 minutki po łące i skierowałam sie w stronę lasu. Eh, te biegi mnie kiedyś wykończą. Najchętniej wlokłabym się noga za nogą, ale nie chciałam na to pozwolić Pearlowi. Ma być ładny, żwawy stęp.
To wybieganie go okazało się jednak dobrym pomysłem. Spacerowałam z nim 20 minut po lesie, czasem zapuszczając się tam nawet na kilometr w głąb, a nie było żadnego problemu. Rozglądał się czujnie, ale nie płoszył się, nie stawał i nie wyrywał do przodu. Las jest teraz naprawdę piękny. Liście są jeszcze młode i pięknie przez nie słońce prześwituje. Spacerowaliśmy spokojnie tą niemal baśniową krainą, aż na prostej drodze zdecydowałam się zakłusować. Wyszło nam to zdecydowanie mniej lekko niż poprzednio na początku, ale jak już się rozruszaliśmy to nie było problemu z tymi 200 metrami. Ścieżka była miła i szeroka, wiec za zakrętem zagalopowanie. Byłam z Pearla dumna - stawiał długie, rytmiczne kroki, z wyraźną fazą zawieszenia. Cudnie się biega obok galopującego konia Smile Przebiegliśmy tak też jakieś 200 metrów i stęp. Pospacerowaliśmy jeszcze w stępie po lesie z 15 minut i wyszliśmy na pola.
Zaczęłam z nim wracać powoli do stajni, ale od jej 'tyłów' - czyli od strony sadu. Pearl szedł już tak grzecznie jak tylko mogłam sobie wymarzyć. Dałam mu kawałek jabłka.
-Niestety to ostatni jaki mam przy sobie, mój drogi - powiedziałam, gdy zaczął z nadzieję szukać innych jabłek z mojej bluzie. Prowadziłam go powoli na całkiem luźnym uwiązie, aż do sadu - czyli jakieś 2 kilometry.

W sadzie było pięknie. Jest duży, jakieś 200m x 200m. Brzoskwinie już nie kwitły, śliwki i nektarynki też nie, ale na czereśniach i wiśniach było jeszcze dość trochę kwiatów. Grusze i jabłonie były nimi całkiem obsypane. Niedawno skoszona trawa była cała w białych płatkach. Wpadliśmy tam z Pearlem kłusem. Cudnie było biegnąć z nim pod gałęziami tylu drzew, po części kwitnących Smile Zrobiłam z nim parę slalomów między drzewami - wyszło świetnie. Miałam wrażenie że Pearlowi też się tu podobało. Zagalopowaliśmy i pognaliśmy szybko 100 metrów pomiędzy drzewami, potem zakręt i dalej galop między borówkami, malinami i wielkimi krzakami aronii. Śmiałam się z radości i miałam ochotę śpiewać ze szczęścia! Na końcu rzędu roślinek zwolniliśmy do stępa. Pogłaskałam Pearla i przytuliłam się do niego.
-Wiesz co, Pearl... Wspaniały z ciebie przyjaciel.
Podniosłam się z ziemi i wolnym krokiem weszliśmy na plac stajni.
Przyniosłam mu kilka cukierków i wypuściłam na pastwisko Smile Chwilę obserwowałam jego brykanie, ale niestety musiałam już wracać do domu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arrya




Dołączył: 19 Lut 2010
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:45, 19 Lut 2010    Temat postu:

Trener: Sara
Koń: Pearl Harbour
Data: 20.06.2008
Czas trwania: 10.00 - 12.00
Miejsce: roundpen, teren
Pogoda: słonecznie, +25st. C

Czas mija szybko i szybko Pearl dorasta. Z nieporadnego, niewierzącego w siebie źrebaka wyrósł na młodego, silnego ogierka, który często próbuje już mieć własne zdanie. Chyba trzeba już zacząć z nim typowo naturalne zabawy. Przez ostatnie miesiące ich nie stosowałam, tylko cały czas ćwiczyłam prowadzenie na uwiązie, na ujeżdżalni i w terenie. Wszystko szło dobrze, źrebol był posłuszny jak zwykle, jednak jakiś miesiąc temu coś się zmieniło. Chyba Pearl zaczął myśleć czy by dało się iść tam gdzie on chce i tak szybko jak on chce. No i od tego czasu pozwala sobie na coraz więcej. Zawsze jakoś go opanowywałam i na koniec wychodziło na moje, jednak cały czas widziałam w jego oczach ten dziki błysk, mówiący mi że jak tylko spuszczę go z oka to zacznie się rodeo... Trochę mnie to martwi, jednak myślę że z czasem mu przejdzie. Muszę go tylko bardziej karać. Dotychczas stosowałam coś takiego że np. wyprzedza mnie, to ściągam jego głowę w bok i pozwalam mu chodzić wokół siebie na bardzo małym kole. Jego to nie rusza, ostatnio potrafił tak przejść z 20 okrążeń. Gdzie się podział mój słodki, mały Pearluś? Zamiast niego mam teraz dzikiego, chytrego, bezczelnego i kombinującego ile wlezie młodego ogierka. Jak problem nie będzie znikał to zacznę poważnie myśleć o kastracji, ale wolałabym tego uniknąć. Jednak coraz ciężej mi się z nim pracuje. Są co prawda lepsze i gorsze dni, ale tych gorszych dni jest już więcej i wybryki Pearla są bardziej niebezpieczne.
Dzisiaj położę temu kres.
Muszę być bardziej stanowcza.
Ja mu pokażę kto tu rządzi, a co!
Weszłam do stajni w bojowym nastroju.
-Cześć, mój mały diable!
Pearl spojrzał na mnie niewinnie z boksu. Zmusiłam się żeby rozluźnić mięśnie i wyglądać na przyjazną i łagodną jak zawsze. Wyprowadziłam go z uśmiechem na ustach i przywiązałam do słupka. Przyniosłam szczotki i stanęłam naprzeciw niego uzbrojona w różne narzędzia do czyszczenia. Dzisiaj mu zrobimy pierwsze mycie. Jest ładna pogoda, więc szybko wyschnie gdy będziemy już biegać.Wzięłam szczotkę z dozownikiem do szamponu i dałam mu ją powąchać. Zachrapał zdziwiony gdy poczuł nieznany mu zapach szamponu. Pogłaskałam go.
-Dzisiaj ja będę górą, Pearl. Jeśli będziesz chciał współpracować to daj znać, a będzie świetnie. Jednak na razie... - mówiłam tajemniczo, biorąc do ręki wąż z wodą - ... przekonasz się ze lepiej mieć we mnie przyjaciela... gdy zaatakuje się TO! - dramatycznym gestem podsunęłam mu pod nos koniec węża. Spojrzał na niego obojętnie, spokojnie przeżuwając trawę.
-Taki jesteś mądry? A wiesz, że z tego leci WODA? MOKRA WODA?
Lekko nacisnęłam rączkę na końcu węża i mały strumień wody zmoczył szyję Pearla. Podskoczył i spojrzał na mnie ze zdumieniem. Wreszcie uzyskałam jego uwagę.
-Nie bój się, to cię jednak nie zje... - mówiłam, powoli mocząc szyję źrebaka - ... ale zjem się ja jeśli nie będziesz później grzeczny...
Źrebak stopniowo się uspokajał, aż w końcu po jakichś 5 minutach cały był mokry i dość spokojny. Ale nadal jakby czujny. Pogłaskałam go spokojnie, odkładajac wąż na bok. Pozwoliłam mu tak stać kilka minut aż sięgnęłam po szczotkę z szamponem rozcieńczonym wodą. Jeszcze raz dałam mu powąchać i zaczęłam czyścić jego szyję. Cofnął się, uciekł. Ehh. Z 5 minut musiałam go powoli przyzwyczajać do obecności szczotki na jego ciele, aż pozwolił się czyścić stojąc nieruchomo.
-Wreszcie będziesz zupełnie czysty.. Jak nowy, Pearl, jak nowy.
Z 10 minut go szorowałam tą szczotką z szamponem, aż cały był pokryty pianą, lecz nie robiło to na nim wrażenia. Był nadal zaciekawiony, ale już się nie bał. Odłożyłam szczotkę i znów sięgnęłam po wąż ogrodowy. Kilka minut głaskałam go nim po całym ciele i wreszcie zaczęłam z niego spłukiwać pianę. Trochę to trwało, zwłaszcza że co chwila musiałam Pearla uspokajać, ale wreszcie stał przede mną czysty i lśniący, z idealnie wyczesaną grzywą i ogonem, ale niezbyt zadowoloną miną.
-No już mi nie strój fochów tutaj.
Zaniosłam szczotki i wróciłam go niego. Odwiązałam mokry uwiąz i poszłam z nim na roundpen, na chwilę. Chciałam, żeby się do niego przyzwyczaił, bo zaczniemy tu powoli pracować. Parę minut spokojnego stępa. Poczekałam, aż wyrówna krok i będzie stąpał pewnie. Wtedy poprosiłam o kłus. Ku mojej ponurej satysfakcji źrebak zrobił to niechętnie, a po chwili zatrzymał się i zadarł głowę. "No, kochany, ostatni raz to robisz" - pomyślałam i od razu skoczyłam do niego z sykiem, wysoko unosząc ręce. Zaskoczony i ogłupiały Pearl zaczął się szybko cofać. Po
10 metrach pozwoliłam mu się zatrzymać. Postałam z nim chwilę, pogłaskałam go żeby widział że nie jestem na niego zła i jeszcze raz poprosiłam o kłus. Zrobił to niepewnie i po jakichś 2 okrążeniach jeszcze raz spróbował zwolnić. Błyskawicznie się odwróciłam, źrebak zachrapał i szybkim kłusem mnie ominął. Pobiegłam za nim i pogłaskałam go po szyi.
-No widzisz, Pearl, właśnie o to chodzi.
Równym kłusikiem przebiegliśmy 6 okrążeń i stęp. Źrebak wyciągnął w dół szyję, parsknął i otrząsnął się. Pogłaskałam go i po minucie znowu poprosiłam go o kłus. Tm razem bez zarzutu. Po dwóch okrążeniach przyspieszyłam bardzo i po kolejnych dwóch poprosiłam o galop. Już tu było ładnie, nawet musiałam go lekko wstrzymywać. Po chwili zwolniłam do stępa i skierowałam się z nim do wyjścia z roundpenu. Tu nagle źrebak włączył hamulec i stanął dęba, próbując mnie zastraszyć. Znów odwróciłam się gwałtownie i ruszyłam na niego z sykiem, machając rękami. Pearl zaczął się tak cofać że aż przysiadł na zadzie. Gdy po drugiej stronie roundpenu się zatrzymał, jego wzrok był już inny. Jakby wreszcie spoważniał. Pogłaskałam go lekko i znowu
ruszyliśmy stępem. Tym razem już był posłuszny.
Wyszliśmy z roundpenu i z terenu stajni już bez problemów. Miałam przed sobą wspaniały widok - pola i łąki ozłocone promieniami słońca, szczyty gór w podobnym kolorze... A niebo miało kolor głębokiego błękitu. Z zadowoleniem pogłaskałam Pearla po mokrej jeszcze szyi, dałam mu cukierka i ruszyliśmy drogą w kierunku naszych ulubionych łąk. Nie spieszyłam się, dlatego zajęło nam to wyjątkowo dużo czasu. Na łące pochodziłam z nim kilka okrążeń i spróbowałam zakłusować. Przyspieszył bardzo chętnie, popisywał się stawiając jak najdłuższe kroki i podnosząc nogi jak wysoko się da. Tym pięknym kłusem przebiegł jakieś 200 metrów i zaczęłam z nim robić serpentyny. Źrebak nie miał ochoty do spokojnego wchodzenia w zakręty, raz nawet bryknął ale jakoś nam to poszło. Dalej w kłusie małe wolty i półwolty, koła, a gdy uznałam że już się wybiegał i skupił na tym co robi, poprosiłam o galop. Piękny, wesoły galop, z długą fazą zawieszenia. Jeśli taki ruch mu zostanie na zawsze to będzie się na nim fantastycznie jeździć. Zrobiłam z nim w galopie kilka ósemek, podczas których 2 razy zmienił na środku nogę przez krzyżowanie, natomiast za 3 razem zrobił lotną w połowie zakrętu. Wydaje mi się, że robi to bez wysiłku i nie będzie miał z tym problemów w przyszłości. Uradowana zatrzymałam go i pochwaliłam. Na razie jest naprawdę grzeczny. Po chwili ruszyłam z nim stępem znowu na drogę. Zachowanie na łąkach już mamy opanowane, teraz trzeba popracować w lesie, a później może nawet przejdziemy się wzdłuż strumienia nad jezioro. Przy wejściu między drzewa trochę się zawahał, ale po paru minutach szedł już pewnie, rozglądając się ciekawie dookoła. Gdy uznałam że nie ma zamiaru zrobić czegoś głupiego, trzymałam tylko sam koniec uwiązu. Źrebak wyciągnął głowę w dół i szedł spokojnie. Po jakichś 10 minutach spaceru po lesie postanowiłam zakłusować. Najpierw Pearl wyrwał do przodu, zadreptał niespokojnie w miejscu, szedł jakoś dziwnie bokiem... "Oho, zaczyna się" - pomyślałam, marszcząc brwi.
-Uspokój się Pearl... uspokój... - mówiłam łagodnym, cichym tonem, obserwując co źrebol wyprawia.
Sama nie wiedziałam o co mu chodzi. Nie chce iść szybciej, chociaż sprawia takie wrażenie. Zatrzymałam się. Źreb chwilę pocaplował i też stanął w miejscu. Dałam mu marchewkę, pogłaskałam go i ruszyliśmy ostrożnie dalej. Przyspieszyłam tak, że musiał bardzo wyciągnąć stęp by za mną nadążyć, aż po jakichś 100 metrach z ochotą przyjął moją propozycję do zakłusowania. Człapał powoli, ale bez tych nerwów co ostatnio. Po jakichś 200 metrach uznałam że już całkiem się rozluźnił i zwiększyłam tempo. Wydawało mi się przez chwilę, że Pearl zrobił się przestraszony, ale zaraz się uspokoił i szedł w miarę normalnie. Jednak las jest ciągle dla niego nowością. Po paru minutach wyraźnie się zmęczył. Schylił głowę i biegł już niechętnie. Nie w głowie mu teraz były koniożerne drzewa i krzaki. Wykorzystując sytuację, przyspieszyłam do galopu. Źrebak był trochę ociężały, ale nagle gdy minęliśmy zakręt i wybiegliśmy na pola to
podniósł głowę, postawił uszka do przodu i dawaj do przodu! Nie miałam nic przeciwko, jednak żeby nie miał wątpliwości że to moja decyzja, przyspieszyłam jeszcze bardziej od niego, nakazując mu biegnąć szybciej niż tego chciał. Po jakichś 100 metrach pod górkę oboje mieliśmy dość. Przeszłam z nim do wolnego stępa, dysząc jak po maratonie. Spacerkiem skierowałam się z nim na prawo od stajni skrytej gdzieś za drzewami. Szliśmy w stronę strumienia, do którego był niezły kawał drogi, jakieś 1,5 kilometra. Cały czas idąc stępem doszliśmy do niego. Był trochę dalej w lesie. Źrebak już z daleka usłyszał szelest wody i stał się bardzo czujny. Wreszcie stanęliśmy przed strumieniem. Bardzo go lubiłam, krystalicznie czysta woda z przyjemnym szmerem przelewała się po gładkich, okrągłych kamieniach. Pearl na początku nie chciał podejść na odległość bliższą niż 10 metrów, ale po długich namowach przekonałam go żeby stanął nad samym strumienim.
-Popatrz, głuptasie, to tylko woda!
Zanurzyłam rękę w wodzie i zmoczyłam Pearlowi chrapki. Parsknął zaskoczony, ale zaciekawiony. Spróbował się schylić żeby powąchać wodę, ale prysnęła mu na głowę i odskoczył. 'Bawił się' tak dobre kilka minut, aż uznałam że już się ze strumieniem poznał i zaczęłam iść wzdłuż niego, do jeziora. Na szczęście ubrałam dzisiaj sportowe sandały, więc mogłam je zmoczyć. Wlazłam do wody. Była lodowata, ale mi było za gorąco więc nie przeszkadzało mi
to zbytnio. Teraz szłam brzegiem strumienia. Pearl przez chwilę chrapał i odskakiwał gdy woda głośno szeleściła, lesz przyzwyczaił się po jakimś czasie. Pogłaskałam go i dałam kawałek jabłka. Szliśmy do jeziora jakieś 10 minut.
Do niego Pearl podszedł zdecydowanie spokojniej, pewnie dlatego że o tej porze dnia tafla wody była równa jak lustro. Wiedziałam, że przy brzegu jest taki obszar, nawet do 20 metrów w głąb jeziora, gdzie jest bardzo płytko - dochodzi tam tylko do 80 cm wody. Na dnie leżą duże, płaskie kamienie, a woda jest taka czysta, że patrząc dalej w jezioro prawie cały czas widzi się dno. Weszłam do wody, zachęcając łagodnie Pearla by poszedł za mną. Przez 5 minut łaził wzdłuż brzegu, mocząc się zaledwie po pęciny, aż w końcu wszedł głębiej. Bardzo powoli przyzwyczajał się od wody, ale po kolejnych 10 minutach miał zanurzone prawie całe nogi. Wtedy wyszłam z nim z jeziora o woda była wciąż dość chłodna. Pogłaskałam go i pochwaliłam, ruszając kłusem w drogę powrotną.
Szliśmy przez pola. Długo kłusowaliśmy żeby się rozgrzać, później chwilka galopu i stęp, już na naszych starych, znajomych łąkach. Bieg przez prawie 2 kilometry kompletnie mnie wykończył. Siedziałam na łące z 10 minut, podczas gdy Pearl łaził wokół mnie i pasł się. Gdy się podniosłam, całą drogę do stajni przeszliśmy już stępem.
-No było pięknie, Pearl, naprawdę byłeś dzisiaj grzeczny i odważny - przytuliłam się do źrebaka. Już dawno cały wysechł i sierść miał cudownie jedwabistą.
Po chwili wypuściłam go na pastwisko. Deltic od razu przybiegła chcąc się bawić, ale Pearl nie miał chyba już siły bo najpierw się wytarzał, a później zaczął się paść i nie zwracał uwagi na zaczepki klaczki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arrya




Dołączył: 19 Lut 2010
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:45, 19 Lut 2010    Temat postu:

Trener: Sara
Koń: Pearl Harbour
Data: 05.07.2008
Czas trwania: 09.00 - 10.00
Miejsce: ujeżdżalnia
Pogoda: niebo zachmurzone, ale nie padał deszcz, 22st. C

Przez ostatnie dni nie wydarzyło się nic niezwykłego. Codziennie wychodziliśmy w teren, na pół godziny lub nawet na półtorej. Były to dość luźne spacerki, ponieważ upał sprawiał że z trudnością się w ogóle poruszaliśmy. Pearl uspokaja się, w lesie zachowuje się wyraźnie lepiej, przestał się bać strumienia i jeziora. Często chodziliśmy w orzeźwiająco chłodnej wodzie. Relacje między nami znów się poprawiły, źrebak zdaje się akceptować moje przewodnictwo i nie próbuje już się buntować.
Na dziś zaplanowałam trening na ujeżdżalni i zapoznanie z drągami. Źreb jest już w takim wieku że spokojnie może skoczyć przeszkódkę albo dwie, a chciałabym się przekonać jak mu to wyjdzie. Na razie jednak miałam zamiar oswoić go z drągami i stojakami. Co prawda kiedyś już robiliśmy między nimi slalomy, jednak takich ćwiczeń nigdy nie za wiele.
-Cześć, Pearl. Dzisiaj będzie ciekawie - powiedziałam, podchodząc do boksu źrebaka. Podniósł głowę znad żłobu i popatrzył na mnie ciekawskim wzrokiem. Pogłaskałam go po pyszczku i weszłam do boksu - Możesz sobie dojeść te resztki paszy, a ja w tym czasie cię wyczyszczę.
Był dość czysty, tylko lekko zakurzony. Wyszczotkowałam go szczotką z miękkiego włosia, a zgrzebłem wyczesałam ogon i grzywę. Jak zawsze podniosłam mu nóżki. Na Pearlu nie robiło to już żadnego wrażenia, zaczynał mi sam tą nogę podawać gdy go o to prosiłam. Później mokrą szmatką przetarłam mu sierść na całym ciele, by ściągnąć resztę kurzu, wygładzić ją i nadać ładnego połysku.
-No kochany, jesteś gotowy do treningu. Chodź, zobaczysz co tam na dzisiaj przygotowałam dla ciebie.
Wyprowadziłam go na uwiązie z boksu. Prowadząc go za sobą, podeszłam do boksu Deltic.
-Wiesz co... -mruknęłam do Pearla - Wyczyszczę naszą klaczkę i pójdzie z nami na ujeżdżalnię. Zostanie tam jeśli będzie grzeczna.
Podniosłam szczotki z ziemi, uwiąz Pearla przewiesiłam przed bramę do boksu, nakazałam mu spokojnie stać i weszłam do Deltic. Klaczka była ożywiona moją wizytą, nie taka spokojna jak Pearl. Wyczyściłam ją szybko ale starannie, chociaż nie ułatwiała mi tego kręcąc się po boksie. A Pearl cały czas stał w korytarzu jak posąg. Chciałam zapiąć uwiąz do kantarka klaczki, ale pomyślałam że prowadząc dwa źrebole mogę nad nimi nie zapanować gdyby coś głupiego im strzeliło do głowy, więc zrezygnowałam z uwiązu licząc, że Deltic i tak podąży za nami. Wyszłam z boksu i zostawiłam go otwarty. Zaczęłam z Pearlem iść do wyjścia.
-Chodź, Deltic!
Klaczka nie potrzebowała nawet zachęty, sama wypadła jak burza z boksu i zahamowała gwałtownie przed zadem Pearla. Gdy tylko wyszliśmy ze stajni puściła się biegiem i zaczęła skakać i wierzgać na placu. Pearl zarżał cicho, chcąc do niej dołączyć, ale stanowczo poprowadziłam go na ujeżdżlanię. Po chwili nadbiegła Deltic, tak jak się spodziewałam. Zamknęłam za nią bramę.
Klacz zaczęła biegać i brykac po całej ujeżdżalni. Ruszyłam z lekko zdezorientowanym Pearlem wzdłuż ogrodzenia, próbując uzyskać jego uwagę, sprawić, by się skupił. Przeszliśmy energicznym stępem 5 okrążeń. w tym czasie Deltic już się opanowała i chodziła za nami. Wtedy postanowiłam zakłusować. Klacz natychmiast wierzgnęła w stronę Pearla i uciekła, ogier bryknął i chciał za nią ruszyć, ale mu nie pozwoliłam.
-Spokój, Pearl, nie zwracaj na nią uwagi. W przyszłości nie będziesz sam na ujeżdżalni i musisz nauczyć się radzić sobie w towarzystwie innych koni. No to kłusik, co?
Najpierw powoli, a gdy przekonałam się że raczej nie wywinie mi żadnego numeru, przyspieszyłam z nim do tempa wymagającego od niego już skupienia. Deltic trochę jeszcze sobie szalała, aż dołączyła do nas. Przebiegliśmy z 8 okrążeń i stęp. Pochwaliłam Pearla i pozwoliłam mu chwilę odpocząć, po czym znów wymagałam energicznego stępa. Porobiłam z nim jak zwykle wolty i półwolty, koła małe i duże, ósemki, serpentyny. Po 10 minutach takiej pracy postanowiłam to wszystko zrobić w kłusie. Zakłusowanie na prostej, jedno okrążenie i półwolta, następnie pół okrążenia i 3 koła, najpierw duże a później coraz mniejsze. Zmiana kierunku, jedno okrążenie ujeżdżlani i znów trzy koła. Następnie serpentyna przez środek ujeżdżalni. Pearl nie miał ochoty się wyginać, ale po kilku takich serpentynach rozluźnił się i już całkiem ładnie wchodził w zakręty. Przez cały czas Deltic leniwie człapała za nami, czasem przystając ze zdziwienia gdy robiliśmy z Pearlem te różne 'figury'. Dalej kłus i przyspieszenie na prostej. Zauważyłam, że Pearl ma wyraźną skłonność do wydłużania kroku przy zachowaniu tego samego rytmu, a nie do szybszego stawiania drobnych kroczków. Źrebak kłusował dostojnie, daleko przed siebie wyrzucając nogi. Zachwycona, pogłaskałam go po szyi. Zrobiliśmy dużą ósemkę w narożniku i znowu bardzo szybki kłus przez przekątną. Tam pozwoliłam Pearlowi zwolnić do stępa. Pogłaskałam go, niech sobie odpocznie, a ja w tym czasie planowałam co zrobić w galopie. Kłusa na dzisiaj już wystarczy.
Po 5 minutach stępa na prostej zakłusowanie. Tu Pearl troszkę bryknął, ale zaraz go uspokoiłam i dalej kłus po prostej. Na zakręcie przyspieszyłam i wreszcie galop. Pearl w pierwszej chwili zadarł głowę, odsunęłam się i złapałam za sam koniec uwiązu. Po chwili Pearl przestał się buntować i zaczął normalny galop, jak zwykle pełen gracji i wdzięku.Za nami biegła radośnie Deltic. Ale miło jest biegnąć obok galopującego konia... Zrobiłam tak z Pearlem z 5 okrążeń i chwilka na kłus. Zagalopowanie po połowie okrążenia i natychmiast ostry zakręt na przekątną. Tam z nim pobiegłam sprintem, zwolniliśmy znów w rogu ujeżdżalni i tam duże koło w galopie. No ładnie się Pearl spisywał, ładnie. Z koła przeszłam w ósemkę i po kilku kołach w drugą stronę Pearl zrobił lotną zmianę nogi i galopował teraz na właściwą. Zaciekawiona, znów przez ósemkę przejście do koła w drugą stronę i po jednym okrążeniu Pearl ponownie zmienił nogę na właściwą. Bardzo dobrze że ma taki nawyk. Ten koń po prostu umie się poruszać jak trzeba. Zwolniłam go z pewnym trudem do stępa.
-Jesteś świetny, Pearl - pogłaskałam go z uśmiechem i dałam mu kawałek jabłka, a Deltic cukierka dla koni.
Ruszyłam z Pearlem swobodnym stępem, głowę miał wyciągniętą w dół i stawiał ładne, duże kroki. Zrobiłam z nim dla odpoczynku 10 okrążeń w tym stępie i na zakręcie udało mi się zagalopować ze stępa xD Pewnie przez przypadek, ale co tam xD Zrobiłam z nim serpentynę w galopie. Był już rozluźniony i ładnie wchodził w zakręty. Następnie przegalopowaliśmy wzdłuż 6 stojaków ustawionych na slalom. Pearl nie bał się ich, więc bez obaw go tam skierowałam. Nie szedł zbyt płynnie i potknął się raz, ale przynajmniej się nie bał. Zwolniłam do kłusa i kilka razy przejechałam slalom w kłusie. Gdy byłam już z niego zadowolona, spróbowaliśmy galopem. Teraz o wiele lepiej, Pearl fajnie wchodził w zakręty, nie zwalniał i nie przyspieszał, był wyraźnie spokojny. Zwolniłam na minutkę do stępa.
-I co, Pearl? Ze stojakami już się zapoznałeś, tak? Jeszcze tylko parę ćwiczeń i przejdziemy do drągów.
Ładne zagalopowanie i kilka kół w galopie. Robiłam to tak, by przebiegać między stojakami ustawionymi na slalom, więc były małe koła z jednym stojakiem w środku i większe, np. z dwoma czy trzema. Uznałam to za ciekawe dla Pearla ćwiczenie. Zmieniłam z nim kierunek i dalej tak samo dobrze wychodziło. Zwolniliśmy do stępa i pochwaliłam go.
Pochodziliśmy stępem ponad 5 minut, Pearl dostał jabłko i zaczęliśmy iść na drągi. Trochę przed nimi zwolnił, powąchał je i przeszedł przez te 4 drągi. Pochwaliłam go, zrobiłam z nim koło i znów na drągi, i tak 5 razy. Było fajnie, przechodził przez nie bez strachu. Zdecydowałam się z nim zakłusować i skierowaliśmy się na drągi ustawione na kłus. Niespodziewanie Pearl odbił się od ziemi tuż przed pierwszym drągiem i przeskoczył przez 3 drągi, prawie się potykając.
-No wiesz co Pearl... Spokojnie, na skoki przyjdzie czas...
Zawróciłam z nim i tym razem wolniej biegliśmy na drągi. Nie skoczył, chociaż trochę mu się poplątały nogi. Za trzecim razem było już bardzo ładnie - energiczny kłus z wysoką akcją nóg. Przeszliśmy tak jeszcze 3 razy i stęp, żeby trochę ochłonął. Po paru minutach jeszcze jedno przejście przez drągi na kłus i galop wokół ujeżdżalni. Był spokojny, zatem skierowaliśmy się na 3 drągi ustawione do galopu. Były to drągi 'straszące'. Pearl schylił mocno głowę, prychnął, zrobił kilka baranków ale przeszedł. Za drugim razem już spokojniej, a przy kolejnych czterech było już świetnie. Mały szybko się uczy.
-Jestem z ciebie dumna, kochany! Ale na dzisiaj już koniec.
Postępowałam z nim z 10 okrążeń, nagrodziłam ostatnim kawałkiem jabłka i wyszłam z obydwoma źrebakami na pastwisko. Deltic nie przechodziła przez drągi, wolała biegnąć obok ^^ Pearl był trochę zmęczony, od razu po przyjściu na pastwiko się wytarzał i leżał parę minut Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arrya




Dołączył: 19 Lut 2010
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:46, 19 Lut 2010    Temat postu:

Data: 01.10.08
Jeźdźcy: Arrya & Zola [pensjonariuszka starhorses.fora.pl]
Konie: Deltic Silver & Mamba sp & Pearl Harbour
Miejsce: Teren ^^
Pogoda: Słoneczko Wink dosyc ciepło, 19 st. C
Czas: 10:00-11:00


Dzisiaj wybierzemy się w teren z Zolką. To będzie pierwszy teren Pearla na uwiązie z innymi końmi, więc będzie ciekawie Wink Dzisiaj było już ładnie, świeciło słońce, bezchmurne słońce. Idealna pogoda na teren!
Przyszłam do stajni i przywitałam się z końmi. Wyciągnęłam Deltic i Pearla przed stajnię, przed stanowisko do czyszczenia, gdzie ich uwiązałam. Potem poszłam do siodlarni po szczotki dla nich. Położyłam je przed klaczą i zaczęłam ją czyścic. DS uważnie mi się przyglądała, co chwilę parskając do ogierka. Wyczyściłam jej grzbiet i szyję, potem zad i całą drugą stronę. Potem kopyta, które ładnie podała i przetarłam ją jeszcze szmatką. Potem zabrałam się za czyszczenie Pearla, który dzisiaj trochę się wiercił. Poklepałam go po łopatce żeby się uspokoił i przeczyściłam cały grzbiet. Potem wzięłam każdą z jego nóg i delikatnie postukałam w nie kopystką, robiąc ruchy takie jakbym je dokładnie czyściła. Kiedy był już gotowy ściągnęłam mu z głowy kantar źrebięcy i założyłam jego sznurkowy, po czym przywiązałam go znowu i zabrałam się za Deltic. Miałam już przyniesiony wcześniej jej sprzęt, więc zabrałam się za siodłanie.
Położyłam na jej grzbiecie czaprak, potem siodło z podkładką z misia. Spuściłam popręg i delikatnie go dopięłam. Ściągnęłam jej kantar i założyłam wodze przez szyję, przyłożyłam wędzidło do jej pyska i delikatnie nacisnęłam na jej wargi. Bez problemów je otworzyła i wzięła swoje wędzidło. Zapięłam wszystkie paski, założyłam jej ochraniacze, przypięłam napierśnik i wzięłam swój palcat z ziemi. Pearlowi przypięłam dwa długie uwiązy i podprowadziłam go do klaczy, która pieszczotliwie go uszczypnęła. Włożyłam nogę w strzemię i wsiadłam. Zebrałam wodze, dałam delikatną łydkę i ruszyłam w stronę bramy ze stajni, trzymając Pearla na 2 uwiązach. Mały był trochę podekscytowany, ale na razie grzeczny. Deltic szła żywo i energicznie, więc poklepałam ją po szyi. Spojrzałam na zegarek; mieliśmy 10 minut żeby dojechać do miejsca spotkania, więc w sam raz.
Dałam Pearlowi luźny uwiąz, aby się rozgrzał i rozluźnił. Mały szedł obok nas, co chwile rzucał głową, jakby go denerwowały te dwa uwiązy z jednej strony. Ja w tym czasie delikatnie bawiłam się wędzidłem, zachęcając Deltic do opuszczenia głowy, na co ona zareagowała posłusznie. Nie próbowałam jej zbierać, tylko chciałam aby ładnie zeszła z pyskiem.
Słońce przeświecało przez gałęzie drzew, wiał lekki wiatr, który podnosił czasami liście z ziemi. Pearl udawał że się płoszy, i wykorzystywał tą okazję do zakłusowania. Dałam Deltic lekką łydkę i wydłużyłam trochę stępa, na co źrebak przeszedł do bardzo wolnego kłusa. Trzymałam lekko uwiąz, aby go nie denerwować, a bardziej zajmowałam się Deltic, i tym, aby powoli zaczynała pracować zadem.
-No, kłus. – powiedziałam, zamykając łydki i robiąc biodrami ruch do przodu. Klacz żywo zareagowała, i ładnie przeszła do kłusa.
Ja siadłam w siodło i rozkoszowałam się ćwiczebnym, DS prawie płynęła w powietrzu. Źrebak też kłusował, ładnie wyrzucając nogi przed siebie. Dodałam trochę kłusa i napchnęłam klacz na wędzidło. Czułam mocny, solidny kontakt, i przeszłam do anglezowania. Słyszałam stukot kopyt o ścieżkę, w ruchu spojrzałam na zegarek. Już czas.
Po chwili kłusa dojechałam do dużego dębu, stojącego na środku polany. Zatrzymałam klacz, a Pearl zaraz stanął przy nas. Pogłaskałam klacz po szyi i czekaliśmy na Zole. Ujrzeliśmy ją wynurzającą się z krzaków i krzyknęłam głośno „hej!” , na co ona pomachała ręką. Dojechała do nas kłusem i się przywitała.
-No, to tu masz drugi uwiąz, musisz mocno trzymać, żeby ci źrebak nie zwiał Wink- Powiedziałam do niej, podając jej linkę.
-Ok, nie ma sprawy. Nie takie rzeczy się już robiło, nie? Wink
Uśmiechnęłam się do niej i ruszyłyśmy stępem w stronę lasu. Pearl zachowywał się już spokojniej, wygodniej mu było na dwóch uwiązach. Zaproponowałam kłus, a Zolka się zgodziła. Dałam Deltic lekką łydkę i oddałam trochę wodzy. Młoda ładnie zakłusowała, a ja znowu musiałam w ćwiczebnym ustawić ją na wędzidle, i dopiero potem przejść do anglezowania. Zolka z Mambą dorównywały nam kroku, widziałam że fajnie się dogadują. Pearl wesoło kłusował przy nas, czasami podrzucając zadem. Przez kawałek drogi gadałam z dziewczyną gdzie zamierza jechać, i co będziemy robić, konie zachowywały się bardzo fajnie. Przyjemnie się jechało, słońce świeciło nam teraz w twarz. Dodałyśmy obie trochę kłusa, na co źrebak przeszedł do lekkiego galopu. Musiałam cały czas pracować łydką, bo czułam że klacz trochę traci impuls. Musimy nad tym poćwiczyć.
Wjechałyśmy do lasu na leśną ścieżkę. Tam przeszłyśmy do stępa i poklepałyśmy konie. Na luźnej wodzy stępowałyśmy przez około 5 minut, potem zebrałysmy je i znowu zakłusowanie. Obie przeszłyśmy do półsiadu i szybkim kłusem pokonaliśmy prostu odcinek drogi. Pearl bardzo dzielnie za nami nadążał, lekko galopując i nie napierając na uwiązy. Dojechałyśmy na nie skoszoną jeszcze łąkę. Tam poprosiłam, aby Zola przytrzymała na chwilę Pearla, a ja sobie zagalopuje. Dziewczyna się zgodziła, a ja wjechałam na koło wokół niej i dałam sygnał do galopu. Deltic strzeliła jednego baranka i zaczęła galopować. Ja siadłam w siodło i dosiadem dodałam trochę jej galop. Bawiłam się wędzidłem, pilnowałam jej zadu i starałam się jak najbardziej wczuć w rytm konia, kierując ją cały czas na duże koło. Ładnie potem już galopowała, więc po 5 okrążeniach jej darowała, i podjechałam do Zolki, aby ta też mogła trochę przegalopować. Popilnowałam Pearla, w czasie gdy Zola i Mamba dawały popis ładnego, opanowanego galopu, i ruszyłyśmy na zaorane pole. Był akurat kawałek równego, wiec stwierdziłyśmy, że przegalopujemy się też z Pearlem.
Obie dałyśmy mocne łydki i ruszyłyśmy szybko przed siebie Klacze chciały się ścigać, a my przeszłyśmy do półsiadu. Źrebak biegł razem z nami, pięknie wyciągając nogi i wydłużając krok, dałam mu luźniejszy uwiąz w nagrodę. Trzymałam Deltic, nie pozwalając jej na wygłupy, swoją drogą mogła by się uczyć posłuszeństwa wobec jeźdźca od Mamby Wink Pod koniec pola obie siadłyśmy mocno w siodło i zwolniłyśmy rozgalopowane konie. Kłusem zawróciłyśmy i podjechałyśmy pod las. Tam na luźnych wodzach wolno kłusowałyśmy, rozmawiając ze sobą i śmiejąc się. W miejscu spotkania zwolniłyśmy do stępa i namówiłam Zole żeby przyszła do mnie na herbatę.
Dojechaliśmy do stajni, zsiadłyśmy z koni i rozsiodłałyśmy je. Pearla dałam od razu na padok, klacze jeszcze przemyłyśmy zimną wodą. Dałyśmy im po 2 cukierki i też puściłyśmy do źrebaka, i udałyśmy się do mnie do mieszkania, na herbatę i ciasto. Bardzo miły teren, choć nie tak intensywny, ze względu na Pearla Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arrya




Dołączył: 19 Lut 2010
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:47, 19 Lut 2010    Temat postu:

Data: 30.01.2008
Jeźdźcy: Arrya & Cuxa [pensjonariuszka starhorses.fora.pl]
Konie: Pearl Harbour & ****Hebe oo
Miejsce: Ujeżdżalnia
Pogoda: Słonecznie, -7st. C
Czas: 09:00- 09:50

Zadzwonił mi budzik. Jak co rano chwyciłam go i jednym celnym rzutem trafiłam w szafkę. O tak, idealny początek dnia.
Była godzina 7 rano, więc wstałam z łóżka i powlekłam się do łazienki. Gdzies za godzine Cuxa przyjedzie, no to musze być w stanie używalności… umyłam więc zęby, ułożyłam jakos moją szope, opłukałam twarz i weszłam znowu do sypialni. Wzięłam budzik z podłogi i postawiłam go na nocnej szafce, dokładnie tak jak każdego dnia. Uśmiechnęłam się do niego triumfalnie i zaczęłam szukac ubrań. Z szafy wytargałam zieloną bluzkę z krótkim rękawem i dżinsy, jak na razie starczy. Szybko się ubrałam i wyszłam na korytarz, robiąc przy tym dużo hałasu. Wparowałam do kuchni i otworzyłam górną szafkę, wyciągając kawe. Nastawiłam jeszcze wode i wsypałam 2 łyżeczki do szklanki, wdychając przyjemny zapach. Z lodówki wzięłam chleb, masło, ser, szynke i ogórki kiszone. Wszystko to porozstawiałam na stole i zaczęłam szykowac śniadanie. W międzyczasie jeszcze zalałam kawe, a krojąc ser zastanawiałam się co dzisiaj będziemy robic na treningu. Wezmę dzisiaj Pearla, dobrze mu zrobi troche ruchu pod siodłem. Hebe jest źrebna, więc raczej nie będzie z nim problemów.
Odłożyłam kanapki na talerz i wzięłam wszystko na stół. Usiadłam i zaczełam wżerac, od czasu do czasu popijając kawą. Kiedy spojrzałam na zegarek dochodziła ósma, toteż szybko posprzątałam resztki mojego śniadania i nastawiłam wode na herbate. Usłyszałam że na podjazd wjeżdża samochód, zalałam herbaty i wyszłam na dwór.
Z zielonego samochodu wysiadła Cuxa i pomachała mi. Uśmiechnęłam się i odmachałam, mając nadzieje że to będzie jeden z lepszych weekendów mojego życia. Dziewczyna wyprowadziła podenerwowaną Hebe z przyczepy i podeszła z nią do mnie.
-Hej Arr, gdzie mogę postawic tą znerwicowaną klacz?- Uśmiechnęła się porozumiewawczo.
-Już ci pokaze droge. – Zeszłam ze schodków i podeszłyśmy do dużych drzwi stajni. Otworzyłam je na oścież i puściłam Cuxe przodem, zaraz zamykając za sobą wrota, aby do stajni nie wleciało zimne powietrze. – Tam, do tego otwartego boksu.
Hebe potruchtała za włascicielką, a ja podeszłam do Pearla, który ciekawy wyciągał chrapy do nowej towarzyszki. Pogłaskałam go po ganaszu i zerknęłam na dziewczyne, która mocowała się z zamknięciem boksu. Podeszłam do niej i pomogłam wsadzic odpowiedni pręt w odpowiednią dziurę xd.
-To co, idziemy do mnie na góre, potem na trening a potem… się zobaczy. – Uśmiechnęłam się do niej.
***
W kuchni siadłyśmy przy stole, ja podałam herbatę i ciasteczka własnej roboty.
-I jak podróz? – Zagadnełam.
-A w porządku, Hebe była grzeczna, nawet nie kopała. Ale fochy strzelała przy wprowadzaniu do przyczepy, żebys ty to widziała! – Dziewczyna zrobiła oburzoną minę. – Człowiek się stara, jeść jej daje, a ta taki popis dała… Cała Hebe. – Cuxa uśmiechnęła się szeroko.
-Deltic ostatnio też świruje, muszę ją częściej lonżowac. – Upiłam łyk herbaty.
-A słyszałam ze Pearl już pod siodłem chodzi?
-Tak, i to własnie na nim dzisiaj będę jeździć, także nie masz się co martwic. Katastrofa murowana.- Posłałam jej perskie oko.
-Jazda konna to ryzykowny sport…
Wypiłyśmy herbatę i poszłyśmy do stajni. Cuxa po drodze jeszcze wytachała z przyczepy sprzęt Hebe i położyła jej pod bokse. Ja też wzięłam czaprak Pearla, siodło, napierśnik, ogłowie i ochraniacze. Zaczęłyśmy czyścic swoje konie, czasami jeszcze cos do siebie odkrzykując. Miękką szczotką przetarłam z ogiera kurz, zgrzebłem wyczyciłam zaklejki z padokowego błota i przeczyściłam kopyta. Wzięłam ogłowie, rozpięłam podgardle i przerzuciłam wodze przez głowę Pearla. Nie protestował, więc chwyciłam jego pysk i włożyłam wędzidło. Pozapinałam wszystkie paski, założyłam czaprak, siodło, napierśnik i ochraniacze. Narazie popręg dopięłam na 1 dziurke, zostawiając go luźno.
-Tej, Cuxa! Skończyłas już?
Z końca stajni dobiegło mnie głośne „ehe!”, toteż założyłam na wszelki wypadek kask i kurtkę. Wyprowadziłam ogierasa na korytarz, nie zamykając za sobą drzwi i podeszłam do boksu Hebe. Dziewczyna zapinała właśnie kask, a ja wyszłam przed stajnię. Był dosyc duży mróz, a na ziemi leżała cienka warstwa świeżego śniegu. Oprowadziłam Pearla 2 kółka przed stajnią i dopięłam popręg. Zaraz za mną wyszła Cuxa ze swoją arabką, która była podekscytowana nowym miejscem. Chwyciłam wodze Pearla i wsiadłam. Poprawiłam sobie strzemiona, pogłaskałam ogiera po szyi i dałam lekką łydkę. Ruszyłam szybkim stępem przed siebie, a za mną podążała Cuxa. Dałam Pearlowi luźną wodze, żeby mógł wyciągnąc szyje i dosiadem skierowałam go na ujeżdżalnie. Kiedy tam dojechaliśmy konie już się troche rozgrzały, więc skróciłam wodze i dociągnęłam popręg z siodła. Powiedziałam Cuxie żeby robiła co chce, a ja skręciłam na woltę. Bawiłam się wędzidłem i napychałam młodego na kontakt, pilnując zadu. Na razie było dobrze, wiec ruszyłam lekkim kłusem na kontakcie. Widziałam że Cuxa dalej męczy Hebe na wężykach, też zastosowałam te metode, żeby rozluźnic ogiera. Ładnie się wyginał, starał się. Zmieniłam kierunek przez przekątną i usiadłam w kłusie ćwiczebnym. Ahh, ale ten koń fajnie niesie. Kłusowalismy po świeżym śniegu, zaczął wiac wiatr z południa. Kłusem anglezowanym najechałam na pojedynczego drąga, dokładnie wyjeżdżając narożnik. Rudy trochę się zawachał i zwolnił, ale łydkami popchnęłam go na przeszkodę, pilnując żeby nie wyłamał. Mocno podnosił nogi kiedy przejeżdżaliśmy nad drągiem, dlatego potem dałam mu luźną wodze i pogłaskałam po szyi. 2 okrążenia zrobiliśmy w wolnym, roboczym kłusie, Pearl zaczął przeżuwac wędzidło. Zwolniłam do stępa i zebrałam wodze. Wyjechałam na środek, odchyliłam się delikatnie do tyłu i zamknęłam ręke. Ogier zrobił ładne zatrzymanie, lewa tylna noga tylko odstawała. Cmoknęłam i wypchnęłam go biodrami do szybszego kłusa, zmieniając znowu kierunek przez półwolte. Hebe także kłusowała, w lekkich podskokach pokonywały własnie drągi. Ja usiadłam w ćwiczebnym i zamierzałam własnie wyjechac narożnik, kiedy ogier nagle odskoczył w bok, i stając na tylnych nogach zaczął się cofac. Dałam mu stanowczą łydke, na co on wspiął się lekko i wierzgnął. Kiedy stanął spokojnie zobaczyłam, że boi się dużej zaspy, która leżała pod płotem. Zrobiłam wolte w stępie i pokazałam mu ja dokładnie. Pogłaskałam go i zachęciłam do ruchu naprzód. Ruszyłam znowu kłusem, zmieniłam kierunek i podjechałam do Cuxy. Obie uzgodniłyśmy ze zagalopujemy w zastępie, Hebe na przodzie, jako bardziej doświadczony koń. Ustawiłysmy się więc najpierw na prawo. Cuxa ruszyła szybkim kłusem i w narożniku wystrzeliły galopem. Pearl poczekał na mój sygnał, jednak też ruszył z kopyta. Przytrzymałam go i kiedy tempo było dobre, pozwoliłam mu galopowac. Hebe trochę się oddaliła, raz strzeliła małego baranka. Siedziałam w siodle i bawiłam się wędzidłem. Wszystko było dobrze, więc po 2 kółkach zmieniłyśmy kierunek. Teraz Pearl wyszedł na prowadzącego, toteż w narożniku od razu zagalopowałam na dobrą nogę. Na prostej trochę wydłużyłam mu ten galop, tempo też było dobre. Kiedy dojeżdżaliśmy do narożnika, Pearl znowu ubzdurał sobie tą wielką i straszną zaspe, więc wrył się kopytami w ziemię. Wypadłam z siodła na jego prawą stronę, dalej trzymając się łydkami. Ogier wystrzelił w przeciwną stronę, byle dalej od strasznego śniegu i dzikim galopem zaczał pokonywac długosc całej ujeżdżalni. Modliłam się tylko żeby przestał, a ten jakby mnie usłyszał, i zrobił mi na złośc, puszczając serię wysokich baranów. Wyleciałam w powietrze i poczułam w ustach ziemię. Rąbnęłam o nią głową, przeturlałam się na bok i uderzyłam w stojak od przeszkody. Otworzyłam oczy i otarłam usta z ziemi i śniegu.
-Matko Świeta! Arr, nic Ci się nie stało?!
Cuxa wołała mnie z drugiego końca ujeżdżalni, wiec słabo ją słyszałam. Kreciło mi się w głowie i nie mogłam nic odkrzyknąc, język utknał mi w gardle. Pearl kłusował nerwowo wzdłuż ogrodzenia.
-N..ni…nic! – Z całej siły starałam się aby to zabrzmiało wiarygodnie, ale Cuxa nie dała się nabrac. Złapała wodze Pearla i pokłusowała do mnie. Zsiadła z arabki i chwyciła moją ręke.
-Ale siadło! Mocno rąbnęłas, nie powiem. Na pewno nic ci nie jest? Spróbuj wstac.
Podparłam się na dziewczynie i chwiejnie wstałam. Dalej miałam troche ciemno przed oczami, ale poza tym to nic mi nie było.
-Mogę wsiąść, musze jeszcze raz przejechac koło tej zaspy pieprzonej… - Powiedziałam, zezując na ogiera, który zachowywał się jakbym po ludzku zeszła, i nic się nie stało.
Po chwili siedziałam już w siodle i skróciłam wodze. Mocnym impulsem popchnęłam Pearla, byłam zła, że bał się takiej pierdoły, i że przez niego najprawdopodobniej będę mieć wstrząs mózgu albo co. Kręciło mi się troche w głowie, ale przejechaliśmy koło strasznego miejsca bez zatrzymania, bez najmniejszego zawachania! Co za koń…
-To co, stępujemy i schodzimy. – To nie było pytanie. Ale Cuxa miała racje, w takim stanie nie mogłam jeździc, jeszcze bym wypadek spowodowała.
***
Rozsiodłałysmy konie przed stajnią i puściłyśmy je na osobne padoki. Deltic też poszła do Hebe, a my poszłyśmy do mnie do kuchni. Usiadłam przy stole i rąbnęłam w niego głową.
-Cuxa, dlaczego ja mam takiego narwańca, co boi się zwykłego śniegu…?
-Oj, Arr, przejdzie mu. Miał pierwszą jazdę na śniegu, musi się przyzwyczaic. A Hebe dzisiaj nadzwyczajnie dobrze, pomijając te kilka baranków…
Słuchałam jej i powoli przechodził mi ból głowy. Wypiłam kakao i poszłyśmy do mnie do pokoju oglądac jakis film. Kiedy się skończył, patrzyłyśmy jak konie łażą po padoku i gadałyśmy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blacky
Bywalec



Dołączył: 11 Sty 2009
Posty: 613
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Śro 19:45, 17 Mar 2010    Temat postu:

Przyszłam do Stajni Centralnej i postanowiłam pojeździć na którymś z koni. Wybrałam Pearla, bo dawno nikt do niego nie zaglądał. Poszłam po niego na wybieg z dużym jabłkiem dla zachęty - niestety, wykiwał mnie. Kiedy pochłonął przysmak zwiał na drugi koniec padoku, musiałam go ganiać na mrozie 10 minut, jesli nie więcej. Kiedy w końcu się udało czyszczenie zajęło kolejne 10 min, po wiercił się strasznie, a jak na chwilę traciłam go z oczu to zaraz coś broił. Ten koń ma chyba jakieś owsiki -.-" Kiedy w końcu go ubrałam, podpięłam popręg i zaprowadziłam na halę okazało się, że zapomniałam toczka i się wracałam. Byłam roztargniona, nie mogłam się na niczym skupić, regulacja strzemion nawet sprawiała mi problemy. W końcu się udało.
Na początku non stop luźna wodza, żeby szyja się rozgrzał. Chodziliśmy sobie nie po kole tylko po caałej ujeżdżalni, pozwalałam mu chodzić gdzie chce. Bardzo luźno, ale bardzo dużo wolt i zmian kierunku jazdy. Po 10 minutach weszłam na lekki kontakt i zaczęłam delikatnie kłusować. To też był jeszcze luźny kłus - jeździł dokąd chce, choć robiłam co chwila jakieś figury. Potem zaczęła się praca. Podstawił zad, łeb prostopadle do ziemi, pełne skupienie. Pearl w sumie nie był zajeżdżony dawno temu, więc to jednak był postęp i byłam z niego dumna! : ) Ósemki, slalomy. Potem zawołałam Nojca na halę i poprosiłam, żeby ustawiła mi cavaletki płasko. Parę razy pokonałam je, tylko raz puknęła, na początku. Potem co drugi drążek wsparty na jednym malutkim krzyżaczku - zaczęła schodzić na bok i dziwnie się kiwać na boki. To nie co drugi tylko wszystkie podniesione z każdego boku. Od razu lepiej. ; ) Ani jednego puknięcia na 6 przejazdów. Skoro poszło mu tak dobrze poprosiłam Nojeczkę żeby mi ustawiła małą kopertę po trzech dragach, które były wskazówką. Pierwszy skok był bardzo niezgrabny, nie wiedziała do końca co ma zrobić. Przy drugiej próbie wyłamała, skarciłam ją i od razu najechałam znowu, tym razem mocniej jej pilnując. Ok, przeskoczyła dużo ładniej niż za pierwszy razem. Na pierwszy raz uznałam że to wystarczy. Zagalopowałam z lewej nogi, zrobiłam woltę, zwolniłam do kłusa, zmieniłam kierunek jazdy przez ujeżdżalnię i galop na prawą, parę kółek, wolta, do kłusa. Potem trochę przejść stęp-kłus-galop-kłus-stęp-stój-kłus-galop-kłus-stęp-galop-stęp-stój-kłus-stój (itd.). Całkiem dobrze jej szło. Smile Potem jednak zaczęła się usztywniać i na zakrętach się przestała tak ładnie wyginać jak na początku. Zaczełam mocniej pracować łydkami i widac było poprawę. Potem zaczęłam stępować już na luźnej wodzy. Wystarczy na dziś. Smile Po 10 minutach założyłam jej derkę z pomocą Nojca, zaprowadziłam do boksu, rozebrałam, rozczyściłam, a na koniec obdarowałam przysmakami o smaku marchewki. ; )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arrya




Dołączył: 19 Lut 2010
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:13, 02 Maj 2010    Temat postu:

Tylko dlaczego piszesz o nim jako 'ona'? Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin