Forum Stajnia Centralna Strona Główna Stajnia Centralna
Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

Warlike Beauty - Treningi

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Karuchna
Mały wolontariusz



Dołączył: 07 Mar 2009
Posty: 114
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: WSR Bałtycka Zatoka

PostWysłany: Czw 11:59, 27 Wrz 2012    Temat postu: Warlike Beauty - Treningi

Miejsce na trenowanie z koniem.

____________________________________

Treningi z Deandrei (wszystkie by Cochise)

Friendly Game (26.12.2011)
Od rana siedziałam w Deandrei. Kręciłam się po stadninie, pomagałam dziewczynom w codziennych czynnościach, pobawiłam się trochę z Tajfunem i innymi psiakami. Po południu udałam się na pastwisko. Warlike Beauty właśnie zadowolona wcinała trawę u boku Gracji. Mała bardzo przywiązała się do tej klaczy i na pastwisku chodziła za nią krok w krok. Tęskniła jeszcze za Wanilią, a ta walijka zaczęła jej ją zastępować. Miałam już ze sobą uwiąz, więc od razu podeszłam do srokatej. Na mój widok podniosła swój łaciaty łeb i cichutko zarżała. Gracja natychmiast do mnie podeszła,licząc, że dostanie jakiś smakołyk. Jej mała przyjaciółka ruszyła tuż za nią. Przywitałam się z obiema, po czym przypięłam uwiąz Beauty. Spłoszyła się nieco. Nie lubiła chodzić na uwiązie, wolała być wolna. Po chwili jednak przyzwyczaiła się i zaczęła się tulić. Kiedy miała już dość miziania, ruszyłyśmy na maneż. Szła grzecznie obok mnie, co chwile ocierając się łebkiem o moją rękę. Co kawałek jednak, zatrzymywała się i zaczynała szarpać. Podskakiwała, wymachiwała nóżkami z radością. Spacerowałyśmy tak sobie kilka minut, aż dotarłyśmy na miejsce. Weszłyśmy na plac i zatrzymałyśmy się w jednym z narożników. Popuściłam trochę uwiąz klaczki. Trzymałam go teraz ledwo co. Podeszłam do niej i zaczęłam głaskać ją po całym ciele. Na początku była spokojna, ale kiedy zaczęłam głaskać jej brzuch, zaczęła się stresować. Skuliła uszy i cofała się. Raz nawet próbowała mnie ugryźć. Głaskałam ją dalej, ale w innym miejscu. Bardzo spodobało jej się głaskanie szyi. Starałam się powoli przybliżać w stronę brzucha i za każdym razem lekko go pogłaskać. Po jakimś czasie, Warlike wreszcie zrozumiała, że nie chce jej zrobić nic złego. Pozwoliła całą się wygłaskać bez cofania się. Razem z małą podeszłyśmy teraz do płotu. Miałam tam przygotowaną linkę. Wróciłyśmy na nasze poprzednie stanowisko. Chwyciłam linę i delikatnie zarzuciłam ją na szyję Warlike. Biedulka się spłoszyła. Przestraszyła się, nie wiedziała co się dzieje. Skuliła uszy, odsunęła się spory kawałek ode mnie i patrzyła z przerażeniem w oczach. Wyrzuciłam linę na ziemię i powoli do niej podeszłam. Przez chwilę masowałam ją terpią T-Touch. Kiedy się uspokoiła zaczęłam od czegoś innego. Wzięłam linę i zaczęłam nią dotykać całą srokatą. Mała troszkę się zdenerwowała. Parsknęła na mnie z oburzeniem, odeszła kilka kroków i odwróciła się do mnie zadem. Krótko mówiąc – strzeliła focha. Byłam przygotowana na taki bieg wydarzeń. Wyjęłam z kieszeni smakołyk i zawołałam ją po imieniu. Powoli odwróciła łeb i spojrzała na mnie. Gdy jej oczy dostrzegły marchewkę w mojej ręce, natychmiast podkłusowała w moją stronę. Zatrzymała się tuż przede mną i w mgnieniu oka odebrała mi smakołyk. Dałam jej powąchać i uślinić całą linę. Mała zaczęła traktować przedmiot jak swoją zabawkę. Widząc to, postanowiłam jeszcze raz spróbować z poprzednim ćwiczeniem. Leciutko zarzuciłam jej linkę na szyję. Na początku spojrzała na mnie i zarżała cichutko, ale nic po za tym. Powtórzyłam więc ćwiczenie – tym razem nic, brak reakcji. Spróbowałam jeszcze w kilka miejsc, zareagowała tak samo. Nie chciałam przesadzać jak na jeden raz, ale zadecydowałam, że spróbujemy jeszcze jednego ćwiczenia. Zanim poszłam po małą, powiesiłam na płocie czaprak. Puściłam klaczkę na chwilę wolno i poszłam aby go zabrać. War cały czas ciekawsko przyglądała się moim poczynaniom. Podeszłam do niej i dałam jej dokładnie obwąchać i gdyby miała ochotę, uślinić ów czaprak. Bardzo szybko zaakceptowała przemiot jako swojego sojusznika. Delikatnie położyłam jej go na grzbiecie. Spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem, ale nadal stała spokojnie. Pogłaskałaj ją, dałam kawałek marchewki i zdjęłam jej czaprak. Zarżała cichutko i otarła się o mnie łebkiem. Przytuliłam miśkę i dałam jej całusa w nos. Podpięłam jej uwiąz i powoli opuściłyśmy plac. Wpadłyśmy na chwilę do stajni, żebym odłożyła czaprak, a potem odstawiłam małą na pastwisko. Natychmiast pogalopowała do swojej końskiej opiekunki – Gracji.

Porcupine game (26.12.2011)
Kiedy rano siedziałam jeszcze w domu, jedząc śniadanie, zastanawiałam się, co dzisiaj zrobić ze swoimi końmi. Sec, oczywiście wyścigi, z Gracją pójdziemy na parkur, ale co z Warlike? Mała nie była jeszcze zajeżdżona, więc musiałam wymyślić jakąś pracę z ziemi. Hmmm... Zastanawiałam się chwilę, pomyślałam o naszym poprzednim wspólnym treningu. Zauważyłam, że Warlike bardzo spodobało się Friendly Game. A może by poćwiczyć z nią jeszcze raz? Albo lepiej spróbuję jakiejś innej z 7 gier. Jedna natychmiast przyszła mi do głowy. Była to zabawa w jeża. Wyszłam na zewnątrz, wsiadłam do samochodu i udałam się do WSR Deandrei. Zaparkowałam samochód i poszłam po srokatą. Tym razem zastałam małą w biegalni. Właśnie bawiła się ze swoją biegalnianą towarzyszką Cygrafią. Postanowiłam nie przeszkadzać im na razie i chwilę je poobserwować. Klacze bardzo przypadły sobie do gustu. Warcia spędzała coraz więcej czasu w towarzystwie kasztanki. Bawiły się trochę długo, ale nie chciałam im przerywać. Co chwilę któraś zaczepiała tą drugą i zaczynały się gonić. Nie obyło się bez głośniego rżenia i brykania jako oznakę złości. Gdy tylko na dłużej się od siebie oddaliły, podeszłam do srokatej. Widząc uwiąz, zaczęła uciekać. Eh, cała Warlike. Chciałam sprawić jej trochę radochy i postanowiłam ją gonić. Bardzo szczęśliwa mi uciekała. Co kawałek zatrzymywała się i patrzyła na mnie tymi swoimi radosnymi, błyszczącymi oczętami. Po dwudziestu minutach takiej gonitwy, wreszcie zatrzymała się, poparzyła na mnie przez chwilę, zarżała cicho i powoli podeszła w moją stronę. Przypięłam jej uwiąz i ruszyłyśmy razem na maneż. Klaczka szła obok mnie, wolno kłusując. Co chwilę przyspieszała chód, ciągnąc mnie za sobą. W mgnieniu oka znalazłyśmy się na maneżu. Odpięłam młodej uwiąz. Odgalopowała ode mnie na chwilę. Pobrykała sobie, powariowała i wróciła do mnie w pełni zadowolona. Zaczęłyśmy zabawę. Najpierw spróbowałyśmy się cofnąć. Położyłam dłoń na jej nosie i delikatnie przycisnęłam. Warlike kompletnie nie wiedziała co się dzieje i co ma zrobić. Stała tylko i patrzyła na mnie zdziwionym wzrokiem. Starałam się jak mogłam aby zrozumiała moją komendę. Próbowałyśmy tego wiele razy, aż wreszcie pojęła o co w tym chodzi i cofnęła się o kilka kroków. Nagrodziłam ją marchewką. Powtórzyłyśmy to ćwiczenie jeszcze kilka razy, aż robiła to bez żadnego zawachania. Później stanęłam przy jej zadzie i spróbowałam ją nauczyć, żeby pod wpływem mojego dotyku, przesuwała go w bok. Próbowałam i próbowałam. Ona tylko cały czas spoglądała na mnie tym swoim zdziwionym wzrokiem, jakbym robiła coś nienormalnego i była jakąś wariatką. Musiałam włożyć w to trochę siły. Po kilku próbach księżniczka łaskawie przesunęła zad w bok. Nagrodziłam ją i powtarzałam ćwiczenie. Wreszcie można było zauważyć efekty mojej pracy. Teraz potrafiła już pod wpływem dotyku jednej dłoni, cofnąć się i przesunąć zad w bok. Mądra z niej kobyłka, ale za to bardzo cwana. Nie chciałam jej za bardzo męczyć i uczyć kolejnej rzeczy, więc potrenowałyśmy jeszcze trochę nowo nabytę przez War umiejętności. Po 15 minutach pozwoliłam jej chwilę samej poszaleć. Brykała sobie chwilę, ale najwyraźniej nie miała na to aż takiej wielkiej ochoty. Bardzo szybko wróciła do mnie. Przypięłam jej uwiąz i wyszłyśmy z maneżu. Srokata nagle zaczęła bardzo mocno ciągnąć w stronę pastwiska. Przez chwilę zastanawiałam się o co jej chodzi, ale zauważyłam pasącą się Grację. No tak, one długo się nie widziały, a Beauty chciała się zobaczyć z przyjaciółką. Bez sprzeciwów zaprowadziłam tam kobyłkę i puściłam ją luzem.

Zajeżdżanie część pierwsza - lonża (21.01.2012)
Od dłuższego czasu planowałam wziąć się za zajeżdżanie War, ale jakoś mi nie szło i ciągle wypadało mi coś innego do zrobienia. To skoki z Gracją, to maneż z Karatem, a potem jeszcze trzeba było zabrać Secretariata na tor. Postanowiłam, że teraz to już napewno potrenuję ze srokatką. Spakowałam plecak, wyszłam z domu i wsiadłam do samochodu. Od razu skierowałam się w stronę WSR Deandrei. Nie było żadnych korków, dlatego dotarłam tam w bardzo krótkim czasie. Zaparkowałam samochód, zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam do stajni. Kiedy szłam do mojej srokatej, głaskałam konie, które wyglądały ponad drzwiami swoich boksów. Wreszcie dotarłam do celu. War piła wodę, ale kiedy tylko mnie zauważyła, podniosła łeb i zarżała cicho, po czym podeszła bliżej. Pogłaskałam ją i poklepałam po szyi. Gdy przestałam, klacz szturchnęła mnie lekko pyskiem domagając się więcej pieszczot. Otworzyłam drzwi jej boksu i weszłam do środka. Przytuliłam się do jej srokatej szyi. Odsunęłam się kawałek i przez chwilę masowałam jej szyję terapią T-Touch. Szybko jednak skończyłam i udałam się do siodlarni. Zabrałam jej zestaw toaletowy, siodło, lonżę oraz ogłowie bezwędzidłowe. Siodło i lonżę zaniosłam na maneż, gdzie akurat trenowała Tiar i przypilnowała mi je przez chwilę.Gdy wróciłam, przypięłam klaczce uwiąz do kantara i wyprowadziłam ją z boksu. Przywiązałam ją i zajęłam się czyszczeniem. Wzięłam zgrzebło igiełkowe i dokładnie porozczesywałam wszystkie sklejki itp. Później wzięłam szczotkę i wyszczotkowałam całą sierść kobyłki. Z czesaniem grzywy i ogona poszło mi bardzo szybko. Zostały jeszcze kopyta. War ładnie podawała mi przednie nogi, ale z tylnimi było trochę gorzej. Musiałam przez chwilę ją prosić, aż wreszcie podniosła nogę. Gdy moje słoneczko było już całe czyściutkie, pocałowałam ją w chrapy i chwyciłam ogłowie. Szybko zdjęłam kantar, a jego miejsce zajęło ogłowie. Na razie postanowiłam, że spróbujemy na bezwędzidłówce, a jak nie będzie nam szło to przyzwyczaję kobyłkę do wędzidła.
Chwyciłam wodze i wyprowadziłam War z budynku. Szybkim krokiem udałyśmy się na maneż, gdzie czekało na nas siodło. Gdy weszłyśmy na plac, od razu skierowałyśmy się w jego stronę. Pozwoliłam klaczy dokładnie je obwąchać i obejrzeć. Kiedy skończyła, wzięłam je i delikatnie położyłam na grzbiecie srokatej. War wzdrygnęła się i cofnęła o kilka kroków. Pomasowałam ją trochę i szybko była znów spokojna. Poklepałam ją po szyi i chwyciłam wodze. Przeszłyśmy stępem cztery okrążenia żeby klacz oswoiła się z ciężarem na swoim grzbiecie. Szła chętnie, bez problemu, jakby w ogóle nie miała nic na grzbiecie. W tym czasie Ti ulotniła się z placu. Po przejściu tychże okrążeń, zatrzymałam ją i pochwaliłam. Czas zapiąć popręg. Podeszłam do siodła i spróbowałam zapiąć popręg. Gdy tylko próbowałam trochę mocniej podciągnąć popręg, War skuliła uszy, a potem odskoczyła w bok i pogalopowała przed siebie. Strzelała baranki próbując zrzucić siodło. Jednak udało mi się wcześniej trochę je zapiąć co zdecydowanie utrudniało sprawę. Szalała po całym maneżu. Po jakimś czasie wreszcie dała sobie spokój i powoli podeszła w moją stronę. Złapałam wodze i pogłaskałam ją po szyi. Spróbowałam podpiąć popręg trochę mocniej. Skuliła uszy i próbowała skubnąć mnie zębami. Udało mi się jednak prawie całkiem zapiąć. Pochwaliłam ją i wyciągnęłam z kieszeni kawałek marchewki. Od razu go zjadła i domagała się więcej. Chwyciłam wodze i poprowadziłam ją wzdłuż ogrodzenia. Pospacerowałyśmy sobie przez chwilę, a potem poszłyśmy po lonżę. Przypięłam ją klaczy i poszłyśmy na środek placu. Odsunęłam się od klaczy i cmoknęłam. Natychmiast ruszyła stępem. Szła raźnym krokiem, ale ze skulonymi uszami, chąc okazać swoje niezadowolenie z noszenia siodła. Po kilkunastu minutach stępa, cmoknęłam i War ruszyła kłusem. Po kilku rundkach, skierowała wewnętrzne ucho w moją stronę. Uśmiechnęłam się i cierpliwie czekałam na dalsze znaki. Pozwoliłam jej biec własnym tempem. Po jakimś czasie, powoli schyliła się i teraz prawie dotykała nosem ziemi. Nie reagowałam i czekałam na ostatni sygnał. Tym razem nie spieszyło jej się. Trochę sobie poczekałam, aż zaczęła ruszać pyskiem, tak jakby coś przeżuwała. Uśmiechnęłam się do niej, poluźniłam lonżę i odwróciłam do niej plecami. Srokata zatrzymała się od razu, a zaraz potem do moich uszu dobiegł dźwięk jej kroków. Po chwili poczułam na szyi jej oddech. Odwróciłam się powoli i przytuliłam do niej. Postępowałam z nią jeszcze przez chwilę. Zatrzymałam ją, poluźniłam jej popręg i udałyśmy się do stajni.
Weszłyśmy do środka. Szybko zmieniłam jej ogłowie na kantar, a potem zdjęłam siodło. Gdy nie miała już nic na grzbiecie, War zarżała zadowolona. Pogłaskałam ją po szyi i zajęłam się czyszczeniem jej. Uwinęłam się z tym bardzo szybko. Dałam jej kilka smakołyków i odstawiłam do boksu. Odniosłam wszystkie rzeczy do siodlarni i wróciłam jeszcze na chwilę żeby się pożegnać. Pocałowałam ją w chrapy i wyszłam z budynku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Karuchna dnia Czw 12:00, 27 Wrz 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:48, 18 Lis 2012    Temat postu:

No, czas w końcu porobić coś w SC. Weszłam do dobrze znanego mi budynku, wyjątkowo spokojnego jak na ostatnie czasy. Od ostatnich odwiedzin pojawiło się tu wiele znanych mi łebków... Trochę to smutne, ale niestety, takie są realia rysuala. Bardzo przykre realia. Potrząsnęłam głową w celu odepchnięcia narastającej fali kiepskiego humoru i podeszłam do pierwszego lepszego boksu. Ze względu na brzydką, szarawą pogodę i w stajniach było dziś dość ciemno i bez zapalania światła ostrzegłam jedynie zarys konia, wysokiego, zgrabnego, chyba łaciatego. Włączyłam oświetlenie i wtedy dostrzegłam trochę znany mi pyszczek - Warlike Beauty. Młodziutka, bo zaledwie 4-letnia klaczka, chyba nawet nie do końca zajeżdżona. Po chwili namysłu i tępego gapienia się niewidzącym wzrokiem na sylwetkę kobyłki postanowiłam trochę z nią popracować. Poleciałam do siodlarni po szczotki, ochraniacze, lonżę, ogłowie i siodło. Zobaczymy, dokąd uda nam się dojść na początek i na podstawie tego zaplanujemy jakąś dalszą pracę (być może). Wróciłam po 5 minutach, odłożyłam wszystko i weszłam do klaczki do boksu. War nie była wystraszona ani agresywna, okazała zainteresowanie moją osobą, trzymając się jednak na odległość i zachowując czujność. Zbliżałam się do niej powoli, z smakołykiem w wysuniętej dłoni. Zatrzymałam się jakiś metr od łba Pięknej i czekałam. Nie musiałam jej długo kusić, praktycznie po paru sekundach wahania zrobiła krok w moją stronę i wyciągnęła łeb po przysmak. Dałam go jej i wyciągnęłam następny, zbliżając się do niej powoli i uważnie obserwując reakcje. Młoda najwyraźniej była przekupna, bo spokojnie dała mi podejść do swojej łopatki i dopiero wtedy dostała smakołyka. Pogładziłam ją po szyi - łypnęła okiem, zastrzygła uchem, ale nic więcej. Poklepałam ją i założyłam ogłowie, które czekało na swoją chwilę przewieszone przez ramię. Znowu posłużyłam się zachętą poprzez żołądek konia i poszło gładko. Wędzidło miała smakowe, więc nie przeszkodziła jej jego temperatura czy "twardość". Poklepałam ją sowicie i pozapinałam wszystkie paski jak należy. Potem wzięłam szczotki i dokładnie rozczesałam wszelkie zlepki na jej sierści, wyczesałam słomę z grzywy i ogona, a kopystką wyskrobałam brudy z kopyt. Zauważyłam, że Warlike niechętnie podaje tyły, a raczej boi się je podawać, gdyż chowa nogi pod siebie lub lekko wierzga, jednak nie z premedytacją. Dzięki dużej dozie cierpliwości uporałam się z tym jako-tako i wróciłam po ochraniacze. Na początek były to tylko przody, coby nie wymagać od klaczki zbyt wiele, a jak wiadomo tylne ochronki bywają u młodzików prowokujące. War najpierw musiała dokładnie obwąchać przedmiot, bym mogła go umieścić we właściwym miejscu, a i tak minęło trochę czasu, nim oba ochraniacze były prawidłowo zapięte na swoim miejscu. Mimo to pochwaliłam klacz, bo dobrze się spisała, nie zdeptała mnie ani nic, i czas na siodło, poprzedzone grubym padem i futerkiem. Lekkie, wszechstronne, z dobrze zawiniętymi strzemionami, aby przypadkiem się nie rozwinęły przy brykaniu. Do tego skórzany, mocny popręg, który zapięłam luźno z obu stron, uważnie obserwując klaczkę i jej reakcje. War skuliła uszy i machnęła ogonem, gdy popręg musnął jej boki, jednak nic więcej. Odczekałam chwilę, dając jej smakołyka i gładząc po szyi, nawiązując jakąś pozytywną relację, po czym podciągnęłam popręg tak, by siodło się przypadkiem nie przekrzywiło podczas marszu. Robiłam to ostrożnie, ale też bez zbytniego cackania się, szybko, sprawnie i z jak najmniejszym dyskomfortem. Poklepałam srokatkę, zabezpieczyłam wodze o podgardle, przypięłam lonżę do kółka wędzidła i ruszyłam na dwór, a koń obok mnie.

Młoda była wyraźnie pełna energii, trochę rozbrykana jak to z młodziakami bywa i do tego nieuważna. Raz prawie mnie niechcący stratowała, kiedy widząc konie galopujące gdzieś w oddali na padoku ruszyła z jedną salwą bryknięć, parę razy sobie podskoczyła wesoło, raz zaczęła niemalże piaffować z kitą w górze, cała napuszona na widok kolejnego zrywu koni, tym razem na szczęście tylko kłusem, a to wszystko w drodze na round-pen. Ach te młodziaki.

soon.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dirnu




Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 13:17, 19 Sty 2013    Temat postu:

James wszedł do SC, szykując się do grupowego terenu. Zagwizdał cicho, zwracając na siebie uwagę srokatej klaczy - Warlike Beauty. Na niej dziś miał jechać... Na początek zabrał ją na myjkę, gdzie pozbył się brudu z jej sierści, wyczesał ogon grzywę. Cały czas przemawiał do niej cicho i spokojnie, dając jej sporo ciepła i swojej uwagi. Konie z centralnej chyba właśnie takiego postępowania potrzebowały. Potem ruszył do siodlarni po jej sprzęt, przez grzbiet przełożył czaprak, na to siodło. Dokładne dopięcie popręgu i ruszamy z ogłowiem. Potem już tylko ochraniacze. Klacz cały czas stała grzecznie. James nagrodził ją za to bananowym smaczkiem i już prowadził ją na dwór. Wokół ludzie szykowali swoje konie do terenu. Warlike zarżała do kilku z nich, nadal spokojnie krocząc u jego boku. Grzeczna klacz... Na podwórzu jeszcze raz sprawdził popręg, dopasował strzemiona. Wspiął się w siodło i stwierdził, że przed terenem trzeba ją trochę rozgrzać. Więc stępem spacerowali po terenie centralnej, co jakiś czas wywijając proste zygzaki czy wężyki. Potem chwila w kłusiku i stawiają się na miejscu zbiórki.

TEREN

James odprowadził ją na myjkę, gdzie wyczyścił ją pospiesznie. Był już zmęczony, a miał do załatwienia jeszcze kilka spraw tego dnia... Zostawił ją w boksie z ćwiartką jabłka w żłobie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin