Forum Stajnia Centralna Strona Główna Stajnia Centralna
Stajnia Centralna - główna stajnia Rysuala
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

New Bomb - Treningi
Idź do strony 1, 2  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nojec
Pracownik



Dołączył: 19 Cze 2008
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Star Horses

PostWysłany: Pon 19:16, 23 Lis 2009    Temat postu: New Bomb - Treningi

Tu trenujecie z Bombem

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nojec dnia Czw 20:59, 03 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Carrot
Większy wolontariusz



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 277
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 8:50, 24 Sty 2010    Temat postu:

Relacje z zajeżdżania

1.Na wstępie Bombek był przyzwyczajany do wędzidła. Przyszłam do ogierka no i zaczęłam działać. Wzięłam najdelikatniejszą oliwkę, zanurzoną w ciepło roztopionych cukrze, wraz z masłem – powstało wędzidło o smaku karmelowym. Wzięłam Deresza na padok, by go trochę uspokoić, bo był bardzo spięty. Pojadł trochę trawki, i po chwili przywiązałam go do ogrodzenia, gdzie nie było już trawy by go nie kusiła. Pokazałam mu wędzidło, na co wzdął chrapy i skulił uszy. Szybko się uspokoił czując smak karmelu. Ogier zafascynowany wspaniałym zapachem zaczął obwąchiwać wędzidło, a potem je lizać. Wykorzystałam moment w którym otworzył buźkę i dyskretnie wsunęłam mu wędzidło do pyska wraz z kawałkiem marchewki uważając by nie uderzyć go po zębach. Wędzidło przywiązałam do kantara. Wszystko było dobrze do czasu.. New Bomb po chwili zaczął wariować i rzucać się. Złapałam uwiąz, kilka razy szarpnęłam, bo gdybym tego nie zrobiła już by go przy mnie nie było. Gdy się opanował pogłaskałam go po chrapach, a on zaczął robić różne dziwne miny by tylko wypluć to metalowe coś co jest w jego gębie. Gdy w końcu ugiął się trochę i przyjął wędzidło zaczęłam go oprowadzać. Gdy lekko ciągnęłam za uwiąz ogier wariował, gdy wędzidło przesuwało mu się w pysku. Przeszliśmy się kilka razy po czworoboku, aż w końcu z bólem serca Bombek był zmuszony chodzić spokojnie z tym czymś w pysiu. Jednak nie oparł się pysznemu smaku wędzidła i zaczął je mamłać w pysiu. Następnie wróciliśmy do stajni, zdjęłam mu z pysia kantar wraz z wędzidłem i włożyłam zwykły sznurkowy. Dałam mu dużą marchewkę.

2.Dzisiaj również dzień poświęciliśmy na przyzwyczajanie do wędzidła, tylko, że tym razem wędzidło poszło w ruch razem z ogłowiem westowym, z normalnym wędzidełkiem. Gdy wpadłam do Stajni Centralnej Deresz obserwował uważnie co się dzieje w stajni. Gdy mnie zobaczył zaczął wesoło strzyc uszami. Na powitanie jak zawsze dostał cukierka, chociaż nieraz zdarzała się soczysta marchewka. Pogłaskałam go i poszłam po ogłowie, z wędzidłem. Oczywiście wędzidło było optaczane w karmelu, tak jak wczoraj. Poklepałam konika gdy wróciłam do niego z ogłowiem i pokazałam mu nowy przedmiot. Bombek uważnie obserwował co to jest, dając we znaki, że nie za bardzo mu się to podoba. Jednak po chwili poczuł karmel – to wyglądało jakby powiedział mmm, jak ładnie pachnie. No dobra. Weszłam do boksu razem z pomarańczową marcheweczką oraz cukierkiem. Poklepałam konika i jeszcze raz pokazałam mu ogłowie. Był zafascynowany zapachem karmelu, że nawet nie zainteresował się rozpinaniem pasków w ogłowiu. Gdy miałam mu wkładać ogłowie wraz z wędzidłem wyjęłam marchewkę. Położyłam na ręce marchewkę i wędzidło, a drugą ręką trzymałam ogłowie. Powiedziałam spokojnie do koniśka, a on nie przejmując się niczym dał sobie włożyć do pysia wędzidło i wsunąć dalej ogłowie. Byłam z niego dumna, myślałam że będzie się sprzeciwiał, a tu proszę. Był naprawdę niewzruszony sytuacją, że ma to brzydkie coś w pysku razem z jakimiś skórzanymi, czarnymi paskami. Pochodziliśmy trochę w ogłowiu i postanowiłam, że na dzisiaj starczy.

3.Przyszłam do konia. Dzisiaj czekała nas o wiele cięższa praca niż wczoraj – zakładanie pasa do lonżowania. New Bomb wyraźnie ucieszył się na mój widok. Weszłam do jego boksu i jak zawsze dostał cukiereczka. Poklepałam konia i włożyłam mu kantar. Potem poszłam po cały sprzęt do siodlarni – ogłowie, pas do lonżowania, lonża, ochraniacze. Dzisiaj pojeździmy w ogłowiu angielskim ^^ Wróciłam do Deresza i poklepałam go po łopatce. Ogier był zadowolony z pochwały, a ja zaraz wzięłam się do czyszczenia wrednego Quartera. Co raz polował, a to na moją rękę lub na moją nogę. A jeszcze innym razem strasznie spodobały mu się moje palce ^^ Kilka razy na niego krzyknęłam bo ileż można być takim upierdliwym. Gdy Bombek był już czysty podeszłam do niego i zdjęłam kantar. Kantar powiesiłam na wieszaku i wzięłam ogłowie. Wzięłam wędzidło do ręki i włożyłam mu je do pysia – nawet się w ogóle nie sprzeciwiał i był grzeczny. Wsunęłam dalej ogłowie za uszy i zapięłam podgardle oraz nachrapnik. Deresz nie wykazywał zainteresowania pasem, nawet na niego nie zerknął. Przypięłam lonżę do kółka wędzidłowego od ogłowia i poszliśmy – ja razem z pasem do lonżowania w ręku. Poszliśmy na halę, bo mróz owładnął wszystko i było cholernie zimno – do tego wiał wielki wiatr. Gdy tam dotarliśmy póściłam Dereszowatego by sobie poganiał po hali. Wykazywał wielki zapas energii, poprzez bardzo szybkie galopy po hali i wielkie bryki. Gdy się już wyganiał podeszłam do niego z wyciągniętą dłonią na której leżała marchewka – zjadł ją i dostał ode mnie jeszcze 2 kawałeczek. Potem położyłam pas na środku hali i położyłam na nim marchewkę, tak dyskretnie by to ogier myślał, że to pas mu ją dam. Tak wiem, jestem głupia, Deresz jest ode mnie inteligentniejszy przecież, wie że to ja tam położyłam xD Wziął marcheweczkę z pasa i zaczął grzebać swoimi chrapami przy okazji badając wnętrze sprzętu. Potem odciągnęłam go i wzięłam na lonżę. W końcu to druga jego lonża, wcześniej troche go pouczyłam chodzenia, ale jeszcze i tak nie wszystko umie. Przypięłam ponownie lonżę i kazałam ogierowi stępować. Stępowaliśmy w 2 strony 10 minut – potem kłus. New Bomb żwawo kłusował co raz zerkając na mnie i uważnie słuchając moich poleceń. Po 10 minutach kłus w 2 strony, dałam mu zrobić 2 kółka galopu i zatrzymałam. Pozwoliłam mu obejrzeć dokładnie pas – tym razem trzymany w moich rękach. Wtykał wszędzie chrapy co raz to się wszystkim ciekawiąc. Po kilku minutach – które były przeznaczone na zapoznanie się ze sprzętem, dotknęłam jego grzbietu. Ani drgnął więc jeszcze kilka razy przejechał ręką – również żadnej złej reakcji. Poklepałam Deresza i wzięłam pas – zaczęłam dotykać jego grzbiet, brzuch nogi nim. Oglądał się co robie, ale nie próbował mi przeszkodzić. Gdy obydwie strony ogiera zapoznały się z pasem, najdelikatniej jak umiałam położyłam je na grzbiet Quartera. Ogier drgnął i się spiął. Zdjęłam znów delikatnie pas i podeszłam do ogiera. Masaż T-Touch się przydał. Gdy zaczęłam kreślić kółka koło uszu i na czole konia, potem przechodząc na szyję ogier się uspokoił i odprężył. Już nie miał napiętych mięśni i widać, że bardzo pasowałoby mu gdybym ciągle to robiła. Jednak trzeba było wracać do pracy. Znów wzięłam pas i lekko położyłam na grzbiecie konia, tym razem znowu drgnął, ale nie zdjęłam. Dałam mu całą marchewkę, by zakładanie czegoś kojarzył z czymś miłym. Po chwili się uspokoił i pooprowadzałam go po hali. Popręg nie był zapięty, był przerzucony przez siodło. Był oprowadzany przeze mnie na hali przez dobre 5 minut. Co chwila dostawał smaczek gdy grzecznie szedł. Potem postanowiłam bardzo lekko podpiąć popręg. Wzięłam go i najpierw przełożyłam przez brzuch. Przyzwyczaiłam ogiera do tego, że dotyka go jakieś coś na brzuchu. Po kilku minutach najlżej zapięłam popręg. Bomb popatrzył się na mnie, szeroko wzdął chrapy i skulił uszy. No bo przecież, jak ja śmiałam zrobić coś takiego. Mówiłam do niego spokojnym głosem i dałam smaka. Deresz po chwili się uspokoił. Pooprowadzałam go ponownie po chali, tylko że tym razem z podpiętym popręgiem. Szedł normalnie, ale widać było, że popręg wyraźnie mu przeszkadza. Po kilku minutach oprowadzanek zdjęłam siodło i zaprowadziłam ogiera do stajni. Tam dostał marchewę, a ja poszłam do siodlarni.

4. Kolejne dni były przeznaczone na zapoznawanie się z pasem i noszenie go na grzbiecie z podpiętym popręgiem. Oprowadzałam go na hali, a potem szliśmy tak na spacerki do lasu. Przez kolejne dni coraz bardziej podpinałam pas, aż w końcu był podpiety prawidłowo. Ogier czuł dyskomfort, ale masaże z pasem T-Touch i dostawanie smaków za noszenie go dały efekt. Ogier rozluźniał się chodząc w pasie. Następnie zaczęłam brać lonżę. Lonżowałam go na stępa na początku. Dobrze reagował na moje polecenia, za co za każdym razem był chwalony, a nie raz również dostawał cuksa. Potem zaczynały się kłusy na pasie. Ogier mimo, iż nie miał żadnej patentu pomocniczego na sobie, nie chodził z zadartą łepetynką. Trzymał ją w dole, co mnie dziwiło. No, ale cóż potem zaczniemy western, więc główka w dole jest plusem. Nauczyłam go reagować na komendy głosowe, prawie że bez bata. New Bomb strzelał ciągle bryki przy galopie, ale to u niego normalne. Przez te dni ciągle pracowaliśmy na lonży.

CDN !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:49, 03 Lip 2010    Temat postu:

Postanowiłam wsiąść dziś na Nev Bomba. Ogier od dawna nie chodził, a zawody tuż tuż. Postanowiłam dziś sprawdzić, jak się mają u niego podstawy westa. Gdy przyszłam, świrus akurat brykał sobie w najlepsze na padoku, więc wpierw przyniosłam na plac sprzęt, dopiero po niego poszłam. Gdy młody się wybiegał ściągnęłam go z trawki, przy czym chwilę powalczyliśmy i stwierdziłam, że wpierw go dobrze przeganiam, inaczej dobry trening może być tylko marzeniem. Puściłam go luzem na round-penie i strzeliłam kilka razy batem, na co deresz ruszył galopem z brykami po ścianie. Pogalopował tak z 15 minut i w końcu zaczął zwalniać. Przeszedł w spokojny i zrównoważony galop, następnie w wolny kłus i w końcu się zatrzymał, po czym spojrzał na mnie swoimi żywymi oczyma i podszedł. Pochwaliłam go i wróciliśmy na plac. Uwiązałam, dokładnie wyczyściłam i osiodłałam jak należy pod okiem Skrzydlatej. Gdy to poszło dobrze dziewczyna poszła załatwiać swoje sprawy, a ja ruszyłam z Bombem na pusty już maneż. Sprawdziłam, czy wszystko gra (popręg, strzemiona, ogłowie) następnie wsiadłam. "Dobrze mi mówiła, że będą pasować" pomyślałam wkładając nogi w strzemiona, idealnie dopasowane przez Yari.
Przyjęłam odpowiednią pozycję w siodle i ruszamy stępem. W stępie starałam się wczuć w ruch konia i rozluźnić, jednak nie było to wcale takie łatwe. Mimo to w końcu wczułam się w rolę i odnalazłam właściwą pozycję. Zaczęłam robić z Bombem różne wolty i zmiany kierunków, by dobrze rozgrzać obie strony. Z początku mój styl skręcania dereszem był bardzo zabawny, wręcz karykaturalny, jednak potem zaczęłam się przyzwyczajać do wszystkiego i coraz lepiej panowałam nad ogierem. Po 10 minutach stępa lekko cofnęłam i przyłożyłam do boków deresza łydki, na które odpowiedział spokojnym ruszeniem kłusem (jogiem). Był bardzo wygodny, więc nie miałam większych problemów z podążaniem i wczuciem się w jego ruch, rozluźnienie też przyszło gładko. Po kilku okrążeniach na luzie zaczęliśmy wykonywać jakieś koła i zmiany kierunków, które z początku kanciaste pod koniec kłusa wyglądały już całkiem całkiem. Przed galopem należy się chwila odpoczynku, więc usiadłam mocno w siodło, wysunęłam nogi lekko w przód i dałam sygnał wodzami, na co ogier ładnie przeszedł w niższy chód. Po odpoczynku w stępie pora na galop (lope). W najbliższym narożniku wygięłam lekko deresza do wewnątrz, przyłożyłam łydki i wypchnęłam w wolny, zrównoważony lope. Nev bardzo spokojny po szaleństwie przed treningiem był już nieco zmęczony, więc nie próbował przyspieszać. Z czasem poczułam niewielki nacisk na wędzidło i chęć przyspieszenia, więc działając jedną wodzą wykręciłam głowę deresza na zewnątrz, co zmusiło go do zwolnienia w naprawdę wolny lope. Pochwaliłam go i jedziemy takim spokojnym tempem jeszcze ze 2 okrążenia i zaczynamy koła. Wpierw szybszym tempem wykonujemy duże, potem coraz wolniejszym coraz mniejsze. I tak do oporu, póki nie będą kształtne. Mimo mojego nieprzyzwyczajenia Nev Bomb szybko się zmobilizował i wykonywał ładne, równe koła nie napierając na wędzidło ani nie zmieniając tempa. Pochwaliłam go po czym usiadłam głęboko w siodło, przesunęłam nogi lekko w przód i dodałam do tego sygnał wodzami, na co deresz przeszedł ładnie w spokojny jog. Umiejętności tego konia po długiej przerwie od jazdy mile mnie zaskoczyły. Zmieniliśmy kierunek i zagalopowanie w drugą stronę. Jak to u Bomba - bardzo ładne, spokojne ale nie ospałe, następnie umiarkowany lope dalej. Tu już nie miałam problemu z napieraniem na wędzidło itd, koła też ładne, choć na początku były bardzo kanciaste i nie mogliśmy się zgrać. Postanowiłam spróbować lotnej, którą z tego co pamiętam młody bardzo ładnie wykonywał jakiś czas temu. Postanowiłam wpierw spróbować na prostej. Wyjechaliśmy, odpowiednie pomoce i...udało się. ładna, płynna lotna zmiana nogi, więc pochwała i kończymy na dziś. Przejście w jog i spokojnie kończymy trening. nieco ponad 5 minut jazdy jogiem, następnie do stępa i rozstępowanie przez 10 minut. Mimo iż niby wszystko szło okej, to deresz dość mocno się spocił i był wyraźnie zmęczony.
-Oj kondycji nie mamy, nie mamy - Powiedziałam do ogiera, który parsknął kilka razy i spojrzał w bok, w stronę pastwiska po którym właśnie galopowało dość spore stadko. Zarżał i przyspieszył kroku, za co wykręciłam go głową w stronę płotu tak, by musiał się zatrzymać. Potem wróciliśmy na tor, jeszcze 2 koła stępem i zatrzymanie.
Zsiadłam z rumaka, poklepałam i wracamy na plac. Tam zdjęłam mu siodło, ogłowie zamieniłam na kantar i idziemy na myjkę. Zlałam Bombkowi nogi, dałam się troszkę napić, wytarłam jego spocone ciało ręcznikiem i idziemy na padok. Wypuściłam ogiera, który chwilę postał, dostał marchewkę i następnie ruszył spokojnym stępem do pobliskiej kępki trawy. Ja zadowolona ale i zmęczona treningiem poszłam odnieść sprzęt i trochę po nas posprzątać. Potem poszłam do Yari opowiedzieć jak było.
Podsumowując: Bomb praktycznie niczego nie zapomniał, świetnie się spisywał i naprawdę cenny z niego zwierz. Owszem, utracił mocno na kondycji, ale wyjazdy w teren i regularne treningi na pewno pozwolą mu wrócić do formy. Ogierowi się też przytyło, teraz popręg zapina się o wiele luźniej, stara dziurka raczej jeszcze długo nie będzie używana x] Sądzę, że warto włożyć w tego konia trochę pracy, bo może zabłysnąć, gdyż zdolności posiada, tylko treningu brak, jak to z resztą jest u wielu naszych koni.

słów: 834 (+800 hrs)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Joanne dnia Sob 19:52, 03 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skrzydlata
Duży wolontariusz



Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z końca świata

PostWysłany: Wto 17:58, 03 Sie 2010    Temat postu:

Koń: New Bomb
Jeździec: Skrzydlata
Do czego: Trail
Miejsce: teren

Przyjechał do nas nowy ogier. Był przeznaczony do westernu tak samo jak Niebieski, był nawet tej samej rasy. Miał również nietypową maść. Kasztanowato derszowaty. Ciekawy kolorek. W każdym razie przyjechał, więc uznałam, że trzeba sprawdzić jego umiejętności trailowe. Ten AQH podobno nie źle chodzi trail, reining i pleasure, a nawet ma zadatki na barrela. Wszechstronny. Teraz przebywał w boksie obok Niebieskiego, który go zdominował. Podeszłam do boksu Bombka, który wychynął niepewnie. Wyciągnęłam do niego rękę z cukierkiem. Ogierek podszedł powoli i wyciągnął szyję, aby go wziąć. Zabrał go i schrupał. Podszedł po jeszcze kilka, kiedy zabrałam rękę, udało mi się go pogłaskać. Poszłam do siodlarni po sprzęt do jazdy. Wzięłam siodło, ogłowie oraz skrzynkę ze szczotkami ogiera. Weszłam do jego boksu z uwiązem w ręku, którym przywiązałam go do pierścienia wewnątrz. New trochę się kręcił, ale udało mi się wyczyścić go całego. Przyjrzałam mu się dokładnie. Ogierek miał naprawdę ciekawą ale i dziwną maść. Rude włosy na jego ciele pokrywał jakby „meszek z białych”. Naprawdę dziwne. Poklepałam konika po szyi i łopatce, rozluźniłam masażem kłębu. Po tym założyłam mu siodło oraz ogłowie, na nogi owijki. Wsiadłam na ogierka po wyprowadzeniu z boksu i dopasowałam się do siodła. Nie było specjalnie wyklepane, co oznaczało, że rzadko chodzi. Szkoda. Bo po czyszczeniu zauważam jego młodzieńczy charakterek. Fajny charakterek. Dałam mu łydkę i ruszyliśmy stępem. Nie dawno uznałam, że przyda się terenik na trail. Trasa ta miała typowe przeszkody, tyle, że nie na hali albo maneżu, tylko w naturalnych warunkach. Na początek było przejście przez mostek. Zaraz po wyjechaniu z terenu ośrodka był drobny strumień, przez który przechodził mały mostek bez poręczy. New był nim zainteresowany i trochę podniósł łeb, ale nie zawahał się przed wejściem. Poklepałam go i ruszyliśmy dalej stępem. Na łące zatrzymałam go i zaczęła cofać po kole. New odrobinę się buntował, ale udało mi się go przepchnąć, a jak został pochwalony, od razu zmienił nastawienie. Jeszcze chwila chodzenia tyłem. Na poletku nie daleko były ułożone litery L, V i U z gałęzi. Były widoczne dopiero, kiedy podjechało się bliżej. Tak więc podjechałam i zaczęłam ćwiczenie na L-ce. Wydawała mi się najłatwiejsza. Poklepałam go po odpowiednio wykonanym zadaniu. Kolejne było U. Tu już bardziej się skupiliśmy i wyszło również w miarę. Na koniec V. Najtrudniej, gdyż trzeba zrobić ostry zakos. Jakoś to wyszło, ale nie wiele brakowało, a wyszedł by kopytkiem. Jednak nie zrobił tego, więc go poklepałam. Faktycznie miał duże zadatki. Dalej pojechaliśmy kłusem. Miał wygodne chody. Bardzo dobrze, gdyż miałam cały czas siedzieć w siodle. Dojechaliśmy do bramki, którą trzeba otworzyć i zamknąć bez puszczania jej. Oczywiście trzeba się znaleźć po jej drugiej stronie. Zwolniłam do stępa i podjechałam blisko. Zdjęłam zamknięcie z bramki i zaczęłam ją otwierać. Przeszłam w tym samym czasie przez nią. Potem zawróciliśmy w miejscu i zamknęłam bramkę. Zaczyna mi się podobać ten koń. Poklepałam go solidnie i ruszyłam raźnym kłusem. Na swojej drodze zobaczyłam słupek z umieszczoną na nim piłeczką. Miała rzep, więc nie mogła się odczepić. Podjechałam do niej kłusem i w tym chodzie chwyciłam ją. Dalej pojechaliśmy, aż zobaczyłam drugi słupek. Przejeżdżając obok niego zostawiłam piłkę. Poklepałam go, gdyż nie wystraszył się dziwnego odgłosu odrywanej piłki oraz bliskości słupka. To drugie nie było super osiągnięciem, ale zawsze. Niektóre konie odskakują od czegoś takiego. Gdy skończyłam to zadanie ruszyłam galopem i dałam ogierowi się ponieść. New galopował przed siebie uradowany. Wyciągał tak kopyta, że aż byłam zdziwiona. Po pewnym czasie skończyła mu się radocha i zwolnił do kłusa. Pojechałam w kłusie kawałek. Zobaczyłam ostrzejszy spad usypany z piasku. Zwolniłam do stępa i pozwoliłam przyjrzeć się spadowi koniowi. Ogier spojrzał w dół, ale nie zaczął się cofać. Na dole była woda, więc trzeba było sprawdzić. Zrobił dwa kroki i poczekał na moją reakcję. Poklepałam go i dodałam łydki na zachętę. Ogierek powoli zaczął schodzić i obsuwać się. Zjechaliśmy na dół. Poklepałam go. Ten jednak zainteresował się wodą. Musieliśmy przez nią przejechać. Ogier chętnie wszedł i przeszedł na drugi brzeg. Stawik nie sięgał mu powyżej nadgarstków. Poklepałam i skierowałam w stronę ośrodka kłusem. Potem przeszłam do stępa dla odpoczynku. Wróciliśmy pod boks. Tam zeszłam i poklepałam New Bombka. Rozsiodłałam go, sprawdziłam kopyta i wprowadziłam do boksu. Na zakończenie dałam mu cukierka i odniosłam sprzęt.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skrzydlata
Duży wolontariusz



Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z końca świata

PostWysłany: Wto 17:58, 03 Sie 2010    Temat postu:

Koń: New Bomb
Jeździec: Skrzydlata
Do czego: reining
Miejsce: hala

Przyszłam do stajni, aby potrenować z New Bombem. Ogierek stał sobie w boksie i wyglądał na towarzystwo. Podeszłam do niego i dałam cukierka. Z chęcią go wziął i schrupał. Pogłaskałam go po łbie i spojrzałam na kasztanka. Ogierek jest naprawdę ładny, ale nie wiem, czy go adoptować. Muszę się zastanowić. W każdym razie teraz mamy trening i nic tego nie zmieni. Zaczęłam od przyniesienia sprzętu. Westernowy wcale nie jest taki leciutki. Ułożyłam go pod boksem, a do środka wparowałam z uwiązem w ręku. Przywiązałam Bombka i zaczęłam go czyścić. Był dość czysty, ale zawsze trzeba było sprawdzić. Wyczyściłam mu kopytka i zaczęłam siodłać. Założyłam mu najpierw ogłowie, potem pad, na koniec siodło. Wyciągnęłam grzywę spod siodła i padu, kiedy już zapięłam popręgi, aby się nie obtarł. Jego grzywa była naprawdę długa. Wyglądał jak koń z dawnych czasów, jak z filmu jakiegoś. Wyprowadziłam go z boksu i poszliśmy na halę, gdzie miałam suchy piasek. Na maneżu było mokro i nie chciałam rozbryzgiwać błota na wszystkie strony i żeby pobrudzić siebie razem z koniem. Na hali podciągnęłam pierwszy popręg, drugi na tyle, żeby się nie przesuwał, wskoczyłam, dopasowałam się do siodła i ruszyliśmy stępem. Na początek dwa pełne koła w stępie w prawo, potem w lewo również dwa. Potem ruszyłam kłusem, aktywnym, energicznym. Trzy koła w jedną stronę. Przeszłam do stępa i zrobiłam jedno koło. Zmieniłam kierunek i znowu kłus. Równie szybki i energiczny. Na końcu kłusa zagalopowałam. Przesunęłam ciężar ciała do przodu i oddałam zupełnie wodzę ogierkowi. New ruszył bardzo szybko, chciałam, żaby się wylatał. Gdy już przeszedł do kłusa, poklepałam go i zwolniłam do stępa. Dałam mu odpocząć, a gdy już uspokoił się jego oddech, ruszyliśmy kłusem. Wjechałam na linię środkową wzdłuż hali i dodałam łydek do galopu. Łydka, łydka, łydka i cofnięcie. Zatrzymałam ogiera w idealnej pozycji sliding stopu. Poklepałam i po chwili ruszyłam stępem. Zakłusowałam wjeżdżając na koło. Zagalopowałam znowu wjeżdżając na środkową linię. Tym razem po efektownym zatrzymaniu dałam sygnał do obrotu o 360 stopni w prawo i ruszeniu pełnym galopem. Poklepałam ogiera i przy zjeżdżając z linii środkowej na pełne koło przeszłam do kłusa, następnie do stępa. Wjechałam na środek z krótszej ściany i zatrzymałam się na samym środku. Dałam sygnał New do czterech obrotów w prawo i tyle samo w lewo. Wyszło całkiem nie źle. Poklepałam i dałam kolejny sygnał, tym razem do ruchu w tył. Przeszłam do końca, do ściany i skręciłam w prawo. Jeszcze kilka metrów w tył i ruszyłam stępem do przodu. Poklepałam konia, który wraz z zakończeniem cofania przestał się denerwować na mnie, że każę mu się cofać. Na zakończenie zostało nam do zrobienia lotna zmiana nogi oraz koła w galopie. Najpierw zerwałam konia do pełnego galopu i zaczęłam robić ósemkę. Ogier na środku zmienił nogę po tym, jak przechyliłam się w drugą stronę i dałam mu mocniejszy sygnał wewnętrzną łydką. Poklepałam i skończyłam ósemkę zmieniając znowu nogę tym samym sposobem. Na koniec koła w galopie. Najpierw małe w wolnym galopie. Po kilku razach były idealnie okrągłe. Poklepałam, zmieniłam kierunek i ruszyłam szybko w duże koło. Po więcej niż tych małych wyszło bardzo ładnie. Poklepałam go i przeszłam do spokojnego kłusa. Rozkłusowałam konia, a potem w stępie rozstępowałam. Poklepałam konika, zeszłam i poszliśmy do boksu. Tam zdjęłam siodło, ogłowie i sprawdziłam nogi oraz kopyta. Było w porządku, więc dałam mu cukierka i zabrałam sprzęt do siodlarni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skrzydlata
Duży wolontariusz



Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z końca świata

PostWysłany: Wto 19:59, 03 Sie 2010    Temat postu:

Koń: New Bomb
Jeździec: Skrzydlata
Do czego: Barrel racing
Miejsce: hala

Dzisiaj ustawiłam na hali kilka beczek do barrelu. Były ustawione w dużych odległościach od siebie, ale chyba wystarczających na początek. Poszłam do boksu New i zobaczyłam leżącego kasztana. Nie wystraszyłam się, często przebywał w takiej pozycji. Ostrożnie weszłam do środka i pogłaskałam konia po głowie. Podniósł łeb, a zaraz potem resztę cielska. Odskoczyłam, żeby mnie nie podeptał i poklepałam go po wstaniu. Z siodlarni przyniosłam sobie ogłowie, siodło, skrzynkę ze szczotkami i owijkami oraz cukierki, których zapas w moich kieszeniach zdążył się skończyć. Wsypałam sobie kilkanaście do różnych kieszeni, a jednego zostawiłam w dłoni. Dałam go oczywiście ogierowi, który już zaczął myszkować w moich kieszeniach. Schrupał go, a ja go przywiązałam. Wyczyściłam bez problemu konia, który coraz lepiej zaczynał podawać kopyta. Poklepałam i zaczęłam siodłać. Założyłam mu ogłowie, siodło z padem i owijki. Przygotowani wyszliśmy na również przygotowaną halę. Tam wsiadłam i dopasowałam się do siodła. Ruszyłam stępem wokół beczek, trasą na którą zostały przygotowane. Ogierek nie zbyt ufnie patrzył na beczki, ale pod wpływem mojej łydki przełamywał się i podchodził coraz bliżej. Klepałam go za każdym razem, gdy robił krok bliżej beczki. Po tym przeszłam do kłusa. W tym chodzie również jeździłam wokół beczek. Ogier już powoli przestawał się nimi interesować. Poklepałam go i ruszyłam na ścianę. Zrobiłam porządnym kłusem trzy koła i przeszłam do stępa. W tym chodzie wróciłam do beczek i zaczęłam dalej ćwiczyć jego zaufanie. Już mu beczki nie przeszkadzały. Uznał to za nową przeszkodę trailową. W każdym razie podchodził już do nich najbliżej jak się dało. Poklepałam i ruszyłam kłusem po ścianie. Zaraz na zakręcie zagalopowałam spokojnie. Ogier miał zamiar wyrwać do przodu, ale stanowczym ruchem ręki do tyłu nie pozwoliłam mu na to. Szedł wybranym przeze mnie tempem, a gdy przyszedł czas przeszłam do kłusa i stępa, podjechałam do początku, do najazdu na beczki i zatrzymałam konia. Teraz był potrzebny zryw. Ciekawe jak się uda. Dałam New dwie potężne łydki, tak, że aż wyskoczył do przodu. Ruszyliśmy i już omijamy pierwszą beczkę, potem drugą, trzecią i czwartą. Pełnym galopem na metę i koniec. Odchyliłam się do tyłu i dałam chwilę wytchnienia ogierkowi. Przeszłam do kłusa i do stępa. Poklepałam konika i chwila stępa. Po jednym pełnym kole ustawiłam się w drugą stronę i teraz każdy zakręt był na odwrót. Jednak i tym razem ogierek wyskoczył jak porażony ze stój do galopu, ominął ładnie wszystkie beczki i zatrzymał się przy linii mety. Wystarczy. Poklepałam i rozkłusowałam, następnie rozstępowałam. Ogierek się spisał, więc już gdy się rozstępował zeszłam z niego i zaprowadziłam do boksu. Tam zdjęłam z niego sprzęt, sprawdziłam stan kopyt oraz stawów – czy nie są spuchnięte lub ciepłe. Wszystko było w porządku, więc dałam mu cukierka na pożegnanie, zabrałam sprzęt i odniosłam do siodlarni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skrzydlata
Duży wolontariusz



Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z końca świata

PostWysłany: Pią 10:26, 06 Sie 2010    Temat postu:

Koń: New Bomb
Jeździec: Skrzydlata
Do czego: pleasure
Miejsce: hala

Postanowiłam popracować porządnie z New. Dzisiaj miało to być pleasure potrzebne na zawody, lecz miałam zamiar zrobić mu konkretny sprawdzian umiejętności. Na początek jednak podeszłam do jego boksu. Ogier stał wyprostowany z głową wystawioną przez okienko. Patrzył na mnie wzrokiem typu „Dawaj cukierka, a ujdziesz z życiem”. Dałam mu go oczywiście, bo czemu by nie. Źle przyzwyczajam konie, które u mnie są. No ale taki już mój nawyk. Pogłaskałam go po brązowym łebku i poszłam po jego siodło, ogłowie, szczotki i owijki w skrzynce. Wszystko to położyłam obok boksu i do środka weszłam tylko z uwiązem. Przyczepiłam go do kółka przy kantarze New, a uwiąz przytwierdziłam do pierścienia. Kasztan się trochę dzisiaj wiercił, ale dał się wyczyścić. Na początek wytarmosiłam cały brud z niego na wierzch gumowym zgrzebłem i iglastą szczotką. Przy okazji porozklejały się zaklejki. Cały kurz, smród i ubóstwo strzepnęłam miękką szczotką. Całość prezentowała się już całkiem. Wyczesałam New grzywę oraz ogon, które nie były specjalnie poplątane, ale miały kilka drobnych kawałków siana i słomy. Na koniec kopyta. To, że atakowały go muchy tylko utrudniało sprawę – ogier i tak się już kręcił, a że chciał odgonić natrętne owady, no to albo wyrywał kopyto, albo podnosił dodatkowo drugą nogę i często tracił równowagę, którą łapał opierając się na mnie. No ale wyczyściłam kopyta i zaczęłam siodłać o założenia ogłowia. Ogier wziął wędzidło całkiem ładnie, poklepałam go i zapięłam podgardle. Potem położyłam na grzbiecie konia pad, a na niego szybko, lecz delikatnie siodło west. Podpięłam oba popręgi – pierwszy dość mocno, drugi na tyle, żeby się trzymał przy brzuchu. Na zakończenie założyłam mu owijki na wszystkie nogi i gotowi poszliśmy na halę. Tam podpięłam po raz kolejny popręgi, które teraz były w miarę mocno zapięte. Wsiadłam i poczułam, że się siodło ani o drobinę nie przekręciło. O to chodziło. Poklepałam konia i ruszyłam stępem. Na początek zrobiłam dwa pełne koła w tym chodzie, a później zaczęłam kręcić wolty. Z tego, że koń również chodzi reining wychodziło to, że wolty były prawie idealnie okrągłe. Potem w stępie dalej zrobiłam kilka serpentyn o większych i mniejszych zakolach. Szło ładnie, więc wjeżdżając na ścianę przeszłam lekko do jogu. Przejście to było ledwie wyczuwalne, o takie mi chodziło. Poklepałam go i zaczęłam robić wolty. Były równie okrągłe jak w stępie, może nawet bardziej. Porobiłam je przez pewien czas, potem zmieniłam ćwiczenie na serpentyny. New był bardzo sterowny, nie było problemu na dużych jak i małych zakolach. Porobiliśmy serpentyny na różnych rysunkach, na każdym szło na tyle dobrze, żeby zmienić ćwiczenie. Zmieniłam je na ósemki. A to bardziej okrągłe, a to mniej okrągłe, a bardziej ostre zakręty. W każdym razie poćwiczyliśmy to. Gdy już skończyłam te ćwiczenia, przeszliśmy do stępa. Dałam mu chwilę odetchnąć, stępując po ścianie. Poklepałam go i czekałam. Po dwóch pełnych kołach przeszłam po raz kolejny do jogu. Teraz dalej jechałam na ścianie. Na początek przeszłam do lope na prawą nogę. W tym chodzie zrobiliśmy jedno pełne koło, a potem wolty. Teraz były właściwie idealnie okrągłe. Po kilkunastu woltach zmieniłam zadanie i zrobiłam kilka serpentyn. New nie miał problemu z utrzymaniem równowagi w kontr lope na zakolach w lewo. Ta sama sytuacja zaistniała przy ósemkach. Ogier nie miał problemu z utrzymywaniem równowagi. Po wszystkich ćwiczeniach na tę nogę przeszłam do jogu i zmieniłam kierunek. Jedno pełne koło w lope na lewą nogę i wolty. Ładne, okrągłe, w porządku. Serpentyny trochę gorzej niż na prawo, ale też całkiem nie źle. Na koniec ósemki. Ogier nie zmieniał całe szczęście nogi, ale huśtał się na prawo i lewo przy tym ćwiczeniu. Trenowaliśmy to, aż przestał tak mocno się bujać. Po ostatnich ćwiczeniach przeszłam do jogu. W tym chodzi go rozkłusowałam, potem rozstępowałam. Zeszłam z niego i poluźniłam popręgi. Wyszliśmy do jego boksu. Tam zdjęłam z niego siodło, ogłowie oraz owijki, położyłam wszystko poza boksem i sprawdziłam kopyta oraz stawy. Wszystko było w porządku, więc dałam mu cukierka, wyszłam i zaniosłam sprzęt do siodlarni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skrzydlata
Duży wolontariusz



Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z końca świata

PostWysłany: Śro 15:39, 11 Sie 2010    Temat postu:

Koń: New Bomb
Jeździec: Skrzydlata
Do czego: lonża
Miejsce: lonżownik

Przyszłam do stajni, aby trochę pobawić się z New. Mianowicie miałam zamiar zrobić mu niedługą lonżę. Będzie to miła odmiana po tylu treningach westernowych. Na początek podeszłam do boksu konia, który przyjaźnie wychynął przez okienko. Pogłaskałam go po nosie i dałam cukierka. Schrupała go, a ja poszłam do siodlarni i wybrałam sprzęt. Tym razem było to ogłowie Deewany, które na niego pasowało, owijki, pas do lonżowania oraz wypinacze. Wzięłam również oczywiście bat do lonżowania. Wszystko to zaniosłam pod boks konia i weszłam do środka z uwiązem w ręku. Przywiązałam konia i zaczęłam go czyścić. Ogier dzisiaj wyjątkowo w ogóle się nie kręcił. Poklepałam go i po czyszczeniu ogólnym wzięłam się za kopyta. One nie były takie fajne, małe i lekkie jak kopyta Gandalfa, ale łatwo mi się je czyściło. Skończyłam i założyłam koniowi ogłowie. Zdjęłam wodzę, aby się nie plątały niepotrzebnie. Na grzbiet zarzuciłam mu pas i zapięłam go dość mocno. Do niego przyczepiłam wypinacze, ale nie przypinałam ich jeszcze do wędzidła. Nogi zawinęłam w owijki i wyszłam z ogierem na lonżownik. Tam podpięłam jeszcze pas, aby nie obtarł ogiera jakby co i przypięłam wypinacze na pierwszą dziurkę do wędzidła. Posłałam konia na lonży na próg lonżownika. Kazałam mu iść stępem, a ten szedł dość szybko, niemal przechodził do kłusa. I tak bardzo szybko się rozgrzaliśmy na jedną i drugą stronę. Przy zmianie kierunku skróciłam o dziurkę wypinacze. Ogier wyczuł, że coś go przytrzymuje i powoli obniżał łeb, ale nie żuł jeszcze wędzidła. Powoli przeszłam do kłusa. Ogier oparł się na wędzidle i chciał wyciągnąć łeb w dół, co go zwolniło do stępa. Strzeliłam więc batem i koń był zmuszony do pójścia kłusem z podniesionym łbem. O to chodziło. Miał trochę popracować zadkiem i grzbiet miał sobie podbudować, a nie tylko łeb w dole i w dole. Trochę go to zdenerwowało bo co chwila zarzucał ogonem, albo wyciągał łeb i nim rzucał do góry. Niestety nie dałam mu dłuższych wypinaczy. Przez chwilę pokłusował na jedną stronę, potem na drugą. Na koniec zmieniłam mu kierunek i ściągnęłam o dziurkę wypinacze. Teraz za bardzo się nie zorientował, a nawet przestał się tarmosić. Pochwaliłam go głosem i po trzech kółkach pognałam do kłusa. Teraz ładnie niósł głowę i żuł wędzidełko. Pracował zadnimi nogami, jednak nie przekraczał śladu przednich. Pognałam go więc, aby chociaż sięgnął do nich. Tak zrobił. Po siedmiu kołach zmiana kierunku i to samo. Ogier rozgrzał się, więc mógł zagalopować. Strzeliłam za nim batem i konik równo i lekko przeszedł do wyższego chodu. Zrobił tak pięć kółek, nie szarpał się w ogóle. Zmieniłam mu kierunek i znowu pięć kół galopem. Przy kolejnej zmianie poklepałam go i dałam cukierka. New raźnie pokłusował przed siebie dla rozkłusowania, potem na drugą stronę rozluźniłam mu wypinacze zupełnie. Na koniec rozstępowanie i koniec. Ogier się starał, więc nie miałam do niego uwag. Poklepałam i poszłam do boksu. Tam zdjęłam mu owijki, pas i ogłowie. Wyniosłam wszystko i wróciłam z kopystką. Przeczyściłam mu kopyta i dałam cukierka. Chętnie go schrupał i kazał się pogłaskać po łbie. Zrobiłam to i wyszłam. Wyniosłam sprzęt i zajęłam się innym koniem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skrzydlata
Duży wolontariusz



Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z końca świata

PostWysłany: Sob 20:05, 14 Sie 2010    Temat postu:

Koń: New Bomb
Jeździec: Skrzydlata
Do czego: ćwiczenia na cofanie
Miejsce: hala

Przyszłam do stajni aby popracować z New. Zaczęłam od podejścia do jego boksu. Ogier spokojnie wystawił łeb i wyciągnął szyję, aby sięgnąć po cukierka z mojej dłoni. Pogłaskałam go po głowie i popatrzyłam na niego. Jest taki piękny. Tak bardzo chciałabym go mieć. Ale nie będę miała czasu. Nie ma co się okłamywać. Zostawiłam go na chwilę i przyniosłam sobie sprzęt. Całość położyłam obok boksu konia i weszłam powoli z uwiązem i zgrzebłami w ręku. Na początek uwiązałam go oczywiście, a potem zaczęłam czyścić. Nie długo potrzebne mi były zgrzebła – zaraz mogłam brać miękka szczotkę i strzepywać kurz. Na koniec wyczesałam mu grzywę oraz ogon i wyczyściłam kopyta, których koń nie miał dzisiaj ochoty podawać, ale zrobiłam to. Założyłam mu ogłowie, siodło, owijki, przywiązałam lewą wodzę do rogu i wyprowadziłam ogiera na halę. Tam był przygotowany wręcz labirynt utworzony z drągów. Były przygotowane do cofania, czego New nie lubił, ale musiał umieć. Na początek jednak rozgrzewka na ścianie. Wsiadła, odwiązałam wodze i ruszyłam stępem. Po dwóch pełnych kołach zakłusowałam energicznie. Tu zrobiłam trzy kółka. Potem praktycznie w miejscu, w stępie zmieniłam kierunek. New wiedział mniej więcej co zrobić i przemieszczając kopyta w jednym miejscy zmienił stronę. Koło stępa i trzy kłusa. Po kłusie przeszłam do lekkiego galopu. Bombek zagalopował od jednej łydki, był dzisiaj bardzo energiczny. Zrobiłam dwa pełne koła, przeszłam do stępa, zmieniłam kierunek tym samym sposobem co wcześniej i zagalopowałam z kłusa na drugą nogę. Potem na chwilę do kłusa i stęp. Znalazłam początek labiryntu z drążków i zaczęłam od ustawienia konia. Ustawiłam go oczywiście zadem do tyłu, aby zacząć z takiej pozycji. Na początek był kawałek prosty. Robiłam to z nim w miarę wolno, aby nie przeszedł przez żaden ograniczający drąg. Skulił uszy po kilku krokach w tył, ale szedł. Potem był skręt w prawo o 90 stopni. Powoli i spokojnie wygięłam konia i wykonałam zakręt. Bardzo ostrożnie, a kiedy wyszło poklepałam go. Potem był kolejny zakręt w prawo. Takimi zakrętami wyjechałam w końcu z drugiej strony. Na koniec był długi fragment prosto, który pokonałam w zabójczym tempie. Prawie że biegł tyłem. Zatrzymał się z zadkiem na drewnianej bandzie. Uskoczył lekko w bok i nakierowałam go znowu zadem. Teraz w lewo ślimaczek. Było chyba odrobinę lepiej niż w prawo, była to chyba jego lepsza strona. Poklepałam go porządnie i dałam możliwość dowolnego tempa na prostej ścianie. Ogier oczywiście wybrał najszybsze tempo. Przeszedł na chwilę do kłusa, a potem do galopu. Był szczęśliwy i szedł jak burza do przodu. Po kilkunastu kołach przeszedł do kłusa, w którym utrzymałam go przez pewien czas. Potem przeszłam do stępa i ostatni raz pokonałam labirynt w prawo. Już nie był wrogo do niego nastawiony, wiedział o co chodzi i że nie będzie się naciskało go, kiedy nie będzie chciał jakoś skręcić, ale też nie da mu się zrobić czego będzie chciał w złym kierunku. Poklepałam go po ostatnim przejeździe i rozstępowałam do przodu na ścianie. Po pewnym czasie zeszłam i przywiązałam lewą wodzę do rogu. Wyprowadziłam kasztana i zaprowadziłam go do stajni. Tam zdjęłam mu owijki, siodło oraz ogłowie. Jak zwykle sprawdziłam kopyta oraz stawy. Na szczęście wszystko było ok., więc mogłam go zostawić z cukierkiem w pyszczku i odniosłam sprzęt.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skrzydlata
Duży wolontariusz



Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z końca świata

PostWysłany: Nie 12:38, 15 Sie 2010    Temat postu:

Koń: New Bomb
Jeździec: Skrzydlata
Do czego: pole bending
Miejsce: hala i teren

Dzisiaj postanowiłam spróbować z New nową dziedzinę westernu. Mianowicie miało to być pole bending. Gdy szłam do stajni na hali zrobiłam slalom. Drążki były spore, gdzieś wysokości konia i mocno umocowane, aby się nie przewróciły. Zobaczymy co z tego wyniknie. Podeszłam do boksu New z cukierkiem na dłoni. Dałam mu go i pogłaskałam po kasztanowatym łbie. Potem poszłam po siodło i ogłowie konia. Przyniosłam je sobie, lecz oczywiście zapomniałam o skrzyni ze szczotkami. Przyniosłam ją i weszłam do boksu z uwiązem i gumowym zgrzebłem. Przeczyściłam nim ogiera i zaraz zabrałam się za strzepanie kurzu miękką szczotką. Rozczesałam mu grzywę oraz ogon, na koniec wyczyściłam mu kopyta. Był ładny i czyściutki, więc mogłam zacząć go siodłać. Najpierw ogłowie, potem siodło. Teraz już nie było z tym najmniejszego problemu. Wyszliśmy przygotowani na halę, a tam podciągnęłam popręgi i wsiadłam. New z niepokojem patrzył na paliki, lecz po kilku okrążeniach uznał je za niegroźne. Po rozgrzewce w stępie pognałam go do kłusa. Teraz krążyliśmy wokół palików robiąc różne ósemki i wolty przy nich. New nie miał najmniejszej ochoty się do nich zbliżać, ale był w miarę posłuszny i patrząc, aby nie zbliżyć się do nich za bardzo krążył na moje polecenie. Poklepałam go i po kilkunastu minutach przeszłam do stępa. W tym chodzie spróbowałam serpentyny wokół palików. New był bardzo nieufny w stosunku do nich, ale powoli się do nich przekonywał. Po dwóch serpentynach wjechałam na ścianę i przeszłam do energicznego kłusa. Teraz dałam mu trochę poszaleć w tym chodzie, a po trzech kołach zagalopowałam. Ogier poszedł jak zwykle bardzo chętnie. Gdy zrobiliśmy jedno koło najechałam na paliki. Zaczęłam robić wokół nich serpentynę, ale New mocno odbijał od nich i niewiele się nam udawało. Męczyłam go kilkanaście razy, zanim w końcu przeszedł jako tako wokół palików. Gdy tylko wychodziło to tak w miarę klepałam go i chwaliłam. Po dłuższym czasie ćwiczeń we wszystkich chodach ogier był bardziej przychylny co do palików, ale dalej im do końca nie ufał. Uznałam, że on się do tego nie nadaje. Wyjechałam z hali i poprowadziłam go kawałek w teren. Tam stało kilka drzew w rzędzie z mniej więcej równymi odległościami między sobą. Podjechałam do nich i zagalopowałam. Wykonałam dokładnie to samo ćwiczenie co na hali. Teraz koń był ufniejszy, nie bał się drzew i ładnie kręcił. Byłam z niego dumna, ale i tak do tej dyscypliny westernu się nie nadaje. Dałam mu spokój z galopem i przeszłam do spokojnego jogu. Przejechaliśmy się trochę po okolicy, New skubnął trochę trawy z ziemi, przypatrzył się kilku strasznym kamieniom i spierniczył w diabły po zobaczeniu stadka saren przebiegającego przez drogę. Zatrzymałam go dopiero niedaleko stajni, więc uznałam, że go rozstępuję na łące i dam spokój. Krążyliśmy wokół dziur, których było pełno po wykopaliskach prowadzonych przez kreta, jednej większej się wystraszył, bo myślał, że coś tam siedzi. Gdy już wysechł po szalonym galopie podjechałam do jego boksu. Tam zeszłam i rozsiodłałam konia. Siodło zostawiłam i wprowadziłam konia w ogłowiu. Tam je zdjęłam i założyłam mu kantar. Poklepałam go i sprawdziłam kopyta. W jednym z nich utknął większy kamyk, ale nic złego nie zrobił. Na koniec dałam mu cukierka i pożegnałam się z nim. Zaniosłam sprzęt do siodlarni i zajęłam się kolejną robotą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skrzydlata
Duży wolontariusz



Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z końca świata

PostWysłany: Pon 15:33, 23 Sie 2010    Temat postu:

Koń: New Bomb
Jeździec: Skrzydlata
Do czego: barrel racing i minimalny skok
Miejsce: maneż

Postanowiłam pobawić się trochę dzisiaj z New Bombem. Ogier był naładowany maksymalnie energią i kręcił się po całym boksie. Miałam obiekcje przed bezpośrednim wsiadaniem na tego konia. Na początek więc wypuściłam go na padok i patrzyłam jak bryka w samo niebo i galopuje z prędkością konia wyścigowego. Dobrze, że nie próbowałam na niego wsiadać. To mogło się skończyć kalectwem, albo śmiercią. Gdy nadmiary energii z New zostały zrzucone, złapałam go i przyprowadziłam do boksu. Ostatnio zrobiłam możliwość przypięcia konia z dwóch stron, co należało wypróbować. Na początek przypięłam ogiera do uwiązów i wzięłam do ręki gumowe zgrzebło. Tą szczotką wyciągnęłam z sierści New cały kurz, którego nie było aż tak za wiele. Potem wzięłam miękką szczotkę i strzepnęłam nią brud. Później zajęłam się grzywa i ogonem. Ładnie wyczesałam dość długą grzywę i nierówny ogon. Włosie ogona przycięłam nożyczkami na równą długość do pęcin. Na koniec wyczyściłam kopyta, które konik bez problemu mi podał. Poklepałam go i zaczęłam zakładać ogłowie. New chętnie przyjął wędzidło, wiedział, że czeka go jazda, na którą miał ochotę. Potem założyłam siodło oraz owijki, aby w razie zetknięcia z beczką nie zrobił sobie krzywdy. Poklepałam go, przywiązałam prawą wodze do rogu i wyprowadziłam konia trzymając z tę lewą wodzę.
Na hali zaczęłam od podciągnięcia popręgów. New nie miał nic przeciwko, nawet stał, ale czułam, że pod skórą tylko pulsuje mu energia, czeka, aby był galop. Wsiadłam na niego i odwiązałam prawą wodzę. Delikatnie dałam mu sygnał do ruszenia przesuwając rękę do przodu. New ruszył nagle energicznym stępem do przodu, lecz był bardzo grzeczny i skręcał na niewyczuwalne sygnały. Robiliśmy różne wolty, półwolty, ósemki i serpentyny, New szedł cały czas szybkim tempem. Ruszyłam kłusem po rozgrzewce wydając sygnał jak do energicznego stępa. Bomb ruszył nie co szybszym chodem niż kłus pośredni. Również w tym chodzie dawał sobą łatwo kierować i skręcać. Bardzo ładnie wyjeżdżał każdy zakręt, wyginał się jak guma, nie dawał się za bardzo ponosić emocjom. Poklepałam go i zwolniłam do stępa poprzez cofnięcie ręki, dosiadu i ciche „woa!”. New przeszedł do niższego chodu niechętnie, podniósł wyżej łeb i był bardziej nerwowy. Stępem zrobiliśmy jedno koło, potem znowu kłus. W szybszym chodzie przejechałam wokół beczek. New był tak zachwycony jazdą, że nie przejawiał zainteresowania beczkami. Poklepałam go po przejeździe i pognałam do galopu. Na początek zrobiliśmy pełne koło. Ogier wyskoczył momentalnie po oddaniu wodzy tempem nadzwyczaj szybkim, nawet jak na konia, który ma na grzbiecie jeźdźca i siodło westernowe. Pozwoliłam mu zrobić dwa pełne koła szalonym galopem, potem go zwolniłam do szybkiego, ale opanowalnego galopu. Wjechaliśmy na trasę beczkową. Ogier dawał sobą łatwo sterować, po wybieganiu był bardzo grzeczny i nie bał się wielkich, metalowych przedmiotów. Całą trasę pokonaliśmy kilka razy w jedną i drugą stronę. New miał na prawdę dobry czas dnia dzisiejszego i dzisiaj mogli byśmy zawojować świat w tej dyscyplinie oraz w reiningu. Natomiast pleasure i trail byłyby kompletną porażką. Po przejechaniu beczek któryś z kolei raz przeszłam do kłusa i dałam ogierowi możliwość odpoczynku po kolejnym przejściu – do stępa. New powoli człapał na przód, już nie był nabuzowany. Lecz ja zaplanowałam dla niego jeszcze jedno zadanie. Dzisiaj sobie skoczymy coś małego. Podjechałam do miejsca, gdzie składowałam sprzęt i wyciągnęłam kawaletkę. Ogier przyglądał się jej, ale nie bał się, nie uciekał w popłochu. Ustawiłam ją w wolnym miejscu tak, abyśmy mieli spory najazd i dużo miejsca do lądowania, gdyż nie wiedziałam co New może zrobić. Wskoczyłam na niego szybko i ruszyłam po kole w stępie kłusem. Po kolejnych dwóch kołach galop. Delikatnie skierowałam konia na kawaletkę, łydka i skok. Był na tyle delikatny, że nie zdołałam nabić się na róg, chociaż Bomb dość wysoko się wybił. Poklepałam go i przeszłam do kłusa. Nie było tak źle, jak się komuś western na nim znudzi to równie dobrze może chodzić skoki. Fakt, że to już nie ta sama prezencja, ale zawsze coś. Przeszłam do stępa i pozwoliłam mu na rozstępowanie się. Gdy był już suchy po spoceniu się z nerwów i zmęczenia zeszłam i zaprowadziłam go do boksu.
W pomieszczeniu zdjęłam mu siodło, ogłowie oraz owijki. Dałam mu cukierka i pożegnałam się. Wyszłam zabierając sprzęt.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:39, 25 Gru 2010    Temat postu:

Ahh..piękna pogoda na teren. Śniegu po kolana, słońce lekko przygrzewa, ale jest chłodno. Bez wahania popędziłam do SC. Na wejściu spojrzałam w notatki.
-hm... - Zamyśliłam się patrząc tempo w kartkę. Po chwili zadecydowałam. Jak zwykle wezmę Plotkarę, poskaczemy co-nieco i popracujemy na gumkach jak zwykle, a przed nią pojadę sobie w teren na New Bombie. Przywitałam się z łepetynkami i z siodlarni przytargałam sprzęt deresza. Pogładziłam ogiera po głowie i na kantarze wyprowadziłam, następnie uwiązałam. Zdjęłam mu derkę i szybko przeczesałam włosianką. Zlepek dużo nie miał, wiercić tez się nie wiercił, przy rozczesywaniu grzywy i ogona spokojny, kopyta podaje coraz lepiej. Szybciutko osiodłałam łobuza, przykryłam derką, sama się ciepło opatuliłam i na chwilę na maneż.
Dociągnęłam popręg, ustawiłam wszystko co trzeba i wskoczyłam na grzbiet deresza. Bomb obejrzał się na mnie z zdziwioną i zaspaną miną, jednak czując łydki ożywił się aż zanadto i zaczął świrować. Dopiero po chwili udało mi się go jako-tako ogarnąć i występować po ludzku (o ile się da). Rozgrzaliśmy się w 10 minut i na halę. Po takim podłożu pokłusować się nie dało, a chciałam jechać na rozgrzanym koniu. Chociaż wstępnie. Tam zdjęłam derkę z Bomba i od razu kłus. Ogr pobudzony nowym miejscem zrobił się zbytnio żywiołowy, więc do stępa. Myślę, że te 3 koła na stronę nam wystarczą...na początek.
Stępem wyjechaliśmy z pomieszczenia i nasze kroki skierowaliśmy do bramki. Przejechaliśmy przez nią (element trialu) i w miarę spokojnym stępem jedziemy sobie w las. Było jeszcze jasno, śnieg chrzęścił pod nogami, a po drzewach biegały wiewóry. Rude stworzonka uciekały na nasz widok, co wzbudzało zainteresowanie ogiera. W końcu zakłusowaliśmy, ale sprawdziłam uprzednio czy popręg jest dobrze zapięty. Musiałam go dociągnąć jeszcze o dziurkę i voila! Bomb na początku trzymał łepek w górze, był pobudzony, uważnie rozglądał się po otoczeniu. Z czasem jednak przestały go dziwić czmychające spod nóg zwierzątka natomiast atrakcją numer jeden stał się śnieg, pryskający sprzed jego nóg. Z chrapami przy ziemi kłusował nie raz wpadając noskiem w śnieg, co wywoływało serię parsknięć i prychnięć połączonych z machaniem głową. Pod dłuższym czasie kłusowania odbiliśmy w lewo, na szeroką, nienaruszoną drogę. Śniegu było ponad pół metra, więc nawet przy takim koniu jak Bomb rozpryskiwał się tak wysoko, że po chwili zamiast dziewczyny na koniu był bałwanek mini na bałwanku maxi. Napotkaliśmy lekki podjazd pod górkę. Był malutki, jednak wymagał od ogra nieco zaangażowania. New dzielnie wspiął się na szczyt pagórka, gdzie przystanęliśmy. Widok ośnieżonych pól i łąk, drzew w śniegowych czapach wzbudzał we mnie ogromną radość i chęć do pracy. Była to dość specyficzna cecha mojego charakteru. Deresz otrzepał się z resztek śniegu i parsknął. Przyłożyłam delikatnie łydki i chwila stępa na złapanie oddechu. Kłusowanie w takim śniegu najprostsze nie jest. Zjechaliśmy sobie z pagórka i przed nami ukazała się wspaniała, ośnieżona prosta, po której zawsze galopowałam. Nie czekając na nic przyłożyłam odpowiednie pomoce i ruszyliśmy żwawym galopem przez tumany śniegu. Biały puch przeważnie lądował mi na twarzy, jednak jeszcze widziałam drogę. Na końcu drogi był lekki zakręt. Zwolniliśmy do równego lope i na luźnej wodzy pokonaliśmy zakręt. Ukazała nam się kolejna długa i prosta ścieżka. Bez wahania przyłożyłam mocniej łydki i popędziłam ogiera do mocnego, szybkiego galopu. Prawdopodobieństwo poślizgu było nikłe, ta droga śliska jest niezmiernie rzadko, więc nie bałam się, tylko popuściłam Bombowi jak najbardziej wodze. Deresz parskając z głową nisko gnał przed siebie, jednak uważnie stawiał kroki. Wiatr zamrażał policzki i nos, śnieg też dokładał swoje, jednak dobra zabawa dla nas obojga rekompensowała każdą wadę takich szaleństw. W końcu zobaczyliśmy zakręt. Zaczęłam zwalniać ogiera. Dość szybko przeszliśmy do lope i pojechaliśmy znów w prawo. Naszym oczom ukazała się ogromna przestrzeń. Byliśmy na polach i łąkach, które prowadzą do ścieżki w stronę SC. Popędziłam deresza i znów galopując przed siebie do upadłego pokonaliśmy prawie cały odcinek. W końcu Bombek cały mokry zaczął sam z siebie zwalniać. Zrozumiałam, że zapasy jego energii się wyczerpują. Nie pozwoliłam mu jednak jechać zbyt wolno. Przy okazji mogliśmy popracować nad kondycją młodego. Jadąc sobie spokojnym galopikiem, w jumie już lope dotarliśmy do owej ścieżki kierującej nas bezpośrednio do SC. Przeszliśmy do kłusa. Otrzepałam się jako-tako z białego puchu i spokojnie wracamy sobie do domku. Widząc już budynki Stajni deresz ożywił się nieznacznie. Kilkaset metrów przed bramką zwolniliśmy do stępa. Wjechaliśmy na teren SC i na halę. Tam przykryłam ogiera derką i jeszcze 10 minut stępa w ciepełku. Dopiero teraz czułam odmarzający nos i policzki. Zadowoleni stanęliśmy przy drzwiach hali. Zsiadłam z ogiera, poklepałam go, poluźniłam przy siodle popręg, przewiesiłam strzemiona przez siedzisko i wracamy do stajni.
Bomb wykończony zimowymi szaleństwami stał jak aniołek wówczas gdy ja rozsiodływałam go, wycierałam dokładnie, pielęgnowałam mu kopyta i zakładałam cieplutką, zimową derkę. Z ogromną chęcią przyjął wszelakie pieszczoty i smakołyki, a gdy wyszłam z boksu wyjrzał z niego i trącił mnie lekko noskiem.
-Oj świrusie... - Powiedziałam gładząc go po czole. W końcu zostawiłam Bomba z pysznym siankiem, a sama odniosłam i wypielęgnowałam jego sprzęt. Zadowolona ruszyłam pracować dalej, teraz czekała na mnie Plotkara Smile

słów: 826 (+800)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skrzydlata
Duży wolontariusz



Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z końca świata

PostWysłany: Pią 14:20, 31 Gru 2010    Temat postu:

Koń: New Bomb
Jeździec: Skrzydlata
Do czego: pleasure
Miejsce: hala

Z ręką w gipsie wiele zrobić nie mogłam, ale na pleasure na New Bombie mogłam poświęcić trochę czasu, zwłaszcza, że miałam zdrową rękę prawą.
Ogierek stał sobie spokojnie w boksie, więc szybko wzięłam szczotki, po czym uwiązałam konia w boksie i zaczęłam czyścić. Miałam nadzieję, że New zrozumie mój ból i nie będzie świrować. Nic nie wskazywało na to, że jest jakiś pobudzony.
Wyczyściłam go dość szybko, po czym poprosiłam stajennego, żeby wyprowadził mi go na lonżownik. Gościu był zdziwiony, że zabieram się za konia z ręką w gipsie, ja jednak uznałam, że nic mi nie będzie.
Na lonżowniku, bez lonży przegoniłam konia kilka razy w kłusie i galopie, żeby mieć pewność, że jest spokojny. Wszystko było ok., więc już sama zaprowadziłam go do stajni. Tam poprosiłam, żeby mi go osiodłano. Jeszcze tylko wyprowadzenie i nie sprawiam kłopotu. Jeśli kowboje mogli postrzeleni jeździć, to i ja z ręką w gipsie mogę.
Na początek wsiadłam i sprawdziłam sterowność. Okazało się, że ogier nie zapomniał westernowych trików i bez problemu dawał się prowadzić. Niestety nie miałam możliwości go poklepać, nad czy wielce ubolewałam i tylko głaskałam go gipsową ręką.
Po rozgrzewce w stępie, podczas której pokręciliśmy się dla urozmaicenia po całej hali, ruszyliśmy jogiem. Ogierek nie bujał zbyt mocno i mogłam rozkoszować się przyjemną jazdą. Coś mi się widzi, że jak wrócę do stajni to pojeżdżę na Niebieskim.
W jogu zrobiliśmy kilka prostych wolt i pełnych kółek. Na moment przeszliśmy po tym do stępa, żeby mogła wygodniej się usadowić, po czym znowu ruszyliśmy jogiem.
Po kilku chwilach jogu dodałam łydki i ogier ruszył lope. Aż mi się zachciało jechać w teren! Niestety nie mogłam sobie na to pozwolić. Eh... Szkoda. Przynajmniej Ruffka jest spokojniejsza.
W lope spróbowałam zmienić nogę, jadąc ósemkę. New, chodząc również reining, powinien sobie z tym poradzić. No i poradził. Ładnie zmienił nogę, przy czym mnie pięknie zakołysało. Utrzymałam jednak równowagę.
Przećwiczyliśmy zmianę kilka razy, po czym znowu przeszliśmy do jogu. Wykołysałam się w tym chodzie i stęp.
Rozstępowałam konika, po czym zaprowadziłam do stajni. Tam rozsiodłał go stajenny i również stajenny zabrał sprzęt, ja tylko wzięłam ogłowie i skrzynkę.

marnie... 361 słów - 150h dla mnie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Skrzydlata
Duży wolontariusz



Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z końca świata

PostWysłany: Śro 18:56, 26 Sty 2011    Temat postu:

Koń: New Bomb
Jeździec: Skrzydlata
Do czego: początki pole bending
Miejsce: hala

Na początek poustawiałam sobie słupki do pole bendingu. Szerzej niż ustawa przewiduje, żeby mi się konisko nie zniechęciło. Wyszło w sumie 7 stojaczków.
Poszłam do stajni, gdzie czekał na mnie sprzęt New i sam koń w boksie. Przywitałam się z nim głaszcząc go po głowie. Weszłam do boksu i wyprowadziłam konisko przed boks. Tam zaczęłam go czyścić. Poszło sprawnie, po chwili był czysty, więc osiodłałam go szybko. Bombek już dreptał niespokojnie w miejscu, wiedział co się kroi, więc nie przedłużając wyszliśmy na halę.
Tam New doznał szoku. Zobaczył kijki do pole i stanął jak wryty. Wykorzystałam okazję i szybko przygotowałam go do jazdy, po czym wsiadłam i dałam łydkę do ruszenia. Nic. Dałam kolejną, mocną. Ruszył, ale ciągle zerkał na drążki. Zobaczymy co z tego będzie. Pewnie niewiele, ale spróbować można.
Najpierw rozgrzewka. Kiedy już New oswoił się z widokiem badyli podjechaliśmy do nich. Ogier miał do nich obiekcje, ale dał się poprowadzić slalomem. Oczywiście uważał, żeby przypadkiem jakiegoś drąga nie potrącić.
Po stępie przyszedł czas na kłus. Bombek ruszył dość szybko, ale dało się go prowadzić slalomem. Powolutku odzyskiwał panowanie nad sobą i przestawał zwracać uwagę na pałąki, a zaczął na mnie, kiedy przyszło do zrobienia ostrego nawrotu przy ostatnim pałąku. Dla niego to nic nie znaczyło, umiał roll backa.
Po tym zagalopowałam, jednak najpierw na całości. New chętnie przeszedł do wyższego chodu. Poklepałam go i nie przyspieszałam, raczej przytrzymywałam, żeby nie leciał jak wariat.
Po kilku kołach na obie nogi zwolniłam go do stój przy samych pachołkach. W chwili kiedy dałam łydkę do galopu musiał oczywiście uciec. Z powrotem podjechaliśmy tym razem jednak udało się. New uznał, że pałączki nic mu nie zrobią, dopóki siedzi na nim człowiek. Przejechaliśmy ładnym slalomem wokół drągów. Poklepałam kasztanka i pozwoliłam na swobodny galop wzdłuż ściany. Po tym znowu zatrzymałam przed slalomem i wykonałam go jeszcze raz, tym razem z nawrotką. Ogier musiał zmienić nogę, co oczywiście zrobił. Po przejeździe poklepałam i zwolniłam do kłusa. New grzecznie się wykłusował, po czym występował.

Zaprowadziłam koniaka do stajni, gdzie rozsiodłałam go i zbadałam nogi, czy nic im nie jest. Wszystko było w porządku, więc zabrałam sprzęt i poszłam.

354 - 300h i 6 punktów dla mnie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Joanne
Stały bywalec



Dołączył: 11 Lut 2009
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 12:38, 21 Lut 2011    Temat postu:

Postanowiłam wsiąść dziś na Bomba. Oczywiście na oklep, pojedziemy sobie w lekki teren. Deresz stał przygaszony przy bramce padoku. Zagwizdałam i dopięłam mu uwiąz do kantara.
-Chodź Bomb....no chooodź! - Mówiłam wyciągając wręcz ogiera z padoku. Był naprawdę przygaszony. Może powrót zimy go tak załamał? No nic. Ponaglając nieco deresza dotarłam przed boks. Uwiązałam go lekko i wyczyściłam. Miał sporo zlepek, jednak z łatwością je pokonałam. Kopyta podał niechętnie, ale nie musieliśmy się o nic sprzeczać. W końcu założyłam mu na nogi ochraniacze, na swoją głowę kask, na jego ogłowie i w sumie byliśmy gotowi do jazdy. Wyczłapaliśmy się przed stajnię, gdzie podprowadziłam deresza pod schodki, na które weszłam, następnie usadowiłam się na grzbiecie ogiera.

Przyłożyłam łydki do stępa. New niechętnie zaczął poruszać ię powoli i ociężale, jak nigdy. Zsiadłam i sprawdziłam, czy wszystko gra. Nic nie wskazywało na żadną kontuzję czy chorobę, więc wsiadłam na nowo i mocniej pchnęłam deresza do przodu. Nieco żwawszy stęp, ale nadal Bomb był śnięty. Wyjechaliśmy w las. Jechaliśmy prostą, szeroką drogą przez jakieś 10 minut, następnie skręcamy w lewo. Bomb zareagował dopiero na mocne zadziałanie zarówno dosiadem, łydkami, jak i wodzą. "No się z nim dzieje?" pomyślałam. "Może ma zły dzień" Odgoniłam wszelkie nerwy i pora na kłus.
Przyłożyłam mocno łydki, wypchnęłam biodra do przodu i powolny, leniwy kłus. W sumie jechaliśmy jogiem, tyle, że nieplanowanym. Przykleiłam się do grzbietu deresza i przyłożyłam mocniej łydki. No, to już można nazwać kłusem. Niestety, wystarczało na chwilę utracić rytm i nie przyłożyć łydki, by ogier zwolnił. Zrezygnowana zrobiłam sobie z jakiejś gałązki bat. Przyłożyłam łydki - leniwy stęp. No to zatrzymanie i teraz łydki z batem na zadzie. Z lekka mi oddał na tego bata, ale ruszył kłusem. Jechaliśmy sobie krętą i równą ścieżką, która z czasem zaczęła falować coraz bardziej, co spowodowało zwolnienie tempa. Pogoniłam Bomba i utrzymujemy równy kłus. Postanowiłam spróbować na nim chodów bocznych. Doskonale wiedziałam, że je potrafi, na dobrą sprawę każdego konia nauczysz ustępowania. Przyłożyłam odpowiednie pomoce, zadziałałam trochę wodzą i....nic. No to mocniej i wyraźniej. Nadal bez skutku. Wzięłam bata w lewą dłoń i puknęłam zad, by obudzić śpiącego konia. Skulił uszy, jednak nic więcej. Mocno pomoce, mocna wodza i w końcu się udało. Poklepałam go, przełożyłam bata i w lewo. Trochę łatwiej, choć czułam, że nie reaguje na wodzę. Jeszcze 2 ustępowania i skręcamy mocno w prawo. Droga się wyrównała, a podłoże zrobiło lekko podmokłe. Czas na galop.
Przyłożyłam łydki i wypchnęłam ogiera do przodu. Ruszył leniwym, czterotaktowym galopem. Użycie bata go pobudziło. Strzelił z zadu i ładnie pogalopował przez chwilę, by potem znów zacząć zwalniać. Nie pozwoliłam mu i łydkami przypilnowałam tempa. Sekundę po zagalopowaniu skręcamy w lewo na pola. Tu New się obudził. gdy tylko poczuł luz na wodzy ruszył z kopyta leciutko strzelając z zadu. Pędziliśmy przez pola jak szaleńcy, wystraszyliśmy stado ptaków, które z krzykiem podniosły się w stronę nieba. Bomb nie zwrócił na nie zbytniej uwagi, nadal pędził przed siebie. Przed nami ukazywać zaczęła się miedze, przez którą trzeba było skoczyć. Nie była wysoka, ale chciałam ją ominąć (obok był niższy fragment, przez który mogliśmy spokojnie przegalopować). Chciałam to dobre słowo. Gdy chciałam go wykręcić w prawo nie zareagował. Zaparł się i leciał na tą skarpę. Pozostało mi tylko modlić się, by oddał dobry skok. Zamknęłam oczy i poczułam tylko, jak dzikus wybija się mocno, bierze łeb w dół i miękko ląduje, po czym ukazuje radość bryknięciem i galopuje dalej. Otworzyłam oczy. Miedza za nami, a my cali i zdrowi. Pola się już kończyły, więc usiadłam mocniej na kości ogonowej, ściągnęłam wodze i hamujemy. Udało się przejść w spokojny lope. Zmusiłam Bomba do pojeżdżenia po kole, potem po ósemce ze zmianami nogi. Musiał być skrętny, inaczej zabilibyśmy się na najbliższym drzewie. W końcu galopując z drugiej nogi wjechaliśmy sobie spokojnie w las. New zaczął gasnąć, wyraźnie te wariacje na polach odebrały mu resztki sił. Przeszedł do kłusa, na co zareagowałam natychmiastowym wypchnięciem go w galop. Przypilnowałam przez chwilę i do kłusa.
Pilnowałam, by ogr nie gasł i wracamy na główną drogę, prowadzącą do SC. Bomb już trochę sterowniejszy, ale zmęczony kłusował luźno, z łbem w dole, ja zmuszałam go do skręcania i reagowania na wodze, łydki. W końcu przeszliśmy do stępa. Nieco ponad 10 minut człapaliśmy i człapaliśmy tym stępem aż się doczłapaliśmy do stajni. Zatrzymałam konia, zeskoczyłam na ziemię i sprawdziłam, czy nie jest zgrzany. Chłodny jak lód, zero dyszenia, to wracamy do domu.

Zatrzymałam Bomba przed boksem. Zdjęłam ochraniacze, ogłowie, przeczesałam gdzie trzeba było i odprowadziłam na padok, gdzie deresz stanął przy bramce i zaczął pochłaniać siano, zostawiane koniom zimą w różnych miejscach. Westchnęłam i poszłam pozbierać sprzęt.

słów: 767 (+700)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Stajnia Centralna Strona Główna -> Stare treningi, odwiedziny Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin