Forum Stajnia Centralna Strona Główna Stajnia Centralna
Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Rite of Cthulhu - Treningi

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gniadoszka




Dołączył: 01 Lis 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:42, 03 Maj 2012    Temat postu: Rite of Cthulhu - Treningi

Tu trenujemy z klaczą.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gniadoszka




Dołączył: 01 Lis 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:47, 03 Maj 2012    Temat postu:

Stare treningi by hipokrytka03

27. września 2011 - dresaż L z elementami innych klas
Dzień niezaciekawie się zapowiadał, na niebie zbierały się chmury i wszystko wokół aż wrzeszczało, że zaraz lunie. Poszłam do stajni, przygotowałam sprzęt dla Rity, która dzień wcześniej przyjechała do naszej stajni po zajeżdżaniu i małym treningu ujeżdżeniowym. Klacz przez ten czas sporo podrosła, nabrała mięśni. Przywitałam się z nią, wyprowadziłam przed boks. Zaczęła obwąchiwać naszykowany sprzęt, a ja w tym czasie wyczyściłam ją. Jej niebieskie oczy podążały za moimi ruchami. Wrzuciłam siodło i okiełznałam. Według zaleceń poprzedniego trenera, stosuję podwójnie łamaną oliwkę, gdyż klacz jest delikatna. Na wszelki wypadek wzięłam bacik, gumy i lonżę. Udałyśmy się na halę.
Klacz z zaciekawieniem rozglądała się na boki. Przeszła pewnie przez drzwi, które zamknęłam. Podciągnęłam popręg i poprawiłam strzemiona. Usiadłam miękko na siodle. Przez cały czas stała grzeczna, lecz lekko spięta. Po delikatnej łydce od razu ruszyła płynnym, szybkim stępem. Widać, że rozpierała ją energia. W ciągu kilku okrążeń, zrobiłyśmy pare wolt. Nieco krzywych, ale babsko było ładnie wygięte. Wjechałyśmy wewnątrz, cofnęłam prawą łydkę. Rita bardzo ładnie odeszła bokiem od niej, krzyżując nogi. Nagrodziłam ją. W drugą stronę. Klacz ciutkę uciekła zadem, co skorygowałam.
Zebrałam delikatnie wodze. Wróciłyśmy na ścieżkę, sygnał i zakłusowanie. Znacznie wyciągnęłam jej chód, próbując opuścić jej głowę. Fajnie zaangażowała zad. Wjechałyśmy na duże koło. Karuska bardzo ładnie się wygięła. Przy wyjeździe z koła zagalopowanie na prawą nogę. Po 2 fule zaprezentowała mi mała serię baranów. Widać, kobył ma nadmiar energii. Następnym razem wypadałoby trochę ja przelonżować. Zaczęła zapieprzać na przodzie z głową w chmurach. O Ty wredoto. Musiałam ją trochę przytrzymać, co poskutkowało baranem. Zatrzymałam ją. Założyłam gumy w niezbyt niskim ustawieniu. Sygnał i zakłusowanie. Kółko żwawego kłusa, aby klacz mogła przyzwyczaić się do urządzenia. W narożniku zagalopowałyśmy na lewą nogę. Strzeliła barana. Przez chwilę walczyła z pomocami. Później odpuściła i uspokoiła się. Rozluźniłam się i oddałam jej trochę wodze. Zrobiłyśmy dwie duże wolty w tym samym miejscu. Bardzo fajnie zaokrągliła się. Wyjeżdżamy na przekątną. Usiadłam głębiej w siodle, przejście do kłusa i zagalopowanie na prawo. Bardzo ładnie! Pogłaskałam klacz. Zebrałam ją, gumy wisiały praktycznie luźno. Przez chwilę szła prawie idealnie. Szła teraz równymi, ale bardzo drobnymi fule'ami. Zmiana ustawienia nóg i wolta. Siadam mocniej i lekko ściągam wodze. Przejście do stępa. Syto pochwaliłam konia.
Zdjęłam klaczy gumy. Rzuciłam wodze. Samym dosiadem pokierowałam Ritę, aby zrobiła duże koło, potem o połowę mniejsze i woltę. Gdyby nie to, że jej głowa była w kosmosie to wyszło nam to całkiem nieźle. Odpoczęłyśmy jakieś 3 minuty, po czym zebrałam wodze. Ruszyłyśmy zebranym kłusem. Poprawiłam dosiad i rękę. Klacz bardzo fajnie ustawiona. Na długiej ścianie dodałam łydki i wyciągnęłyśmy kłusa. Na krótkiej zmniejszenie tempa. Na przekątnej znowu dodanie i zmiana kierunku. Na długiej ścianie, w szybkim kłusie zrobiłyśmy dużą woltę, bardzo zgrabną i okrąglutką. Klacz przez cały czas fajnie angażowała zad. Wjechałysmy na linię środkową. W centralnym punkcie zatrzymałyśmy się. Nagrodziłam Ritę, bo zrobiła to poprawnie. Łydka, stęp i zagalopowanie. Wyszło nam nieco pokraczne, więc po najechaniu na ścianę przeszłyśmy do stępa i powtórzyłyśmy zagalopowanie. Tym razem wyszło nam bardzo fajnie. Zrobiłyśmy kilka okrążeń, w spokojnym tempie. Klacz rozluźniła się i zaangażowała. Jestem z niej bardzo zadowolona. Przeszłyśmy do stępa.
Oddałam Ricie wodze całkowicie. Stępowałyśmy przez jakieś 15 minut. Potem sciągłam ją do stajni, zarzuciłam derkę i wypuściłam na łączkę.

29 września 2011 - drągi i skoki LL
Przyszłam do stajni z bardzo pozytywnym nastawieniem. Zabrałam sprzęt Miśki i rozwiesiłam na wieszaku przed jej boksem. Klacz już od jakiegoś czasu obserwowała mnie jak krzątam się po budynku. Miała ewidentnie bardzo pozytywny humor. Pogłaskałam ją. Wyprowadziłam z boksu i szybko wyczyściłam. Rita bardzo to lubi. Osiodłałam i udałyśmy się w stronę ujeżdżalni.
Na placu ustawiłam:
-5 cavaletti na kłusa
-3 drągi na galop
-kopertkę 50cm z wskazówką
-stacjonatkę 50cm
Wsiadłam na klacz, podciągnęłam popręg i dałam sygnał do stępa. Szybko zareagowała i energicznie ruszyła. Z zaciekawieniem podchodziła do każdej przeszkody, zapoznając się z nimi. Najciekawszą przeszkodą okazała się stacjonatka, którą musnęła kilka razy chrapami, po czym głośno parsknęła. Jeździłyśmy między przedzkodami bliżej nieokreślonymi kierunkami przez dobre dziesięć minut. Podciągnęłam jeszcze popręg o dwie dziurki, aby nie był za luźno. Zebrałam wodze, delikatnie przyłożyłam nogę i ruszyłyśmy kłusem. Chód był bardzo sprężysty. Ciutkę go wyciągnęłam, aby kobyłka dobrze się rozgrzała. Cofnęłam prawą łydkę i delikatnie ściągnęłam lewą wodzę. Lulu zaczęła kręcić koło, jednak trochę schodziła do środka. Docisnęłam łydkę, która była na popręgu i wszystko zostało wykonane prawidłowo. Zmieniłyśmy kierunek po przekątnej. Nieco zwolniłymy tempo i pozbierałam delikatnie klacz. Zjechałyśmy z ściany prosto na cavaletti. Karuska bardzo napalała się na nią już jakiś czas wcześniej, przez co musiałam ją przytrzymać. Zrobiłyśmy najazd z drugiej strony. Tym razem klaczka trzymała równe tempo. Nad drągami wysoko podnosiła nogi, jednak nie zachwiało to jej równowagi. Po pokonaniu przeszkody wróciłyśmy na ścianę. Zrobiłyśmy małą wolte, podczas której klacz bardzo fajnie się wygięła. Zaraz potem ustawiłam łydki i dałam dość mocny sygnał. Lulu przeszła do galopu z impetem. Wybrała bardzo szybkie i nieco rozwleczone tempo. Pozwoliłam jej zrobić jedno okrążenie, po czym zaczęłam ją delikatnie składać do kupy. Zrobiłyśmy dużą woltę. Klacz podstawiła zad, zaokrągliła się i zrobiła przyjemniejsza w wysiedzeniu. Zaczęłyśmy galopczyć w stronę trzech nieszczęsnych drągów. O dziwo Karuska nie napalała się na nie. Przeleciała nad nimi, pukając w ostatni tylnym kopytem. A więc poprawka. Zobiłyśmy Okrążenie wokół ujeżdżalni i to samo. Tym razem kobyłka bardzo fajnie zaakcentowała nogami ponad przeszkodą. Poklepałam ją. Poprosiłam Klaudię, która od jakiegoś czasu przyglądała się co wyprawiam z koniem, aby trochę zmniejszyła odległość między drągami. Poprawnie pokonałyśmy ta przeszkodę, nie dotykając jej. Przeszłyśmy na chwilę do stępa. Sekunda luźnej wodzy i swobody.
Po momencie odpoczynku, dalej wzięłyśmy się do pracy. Łydka i przejście do szybkiego kłusa. Trzymałam klacz trochę mocniej na kontakcie, najechałyśmy na krzyżaczka. Lulu wyrwała do przodu i przeszła do galopu zbyt wcześne. Przeszkodę przeskoczyła czysto z wielkim zapasem. Jeszcze raz. Tym razem mocno przytrzymałam klacz i wyszło nam to poprawnie. Spróbujemy to samo, tyle że z galopu. Najechałyśmy całkiem równo, kobyłka z daleka obserwowała krzyżaczka. Tuż przed przeszkodą dałam łydkę i odskok wykonany był z dobrej odległości. Z niezłym zapasem. Trochę wyrzuciło mnie do góry. Poklepałam konia, bardzo dobrze się spisał. Najechałyśmy na podwyższoną o 2 dziurki przeszkodę z drugiej strony. Regularnym, nieco szybkim tempem. Klacz bardzo chciała już przeskoczyć, jednak dzięki trzymaniu, nie rozpędzała się. Wybiła się ciut za wcześnie. Skok jednak był poprawny. Poklepałam klacz, przeszłyśmy do kłusa. Trochę ją pozbierałam i skróciłam. Zrobiłyśmy wężyka i dwie wolty. Rita uspokoiła sie trochę, gdyż była nieźle nakręcona. Najechałysmy na cavaletti, które klacz pokonała świetne, wysoko podnosząc nogi. Łydka i zagalopowanie. Najeżdżamy na krzyżaczka, idealne wybicie i całkiem niezły skok. Po wylądowaniu skierowałam klacz na lewo, w stronę stacjonaty. Karuska skupiła się na nowym zadaniu. Trzymając tempo dobrze pokonała je. Nagrodziłam dzielną dziewuchę. Jeszcze raz potuptałyśmy w stronę stacjonaty. Miśka tym razem najechała spokojnie i taki też skok oddała. Świetnie się spisała. Przeszłyśmy do stępa. Zdjęłam klaczy siodło, zostawiłam jedynie czaprak. Wsiadłam spowrotem na grzbiet i udałyśmy się na krótki spacer wokół pastwisk, korzystając z ostatnich promieni słońca.
Później wróciłyśmy do stajni. Na myjce opłukałam klaczy nogi, wysmarowalam kopytka. Wprowadziłam do boksu i dałam duuużą marchewę w nagrodę.

15.10.2011 - skoki z Magnatem/by ESZAG
Dzisiaj miałyśmy wszystkie trzy weny na trening – Rust, hipokrytka i ja, to znaczy Esz. Z tym że miał to być nietypowy trening skokowy, czyli ja sobie stoję i drę ryja, Hipcia wozi dupę na Rite, a Rust na Magnacie. Obie dziewcyny miały być gotowe na godzinę dziesiątą, a gdyby nie były, to wzięłam ze sobą mój kij bejsbolowy, którym je straszyłam. Wiecie, żeby nie było że tak sobie tylko mówię. Punkt 10 w związku z tym weszłam do stajni. Rust stała z gotowym Magnatem, co zaaprobowałam i kazałam jej przenieść się na halę (była wyjątkowo paskudna pogoda + nie wiemy jak Magnat skacze). Hipcia natomiast była w połowie siodłania, póki co miała tylko ochraniacze. Nie patyczkując się, przywaliłam jej po głowie moim kijem bejsbolowym. Nieco chyba za mocno, bo zaskowyczała jak obdzierane ze skóry zwierzę, a Rita wystrzaszyła się i odskoczyła w kąt boksu.
-AU! Za co to kur*a ma być?
-Mówiłam dziesiąta? Mówiłam. To teraz nie pierdol tylko szybko się sprężaj bo Rust i Magnat już stępują.
Po oberwaniu bejsbolem pospieszyła się znacznie i trzy sekundy później już obie byłyśmy na hali. Kazałam im stępować przez coś koło 10 minut, po czym pozwoliłam na kłusa, sama ustawiając sobie misterne kombinacje z drągów i stojaczków. Może nie były zbyt imponujące, ale fakt faktem że konie pierwszy raz miały u nas skakać, przynajmniej ze mną. Gdy dziewczęta pracowały nad końmi w kłusie, ustawiłam trzy drągi na kłusa właśnie, dość szeroko żeby rozkulały konie, krzyżaczka o niewielkiej wysokości 50 cm ze wskazówką z przodu, oraz dwie kawaletki. Nie wszystko koło siebie oczywiście. Po ustawieniu przeszłam do dalszego podziwiania dziewcząt i darcia ryja.
-Rust, zrób coś z tym koniem. Idzie do takie rozciągnięte, powieszone na przodzie jakby się miało wywalić. Wygnij go w łukach bardziej i pozbieraj, no i dodaj trochę bo tu pośnie. Dzisiaj skaczemy, ma mieć energię!
-Hipcia, w miarę dobrze, tylko uspokój ją trochę bo w przeciwieństwie do Magnata to zaraz tu szału dostanie.
Jak na zawołanie, Rita strzeliła serię trzech baranków. Hipcia utrzymała się w siodle i ściągnęła mocniej wodze.
-Na kontakcie, nie dawaj jej się schylać bo cię z siodła wywali! - powiedziałam, po czym wzrok przeniosłam na Rust. - Teraz dobrze, tak trzymaj, nie trać tempa w łukach.
Po chwili dreptania, aż stwierdziłam że oba konie są już całkiem rozgrzane, nakierowałam je żeby sobie najeżdżały na drągi. Rite, która wjechała pierwsza, zdezorientowana nieco rozwaliła prawie dwa i jako że Hipcia popuściła na wodzy przeszkoczyła ostatnie dwa drągi i niekontrolowanie potruchtała dalej.
-TRZYMAJ NA KONTAKCIE! - wrzasnęłam za nią i oglądałam tym razem Magnata. Poradził sobie nieco lepiej, ale że Rust do końca go nie dopchała to brakło konia na ostatni drąg i między nimi Magnat zrobił dwa kroki.
-Hipcia, jedź aż będzie w miarę, a ty Rust chodź.
Do butów miałam przypięte ostrogi, które właśnie ściągnęłam i przepięłam Rust. Magnat był dzisiaj do pchania, a nie miało sensu cisnąć go na chama skoro można użyć ostróg, czyż nie? Po tej operacji jakoś raźniej im się szło i Magnat w końcu zaczął napierać na wędzidło.
Obróciłam się za ramieniem i zobaczyłam Hipcię jadącą któryś raz z kolei drągi. Było dobrze, koń przytrzymany, więc powiedziałam tylko, zeby od czasu do czasu zmieniała stronę i jeździła konia symetrycznie. Rust przejechała z Magnatem jeszcze raz w tą samą stronę, wyszło im dość dobrze, choć koń był trochę rozciągnięty. Tym razem zaczął jednak machać łbem i nosić go niesamowicie wysoko. Stwierdziłam ponownie, że nie ma konia co źle uczyć i zapięłam wypinacze. Początkowo trochę mu to nie pasowało i kładł uszy po sobie, ale po chwili przyzwyczaił się, chyba stwierdziwszy że na dole też może być wygodnie, i nawet trochę się zaokrąglił po grzbiecie. Rust go poklepała i pojechała jeszcze kilka razy w różne strony.
-Dobra, dość na chwilę. Magnat stępuj, omijaj tylko krzyżaka. Hipcia, jedziesz sobie kłusem, przeszkodę tak żeby była na prosto, wtedy siadasz i pchasz, ale zagalopować pozwalasz dopiero na drągu. Jasne?
-Mhm – odburknęła niewyraźnie i skupiła się na zadaniu do wykonania. Poszła, i szła dobrze, ale gdy Rita zobaczyła przeszkodę trochę się szarpała i zagalopowała wcześniej niż powinna, oczywiście tratując przy tym drąga i wybijając się w złym miejscu. Do tego w zabawnym, bo wyskoczyła wysoko, ale niesamowicie blisko przeszkody.
-Jeszcze raz – powiedziałam.
Pojechały więc jeszcze raz, tym razem nieco lepiej. Choć Rita wyrywała się jak mogła, Hipcia trzymała w zamkniętej ręce i nie pozwalała wyrwać, dzięki czemu zagalopowały na drągu, oskok wypadł idealnie, a Rita wyskoczyła do góry na jakiś, hm, prawie metr. Popracujemy nad ocenianiem wysokości przeszkód kiedy indziej.
-Dobra, Rite stęp. Magnat, dajesz. Magnat dał, chciał szarpnąć przy zakłusowaniu, ale szprytnie przeze mnie dopięte wypinacze nie pozwoliły i tylko sobie prychnął z dezaprobatą. Pokłusował, zobaczył przeszkodę, zwolnił trochę, prawie przed nią przystanął. Rustler była jednak twarda, trzepnęła go batem i jakoś przez to przeszedł. Drugi raz pownien być nieco łatwiejszy i bardziej poprawny, więc poprosiłam ją o poprawę. Pojechali jeszcze raz, tym razem Magnat zagalopował nawet, kilka fouli nieco za wcześnie ale przeżyło to, bo odskok wypadł idealnie za wskazówką i przeskoczyli całkiem poprawnie. Dziewczyna poklepała go po szyi i zwolniła do stępa, co nakazałam. Na dzisiaj, jako że postanowiłam biednych koni początkujących w skokach dużo bardziej nie katować, pokierowałam dziewczyny na kawaletki na wolcie, każąc jednak najpierw im się rozgalopować. Z zagalopowaniem obie porwadziły sobie dobrze, co prawda Rita przy tym zarzuciła zadem, ale niemal niewidocznie, więc to przełknęłam i patrzyłam na te parę kółek, wolt i tym podobnych. Poprosiłam Magnata o stęp po jednej części hali, a sama stanęłam w środku wolty, na której miała się poruszać Lulu z Hipcią. Najpierw zaczęły w lewo. Hipcia musiałą dość mocno trzymać swoją klacz, bo kawaletki ustawione były na dość umiarkowane tempo, którego Rita nie chciała mieć w słowniku, bo parła do przodu. Za pierwszym razem, ledwo bo ledwo, ale jakoś się zmieściły, za drugim było trochę lepiej, a trzecia wolta, choć z beznadziejnym wygięciem, wyszła im bardzo poprawnie. Pochwaliłam obie i oddelegowałam do stępowania z pozwoleniem popuszczenia popręgu. Do mnie miały teraz prybyć Rust z Magnatem, też wykonując ćwiczenie na lewo. Zagalopowali, pierwszą woltę jednak ominęły kawaletki, za co dostały piękny opieprz. Drugim razem najechali porządniej, wystarczyły dwie wolty i ich też mogłam oddelegować. Miał tę zaletę, że był od Rity spokojniejszy, choć na szerszych kombinacjach by ła to raczej wada. Póki co, byłam zadowolona i nakazałam im obu stępować do końca, a po kilku minutach iść się rozsiodłać. Sama udałam się do pokoju i walnęłam się do łóżka spać, bo po południu miałam jeszcze Rachel i Candy'ego wziąć na małe co nieco na torze wyścigowym.

21.10.2011 - lonża, zagalopowania i wprowadzenie do lotnej
Wstałam względnie rano. Pogoda na dworze była paskudna. Zaparzyłam kawy i poszłam z nia do stajni. Konie jakiś czas temu skończyły konsumować swoje śniadanie, więc stwierdziłam, że czas pomęczyć urocza wredotę, która ostatnio miała przerwę. Przygotowałam wypinacze i pas do lonżowania, bo zapewne będą jakieś mongolskie balety. Kobył ciekawsko nastawił uszy i przywitał się ze mną. Dałam jej całusa w chrapki i zaprowadziłam na myjkę. Energicznymi ruchami czyściłam klacz, co chwila popijając łyczek kawy. Lulu ciągle się wieciła i skubała wszystko w zasięgu jej pychola. Założyłam czaprak i pas do lonżowania. Okiełznałam. Zarzuciłam siodło, nie zapinając popręgu, aby przetransportować je na ujeżdżalnię. Złapałam ostatni łyk gorącego napoju i ruszyłyśmy na podbój Ameryki ..
Klacz rozglądała sie ciekawsko dookoła. Gotowała się od środka i rozpierała ją energia. Na początku, nie zapinałam jej wypinaczy, aby się rozluźniła. Cmoknęłam i pomachałam bacikiem obok Rity, aby ruszyła stępem. Posłusznie odeszła na koniec linki, parskając i strzygąc uszami. Zrobiła kilka kółek.
-Prrr. - Sciągnęłam klacz do siebie i zapięłam jej wypinacze. Dalej, dwa kółka stępa. Cmoknięcie:
–Kłus! - klacz na początku buntowała się i tuliła uszy. Walczyła z wypinaczami i zwalniała. - Dalej leniu! - pomachałam batem za zadem karuski. Wyciągnęła grzbiet i obniżyła głowę. Coś było nie tak. Może po galopie jej się poprawi. - Zacmokałam, galop! - Od razu, na dzieńdobry strzeliła z zadu 2 razy. Po dwóch foulee jeszcze raz. Tempo obrała zabójcze, wydziwiając ze swoim ciałem dziwne rzeczy. Po paru minutach szaleństw uspokoiła się i chyba była gotowa do pracy. Spuściła głowę, na wypinaczach było trochę luzu. Podstawiła zad.
-Baardzo ładnie – pochwaliłam ją – prr - przejście do kłusa, nawet bez zmiany ustawienia. Super, byłam z niej zadowolona. Zrobiła jeszcze pare kółek. Bez walki z wypinaczami i buntów. Przejście do stępa i zatrzymacie. Pogłaskałam ją, odpięłam wypinacze wraz z pasem i założyłam siodło. Wrzuciłam na głowe kask.
Wsiadłam na klacz, która podczas poprawiania strzemion ciekawsko się przyglądała. Delikatny sygnał łydką i Lulu ruszyła żwawym stępem. W związku z tym, że klacz wcześniej się rozgrzała, po zrobieniu okrążenia, zasygnalizowałam ruszenie kłusem. Przejscie było płynne. Szła dość szybko, ale uwalona na przodzie. Odwiesiłam ją z wodzy. Było trochę lepiej. Cofnęłam zewnętrzną łydkę i zaczęłyśmy kręcić dość ciasną wolte. Troche takie jajo, ale ok. Po wyjechaniu z figury, delikatnie bawiłam się wędzidłem, ruszając wodzami naprzemiennie co 1-2cm i oddając nieco luzu. W tym czasie dodałam łydki, aby 'dopchnąć' ją do wędzidła. Klacz opuściła głowę. Oddałam wodze jeszcze bardziej i głośno pochwaliłam klacz. Po okrążeniu, powtórzyłam ćwiczenie. Tym razem łepek Rity wylądował znacznie niżej, nagrodziłam ją. Zrobiłyśmy duuuże koło, jeszcze dodając kłusa, aby Wsza rozciągła grzbiet. Po wyjechaniu koła, które było kołem, zmieniłyśmy kierunek po przekątnej i zagalopowałyśmy na pierwszym narożniku. Wyszło całkiem nieźle, bez żyrafki. Klacz nie napalała się tylko szła całkiem równym tempem. Spróbowałam nieco jeszcze skrócić chód, przenosząc ciężar ciała na tył. Foulee były coraz mniejsze, zrobiłyśmy dużą woltę/małe kółko. Poklepałam Riciaka po łopatce i dałam luz. Opuściła głowę do dołu i o dziwo nie dodała kroku. Rozluźniła szyję i trzymała ją nisko. Przegalopowałyśmy tak ze dwa kółka, później znowu złapałam kontakt i wracamy do hardłorkingu. Najechałyśmy na przekątną, przejście do kłusa, kilka kroczków, zagalopowanie na drugą, prawą nogę, z mocnym zaakcentowaniem ułożenia łydek. Lulu poprawnie wykonała zadanie. Zrobiłyśmy okrążenie i ponownie wjechałyśmy na przekątną, z przejściem do kłusa, tyle, że z wcześniejszym zagalopowaniem, tuż po przejściu do kłusa. Klacz dość szybko zareagowała, jednak strasznie wyrwała się przy tym do góry. Zrobiłyśmy kółko, na luzie, aby trochę się uspokoiła i ogarnęła. Zaczęłyśmy kręcić trójbrzuszną serpentynkę. Pierwsze półkole z bardzo ładnym wygięciem. Na wyprostowaniu, szybka i dość znośna zmiana kłusa, z mocną łydką i aż przesadnym ustawieniem. Drugi brzuszek równierz całkiem całkiem. Znowu wyprostowanie i zmiana nogi, tym razem płynna, bez buntów, po jednym kroczku. Poklepałam karuskę. Przeszłyśmy do stępa. Chwilę luzu na dłuuugaśnych wodzach. Widać, że kobyła nieco zasapana, więc zaraz skończymy. Robiłyśmy jakieś niezidentyfikowane kształty po ujeżdżalni. Po jakichś 4 minutach na złapanie oddechu, zebrałam wodze. Mocniej usiadłam w siodle, cofnęłam jedną łydkę i wypchnęłam Rite biodrami. Zaczaiła o co chodzi i zagalpowała bardzo energicznie. Poklepałam ją, bardzo fajnie. Na końcu długiej ściany zaczęłysmy kręcić półwoltę. Zmieniłam ustawienie łydek, ale nie za bardzo wiedziała o co mi chodzi. Przeszłyśmy do kłusa i zagalopowała poprawnie. Jeszcze raz. Wjechałyśmy na przekątną. Mniej więcej na środku zmieniłam ułożenie nóg. Tym razem kobyłka zrozumiała przekaz i 'przeskoczyła' na druga nogę. Nieco nieudolnie i gubiąc rytm, ale udało jej się. Syto nagrodziłam klacz pochwałami. Przeszłyśmy do stępa. Zeszłam z klaczy i zdjęłam jej siodło.
Pooprowadzałam ją w ręku jakieś 15 minut, bo bardzo się zgrzała. Jestem dumna z kobyłki. Po rozgrzaniu zaprowadziłam ją do boksu gdzie dostała kilka dużych marchewek w nagrodę.

06.11.2011 - skoki gimnastyczne kl.LL/by CUXA

Wstałam nadzwyczaj wcześnie, by uporać się ze wszystkim. Dziś miałam wybrać się do WSR Diffrent, do którego trzeba było przecież dojechać... >,>
Przyjechałam do stajni przed południem, powitałam hipokrytkę i bez zbędnych ceregieli zaczęłam łowić wzrokiem moją dzisiejszą ofiarę. Klacz okazała się rzuć słomę w swoim boksie, z zainteresowaniem przyglądając się nowej osobie - czyli mnie. Najwyraźniej wiedziała, że coś się święci.
Wydawała się lekko zdziwiona, gdy to ja, a nie jej właścicielka, zabrałam się za czyszczenie i siodłanie. Po 10 minutach byłam gotowa - ubrałam kask dla bezpieczeństwa, chwyciłam wodze i poprowadziłam konia na ujeżdżalnię.

Tam już czekały przeszkody - cavaletti ustawione na kłus, na których wybrałam odległość 2,10 m, bo w końcu klacz była, hm, duża; dalej krzyżaczek o wysokości 60 cm, a na końcu linii kolejny krzyżaczek 70 cm - obie przeszkody będą potem podniesione do stacjonatek.
Mimo pozorów nie miałam zamiaru jechać całego parcouru. Chciałam troszkę pogimnastykować klacz.
Stępowałam wokół na luźnej wodzy, często zmieniając kierunki. Rita, strzygąc uszami, przyglądała się "wystrojowi" placu. Po 5 minutach zebrałam wodze, napychając przy tym klacz na wędzidło. Była spokojna w pysku, łatwo wchodziła na kontakt. Rozpoczęłam ćwiczenia na wygięciu, okrążając przeszkody, robiąc wężyki. Starałam się często zmieniać ustawienie, by unikać jakichkolwiek usztywnień. Namiętnie rozluźniałam ją w potylicy. Wielkopolaczka zaczęła się nakręcać!
Dałam jej sygnał do kłusa. Ruszyła energicznie do przodu. Była bardzo fajna, cały czas tak samo dynamiczna w ruchu, ale nie gnająca. W dalszym ciągu prowadziłam ją między przeszkodami, próbując wyczuć, czy występują jakiekolwiek spięcia. Rita była miękka, ciągle szczękała wędzidłem, podgryzając je, co prowokowało wydzielanie się śliny.
Wyjechałam na prostą, wydłużając chód. Klacz schowała się za wędzidło, popierdzielając tymi swoimi długimi nóżkami. Przytrzymałam ją, powtarzając ćwiczenie. Tym razem zostawiłam ją samą z pyskiem, wyłącznie pchając ją od zadu. Spotkało się to ze zdziwieniem i poszukiwaniem kontaktu.
-Brawo, kobyłka.-zaśmiałam się.
Była cholernie szczerym koniem, co bardzo mi się w niej podobało.
Powtórzyłam kilka takich wydłużeń, by potem ponownie porozluźniać ją w potylicy. Nie miała pojęcia dlaczego, ale poszerzanie ram prowokowało ją do usztywnień w tym miejscu.
Zagalopowałam na kole. Musiałam ją sprawdzić, jej reakcje na wszystko, jak odbiera sygnały. Bawiłam się z nią skracając, a następnie wydłużając wykrok. Nie dawałam jej się nudzić. Na prostej przeszłyśmy do medium canter, by na łuku wykonać half hold. Wymagało to od niej maksymalnego zaangażowania. Ale bardzo fajnie sobie radziła.
Skierowała uszy w moją stronę, przeżuwając wędzidło.
Powtórzyłyśmy ćwiczenia na drugą stronę, która okazała się być tą gorszą. Nie oznaczało to jednak, że będą jakieś taryfy ulgowe - o nie! Pomęczyłam ją dłużej w tym kierunku, skupiając się bardziej na tym, by koń był prosty.

Po takiej rozgrzewce postanowiłam w końcu zająć się swoim torem przeszkód.
Zaczęłam standardowo od cavaletti, które ustawione były na wysokości ok. 10 cm nad ziemią (+12 cm średnica drąga), podparte z obu stron. Pierwsze razy były niechlujne, jednak z czasem klacz zaczęła rozluźniać grzbiet i efektywniej działać kończynami. Podwyższyłyśmy drągi z jednej strony (tak, by się przeplatały na ukos) na wysokość ok. 40 cm. Rita, najeżdżając, nie bardzo wiedziała, co ze sobą zrobić, tracąc kompletnie rytm i dynamikę. Zdołałam ją jakoś przepchnąć przez cavaletti, które boleśnie brzęczały od trącania ich. Spróbowałyśmy ponownie, tym razem bardziej dynamicznie.
Koń załapał po którymś razie, że chodzi o aktywniejszą pracę zadu i grzbietu. Poklepałam ją. 2 minuty stępa na luźnej wodzy, by potem zająć się krzyżakami.
Ruszyłam kłusem, zbierając klacz w kupę. Wypatrzyłam przeszkody i zaczęłam na nie kręcić, by wystarczająco wcześnie pokazać je klaczy. Wybijała się za wcześnie, była nie oszczędna w skoku, idąc mocno do góry. Podobnie pokonała drugiego krzyżaka.
Wrong, wrong, wrong. Wielu osobom podobałaby się taka "ambicja" (i nagle zaczęłoby się podwyższanie przeszkód, bo przecież co to dla mojego konia...), jednakże na parcourze była to strata czasu, na szeregach była wręcz niebezpieczna i kompletnie nieoszczędna - koń ma do pokonania cały parcour (10-16 przeszkód) i ciężko byłoby , gdyby na każdej podobnie się zachowywał.
Postanowiłam jednak po prostu jechać normalnie. Przytrzymałam ją mocniej, pokazując jej, że można dojechać bliżej do przeszkody, by tam sobie "tupnąć" i skoczyć. Skoki od razu zrobiły się okrąglejsze, mimo że dalej klacz skakała, jakby drągi parzyły. Cóż. Teoretycznie dobrze.
Po kilku próbach dostawiłyśmy do mojej linii dodatkowe 4 przeszkody - krzyżaczki na skok-wyskok, a przed pierwszą dostawiłyśmy cavaletti na kłus. Było ciasno.
Najechałam, utrzymując dynamikę - która była tak cholernie ważna przy szeregach! Oddawałam klaczy delikatnie wodze, utrzymując jednak przy tym stały kontakt.
Nie za bardzo podobał jej się skok bezpośrednio po drągach - wydawało jej się, że ma mało miejsca, więc znowu wytraciła całą energię najazdu na skok. Ze zdziwieniem odkryłam, że po przeszkodzie zrobiła tupnięcie... i dalej poszło jak po maśle! Chyba w końcu odkryła o co chodzi w tych skokach. Szeregi prowokowały do oszczędniejszych skoków. Wesoło bryknęła sobie po szeregu.
Przećwiczyłyśmy taki układ jeszcze dwa razy, najeżdżając z różnych stron.
Podwyższyłyśmy każdego krzyżaka na wysokość 60 cm, a trzy ostatnie przeszkody przerobiłyśmy na stacjonatki 70 cm.
Rita zaczęła się nakręcać, jednakże szybko wytracała tą prędkość na skokach. Bardzo sprawnie pokonywała przeszkody, jakby wciąż chcąc "więcej, więcej!".
Wysokość nie sprawiała jej problemów, jak można było się spodziewać.
Po powtórzeniu ćwiczenia kilka razy zebrałyśmy przeszkody.
Klacz była cała mokra. Cóż....

Pokłusowałam jeszcze chwilę, dając jej nieco dłuższe wodze, by mogła lekko wyciągnąć pysio w dół. Po 5 minutach przeszłyśmy do stępa. Dałam jej luźną wodzę.

Po zakończonym treningu rozsiodłałam ją, obmyłam, by następnie wsadzić w derce do boksu i pożegnać się z WSR Diffrent. Może jeszcze kiedyś nadarzy się okazja, by ich odwiedzić

07.11.2011 ćw.przejazdu ujeżdżeniowego kl.P-8 z lotną
Po szkole nieco styrana przebrałam się w robocze ciuchy i udałam się do stajni. Wciągnęłam do nosa woń siana. Jak ja to kocham. Przeszłam wzdłuż korytarza, witając się z Magnatem, który ciekawsko wystawił łeb zza kratek. Z siodlarni zabrałam sprzęt mojej karuski i rzuciłam go koło myjki. Weszłam do boksu Rity. Czekała już na mnie. Cichutko zarżała na mój widok. Rozczochrałam klaczy grzywke, zjeżdżając dłonią po pysku do samych chrapek. Odziałam ją w kantar i umieściłam na myjce. Standardowo zajęła się dogłebnymi oględzinami kuferka, a ja spokojnie mogłam wziąć się za szczotkowanie. Zaczęłam od szyi, która od przyjazdu nabrała nieco mięśni. Szybko zmiotłam kurz z grzbietu, gdyż Lulu nie wychodziła wczoraj na padok. Grzecznie podała nogi. Poklepałam klacz po łopatce, podczas gdy ona właśnie zajmowała się rozbrajaniem uwiązu. Głupek. Założyłam jej błękitne ochraniacze, po czym wrzuciłam na jej grzbiet siodło, zapinając popręg na pierwszą dziurkę. Zsunęłam kantar na szyję, potem załaskotałam klacz w dziąsło, poprosiłam, aby wzięła wędzidło. Bez problemów dała się okiełznać i od razu memlała oliwkę. No to redi, set, goł. Przerzuciłam wodze i zaprowadziłam klacz na ujeżdżalnię.
Kask wylądował na mojej głowie. Podpięłam popręg i wczołgałam się na Ritę. Dopasowalam strzemiona i dałam sygnał do ruszenia stępem. Wodze luźno zwisały, a dość energicznie dreptająca klacz chodziła w różnych kierunkach, wyciągając swoją szyję. Nieco się rozciągnęłam machając nogami i rękoma, skręcając tułów i ruszając kostkami. Po dziesięciu minutach stępa ściągnęłam wodze, złapałam kontakt i dodałam łydki, na co Lulu podstawiła zad i ruszyła fajnym, energicznym chodem. Po kilku kroczkach na prostej, zmieniłyśmy kierunek przez półwotlę. Wyszła trochę płaska. Na środku długiej ściany zaczęłysmy kręcić malutką woltę, z dużym, nawet aż przesadnym wygięciem. Pod koniec krótkiej ściany, skierowałam ją jakby na przekątną, cofając lewą łydkę za popręg, aby wykonała ustępowanie od łydki. Klacz wygięła szyję, co szybko skorygowałam. Karuska bardzo fajnie krzyżowała nogi, za co została pochwalona. W drugą stronę strasznie uciekała dupą, więc zrobiłyśmy ćwiczenie jeszcze raz i wyszło dobrze. Na dłuższej prostej zrobiłyśmy 3 wężyki. Czas na kłus. Docisnęłam łydki, klacz od razu zareagowała, ruszyła płynnym, rytmicznym chodem. Niestety, głowa w chmurach i dzida do przodu. No tak to nie będziemy pracować mała. Wjechałyśmy na ciastną woltę, aby Rita ogarnęła się nieco. Zrobiłyśmy 3 kółka, klacz zwolniła, ściągnęłam wodze i dodałam łydki. Podstawiła dupcię i nosiła miękko. Teraz to rozumiem. Pogłaskałam ją po łopatce. W takim tempie zaczęłyśmy kręcić ósemkę. Pół brzuszka, całkiem nieźle, wyprostowanie, kółko wyszło niezłe, z dobrym wygięciem. Wyprostowanie, drugie pół brzuszka wypadła łopatką, co skorygowałam. Kółko samego kłusa, na długich ścianach po dwa wężyki, na których Lulu całkiem nieźle się wyginała. Udałyśmy się na linię środkową, z której wystartowałyśmy ustępowanie od lydki. Cofnęłam jedną łydkę. Musiałam pilnować szyi i przodu. W tym czasie ona uciekła tyłem, co musiałam poprawić działając łydką. W drugą stronę uciekła trochę szyjką, ale byłko nieźle. Pochwaliłam klacz. Wjechałyśmy na ścieżkę dookoła ujeżdżalni. W narożniku zmieniłam położenie ciała i dałam sygnał do zagalopowania na prawą nogę. Rite zaraz po sygnale wskoczyła w fajny, spokojny galop. Dwa okrążenia równym chodem na rozluźnienie. Po krótkiej ścianie wjechałyśmy na przekątną. Przejście do kłusa. Na środku znowu zagalopowanie, klacz złapała o co chodzi i prawidłowo zmieniła chód. Pare kółek na rozruszanie. Ruch był bardzo wygodny, klacz mocno angażowała tył, grzbiet i szyja były zaokrąglone. Zakręciłysmy duże koło, które było całkiem kształtne, z prawidłowym wygięciem. Wróciliśmy na prostą. Klacz bawiła się wędzidłem w pysku, co powodowało powstawanie piany. Na długich ścianach dodawałam łydki, aby zwiększyć tępo, na krótkich ścianach znowu siadałam głeboko w siodle, przenosząc ciężar na zad, aby klacz nieco zwolniła. Po prawidłowo wykonanym ćwiczeniu przeszłyśmy do stępa. Poklepałam klacz po łopatce. Po okrążeniu swobodnym stępem, dałam sygnał do ruszenia kłusem. W narożniku zaczęłyśmy kręcić koło, na którym opuściłam ręce i oddałam nieco wodzy, dopychając łydkami wielkopolankę do wędzidła. Bardzo ładnie opuściła głowę i żuła wędzidło. Na kole bardzo fajnie się wygięła, utrzymywała rytmiczny i swobodny kłus. Po skończeniu koła, skróciłam ją, zwalniając i zbierając chód.
Stwierdziłam, że przejedziemy sobie program P-8, gdyż klacz ostatnio zrobiła znaczne postępy, więc czemu by nie. Wjechałyśmy kłusem na linię środkową, gdzie zatrzymałyśmy się. Rozluźniłam się, aby klacz nie wierciła się. Stała spokojnie, więc ruszyłyśmy spokojnym kłusem roboczym przed siebie, do C. Dojeżdżając do krótkiej ściany, skręciłyśmy w prawo i starannie wyjechałyśmy narożnik. W połowie długiej ściany zaczęłyśmy kręcić koło, nie dojeżdżając do równoległej ściany. Klacz ładnie reagowała na łydki, dobre wygięcie i utrzymanie rytmu. Po wyjechaniu z koła, nie zmieniając tempa, wyjechałyśmy narożnik, a w połowie krótkiej ściany wjechałyśmy na linię środkową. W centralnym punkcie ujeżdżalni, zaczęłyśmy kręcić ósemkę. W prawo poprawne wygięcie i dobra reakcja na łydki. Niestety wyprostowanie wyszło nam nieco po skosie i drugi brzuszek wolty był trochę jajowaty. Po skończeniu figury wróciłyśmy na linię, i dojechałyśmy do C. Trzymałam łydki równo, delikatnie obejmując brzuch karuski, aby nie uciekala na boki. Dojeżdżając do krótkiej ściany, przyotowałam Rite do skrętu w lewo. Wjechałyśmy na ścieżkę wzdłuż ściany, nadal poruszając się rytmicznym kłusem roboczym. W połowie długiej ściany zrobiłyśmy koło, identyczne jak wcześniej, tylko że na lewo. Trochę płaskie, ale ujdzie. Po krótkiej ścianie, wjechałyśmy na przekątną, żeby zmienić kierunek. Klacz szła równo, nie zbaczając z obranego kierunku. Na środku krótkiej sciany mocniej usiadłam, sciągnęłam delikatnie wodze i płynnie przeszłyśmy do stępa. W narożniku znów wjechałyśmy na przekątną, wyciągając stępa. Dojeżdżając do przeciwległego narożnika zwolniłyśmy do stępa swobodnego. Na środku krótkiej ściany zwróciłam na siebie uwagę klaczy. Cofnęłam łyfkę i dałam sygnał do zagalopowania. Klacz szarpnęła głową do góry, ale przeszła do wyższego chodu w odpowiednim miejscu. Na długiej ścianie oddałam klaczy wodze i delikatnie się nimi bawiłam. Lulu zaczęła żuć wędzidło opuszczając głowę. Na środku krótkiej ściany, przy literce C, zrobiłyśmy koło. Karuska uciekała trochę zadem, co poprawiłam łydką. Po wyjechaniu narożnika dodałam łydki, aby galop był pośredni. Klacz płynnie zwiększyła tempo, nie gubiąc rytmu. Przed kolejnym narożnikiem, znów zwolniłyśmy do galopu roboczego. Na środku krótkiej ściany wjechałyśmy na łuk, muskając w ¼ długą ścianę, przejeżdżając ujeżdżalnię w centralnym punkcie, aby wjechać na drugi łuk i automatycznie zacząć jechać kontrgalopem. Klacz nie pogubiła się, zachowała rytmiczność i równowagę. Tutaj powinno być przejście do kłusa, jednak stwierdziłam, że zrobimy lotną, którą mała potrafi. Wyjeżdżając narożnik, przygotowałam się i konia do zmiany nogi. Mocno zaakcentowałam zmianę łydek w odpowiednim momencie. Rite nieco zbyt wybiła się do góry, ale przeskoczyła na druga, prawą nogę. Bardzo ładnie, poklepałam kobyłkę. Na długiej ścianie oddałam jej wodzę, a ta wyciągnęła szyję. Przy A zaczęłyśmy kręcić woltę w takim ustawieniu, która wyszła całkiem niezła. Wyjeżdżając z wolty, zebrałam wodze, robiąc pół okrążenia ujeżdżalni galopem roboczym. Przy C wjechałyśmy na łuk, przecinając ujeżdżalnię w X i zaczynając kontrgalop. Lulu wykonała to w pełnym skupieniu. W narożniku przeszłyśmy do kłusa. Wjechałyśmy na linię środkową i zatrzymałyśmy się na samym środku ujeżdżalni. Poklepałam klacz, gdyż świetnie się spisała.
Oddałam wodze na pełny luz, aby klacz mogła się rozciągnąć. Poluźniłam popręg o kilka dziurek. Była cała spocona, widać że ciężko pracowała. Ciągle głośno ją chwaliłam. Po 15 minutach zsiadłam z Rite i zaprowadziłam do stajni. Rozsiodłałam, obmyłam nóżki, ubrałam w derkę i wcisnęłam do boksu. Wrzuciłam do jej żłobu kilka machewek w nagrode. Świetnie się spisała


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Blacky
Bywalec



Dołączył: 11 Sty 2009
Posty: 613
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Nie 7:08, 27 Maj 2012    Temat postu:

Pierwsza, delikatna jazda po przerwie

Przyjechałam do Stajni Centralnej po robocie. W ciągu kilku(nastu?!) ostatnich dni byłam bardzo zajęta, przez co nie byłam u mojej nowej podopiecznej! Pognałam do stajni, a wielki, kary łeb wystawał zza drzwi boksu, łypiąc ciekawsko w stronę wejścia. Parsknęła, a ja pogłaskałam ją lekko po nosie, na co trochę położyła uszy po sobie, odsunęła głowę i schowała ją do środka, ale nie odeszła. Weszłam do boksu z kantarem i próbowałam jej go założyć, ale ona unosiła łeb, więc poczekałam, potem objęłam ją jedną ręką i udało się. Przypięłam uwiąz i przywiązałam pod boksem, po czym poleciałam po rzeczy. Ogłowie, siodło, czaprak, ochraniacze. Skrzynka i tak leżała pod drzwiami boksu. Zaczęłam czyszczenie zaklejek, potem odkurzyłam wilgotnymi chusteczkami, rozczesałam grzywę i ogon, wyczyściłam kopyta. Na nogi założyłam ochraniacze (przy tym się strasznie wierciła, a przy czesaniu grzywki postraszyła mnie trochę zębami), później zarzuciłam na grzbiet siodło, podpięłam popręg i ogłowie. Zabezpieczając się trzymałam ją za głowę, żeby jej nie zadarła, bo to nieco utrudnia sprawę. Tupnęła nogą, a ja pokręciłam głową z rezygnacją i wyprowadziłam ją ze stajni za wodze. Tzn. próbowałam, bo stanęła i ani jej w głowie iść do przodu, posłuchać mnie. Cofnęłam się o krok, zwiększyłam nacisk na wodze i zawołałam: "dalej", więc poszła kawałek, a potem znowu stopka. Zaczynałam się irytować, a jej uszy zwisały po bokach, choć miała upartą, nadętą minę. Zaczęłam nią kręcić, tak jakbym chciała iść w bok lub zawrócić, więc zrobiła kolejne dwa kroki i jakoś poszło. Wsiadłam ze schodków, a ona zarżała głośno, zanim weszłyśmy na plac. Zaczęłam luźno stępować dookoła, żeby sobie przypomniała (a właściwie dowiedziała się, bo jeszcze nie chodziła pod siodłem w Centralnej) gdzie jesteśmy i co tu będziemy robić. Wąchała, rozglądała się z ciekawością, czasem z poirytowaniem. Raz znów się zatrzymała, ale łydeczka z automatycznym cmoknięciem załatwiły sprawę. Potem zmieniłam kierunek. Na sygnały reagowała z lekkim opóźnieniem, wiec musiałam trochę poprzypominać co i jak, skupić się, a także spowodować, żeby ona się skupiła. Zaczęłam wchodzić na delikatny kontakt na wodzach, ale ona od razu schowała się przed wędzidłem. Przykro mi się zrobiło, że te konie są takie nieufne. Ręce trzymałam stabilnie, cały czas w jednym miejscu, żeby oswoiła się z myślą, że nie zrobią jej krzywdy. Po chwili przeszłam do delikatnego kłusa. Klacz chodziła wklęsła, wygięta w zła stronę, łeb zadarła tak, jakby obawiała się bólu. Hej, malutka, spokojnie.. Kłusowałam dalej, pokazując jej, że wszystko jest okej i nie ma się czego obawiać. Była bardzo ostrożna, ale powoli, powoli zaczynała się przełamywać - w końcu chodzenie w takim wygięciu musiało być bardzo niewygodne. Powoli wchodziła na moją rękę, a ja wciąż tylko trzymałam ręce równo, żeby mi zaufała. Łydkami pilnowałam impulsu. A tu koło, dalej w narożniku wolta, w dodatku starałam się dokładnie wyjeżdżać inne narożniki. Potem zmieniłam kierunek przez półwoltę i w lewo zaczęłam zmiękczać, delikatnie bawiąc się wędzidłem. Schodziła, schodziła w dół, coraz bardziej uwypuklając grzbiet. Była jeszcze nieco sztywna, ale i tak zauważyłam zdecydowaną poprawę. Dzisiaj nie będziemy bawić się w wysokie ustawienie, popracujemy z powrotem nad mieśniami, żeby łatwiej jej było się zebrać, kiedy przyjdzie pora. Zrobiłam kolejną woltę, przeszłam do stępa na kilka kroków, znów zakłusowałam. Była posłuszna - dobrze na niej kiedyś jeździli, nie da się ukryć. Niestety, przez zaniedbanie wypadła ' z obiegu' i trzeba będzie ją na nowo wdrażać do pracy. Ale nigdzie nam się nie spieszy, mamy czas. Wink Zauważyłam, że kobyłka też kondycji nie ma za grosz, bo już się trochę spociła. Troszeczkę, więc przeszłam jeszcze do kłusa na chwilę, pojeździłyśmy w niskim ustawieniu, rozluźnieniu, ja pokręciłam po jednej serpentynie w obydwie strony i średniej wielkości wolcie, potem bardzo delikatne skrócenie na długiej ścianie i koniec, bo starała się. Klepanie po mokrej szyjce, puszczona wodza, luz. Zaczynałam myśleć o Ricie coraz cieplej. Konie ze Stajni Centralnej są takie poczciwe, a tak źle traktowane (oczywiście chodzi mi o ich przeszłość). Postępowałam koło 10 minut (nigdzie mi się nie spieszyło, a chciałam, żeby Citka zupełnie wyschła + oswajała się z nieznanym terenem), potem rozebałam ją przed stajnią (jak odchodziłam z siodłem to postraszyła mnie zębami, ale nie planowała ugryźć). Wzięłam ją na myjkę, spłukałam nogi i klatkę piersiową chłodną wodą, nagrodziłam marchewką i zaprowadziłam na padok do innych koni. Pokłusowała z uniesionym ogonem w ich stronę, a potem w stu procentach jej uwagę pochłonęła trawa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grell




Dołączył: 17 Cze 2012
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:13, 18 Cze 2012    Temat postu:

Postanowiłam wziąć Rite na spacer, więc kiedy tylko zawitałam do SC ruszyłam do siodlarni skąd wzięłam jej sprzęt do czyszczenia, kantar i uwiąz. Poszłam do klaczy, a następnie wyczyściłam. Była dzisiaj trochę spokojniejsza, ale i tak niepewnie podawała nogi i dawała się czyścic pod brzuchem (chodzi mi o miejsce pod popręgiem). Kiedy wreszcie wyszłyśmy z boksu szła powoli i niepewnie. Zerkała na mnie, a to na ucieczkę. Mimo to szła wiernie, może nie tuż obok, ale i tak szła do przodu. Kiedy wyszłyśmy z stajni dałam jej w nagrodę marchewkę. Postałyśmy chwilę, puki nie skończyła żuć i ruszyliśmy dalej. Postanowiłam pójść z nią na hale, gdzie szłyśmy sobie stępem i robiłyśmy zmiany kierunku. no cóż klaczy się to podobało, mimo że jej nie dosiadłam. W końcu pozwoliłam jej iść jak chce więc, kiedy zamknęłam dobrze halę spuściłam ją z uwiązu a ta ruszyła żwawo do przodu. Patrzyłam na nią i po chwili zauważyłam, że klacz przeszła do stępu. Miała słabą kondycje. Uśmiechnęłam się kiedy machnęła łbem w moją stronę i parsknęła. Nie podeszła, ale ja tak. Powoli nie patrząc na nią zapięłam ponownie uwiąz o kantar i dałam ciastko dla koni. Zjadła go łapczywie, a po chwili wróciłyśmy, co prawda wolno, ale wróciłyśmy do stajni, gdzie ponownie ją wyczyściłam i o dziwo tym razem nie przeszkadzało jej to, że dotykałam jej nóg i okolic popręgu. Dałam jej dwa jabłka do żłoba, po które zaraz sięgnęła, a ja po cichu wycofałam się i wróciłam do domu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lena




Dołączył: 20 Maj 2012
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:17, 22 Cze 2012    Temat postu:

Przeszłam obok kilkunastu boksów koni z SC i zobaczyłam nakrapiane , różowawe chrapki . Podeszłam do Rite a ona obwąchała mnie i potem skapnęła się że nie mam nic smacznego , więc stuliła uszy i straszyła mnie zębami. Gdy weszłam do jej boksu klacz była zdziwiona że pokazałam jej soczystą marchew . Nie była przekonana , nic dziwnego pierwszy raz mnie widzi . Podeszłam bliżej szepcząc jej imię i pieszczotliwe słowa. Odwróciła się do mnie , jednak nadal nie była przekonana . Dotknęłam jej łopatki i jadąc dłonią ku szyi podsunęłam jej warzywo pod nos. Poruszyła zabawnie chrapkami i wzięła ode mnie marchewkę .Gdy tak smacznie chrupała założyłam jej kantar i wyprowadziłam z obszernego boksu. Przywiązałam ją i migiem skoczyłam po sprzęt. Gdy wróciłam klacz odwiązała sie i ... smakowicie żuła sianokiszonkę . Krzyknęłam lekko na nią , ale ona miała taką cudowną minkę że nie miałam serca jej skarcić . Przywiązałam ja drugi raz i czyściłam "kołnierz" zaklejek . Potem wyczyściłam jej kopyta, próbowała ugryźć mój zadek ale szybko się wyprostowałam. Strasznie zabierała mi tylne kopyta , wkurzyłam się lekko , ale skończyło się tylko na pomrukiwaniu pod nosem. Założyłam czaprak który wcześniej trochę wyczyściłam z jej sierści, ochraniacze , które też wcześniej wyczyściłam z kurzu i siodło. Byłam zaskoczona jej reakcją na założenie siodła nawet nie stuliła uszu tylko zajeła się muchą latającą koło jej nosa . Poklepałam ją i dałam miętowy przysmak. Zapięłam popręg, tu już klacz się zdenerwowała i zaczęła szczerzyć zęby. Odpięłam od ogłowia wędzidło , nie chciałam jej zrazić bo często moje patyczkowanie z wędzidłem bywa katastrofą. Gdy wyciągałam grzywkę spod naczółka klacz tupnęła nogą. Pozostawiłam klacz na chwilę samą bez jakiejkolwiek kontroli tym razem była grzeczna. Założyłam kask poklepałam ją i wsiadłam. OCzywiście moja organizacja kolejny raz pokazała się we znaki . Musiałam się wrócić po lonże na wszelki wypadek gdyby była potrzebna.
Klaczucha szła bardzo pewnie nie spodziewałam się tego .Wjechałyśmy na maneż i stępowałyśmy na luźnej wodzy aby klacz się rozluźniła. Można powiedzieć że po 15 minutach się rozluźniła , ale minimalnie. Zmieniłam kierunek w stępie i pojechałam na drągi. Chyba troszkę nie załapała bo zamiast je przejść zatrzymała się i zaczęła wąchać. po tym zakłusowałam razem z Ritą. Klacz parsknęła po czym strzeliła małego baranka pomimo że szła spokojnie . Zrobiłyśmy parę kółek ale kąty Rite strasznie ścinała zwłaszcza przy jegnym rogu gdzie rósł mały krzaczek. Tym razem przekłusowałyśmy a raczej przegalopowałysmy jeden drąg . Gdy Rite zobaczyła drążek zadarła głowę do góry i prawie sobie nie połamała nóg na tym jednym bezbronnym drążku . Nie mogłam jej zatrzymać a mijało już drugie kółko i Rite ani na myśli się zmęczyć ani zatrzymać . Przytrzymałam ją mocniej , ale ona odpowiedziała kolorową serią bryknięć które prawię zwaliły mnie z jej grzbietu. MAłyśy rozpoczynać czwarte kółko gdy naglę kara Klacz zrobiła coś typu sliding stop i zaczeła skakać do góry , chciała się mnie pozbyć. JA bardzo lubię takie konie z charakterkiem i zaczęłam się śmiać . Klacz była zdziwiona i zdenerwowana że cieszyłam się z tych wszystich prób zwalenia mnie. Uspokoiła się i dała się prowadzić . Znawu zakłusowałyśmy przez drążki a Klacz wysadziła w górę z metrowym zapasem po czym jakoś śmiesznie podrzuciła tylne nóżki. Jeszcze raz przez tego jednego drąga tym razem zagalopowała i przeskoczyła jak kawaletkę . NAstępnym razem z kłusa , mocno ją trrzymałam byle nie przypomniała sobie o motorku w dupce tym razem spłyneła . Jechałam kolejny razkolejny i kolejny aż do skutku . No i wyszło . Zrównoważonym tempem przejechała z kłusa podniosła nóżki a w zamian została poklepana. Dziewczynka się już wygalopowała więc stępowałyśmy i poszłam ją rozsiodłać . Dostała ode mnie parenaście smakołyków (nie moja wina że ja tak lubie rozpieszczać koniki :'D ) a do żłobu włożyłam 2 marchewki kawałek szuszonego chleba i 4małe buraczki . Gdy wróci do boksu będzie miała niespodziankę. Zlałam jej nogi wodą , chwile stała na słoneczku przywiązana uwiązem do koniowiązu a ja w tym czasie poszłam odłożyć sprzęt co zajęło dłuższą chwilkę bo jeszcze zapomniałam o lonży która jednak się nie przydała . Poklepałam klacz , wymiiziałam mocno mocno i odłożyłam do boksu . Gdy wychodziłam przez drzwi stajni słyszałam jak słodko chrupie smakołyki .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lena




Dołączył: 20 Maj 2012
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 11:12, 23 Cze 2012    Temat postu:

Rite bardzo mi się spodobała , jest charakterna i pomimo tego co przeżyła ma chęci do współpracy, postanowiłam więc że dzisiaj również coś z nią porobię. Mój zegarek wskazywał już godzine dziesiątą , więc wciągnęłąam na siebie bryczesy i pposzłam do stajni. Wziełam również mieszankę smakołyków z jabłkami i suchym chlebem, dziś mój budżet nie zawierał marchewek. PRzekroczyłam bramy SC i od razu skierowałam się do stajni. Z torby wyjęłam jabłko i pokazałam klaczce . Dziś chętniej wzięła ode mnie smakołyk , ale i tak dość długo czekałam aby jej foch zginął. W między czasie gdy klacz smakowicie chrupała jabłuszko ja szybko "skoczylam" po sprzęt , wzięłam wszystko co potrzebne . Klacz miała już na głowie swój kantar , ale gdy zapinałam uwiąz tupnęła nogą i ugryzła mnie , na szczęście lekko , ale ręka bolała mnie przez cały czas. NAkrzyczałam na nią i z powodzeniem przywiązałam do specjalnego wieszaka. Zaczęłam czyścić wszelakie brudy i jej kopyta. Jednym ruchem zarzuciłam na jej grzbiet czaprak wraz z siodłem. Klacz przytupnęła groźnie. Zapięłam popręg i założyłam ogłowie, jednak przy wkładaniu wędzidła do pyska klacz unosiła głowę do góry co znacznie utrudniało sprawę. Takie siłowanie z klaczą sprawiało że ręka mocniej bolała , wiedziałam że mi przejzie bo miałam w tym miejscu tylko małego siniaka . Założyłąm kask i rękawiczki po czym dopięłam mocniej popręg. Wyszłyśmy ze stajni przyprowadziłam ją za wodze do schodków i wsiadłam na Rite. Stępowałyśmy na rozgrzewkę , nagle klacz nie wiadomo czego się przestraszyła i pobiegła dzikim galopem. Zatrzymałam ją , ale na prostej to jest wcielony diabeł szybkości :'D . Zatrzymałam ją i uspokoiłam . PRzeszłyśmy do kłusa , żadnego zagalopowania , bardzo fajnie bo jak chce to potrafi . Preszłyśmy przez drąga , a raczej przeskoczyłyśmy. Po drągu tak wysadziła z zadu że wysłała mnie w powietrze a ja utrzymywałam się na jednej stronie siodła. Klacz galopowała próbując pozbyć się mnie na szzczęście się utrzymałam ale znowu wypadły mi strzemiona bo klacz gwałtownie zachamowała i zadębiła nie wysoko ale zadębiła odwracając się w drugą stronę. musiałam ochłonąć . Postanowiłam mocniej trzymać ją łydkami . Klacz zaczęła żuć wędzidło . Ta cała scenka była widocznie potrzebna aby odpowiednio sie ustawiła. Lekko się zdenerwowałam ale przynajmniej do końca jazdy była grzeczniejsza . Zsiadłam , rozsiodłałam ją , poklepałam, dałam parę smakołyków i wyczyściłam wodą kopytka . Cała wycieńczona i poturbowana wróciłąm do domu po mimo wszystko bardzo ją polubiłam . Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lena




Dołączył: 20 Maj 2012
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 11:08, 24 Cze 2012    Temat postu:

Przywitałam się z Ri , coraz bardziej się do mnie przyzwyczaja, bardzo się z tego ciesze. Dałam jej soczyste jabłko i tak jak zawsze poszłam po sprzęt. Zaczęłam ją czyścić jednocześnie dając klaczy smakołyk. Wzięłam kopystkę do ręki i lekko siłowałam się z klaczą nad kopytami, ale po dłuższym czasie dała je sobie wyczyścić. Nie zakładałam siodła ani ogłowia założyłam tylko ochraniacze i kantar. Wprowadziłam klacz na lonżownik i puściłam ją wolno. Gdy klacz była już rozstępowana pogoniłam ją do kłusa . Klacz zrobiła kółko kłusem a ja w pewnym momencie zaszłam jej drogę i powiedziałam
-Strona!.
Klacz zattrzymała się ale dopiero gdy znowu pogoniłam ją zmieniła kierunek.
-dooobry koń
powiedziałam łagodnym głosem w nagrode. Potem powtórzyłam ćwiczenie, klacz odwróciła się od razu kiedy zaszłam jej drogę i wydałam komende, ale jednak nie pobiegła dalej kłusem. Znowu nagrodziłam ją głosem . Za każdym razem lepiej jej to wychodziło, gdy doszłyśmy do skutku i klacz znowu zaczęła kłusować tuż po zmianie kierunki dałam jej cynamonowy smakołyk i poklepałam po szyi. Powtarzałyśmy parę razy ćwiczenie i za każdym razem używałam komendy i również za każdym razem dawałam jej nagrodę. Gdy już Rite ogarnęła mniej więcej , starałam się nie patrzeć jej w oczy . Widziałam że ucho miała zwrócone w moją stronę. Była skupiona i nic jej nie rozpraszało, bardzo się z tego cieszyłam . Była rozluźniona. Przeszła na chwilę do stępa żeby odpocząć. Po chwili pogoniłam ją do kłusa i znów zastawiłam jej droge, ona zawróciła i kłusowała dalej. Ja ciągle miałam wzrok skierowany na łopatke. Ukucnęłam na środku i chciałam zobaczyć efekty . Klacz zrobiła jeszcze kółko w kłusie lekko na mnie spoglądając i od tył€ podeszła do mnie i szturchnęła mnie nosem. Delikatnie i powoli wstałam mówiąc do klaczy szeptem i jednocześnie głaszcząc po nosie i opdsuwając ćwiartkę jabłka pod chrapy . Zaczęłam spacerować po round-penie a kllacz chodziła za mną chrupiąc smacznie kawałek jabłka. Po dłuższym czasie Rite się zatrzymała a ja dałam jej kolejny smakołyk . Po chwili jeszcze poszłyśmy na maneż korzystając z pięknej pogody i ustawiłam jej przeszkody , chce powoli przyzwyczajać ją do skoków. Puściłam klacz wolno a ja w tym czasie ustawiałam przeszkody różnej wielkości. Klacz w tym czasie lekko się rozgrzała . Postanowiłam że najpierw skoczę z nią na uwiązie a potem będę kierunek wskazywała palcatem. Przeszłyśmy do kłusa , nie musiałam długo prosić Rite o zmiane chodu. Przed przeszkodą pobiegłam szybciej , tak samo zrobiła Ri . PRzeskoczyłyśmy przeszkodę i widać że klaczce co nieco się przypomniało. Przeszkoda nie była wysoka ale co chwile zmieniałam wysokość o 5 cm zrobiłam taką jakby "potęgę skoku". Potem puściłam klacz parę metrów przed przeszkodą wolno i pokazałam kierunek klaczce i chwile obok niej biegłam żeby nie wyłamała , klacz przeszła do galopu i przeskoczyła przeszkode.
- brawoo powiedziałam i poklepałam klacz
Podwyższyłam przeszkode i tym razem puściłam klacz z uwiązu trochę wcześniej i pokazując kierunek klacz przeskoczyła ale bardzo mocno pędziła. Wtedy przeskzoda mierzyła 60 cm. Postanowiłam powtózyć aż do skutku . Zrobiłam to co zwykle a klacz pędząc najwidoczniej źle "obliczyła" fule bo wcisnęła jedną i praktycznie skoczyła z miejsca. Powtórzyłyśmy i klacz jako tako wykonała ten skok ale napewno lepiej niż poprzednie. NAjwięcej na tym treningu klacz przeskoczyła 80 cm pare razy wyłamała raz odmówiła sokou , ale byłam z niej dumna! Chwilę ją głaskałam i potem poszyłyśmy do stajni. ściągnęłam jej ochraniacze, Posmarowałam jej kopyta smarem do kopyt , Klaczka chwile stała a ja w tym czasie odłożyłam sprzęt a ona się suszyła. Odprowadziłąm ją do boksu a w zielonym żłobie zostawiłam jej parę marchewek i suchego chleba. Wsiadłam do samochodu i pojechałam do domu


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lena dnia Nie 11:34, 24 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nojec
Pracownik



Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Star Horses

PostWysłany: Śro 12:30, 02 Sty 2013    Temat postu:

WSPÓLNY TEREN

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 11:46, 11 Maj 2013    Temat postu:

Tym razem miałam robić za panią trener w Deandrei, z którego dwoma lokatorkami umówiłyśmy się na trening skokowy. Chcąc wspomóc też przy okazji SC znalazłam jeszcze dwie inne rysualki mogące pomóc i z taką 4-osobową grupą przedstawiającą najróżniejszy poziom umiejętności itp. umówiłam się na niedzielne późne popołudnie na trening. Przedtem, z rana ruszyłam swoje kopytne, następnie pomknęłam do SC, porobiłam co nieco i razem z dwiema uczestniczkami treningu – Nojcem i Zuzką uprzednio przygotowałam, następnie zapakowałam do koniowozu Rite of Chulthu i Karata. Na godzinę 15 dojechałyśmy do Dean, gdzie kopytne od razu zostały zabrane do przygotowanych boksów, dostały 2 h na odpoczynek i na 17 kazałam dziewczynom mieć już rozstępowane rumaki z jeźdźcami na grzbietach. W czasie wolnym zebrałam sobie gromadę pomocników i poustawialiśmy parę przeszkód w różnych częściach hali. Uwinęliśmy się szybko, więc zdążyłam jeszcze wypić razem z uczestniczkami treningu – Carrotą, Dejcem, Noj i Zuzką świeżo wyciskany sok serwujący masę witamin i pozytywnej energii, po czym one ruszyły migiem wyszykować konie, a ja pozwoliłam sobie jeszcze wszamać jakąś ładną kanapeczkę i powędrowałam na halę. Równo o 17:00 wkroczyłam nań z donośnym „UWAGA!” i od razu powędrowałam na środek, zgarniając sobie przenośne schodki po drodze, coby móc usiąść w razie zmęczenia Wink

Dziewczyny jak prosiłam, tak zrobiły. Gdy zapytałam, ile stępują jednogłośnie odparły, że z 10 min spokojnie. No to podciągamy popręgi, poprawiamy co trzeba i kłus! Postanowiłam nie wtrącać się jakoś szczególnie w rozprężenie, tylko śledziłam uważnie poczynania całej czwórki – Carroty na Walkirii, która chyba była nie w humorze i do tego miała dużo energii, Deidre na Little Bitku, który przy tych wszystkich koniach wyglądał jak kruszynka, do tego pobudzona i wyraźnie niewybiegana, Nojca na Rite, która nie była już nabuzowana jak poprzednicy, ale wyraźnie interesowało ją nowe otoczenie, no i Zuzki na Karacie, który pomimo wieku szedł żwawo do przodu, dumny i napuszony przez obecność klaczy. Jak patrzyłam, to amazonki dobrze pracowały z końmi, czasem rzucałam którejś z nich jakąś uwagę (najwięcej dostawała Zuzka, ale była to kwestia braku zgrania jeźdźca i konia). Parę razy zarządziłam a to wygięcia, a to pracę na kole, a to przejścia. Po 10 minutach kłusa podeszłam do ustawionych z brzegu 5 drążków na kłus roboczy i poprosiłam dziewczyny o przejeżdżanie ich w obu kierunkach, z obu zakrętów. Carrot z Walkirią początkowo nie mogły się dogadać, bo jedna chce jedno, druga drugie i żadna nie ma zamiaru odpuścić. W końcu jednak rysualka wyszła na swoje i przewalczyła fochy kobylastej. Dei z Bitem musiała poświęcić sporo czasu, by arabek nie odpalał turbo na sam widok drążków, w końcu udało im się nieco zwolnić, ale i tak nie było to to, co powinno być. Bit jednak miał pewną ulgę, gdyż brak mu było doświadczenia i ogólnie był dziś mocno do przodu. Rite z początku zdawała się nie zauważać belek na ziemi zapatrzona gdzieś w dal przez co nie raz się puknęła czy potknęła irytując tym Nojkę, która skupiła się jak tylko mogła na wykonaniu dobrej roboty. Po paru potknięciach i motywującej łydce za każde puknięcie klacz postanowiła zwrócić uwagę na to, co robi i już ładnie, bez problemów wykonywała ćwiczenie. Karat parę razy puknął pojedyncze z drągów, ale nie widziałam w tym żadnego schematu, ot losowo zdarzało mu się zapomnieć podnieść wyżej nogę. No to podwyższyłam drążki na przemian z jednej strony i jedziemy. Wal wreszcie postanowiła skoncentrować energię na poprawnym wykonywaniu zadania aniżeli buntach, co bardzo ucieszyło Carrot, która mogła przy okazji popracować trochę nad swoim dosiadem. Little raczej nie był tym ćwiczeniem męczony, bo groziło to karambolem, ale Dei przejechała na nim parę razy cavaletti, żeby się chociaż z tym zapoznał. Dużo go chwaliła i widać było, że daje to dobre efekty. Pozwoliłam tej parze już zaczynać galop, tak samo Carrot i Wal, które wyrobiły „normę”. Noj z Rite wyraźnie się dogadały, bo poza dwoma pojedynczymi przypadkowymi puknięciami spowodowanymi utratą rytmu szło im bardzo dobrze. Karat, rozbudzony zaczął się starać, ale i tak czasami lekko popukiwał drążki, czasem z winy Zuzki, która za słabo motywowała go łydkami, a czasem bez przyczyny. W końcu wszystkie pary dostały polecenie galopowania, a ja przysiadłam na swoim prowizorycznym krzesełku i obserwowałam ich pracę.
-Carrot okrąglej, okrąglej! Niech ona się nie rozciąga! Dei woooolnieeej! Najwolniej jak się da! Noj podnieś ją nieco, skróć wodze! Zuzka weselej, jedź go do przodu i nie puszczaj kontaktu! O tak, dużo lepiej! I jedziesz, jedziesz, jedziesz! Dziewczyny dodania, skrócenia, koła, lotne jak ktoś umie, zmieniajcie kierunki ale nie zderzać się proszę! - Produkowałam się na okrągło zachęcona błyskawicznymi reakcjami dziewczyn i ich entuzjazmem. Kiedy dziewczęta rozprężyły konie wskazałam im 5 drągów na galop. Co jedną, przeciętną fulę każdy. Jako pierwsza najechała Dei – Little wyraźnie się uspokajał, bo szedł równiej, spokojniej, ale gdy weszli w linię mały tak przyspieszył, że nie zdążyłam otworzyć ust, by coś powiedzieć, a para była już daleko za przeszkodami. Potem Noj z Ritą. Ta para wyraźnie była ze sobą obeznana, bo płynnie i bez przeszkód przejechała przez drągi i zatrzymała się 3 fule po nich. Uśmiechnęłam się i już obróciłam głowę, by obserwować Zuzkę na Karacie. Amazonka wyraźnie nie czuła jeszcze ogiera, za mało jechała go do przodu, a ten będący momentami niechlujny pukał drążki, idąc niezbyt poskładanym galopem. Po Zuzce Carrota z Walkirią nieco się przed drążkami posprzeczały, ale samo ich przejechanie nie sprawiło im najmniejszego problemu.
-Jeszcze raz, Dei - spróbuj wolniej, Zuzka - zamknij go porządnie, jedź do przodu i w linii prostej. Reszta w porządku, chociaż jak widziałam Carrot Wal nie chce dziś zbytnio współpracować - Powiedziałam, po czym patrzyłam na kolejną turę drągów. Lepiej - Little wciąż turbo, ale Dejec przynajmniej próbował go powstrzymywać, Noj super, Walkiria powoli się poddawała a Zuzka przypilnowała Karata i bez puknięcia wykonali ćwiczenie. No to dwa razy w drugą stronę i podwyższyłam 1,3 i 5 drążek na wysokość 30 cm. Każda z dziewczyn najechała na taki układ po dwa-trzy razy z obu stron. Nojkę i Carr zachęciłam do bawienia się w krótsze najazdy, przejścia przed/po itp, natomiast z Zuzką i Dejcem pracowałam głównie nad tym, by konie wykonywały ćwiczenie idąc równym, spokojnym ale nie rozlazłym galopem, nie pukając drążków. Potem zmieniłam układ - drągi 1,3 i 5 leżały płasko na ziemi, natomiast 2 i 4 podniosłam na wysokość 30 i 40 cm. Był to początek naszego szeregu gimnastycznego.
Pierwsza najechała Carrot. Walkiria pod nią galopowała tak, jak powinna podczas pracy na małych przeszkodach. Rysualka dobrze dojechała do pierwszego drąga i potem poszło gładko. Po szeregu przeszła do kłusa, do stępa na linii prostej i zjechała, zostawiając miejsce Nojowi. Rite lekko puknęła drugą stacjonatę, co wyraźnie ją poirytowało, bo strzeliła Nojowi pięknego baranka nie zważając na to, że dalej też jest drąg. Potem Zuzka i Karat. Dziewczyna najechała ładnym, żywym galopem i płynnie pokonała przeszkodę. Deidre na Bitku kołowała, kołowała nim wreszcie najechała i po przekroczeniu pierwszego drąga w błyskawicznym tempie pokonała szereg. Jeszcze raz, potem raz w przeciwnym kierunku i parę drobnych zmian w szeregu i chwila odpoczynku dla koni. Ustawiłam teraz szereg tak, by jeździć go tylko w jednym kierunku, poczynając od drążka na naskok, stacjonaty 40 cm, potem jedna fula i stacjonata 40 cm, znowu jedna fula i okser 40 x 40. Dwie fule dalej ustawiłam dwie pary stojaków, a jeszcze dalej postawiłam stacjonatę 90 cm i oksera 80 x 80 do najeżdżania po łukach na 5 i 6 fuli. Teraz jednak zajmiemy się pierwszą częścią. Najpierw Dei i Little. Dziewczyna najechała z kłusa, nie dając arabkowi wyrywać do przodu. Kasztanek był bardzo dokładny, ale przy swoim impecie i tak nie dał rady z drugą stacjonatą. Jeszcze raz. Lepiej, teraz Noj z Rite. Ona najeżdżała z galopu. Szereg nie powiem, ustawiłam dość ciasny, ale z tego co widziałam klacz spokojnie sobie z nim poradziła, nie pukając drążków. Carrot i Walkiria. Również z galopu. Spokojnie, przez nóżkę, dobry dojazd i płynnie, bez problemu. Zuzka i Karat na koniec, z kłusa. Aktywny kłus przy najeździe, wyraźna łydka dziewczyny na odskoku i ruszyli. Karosz zaczął się budzić i starać, chociaż wyraźnie wyszedł z formy. Pokonali szereg na czysto, więc podnosimy.
Teraz stały tam dwie stacjonaty 50 cm i okser 60 x 60. Dej z Bitem na początek. Coraz fajniej, coraz spokojniej i dokładniej, bez wbijania się w przeszkody - ogier uczy się na błędach jak widać. Potem Zuzka na Karacie dla odmiany. Również duża poprawa, para zaczęła się zgrywać, a karosz odzyskał chęć do skoków. Carrot na Walkirii - bez problemu. Noj z Rite - jakoś się nie zgrały przy najeździe i początek tragiczny, typowo rozpaczliwy, końcówka lepsza. Jeszcze raz i znowu do góry. Lecz teraz z stacjonat zrobiłam wąskie oksery, wysokości kolejno 50 i 60, trzeci stanął 70 x 70.
Po jednym razie, potem dobudujemy jeszcze jednego dwie fule dalej. Wszystkie pary dobrze, chociaż Karat zrzucił zadem ostatniego oksera a Bit znowu nie wyrobił się przed tym środkowym.
Dziewczyny poprawiły przejazdy i dostawiłam na końcu oksera 80 x 80. Jedziemy. Noj i Rite - Równa, ładna jazda, wszędzie pasowało, klacz stanowczo nie wysila się na takich przeszkodach, przełazi je, pozostając jednak dokładną. Carrot i Walkiria - Sprzeczka po trzecim okserze i stopa przed czwartym. Jeszcze raz jadą, tym razem już ładnie, na czysto. Pozwoliłam rysualce najechać jeszcze raz, bo mówiła, że gdzieś zgubiła się ta pewność klaczy, co ją zaskoczyło. Na szczęście wszystko było ok. Deidre i Little - Ładnie, chociaż szalone tempo i wszędzie ciasno mimo małych gabarytów konika. Zuzka i Karat - Ładna jazda, ale za mało impulsu przed ostatnim okserem i zrzutka. Poprawili i Deidre najechała sobie jeszcze raz sam szereg, potem wszyscy jadą szereg, a po nim łukiem na prawo ku stacjonacie 90 cm na 5 fuli.
Deidre z Bitem na początek. Szereg już poznali, nie mieli z nim problemów, potem jednak trzeba było skręcić i dobrze dojechać do sztalki, co już stanowiło dla tej pary problem, ale (nieco rozpaczliwie, ale jednak) jakoś sobie poradzili. Potem Noj i Rite - źle wyjechany łuk i klacz urwała fulę zdejmując się z daleka dolatując jednak i lądując za przeszkodą. Do poprawki. Carrot i Walkiria - Ładnie wyjechany łuk, chociaż klacz już miała własną wizję, jednak amazonka stanowczo postawiła na swoim. Zuzka i Karat - ładna jazda, na czysto, może nie idealnie, ale na aktualny stan rzeczy wystarczy. No to teraz szereg i po nim okser, do oksera 6 fuli po łuku w lewo. Zaczyna Dei z Bitem. Bardzo ładny przejazd, ich najładniejszy na dzisiejszym treningu, więc po okserze kazałam rysualce najechać stacjonatę w kierunku szeregu. Również super, postanowiłyśmy więc zakończyć na tym, jako, że Bit sam w sobie nie był zbyt doświadczonym koniem i taka wysokość była chwilowo dla niego najodpowiedniejsza. Dziewczyna rozkłusowała arabka i zaczęła stępować wzdłuż ścian. Na szereg natomiast najechała Zuzka z Karatem. Tu niestety już nie poradziła sobie tak ładnie jak przedtem, źle dojechała do oksera po łuku i karosz zdjął się z daleka, urywając fulę i ledwo dociągając wylądował za przeszkodą. Jeszcze raz. Większy łuk, bez rozjeżdżania i od razu wszystko pasuje. Również po okserze sztalka w stronę szeregu i do stępa na chwilę. Jedzie Carrot na Walkirii. Bardzo ładny przejazd, wszystko cacy, stalka potem skoczona na luzie, jedzie Noj. Rite puknęła dość mocno czwartego oksera w szeregu, potem jednak ładnie dała się Nojce poprowadzić po łuku do oksera i voila.
Podniosłam trzeciego oksera do 80 cm, czwartego oksera do 100 cm, stacjonatę do 110 a ostatniego oksera do 105. Jako pierwsza jedzie Carrot na Walkirii - Dobry wjazd w szereg, ładnie pokonane wszystkie oksery, potem na prawo równe 5 fuli do stacjonaty, na lewo i okser w stronę szeregu. Bardzo ładnie, wszędzie pasowało, klacz się zaangażowała w robotę i przestała walczyć. No to czas na Nojca i Rite - Klacz miała już drobne problemy z ostatnimi okserami, ale dała radę, potem nieco za blisko do stacjonaty, ale wyratowane, i okser w stronę szeregu super. Zuzka i Karat - Kazałam rysualce jechać do przodu, nawet nie patrzeć na odległości jakoś szczególnie, byleby karosz miał się z czego wybijać. To był dobry sposób. Ogier jako doświadczony koń sam potrafił sobie jako-tako podejść do przeszkody, a miał impuls, by pokonać ją górą, a nie szturmem przez środek. Wszędzie im pasowało, bardzo ładnie pokonane stacjonata i okser na końcu. No to odwrotnie - okser, potem stacjonata. Zaczyna Karat, potem Rite i Walkiria na końcu.
-Zuzka wyjedź dokładniej ten łuk! Tak, tak jest! Wycofaj do stacjonaty, galopuj w zakręcie, super! - Mówiłam - Wolniej Noj, wyjedź zakręt jeden... drugi... W porządku, wam wystarczy - Uśmiechnęłam się widząc ulgę na twarzach rysualek, które z wysiłku zapewne były już całe zgrzane, nie mówiąc o spoconych rumakach, które po chwili kłusowania dołączyły do Little Bita i człapały zmęczone wzdłuż ścian.
Została Carrot z Walkirią - najwyżej skacząca para w dniu dzisiejszym. Rysualka zagalopowała i najechała na szereg. Bardzo dobre zachowanie przy okserach, potem trochę nawet za mocno wyjechany łuk i dwie ostatnie fule do oksera musiały zostać wydłużone, do sztalki jednak już dojechały równo i dokładnie. Podniosłam czwartego oksera do 110 cm, rozszerzyłam do 100, stacjonatę ustawiłam 120, oksera zachęcona umiejętnościami klaczy ustawiłam 125 x 120.
-No Carr. Jedź - Uśmiechnęłam się chytrze, a rysualka widząc duże przeszkody chyba straciła trochę pewności siebie, ale ruszyła galopem w prawo i najechała na środek pierwszego drąga. naskok-skok, fula i skok, fula i skok, dwie fule i skok, potem zakręt w prawo równym, aktywnym, okrągłym galopem i mocne wybicie na stacjonatę. Klacz ślicznie zabaskilowała, miękko wylądowała, ale do ręki amazonki wróciła dopiero po paru fulach. - Zrób koło - Powiedziałam - Musisz mieć ją zamkniętą, zaokrągloną, gotową do skoku. 125 to już nie przelewki, o, teraz jedź. Środek przeszkody, galopuj w zakręcie, równa jazda, TAK! - Zawołała, gdy dziewczyna z klaczą idealnie dojechały do oksera, srokata wybiła się mocno i z gracją pokonała przeszkodę.
-No, to teraz jedź na odwrót - Uśmiechnęłam się i gdy rysualka już galopowała podniosłam niepostrzeżenie stacjonatę do 130 cm. - Tak, pamiętaj, wyjedź łuk. Dobrze, pasuje! Łydka! Okej, zrób koło, niech przyjdzie do ręki... Jedź. Równo, wyjedź zakręt, galopuj! Dobrze! - Uważnie śledziłam każdy ruch pary i donośnym głosem dawałam Carr rady. Do stacjonaty dojechały ładną, może nieco za długą fulą, ale inaczej by im nie pasowało. Klacz zaprezentowała świetną technikę skoku, baskilując, składając nogi i do tego poprawiając zadem. Po skoku lekko wierzgnęła i już po wszystkim. Carrot nawet bez mojego polecenia wiedziała, że to koniec i trzeba konia rozkłusować. Kiedy ona kończyła ja podeszłam do dziewczyn.
-No, mam nadzieję, że trening się podobał i przydał, jak coś to możemy zorganizować kolejne Wink - Uśmiechnęłam się widząc, że żadna z nich nie ma na twarzy grymasu niezadowolenia. Pogadałam z nimi chwilę o tym, co robić, jak było, na co się zgłaszać itd. W międzyczasie dołączyła do nas Carrot, więc i z nią podzieliłyśmy się spostrzeżeniami. Zuzka z Nojcem zsiadły z koni i ruszyłyśmy do stajni, bo robiło się późno, a tu jeszcze wrócić z kopytnymi do domu trzeba. Rozsiodłałyśmy je, odstawiłyśmy do boksów na trochę, by ochłonęły i nabrały sił, po czym spakowałyśmy, wyściskałyśmy się z Deandreiowiczami i ruszyłyśmy w drogę powrotną do SC.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eviline




Dołączył: 19 Sie 2011
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:07, 13 Wrz 2013    Temat postu:

Postanowiłam wpaść w odwiedziny do jednego z moich ulubieńców schroniskowych, czyli do Rite. Zaparkowałam samochodem na parkingu, pod Stajnią Centralną i gdy tylko zebrałam swoje klamoty, wysiadłam z wozu i skierowałam się szybkim ruchem w kierunku stajni. Przekraczając jej próg nie dostrzegłam nikogo. Widziałam tylko jak Jo przebiegła w stronę biura, a tak nie licząc tego to pustki. Tylko rżące, proszące o jakiś ruch konie. Westchnęłam cicho. To jest to czucie, gdy chciałoby się pomóc im wszystkim, ale nie można w jednym momencie. Chwyciłam lonżę i szczotki w pośpiechu i odnalazłam bez problemu boks karej klaczy. Uśmiechnęłam się delikatnie, klacz mnie już znała, miała ze mną kilka razy styczność, chociaż nie zupełnie oko w oko, ale wtedy była zupełnie inna i już wiedziałam, że jeszcze tamten stan powróci. Teraz nie miała chyba zbytnio ochoty nawet na swoje zgryzoty, posiadała masę skumulowanej energii. Weszłam do jej boksu i pogładziłam jej piękny łeb, majestatyczne, kochane chrapy i przejechałam wzdłuż smukłej szyi, zrelaksowana była. Przez jakąś chwilę kreśliłam małe kółka na jej szyi, aż do momentu w którym dostrzegłam, że jest spokojna i nie będzie chciała mnie zjeść (taki żartobliwy akcent).
Wyciągnęłam zgrzebło i szybkimi, mocnymi ruchami zaczęłam szczotkować klacz, co spowodowało, że masa kurzu wzbiła się w powietrze, a że ja uczulona na kurz to kilka razy kichnęłam. Trochę już poirytowana tą sytuacją, postanowiłam jak najszybciej wyczyścić sierść karej, by pozbyć się chociaż mentalnie całego kurzu, a gdy się z nim i z zaklejkami uporałam, to szybko rozczesałam grzywę i ogon z kołtunów, których było multum i to też zajęło mi dobrą chwilę. Klacz też już się niecierpliwiła, kładła uszyska po sobie i gdy tylko mocniej szarpnęłam za kołtun, od razu unosiła ostrzegawczo nogę. Chyba żadna z nas nie była zachwycona. Przy kopytach było mniej problemu, rozczyściłam je szybko i bez większych problemów, sprawdzając przy okazji, czy są w porządku. Klaczy widocznie te było dużo lżej.
Przypięłam lonżę do kantara i wyprowadziłam cwaniarę z boksu. Niemalże tańczyła w miejscu i w sumie po przemyśleniu wszystkiego, wcale jej się nie dziwiłam. Wyprowadziłam ją na halę. Wiatr był dzisiaj koszmarny, więc nie chciałam jej płoszyć, ani nic i postanowiłam po prostu zabrać ją w spokojne miejsce. Przebiegłam się z nią nawet do celu, od tak, z nudów. Wprowadziłam klacz na halę i puściłam stępem, ciągle jej przypominając, że ma być energiczny, jednak klaczy nie trzeba było tego nawet mówić, ciągle rwała do szybszego tempa, a ja wstrzymywałam ją długim batem, którym kontrolowałam jej tempo, trzymając go przed nią. Przyjrzałam się jej budowie. Pod warstwą teraźniejszego tłuszczu, który powstał na skutek karmienia i małego wysiłku, znajdowały się mięśnie. Sprawiło to, że byłam nieco bardziej zadowolona i żeby się im dokładniej przyjrzeć, zachęciłam klacz do kłusa, a ta z widoczną chęcią spełniła moją prośbę i już poruszała się szybkim, aczkolwiek płynnym kłusem, a ja dałam jej nieco więcej lonży. Bardzo ładnie się ruszała, sunęła po podłożu z pełną gracją i elegancją, jak przystało na damę, choć rasowo zbyt szlachetna to ona nie było, ale przeganiała bez problemu te szlachetne koniska, jeśli mówimy o elegancji. W końcu pogoniłam ją do galopu i za każdym razem, gdy strzeliła mi baranka, to ja ją uspokajałam. Na to czas będzie później, przecież jest takowy wydzielony u mnie, a ona mi takie cyrki tutaj wyprawia. Patrzyłam z zadowoleniem na jej posturę, wygiętą w łuk mimowolnie szyję i to ucho, które było skierowane w moją stronę i przyprawiało mnie o dumę. Zachwyt mój był ogromny, więc podniosłam bat i przywołałam ją do siebie. Odczepiłam lonżę i odsunęłam klacz od siebie i kazałam ruszyć galopem, a ona mimowolnie poruszała się wokół mnie, nie musiałam jej nawet prosić. Nie sądziłam, że tak zrobi. Poruszałam się razem z nią, a ona wesoła strzelała z zadu i brykała jak źrebię. Wywołało to na mojej twarzy uśmiech z jej pracy. W końcu chodziło tylko o to, by ją rozruszać. Nie mogłybyśmy bez tego wykonać niczego. Nakierowałam ją na drągi, które już pokonała energicznym kłusem, nie zawadzając o żadną z belek. Na koniec dałam jej pewnego rodzaju nagrodę, postanowiłam zachęcić ją do skoku luzem przez przeszkodę, wcale nie trzeba było jej długo prosić, nakierowałam ją tylko, a ona zrobiła duży, ale zdecydowany wykrok i susem przeskoczyła przeszkodę, zostawiając margines. W końcu był to tylko okser, który miał 115 cm. Zacmokałam i zawołałam Rite do siebie, przypięłam jej lonżę i spokojnie wróciłyśmy do stajni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin